Porucznik Borewicz. Strzał na dancingu. TOM 13 - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
1 lutego 2012
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Porucznik Borewicz. Strzał na dancingu. TOM 13 - ebook
Opowiadanie oparte na motywach scenariusza serialu „07 zgłoś się”. Z pewnością przypomni przygody przystojnego porucznika Borewicza, przed którym drżał świat przestępczy PRL-u.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-62964-56-7 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Strzał na dancingu
W filmie i opowiadaniu wykorzystano fragmenty piosenki Alicji Majewskiej „Między nocą a mgłą”
Gabinet dentystyczny urządzony był w prywatnym mieszkaniu . Młoda stomatolożka kończyła właśnie borowanie zęba. Jęki umęczonego pacjenta mieszały się z warkotem bormaszyny. Zabieg dobiegł końca. Lekarka odwiesiła wiertło. Przysiadła na obrotowym stołku. Była to śliczna, szczupła blondynka o wdzięcznym uśmiechu.
– Jeszcze parę wizyt u ciebie i stracę wszystkie zęby – Borewicz złapał się za obolałą szczękę.
– Sławek, to tylko w interesie ładnych dziewczyn – uśmiechnęła się. – Poczuję się bezpieczniej – dodała znacząco.
– Zostaną mi jeszcze pazury – Sławek obmacywał się po twarzy.
– Znam pewną ładną manikiurzystkę, mogę cię polecić... No, na dzisiaj koniec.
Borewicz z ulgą przepłukał usta.
– Zapraszam w takim razie na kawę z ciastkiem – powiedział.
– Nie jadam ciastek – odparła.
– Więc co? Może kolacja z dancingiem?
– A potem śniadanie u pana porucznika – czy tak? – droczyła się lekarka.
– Jesteś przewidująca – pokręcił głową, udając uznanie dla jej domyślności.
– Dancing w porządku, ale wiesz, że muszę wrócić szybko do domu – powiedziała poważnie. – Matka jest nadal bardzo słaba.
– To jak, oferta przyjęta? – zawiesił wyczekująco głos.
– Przyjęta – skinęła głową.
***
Na dancingu było już tłoczno. Kilka par tańczyło na parkiecie, wokół stały stoliki. Parkiet nie był zbyt duży, pary tańczyły blisko siebie. Pod ścianą, na podium, grała orkiestra.
Za podium wisiała gruba niebieska kotara, mocno pofałdowana. Za nią znajdowało się zasłonięte pianinem przejście do garderób artystów, naprzeciwko – wyjście do szatni i korytarz prowadzący do kuchni. Pozostałe ściany zdobiły reprodukcje znanych malarzy.
Przy stoliku tuż przy parkiecie siedział Borowicz w jasnym garniturze ze skromnie, lecz elegancko ubraną panią stomatolog. Stolik był nienakryty. Borewicz miotał się wściekle, usiłując złąpać kelnera. Po każdej kolejnej próbie słyszał tę samą odpowiedź:
– Kolega zaraz podejdzie...
Lekarkę wyraźnie to bawiło.
***
W korytarzu prowadzącym do kuchni stało kilku kelnerów. Łapczywie palili papierosy, mocno się zaciągając. Czekali na wydanie potraw z kuchni.
– Ty, Heniek, załatw tego blondyna, bo narozrabia – mruknął jeden.
– Może mi nagwizdać – jego kolega wzruszył ramionami. – Zajął najlepszy stolik i zgrywa milionera, a stać go na dwie małe czarne. Prezesa nie miałem gdzie posadzić.
– Posadzić prezesa byłoby i gdzie, i za co, tylko jak mu to udowodnić? – zarechotał ktoś.
– Ty, ty, bez głupich żartów – mruknął kelner.
– Bo co?
– Może zaszkodzić.
***
Kelner stanął w końcu przed Borewiczem.
– No, nareszcie... – Sławek ledwie panował nad sobą.
– Uszanowanie państwu. Dla pani jak zwykle, a dla pana?
Borewicz zaniemówił. Spojrzał pytająco na towarzyszącą mu kobietę. Lekarka spuściła oczy, zakręciła się niespokojnie na krześle. Bezczelność kelnera nie była chyba bezpodstawna.
– Więc to tak? – warknął Sławek. –Dla mnie proszę to samo co dla pani.
– Służę uprzejmie – kelner skłonił się z perfidnym uśmieszkiem i odszedł.
Borewicz wyjął z kieszeni papierosy.
– Zapalisz? – wyciągnął paczkę w stronę kobiety.
– Zaczyna się przesłuchanie? –wydęła wargi nadąsana.
– Spodziewasz się sceny zazdrości? – mruknął. – Chyba przedwcześnie.
– Byłam tu ze dwa razy, z kolegami z roku...
– A choćby i z jednym kolegą – to nie zbrodnia.
– Na kodeksie karnym ty znasz się lepiej – uśmiechnęła się, próbując rozładować napięcie.
– Słuchaj, Hanka! – w głosie Sławka zabrzmiał ostry ton. – Masz zamiar drwić ze mnie?
Zamilkli. Sytuacja zrobiła się nieprzyjemna. Hanka zawahała się. Chciała wstać od stolika, w tym momencie jednak orkiestra zagrała tusz. Złota trąbka Stanleya Smitha zawibrowała we wstępie do numeru wieczoru, „Między nocą a mgłą”. Przez salę przebiegł szmer.
– Maria Anna, Maria Anna... – zaszeptano przy stolikach.
Światła przygasły. Zapadła cisza. Po chwili skoncentrowane reflektory utworzyły jasną plamę pośrodku podium. Z mikrofonem w ręku stała w tym miejscu piękna, młoda jeszcze kobieta o rudych włosach, upiętych z tyłu w ciężki węzeł. Mieniąca się w świetle srebrna suknia podkreślała zgrabną figurę piosenkarki.
– Przed nocą i mgłą osłoń mnie, z serca zabierz samotność, cień, co tam legł...
Głębokim altem wypełniła przestrzeń sali. Borewicz nachylił się do Hanki.
– Kto to jest?
– Gdzieś ty się chował? – zdziwiła się.
– W Szczytnie.
– Od razu widać – odparła szeptem. – Maria Anna, profanie. Siedź cicho i nie przeszkadzaj. Wspaniała, z takim głosem mogłaby śpiewać w operze.
– Po co? Tu więcej zarobi – mruknął sceptycznie Sławek. – Co się dzieje z tym kelnerem? – zniecierpliwił się.
Hanka ze złością wzruszyła ramionami.
– Daj posłuchać. I zrelaksuj się trochę – nie jesteś na służbie.
Maria Anna skończyła. Usunęła się w cień, a w krąg światła wystąpił muzyk, zręcznie improwizując na trąbce. Wszystkie oczy skupiły się na nim. Na parkiecie jak we śnie poruszało się kilka par. W pewnym momencie trąbka skiksowała, biorąc zbyt wysoką nutę. Niemal równocześnie rozległ się głuchy, donośny trzask niczym fałszywy dźwięk perkusji. Perkusista jednak stał bez ruchu, z uniesionymi do góry pałeczkami. Instrumenty kolejno milkły, na końcu oderwał trąbkę od ust sam solista. Hanka poruszyła się niespokojnie. Miała wrażenie, jakby ktoś zatrzymał palcem wirującą w adapterze płytę.
Jeden z mężczyzn tańczących na parkiecie, odsunął od siebie partnerkę i chwiejnym krokiem przeszedł parę metrów. Tańczący rozstąpili się. Mężczyzna wyglądał jak lunatyk. Na jego twarzy malowało się zdumienie, niepewność, strach... Zatrzymał się przed schodami, prowadzącymi na podium i ciężko zwalił się na podłogę, na wznak. Brązowa marynarka rozchyliła się, ukazując na szybko rosnącą rudą plamę na białej koszuli. Sala zamarła.
Borewicz zareagował błyskawicznie. Poderwał się z miejsca i wybiegł na środek parkietu.
– Jestem oficerem milicji! – zawołał.
W tym momencie na sali zawrzało. Rozległ się gwar i rumor odsuwanych krzeseł. Ludzie w panice próbowali opuścić lokal.
– Stać! — wrzasnął porucznik.
Uciszyło się.
– A raczej proszę siadać – dodał znacznie spokojniejszym głosem Sławek. – Proszę wszystkich o pozostanie na miejscach. Zapalić wszystkie światła! – rozkazał.
Operator świateł włączył reflektory, oświetlające podium i zapalił górne oświetlenie.
Z korytarza kuchennego nieświadomy grozy sytuacji wyłonił się kelner z tacą. Stanął przed Borewiczem
– Kawy i tort – oznajmił obrażonym tonem.
– Wrócić na miejsce! – krzyknął Sławek.
Kelner powędrował z powrotem, zabierając tacę.
– Kierownik lokalu! – dysponował dalej Borewicz. – Gdzie jest?
– Jestem – dobiegł go głos z tyłu.
Sławek odwrócił się. Dostrzegł niskiego starszawego mężczyznę w okularach. Kierownik lokalu poprawił nerwowym ruchem zmierzwioną grzywkę, przykrywając z powrotem błyszczącą łysinę.
– Proszę zamknąć wszystkie wyjścia i wezwać milicję – rozkazał Sławek.
Kierownik wycofał się, by wykonać polecenie. Borewicz rozejrzał się badawczo po sali.
– Wszystkich proszę o zachowanie spokoju – powiedział stanowczo. – Czy ktoś z obecnych ma przy sobie broń palną?
– Ja – od jednego ze stolików wstał major lotnictwa w mundurze.
Zdecydowanym krokiem przemierzył salę i stanął przed Borewiczem. Sięgnął do kieszeni i wyjął mały pistolet, podał go porucznikowi. Ten sprawdził pobieżnie.
– Zabezpieczony, nie załadowany... – powąchał lufę. – Z tego pistoletu dziś nie strzelano. Dziękuję – zwrócił broń majorowi.
– Czy mogę w czymś pomóc? – spytał lotnik.
– Proszę tu zostać i rzucić okiem na ludzi. Ja zaraz wrócę. Rozejrzę się w terenie.
– Sławek... – Hanka sygnalizowała od stolika swoją obecność.
Gestem wyraził niemożność zajęcia się nią i rozglądając się wokół, wolno szedł tą samą drogą, jaką przemierzył zabity, tylko w przeciwnym kierunku. W końcu stanął bezradnie i rozejrzał się, próbując zrozumieć, skąd padł strzał. Wszedł na podium dla artystów. Minął Stanleya , który zamarł z instrumentem w ręce, potem Marię Annę w srebrnej sukni, na którą zarzuciła biały szal, resztę członków orkiestry. Po paru krokach znalazł się w przejściu za niebieską kotarą. Uchylił drzwi prowadzące w głąb, za przepierzenie. Był tam korytarz, a w nim troje drzwi. Spojrzał za siebie, na salę, czy wszystko w porządku, i ruszył dalej.
Uchylił pierwsze drzwi. Duże lustro, pod nim półka zastawiona kosmetykami, rozrzucone szale i rękawiczki wskazywały, że to garderoba Marii Anny. Sławek szybko zamknął drzwi z powrotem. Za drugimi ujrzał garderobę muzyków z orkiestry – w pomieszczeniu stały pudła na instrumenty. Przeszedł na koniec korytarza i bez pukania nacisnął klamkę ostatnich drzwi. Kierownik właśnie odkładał słuchawkę telefonu. Spojrzał na Borewicza i odruchowo poprawił grzywkę, która wciąż opadała, odsłaniając łysinę. Był przejęty.
– Radiowóz zaraz będzie – powiedział.
– Tego gościa znał pan? – spytał Borewicz.
– Nie miał gdzie palnąć sobie w łeb! – wybuchł kierownik. – Całą zabawę zepsuł...
Sławek popatrzył na niego zdziwiony.
– Oczywiście, że go znałem – zreflektował się kierownik. – Tylko z widzenia, oczywiście – dodał pospiesznie.
– Gdzie pan był, jak to się stało?
– Tu, u siebie – kierownik nerwowo odwrócił się w stronę biurka. – Robiłem rozliczenia, jak zwykle, żeby później w nocy długo nie siedzieć. A tu jak huknęło! – popatrzył na Borewicza.
– Głośno?
– Jakby nad samym uchem – zamachał rękami mężczyzna. – Wybiegłem na korytarz i na salę, i tu dopiero zobaczyłem, co jest – opowiadał nieskładnie. – Cholera! – zaklął.
Wyjął z szafki butelkę koniaku, nalał dwa kieliszki.
– Jeszcze mi się ręce trzęsą – zauważył.
Sławek ruchem ręki podziękował. Kierownik, nie zważając na to, sam wychylił kieliszek.
– Był tu ktoś jeszcze, oprócz pana? – spytał Borewicz.
– Nie. Pani Maria Anna była na estradzie. Dopiero co skończyła śpiewać. Numer zawsze kończy improwizacją jej mąż.
– Stanley Smith?
– Właściwie to Kowalewicz, ale wie pan, jak jest... – kierownik zrobił znaczący ruch głową. – Czasem jeszcze śpiewa coś na bis, jak jest dobra publiczność. Dziś wszystko ten zepsuł – kierownik aż się zatrząsł.
– Pan myśli, że to samobójstwo? – zdziwił się Sławek.
– Zawsze mi podejrzanie ten facet wyglądał – wypalił mężczyzna.
– Ale on nie miał broni – Borewicz był sceptyczny.
– Jak pan dobrze poszuka, to i broń się znajdzie... – powiedział z przekonaniem kierownik.
– No, tego to jestem pewien.
Z ulicy przez ścianę dobiegł jęk syreny milicyjnej. Borewicz pożegnał kierownika i wrócił na salę.
***
Do lokalu wkroczyła ekipa milicyjna z porucznikiem Zubkiem na czele.
Zubek, dostrzegłszy Borewicza, podszedł do niego z miną wyrażającą pełną dezaprobatę.
– Widzę, że wam nadal w głowie tylko lokale, kobiety... – powiedział z przyganą.
– Dobry wieczór, panie Antoni – odrzekł kpiąco Borewicz. – Zabawę to mam z głowy, bierzemy się do roboty. Trzeba zrewidować wszystkich obecnych na sali, a ja przesłucham personel – zarządził.
Ekipa zabrała się do pracy. Zabezpieczone ślady fotografowano, przeprowadzano rewizję osobistą.
***
W filmie i opowiadaniu wykorzystano fragmenty piosenki Alicji Majewskiej „Między nocą a mgłą”
Gabinet dentystyczny urządzony był w prywatnym mieszkaniu . Młoda stomatolożka kończyła właśnie borowanie zęba. Jęki umęczonego pacjenta mieszały się z warkotem bormaszyny. Zabieg dobiegł końca. Lekarka odwiesiła wiertło. Przysiadła na obrotowym stołku. Była to śliczna, szczupła blondynka o wdzięcznym uśmiechu.
– Jeszcze parę wizyt u ciebie i stracę wszystkie zęby – Borewicz złapał się za obolałą szczękę.
– Sławek, to tylko w interesie ładnych dziewczyn – uśmiechnęła się. – Poczuję się bezpieczniej – dodała znacząco.
– Zostaną mi jeszcze pazury – Sławek obmacywał się po twarzy.
– Znam pewną ładną manikiurzystkę, mogę cię polecić... No, na dzisiaj koniec.
Borewicz z ulgą przepłukał usta.
– Zapraszam w takim razie na kawę z ciastkiem – powiedział.
– Nie jadam ciastek – odparła.
– Więc co? Może kolacja z dancingiem?
– A potem śniadanie u pana porucznika – czy tak? – droczyła się lekarka.
– Jesteś przewidująca – pokręcił głową, udając uznanie dla jej domyślności.
– Dancing w porządku, ale wiesz, że muszę wrócić szybko do domu – powiedziała poważnie. – Matka jest nadal bardzo słaba.
– To jak, oferta przyjęta? – zawiesił wyczekująco głos.
– Przyjęta – skinęła głową.
***
Na dancingu było już tłoczno. Kilka par tańczyło na parkiecie, wokół stały stoliki. Parkiet nie był zbyt duży, pary tańczyły blisko siebie. Pod ścianą, na podium, grała orkiestra.
Za podium wisiała gruba niebieska kotara, mocno pofałdowana. Za nią znajdowało się zasłonięte pianinem przejście do garderób artystów, naprzeciwko – wyjście do szatni i korytarz prowadzący do kuchni. Pozostałe ściany zdobiły reprodukcje znanych malarzy.
Przy stoliku tuż przy parkiecie siedział Borowicz w jasnym garniturze ze skromnie, lecz elegancko ubraną panią stomatolog. Stolik był nienakryty. Borewicz miotał się wściekle, usiłując złąpać kelnera. Po każdej kolejnej próbie słyszał tę samą odpowiedź:
– Kolega zaraz podejdzie...
Lekarkę wyraźnie to bawiło.
***
W korytarzu prowadzącym do kuchni stało kilku kelnerów. Łapczywie palili papierosy, mocno się zaciągając. Czekali na wydanie potraw z kuchni.
– Ty, Heniek, załatw tego blondyna, bo narozrabia – mruknął jeden.
– Może mi nagwizdać – jego kolega wzruszył ramionami. – Zajął najlepszy stolik i zgrywa milionera, a stać go na dwie małe czarne. Prezesa nie miałem gdzie posadzić.
– Posadzić prezesa byłoby i gdzie, i za co, tylko jak mu to udowodnić? – zarechotał ktoś.
– Ty, ty, bez głupich żartów – mruknął kelner.
– Bo co?
– Może zaszkodzić.
***
Kelner stanął w końcu przed Borewiczem.
– No, nareszcie... – Sławek ledwie panował nad sobą.
– Uszanowanie państwu. Dla pani jak zwykle, a dla pana?
Borewicz zaniemówił. Spojrzał pytająco na towarzyszącą mu kobietę. Lekarka spuściła oczy, zakręciła się niespokojnie na krześle. Bezczelność kelnera nie była chyba bezpodstawna.
– Więc to tak? – warknął Sławek. –Dla mnie proszę to samo co dla pani.
– Służę uprzejmie – kelner skłonił się z perfidnym uśmieszkiem i odszedł.
Borewicz wyjął z kieszeni papierosy.
– Zapalisz? – wyciągnął paczkę w stronę kobiety.
– Zaczyna się przesłuchanie? –wydęła wargi nadąsana.
– Spodziewasz się sceny zazdrości? – mruknął. – Chyba przedwcześnie.
– Byłam tu ze dwa razy, z kolegami z roku...
– A choćby i z jednym kolegą – to nie zbrodnia.
– Na kodeksie karnym ty znasz się lepiej – uśmiechnęła się, próbując rozładować napięcie.
– Słuchaj, Hanka! – w głosie Sławka zabrzmiał ostry ton. – Masz zamiar drwić ze mnie?
Zamilkli. Sytuacja zrobiła się nieprzyjemna. Hanka zawahała się. Chciała wstać od stolika, w tym momencie jednak orkiestra zagrała tusz. Złota trąbka Stanleya Smitha zawibrowała we wstępie do numeru wieczoru, „Między nocą a mgłą”. Przez salę przebiegł szmer.
– Maria Anna, Maria Anna... – zaszeptano przy stolikach.
Światła przygasły. Zapadła cisza. Po chwili skoncentrowane reflektory utworzyły jasną plamę pośrodku podium. Z mikrofonem w ręku stała w tym miejscu piękna, młoda jeszcze kobieta o rudych włosach, upiętych z tyłu w ciężki węzeł. Mieniąca się w świetle srebrna suknia podkreślała zgrabną figurę piosenkarki.
– Przed nocą i mgłą osłoń mnie, z serca zabierz samotność, cień, co tam legł...
Głębokim altem wypełniła przestrzeń sali. Borewicz nachylił się do Hanki.
– Kto to jest?
– Gdzieś ty się chował? – zdziwiła się.
– W Szczytnie.
– Od razu widać – odparła szeptem. – Maria Anna, profanie. Siedź cicho i nie przeszkadzaj. Wspaniała, z takim głosem mogłaby śpiewać w operze.
– Po co? Tu więcej zarobi – mruknął sceptycznie Sławek. – Co się dzieje z tym kelnerem? – zniecierpliwił się.
Hanka ze złością wzruszyła ramionami.
– Daj posłuchać. I zrelaksuj się trochę – nie jesteś na służbie.
Maria Anna skończyła. Usunęła się w cień, a w krąg światła wystąpił muzyk, zręcznie improwizując na trąbce. Wszystkie oczy skupiły się na nim. Na parkiecie jak we śnie poruszało się kilka par. W pewnym momencie trąbka skiksowała, biorąc zbyt wysoką nutę. Niemal równocześnie rozległ się głuchy, donośny trzask niczym fałszywy dźwięk perkusji. Perkusista jednak stał bez ruchu, z uniesionymi do góry pałeczkami. Instrumenty kolejno milkły, na końcu oderwał trąbkę od ust sam solista. Hanka poruszyła się niespokojnie. Miała wrażenie, jakby ktoś zatrzymał palcem wirującą w adapterze płytę.
Jeden z mężczyzn tańczących na parkiecie, odsunął od siebie partnerkę i chwiejnym krokiem przeszedł parę metrów. Tańczący rozstąpili się. Mężczyzna wyglądał jak lunatyk. Na jego twarzy malowało się zdumienie, niepewność, strach... Zatrzymał się przed schodami, prowadzącymi na podium i ciężko zwalił się na podłogę, na wznak. Brązowa marynarka rozchyliła się, ukazując na szybko rosnącą rudą plamę na białej koszuli. Sala zamarła.
Borewicz zareagował błyskawicznie. Poderwał się z miejsca i wybiegł na środek parkietu.
– Jestem oficerem milicji! – zawołał.
W tym momencie na sali zawrzało. Rozległ się gwar i rumor odsuwanych krzeseł. Ludzie w panice próbowali opuścić lokal.
– Stać! — wrzasnął porucznik.
Uciszyło się.
– A raczej proszę siadać – dodał znacznie spokojniejszym głosem Sławek. – Proszę wszystkich o pozostanie na miejscach. Zapalić wszystkie światła! – rozkazał.
Operator świateł włączył reflektory, oświetlające podium i zapalił górne oświetlenie.
Z korytarza kuchennego nieświadomy grozy sytuacji wyłonił się kelner z tacą. Stanął przed Borewiczem
– Kawy i tort – oznajmił obrażonym tonem.
– Wrócić na miejsce! – krzyknął Sławek.
Kelner powędrował z powrotem, zabierając tacę.
– Kierownik lokalu! – dysponował dalej Borewicz. – Gdzie jest?
– Jestem – dobiegł go głos z tyłu.
Sławek odwrócił się. Dostrzegł niskiego starszawego mężczyznę w okularach. Kierownik lokalu poprawił nerwowym ruchem zmierzwioną grzywkę, przykrywając z powrotem błyszczącą łysinę.
– Proszę zamknąć wszystkie wyjścia i wezwać milicję – rozkazał Sławek.
Kierownik wycofał się, by wykonać polecenie. Borewicz rozejrzał się badawczo po sali.
– Wszystkich proszę o zachowanie spokoju – powiedział stanowczo. – Czy ktoś z obecnych ma przy sobie broń palną?
– Ja – od jednego ze stolików wstał major lotnictwa w mundurze.
Zdecydowanym krokiem przemierzył salę i stanął przed Borewiczem. Sięgnął do kieszeni i wyjął mały pistolet, podał go porucznikowi. Ten sprawdził pobieżnie.
– Zabezpieczony, nie załadowany... – powąchał lufę. – Z tego pistoletu dziś nie strzelano. Dziękuję – zwrócił broń majorowi.
– Czy mogę w czymś pomóc? – spytał lotnik.
– Proszę tu zostać i rzucić okiem na ludzi. Ja zaraz wrócę. Rozejrzę się w terenie.
– Sławek... – Hanka sygnalizowała od stolika swoją obecność.
Gestem wyraził niemożność zajęcia się nią i rozglądając się wokół, wolno szedł tą samą drogą, jaką przemierzył zabity, tylko w przeciwnym kierunku. W końcu stanął bezradnie i rozejrzał się, próbując zrozumieć, skąd padł strzał. Wszedł na podium dla artystów. Minął Stanleya , który zamarł z instrumentem w ręce, potem Marię Annę w srebrnej sukni, na którą zarzuciła biały szal, resztę członków orkiestry. Po paru krokach znalazł się w przejściu za niebieską kotarą. Uchylił drzwi prowadzące w głąb, za przepierzenie. Był tam korytarz, a w nim troje drzwi. Spojrzał za siebie, na salę, czy wszystko w porządku, i ruszył dalej.
Uchylił pierwsze drzwi. Duże lustro, pod nim półka zastawiona kosmetykami, rozrzucone szale i rękawiczki wskazywały, że to garderoba Marii Anny. Sławek szybko zamknął drzwi z powrotem. Za drugimi ujrzał garderobę muzyków z orkiestry – w pomieszczeniu stały pudła na instrumenty. Przeszedł na koniec korytarza i bez pukania nacisnął klamkę ostatnich drzwi. Kierownik właśnie odkładał słuchawkę telefonu. Spojrzał na Borewicza i odruchowo poprawił grzywkę, która wciąż opadała, odsłaniając łysinę. Był przejęty.
– Radiowóz zaraz będzie – powiedział.
– Tego gościa znał pan? – spytał Borewicz.
– Nie miał gdzie palnąć sobie w łeb! – wybuchł kierownik. – Całą zabawę zepsuł...
Sławek popatrzył na niego zdziwiony.
– Oczywiście, że go znałem – zreflektował się kierownik. – Tylko z widzenia, oczywiście – dodał pospiesznie.
– Gdzie pan był, jak to się stało?
– Tu, u siebie – kierownik nerwowo odwrócił się w stronę biurka. – Robiłem rozliczenia, jak zwykle, żeby później w nocy długo nie siedzieć. A tu jak huknęło! – popatrzył na Borewicza.
– Głośno?
– Jakby nad samym uchem – zamachał rękami mężczyzna. – Wybiegłem na korytarz i na salę, i tu dopiero zobaczyłem, co jest – opowiadał nieskładnie. – Cholera! – zaklął.
Wyjął z szafki butelkę koniaku, nalał dwa kieliszki.
– Jeszcze mi się ręce trzęsą – zauważył.
Sławek ruchem ręki podziękował. Kierownik, nie zważając na to, sam wychylił kieliszek.
– Był tu ktoś jeszcze, oprócz pana? – spytał Borewicz.
– Nie. Pani Maria Anna była na estradzie. Dopiero co skończyła śpiewać. Numer zawsze kończy improwizacją jej mąż.
– Stanley Smith?
– Właściwie to Kowalewicz, ale wie pan, jak jest... – kierownik zrobił znaczący ruch głową. – Czasem jeszcze śpiewa coś na bis, jak jest dobra publiczność. Dziś wszystko ten zepsuł – kierownik aż się zatrząsł.
– Pan myśli, że to samobójstwo? – zdziwił się Sławek.
– Zawsze mi podejrzanie ten facet wyglądał – wypalił mężczyzna.
– Ale on nie miał broni – Borewicz był sceptyczny.
– Jak pan dobrze poszuka, to i broń się znajdzie... – powiedział z przekonaniem kierownik.
– No, tego to jestem pewien.
Z ulicy przez ścianę dobiegł jęk syreny milicyjnej. Borewicz pożegnał kierownika i wrócił na salę.
***
Do lokalu wkroczyła ekipa milicyjna z porucznikiem Zubkiem na czele.
Zubek, dostrzegłszy Borewicza, podszedł do niego z miną wyrażającą pełną dezaprobatę.
– Widzę, że wam nadal w głowie tylko lokale, kobiety... – powiedział z przyganą.
– Dobry wieczór, panie Antoni – odrzekł kpiąco Borewicz. – Zabawę to mam z głowy, bierzemy się do roboty. Trzeba zrewidować wszystkich obecnych na sali, a ja przesłucham personel – zarządził.
Ekipa zabrała się do pracy. Zabezpieczone ślady fotografowano, przeprowadzano rewizję osobistą.
***
więcej..