- W empik go
Poturczeńcy: 1683-1684 - ebook
Poturczeńcy: 1683-1684 - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 266 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kajetana Kraszewskiego.
Petersburg.
Nakład Ksiegarni K. Krendyszynskiego… l895.
Kraków. – Druk Wł. L. Anczyca i Sp., pod zarz. J. Gadowskiego.
Mali pastores corrumpunt oves. Juwenal.
Na pograniczu niegdyś Województwa Sandomierskiego a na drodze z Wiślicy do Buska leży dwór i wieś, zwane Zielonym Chotlem, dla odróżnienia od drugiej wsi, Czerwonego Chotla, o milę dalej ku południowi, a bliżej Wiślicy leżącej. Obie te miejscowości, jeszcze, jak się zdaje, w XI. wieku, były gniazdem starożytnej rodziny Chotelskich herbu Janina, z których Dzierżysław czyli Dzierżek, piszący się z Chotla, był też i dziedzicem Buska, gdzie fundował zakony Norbertanów i Norbertanek w roku 1241. Chotel Czerwony już w XIV. wieku zapewne przez pobożne zapisy, dostał się w posiadanie kapituły Wiślickiej. Zielony Chotelek również wyszedł był z rąk pierwotnych posiadaczy i był czas jakiś własnością Korzeńskich, ale w końcu XVII. wieku, za panowania Króla Jana widzimy go znowu we władaniu najdawniejszych dziedziców, Chotelskich.
Zielony Chotelek jest bardzo trafnie i właściwie nazwany; z całego bowiem dworu zaledwie gdzieniegdzie przeświecają białe ściany budowli, ukrytych wśród zieleni drzew bujnie i bogato rozrosłych. Ślicznie jest położona ta zaciszna szlachecka siedziba na stromym, ku zachodowi spadającym stoku wysokiego płaskowzgórza. W dal, przed dworem roztacza się szeroka zieleniejąca dolina, po której krętem korytem wije się, połyskując, bystra i wesoła rzeczułka. Droga od Wiślicy wpada tu na dolinę głębokim wąwozem, po którego południowej stronie leży dwór, z przeciwnej zaś, na najwyższym wzgórku stoi prześliczny w swoim rodzaju i niezmiernie ciekawy, modrzewiowy kościołek, niegdyś parafialny, pod wezwaniem św. Stanisława. Starożytnością swoją sięga on XIII. wieku, dziś opuszczony i stojący otworem, a jednak pomimo tak niedarowanego zaniedbania, dzięki doskonałości materyału i budowy, prosty i nadspodziewanie dobrze zachowany.
Świątyńka to niewielka, długości zapewne trzydzieści kilka a szerokości kilkanaście łokci, krótszemi ścianami na wschód i zachód skierowana, dość wysoka, z dachem znacznie wyniesionym i bardzo spadzistym; dziwną cechę nadaje tej budowli obicie wszystkich ścian zewnątrz od góry do samego dołu gontami. Jest to jednak jak się zdaje doskonały sposób zapewnienia ścianom trwałości przez ochronienie ich od ściekającej z dachu wody. Wejście do środka przez zrujnowaną dzwonnicę i drzwi, które się wcale nawet nie domykają, także jest niezwyczajne, znajduje się ono bowiem w dłuższej ścianie, czyli z boku, od strony południowej, gdzie są też po dwóch stronach drzwi i jedyne w tym kościołku dwa duże okna. U ściany krótszej, od wschodniej strony mieści' się piękny ołtarz, bardzo dobrze zachowany, z obrusami nawet, lichtarzami i mensą z piaskowego kamienia. Z lewej strony przed ołtarzem znajduje się wejście do sklepów grobowych, zamknięte wielką marmurową płytą, na której czytać można wyryty, doskonale zachowany napis -
"Tu odpoczywa Anna Gniewoszowa
Już nic nie wątpiąc Bóg ją w lasce chowa
Tej Jan z Wnorowa Gniewosz pozostały
Po swej małżonce wpadł w smętek nie mały
Kazał nagrobek stawić marmurowy,
By każdy wiemy był na to gotowy
Gdy się przypatrzeć okiem swojem raczy
Za duszę prosić Boga niech przebaczy".
Umarła A. D. 1630 d. 22 Grudnia – u góry herb Ślepowron *).
Bardzo ciekawym zabytkiem są tu umieszczone na ścianie podłużnej od strony północnej, gdzie okien wcale niema, dwa duże malowidła olejne na drzewie, bardzo starożytne, w stylu byzantyńskim, na tle złoconem, wyobrażające jeden N. Pannę, drugi ukrzyżowanie Chrystusa w otoczeniu osób w strojach bardzo dawnych, które zapewne są portretami fundatorów. Środek kościolka zapełniają ławki, po kątach wiele się jeszcze znajduje starych sprzętów kościelnych, obszarpane chorągwie i t… p. Przy drugiej krótszej ścianie wprost ołtarza od strony zachodniej jest chór z galeryą, skąd po schodkach wejście na poddasze. Kro-
_____________
*) Jan z Wnorowa Gniewosz był Łowczym koronnym i Starostą Zawichojskim, żona Anna z Gostyńskich. P. A.
kwie, bandy i gęste wiązania wysokiego dachu są tu prawdziwie arcydziełem sztuki ciesielskiej, i tłómaczą najwymowniej tajemnicę trwałości budowy, która stojąc na wysokiem wzgórzu wśród bardzo szeroko otwartej płaszczyzny bez żadnych drzew i osłony, potrafiła opierać się wszelkim wichrom i burzom przeszło przez sześć wieków.
I na górze, na poddaszu wala się jeszcze sporo starych rupieci, drzewce od chorągwi, połamane większe i mniejsze drewniane lichtarze, kawałki desek i wschodów od katafalka z kirem pokapanym woskiem a poogryzanym przez myszy, dalej pusta trumna do exekwii, przy niej spostrzegliśmy ze zdziwieniem kilka zrzuconych na kupę starych i obszarpanych obrazów. Były to odwieczne jakieś portrety, nieocenione odkrycie! rzecz tem ciekawsza, że się na nich znalazły i napisy. Wprawdzie oczyszczenie i odczytanie wcale nie było łatwem zadaniem, ale się ta amatorska praca opłaciła stokrotnie.
Pierwszy, największy portret mało uszkodzony, wyobrażał mężczyznę młodego w lekko narzuconej delii, z pod której widniała misternej roboty kolczuga, jakiej używali pancerni, wąs czarny i podgolona czupryna, twarz bardzo piękna i miła, ale z wyrazem takiej siły i determinacyi, że ani na chwilę wątpić nie było podobna, że tę zbroję nosił on z pewnością nie dla ozdoby. U góry wymalowany był herb Gryf i dał się odczytać napis: Alexander Cedro Domaradzki Cz: Stę: Tow. Ch. P. Kr. Jakóba.
Drugi portret mniejszy, znacznie uszkodzony, przedstawiał mężczyzną w dawnym stroju, już niemłodego, z siwiejącemi przystrzyżonemi wąsami, twarz poważna i spokojna, napis w górze ledwie w części czytelny: Andrzej Chot… Stol…
Na trzecim portrecie tegoż samego rozmiaru, również uszkodzonym, widać było rycerską postawę rnęża w łuskowym pancerzu czyli karacenie, którego rysy były bardzo podobne do poprzedniego portretu, tylko wiek młodszy i wąs ciemny spuścisty, nie podstrzyżony. Z uszkodzonego napisu dało się wyczytać:…..rcin Chotelski Łow: Tow: Chor:…
Ostatni wreszcie portret nieco znów większy, połupany, pozaciekany i poprzegryzany przez myszy, okazał się ze wszech miar najciekawszym; przedstawiał on młodziuchną kobietę wielkiej piękności, blondynkę z czarnemi, dużemi, pełnemi wyrazu oczyma, w stroju prawdziwie niezrozumiałym i najosobliwszym; miała bowiem na sobie habit karmelitanek, ale na głowie, widocznie ślubny wieniec z myrtu i rozmarynu, oraz biały koronkowy welon również taki jaki się do ślubu używa. Napisu na samym portrecie nie było żadnego, po opyleniu jednak i obtarciu okazało się, że prawie cała odwrotna strona portretu na szarem płótnie czarną farbą dużemi literami była zapisaną, ale z dwóch boków znaczne uszkodzenia dozwalały wyczytać tylko, co następuje:
……lomea Chotelska panna a wdowa…..
……orska, po okrutnym rapcie w Chot…
……ost fata IMP. Zygmunta jako im.
……odzonego Andrzeja Stolnika……….
……iała szaty zakonne die 15 Au……..
……1684 w Krakowie. Ten konter.
……erci mojej oddać do Kościoła w..
……lonym Chotelu, gdzie msze SSte i….
……petuo przezemnie Andrzeja Cho……
……fundowane.
W tych szmatkach podartego płótna, odtwarzał się może po raz ostatni przed ludzkiemi oczyma znikomy cień przeszłości – blady, niezrozumiały – ale pełen życia niegdyś i przygód, smutku i wesela… Czuć tu było jakiś dramat, jeden z tysiąca nieznanych, których bohaterowie żyli jak my dziś żyjemy, jak my śmieli się i płakali, ale gdy od dwóch wieków przysypały ich mogiły, stali się i dla własnych wnuków zagadką.
Ta jednak zagadka, którąśmy w owych portretach spotkali, zdała nam się zbyt ciekawą, abyśmy dla wyjaśnienia jej pożałowali pracy.
Pocieszaliśmy się wiarą, że – nie wszystko umiera… nadzieją z pisma, wedle słów: szukajcie a znajdziecie, a miłość przeszłości krzepiła nas w poszukiwaniach i pracy, której owocem dzielimy się z czytelnikami.II.
Jedną z najpiękniejszych kart historyi rycerstwa Polskiego, jest wyprawa Wiedeńska z 1683 roku. Dzielny a pełen głębokiej wiary Król Jan III. podnosząc swój zwycięski oręż w obronie Europy i całego chrześciaństwa, nie zboczył z drogi, którą miał wytkniętą od samych lat swych młodzieńczych, szedł on za popędem uczuć własnych i za tradycyą rodziny z ojców i dziadów przekazaną wnukom. "Ja zdrowie, życie i szczęście moje oddałem raz w ręce Boskie i chwale Jego Świętej" – pisze Król do żony, która go namawia, aby wracał z pod Wiednia, nie goniąc Turków dalej po Węgierskiej ziemi, gdy już inni książęta z posiłkowemi wojskami, zniechęceni niewdzięcznem obejściem się Cesarza Leopolda, opuszczali Rakuzy. Jakoż, nie zraża się Król nawet i chwilowem acz ciężkiem niepowodzeniem w pierwszej bitwie pod Parkanami d. 7 Października; niektórych Panów i wodzów, którzy mu nazajutrz na radzie wojennej odwrót zalecają, przypominając klęskę Warneńską, gromi najostrzejszemi słowami, zarzucając im brak wiary i męstwa. Idzie też dnia następnego w Sobotę 9 Października pod tę samą wieś Parkany, gdzie najświetniejsze odnosząc zwycięstwo, ostatni cios zadaje Tureckiej potędze. A w chwili gdy Kara Mustafa z niezliczonemi hordami swemi ciągnął pod Wiedeń, Państwo Ottomańskie istotnie stało u szczytu potęgi i zagrażało prawdziwie całej Europie. Nie dziw, że poseł Cesarza Leopolda, Waldstein, i nuncyusz Papieski Pallavicini klękali przed Królem Janem, błagając ratunku dla Cesarza i chrześciaństwa, ale istotnie dziwne i niezrozumiałe jest zachowanie się i postępowanie Cesarza Leopolda względem Króla i wszystkich Książąt, którzy go z haniebnej toni wyratowali. Ten, który ledwie zdołał uciec z próżnemi rękami, jak stał, z własnej stolicy, jedną bramą, gdy już do drugiej kołatali Tatary, a na pierwszym noclegu w drodze do Lintzu zamiast swych puchowych betów ledwie słomy dostał na posłanie; ten sam człowiek nazajutrz po ocaleniu okazał się zimnym, dumnym i obojętnym tak, jak gdyby dla nikogo nie był zobowiązany do żadnej wdzięczności! Nie dbał też o nią bynajmniej Jan III., jak to wyraźnie w listach swoich pisze, a na zimne podziękowanie Cesarza odpowiada z szyderskim uśmiechem: "rad jestem. Panie bracie, żem Ci oddał tę małą przysługę!" Ściga też dalej i bije Turków gdzie dosięgnie, w jedynej myśli ostatecznego złamania potęgi nieprzyjaciół kościoła.
W całej tej wiekopomnej wyprawie widnieje wszędzie i prawdziwie gorącym wybucha płomieniem na pierwszem miejscu serdeczny i szczery zapał religijny, powołujący do broni całe rycerstwo nasze, które mimo pewnej nawet plemiennej do zagrożonego sąsiada niechęci, rzuca się z całem poświęceniem, jedynie dla tradycyjnej walki z półksiężycem.
Sam Król świeci tu najpierwszym przykładem.
W tej głębokiej ojców naszych wierze, w tym szczerym zapale kryje się właśnie cała niezwalczona potęga ich siły i tajemnica powodzenia, które cały świat ówczesny wprowadziło w zdumienie.
Jest to prawdziwie jakby ostatnia karta z historyi wojen krzyżowych.
Stanęło rycerstwo nasze ze swym wodzem dnia 11 Września wieczorem na Kalembergu – garstka – wobec kroci – których niemieckie wojska sprzymierzonych książąt ani śmiały nawet zaczepiać. Nazajutrz prócz poległych i jeńców ani jednego Muzułmanina już pod Wiedniem nie było! Miał prawo Król Jan, posyłając sławną zdobytą przez siebie chorągiew proroka *) papieżowi Innocentemu XI. napisać: Venimus, vidimus. Deus vicit.
Duch rycerski w nieustannych na owe czasy bojach wyćwiczony i zahartowany, całym blaskiem przyświeca jeszcze na wyprawie Wiedeńskiej.
Miał słuszność w tem przynajmniej IM Pan Czarnecki pisarz koronny, kiedy przemawiał na radzie wojennej d. 8 Października przed drugą bitwą pod Parkanami i rzekł do Króla: "wiesz to W. K. Mość bardzo dobrze, że tu asystując Majestatowi Jego flos (kwiat) ojczyzny wysypał się". Jakoż czytając najrozmaitsze, tak swoich jako i obcych autorów relacyę z owej wyprawy a w szczególności osobiste wielu z jej uczestników dowody zapału, szalonego nieraz męstwa, siły i wytrwałości, prawdziwie zdumiewać się trzeba i dziś trudno już pojąć i wyobrazić sobie, jakich to wówczas mieliśmy ludzi i jakich rycerzy!
Sam Król niemłody już, otyły i ociężały, całą wyprawę odbywa na koniu, nocuje pod małym w trokach wiezionym namiotkiem, a nieraz i pod gołem niebem, z kulbaką pod głową. Sześciokonna kolasa
________________
*) Coyer utrzymuje, że owa sławna chorągiew nie była prawdziwa, ale naśladowana. P. A.
szła wprawdzie z taborami, ale z niej ani jednego razu Król i Królewicz nie korzystali *).
Odwieczna sława hussaryi i pancernych naszych w całym blasku po raz prawie ostatni jaśnieje jeszcze w czasie tej pamiętnej wyprawy. Szalę zwycięstwa dnia 12 Września pod Wiedniem przechyla jedna tylko chorągiew hussarska z dwiestu koni złożona, Królewicza Alexandra, pod rotmistrzem Zygmuntem Zbierzchowskim **), rzucona przez znakomitego wodza w chwili stanowczej w sam środek niezliczonych tłumów nieprzyjacielskich, pojedynczo, z zakazem dawania jej skądkolwiek jakiegobądź nawet sukursu i z poleceniem skruszenia kopii aż u samego namiotu wielkiego Wezyra. Musieli to być nieladajacy rycerze, kiedy w 200 koni tylko rzuciwszy się w to morze tureckiego
____________
*) Dupont f. 127.
**) Dyakowski w nieporównanym swoim dyaryuszu, pełnym najciekawszych szczegółów, pomylił się jednak w nazwisku rotmistrza, a za nim powtarzają go też fałszywie i wszystkie inne historyczne opisy. Dwie były rodziny podobnego nazwiska w Łomżyńskiem, Zwierszchowscy i Zbierzchowscy, a co więcej w tej epoce w obu rodzinach było dwóch ludzi jednego imienia. Zwierszchowski Zygmunt, Podkomorzy Łomżyński, poseł na sejm 1678 r., żonaty z Katarzyna Leszczyńską" tego to mylnie podaje jako rotmistrza Dyakowski, był nim zaś istotnie Zbierzchowski, także Zygmunt, Chorąży Łomżyński, który podpisał się na elekcyi Jana III. (patrz Pietruski: Poczet Elekt.), syn Podczaszego, żonaty z Anną Babecką – jak pisze Niesiecki – mąż wojenny w różnych espedycyach w Polsce, w Węgrzech, w Niemczech, doświadczonego męstwa, porucznikował Usarskiej chorągwi Dymitra X. Wiśniowieckiego a potem Alexandra Królewicza, a pod Wiedniem gdzie była najpotężniejsza Turecka partya, tam z chorągwią swoją natarł i fortunnie ją złamał. (Niesiecki T. IV. f. 711).
P. A.
wojska, w najwyższym pędzie dostali się do środka obozu, a kładąc trupem wszystko co im stało na drodze, jakby kolistą bruzdą wyoraną w tych tłumach, przebiwszy się szerokiem kołem drugą stroną, powrócili na poprzednio zajmowane miejsce. W tej wycieczce poległo ośmnastu towarzyszy ze starszyzny i trzydziestu kilku pocztowych *).
Długi szereg możnaby wyliczyć tych z rycerstwa naszego, którzy w ciągu tej całej wyprawy nadzwyczajnem odznaczyli się męstwem, walecznością i siłą.
Chorągiew, naprzykład, pancerną Królewicza Jakóba prowadził stary, całe życie zahartowany w boju Rotmistrz Wojciech Rubinkowski, człek nadludzkiej prawie wytrwałości, mający naówczas lat dziewięćdziesiąt pięć. Od rana pierwszy na koniu, ostatni zeń zsiadał, odznaczał się w każdej bitwie, cudów męstwa dokazywał pod Strygonią, gdzie dwa razy był ranny; po skończonej wojnie otrzymał on starostwo Kamienieckie.
Dwóch synów jego zginęło w czasie tej wyprawy: Andrzej, który służył pod znakiem Hetmana Polnego Koronnego, Sieniawskiego, w bitwie Wiedeńskiej, i Hieronim w chorągwi Księcia Lubomirskiego wydarł sztandar Turkom pod Strygonią, ale ciężko ranny wkrótce życie zakończył.
Stanisław Małachowski, starosta Opoczyński, wsławił się męstwem w bitwie Wiedeńskiej, w dniu zaś
______________
*) Potem z pod tej chorągwi padło jeszcze pod Parkanami czterech i pod Strygonią jeden. P. A.
9 Października, lubo osłabiony od panującej powszechnie dysenteryi, ledwie mógł o własnej sile wsiąść na konia, ruszył przecie ze swoją chorągwią i bił się tak dzielnie, że trzech Turków własną ręką położył *).