- W empik go
Portrety przez Nie-Van-Dycka - ebook
Portrety przez Nie-Van-Dycka - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 184 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Szlachta jest niezawodnie historyczną i faktyczną alfą i omegą narodu.
Badania naukowe świadczą, że szlachta stanowiła właściwy stan wolnych obywateli, obywateli poczuwających się do obowiązku obrony i utrzymania kraju i narodowości. W piastowskich czasach widzimy, jak z wojennych czynów powstają herby i odznaczenia szlacheckie, jak rolnik przekuwając lemiesz na kord i oszczep z ziemianina staje się rycerzem. W miarę atoli, jak się powiększało koło szlachty (co się szczególniej w czasach podziału Polski dziać musiało), jak to koło czuło dostateczność swoją dla przedstawienia potęgi narodowej i zabezpieczenia jej samodzielności, zamykało się ono coraz zazdrośniej w swym przywileju i utrudniało przystęp do siebie. Kazimierz W. czuł gwałtowną potrzebę obrony ludu i stał się królem chłopko w, ale po jego śmierci, za niedbałych rządów Ludwika, przy potrzebie wytargowania następstwa dla córek Ludwikowych, świadomość udzielności szlacheckiej wzrosła dowysokiej potęgi. Odtąd naród uosobił się w szlachcie i jako szlachta żył i upadł politycznie.
Hipoteza innoplemienności Lachów, tłumaczona w najrozmaitszy sposób (świeżo w znakomitym dziele Karola Szajnochy), hipoteza ta w niczym nie osłabia charakteru szlachty polskiej ściśle demokratycznego. Rewolucja piastowska, słowiańska, gminowładna zwyciężyła w przedhistorycznym już czasie ten obcy feudalny pierwiastek tak dalece, że w Bolesławowych czasach bardzo nieliczne już pozostają ślady. To pewna atoli, że tradycja tego obcego pierwiastka, uchowana w pojedynczych rodzinach, wzmocniona potem wpływem niemieckim, podobnym do niej co do zasady, wzmocniona zapatrzeniem się na średniowieczną hierarchię kościelną, tradycja ta, mówię, wywołała w gminowładnej szlacheckiej rodzinie zawsze owo koło osobne, trudne do oznaczenia, raz ginące w Szlachcie, to się znów ostro w niej rysujące, koło możnowładcze.
To koło możnowładcze, występujące pod nazwą stanu senatorskiego, karmazynowych i tym podobnie, wyznawało zawsze ścisłe braterstwo ze stanem rycerskim, opierało swoje znaczenie na tym braterstwie, czerpało z niego i siłę, i potęgę, ale pomimo tego lubiło zawsze dążyć do wyosobnienia oligarchicznego (Kmita – Tarnowski), z zazdrością spoglądało na ludzi nowych (jak Zamojski, Czarniecki) i dążyło zawsze do pewnego rozłamu z demokratycznym pierwiastkiem szlachty. Ten żywioł począł się od czasów wolnej elekcji oglądać za podstawami bytu za granicą, intrygować na dworach obcych i odszczepiać się od uznania samorządu narodowego, słowem objawiał zawsze dążenia wręcz przeciwne polityce szlacheckiej, a przypominające żywo politykę arystokratycznych rodzin zagranicy. Zborowscy, Lubomirscy, Sapiehowie ciągnęli ku Austrii, Pacowie i Wielopolscy ku Francji, Czartoryscy czepiali się Rosji. Rzecz atoli godna uwagi, że najdumniejsze przedsięwzięcia możnowładców kończyły się zawsze obroną praw i swobód szlacheckiej Rzpltej, że się kończyły nie wywróceniem, ale umocnieniem status quo, że np. arystokratyczne tendencje Zborowskieh, wymierzone przeciw Batoremu i Zamojskiemu, emancypantom szlachty na niekorzyść panów, zmieniły się po śmierci Samuela w demokratyczno-szlachecki ruch przeciwko naruszeniu praw szlachcica (a nie pana!), że rokosz ambitnego Zebrzydowskiego był wysoce popularny tylko przez obronę swobód szlacheckich i reakcję przeciw kamaryli tronu, że Lubomirski, posądzony o chęć panowania i w postępowaniu z Czarnieckim jawnie swoją dumę arystokratyczną odsłaniający, opierał się na szlachcie i obronie wybieralności króla. Panowie, którzy Sobieskiego karierę zgubili, zgubili ją tylko czernieniem jego szlacheckiej wolnomyślności, pokazywaniem, że on już nie szlachcic, ale pan z dążeniami do monarchii absolutnej.
Z tego wszystkiego widać, że możnowładztwo czuło zawsze, iż szlachta jest wszystkim, że nie nosiło w sobie życiodajnego zarodka innej myśli, jak myśl szlachty – że nie miało nigdy tyle energii, aby się połączyć z tronem i utworzyć dziedziczne, królestwo z barwą arystokratyczną, że się więc zgadzało z duchem wszechwładzy narodu, w szlachcie uosobionym, chociaż namiętności i ambicja do innych pchała je celów. Toż samo widzimy za czasów Stanisława Augusta. Wszystkie ruchy prawdziwie narodowe były ściśle szlacheckimi: konfederacja barska, Konstytucja 3 maja, powstanie Kościuszki. Nawet obrzydliwa Targowica była arystokratyczną zbrodnią, zamaskowaną duchem tradycji szlacheckiej.
Pod ten czas to możnowładztwo o tyle było cnotliwym, o ile było szlachtą. Z miłością wspominamy imiona karmazynowe Zamojskich, Małachowskich, Sapiehów, Sanguszków, Ogińskich, których znajdujemy w obozie ludzi poświęcenia, ale nazwiska Szczęsnych, Korczaków-Branickich, Ponińskich zapisane są w duszy narodu ognistymi głoskami hańby, bo ci ludzie przenieśli myśl i pozycję możnowładczą nad święte imię ojczyzny. Z boleścią zawsze wspominać będziemy, że separatyzm możnowładzki, jego prywata i duma paraliżowały ruch konfederacji, zniszczyły błogie owoce konstytucji, stawały na zawadzie powstaniu Kościuszki, że możnowładcy polscy byli zawsze gotowi narzucać się, gdy już nie potrzeba było się poświęcać, a usuwać się i paraliżować, gdy głowę nałożyć należało.
Jeżeli mamy wiernie stanąć na przeszłości, to tylko na szlacheckiej stanąć możemy, bo szlachecka przeszłość jest jedynie i wyłącznie przeszłością narodu. Wiele w niej było grzechu, ale w niej tylko było sumienie prowadzące do poprawy i przetworzenia się, w niej duch niesamolubnego poświęcenia, w niej patriotyzm nie kasty, lecz narodu.
Ale silniejszym dowodem, niż wszelkie historyczne dedukcje, jest sama natura szlachty dzisiejsza…
Szlachta jest alfą i omegą narodu, bo ona jedna posiada tajemnicę przypodobniania sobie nieszlacheckich, a nawet obcych żywiołów, bo ona sama jedna daje rękojmię przyszłości, garnąc do siebie i podnosząc do swojej sfery nieszlachecką inteligencję, bo jej idea jest ideą podniesienia wszystkich żywiołów krajowych do godności i uczestnictwa w obywatelskim życiu.
W Zygmuntowskim wieku pisarze moralno-polityczni jednogłośnie dedukowali szlachectwo od szlachetności. W piastowskich szlachta powstała z chłopów wskutek zasług wojennych. Jest to zupełnie inna geneza jak szlachty germańskiej. Stąd owo wysokie rozumienie o klejnocie szlacheckim, rozumienie nie tylko społeczne, ale moralne, bo szlachectwo było stanem podniosłości socjalnej i moralnej. Ta moralna, ogólnoludzka strona szlachectwa, podnosząca jego ideę nad ideę kasty, nad atrybucje ziemskiego dobytku i pozycji społecznej, stanowi jego wysoką siłę magnetyczną, czyni, że szlachta jest duszą narodu. Czują to bardzo dobrze nieprzyjaciele narodu, bo ich pociski od wieków nie przeciw możnowładztwu, nie przeciw niższym klasom, ale przeciw szlachcie były obrócone.
Zniszczyć szlachtę to jedno, co wygubić naród. Możnowładztwo wynaradawia się z łatwością, możnowładztwo przyjmuje obcy obyczaj i obcym celom służy, skoro te cele odpowiadają jego górnolotnym myślom, możnowładztwo w każdej chwili ma gotową myśl emancypacyjną, myśl, że jest czymś więcej jak szlachtą.
Chęć kierownictwa przeradza się u możnowładztwa w szyderczy humor tyrański, w kapryśne teranie głupią i zapleśniałą szlachtą. Dlatego możnowładztwo jest gotowym wrogiem narodu, ilekroć umna dłoń użyć go potrafi. Szlachta jedna, sama szlachta tylko do ostatniego tchu umie wytrwać przy swoich świętościach domowych, ona jedna trzyma się ziemi i gdzie pies nie wytrzyma, tam jeszcze szlachcic dotrzymuje placu.
Szlachta znosiła wszystko i poświęcała się bez granic. Szlachta jedna umie przygarnąć do siebie każdego nieszlacheica, każdego obcego nawet, a otoczywszy go miłością, zmagnetyzowawszy go duchem narodowym, uczynić swoim. Szlachta jedna potrafi wznieść się nad swój przywilej i przyjąć w koło swoje każdego, który jej serce szlachetne pokaże, szlachta wreszcie jest jedyną dziedziczką i właścicielką tradycji historycznej i uobyczajenia polskiego.
Kto by temu dowodowi wprost uwierzyć nie chciał, uwierzy może dowodowi per absurdum. Przypuśćmy, że szlachta nie jest narodem, że tym narodem jest możnowładztwo albo lud. Wtenczas otwarta droga do dekretu preskrypcyjnego, wydanego w roku 1848 przez przemądry sejm frankfurcki. Olbrzymia większość mieszkańców Polski nie ma poczucia narodowego, bo poczucie to miała tylko szlachta. Oczywiste więc, że szlachta upada z swoimi pretensjami.
W taki to sposób dziwaczny i fatalny plączą się często myśli ultraliberalne z myślami ultraazjatyckimi, idea rządu mas z ideą rządu masami.