- W empik go
Poranki Karlsbadzkie czyli Rozbiór zarzutów, uzupełnień i uwag nad pismem "O urządzeniu stosunków rolniczych w Polsce" - ebook
Poranki Karlsbadzkie czyli Rozbiór zarzutów, uzupełnień i uwag nad pismem "O urządzeniu stosunków rolniczych w Polsce" - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 521 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Łaskawe przyjęcie, jakiego doznało od publiczności pismo moje pod tytułem: 0 urządzeniu stosunków rolniczych w Polsce, w r. 1851. w Poznaniu wydane, oczywistym jest dowodem, iż w niem dotknąłem jedno z tych pytań żywotnych, które każdego obchodzą, iż właśnie nadeszła chwila, w której przedmiot mej pracy sam z siebie pod względem socyalnym i ekonomicznym ważny i zajmujący, nabierał nowego znaczenia i stawał się przedmiotem chwili obecnej. Lecz jeśli pod tym względem, jednostajne panowało uczucie; to inaczej rzecz się miała, co do środków rozwiązania zadania, przezemnie wskazanych. Zewsząd dochodziły mnie krytyki, zarzuty, uwagi, tak co do szczegółów podanego przezemnie projektu, jak nawet do samej jego podstawy. Niektóre z nich trafiały do mego przekonania, inne dowodziły mi potrzeby pojedynczych zmian; wyjaśnień, zwłaszcza tez uzupełnienia; lecz zbiór ich nie potrafił wstrząsnąć we mnie wiary, w raz przyjęte za – sady. Było wiec koniecznością, więcej powiem, obowiązkiem, odeprzeć poczynione mi zarzuty, jaśniej i dokładniej wyłożyć zdania i twierdzenia moje, poprawić co było do poprawienia, uzupełnić co było niedostatecznie rozwiniętem. Okoliczności które tu przytaczać byłoby zbytecznem, nie dozwoliły mi natychmiast wziąść się do dzieła, upływały lata i musiałem odwlekać wykonanie zamiaru. Tymczasem wydrukowane egzemplarze mojej książki, całkowicie się rozeszły; że zaś traktowane w niej pytanie, stawało się dla naszego kraju coraz bardziej naglącem, a praca moja, jeśli nie trafności pomysłu, to przynajmniej miała zasługę pracowitości wykonania, przedstawiając dużo faktów i materyałów, użytecznych nawet tym, którzy zdań moich nie podzielali, przeto nie ustawały żądania o nabycie tej książki. W takiem położeniu, widoczną była potrzeba drugiej edycyi; zachęcała mnie nadto do niej niepoprawność korrekty pierwszego wydania. Szło więc tylko to, czy w wydaniu powtórnem pomieścić odpowiedź na za zarzuty, tudzież poprawki i uzupełnienia, czyli też z rzeczonych zmian i dodatków, oddzielną całość utworzyć? Pierwsza droga zdawała mi się mniej właściwą; trudniej przerobić pismo, niż je dodatkiem uzupełnić; prócz tego w formie jaką byłem przyjął do mego wykładu, wtrącenie rozbioru zarzutów byłoby prawie niepodobnem, przerywało bowiem samą treść, odrywając niepotrzebnie uwagę czytelnika. Nadto każdy posiadający pierwszą edycyę, niezawodnie nie był – by nabywał drugiej, dla tego jedynie, że jest kompletniejszą. A jednak to co miałem dodać i odmienić, było według mnie tak ważnem, iż pragnąłem, by doszło do każdego, który pierwsze wydanie przeczytał. Z tych powodów obrałem inną drogę: w powtórnem wydaniu, co do samej treści umieściłem tylko niektóre mniej znaczące poprawki, troszcząc się głównie o staranniejszą korektę, o uniknięcie omyłek druku, które tak nielitościwie szpecą pierwszą edycyę. Wszystko zaś co miałem do dodania, by uzupełnić moją pracę, postanowiłem w osobnem piśmie umieścić. Sądziłem przytem właściwem, by rzecz całą uczynić ile być może przystępną i łatwą do czytania. W tym celu przyjąłem formę rozmowy, a raczej dyskussyi. Forma ta pozwoliła mi, nietylko skreślić główne zdania i opiniję, krążące w naszym kraju o kwestyi włościańskiej; ale nawet uwzględnić odcienia tychże opinii, umieszczając żywcem zakommunikowane mi przez łaskawych na mnie czytelników piśmienne zarzuty i spostrzeżenia, oraz załączając na nie moje odpowiedzi. Obok tego forma ta pozwoliła mi, wdawać się w zboczenia na pozór oderwane, a jednak w przekonaniu mojem mające konieczny związek z całością. Nakoniec, żeby obecnie przedstawione publiczności, Poranki Karlsbadzkie , mogły być dokładnie zrozumiane, nawet przez takiego co nie czytał poprzedniego mego pisma, treść onego określiłem w ogólnych zarysach, powtarzając wykład samego projektu, w kształcie ile można jasnym i popularnym.
Wszelako mimo tych powtórzeń sadzę, iż niniejsza praca mieć będzie więcej zajęcia dla takich, którzy z pierwszą oznajmić się raczyli; znajdą w niej bowiem usunięcie niejedne] wątpliwości i dopełnienie niejednego braku, który ich może w pierwszem mojem dziele uderzył. Mam więc nadzieję, iż tych, którzy główne moje zasady podzielają, potrafię utwierdzić w przymierzu, a prócz tego może którego z moich przeciwników przekonać i nawrócić. W każdym razie, tak pomyślny i pożądany wypadek, nie przypiszę osobistej mojej wartości, ale słuszności przyjętych przezemnie zasad, względem których coraz głębszego nabieram przekonania.TREŚĆ.
Zawiązanie się rozpraw nad urządzeniem stosunków rolniczych w Polsce. – Opis osób do tychże rozpraw należących.
Nie raz zdarzyło mi się, słyszeć osoby utyskujące na skłonność Polaków do podróżowania, zwłaszcza też przypisujące, jedynie zwyczajowi i modzie tak częste i gromadne zjeżdżanie się niby na kuracyę w Karlslbadzie; wyrzucające stratę czasu i marnowanie wśród cudzoziemców pieniędzy z takim mozołem uzbieranych; kiedy przecież Polska posiada źródła uzdrawiające, jako: Busko, Solec, Szczawnica, Krynica, Ciechanówek, Krzeszowice i t.p. Wyrzuty te w części są słusznemi, jednakże moralistom odpowiedzieć można, że w ojczyźnie zwykle tak duszno, iż nic dziwnego, że nam zdrowiej kiedy nie kiedy innem odetchnąć powietrzem; (1) dalej, że pierwszą zasadą wszelkiej kuracyi jest myśl swobodna, zupełne oderwanie się od kłopotów i interessów, co jest niepodobnem, póki się człowiek w własnym kraju znajduje, bo go daleko łatwiej zła wiadomość doścignie. Nakoniec, że każde wody z innych składają się pierwiastków, – (1) Nie myślę wcale twierdzić, iż w sąsiednich państwach ma być koniecznie swobodniej, niż u nas; lecz ktokolwiek podróżował za granicą, ten mi pewnie nie zaprzeczy, iż u rządów, zwłaszcza też niemieckich, często troskliwość polityczna ustępuje względom materyalnego zysku. Policya austryjacka, powszechnie znana z swej dokuczliwej gorliwości; wszakże by nie odstręczyć cudzoziemców, w Karlsbadzie i w innych podobnych zakładach, w baranią skórkę się przyodziewa, jak owa panna na wydaniu, co to w salonie zawsze cicha, skromna, uprzejma, niby anioł dobroci;, lecz czy taką jest… istotnie? proszę się zapytać sług i domowników.
a więc każde tylko na pewne choroby są lekarstwem; że karlsbadzkie są specyalne przeciwko słabościom żółciowym i wątrobianym, a właśnie jeżeli komu, to Polakowi na zatwardzenie wątroby i wylanie żółci chorować się godzi. Lecz z pokorą oświadczyć muszę, że w tym przedmiocie nie moge być sędzią; rozprawiam jak Cycero: pro domo sua, a cały ten ustęp ma jedynie na celu, bym w końcu śmiał się przyznać, że i ja w roku 185… byłem na kuracyi w Karlsbadzie.. Zastałem tam, jak zwyczajnie, mnóstwo współziomków, jak zwyczajnie, polonia trzymała się kupy. Nie ma narodu, któryby łatwiej od nas obce zwyczaje przyjmował i do własnego kraju wprowadzał tryb życia cudzoziemski, a przecież nie ma narodu, którego członkowie jak raz wyjadą za granicę, chętniejby się witali z spotkanymi rodakami, i więcej się ojczystemi wspomnieniami karmili. Anglik turysta, na stałym lądzie unika Anglika, jak gdyby tenże był dżumą zarażony; Niemiec kolonista lub przemysłowiec, jeszcze w trzeciem pokoleniu, wiernie w kraju, w którym osiadł, przechowuje germański obyczaj; jednakże jeśli mu się dobrze powodzi, nie tęskni za dawną ojczyzną. Przeciwnie Polak, zdaje się, że po to tylko podróżuje, by szukać wędrujących po świecie Polaków; a jeśli go okoliczności do obcej ziemi przykują, choć łatwo straci powierzchowność narodową, choć nawet w mowie zbyt szybko przejmie cudzoziemskie zwroty; jednakowoż wciąż duszą ulatuje w sosnowe bory Mazowsza, lub w kwieciste stepy Ukrainy. I to jest szczególnym, że tacy, którzy w Polsce z sobą sąsiadując, ledwie raz w rok wzajemnie siebie odwiedzają, niechno się zetkną za granicą, będą nieodstępnymi towarzyszami, jakby przykutymi do siebie; by znowu za powrotem do ojczyzny, równie rzadko jak dawniej się widywać. Czy przyczyna tego leży w stosunkach politycznych, które w kraju wstrzymują objaw życia towarzyskiego? czy w zawikłaniu interessów majątkowych, które kładą tamę rodzinnej naszej gościnności? Bądź co bądź, jest to factum niezaprzeczone, iż obecnie dopiero za granicą wrodzona nasza towarzyskość na jaw występuje.
W Karlsbadzie, jak wiadomo, jest kilka źródeł odmiennych; każdy pacient z rana, według stopnia i rodzaju choroby, to z jednego to z drugiego pije. W tej więc porze dnia towarzystwo jest rozproszone: dopiero po wypiciu ostatniego kubka i godzinie chodzenia przystępuje się zwykle z wielkim apetytem do śniadania, to jest do kawy. – Otóż Polacy znajdujący się na kuracyi, przynajmniej ci, których nogi na większe przechadzki pozwalały, regularnie na ową kawę zbierali się w tak nazwanej sali przyjacielskiej (Freundechaftssaal), gdzie usiadłszy nad malowniczym brzegiem słowiańskiej rzeczki Cieplej, która Niemcy nazwiskiem Tepel przechrzcili, wychyliwszy każdy swoję półporcyi na wspak, to jest mleczno przyrządzonej kawy (eine halbe verkehrt) (1) i zapaliwszy cygaro, nuż dopiero gawędzić.
Zarzucają i słusznie Polakom, że zanadto zajmują się polityką, że każden z nich więcej przemyśliwa o urządzeniu świata, o stosunkach międzynarodowych, a zwłaszcza o wojnie powszechnej, aniżeli o wewnętrznych domowych interessach; że wszelkie nadzieje lepszej przyszłości nie na uporządkowaniu wewnętrznem, ale na pomocy zewnętrznej opiera. Jestto wielka i święta prawda, wszakże mniej zastosowaćby się dała do towarzystwa polskiego w r. 185… w Karlsbadzie zgromadzonego, gdyż przeciwnie bardzo mało rozprawiano w niemo polityce, a bardzo wiele o domowych kłopotach, o kwestyach wewnętrznego urządzenia. Z tych najważniejszą jest bez wątpienia obecnie, uregulowanie naszych stosunków włościańskich; najwięcej też nią się zajmowano. Właśnie przed kilku laty byłem wydrukował w Poznaniu pismo w tym przedmiocie; prócz tego wyszły były i inne dzieła, a mianowicie: w r. 1849. Kwestya włościańska w Polsce i w Rossyi; w r. 1852. Rozbiór tej kwestyi, z miesiąca Stycznia 1852. r. recenzya o mojem piśmie Przeglądu poznańskiego, oraz artykuły w rocznikach gospodarstwa krajowego.
–- (1) Niemcy piją kawę, dolewając bardzo mało śmietanki. Ztąd w karlsbadzkich kawiarniach niemieckie pół porcyi nazywają eine halbe rechte, polskie zaś eine halbe verkehrt.
Był więc przedmiot sam z siebie ważny, były materyały ułatwiające o nim dyskussyę. Prócz tego tę dyskussyę tem bardziej nauczającą, czyniła okoliczność, iż szczególniejszym trafem osoby schodzące się na śniadanie do sali przyjacielskiej, były więcej z tą kwestyą, obeznane, niż się to powszechnie między Polakami zdarza; a nadto przedstawiały główne opiniję i rozmaite zdania w tej kwestyi, w kraju się objawiające. Jeden się jej lękał jak mieszkaniec Neapolu, gdy się zanosi na wybuch Wezuwiusza; drugi przeciwnie, uśmiechał się do niej, jako do przedniej straży owej rewolucyi socyalnej, która miała szczęście ludzkości zapewnić; inny się nią zajmował jako ważną odnogą ekonomii politycznej; ten znowu widział w jej załatwieniu ważne studium chrześciańsko historycznego rozwoju, niejako przesiąkanie prawd Ewangelii w instytucye społeczne; ów wreszcie upatrywał w niej sposobność naprawy politycznego błędu przez ojców naszych popełnionego, błędu, któremu przypisywał po części zwichnięcie naszych instytucyi, osłabienie sił żywotnych, a tem samem kraju upadek. Aczkolwiek każde pojedyńcze zdanie, z innej strony wyświecając przedmiot i zwracając uwagę na pewne tylko szczegóły, same w sobie i oderwano wzięte, z konieczności było jednostronnem; za to razem złączone, dopełniały się wzajemnie. Zbiór ich przeto, ścieranie się między niemi, musiało całość w prawdziwem świetle wystawić, przynosząc wszelkie korzyści parlamentarnej rozprawy. Rzecz rozbierano z bardzo różnostronnego stanowiska, czyniono mi zarzuty wprost siebie przeciwne; musiałem się odcinać, jak odyniec przez ogary szarpany. W tych walkach nie zawsze odniosłem zwycięstwo, lecz zawsze pożytek; gdyż albo ugruntowałem się w mojem poprzedniem zdaniu, albo przekonawszy się, że byłem w błędzie, zmodyfikowałem je na lepsze; albo wreszcie dowiedziałem się nowych szczegółów, uzupełniających moje dotychczasowe wiadomości. Z tego powodu codziennie po odbytej dyskussyi wróciwszy do domu, spisywałem sobie jej treść i uczynione spostrzeżenia. Sądzę, że nie będzie bez zajęcia i użytku, gdy je publiczności przedstawię. Zanim jednak uczynię, muszę pierwej wytłomaczyć w krótkości, w jaki sposób zawiązały się wspomniono rozprawy.
Przybywszy do Karlsbadu wieczorem, zaraz następnego poranku spotkałem się u Szprudla z oddawna mi znajomym pułkownikiem R., właścicielem wzorowie zagospodarowanego majątku w Mazowieckiem, a którego zdanie w rozprawach opisanych najwyżej przezemnie cenionem było. Niech mi wolno będzie nieco bliżej czytelników moich z nim zapoznać. Wprawdzie nie był to ani sawant ani literat; lecz brak ten książkowej erudycyi, zastępowała w nim bystrość pojęcia, trafność sądu, prawość i dzielność charakteru. W piętnastym roku życia, zaciągnąwszy się do wojska księstwa warszawskiego i skończywszy edukacyę pod ogniem armat Raszyna, Mozajska i Lipska, służył zaszczytnie w polskich szeregach do końca wojny 1831. r.; następnie nic oddalił się z kraju, w przekonaniu, iż użyteczniej można służyć ojczyźnie, pozostawszy w niej i dzieląc jej koleje, aniżeli tułając się po świecie, by dla niej pomoc od obcych wyżebrać. Osiadł więc na wsi i mimo trudności, jakie zrazu napotkał z powodu braku ekomicznych i technicznych wiadomości, przy silnej woli i nieustannej pracy, potrafił z przemysłowego płodozmiennego gospodarstwa osiągnąć znakomitą intratę. Potrafił przytem, polepszyć byt wiejskiej ludności, potrafił wreszcie pozyskać wziętość, poważanie i przychylność sąsiadów i znajomych.Łatwo pojąć, ile byłem szczęśliwy ze spotkania się z szanownym pułkownikiem, i że chętnie dałem się namówić, by mu towarzyszyć na kawę do sali przyjacielskiej. Przez drogę spytałem się go, czy wielu Polaków jest w Karlsbadzie?
– Jest ich dosyć, odpowiedział, lubo mniej może, niż zwyczajnie; ale między nimi jest kilku naszych wspólnych znajomych.
– Któż taki?
– Nasamprzód radca S. z Warszawy.
– Ah! ów urzędnik banku, angloman, ekonomista; bardzo rad jestem z tego, będziemy rozmawiać o kredycie i organizacyi pracy.
– Jest także ksiądz proboszcz z Brzezin. – A ten co tu robi?
– Co robi? stara się podłatać zdrowie, zbytnią pracą nadwerężone.
– Zawsze mówiłem mu, że wielkie szczęście dla niego, że Pijarów skassowano; gdyby był pozostał w zgromadzeniu, byłby się nad książkami zamęczył. Teraz przynajmniej obowiązki probostwa, które tak gorliwie zapewnie wypełnia, dużo mu czasu zabierają i zmuszają do ruchu i fizycznych zatrudnień. Teraz przeto nie powinienby ze zbytku pracy umysłowej chorować.
– Cóż chcesz, natura wilka ciągnie do lasu. Dobrał sobie sprężystego wikarego i na niego zdał wszelkie gospodarskie zatrudnienie. Unika styp i zjazdów, i o ile mu pozostaje czasu od nabożeństwa i odwiedzania chorych, poświęca go ulubionym swoim historycznym pracom. Może niedojeść i niedospać, ale bez książek swoich obejść się nic może.
– Byłoby do życzenia, gdyby się więcej kapłanów, a w ogólności ludzi jemu podobnych, w naszym kraju znalazło. Towarzystwo jego wielce nauczające i przyjemne. Chętnie poprzestałbym na wymienionych dotąd osobach, lecz pewno nie na nich koniec.
– Rzeczywiście, jest jeszcze wielu Polaków, i to z różnych zakątków kraju; między innemi pan marszałek M. z pod Kijowa.
– Słyszałem o nim. Ma to być porządny obywatel, właściciel kilku tysięcy dusz, nie założonych w banku, czyli po naszemu, właściciel majątku kilkumilionowego, nie obdłużonego hipotecznie. Mówiono mi także o nim, że się chował w Krzemieńcu pod nadzorem, jak zwykle u naszych wielkich panów, guwernera Francuza; że za młodu był gorącym patryotą, lecz później, ostudzony podróżą do Wołogdy, na koszt rządu przedsięwziętą, stał się ostrożniejszyni w mowie i czynie, do tego stopnia, iż pozyskał zatwierdzenie władzy na urząd marszałkowski. Zresztą, radbym więcej o nim powziąść szczegółów.
– Nie dosyć z bliska dotąd go poznałem, bym mógł o nim stanowczo wyrokować. Sądząc z powierzchowności, jest… to człowiek uprzejmy, salonowy, ubiera się podług mody paryzkiej, z damami rozmawia zawsze po francuzku, kucharza ma Francuza, kamerdynera Włocha; lecz z pod tego cudzoziemskiego płaszczyka wygląda zawsze szlachcic polski, pan na Ukrainie. Francuz kucharz musi tu w Karlsbadzie przyprawiać barszcz, bigos i pirogi z serem; a Włoch kamerdyner, podawać panu przed obiadem czarkę prawdziwej starki litewskiej, i to pomimo gróźb i zakazów miejscowego lekarza. Oprócz osób powyżej wymienionych, z któremi więcej obcuję, marny tu także kilku młodych ludzi, którzy z rana palą cygara, a wieczorem tańcują; parę szulerów, którym się chwała Bogu dotąd nic bardzo powodzi; jakiegoś barona galicyjskiego, z pół tuzinem córek, co się bardzo stroją, i jakiegoś hrabiego z Poznańskiego, za którym o sześć kroków zawsze postępuje lokaj wygolonowany z kubkiem w ręku do podawania mu wody u Sprudla. Lecz ci nie należą do naszego towarzystwa, które dotąd oprócz mnie składało się z marszałka, radcy i proboszcza.
– Z tego co dotąd słyszałem, łatwo zgadniesz, kochany pułkowniku, iż jeżeli mnie przyjmiecie, to się najchętniej do waszego grona przyłączę. Notabene, przyprowadzę wam jeszcze nowego towarzysza, z którym od Drezna do Karlsbadu podróż razem odbyłem. Jest to pan L., młody człowiek z Poznańskiego. Lat temu kilka, skończywszy uniwersytet berliński, otrzymał dyplom doktora filozofii. Ciekawy to exemplarz naukowości niemieckiej, zaszczepionej na polskiej latorośli.
– Rzadko kiedy podobna kombinacya zdrowy owoc wydaje. Krew polska źle assymiluje mądrość germańską, i żeby nie rekomendacya pańska, tobym z góry był uprzedzony przeciwko wspomnionemu doktorowi filozofii.
– Wielką masz słuszność w ogólności, szanowny pułkowniku; prawdziwie godnem jest zastanowienia, iż jakkolwiek zakłady naukowe rossyjskie niżej bez wątpienia stoją od niemieckich, jednakże młodzież polska w nich wychowująca się, zwykle i więcej pracuje i lepiej się prowadzi, a nawet mniej traci piętna narodowego od młodzieży chowanej w szkołach niemieckich. Między młodemi professorami królestwa, pochodzącemi z uniwersytetów petersburskiego lub moskiewskiego, poznałem kilku prawdziwie porządnych i wysoko ukształconych ludzi. Ale Wracając się do naszego doktora, o ile mogę sądzić z tych dwóch dni, któreśmy razem podróżując przedyskutowali, jest to poczciwe serce, pełne zapału i poświęcenia, ale w głowie mixtura heglizmu z socyalizmem francuzkim. Wszakże, ponieważ grunt dobry i poczciwy, a przytem wrodzonej zdolności nie brakuje, mam nadzieję, że się z czasem owe przewrócone wyobrażenia przetrawią; dla tego radbym go do nas przyciągnąć, tem bardziej, że zdaje mi się, iż chętnie do nas przylgnie i pod niejednym względem da się może przekonać i nawrócić.
– Ależ zapomniałem powinszować powodzenia pisma pańskiego, o stosunkach rolniczych. Mówiono mi, że wszystkie egzemplarze rozeszły się i że nawet myślisz o drugiem wydaniu.
– Rzeczywiście, że pismo moję więcej miało pokupu, niż się mógłem spodziewać. Wszakże nietyle to pochlebia mojej miłości własnej, jak dowodzi, że kwestya którą poruszyłem, jest kwestyą, żywotną i że się natem publiczność czytająca poznała, i dla tego tak skwapliwie rzuciła się na pismo moje, równie jak na inne, o tym samym przedmiocie traktujące; i tej to okoliczności, dobre ich powodzenie w znacznej części przypisać należy. Przyznam się, iż o powtórnem wydaniu, przeszła mi myśl po głowie. Głównym powodem była chęć poprawy błędów i pomyłek jakie się w pierwszą edycyę wcisnęły, nietylko pod względem niewłaściwego umieszczenia znaków pisowni, ale nawet zupełnego przekształcenia wyrazów, do tego stopnia, iż nie w jednem miejscu, zdanie moje stało się albo całkiem niezrozumiałe, albo nawet w zupełnie odwrotnem przedstawiło się znaczeniu. Zarzut przeto recenzenta Przeglądu poznańskiego, co do niepoprawności redakcyi, w części tylko odnosić się może do samego manuskryptu, w niejednym zaś przypadku, odnosić się winien do niepoprawności korekty. Jednakże zastanowiwszy się, że te exemplarze, które się rozeszły zaspokoiły ciekawość czytelników, zajmujących się tym przedmiotem, że tak rzekę, nasyciły apetyt publiczności; że mało kto posiadający to dzieło, zachce zakupić drugie wydanie,. jedynie dla tego, że dokładniej będzie wydrukowane, z tych powodów, wolałbym odłożyć wykonanie tego zamiaru, na później, a tym czasem starać się dokompletować moje wiadomości w tym przedmiocie, zbierać starannie wszystkie uwagi, zarzuty i krytyki, jakie napotkać potrafię.
– Pochwalam to postanowienie, panie Adamie; znajduję iż masz słuszność zupełna, i właśnie przychodzi mi na myśl że warto korzystać z naszego tutaj zebrania, by przedmiot ten porządnie i starannie przedyskutować. O ile sądzić mogę, mamy właśnie, zbiór ludzi z bardzo różnorodnemi wyobrażeniami, a przytem mniej więcej zajmującemi się tym przedmiotem. A że każdy z nich, z innego stanowiska nań się zapatruje, tem więc ciekawsze i użyteczniejsze być mogą nasze rozprawy, a lepiej nam nad tem czas przepędzać, aniżeli bajać o polityce, lub komerażach towarzyskich.
– Bardzo mi ten projekt do smaku przypada. Byleby to tylko nie nudziło tych panów, przy kuracyi zajmować się tak suchym przedmiotem.
– Trzeba było powiedzieć tak ważnym, tak gorącym, tak żywotnym. Według mego przekonania, w obecnej chwili, nie ma pytania, coby więcej zająć powinno Uwagę prawego obywatela.
W tej chwili właśnie spotkaliśmy się z doktorem, którego zapoznawszy z pułkownikiem, łatwo namówiłem by nam towarzyszył na kawę do sali przyjacielskiej, gdzie przybywszy, zastaliśmy już tam marszałka, radcę i proboszcza. Po wzajemnych przywitaniach, zapoznaniach i zwyczajnej rozmowie o słabości każdego, o kuracyi, o pogodzie i bieżących wiadomościach, odezwał się do mnie pułkownik: – "Jakkolwiek boleję, że zdrowie pana Krzyżtopora wymaga kuracyi, wielce się cieszę, że ta kuracyą ma się odbywać w Karlsbadzie, gdyż właśnie w obecnej chwili czytałem z wielkiem zajęciem dzieło pańskie, o urządzeniu stosunków rolniczych. Uważałem, że i tym panom nic obca jest ta kwestya, i że nie wszyscy podzielają zdanie autora. Ja sam napotkałem kilka wątpliwości, którebym rad był objaśnić; wnoszę przeto, byśmy korzystając z nadarzonej sposobności, przedmiot ten, z którego mogą… wypłynąć tak przeważne następstwa, który mojem zdaniem jest kwestyą żywotną naszej epoki, gruntownie rozebrali. Mam nadzieję, że pan Krzyżtopor chętnie nam udzieli wszelkich objaśnień, i raczy odpowiedzieć na nasze zarzuty; również mani nadzieję, iż go to nie zdziwi, że wszyscy ludzie nie mogą być tego samego zdania, gdyż już dawno powiedziano: quot capita, tot sensus. "
Na to odpowiedziałem: "Jak najchętniej podejmuję rzuconą rękawicę, pewnym będąc, że z tych rozpraw nie mało odniosę korzyści. Nie dziwi mnie wcale, różnorodność zdań w tym przedmiocie. Nie zmartwi mnie, ani obrazi, najostrzejsza krytyka; mam bowiem w pamięci zdanie bankiera warszawskiego: Albo to ja jestem dukatem holenderskim, bym się miał wszyskim podobać? Prócz tego byłoby to dowodem największej z mej strony zarozumiałości, więcej powiem, głupstwa, gdybym na chwilę przypuścił, że w mej pojedynczej mózgownicy, cały rozum ludzkości się mieści. W piśmie wspomnianem, otwarcie i sumiennie wyłożyłem moje przekonanie; lecz czuję zarazem, że przekonanie to, w wielu punktach zmodyfikowanym, a zwłaszcza uzupełnionem być może. Wiele szczegółów i względów musiało ujść mojej uwagi, wiele wiadomości może mi brakować; zdania przeto światłych osób, jakkolwiek mniej przychylne, są dla mnie nieocenionym skarbem. Szukam przedewszystkiem prawdy, wdzięczny przeto jestem, gdy mnie kto wyprowadzi z błędu. Upraszam zatem szanownych panów, by raczyli jako dowód łaski i przychylności dla mnie, z wszelką otwartością i szczerością, opiniję swoje objawiać. Tem bardziej, że mam nadzieję, iż niejedne wątpliwość łatwo usunąć potrafię. Chcąc bowiem być treściwym i uniknąć rozwlekłości, w niejednym ustępie, myśl moję nie dosyć jasno wyłożyłem. Prócz tego w drukowaniu pisma, takie się wcisnęły pomyłki, tak nieraz niewłaściwie umieszczono znaki pisowni, czyli punktuacyę, iż myśl moja stała się albo niezrozumiałą, albo nielogiczną, a niekiedy nawet i śmieszną. "
Tu zabrał głos radca: "Jeden pojedyńczy człowiek, prawodawcą być nie może. Wszelkie prawodawstwo porządne i logiczne, jest zawsze zbiorem kilku zdań, jest zawsze płodem dyskussyi; to właśnie stanowi korzyść rządów parlamentarnych. Pojedyńczy człowiek przedstawia projekt, rzuca myśl zasadniczą, która przez innych z rozmaitych stron obejrzana i obrobiona, dopiero się w prawo obowięzujące zamienia. Ścieranie się przeciwnych – sobie zdań, zastępuje miejsce niebezpiecznego doświadczenia, na które społeczeństwo wystawionem bywa, ilekroć razy bez dyskussyi i wszechstronnego rozbioru, myśl pojedynczego, choćby też najznakomitszego człowieka, stanie się prawidłem socyalnego urządzenia. W krajach nie posiadających form parlamentarnych, rozbiór przedmiotu w pismach drukiem ogłaszanych, jedynie brak ten zastąpić może. Rozbior ten przeto uważam jako przysługę dla kraju i dla rządu. Tym tylko sposobem, może się tworzyć zdrowa opinija publiczna, i sami rządzący mogą się o istotnych kraju potrzebach przeświadczyć. Gdy prawo już raz ogłoszone, stanie się obowięzującem, pojmuję, że władza zakazuje jego krytykę; lecz nie pojmuję owego cenzora, który zabronił drukowania manuskryptu, jedynie dla tego, iż traktował o przedmiocie względem którego rząd miał dopiero wydać postanowienie; kiedy przeciwnie była to właśnie chwila, w której sumienna i poważna praca w tej kwestyi, powinna być dla samego rządu pożądaną. Dla tego cieszy mnie niewymownie, że piśmiennictwo nasze, obecnie tak się zajmuje kwestyą włościańska. Mam przytem nadzieję, że autorowie którzy poprzednio już nam niejedne wyświadczyli w tym przedmiocie przysługę, nie poprzestaną na dotychczasowych swych pracach, ale je uzupełnią, usuwając wątpliwości, tłómacząc dokładniej swojo systemata, odpierając wreszcie poczynione zarzuty. W tej to nadziei, tem silniej popieram wniosek pana pułkownika. Co do mnie, będę się starał spełnić żądania pana Krzyżtopora, względem otwartości i swobodności, z jaką każdy z nas w proponowanych rozprawach, ma swoje zdanie rozwinąć. Najlepszą porę do tego, przedstawia nam codzienne zbieranie się tu" w tem miejscu. Wnoszę przytem, byśmy na wzór Anglików, którzy nawet obiadu bez prezesa nie zjedzą, obrali także prezesa do naszych posiedzeń, żebyśmy kolejno głos zabierali uzbroiwszy prezesa dzwonkiem, do utrzymania porządku. Inaczej bowiem przy żywości naszego charakteru, łatwo poważna i nauczająca rozmowa mogłaby się przemienić w hałaśliwą i bezowocną gadaninę. Wnoszę nakoniec byśmy tym prezesem obrali pana pułkownika.
– "Przepraszam bardzo, odparł pułkownik, ale zgadzając się co do zasady z dopiero objawionem zdaniem, sądzę, że właściwiejby było, by pan marszałek przewodniczył naszym rozprawom. "
– "Wdzięczny jestem panu pułkownikowi za jego dla mnie uprzejmość, ale do parlamentarnych dyskusssyi, nie czuję się dostatecznie wykwalifikowanym. W prowincyi, z której przyjeżdżam, uczymy się słuchać i rozkazywać, ale co do rozpraw, tośmy zupełnie wprawę stracili. Popieram zatem wniosek pana radcy: niech żyje nasz prezes, pan pułkownik.
Zgoda! zgoda! niech żyje! odezwali się wszyscy, pułkownik zaś dodał: "zbyt jestem nieprzyjacielem owego fatalnego liberum veto, bym miał sam jeden sprzeciwiać się ogółowi. Kiedy więc panowie każecie, przyjmuję włożony na siebie obowiązek, protestuję tylko przeciwko użyciu dzwonka. Jakże bowiem uniknąć, by na jego odgłos, nie zbiegały się kielnery i usługujące dziewczyny? Rachuję na panów dobre chęci, że i bez tego potrafimy porządną dyskussyę prowadzić, lecz już dzisiaj za późno, sądzę iż lepiej na jutro odłożyć pierwsze nasze posiedzenie. Dla uporządkowania dyskussyi i ustalenia jej kierunku, zdaje mi rządek dzienny przyjęli, co do kolei i następstwa rozbierać się mających pytań, idąc w ślad za dziełem pana Krzyżtopora; a poczynając od uwag ogólnych i zarzutów, co do ducha i kierunku tego dzieła, równie jak i innych ważniejszych pism, o tym przedmiocie traktujących. " – Gdyśmy wszyscy na to przystali, rozeszliśmy się, dawszy sobie słowo, że się dnia następnego z rana, znowu zbierzemy.TREŚĆ.
Jakim głównym modyfikaeyoin ulegać winna zasada projektu pana Krzyżtopora… by w zabranym kraju mogła być wprowadzoną w wykonanie. – Otrzymane tym sposobem stanowisko może być uważanem jedynie jako temczasowe, jako przejście. – Który systemat w królestwie kongressowem jest właściwszym: czy proste oczynszowanie włościan? czy ułatwienie tymże nabycia własności? – Wyższość ostatniego, zwłaszcza pod socyalnym i politycznym względem.
PUŁKOWNIK.
Stosownie do życzenia objawionego wczoraj przez pana marszałka, mamy się jeszcze zajmować dalszym ciągiem uwag nad ogólną dążnością, dzieła pana Krzyżtopora.
MARSZAŁEK.
Celem wyraźnym pracy pana Krzyżtopora jest wykazanie potrzeby i ułożenie projektu, jakby dzisiejszych włościan na – roli osiadłych doprowadzić do wyłącznej własności tej roli, zrywając zarazem wszelkie stosunki zawisłości od dziedziców. Jakkolwiek po wczorajszych naszych rozprawach przypuszczani, że reforma dzisiejszych stosunków jest konieczną, nie sądzę żeby w prowincyach zabranych reforma ta mogła być tak radykalną; owszem mam przekonanie, iż to nie jest ani potrzebnem ani nawet możliwem. Nie jest potrzebnym, gdyż chłop nasz od dzieciństwa przyzwyczajony widzieć w panu zwierzchnika i opiekuna, raczej by się lękał niż cieszył, gdyby go od razu usunięto z pod tej władzy i opieki, oddając na łup i samo wolność ziemskiej policyi. Jeśli przeto zaczyna wzdychać za wolnością, to za wolnością ruchów, za zniesieniem przypisania do ziemi, za prawem wybrania sobie małżonki, rozrządzania losem dzieci, lecz nie za teoretycznem usamowolnieniem, jak je na zachodzie pojmują; jeśli wzdycha za własnością, to za własnoscią swych ruchomości, za ustaleniem powinności jakie na nim ciążą, za bezpieczeństwem, że póki te powinności spełniać będzie, to go nikt uprawianego kawałka roli nie pozbawi; ale o abstrakcyjnej teoryi własności wyłącznej tej ziemi, o prawie alienacyi, nawet mu się nie marzy. Dalej twierdzę, iż reforma ta jest niemożliwą; kiedy bowiem w królestwie, jak sam autor przyznaje, napotykałaby wielkie trudności, cóż dopiero u nas, gdzie daleko mniej kapitałów, gdzie kredyt wcale nie ustalony, gdzie odbyt na płody arcyniepewny, – więcej powiem, gdzie ziemia sama przez się prawie żadnej nie ma wartości. Przy tranzakcyach kupna i sprzedaży, przy umowach dzierżawnych, idzie tylko o liczbę dusz; lecz posag tychże, czyli ilość i jakość ziemi, mało wchodzi w rachunek. Na Ukrainie n.p… przyjętem jest, że dziesięć morgów na duszę ogólnej przestrzeni majątku, stanowi posag dostateczny. Gdy mniej ziemi, to się kupujący lub dzierżawca nieco skrzywi; wszakże okoliczność ta nie wiele wpłynie na cenę duszy lub wysokość tenuty dzierżawnej. I odwrotnie: większy posag, n.p… mórg 20 i 30, zachęci amatora, że prędzej kupi, lub i zadzierzawi, ale dla tego daleko wyższej ceny nie zaofiaruje. Nawet lasy uważają się za dogodność, lecz nic więcej; a do gatunku roli ornej, co do lepszego lub gorszego stanu uprawy, taka panuje obojętność, iż na kontraktach w Kijowie kupują się i biorą w dzierżawę, znaczne niekiedy kilkomilionowe majątki, bez ich obejrzenia. Jakżeż w takich okolicznościach i przy takich zwyczajach, mogłaby ta ziemia dotąd bezcenna, być oszacowana i służyć za podstawę rozsądnego kredytu? Gdzie znaleść instytucyę, któraby się takiej operacyi podjęła? Gdzie znaleść ludzi, którzyby ja… przeprowadzili: geometrów, taksatorów, i t.p…? Wreszcie gdzie znaleść takich, którzyby po uzupełnieniu usamowolnienia, mogli być wójtami gminy, dając jakąkolwiek rękojmię, już nie powiem uczciwości, ale porządku. Prawdziwie w mem przekonaniu, chcieć dzisiaj u nas żywcem wprowadzić projekt pana Krzyżtopora, byłoby po prostu wprowadzić chaos i anarchię! Czyż nie daleko właściwiej, poprzestać na zniesieniu poddaństwa, przenosząc na ziemię podatek dotąd od duszy płacony, zachowując przy dziedzicu władzę dominialną i własność gruntu, a zostawiając dobrowolności stron, uiszczanie powinności in natura, lub ich zamianę na czynsz pieniężny?
KRZYŻTOPOR.
Przyznaję, że zarzuty pana marszałka mają w sobie wiele słuszności, że regulacya przezemnie proponowana, napotkałaby w zabranym kraju więcej trudności, niż w królestwie. Wszakże trudności te nic są tak kolosalne, jak się na pierwszy rzut oka wydają. A naprzód, skoro tylko podatek dotąd od duszy liczony, będzie oparty na ziemi, skoro przypisanie do roli wiejskiej ludności zostanie zniesionem, wnet i w tranzakcyach kupna i dzierżawy, już nie tyle o ludność jak o ziemię troszczyć się poczną, i ta ziemia dziś bezcenna, natychmiast odpowiedniej wartości nabierze. Że na kontraktach kijowskich, przy umowach zwykle nie pytają o gatunek roli ornej, to z tąd pochodzi, że cała przestrzeń Ukrainy, Podola i Pobereża, jest mniej więcej tej samej dobroci. Nie trzeba więc oglądać majątku, by wiedzieć z góry, że w nim się znajduje warstwa kilko lub nawet kilkunasto łokciowa czarnoziemu. Lecz niechaj będzie mowa o majątku na Polesiu, czyż natychmiast kwestya dobroci ziemi na jaw nie wystąpi, odbijając się w niższej cenie duszy, która czasem ledwo połowę, a nawet czwartą, część wynosi ceny rodzajniejszych okolic? Uważmy jak rozmaitą jest cena normalna, po jakiej rząd pozwala najniżej sprzedawać dusze, w tej lub owej gubernii położone; uważmy rozmaitą wysokość pożyczki, jaką instytuta kredytowe państwa udzielają, a przekonamy się, iż niesłusznem jest utrzymywać, że obecnie ziemia w zabranym kraju, nie ma żadnej wartości; tylko iż należy twierdzić, iż ta wartość jest mniej ściśle niż gdzie indziej oznaczoną, i głównie w większej lub mniejszej cenie duszy się odbija. W krótkim przeto czasie, po zniesieniu podatku podusznego, cala ta trudność tak na pozór groźna, sama z siebie upadnie. Jednakże jak już to wyżej powiedziałem, projektu mego nie podaję, jako typ doskonały i jednostajny, któryby bez żadnej modyfikacyi mógł być wszędzie zaprowadzonym, bez względu na miejscowe okoliczności. Chciałem raczej wskazać cel, do którego dążyć winniśmy i podać jeden z tysięca sposobów, jakim go osięgnąć możemy. Nie ulega wątpliwości, iż projekt przez pana marszałka skreślony, byłby na teraz łatwiejszy do wykonania; lecz projekt ten nie rozwięzuje ostatecznie zadania, prowadziłby bowiem do stosunków, jakie obecnie w królestwie istnieją; a przecie widzimy, że stosunki te bynajmniej nie są zadowalniające. A zatem projekt rzeczony możnaby jedynie uważać jako tymczasowy jako przejście; a zawsze należałoby dążyć do wyjścia z tych stosunków i do doprowadzenia włościan, do zupełnej samodzielności i do własności swych osad. Wszakże w perjodzie przejścia uważałbym koniecznem:
1. uorganizowanie gromady.
2. zastrzeżenie praw wieczysto – dzierżawnych dzisiaj osiedlonych gospodarzy.
Co do pierwszego, możnaby n.p… skoncentrować w osobie dziedzica atrybucye przezemnie radom gminnym przepisane: onby mianował wójta gminy, onby zatwierdzał wybory sołtysów i rozporządzenia rad gromadzkich, onby rozstrzygał spory i wątpliwości.
Co do drugiego, zastrzeżenie praw wieczystych włościan, do ziemi przez nich pod obowiązkiem uiszczania dominialnej prestacyi uprawianej, dawałoby rękojmię, iż pomimo zniesienia przypisania do ziemi, ludność osiadła nie porzuci swoich siedzib, a przytem zastrzeżenie to jest tylko wykonaniem ukazu w roku 1846. wydanego. Pominięcie więc onego, byłoby naruszeniem praw już dzisiaj włościanom zapewnionych. Lecz obok tego zawsze pamiętać należy, iż jurysdykcya dominialna i zawisłość włościan od dziedzica, tak długo tylko mogą złych następstw za sobą nie prowadzić, dopóki włościanie widzą w dziedzicu opiekuna i dobrodzieja, dopóki go szanują a nawet kochają, Skoro zaś poczną w nim upatrywać stronę przeciwną, skoro uczucie niechęci, zawiści i nieposłuszeństwa w nich się obudzi, już nie ma innego lekarstwa, jak stanowczo ten węzeł rozwiązać.
RADZCA.
Proszę o głos.