Poślubić księcia - ebook
Poślubić księcia - ebook
Lady Ellen Tatham wybrała się do Egiptu, aby zwiedzić Gizę. Tam poznała angielskiego oficera Maksymiliana Colnebrooke’a. Ellen i Maks zakochali się w sobie i pobrali przed obliczem angielskiego konsula. Wkrótce jednak rozdzieliła ich zawierucha wojenna. Po powrocie do Anglii Ellen próbowała skontaktować się z Maksem. Okazuje się, że został uznany z zaginionego, a jego rodzina nic nie wie o ich ślubie. Tymczasem Ellen jest w ciąży i aby nie stracić reputacji, postanawia wyjechać na prowincję. Po czterech latach powraca do Londynu i na jednym z przyjęć spotyka Colnebrooke’a, księcia Rossenhall…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-3787-1 |
Rozmiar pliku: | 815 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Całe High Harrogate wrzało z podniecenia. Tego wieczoru bal w hotelu Granby miał zaszczycić niezwykły gość. Co prawda plotki nie zostały jeszcze potwierdzone, ale był on starym przyjacielem jednego z miejscowych dżentelmenów, więc owe wielkie nadzieje były uzasadnione. Do tego z Londynu właśnie wróciła złota wdówka. Tak atrakcyjna i bogata młoda wdowa jak pani Ellen Furnell musiała mieć powód, aby wyjechać ze stolicy i zrezygnować ze statusu atrakcji sezonu. Tymczasem jej adoratorzy, na przykład stary generał Dingwall, bardzo się cieszyli, że tak się nie stało, i szarmancko twierdzili, że co Londyn stracił, High Harrogate zyskało.
Rzeczona dama siedziała właśnie przy biurku w swoim domu przy Paradise Row i przeglądała listy, jakie nagromadziły się podczas jej nieobecności. Ellen dopiero wczoraj wróciła z corocznej wyprawy do Londynu. Wynajęła dom tuż pod stolicą, w Kensington, i prowadziła tam bardzo spokojne życie, nie przyjmując żadnych gości ani nawet zaproszeń. Mogła jednak stamtąd dotrzeć do miasta pieszo, jeśli miała takie życzenie, wybrać się do teatru czy do muzeum, a także odwiedzać sklepy i modne krawcowe, by odświeżyć garderobę.
Rachunki i wiadomości od kupców odłożyła na bok, by zająć się nimi innego dnia. Po krótkim wahaniu dorzuciła do nich także list od lady Phyllidy Arrandale. Ellen była szczerze przywiązana do macochy, ale jej listy zwykle emanowały spokojnym domowym szczęściem, na co tego ranka Ellen nie miała ochoty. Od kilku miesięcy bowiem zmagała się z niejasnym poczuciem niezadowolenia. Nie zamierzała jednak użalać się nad sobą. Sama wybrała swój los i nie żałowała niczego, co zrobiła od dnia, gdy cztery lata temu zeszła z pokładu statku w Portsmouth. Naprawdę była bardzo szczęśliwa w High Harrogate.
Zabrała się za przeglądanie pozostałych papierów i biletów wizytowych. Znalazła zaproszenie na letnie domowe przyjęcie w Leicestershire, uprzejmą wiadomość od wielebnego Roberta Mittona – zaproszenie na recital, na którym naturalnie powinna złożyć hojny datek na naprawę dachu na kaplicy, oraz liczne zaproszenia na herbaty, śniadania, bale i wieczorki. Postanowiła odrzucić zaproszenie do Leicestershire, a pozostałe propozycje przyjąć, włącznie z zaproszeniem na dzisiejszy bal w hotelu Granby. W końcu tym właśnie zajmowała się w Harrogate: chodziła na wykłady i dyskusje, wspierała dobroczynne cele i brała udział w przyjęciach. Jako bogata i niezależna kobieta wszędzie była mile widziana i wielu adoratorów uznawało ją za klejnot, najpiękniejszą ozdobę towarzystwa w Harrogate. Obdarzano ją komplementami, podziwiano jej cięty dowcip, adoratorzy rozpływali się nad jej złocistymi włosami i błękitnymi oczami. Ellen tylko się z tego śmiała, ale okazałaby fałszywą skromność, gdyby próbowała zaprzeczać własnej urodzie.
– I powinnaś się z tego cieszyć – mruknęła do siebie, zgarniając zaproszenia na kupkę. – Ładna twarz bardzo ułatwia życie.
Tylko raz stało się inaczej. Na myśl o tym gardło jej się ścisnęło. Zamrugała, by odpędzić łzy. Może jednak powinna zostać w domu, wymawiając się zmęczeniem po podróży…
– Ale kto by w to uwierzył? – powiedziała głośno do siebie. Od czterech lat, odkąd pojawiła się w Harrogate, ciężko pracowała nad swoim wizerunkiem. Stała się ważnym gościem na wszystkich miejscowych zgromadzeniach, zachowując zarazem nieskazitelną reputację. Wszyscy wiedzą, że pani Ellen Furnell nie zna słowa „zmęczenie”.
Podniosła się i poszła na górę do pokoju dziecinnego, gdzie kierowało ją serce. Na tym powinna się skupić, a nie na jakichś odległych wspomnieniach.
Siwowłosa kobieta siedziała na podłodze w towarzystwie kilkuletniego chłopca i pomagała mu zbudować zamek z drewnianych klocków. Klocki rozsypały się, gdy chłopiec zerwał się na nogi i podbiegł do Ellen.
– Mamo!
– Jamie! – Ellen przykucnęła i rozpostarła ramiona. Chłopiec z okrzykiem radości wbiegł w jej objęcia. Niańka powoli się podniosła.
– Nie powinna go tak pani zachęcać. I tak jest trudny do okiełznania.
Ellen wzięła chłopca na ręce.
– Nonsens, Matty, on ma zaledwie trzy lata. To jeszcze małe dziecko. Prawda, kochany?
– Prawda. I nie pozwolę mu włożyć spodenek.
– I pewnie nie pozwolisz też obciąć mu włosów – roześmiała się Ellen, rozgarniając loki chłopca, jeszcze jaśniejsze niż jej własne. – Co tu robisz, Jamie? Budujesz dom? Pozwól, że mama ci pomoże.
Zabawa z synem podniosła Ellen na duchu. Pozostała w pokoju dziecinnym, aż nadeszła pora, gdy trzeba było przebrać się na bal. Zostawiała Jamiego w domu bez żadnych obaw. Matlock była kiedyś jej własną niańką, a potem pokojówką i kochała chłopca równie mocno jak matka.
Zjadła samotną kolację i znów wróciła do pokoju dziecinnego. Jamie spał już w swoim łóżeczku. Pochyliła się i ucałowała jego złocistą głowę.
– Wygląda jak aniołek – szepnęła, patrząc na syna z miłością. – Mogłabym tak na niego patrzeć w nieskończoność.
– I co by wam obojgu z tego przyszło? – zapytała Matlock. – Niech pani idzie i dobrze się bawi. Panicz James będzie tu zupełnie bezpieczny z Hannah i ze mną.
Ellen westchnęła.
– Ach, Matty, czy naprawdę myślisz, że te przyjęcia sprawiają mi przyjemność?
– No cóż, mówi pani, że nie, ale z pewnością dobrze jest spotkać się z ludźmi i porozmawiać z nimi. Trudno rozsądnie rozmawiać z trzylatkiem.
Ellen roześmiała się.
– Rozsądna rozmowa! Zapewniam cię, Matty, że w towarzystwie także o to bardzo trudno. Ale masz rację, nic nikomu z tego nie przyjdzie, jeśli zostanę pustelnicą.
Uśmiechnęła się, zeszła na dół i wsiadła do powozu.
– Wasza Wysokość?
Max drgnął. Był księciem Rossenhall już od ponad roku, ale jeszcze nie przywykł do tytułu. Szybko przeprosił, gospodyni jednak zupełnie nie wydawała się urażona jego brakiem uwagi.
– Chciałam tylko powiedzieć, Wasza Wysokość, że już czas jechać do Granby.
– Czy naprawdę musimy tam jechać, Georgiano? – Max skrzywił się, ale zaraz pokrył niezadowolenie uśmiechem. – Wolałbym spędzić spokojny wieczór tutaj, z tobą i Fredem.
– Ale to niemożliwe – odrzekł stanowczo Frederick Arncliffe. – Georgie obiecała, że przyprowadzi cię dzisiaj na bal.
Max popatrzył na niego z bolesnym grymasem.
– A ja myślałem, że jesteście moimi przyjaciółmi. Zaczynam żałować, że was odwiedziłem.
– Wiesz przecież, stary, że obydwoje z Georgie zrobilibyśmy dla ciebie wszystko, ale twoja obecność tutaj nie jest żadną tajemnicą. Do diabła, Max, przecież nawet zatrzymałeś się w Granby!
– Nie miałem wyboru – odparował Max. – Gdyby nie to, że interesy w Yorku zajęły mi mniej czasu, niż sądziłem, w ogóle bym tu nie przyjechał.
Wszyscy troje wiedzieli, że to nieprawda. Georgie napisała do niego, że zdrowie Freda gwałtownie się pogarsza, dlatego Max od początku zamierzał skrócić pobyt w Yorku i odwiedzić przyjaciela. Oczywiście nie zamierzał przyznać się do tego przed Fredem, toteż znów się skrzywił i dodał:
– Gdybym wiedział, że będziecie mnie traktować jak obwoźny eksponat w cyrku, to nawet nie zbliżyłbym się do Harrogate.
– Po co komu znajomość z księciem, jeśli nie można z tego skorzystać? – uśmiechnął się Fred szeroko.
– Poza tym wszyscy wiedzą, że przyjechał pan z wizytą do Fredericka, toteż spodziewają się, że wybierze się pan razem z nami na bal – dodała Georgie. – Proszę tylko pomyśleć, jaki to będzie zaszczyt dla hotelu.
– Właśnie o tym myślę – odrzekł Max gorzko.
Frederick roześmiał się.
– Wiem, przyjacielu, że nie przepadasz za tańcami, ale wyglądałoby to bardzo dziwnie, gdybyś zamknął się w swoich pokojach, gdy Georgie i ja będziemy na dole. – Na widok wyrazu twarzy Maksa spoważniał nieco. – Czy twoim zdaniem powinienem spędzić ostatnie miesiące życia w ukryciu?
– Nie, oczywiście, że nie – odrzekł Max natychmiast. – Najmocniej cię przepraszam, Fred. Zachowuję się okropnie egoistycznie, ale po przeczytaniu listu Georgie sądziłem, że zobaczę cię na łożu śmierci.
– Bo faktycznie tak jest – odparł przyjaciel z brutalną szczerością. – Taniec to dla mnie już zbyt wielki wysiłek, ale lubię patrzeć, jak Georgie dobrze się bawi.Max popatrzył na niego w milczeniu. Frederick Arncliffe był już tylko cieniem silnego żołnierza, jakiego Max znał kiedyś, ale choć lekarze dawali mu tylko kilka miesięcy, jego apetyt na życie nie przygasł i Max wiedział, że jakiekolwiek wyrazy współczucia byłyby dla niego obelgą, toteż ich nie oferował.
– A zatem mam zostać oprowadzony po pokojach – powiedział, gdy szli do powozu. – Jak jakieś dziwadło w menażerii!
– Właśnie tak – Frederick roześmiał się. – Będą się do ciebie umizgiwać, jakbyś był samym następcą tronu.
Max rzucił mu groźne spojrzenie.
– Zaczynam już do tego przywykać.
Jako młodszy syn nigdy nie spodziewał się odziedziczyć tytułu. Ojciec wykupił dla niego patent oficerski i przekonał, że jego obecność w Rossenhall nie jest konieczna. Po śmierci starego księcia to samo powtórzył brat. Rozdrażniło to Maksa, ale Hugo był wtedy świeżo po ślubie i Max rozumiał, że nowożeńcy chcą spędzić trochę czasu sami. Wszyscy oczekiwali rychłych narodzin potomka, ale pięć lat później nadal nie było dzieci, a przed rokiem wstrząsnęła wszystkimi przedwczesna śmierć Hugona. Przez pół roku Max nie chciał przyjąć do wiadomości, że odziedziczył Rossenhall, i nadal wypełniał swoje wojskowe obowiązki, przekonany, że posiadłość doskonale się bez niego obejdzie. Tę decyzję popierał jego zarządca Atherwell, który prowadził wszystkie sprawy, oraz owdowiała bratowa. Nowo mianowany książę Rossenhall był całkiem zadowolony, trzymając się na uboczu.
Niestety, świat miał na ten temat inne zdanie. Jeśli Max sądził, że służba w armii ochroni go przed intrygami rodziców, którzy mieli córki na wydaniu, wkrótce zrozumiał, że się pomylił. Wszędzie ubiegano się o niego, podejmowano go wystawnie i uznawano za najlepszą partię w Anglii. Nawet jego najlepszy przyjaciel próbował odgrywać rolę swata. Fred napisał do Maksa i dał mu do zrozumienia, że jego młodsza siostra doskonale nadawałaby się na księżną. Max zignorował tę sugestię, ponieważ Clare Arncliffe miała zaledwie szesnaście lat, o dziesięć mniej niż on sam. Niestety z kolejnych listów wynikało, że Fred uznał jego milczenie za zgodę.
Max zamierzał napisać Fredowi, że małżeństwo nie wchodzi w grę, ale nie mógł się na to zdobyć i w końcu uznał, że powie mu to osobiście. Wtedy jednak przyszedł list od Georgie z wiadomością, że lekarze dają Fredowi tylko kilka miesięcy życia. Max przybył do Harrogate, żeby spędzić z przyjacielem te ostatnie chwile, nawet jeśli to miało oznaczać, że od czasu do czasu musi wyjść z nim na bal.
Pogodził się zatem z tym, co nieuniknione, i wsiadł do powozu, którym udali się do Granby. Gdy dotarli na miejsce, plac przed hotelem był już zastawiony pojazdami.
– A niech to! Georgie, musiałaś chyba powiedzieć całemu światu, że jego wysokość książę Rossenhall dzisiaj tu będzie.
– Ależ skąd… – odrzekła Georgie swobodnie. – Powiedziałam tylko lady Bilbrough.
– A to znaczy, że całe Harrogate wiedziało już po godzinie – odrzekł z uczuciem jej mąż. – No cóż, wejdźmy do środka. Nie przejmuj się, Max, możesz powiedzieć wszystkim, że nie tańczysz, i przesiedzieć cały wieczór ze mną.
– Absolutnie nie może tego zrobić – odrzekła żywo Georgie. – Max jest najlepszym tancerzem, jakiego znam, i zamierzam porwać go przynajmniej na pierwszy taniec!
Hotel Granby znajdował się ponad dwieście mil od Londynu, ale bal w niczym nie różnił się od innych balów, na jakich Max bywał – zbyt wielu ludzi stłoczonych w przegrzanej sali i mówiących zdecydowanie za głośno. Z natury był grzeczny, toteż uśmiechał się, gdy przedstawiano go niezliczonym gościom, wymieniał uprzejmości z wylewnymi matronami, unikał płaszczących się pochlebców i gdy już przetańczył z Georgie dwa pierwsze tańce, zajął się zabawianiem zarumienionych debiutantek. Gdy wreszcie nadeszła przerwa w tańcach, odnalazł Georgie i Freda, zastanawiając się, kiedy najwcześniej będą mogli stąd wyjść, żeby nikogo nie obrazić.
Właśnie wtedy usłyszał po drugiej stronie sali śmiech, radosny i czysty jak dźwięk dzwoneczków. Ten śmiech spowodował, że Max zatrzymał się, stanął jak wryty i poczuł się tak, jakby ktoś wbił mu sztylet w serce.
Gdy Ellen przybyła do Granby, zdumiała ją liczba powozów czekających przed podjazdem, a jeszcze bardziej tłum w sali balowej. Zapowiedziano ją i lady Bilbrough natychmiast do niej podbiegła.
– Droga pani Furnell, niezmiernie się cieszę, że mogła pani tu dzisiaj przyjść. Do tego w nowej sukni! Proszę pozwolić, że popatrzę… Ogromnie mi się podoba ta czerwona jedwabna siatka, spod której widać biały atłas. To piękna suknia i doskonale do pani pasuje. Jeśli się nie mylę, to jedna z pani nowych kreacji z Londynu? Jak się udał pobyt? Czy dobrze się pani bawiła?
– W mieście było bardzo gorąco i cieszę się, że już wróciłam – odrzekła Ellen, odsuwając się od drzwi, by przepuścić kolejną grupę gości. Rozejrzała się po sali. – Widzę, że Harrogate przybyło tu dzisiaj całą siłą.
– Rzeczywiście – zgodziła się lady Bilbrough, przebiegając wzrokiem twarze gości, jakby kogoś szukała. – Słowo daję, właściciele hotelu Pod Koroną i Smokiem będą sobie pluli w brodę, że to nie jest ich bal!
– Zaszczyt? – powtórzyła Ellen ze zdziwieniem. Lady Bilbrough nie mogła chyba mieć na myśli jej powrotu z Londynu?
Tamta jednak dotknęła jej ramienia i powiedziała głosem drżącym z podniecenia:
– Och, pani Furnell, nie mogę się już doczekać, kiedy usłyszy pani nowinę!
Ale zanim zdążyła powiedzieć coś więcej, podszedł do nich generał Dingwall.
– Droga pani Furnell, niezmiernie się cieszę, że wróciła pani do nas. Szukałem pani, bo przecież obiecała mi pani pierwszy taniec, gdy znów się spotkamy, a zaczynają już grać, więc lepiej się pośpieszmy. Wie pani dobrze, że nie lubię tańczyć z nikim innym, moja droga. Słowo daję, żadna inna kobieta nie tańczy tak lekko…!
Ellen zdążyła tylko uśmiechnąć się przepraszająco do lady Bilbrough i starszy dżentelmen poprowadził ją na środek. Zawsze było tak samo. Na żadnym balu nie brakowało jej partnerów do tańca, a dzisiaj tłum był jeszcze większy niż zwykle. Ledwie taniec się skończył, porwano ją do następnego. Cieszyło ją to powodzenie, ale poczuła ulgę, gdy muzyka na chwilę przestała grać. Mogła wreszcie złapać oddech i porozmawiać ze znajomymi. Wciągnięto ją do rozgadanej grupki stojącej z boku. Opowiadała im o pobycie w Londynie, gdy naraz uświadomiła sobie, że nikt jej nie słucha. Mężczyźni stanęli na baczność i poprawili krawaty, a damy bez wyjątku zarumieniły się, patrząc na kogoś za jej plecami.
Ellen odwróciła się i stanęła twarzą w twarz z człowiekiem, o którym tak bardzo starała się zapomnieć.
Sala zawirowała jej w oczach. Jak przez mgłę słyszała głos lady Bilbrough, która dokonywała prezentacji. A zatem był teraz księciem Rossenhall. To znaczyło, że kłamał tylko w kwestii małżeństwa i uczucia do niej. Ale po co ją odnalazł?
Naraz uświadomiła sobie, że są sobie przedstawiani, jakby byli sobie zupełnie obcy. To dlatego że nikt nie wiedział o ich znajomości.
Dygnęła, jak należało, zastanawiając się, czy uda jej się znów podnieść, bowiem ze zdenerwowania zatrzęsła się w kolanach.
– Wasza Wysokość.
Nadludzkim wysiłkiem woli udało jej się opanować drżenie głosu. Podniosła się i spojrzała na księcia. Refleksy światła w jego złocistych włosach na chwilę ją oślepiły. Wydawało się, że jego głowę otacza aureola, choć wiedziała, niestety, że nie jest święty. Na jej twarz wypłynął wystudiowany uśmiech. Jego oczy, zielone jak u kota i zimne jak lód, przenikały ją na wylot. Przystojna twarz była boleśnie znajoma, teraz jednak skamieniała w obojętnym wyrazie. Sprawiał wrażenie, jakby to spotkanie nie sprawiło mu żadnej przyjemności, podobnie jak i jej. W tej chwili Ellen zrozumiała, że on tego nie planował i wcale jej nie szukał. Zacisnęła palce na wachlarzu tak mocno, że listewka pękła.
– Pani Furnell. – Nikt chyba nie zauważył stalowego tonu w tym cichym głosie, ale też nikt nie znał księcia tak dobrze jak ona. – Jeśli jest pani wolna w tej chwili, to może zechciałaby pani wyrządzić mi ten zaszczyt i zatańczyć ze mną następny taniec?
Tylko nie to, jęknęła w duchu.
– Bardzo mi przykro, Wasza Wysokość, ale obiecałam ten taniec panu Leemingowi – powiedziała z fałszywym żalem.
Pan Leeming natychmiast odchrząknął, skłonił się i zapewnił jego wysokość, że z największą przyjemnością odstąpi mu taniec z panią Furnell, a potem zaplątał się w potok słów, próbując ją przekonać, że nie chciał jej w ten sposób uchybić. W podzięce za swoją ofiarność otrzymał skinienie głowy księcia.
– Zwykle nie odbijam partnerek innym mężczyznom – powiedział książę z uprzejmym uśmiechem – ale w tym wypadku przyznaję, że pokusa jest zbyt wielka. Pan Leeming, tak? Jestem panu niezmiernie zobowiązany.
Orkiestra zaczęła grać pierwsze nuty wiejskiego tańca i książę wyciągnął rękę.
Ellen miała wrażenie, że czas się zatrzymał, a ona sama skamieniała i nie była w stanie się poruszyć. Widziała zaciekawione spojrzenia, uśmiech na twarzy lady Bilbrough, która kiwała do niej zachęcająco głową, ale przede wszystkim widziała człowieka, który stał tuż przed nią – wysoki, jasnowłosy, o szerokich ramionach i prostych plecach, mocny jak skała i niebezpieczny jak diabeł.Spuściła wzrok i wpatrzyła się w ciemny rękaw. Miała wrażenie, że wkłada rękę między szczęki krokodyla, ale nie miała wyjścia. Gdyby się odwróciła do niego plecami, wzbudziłaby plotki. Powoli i bardzo ostrożnie położyła palce na jego ramieniu. Pod cienkim materiałem było napięte i twarde jak stal. Czuła emanującą z niego złość, zupełnie jakby była to fala oceanu, która próbuje zmieść ją z nóg. Uniosła wyżej głowę. Dlaczego to on miał być na nią zły, skoro to ona została zdradzona?
Zajęli miejsce pośrodku sali, stojąc naprzeciwko siebie jak przeciwnicy w pojedynku.
– Długo się nie widzieliśmy – powiedział. – Cztery lata.
Uśmiechnęła się uprzejmie. W ciągu tych lat nauczyła się ukrywać swoje uczucia i teraz bardzo jej się przydała ta umiejętność.
– Naprawdę już tyle czasu minęło? Zapomniałam.
To było kłamstwo. Liczyła każdy dzień od ich rozstania, ale nie płakała za utraconą przeszłością, najwyżej przez sen, a nikt nie odpowiadał za swoje sny. Poruszali się w przód i w tył, okrążali, zmieniali partnerów i do siebie wracali. Gdy znów się do siebie zbliżyli, książę syknął:
– Myślałem, że jesteś we Francji.
Ellen pomyliła krok, ale zaraz wróciła do rytmu i przechodząc obok niego, odszepnęła:
– Taki miałam zamiar.
– Ale przyjechałaś tutaj.
– Musiałam gdzieś zamieszkać.
– Ale nie ze mną.
Wciąż się uśmiechała, choć zakłuło ją serce.
– Z tobą? Nigdy w życiu.
Rozdzielili się. Ellen dobrze znała ten taniec i tylko dlatego znów nie pomyliła kroku. Jedynie duma i siła woli pozwalały jej utrzymać uśmiech na twarzy. Myśli powędrowały do tamtych dni na egipskiej pustyni. Zniknęła duszna sala balowa i w jej miejsce pojawił się palący upał i ostry piasek niesiony przez samum, wiatr, który zrywał się gwałtownie i bez ostrzeżenia. Rozmowy gości zmieniły się w krzyki mameluków, którzy zbliżyli się jak burza na koniach i otoczyli karawanę, błyskając mieczami, wyraźnie wrogo nastawieni.
Ellen znów usłyszała zniecierpliwione syknięcie pani Ackroyd. Drobna Angielka była jej nauczycielką w szkole, a teraz przyjaciółką i mentorką. Groźni jeźdźcy pustyni nie byli w stanie przełamać jej niezwyciężonego ducha. A może to fakt, że siedziała wysoko na wielbłądzie, był przyczyną jej poczucia wyższości.
– Na litość boską – zwróciła się do drżącego przewodnika – powiedz im, że jestem osobistą przyjaciółką Bernardina Drovettiego, francuskiego konsula generalnego. Dodaj, że zapewnił nam pozwolenie na bezpieczny przejazd od gubernatora Egiptu. – Wyciągnęła papiery i pomachała nimi w stronę najbliższego jeźdźca. – Mamy pozwolenie na odwiedziny starożytnych ruin w Gizie podpisane przez samego Muhammada Alego.
Na dźwięk nazwiska władcy Egiptu jeźdźcy zaczęli coś mruczeć między sobą jeszcze groźniej. Jeden z nich, wyższy i o szerszych ramionach niż pozostali, przepchnął się przez grupę i podjechał do nich. Ubrany był podobnie jak inni, w luźne białe spodnie i niebieską bluzę na białej koszuli, a także w turban z chustą, która zasłaniała mu twarz, chroniąc ją przed niesionym przez wiatr piaskiem, Ellen jednak zauważyła, że skórę ma jaśniejszą niż pozostali, a w jego szmaragdowych oczach pojawił się dziwny błysk.
– Może mógłbym w czymś pomóc? – Głos miał głęboki, modulowany, ale nie poczuła zdziwienia, gdy usłyszała w tym obcym kraju akcent angielskiego arystokraty. – Nie wątpię, że zapłaciliście dużo pieniędzy za to pozwolenie, obawiam się jednak, że wasze zaufanie do ochrony paszy było błędem. Poza murami Kairu jego władza jest bardzo wątła. – Zielone oczy przymrużyły się i błysnęły, jakby śmiał się z nich w duchu. – Zobaczymy, co uda mi się wskórać.
Wspomnienie tego spojrzenia prześladowało sny Ellen przez cztery lata. Teraz, gdy znów zbliżyli się do siebie w tańcu, nie dostrzegała w tych oczach śmiechu, tylko zimną niechęć, od której krew zlodowaciała jej w żyłach. Gdyby wiedziała, że on tu będzie, gdyby przed przyjęciem zaproszenia rozpytała, kto jest w mieście… Uważała jednak, że tu, w Harrogate, jest bezpieczna. Książę nie miał żadnych posiadłości ani rodziny tak daleko na północy. Jej umysł, zwykle jasny i ostry, przestał działać. Nie miała pojęcia, co powinna zrobić, zatem tańczyła dalej, uśmiechając się.
Gdy muzyka przestała grać, zignorowała wyciągniętą dłoń i powiedziała chłodno:
– Nie musi pan czuć się zobowiązany mnie odprowadzać, Wasza Wysokość. A jeśli sądzi pan, że pańskie względy są dla mnie zaszczytem, to jest pan w błędzie.
– Chcę z tobą porozmawiać.
– Nie mamy sobie nic do powiedzenia.
Położył dłoń na jej ramieniu, zmuszając, by stanęła twarzą do niego, ale zanim zdążył coś powiedzieć, przerwał im generał Dingwall.
– No cóż, Wasza Wysokość, skoro zatańczył już pan z tą damą, pora oddać ją innym… – Roześmiał się. – Och tak, młody człowieku, widzę w twoich oczach sztylety, ale gdy dojdzie pan do mojego wieku, przekona się pan, że tytuł nie wszystkich onieśmiela. Poza tym wiem, sir, że jest pan żołnierzem. Majorem. Zatem jestem wyższy rangą!
Ellen obawiała się przez chwilę, że książę zignoruje generała i pociągnie ją za sobą, w końcu jednak uwolnił ją z żelaznego uścisku. Przenikliwie spojrzał jej w oczy, ale gdy się odezwał, w jego głosie brzmiała nieskalana uprzejmość.
– Pańska strategia okazała się niezwykle skuteczna, generale. Rezygnuję ze swojej zdobyczy. Na razie.
Skłonił się, ale spojrzenie, jakie rzucił Ellen na odchodnym, wyraźnie jej powiedziało, że to nie koniec.
Wiekowy adorator znów poprowadził ją na środek sali do żywego gawota, a potem podeszło do niej kilku kolejnych dżentelmenów z nadzieją, że zechce z nimi zatańczyć, ona jednak oznajmiła, że ma ochotę resztę wieczoru posiedzieć. Nie widziała nigdzie Maksa, wiedziała jednak, że jest gdzieś w tej zatłoczonej sali i na nią patrzy. Czuła jego obecność, mroczną i niebezpieczną. Zastanawiała się, czy nie wyjść wcześniej, obawiała się jednak, że mógłby pójść za nią do domu, a na to nie miała najmniejszej ochoty.
Gdy zapowiedziano kolację, uznała, że najbezpieczniej jest w tłumie i ruszyła w stronę dużego stołu, który stał pośrodku jadalni. Z ulgą dostrzegła puste krzesło obok Georgie Arncliffe i pośpieszyła w tę stronę.
Arncliffe’owie przybyli do Harrogate przed dwoma laty, gdy lekarze Fredericka doradzili mu podróż do wód. Ellen i Georgie natychmiast się zaprzyjaźniły. Obydwie miały małe dzieci oraz żywe umysły i znajomość szybko przeszła w silną przyjaźń. Uśmiech Georgie był teraz balsamem na skłębione emocje Ellen.
– Nie wiedziałam, że już wróciłaś, Ellen. Witaj w domu, moja droga.
– Dziękuję. – Ellen uścisnęła wyciągniętą dłoń i opadła na krzesło. – Tak się cieszę, że mogę zobaczyć tu dzisiaj ciebie i Fredericka.
– Przecież znasz tu prawie wszystkich. – Georgie zaśmiała się. – Miałam nadzieję, że ci zaimponuję, przedstawiając przyjaciela Fredericka, ale niestety lady Bilbrough skradła mi tę przyjemność.
Georgie z uśmiechem spojrzała na drugą stronę stołu i Ellen zaniemówiła na widok Rossenhalla, który siadał właśnie naprzeciwko niej.
Od razu rzucił jej drapieżne spojrzenie.
– A zatem znów się spotykamy, pani Furnell.
Frederick Arncliffe podniósł głowę.
– Znacie się?
Ellen nie spuszczała wzroku z Maksa, zastanawiając się, czy powie wszystkim, że poznali się w Egipcie przed czterema laty, gdy on i jego ludzie, grupa angielskich dezerterów i mameluckich wojowników, natrafili na dwie Angielki z nieliczną eskortą i zaoferowali im ochronę. Ale to Georgie wyjaśniła ze śmiechem:
– Ależ tak, mój drogi. Jego wysokość poprosił lady Bilbrough o prezentację.
– Jaki mężczyzna by tego nie zrobił? – mruknął Max z uśmiechem, który nie sięgał oczu.
– W rzeczy samej. Pani Furnell to jeden z brylantów naszego towarzystwa – wtrącił pan Rudby, siadając w pobliżu.
– Tak słyszałem – odrzekł Max. – Bogata wdowa…
Policzki Ellen zapłonęły. W jego ustach zabrzmiało to jak obelga, choć nikt inny chyba nie zwrócił na to uwagi. Georgie syknęła z dezaprobatą, ale Frederick tylko się roześmiał i potrząsnął głową.
– Co, moja droga? Pani Furnell nie czuje się urażona. Wie, że to komplement dla jej uderzającej urody.
– Tak – zgodził się książę cicho. – Przez cały wieczór nie byłem w stanie myśleć o niczym innym.
– Doprawdy? – Ellen uniosła brwi. Zwróciła się do Freda i powiedziała chłodno: – Obawiam się, panie Arncliffe, że pański przyjaciel to uwodziciel.
Generał Dingwall siedzący o kilka miejsc dalej wybuchnął śmiechem.
– Jak mogłoby być inaczej? Przystojny młody wilczek z tytułem i majątkiem. Nic dziwnego, że damy się za nim uganiają!
– Nie zawsze miałem tytuł i byłem bogaty. Kilka lat temu byłem zwykłym majorem Colnebrooke w regimencie piechoty. – Odchylił się na oparcie krzesła i zacisnął smukłe palce na nóżce kieliszka do wina. – Wtedy damy zwykle ode mnie uciekały.
Nad stołem rozległy się wybuchy śmiechu panów, damy zaś na wyścigi zaczęły go zapewniać, że piękna płeć nie jest tak płocha i zmienna. Tylko książę i Ellen pozostali nieporuszeni. Czuła na sobie jego spojrzenie, sama zaś wbiła wzrok w talerz, krojąc mięso na drobne kawałki. Każda potrawa smakowała popiołem, ale duma nie pozwalała jej odsunąć talerza. Jak śmiał tak do niej mówić? Co, jego zdaniem, powinna zrobić, gdy odkryła jego oszustwo?
O swoim jednak wolała nie myśleć. Zrobiła to, co musiała zrobić, żeby przetrwać.
Dźwięk skrzypiec zasygnalizował następny taniec i towarzystwo przy stole nieco się przerzedziło. Książę odsunął krzesło.
– Czy mogę odprowadzić panią do sali, pani Furnell?
– Dziękuję, Wasza Wysokość, ale to nie jest konieczne.
– Czyżby się pani mnie obawiała?
Podniosła się powoli i odrzekła ze śmiechem:
– Oczywiście, że nie, Wasza Wysokość.
Wyraz jego oczu powiedział jej jednak, że powinna się bać, i to bardzo.