Port nad zatoką - ebook
Port nad zatoką - ebook
Wzruszająca opowieść o szukaniu własnej drogi przez życie.
Adrianna wierzy, że szczęście w końcu się do niej uśmiechnęło – po trwającej ponad rok separacji udaje jej się porozumieć z mężem i Radek wraca do domu. Niestety, idylla nie trwa długo, a los brutalnie odbiera kobiecie to, co jej podarował.
Gdy Adrianna znów zostaje sama, czuje, że musi zostawić swoje dawne życie, bo wszystko w nim przypomina jej o Radku. Spontanicznie podejmuje decyzję o zakupie podupadającego domu na Półwyspie Helskim. Szybko wsiąka w lokalną społeczność, zaprzyjaźnia się z małżeństwem z sąsiedztwa i starym rybakiem. Wydaje się jej, że w sercu nie ma już miejsca dla żadnego mężczyzny. Ale czy na pewno?
Czy w życiu prawdziwie kocha się tylko raz?
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8103-670-2 |
Rozmiar pliku: | 1,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
------------------------------------------------------------------------
Nie spała już od dobrych dziesięciu minut, a jednak bała się otworzyć oczy. Zaciskała powieki, licząc po cichu, że Radek zrozumie, iż cała sytuacja jest dla niej bardzo krępująca, i po prostu zniknie. Tak byłoby najlepiej. Gdyby wyszedł, bezszelestnie zamknął za sobą drzwi. Obydwoje mogliby udawać, że nic się nie zmieniło i nadal znajdują się w tym samym położeniu, co jeszcze kilkanaście godzin wcześniej. Adrianna potrzebowała teraz chwili samotności. Musiała zebrać myśli i chociaż spróbować zrozumieć to, co wydarzyło się poprzedniego wieczoru. A wydarzyło się niemało.
Poszła do łóżka ze swoim mężem. W porządku. Osoba postronna zapewne nie dostrzegłaby w całym akcie niczego dziwnego czy niewłaściwego. W końcu małżonkowie uprawiają ze sobą seks. Z reguły. Jeśli jednak wziąć pod uwagę, że Adrianna i Radek się rozstali, każde z nich poszło w swoją stronę, prowadzili osobne życia, gospodarstwa, i tak dalej. Pozew rozwodowy nadal nie wpłynął do sądu właściwie tylko z czystego lenistwa obojga. Teraz jeszcze wylądowali razem w łóżku… sytuacja mocno się komplikowała. A Adrianna wyjątkowo nie lubiła, kiedy sprawy przybierały nieoczekiwany obrót. Nie to, żeby żałowała. Seks był dobry, jak zawsze. Poza tym tak na dobrą sprawę nigdy nie przestała kochać męża. Nie rozstali się dlatego, że coś się skończyło. Zrobili to, bo nie mogli dojść do porozumienia. Nie podjęli tej decyzji w trakcie karczemnej awantury. Wcześniej długo rozmawiali. Nie wyszło. Najwyraźniej tak miało być. Jednak żadne z nich dotychczas nie złożyło tego cholernego pozwu. Nawet Adrianna, która nie tolerowała półśrodków. A teraz spędzili ze sobą noc.
– Porozmawiamy? – Radek najwyraźniej się zorientował, że Ada już nie śpi. – Nie chcę wychodzić bez słowa.
Adrianna aż się wzdrygnęła na dźwięk głosu męża. Przypuszczała, że przypatrywał jej się od dłuższej chwili. Zawsze tak robił. Wstawał przed nią, kładł się na boku, czasem siadał w fotelu i bezczelnie ją obserwował. Irytowało ją to. Wydawało jej się, że kiedy śpi, wygląda idiotycznie. Z otwartą buzią, nieświeżym oddechem, posapująca i wydająca bliżej niezidentyfikowane dźwięki.
Powoli otworzyła powieki. Zamrugała, żeby przyzwyczaić oczy do światła. Odwróciła się niespiesznie. Radek siedział w szarym fotelu z Ikei, który dostała od niego na urodziny (dąsała się o to przez tydzień, bo jaki facet kupuje swojej żonie na urodziny mebel?!), i patrzył prosto na nią. Zdążył się ubrać, co sprawiło, że odetchnęła z ulgą. Cała ta sytuacja i tak była dla niej wyjątkowo niezręczna.
– Jak spałaś? – zapytał Radek, jakby nie było nic niezwykłego w tym, że obudził się obok żony.
Adrianna bardzo chciałaby zrzucić całą tę dziwaczną sytuację na karb wypitego alkoholu, ale nie mogła tego zrobić. Przygotowując się do kolacji z Radkiem, wprawdzie kupiła wino, ale nawet go nie otworzyła. Nie zdążyła. Wszystko potoczyło się tak błyskawicznie! Bóg jej świadkiem, że w żaden sposób nie przewidziała takiego przebiegu wydarzeń. Kupiła to wino, bo chciała, żeby było miło. Umówiła się ze swoim byłym, no dobra, wciąż obecnym mężem, żeby porozmawiać o córce. Byli partnerzy spotykają się przecież czasem przy kolacji! Może nie wszyscy, ale niektórzy mimo rozstania potrafią utrzymywać normalne, zdrowe kontakty. A ona martwiła się o Malwinę, dlatego poprosiła Radka o spotkanie. Przygotowała kolację, kupiła wino. Skąd mogła wiedzieć, że ten wieczór tak się skończy?
– W porządku. – Wzruszyła ramionami, konsekwentnie unikając wzroku męża. – Powinnam gdzieś tu mieć nieużywaną szczoteczkę do zębów… – mruknęła, owinęła się szczelnie kołdrą i zaczęła się podnosić z łóżka, ale Radek powstrzymał ją gestem.
– Szczoteczka nie jest w tym momencie najważniejsza – zauważył. – Nie uważasz, że to, do czego wczoraj doszło… nie zdarzyło się przypadkiem?
– Cóż. – Adrianna z zakłopotaniem podrapała się po głowie. Mogła sobie tylko wyobrazić, jak źle wygląda z rozmazanym pod oczami tuszem do rzęs i rozczochranymi włosami. – Nie planowałam tego.
Najchętniej podszedłby do niej, przyciągnął ją do siebie i nie wypuścił jej z ramion. Ale po kolei. Już wczoraj powinien był wyczuć, co się święci, i zacząć od szczerej rozmowy. Nie zrobił tego, dał się ponieść chwili. Mógł to jednak wytłumaczyć chwilową słabością, wpływem księżyca, samotnością, tak boleśnie odczuwalną właśnie wieczorami, czy innymi czynnikami. Nocą ludzie często podejmują nieprzemyślane decyzje pod wpływem chwili. Ale nadszedł dzień, a on za bardzo szanował Adriannę, aby nie wyjaśnić jej, jak ważne jest dla niego to, co się między nimi wydarzyło.
– Za pół godziny będę musiał wyjść do pracy, ale chciałbym wrócić – oznajmił pewnym siebie głosem.
Adrianna zadrżała. Patrzyła na niego wielkimi, zdziwionymi oczami. Była taka piękna mimo upływu lat! To właśnie na jej ogromne zielone oczy Radek zwrócił uwagę w pierwszej kolejności. Czas okazał się dla niej łaskawy. Zresztą ona nigdy z nim nie walczyła, chociaż miała możliwości i drugiego stopnia chirurgii ogólnej i certyfikowanego lekarza medycyny estetycznej za męża. Nie była jednak kobietą, która potrzebowała zabiegów. Radosław nigdy nie powiedziałby tego swoim pacjentkom, ale prywatnie uważał, że piękno płynie z wewnątrz. I właśnie taka była Ada. Piękna wewnętrznie.
Zatrzymał wzrok na jej mocno zarysowanych obojczykach, delikatnej, upstrzonej piegami skórze na ramionach i okrytych białą tkaniną małych piersiach.
– Chciałbyś wrócić – powtórzyła nieprzytomnie jego słowa, mrugając szybko.
– Do domu. Do ciebie – doprecyzował.
– To nie jest takie proste – wycofała się.
Otuliła się szczelniej kołdrą, chowając pod nią coś więcej niż swoją nagość. Próbowała ukryć swoje lęki, ale to na nic, bo przecież jej strach był i jego strachem. Tylko Radek wydawał się jakby bardziej zdeterminowany. Adrianna bardzo przeżyła rozstanie i wyprowadzkę męża. Mieli być razem na zawsze, a to „zawsze” trwało tylko dwie dekady. Skoro już raz im się nie udało, jaką mogła mieć gwarancję, że znów nie będzie cierpieć?
– Owszem, to jest bardzo proste! – Radek nie dał się zbyć. – Powiedz mi po prostu, czy tego chcesz. Jeśli nie, zrozumiem. Nie będę się narzucał. Ale jeśli istnieje choć cień szansy, że moglibyśmy chociaż spróbować…
Ada wsunęła opadający na twarz kosmyk włosów za ucho. Przed kilkoma tygodniami zdecydowała się na krótkie cięcie i już tego żałowała. Musiała czekać, aż włosy jej odrosną, żeby móc je spiąć, a osuwające się luźno pukle doprowadzały ją do szału.
– Nie wyszło nam – przypomniała mu. – Dlaczego więc tym razem miałoby się udać?
– Może dlatego, że Malwina w końcu poznała prawdę, a my moglibyśmy zacząć od nowa, bez kłamstw?
Adrianna zacmokała z niezadowoleniem. Jeszcze się nie zgodziła na jego powrót, a już ją denerwował. I po co miałaby do niego wracać? Żeby dalej się kłócić?
– Uważasz, że to był nasz jedyny problem?
– Nie jedyny, ale od tego wszystko się zaczęło. – Radosław upierał się przy swoim. – Wzajemne oskarżanie się, uciekanie od problemów, unikanie szczerych rozmów, zamiatanie spraw pod dywan – wyliczał. – Oboje popełniliśmy błąd! Wiele błędów – dodał po chwili.
Adrianna nie zdążyła jednak odpowiedzieć, gdyż odezwał się domofon. Spojrzała ze strachem na Radka i zawinięta w kołdrę, zerwała się z łóżka. Miała mocno ograniczone ruchy, ale dotarła do przedpokoju, zanim tajemniczy gość odpuścił. Kiedy w słuchawce usłyszała głos córki, zamarła. Malwina nie mogła ich teraz nakryć! Spanikowana spojrzała na zegarek. Nie miała pojęcia, że już jest tak późno! Zapomniała, że umówiła się z córką. Wpadła jak burza do sypialni i nie zważając na obecność Radka, pozbyła się krępującej ruchy kołdry i w panice zaczęła wkładać znalezione na podłodze majtki. Mężczyzna przypatrywał się całej scenie z uśmiechem.
– Malwina zaraz tu będzie! Schowaj się! – Adrianna posłała mu błagalne spojrzenie.
– Mam wejść do szafy? Nie uważasz, że to idiotyczne? – Najwyraźniej całkiem nieźle się bawił. – Nie mamy po piętnaście lat, a i Malwina jest dorosła, powinna zrozumieć…
Adrianna nie dowiedziała się, co jej córka powinna zrozumieć. Malwina zdecydowanie zapukała do drzwi. Ada zastygła w bezruchu. Miała na sobie majtki i włożoną na gołe ciało koszulkę. Syknęła i wyciągnęła z szafy getry. Pukanie się powtórzyło.
– Już idę! – zawołała.
Radek ani drgnął. Nadal siedział w fotelu, śledząc rozwój sytuacji z widocznym zadowoleniem. Niech to szlag!
Adrianna wyszła z pokoju i zamknęła za sobą drzwi. Zatrzymała się przed lustrem w przedpokoju. Przetarła palcem skórę pod oczami, próbując usunąć resztki nałożonego poprzedniego wieczora tuszu do rzęs, i poprawiła dłonią włosy. Uznała, że lepiej nie będzie, i otworzyła córce drzwi.
Malwina – tradycyjnie już – wpatrywała się w matkę z wyrazem bezbrzeżnego zdziwienia na twarzy. Jakiś czas temu, ku przerażeniu Adrianny, postanowiła zmienić swój wizerunek. Zaczęła od włosów, które przefarbowała na kruczoczarny kolor. W połączeniu z bladą cerą sprawiało to, że wyglądała jak klon Morticii Addams. Absurdalnego wizerunku dopełniły brwi.
– Po co wyrywać sobie brwi, żeby potem namalować sztuczne? – zapytała wtedy Ada, ale to był jedyny komentarz, na jaki sobie pozwoliła.
Jej stosunki z córką od dawna były skomplikowane, dlatego wolała się nie wtrącać i nie krytykować Malwiny. Bała się, że ją straci, co w sumie nie było takie irracjonalne, gdyż dziewczyna, kiedy już poznała prawdę, wykrzyczała rodzicom, że nie zamierza mieć z nimi nic wspólnego. Chciała koniecznie poznać swoją biologiczną rodzinę. Uważała, że całemu złu tego świata są winni jej adopcyjni rodzice.
W każdym razie narysowane czarną kredką, wygięte w ostry łuk brwi nadawały twarzy Malwiny wyraz nieustannego zdumienia. Przez głowę Adrianny przemknęła myśl, że powiedzenie: „Umrę zdziwiona”, które powtarzała jej koleżanka z pracy, nabrało całkiem nowego znaczenia.
Adrianna wpuściła córkę do mieszkania i delikatnie zasugerowała zajęcie miejsca w salonie. Radek wciąż siedział w sypialni, nie dając znaku życia. Ada pomyślała, że gdyby udało się szybko załatwić sprawę z Malwiną albo w jakiś sposób nakłonić córkę, żeby wyszła z nią z domu… Cóż, Radek wprawdzie wspominał, że spieszy się do pracy, ale w imię wyższego dobra mógł się przecież spóźnić. Zamknęłaby go w mieszkaniu, a potem pod byle pretekstem wróciła do domu i uwolniła męża. Tak, to miało szansę się udać!
– Słuchaj, jest taka ładna pogoda, może pójdziemy na spacer – bąknęła.
Co jakiś czas zerkała w panice w stronę sypialni. Wiedziała, że to może ją zdradzić, ale nie mogła się powstrzymać.
Malwina z wyrazem zdziwienia przyklejonym do twarzy, spojrzała na matkę. Adrianna wciąż nie mogła się przyzwyczaić do nowego image’u córki i w głębi duszy żywiła nadzieję, że Malwinie w końcu znudzi się ten bunt.
– Wyglądałaś dziś przez okno? Od co najmniej godziny pada ulewny deszcz.
– O! Rzeczywiście… To może usiądziemy w tej kawiarni, którą niedawno otworzyli na dole?
Malwina zatrzymała wzrok na stole. Ada spojrzała w tamtą stronę i zrozumiała, że popełniła błąd. Poprzedniego wieczoru nie posprzątała po kolacji, a i tego ranka nie zdążyła tego zrobić.
– Masz gościa? – zrozumiała córka. – Mogłaś powiedzieć, przecież bym ci się nie narzucała!
– Nie mam! Miałam, ale już nie mam, wszystko jest w porządku! – zapewniała Ada, ignorując świdrujące spojrzenie Malwiny i rumieńce, które pojawiły się na jej własnej twarzy. – Zamieniam się w słuch, podobno miałaś do mnie jakąś sprawę…
– Ale to może poczekać – odparła beznamiętnie Malwina.
Adrianna była rozdarta. Z jednej strony chciała, żeby córka jak najszybciej wyszła, bo bała się, że dziewczyna może się zorientować, kto przebywa za ścianą, ale z drugiej… Malwina tak rzadko prosiła ją o pomoc. Dokładała wszelkich starań, aby sprawiać wrażenie doskonale radzącej sobie ze swoimi problemami.
– Nic się nie dzieje. Powiedz, co cię do mnie sprowadza. – W Adriannie w końcu zwyciężyła troska o córkę.
– Właściwie to… – Malwina się zawahała. Zmarszczyła nos. – Chciałabym cię prosić o drobną pożyczkę.
Adrianna westchnęła z rezygnacją. Mogła się tego spodziewać. Od jakiegoś czasu Malwina zgłaszała się do niej tylko po wsparcie finansowe. Między innymi o tym mieli rozmawiać z Radkiem poprzedniego wieczoru.
– Ile potrzebujesz? – Przełknęła głośno ślinę.
Nie chciała dać córce odczuć, jak bardzo zabolała ją jej prośba. Liczyła, że Malwina porozmawia z nią o swoich sprawach, problemach. Zupełnie tak, jak kiedyś. Najwyraźniej jednak córka nadal jej nie wybaczyła.
– Tysiąc pięćset złotych – powiedziała Malwina bez mrugnięcia okiem. – Wiesz, planuję się zapisać na taki kurs wakacyjny… Zawsze chciałam nauczyć się włoskiego!
– O ile się orientuję, lekcje odbywają się w tygodniu, a ty przecież pracujesz. – Spojrzała na córkę uważnie. – Jak więc zamierzasz pogodzić pracę z zajęciami?
– Nie pracuję od rana do wieczora – podsumowała Malwina, nie patrząc matce w oczy.
Temat zawisł jednak w próżni. Adrianna zamarła, kiedy usłyszała głośne kichnięcie. Malwina uniosła brwi jeszcze wyżej, o ile w ogóle było to możliwe. Powoli przeniosła wzrok z matki, której zastygła twarz była pozbawiona wyrazu, na zamknięte drzwi prowadzące do sypialni.
– Pytałam, czy masz gościa, i odpowiedziałaś, że nie! – odezwała się z wyrzutem w głosie Malwina.
Drzwi szybko się otwarły i pojawił się w nich Radek, posyłając skonsternowanej córce nieśmiały uśmiech. W ciszy wyszedł z sypialni, dołączył do córki i żony, po czym, jakby w jego nagłym pojawieniu się nie było niczego niezwykłego, przywitał się z Malwiną.
– Tata? Co ty tutaj robisz? – Dziewczyna nie wiedziała, co ją bardziej zdziwiło: nieoczekiwane zmaterializowanie się ojca czy fakt, że matka tak bardzo chciała ukryć jego obecność.
– Ojciec przyjechał ze mną porozmawiać – wtrąciła Adrianna, telepatycznie przekazując Radkowi wiadomość, że najbezpieczniej będzie dla niego, jeśli zamilknie.
– Ale dlaczego zrobiłaś z tego taką wielką tajemnicę? – dociekała Malwina. – Mamo, oboje z tatą jesteście dorośli i jeśli utrzymujecie ze sobą intymne kontakty, nie musicie się z tego przede mną spowiadać, ale…
– Dobrze, już dobrze! – weszła jej w słowo Ada. – Zrozumiałam!
Zapadła cisza. Adrianna była wściekła na samą siebie i na Radka, że w ogóle doszło do tej dziwacznej sytuacji. Malwina czuła się skrępowana na myśl, że jej rodzice uprawiają seks, a Radek… Cóż. Radek był chyba najbardziej rozbawiony z całego towarzystwa.
– Za niedługo idę do pracy, ale może zdążymy jeszcze zjeść razem śniadanie? – zaproponował, za nic sobie mając ciężką atmosferę panującą w mieszkaniu.
Zanim Adrianna zdążyła zareagować, Malwina zrobiła krok w tył.
– Ja nie mogę, w gruncie rzeczy już jestem spóźniona, wpadłam tylko na chwilę, żeby…
– Żeby poprosić matkę o pieniądze – dokończył za nią Radek.
Malwina, której na co dzień raczej obce było uczucie zażenowania, zawstydziła się i opuściła głowę.
– Nie było tematu – żachnęła się i już zaczęła zbierać się do wyjścia, ale Adrianna ją zatrzymała.
– W porządku, dziecko, cieszę się, że chcesz iść na kurs językowy! – Złapała córkę za rękę. – Przeleję ci dzisiaj te pieniądze, w porządku?
Dziewczyna natychmiast się rozchmurzyła.
– Naprawdę? Dzięki, mamo! – Cmoknęła matkę w policzek. – Nawet nie wiesz, jaka jestem ci wdzięczna! Będę czekać na przelew, a teraz już naprawdę muszę lecieć! – Uśmiechnęła się. – To cześć, tato! – Ruszyła do przedpokoju, a Adrianna podążyła za nią. – Trzymaj się, mamo, zadzwonię do ciebie w tym tygodniu. – Zawahała się. – Aha, tato? – krzyknęła.
Radek wychylił głowę z salonu.
– Tak?
– Krzywo zapiąłeś guziki w koszuli. To na razie! – Machnęła ręką i wyszła z mieszkania.
Radosław zaklął pod nosem, stanął przed lustrem i zaczął rozpinać koszulę. Zawsze drażniło go to, że do koszul doszywane są tak małe guziki! Jak taki wielki facet jak on miałby je niby zapiąć? Kiedyś Adrianna robiła to za niego, bo guziczki wyślizgiwały się z jego dużych palców. Od jakiegoś czasu musiał radzić sobie sam. Posłał błagalne spojrzenie w stronę żony, ale je zignorowała.
– Faktycznie… – mruknął, siłując się z guzikami. – W pracy mieliby ze mnie używanie. Nie dość, że już drugi dzień jestem w tej samej koszuli, to jeszcze źle ją zapiąłem!
Adrianna z jękiem opadła na kanapę.
– Przyłapała nas – wymamrotała, kręcąc z niedowierzaniem głową. Nagle zachichotała. – Boże, czuję się jak nastolatka, z tym że z chłopakiem przyłapała mnie nie matka, a córka!
Kąciki ust Radka nieznacznie drgnęły.
– Cóż, nie miałbym nic przeciwko, żeby Malwina częściej nas nakrywała… A swoją drogą – zmarszczył brwi – nie wiem, czy powinnaś jej ot tak dawać pieniądze na ten kurs. Uważam, że ona nie zachowuje się wobec nas całkiem w porządku.
Adrianna delikatnie ścisnęła skronie dłońmi. Niby wczorajszego wieczoru nawet nie otworzyła wina, a jednak od samego rana dokuczał jej ból głowy.
– Masz rację, ale myślę, że kurs językowy akurat nie jest głupią zachcianką. Poza tym nie jesteśmy bez winy. – Wycofała się. – Dobrze wiesz, że nie traktuje nas tak całkiem bez powodu…
Radek westchnął znacząco. Jeszcze raz spojrzał na siebie w lustrze. To, co zobaczył, wcale mu się nie podobało. Owszem, czas był łaskawy dla Adrianny, ale nie dla niego. Jego skronie pokryła siwizna, a powiększający się brzuch coraz częściej przeszkadzał mu w codziennych czynnościach, takich jak zawiązywanie butów czy wkładanie skarpet.
– Naprawdę muszę już iść do pracy, a ty nadal nie odpowiedziałaś na moje pytanie – powiedział, spoglądając na nią wyczekująco. – Po pracy mógłbym wstąpić do siebie po ubrania i bieliznę na zmianę. No, i po tę nieszczęsną szczoteczkę… A potem przyjechać tutaj.
– Mówiłam ci już przecież, że szczoteczka powinna się znaleźć – odezwała się Adrianna po dłuższej ciszy.
Na razie tyle musiało mu wystarczyć. Wiedział, że nie wyciągnie z niej więcej. Była skryta. Niewiele mówiła, zawsze wolała działać. Znał Adę od ponad dwudziestu lat. Przez dwie dekady zdążył się nauczyć na pamięć jej gestów, zachowań, reakcji. Kiedy się wyprowadził, najbardziej brakowało mu właśnie tego. I jej obecności. Często łapał się na tym, że jadąc do domu, zastanawiał się, co Adrianna przygotowała dla niego na obiad, gdy nagle uświadamiał sobie, że ona już nie czeka na jego powrót z pracy. Że tego dnia, tak jak następnego i jeszcze kolejnego, nikt nie będzie go wyglądał. Przygotowywane pospiesznie posiłki były zimne, zimna była też druga strona podwójnego łóżka w wynajmowanym mieszkaniu. Z tym kojarzyło mu się rozstanie. Z zimnem.
Musiał się nauczyć żyć na nowo. Funkcjonować jak dwudziestokilkuletni kawaler, chociaż kalendarz każdego dnia boleśnie przypominał mu, że udaje. Jego miejsce było przy Adriannie, zawsze to czuł, a jednak ich drogi się rozeszły. Łączyła ich Malwina, siłą rzeczy musieli się więc widywać. Może gdyby zakończył ten etap jednym cięciem, byłoby łatwiej, ale widok Ady wciąż sprawiał mu ból. Świadomość, że ona jest tak blisko, a jednak on nie może jej dotknąć, przytulić, pocałować, była torturą nie do zniesienia. Kochał ją. Wciąż beznadziejnie ją kochał. I teraz zupełnie niespodziewanie los podsuwał mu ją pod sam nos. Poprzedniego wieczoru jej dotykał, przytulał ją i całował. Mógł o wiele, wiele więcej. Wziął wszystko, tak zachłannie, jakby kochali się pierwszy raz w życiu, jakby była dla niego zupełną nowością. Nie wyobrażał sobie, że teraz miałby wrócić do swojego kawalerskiego życia i pustego mieszkania. Wspomnienia jej pocałunków, jej miłości były zbyt żywe. Kiedy odchodził, tak naprawdę nie byli ze sobą od wielu tygodni. Oddalali się od siebie stopniowo. Ból rozstania został podzielony na długie godziny i dni. Ale po tym, co zaszło poprzedniego wieczoru, nie mógłby tak po prostu zapomnieć.
– Przyjadę od razu po pracy, dobrze? – upewnił się, że dobrze zrozumiał jej słowa. – Zrobić po drodze jakieś zakupy?
Adrianna poczuła, że szybciej bije jej serce. Pytał, czy zrobić jakieś zakupy. Normalność. Tak bardzo za nią tęskniła! Za każdym razem, kiedy reklamówki boleśnie wżynały jej się w dłonie, kiedy z czterdziestostopniową gorączką szła do apteki, myślała, że brakuje w jej życiu kogoś, kto w takich chwilach wziąłby od niej te przeklęte siatki albo powiedział: „Zostań w łóżku, pójdę po leki”. Tęskniła za bliskością i obecnością Radka, ale nie potrafiła zapomnieć tych słów, które padły, wybaczyć tej obojętności, która ich podzieliła. Potrzebowała czasu. I teraz, patrząc w jego oczy, zrozumiała, że jest wolna, że wszystko, co złe, odeszło w niepamięć. Poprzednia noc nie była wynikiem przypadkiem odnalezionej namiętności, zwykłych potrzeb i instynktów. Stała się aktem wybaczenia.
– Przyjedź do domu – powiedziała i oboje wiedzieli, że nie chodzi tylko o powrót z pracy.Rozdział 3
------------------------------------------------------------------------
Lipiec przyniósł kilkudniowe pogorszenie pogody, ale już druga dekada miesiąca przywitała mieszkańców południowych województw słońcem i wysokimi, ponaddwudziestopięciostopniowymi temperaturami. Adrianna miała wolne na uczelni do pierwszego września, kiedy rozpoczynała się sesja poprawkowa semestru letniego. Do teatru zaglądała dwa, trzy razy w tygodniu, żeby przygotować kostiumy na jesienną premierę, ale nie miała zbyt wiele pracy. Miasto opustoszało, ludzie mieli inne rozrywki niż chodzenie do teatru. Wiedziała, że wrócą pod koniec września, może w październiku, jeśli pierwsze tygodnie jesieni będą słoneczne i pogodne.
Radek starał się planować mniej zabiegów, aby więcej czasu spędzać z żoną. Gorący okres wakacyjny można było zresztą śmiało uznać za martwy także w medycynie estetycznej. Wielu zabiegów nie można było wówczas wykonywać ze względu na silne promieniowanie słoneczne. Drugą gałęzią medycyny, którą zajmował się Radek, była chirurgia, i tu wypadały mu głównie nieplanowane operacje. Nikt o zdrowych zmysłach nie umawia się na zabieg w lipcu czy w sierpniu, a Radek od jakiegoś czasu nie brał dyżurów w szpitalu. Poświęcił się pracy w prywatnych placówkach bardziej z wygody niż z chęci zysku, chociaż zarobki rzeczywiście były nawet kilkakrotnie wyższe. Mieli więc dla siebie tego lata sporo czasu i postanowili wykorzystać go jak najlepiej.
Adrianna z nostalgią wspominała lata, kiedy wyjeżdżali na wakacje we troje, a ich jedynym zmartwieniem było to, czy pojechać nad Bałtyk, czy może jednak spędzić urlop w Chorwacji. Zawsze jednak zwyciężała miłość do polskiego morza, chociaż było ich stać na bardziej egzotyczne wakacje. Malwina mogła godzinami siedzieć w lodowatej wodzie i ani myślała z niej wychodzić, nawet kiedy jej wargi były już sine i szczękała z zimna zębami. Wieczorami zazwyczaj chodzili do którejś z nadmorskich knajpek z muzyką na żywo. Malwina od dziecka uwielbiała tańczyć, miała to we krwi. Kiedy tylko wychodziła na parkiet, przyciągała wzrok wszystkich zgromadzonych. Adrianna i Radek sączyli piwo, podczas gdy ich córka zjednywała sobie serca widowni. Przypatrywali się małej z nieukrywaną dumą. Wszystko było wtedy takie proste…
A teraz? Malwina od dłuższego czasu nie odbierała telefonu. Kilka dni wcześniej napisała tylko do matki enigmatycznego esemesa o treści: Nie mogę rozmawiać, niedługo się odezwę. Ale co miało oznaczać to „niedługo”? Jutro, za tydzień, za miesiąc, w przyszłym roku? Adriannie brakowało córki, ale wiedziała, że nie powinna naciskać. Malwina potrzebowała czasu, więc Ada postanowiła poczekać. Nigdzie jej się przecież nie spieszyło.
Tymczasem Adrianna przeżywała swoją drugą młodość. Kilka razy już słyszała o tym zjawisku od koleżanek, ale nie przypuszczała, że tę drugą młodość można przeżyć z tym samym partnerem, co pierwszą. Znajome zazwyczaj opowiadały, że odżyły dopiero, kiedy odeszły od męża i poznały kogoś innego. Ona natomiast narodziła się na nowo, gdy do męża wróciła. Nie zastanawiała się nad tym, jakie to wszystko jest pokręcone. Czerpała radość z każdej wspólnie spędzonej chwili, każdej rozmowy, każdego pocałunku, jakby chciała się nasycić obecnością Radka, a wciąż było jej mało i mało.
– Hej, spokojnie, jeszcze zdążysz się mną znudzić! – śmiał się Radek, kiedy żona stanowczo protestowała przeciwko jego wyjściu do pracy.
Pojechali do Kazimierza Dolnego, aby w cieniu przepięknych zabytkowych kamieniczek rozkoszować się urokami lata. Jedli lody, pili zimne piwo i wylegiwali się przy hotelowym basenie. Późnymi popołudniami, kiedy upał dawał krótką chwilę wytchnienia, wybierali się na spacery brzegiem Wisły.
Byli też w Pradze i w Krakowie. Lato w mieście zyskało zupełnie inny, nowy wymiar. Rok temu kiedy była sama, nawet nie zwracała uwagi na to, jaka pogoda jest za oknem, a wcześniej na początku lipca zawsze uciekali z Katowic, żeby Malwina mogła pooddychać świeżym powietrzem. Dwa tygodnie nad morzem, dwa tygodnie w górach, wyjazdy do dziadków na wieś – nigdy nie spędzali wakacji w mieście. Później, kiedy Malwina już dorosła i zaczęły się obozy i wyjazdy ze znajomymi, Adrianna i Radosław mieli więcej czasu dla siebie, ale nastroje im nie dopisywały. Każde z nich wynajdowało sobie inne zajęcie. Dopiero teraz, po ponad dwudziestu latach małżeństwa i kilku kryzysach, z których jeden omal nie skończył się rozwodem, nauczyli się po prostu być ze sobą. Bez pośpiechu, bez stresu, bez wzajemnych oskarżeń.
Na prawdziwe wakacje nad polskie morze planowali się wybrać dopiero we wrześniu. Żadne z nich nie przepadało za tłumami, a w telewizji informowano, że w tym roku Wybrzeże przeżywa potężne oblężenie. Piękna, słoneczna pogoda i wysokie temperatury sprzyjały nadmorskim wojażom. Przed bramkami na autostradach tworzyły sie kilkukilometrowe korki, a w większości kurortów zabrakło miejsc noclegowych. Adrianna oglądała zdjęcia, które jedna z jej znajomych zamieściła na swoim profilu na Facebooku. Zosia spędzała urlop we Władysławowie, a Adrianna zastanawiała się, czy w takich okolicznościach można w ogóle odpocząć. Przyglądając się fotografiom, miała wrażenie, że człowiek leży tam na człowieku, i wręcz słyszała gwar, jaki musiał panować na plaży. Ona zdecydowanie wolała spokojniejsze, mniejsze miejscowości. Unikała Władysławowa, Mielna czy innych głównych kurortów. Hałas i zgiełk miała na co dzień w Katowicach.
To lato było jednak inne od wszystkich pozostałych. Intensywne. Powietrze było gęste i parne, zmiany pogody – gwałtowne. Jednego dnia nad miastem przechodziły nawet dwie, trzy burze. Adrianna miała wrażenie, że to, co się dzieje na zewnątrz, idealnie komponuje się z jej uczuciami. To był czas ogromnych wyładowań w jej życiu, głośnych piorunów. Żyła i kochała intensywnie.
Kiedy przypadkiem spotkała dawno niewidzianą koleżankę, Justyna zmrużyła tylko oczy i powiedziała:
– Aha!
– Co: aha? – nie rozumiała Ada.
Gdyby ktoś spytał ją o zdanie, stwierdziłaby, że znajoma zachowuje się nieracjonalnie. Nie widziały się od kilku miesięcy, przypadkiem natknęły się na siebie w mieście i zamiast normalnie porozmawiać, ta robi miny i rzuca triumfalne: „Aha!”. Jakby „aha” mogło cokolwiek znaczyć. Czyżby ich relacja weszła w etap komunikacji niewerbalnej? Wprawdzie Ada zdawała sobie sprawę, że młodzi ludzie porozumiewają się bez słów, używając dziwnych emotikonów, w końcu miała dwudziestoletnią córkę, ale żeby prawie pięćdziesięcioletnia baba zatrzymała się na tym etapie, też coś…
– Promieniejesz! Nie wiedziałam cię trzy miesiące, a teraz ledwie poznałam cię na ulicy! Wyglądasz na dziesięć lat młodszą!
Adrianna odruchowo dotknęła włosów. Poprzedniego dnia była u fryzjera i cieszyła się, że wykonał tak dobrą pracę.
– Naprawdę? Uważasz, że te jasne refleksy aż tak mnie odmładzają?
Justyna zacmokała ze zniecierpliwieniem.
– Jakie refleksy? Przecież gołym okiem widać, że jesteś zakochana! No, w końcu kogoś poznałaś! – Rozejrzała się wokół. – Wprawdzie nie mam zbyt wiele czasu, ale może usiądziemy, a ty mi o wszystkim opowiesz.
– Nikogo nie poznałam – wymamrotała Adrianna, porażona reakcją koleżanki. Nie spodziewała się, że jej szczęście jest widoczne gołym okiem.
– To może zrobiłaś sobie botoks? – drążyła Justyna, podchodząc bliżej i lustrując zmarszczki na twarzy znajomej. Nie, to z pewnością nie to. Kurze łapki nie zmieniły swojego położenia, a lwia zmarszczka przecinała czoło na dwie idealne połowy.
– Nie, po prostu wróciłam do Radka. Chociaż jeśli mam być precyzyjna, powinnam powiedzieć, że on do mnie wrócił… – przyznała, wzruszając ramionami.
Justyna zastygła w bezruchu.
– Żartujesz?! No, no, coś takiego! W takim razie ja też muszę wyrzucić mojego starego na rok z domu! Mówisz, że wróci odmieniony?
Ta cała sytuacja zaczynała już Adriannę nieźle bawić.
– Seks jest obłędny – pochyliła się i wyszeptała koleżance do ucha. – Kiedy wystawiłam mu walizki za drzwi, najwyraźniej włączył mu się tryb „jej orgazm też ma znaczenie”! – Mrugnęła okiem i pożegnała się, pozostawiając Justynę w osłupieniu. – Lecę, umówiłam się z mamą!
Mieszkała w Katowicach już od dobrych dwudziestu lat, a jednak wciąż miała sentyment do rodzinnego Będzina. Całe szczęście mogła się znaleźć w domu po kilkunastominutowej podróży samochodem. Aglomeracja śląsko-zagłębiowska miała to do siebie, że odległości między poszczególnymi miejscowościami były niewielkie. Przyjezdnych fascynowało to, że granice miast wyznaczały jedynie tabliczki, a podróżując z jednej miejscowości do drugiej, ani na moment nie opuszczało się terenu zabudowanego. Z miasta wjeżdżało się prosto do miasta. Zarówno dla Adrianny, jak i dla innych mieszkańców metropolii ten fakt nie był ani dziwny, ani niezwykły. Tutaj się wychowała.
Rodzice mieli duży dom z ogrodem na Małobądzu. Kiedy tata zmarł, mama często powtarzała, że czuje się samotna w tak ogromnym budynku, ale nie wyobrażała sobie, że miałaby się przeprowadzić. Adrianna często proponowała, że pomoże jej sprzedać dom i znaleźć kawalerkę w bloku, ale Sabina z tajemniczym uśmiechem kręciła głową.
– I jak ty to sobie wyobrażasz? Że na stare lata pójdę mieszkać do betonowego pudła? Ja się tam uduszę!
– Oj, mamo, myślę, że przesadzasz! – Adrianna przewróciła oczami. – Wychowałam się tutaj, a jakoś bez problemu odnalazłam się w bloku w centrum wielkiego miasta!
– Ale ja mam już siedemdziesiąt lat, a nie bez powodu mówi się, że starych drzew się nie przesadza. Wszędzie będę samotna, a tu przynajmniej jestem u siebie!
Wobec tak zdecydowanych argumentów Adriannie nie pozostawało nic innego, jak odpuścić i pozwolić mamie od czasu do czasu ponarzekać. Widocznie już tak miała, że lubiła sobie poutyskiwać, nawet jeśli nie przewidywała w swoim życiu jakichkolwiek zmian.
Adrianna zajechała pod rodzinny dom kilka minut po południu. W radiu usłyszała, że to najgorętszy dzień tego lata, a temperatura mogła wzrosnąć nawet do trzydziestu dziewięciu stopni. Prawda była taka, że wszyscy narzekali na upał, a kiedy lato się kończyło i nadchodziły zimne dni, obiecywali sobie, iż już nigdy nie będą zrzędzić na gorąco. Wytrzymywali do następnego lata.
Sabina siedziała na ławeczce w cieniu wielkiej wierzby, która rosła na placu, odkąd tylko Adrianna sięgała pamięcią. Kiedy były z Gabrysią małymi dziewczynkami, wspinały się na najwyższe gałęzie, za nic mając dobiegające z dołu krzyki mamy. Śmiały się do utraty tchu i ku przerażeniu Sabiny urządzały zawody, która z nich szybciej wespnie się na drzewo. Sabina z dołu wołała, że wydawało jej się, że urodziła dwie dziewczynki, a nie chłopaków, ale siostry nic nie robiły sobie ze zdenerwowania biednej matki, aż do dnia, kiedy mała Ada spadła i złamała sobie nogę.
Adrianna z każdym rokiem coraz bardziej tęskniła za młodszą siostrą. Swego czasu były nierozłączne. Gabrysia była młodsza tylko o dwa lata. Niewielka różnica wieku sprawiła, że przez życie szły razem. Siostra prawie od zawsze tęsknym wzrokiem spoglądała w stronę Zachodu. Snuła plany wyjazdu, opowiadała o wielkim świecie, który na nią czekał. Adrianna pukała się w czoło, ale Gabrysia utrzymywała, że wyjedzie, bo w Polsce nie ma dla niej przyszłości. Słowa dotrzymała i w wieku dziewiętnastu lat ruszyła na podbój Zachodu. Świata wprawdzie nie zawojowała, ale koniec końców ułożyła sobie życie z wątpliwej urody, ale bardzo sympatycznym i wygadanym Francuzem i osiedliła się w Normandii. Przylatywała do kraju na święta i ważniejsze rodzinne uroczystości, ale to już nie było to samo. Adrianna nigdy nie zapełniła tej pustki, jaką pozostawiła po sobie Gabrysia. Była nie tylko jej siostrą, ale też przyjaciółką. Przyjaciółką, jakiej Adrianna już nigdy potem nie miała, chociaż od jakiegoś czasu Annę można było uznać za pretendentkę do tego tytułu.
– Jak zdrowie, mamo? – zapytała, pochylając się nad Sabiną i całując ją w policzek. – Kupiłaś tę maść na nogi, którą ci polecałam?
Matka roześmiała się i lekceważąco machnęła ręką.
– Człowiek wie, że jest stary, kiedy pierwsze, co słyszy od swoich dzieci, to pytanie: „Jak zdrowie?”! To jakieś nowe powitanie?
– Wiesz, że po prostu się o ciebie martwię – zaprotestowała Adrianna, ale Sabina już jej nie słuchała.
Prawdę mówiąc, lubiła opowiadać o swoich dolegliwościach. Nie to, że była egocentryczna. Nie! Była po prostu stara, a w pewnym wieku jedynymi atrakcjami, które spotykają człowieka, są poranny ból kręgosłupa i uczucie ciężkości w nogach.
– Nie kupiłam tej maści, bo farmaceutka w aptece powiedziała mi, że lepiej nie stosować jej latem. Ale odkryłam maść z kasztanowca, jest naprawdę rewelacyjna! – ucieszyła się. – A wiesz, że Gabrysia dziś do mnie dzwoniła z samego rana?
Adrianna uważała, że młodsza siostra zbyt rzadko kontaktuje się z matką, ale zachowywała tego typu uwagi dla siebie. Nie lubiła się wtrącać.
– Co u niej słychać? – zainteresowała się i usiadła na ławeczce obok matki.
– No właśnie… – Sabina westchnęła ostentacyjnie, a Adrianna pomyślała, że w sumie mogła się tego spodziewać. Siostra zazwyczaj odzywała się do matki, gdy w jej życiu nie działo się najlepiej. – Gabrysia jest załamana! Dzwoniła, żeby powiedzieć, że zostanie babcią!
Adrianna zastygła. W pierwszej chwili pomyślała, że to niemożliwe. Jej młodsza siostra miała zostać babcią?! Naprawdę były już aż tak stare? Poza tym… córki Gabrysi… przecież to jeszcze dzieci! W jakim one mogły być wieku? Adrianna wykonała w myślach szybkie obliczenia i wyszło jej, że starsza siostrzenica niedawno skończyła osiemnaście lat. A jednak wcale nie takie dziecko! Odetchnęła z ulgą, w duchu dziękując córce, że ona nie zapragnęła uczynić jej babcią w tak młodym wieku.
Zdanie Gabrysi na temat genetycznego obciążenia rodziny diametralnie różniło się od opinii Adrianny. Ada sama, w pełni świadomie zrezygnowała z biologicznego rodzicielstwa. Teoretycznie nic nie stało na przeszkodzie, żeby została matką, a jednak od ćwierć wieku co pięć lat zakładała nową spiralę antykoncepcyjną. Wiedziała, że szanse na to, że jej syn będzie chory na hemofilię albo że córka otrzyma od niej wadliwy gen, wcale nie są takie małe. Mężczyźni w jej rodzinie chorowali od lat, dlatego wykonała badanie na nosicielstwo. Jego wynik tylko utwierdził ją w przekonaniu, że nie powinna mieć własnych dzieci. Gabrysia z kolei uważała, że życie z hemofilią na przełomie dwudziestego i dwudziestego pierwszego wieku nie jest już wyrokiem i nawet nie zrobiła testu. Może we Francji wyglądało to inaczej, ale w Polsce specjalne ośrodki, w których chorzy na hemofilię otrzymywaliby kompleksową pomoc, wciąż istniały tylko w planach. Gabriela miała dwie córki w wieku osiemnastu i piętnastu lat, a Adrianna była przekonana, że dziewczyny nawet nie wiedzą o stwierdzonych w rodzinie chorobach genetycznych. To było życie Gabrysi, Adrianna nie miała więc prawa się wtrącać, dlatego chociaż nigdy nie rozumiała jej wyboru, tolerowała go.
– Ale chodzi o Annabelle, prawda? – upewniła się.
Przeraziła ją myśl, że to młodsza z córek Gabrysi mogłaby być w ciąży.
– Oczywiście! Przecież Florence ma tylko piętnaście lat! – oburzyła się Sabina, a Adrianna odetchnęła z ulgą.
Nie to, że ciąża w wieku osiemnastu lat nie komplikuje życia głównych zainteresowanych i osób postronnych, ale zawsze lepiej być mamą osiemnastoletnią niż piętnastoletnią!
– I jak Gabrysia czuje się ze świadomością, że zostanie babcią?
– Wiesz, moim zdaniem nie to jest najgorsze… – Sabina zniżyła głos i rozejrzała się wokół, jakby chciała się upewnić, że nikt ich nie podsłuchuje. – Ojciec tego dziecka… – Urwała w połowie zdania, głośno przełykając ślinę.
– Mamo, wyrzuć to w końcu z siebie! – zdenerwowała się Adrianna, zastanawiając się, co też matka próbuje jej przekazać.
Kim mógł być ten chłopak? Złodziejem, narkomanem? A może nie było żadnego chłopaka, tylko starszy żonaty mężczyzna?
– Widzisz, ojciec dziecka jest… no, czarny jest! – Sabina skuliła się w sobie, jakby wypowiedzenie tych ostatnich słów było ponad jej siły. – W sensie, że Murzyn!
Matka utrzymywała, że jest osobą tolerancyjną. Obraziła się na księdza, bo podczas kazania potępił gejów i lesbijki. Od tamtej pory nie chodziła do kościoła. Ostatni raz przekroczyła próg świątyni na pogrzebie sąsiadki, a i to tylko dlatego, że lał ulewny deszcz, a ona nie chciała moknąć. Ale żeby tak jej wnuczka była w ciąży z Murzynem?
– Mamo, słowo „Murzyn” jest uważane za bardzo obraźliwe! – Adrianna starała się ukryć rozbawienie, ale jej to nie wyszło.
– Jak zwał, tak zwał! Ale czy ty sobie wyobrażasz, że moja wnuczka przyjedzie tu do mnie, na Małobądz, z czarnoskórym dzieckiem? – Źrenice Sabiny się rozszerzyły.
– No, to dziecko to nie będzie czarnoskóre, nie tak do końca… – Adrianna się zawahała, wiedząc, że ta wiadomość nie pocieszy matki. – Będzie Mulatem! Ale jak Gabrysia się z tym czuje? Ma taki sam problem jak ty?
– Gdzie tam! – fuknęła Sabina. – Wiesz, że w tej Francji to teraz sodoma i gomora, więcej tam Murzynów i Arabów niż Europejczyków!
– Mamo, zalatuje antyglobalizmem… – zwróciła jej uwagę Adrianna. – Jakkolwiek by na to patrzeć, twoja córka też nie jest tam u siebie! Wchodzisz na bardzo grząski grunt, lepiej to zostaw. A Annabelle to bardzo mądra dziewczyna, na pewno odnajdzie się w nowej roli. Ja wiem, że to za wcześnie, że oni teraz pewnie rwą sobie włosy z głowy z niepokoju, ale jak już dziecko przyjdzie na świat, to wszystko się jakoś ułoży! Zadzwonię dziś do Gabrysi.
– Mówisz tak, bo to nie Malwina jest w ciąży – zauważyła Sabina, całkiem słusznie zresztą.
Adrianna wyciągnęła nogi i wystawiła je na słońce. Nigdy nie mogła ich opalić. Twarz, ramiona, plecy – wszędzie była już czerwona, a nogi pozostawały blade.
– Gdyby nawet tak się stało, musiałabym po prostu zaakceptować całą sytuację i jakoś się w niej odnaleźć… Gabrysia też da radę, nie martw się o nią! I zapewniam cię, że we współczesnym świecie dziecko białej kobiety z ciemnoskórym mężczyzną wcale nie jest czymś niezwykłym!
Sabina cmoknęła z niezadowoleniem.
– A widziałaś kiedyś tu, na Małobądzu, jakiegoś Murzyna?
Adrianna wybuchnęła śmiechem i gestem dała znać mamie, żeby już przestała. Zapadła cisza. Taka cisza, jaka może panować tylko latem, kiedy powietrze jest zbyt gęste, by przepuścić jakikolwiek dźwięk. Dwie kobiety siedziały na ławce, wpatrując się przed siebie, każda z nich pogrążona w świecie własnych myśli. Pierwsza odezwała się Adrianna.
– Radek wrócił – oznajmiła takim tonem, jakby właśnie oświadczała, że zrobiła na obiad schabowe.
Sabina nawet nie była specjalnie zdziwiona. Kąciki jej ust podniosły się o kilka milimetrów.
– Moje modlitwy zostały wysłuchane!
– Mamo, przecież ty jesteś niewierząca… – zdziwiła się Adrianna.
– Oj, głupia, nie wiesz, że tak się mówi? – zrugała ją Sabina. – Widzisz, tobie się w końcu zaczęło układać, to teraz w życiu Gabrysi mocno się pokomplikowało… Co ja z wami mam? To jednak prawda, że małe dzieci to mały kłopot, a duże… – Machnęła ręką. – No dobra, opowiadaj! Wyjaśniliście sobie wszystkie nieporozumienia?
– Tak – odparła Adrianna z tajemniczym uśmiechem na twarzy. – W końcu czuję, że wszystko jest na właściwym miejscu, wiesz? Wcześniej uwierały mnie te tajemnice, a odkąd żyję w prawdzie… jest lżej. Oczywiście zajęło nam trochę czasu, żeby z tych zgliszczy na nowo poukładać nasze życie, ale wierzę, że teraz może być tylko lepiej! Rozstanie chyba wyszło nam na dobre, chociaż to wszystko było niepotrzebne. Straciliśmy zbyt wiele czasu, ale wyniosłam z tej całej sytuacji ważną lekcję – przyznała, wachlując się wyciągniętym z torebki notatnikiem. – Nie chcę już tracić ani chwili na bezsensowne kłótnie!
Sabina mocno ścisnęła córkę za rękę.
– Bardzo piękne postanowienie, tylko czasem trudno w nim wytrwać – westchnęła znacząco. – Wiesz, twój tata odszedł cztery lata temu, a mnie nadal zdarza się żałować słów, które wypowiedziałam w nerwach. Niekiedy tak sobie myślę, że gdybym mogła cofnąć czas… – Urwała.
– Przeżyliście razem czterdzieści sześć lat! – przypomniała jej Adrianna. – Piękny wynik, pewnie niewielu młodych będzie się mogło poszczycić podobnym na starość! To normalne, że nie zawsze było idealnie.
Sabina skinęła głową.
– Faktycznie, miesiąc miodowy prędzej czy później się kończy, a wtedy przychodzi proza życia. Czterdzieści sześć lat… Wciąż nie mogę uwierzyć, że minęło tyle czasu od dnia, kiedy wyszłam za waszego ojca! – Poruszyła się niespokojnie. – Na początku czas płynął swoim naturalnym rytmem, ale później jakby przyspieszył, a ja miałam wrażenie, że średnio co kwartał świętowaliśmy sylwestra i nadejście nowego roku. Ostatnio sąsiadka opowiadała mi, że jej starsza córka hucznie obchodziła pięćdziesiąte urodziny. I tak sobie pomyślałam, że stare już ma te dzieci, nie to, co ja, a przecież ty za pięć lat też dobijesz do pięćdziesiątki! – Spojrzała na córkę wymownie.
– Dzięki, mamo, uwielbiam, kiedy wypominasz mi mój wiek! – oburzyła się Adrianna, ale po chwili już chichotała pod nosem. – No cóż, czas nie jest dla nas łaskawy, ale błagam, nie uderzajmy w tak depresyjne tony! Ja tu się cieszę drugą młodością, a ty mi uświadamiasz, że niedługo wszyscy i tak umrzemy. I po co to wszystko?
– Żeby odchodząc, mieć świadomość, że żyło się pełną piersią! Przynajmniej na starość będziesz miała co wspominać. – Zakaszlała znacząco, a Adrianna chyba nie chciała wiedzieć, co matka wspomina.
– Malwina nie daje znaku życia – westchnęła córka.
– Do mnie też nie dzwoni, ale jakoś się o nią nie martwię. Ona i tak zawsze spada na cztery łapy! Najwidoczniej potrzebuje nieco więcej czasu niż ty i Radek, żeby sobie to wszystko poukładać – stwierdziła Sabina beznamiętnie. – Chodź do środka, upiekłam ciasto drożdżowe z truskawkami. Trzeba korzystać z uroków lata!
Adrianna skinęła głową, pomogła matce wstać i obie kobiety ruszyły w stronę ogromnego dwupiętrowego domu, który niegdyś rozbrzmiewał śmiechem dzieci, a teraz opustoszał i straszył wszechobecną ciszą.