Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Poturczeńcy: 1683-1684 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Poturczeńcy: 1683-1684 - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 266 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Opo­wia­da­nie przez

Ka­je­ta­na Kra­szew­skie­go.

Pe­ters­burg.

Na­kład Ksie­gar­ni K. Kren­dy­szyn­skie­go… l895.

Kra­ków. – Druk Wł. L. An­czy­ca i Sp., pod zarz. J. Ga­dow­skie­go.

Mali pa­sto­res cor­rum­punt oves. Ju­we­nal.

Na po­gra­ni­czu nie­gdyś Wo­je­wódz­twa San­do­mier­skie­go a na dro­dze z Wi­śli­cy do Bu­ska leży dwór i wieś, zwa­ne Zie­lo­nym Cho­tlem, dla od­róż­nie­nia od dru­giej wsi, Czer­wo­ne­go Cho­tla, o milę da­lej ku po­łu­dnio­wi, a bli­żej Wi­śli­cy le­żą­cej. Obie te miej­sco­wo­ści, jesz­cze, jak się zda­je, w XI. wie­ku, były gniaz­dem sta­ro­żyt­nej ro­dzi­ny Cho­tel­skich her­bu Ja­ni­na, z któ­rych Dzier­ży­sław czy­li Dzier­żek, pi­szą­cy się z Cho­tla, był też i dzie­dzi­cem Bu­ska, gdzie fun­do­wał za­ko­ny Nor­ber­ta­nów i Nor­ber­ta­nek w roku 1241. Cho­tel Czer­wo­ny już w XIV. wie­ku za­pew­ne przez po­boż­ne za­pi­sy, do­stał się w po­sia­da­nie ka­pi­tu­ły Wi­ślic­kiej. Zie­lo­ny Cho­te­lek rów­nież wy­szedł był z rąk pier­wot­nych po­sia­da­czy i był czas ja­kiś wła­sno­ścią Ko­rzeń­skich, ale w koń­cu XVII. wie­ku, za pa­no­wa­nia Kró­la Jana wi­dzi­my go zno­wu we wła­da­niu naj­daw­niej­szych dzie­dzi­ców, Cho­tel­skich.

Zie­lo­ny Cho­te­lek jest bar­dzo traf­nie i wła­ści­wie na­zwa­ny; z ca­łe­go bo­wiem dwo­ru za­le­d­wie gdzie­nieg­dzie prze­świe­ca­ją bia­łe ścia­ny bu­dow­li, ukry­tych wśród zie­le­ni drzew buj­nie i bo­ga­to roz­ro­słych. Ślicz­nie jest po­ło­żo­na ta za­cisz­na szla­chec­ka sie­dzi­ba na stro­mym, ku za­cho­do­wi spa­da­ją­cym sto­ku wy­so­kie­go pła­sko­wzgó­rza. W dal, przed dwo­rem roz­ta­cza się sze­ro­ka zie­le­nie­ją­ca do­li­na, po któ­rej krę­tem ko­ry­tem wije się, po­ły­sku­jąc, by­stra i we­so­ła rze­czuł­ka. Dro­ga od Wi­śli­cy wpa­da tu na do­li­nę głę­bo­kim wą­wo­zem, po któ­re­go po­łu­dnio­wej stro­nie leży dwór, z prze­ciw­nej zaś, na naj­wyż­szym wzgór­ku stoi prze­ślicz­ny w swo­im ro­dza­ju i nie­zmier­nie cie­ka­wy, mo­drze­wio­wy ko­ścio­łek, nie­gdyś pa­ra­fial­ny, pod we­zwa­niem św. Sta­ni­sła­wa. Sta­ro­żyt­no­ścią swo­ją się­ga on XIII. wie­ku, dziś opusz­czo­ny i sto­ją­cy otwo­rem, a jed­nak po­mi­mo tak nie­da­ro­wa­ne­go za­nie­dba­nia, dzię­ki do­sko­na­ło­ści ma­te­ry­ału i bu­do­wy, pro­sty i nad­spo­dzie­wa­nie do­brze za­cho­wa­ny.

Świą­tyń­ka to nie­wiel­ka, dłu­go­ści za­pew­ne trzy­dzie­ści kil­ka a sze­ro­ko­ści kil­ka­na­ście łok­ci, krót­sze­mi ścia­na­mi na wschód i za­chód skie­ro­wa­na, dość wy­so­ka, z da­chem znacz­nie wy­nie­sio­nym i bar­dzo spa­dzi­stym; dziw­ną ce­chę na­da­je tej bu­dow­li obi­cie wszyst­kich ścian ze­wnątrz od góry do sa­me­go dołu gon­ta­mi. Jest to jed­nak jak się zda­je do­sko­na­ły spo­sób za­pew­nie­nia ścia­nom trwa­ło­ści przez ochro­nie­nie ich od ście­ka­ją­cej z da­chu wody. Wej­ście do środ­ka przez zruj­no­wa­ną dzwon­ni­cę i drzwi, któ­re się wca­le na­wet nie do­my­ka­ją, tak­że jest nie­zwy­czaj­ne, znaj­du­je się ono bo­wiem w dłuż­szej ścia­nie, czy­li z boku, od stro­ny po­łu­dnio­wej, gdzie są też po dwóch stro­nach drzwi i je­dy­ne w tym ko­ścioł­ku dwa duże okna. U ścia­ny krót­szej, od wschod­niej stro­ny mie­ści' się pięk­ny oł­tarz, bar­dzo do­brze za­cho­wa­ny, z ob­ru­sa­mi na­wet, lich­ta­rza­mi i men­są z pia­sko­we­go ka­mie­nia. Z le­wej stro­ny przed oł­ta­rzem znaj­du­je się wej­ście do skle­pów gro­bo­wych, za­mknię­te wiel­ką mar­mu­ro­wą pły­tą, na któ­rej czy­tać moż­na wy­ry­ty, do­sko­na­le za­cho­wa­ny na­pis -

"Tu od­po­czy­wa Anna Gnie­wo­szo­wa

Już nic nie wąt­piąc Bóg ją w la­sce cho­wa

Tej Jan z Wno­ro­wa Gnie­wosz po­zo­sta­ły

Po swej mał­żon­ce wpadł w smę­tek nie mały

Ka­zał na­gro­bek sta­wić mar­mu­ro­wy,

By każ­dy wie­my był na to go­to­wy

Gdy się przy­pa­trzeć okiem swo­jem ra­czy

Za du­szę pro­sić Boga niech prze­ba­czy".

Umar­ła A. D. 1630 d. 22 Grud­nia – u góry herb Śle­pow­ron *).

Bar­dzo cie­ka­wym za­byt­kiem są tu umiesz­czo­ne na ścia­nie po­dłuż­nej od stro­ny pół­noc­nej, gdzie okien wca­le nie­ma, dwa duże ma­lo­wi­dła olej­ne na drze­wie, bar­dzo sta­ro­żyt­ne, w sty­lu by­zan­tyń­skim, na tle zło­co­nem, wy­obra­ża­ją­ce je­den N. Pan­nę, dru­gi ukrzy­żo­wa­nie Chry­stu­sa w oto­cze­niu osób w stro­jach bar­dzo daw­nych, któ­re za­pew­ne są por­tre­ta­mi fun­da­to­rów. Śro­dek ko­ściol­ka za­peł­nia­ją ław­ki, po ką­tach wie­le się jesz­cze znaj­du­je sta­rych sprzę­tów ko­ściel­nych, ob­szar­pa­ne cho­rą­gwie i t… p. Przy dru­giej krót­szej ścia­nie wprost oł­ta­rza od stro­ny za­chod­niej jest chór z ga­le­ryą, skąd po schod­kach wej­ście na pod­da­sze. Kro-

_____________

*) Jan z Wno­ro­wa Gnie­wosz był Łow­czym ko­ron­nym i Sta­ro­stą Za­wi­choj­skim, żona Anna z Go­styń­skich. P. A.

kwie, ban­dy i gę­ste wią­za­nia wy­so­kie­go da­chu są tu praw­dzi­wie ar­cy­dzie­łem sztu­ki cie­siel­skiej, i tłó­ma­czą naj­wy­mow­niej ta­jem­ni­cę trwa­ło­ści bu­do­wy, któ­ra sto­jąc na wy­so­kiem wzgó­rzu wśród bar­dzo sze­ro­ko otwar­tej płasz­czy­zny bez żad­nych drzew i osło­ny, po­tra­fi­ła opie­rać się wszel­kim wi­chrom i bu­rzom prze­szło przez sześć wie­ków.

I na gó­rze, na pod­da­szu wala się jesz­cze spo­ro sta­rych ru­pie­ci, drzew­ce od cho­rą­gwi, po­ła­ma­ne więk­sze i mniej­sze drew­nia­ne lich­ta­rze, ka­wał­ki de­sek i wscho­dów od ka­ta­fal­ka z ki­rem po­ka­pa­nym wo­skiem a po­ogry­za­nym przez my­szy, da­lej pu­sta trum­na do exe­kwii, przy niej spo­strze­gli­śmy ze zdzi­wie­niem kil­ka zrzu­co­nych na kupę sta­rych i ob­szar­pa­nych ob­ra­zów. Były to od­wiecz­ne ja­kieś por­tre­ty, nie­oce­nio­ne od­kry­cie! rzecz tem cie­kaw­sza, że się na nich zna­la­zły i na­pi­sy. Wpraw­dzie oczysz­cze­nie i od­czy­ta­nie wca­le nie było ła­twem za­da­niem, ale się ta ama­tor­ska pra­ca opła­ci­ła sto­krot­nie.

Pierw­szy, naj­więk­szy por­tret mało uszko­dzo­ny, wy­obra­żał męż­czy­znę mło­de­go w lek­ko na­rzu­co­nej de­lii, z pod któ­rej wid­nia­ła mi­ster­nej ro­bo­ty kol­czu­ga, ja­kiej uży­wa­li pan­cer­ni, wąs czar­ny i pod­go­lo­na czu­pry­na, twarz bar­dzo pięk­na i miła, ale z wy­ra­zem ta­kiej siły i de­ter­mi­na­cyi, że ani na chwi­lę wąt­pić nie było po­dob­na, że tę zbro­ję no­sił on z pew­no­ścią nie dla ozdo­by. U góry wy­ma­lo­wa­ny był herb Gryf i dał się od­czy­tać na­pis: Ale­xan­der Ce­dro Do­ma­radz­ki Cz: Stę: Tow. Ch. P. Kr. Ja­kó­ba.

Dru­gi por­tret mniej­szy, znacz­nie uszko­dzo­ny, przed­sta­wiał męż­czy­zną w daw­nym stro­ju, już nie­mło­de­go, z si­wie­ją­ce­mi przy­strzy­żo­ne­mi wą­sa­mi, twarz po­waż­na i spo­koj­na, na­pis w gó­rze le­d­wie w czę­ści czy­tel­ny: An­drzej Chot… Stol…

Na trze­cim por­tre­cie te­goż sa­me­go roz­mia­ru, rów­nież uszko­dzo­nym, wi­dać było ry­cer­ską po­sta­wę rnę­ża w łu­sko­wym pan­ce­rzu czy­li ka­ra­ce­nie, któ­re­go rysy były bar­dzo po­dob­ne do po­przed­nie­go por­tre­tu, tyl­ko wiek młod­szy i wąs ciem­ny spu­ści­sty, nie pod­strzy­żo­ny. Z uszko­dzo­ne­go na­pi­su dało się wy­czy­tać:…..rcin Cho­tel­ski Łow: Tow: Chor:…

Ostat­ni wresz­cie por­tret nie­co znów więk­szy, po­łu­pa­ny, po­za­cie­ka­ny i po­prze­gry­za­ny przez my­szy, oka­zał się ze wszech miar naj­cie­kaw­szym; przed­sta­wiał on mło­dziuch­ną ko­bie­tę wiel­kiej pięk­no­ści, blon­dyn­kę z czar­ne­mi, du­że­mi, peł­ne­mi wy­ra­zu oczy­ma, w stro­ju praw­dzi­wie nie­zro­zu­mia­łym i naj­oso­bliw­szym; mia­ła bo­wiem na so­bie ha­bit kar­me­li­ta­nek, ale na gło­wie, wi­docz­nie ślub­ny wie­niec z myr­tu i roz­ma­ry­nu, oraz bia­ły ko­ron­ko­wy we­lon rów­nież taki jaki się do ślu­bu uży­wa. Na­pi­su na sa­mym por­tre­cie nie było żad­ne­go, po opy­le­niu jed­nak i ob­tar­ciu oka­za­ło się, że pra­wie cała od­wrot­na stro­na por­tre­tu na sza­rem płót­nie czar­ną far­bą du­że­mi li­te­ra­mi była za­pi­sa­ną, ale z dwóch bo­ków znacz­ne uszko­dze­nia do­zwa­la­ły wy­czy­tać tyl­ko, co na­stę­pu­je:

……lo­mea Cho­tel­ska pan­na a wdo­wa…..

……or­ska, po okrut­nym rap­cie w Chot…

……ost fata IMP. Zyg­mun­ta jako im.

……od­zo­ne­go An­drze­ja Stol­ni­ka……….

……iała sza­ty za­kon­ne die 15 Au……..

……1684 w Kra­ko­wie. Ten kon­ter.

……erci mo­jej od­dać do Ko­ścio­ła w..

……lo­nym Cho­te­lu, gdzie msze SSte i….

……pe­tuo prze­zem­nie An­drze­ja Cho……

……fun­do­wa­ne.

W tych szmat­kach po­dar­te­go płót­na, od­twa­rzał się może po raz ostat­ni przed ludz­kie­mi oczy­ma zni­ko­my cień prze­szło­ści – bla­dy, nie­zro­zu­mia­ły – ale pe­łen ży­cia nie­gdyś i przy­gód, smut­ku i we­se­la… Czuć tu było ja­kiś dra­mat, je­den z ty­sią­ca nie­zna­nych, któ­rych bo­ha­te­ro­wie żyli jak my dziś ży­je­my, jak my śmie­li się i pła­ka­li, ale gdy od dwóch wie­ków przy­sy­pa­ły ich mo­gi­ły, sta­li się i dla wła­snych wnu­ków za­gad­ką.

Ta jed­nak za­gad­ka, któ­rą­śmy w owych por­tre­tach spo­tka­li, zda­ła nam się zbyt cie­ka­wą, aby­śmy dla wy­ja­śnie­nia jej po­ża­ło­wa­li pra­cy.

Po­cie­sza­li­śmy się wia­rą, że – nie wszyst­ko umie­ra… na­dzie­ją z pi­sma, we­dle słów: szu­kaj­cie a znaj­dzie­cie, a mi­łość prze­szło­ści krze­pi­ła nas w po­szu­ki­wa­niach i pra­cy, któ­rej owo­cem dzie­li­my się z czy­tel­ni­ka­mi.II.

Jed­ną z naj­pięk­niej­szych kart hi­sto­ryi ry­cer­stwa Pol­skie­go, jest wy­pra­wa Wie­deń­ska z 1683 roku. Dziel­ny a pe­łen głę­bo­kiej wia­ry Król Jan III. pod­no­sząc swój zwy­cię­ski oręż w obro­nie Eu­ro­py i ca­łe­go chrze­ściań­stwa, nie zbo­czył z dro­gi, któ­rą miał wy­tknię­tą od sa­mych lat swych mło­dzień­czych, szedł on za po­pę­dem uczuć wła­snych i za tra­dy­cyą ro­dzi­ny z oj­ców i dzia­dów prze­ka­za­ną wnu­kom. "Ja zdro­wie, ży­cie i szczę­ście moje od­da­łem raz w ręce Bo­skie i chwa­le Jego Świę­tej" – pi­sze Król do żony, któ­ra go na­ma­wia, aby wra­cał z pod Wied­nia, nie go­niąc Tur­ków da­lej po Wę­gier­skiej zie­mi, gdy już inni ksią­żę­ta z po­sił­ko­we­mi woj­ska­mi, znie­chę­ce­ni nie­wdzięcz­nem obej­ściem się Ce­sa­rza Le­opol­da, opusz­cza­li Ra­ku­zy. Ja­koż, nie zra­ża się Król na­wet i chwi­lo­wem acz cięż­kiem nie­po­wo­dze­niem w pierw­szej bi­twie pod Par­ka­na­mi d. 7 Paź­dzier­ni­ka; nie­któ­rych Pa­nów i wo­dzów, któ­rzy mu na­za­jutrz na ra­dzie wo­jen­nej od­wrót za­le­ca­ją, przy­po­mi­na­jąc klę­skę War­neń­ską, gro­mi naj­ostrzej­sze­mi sło­wa­mi, za­rzu­ca­jąc im brak wia­ry i mę­stwa. Idzie też dnia na­stęp­ne­go w So­bo­tę 9 Paź­dzier­ni­ka pod tę samą wieś Par­ka­ny, gdzie naj­świet­niej­sze od­no­sząc zwy­cię­stwo, ostat­ni cios za­da­je Tu­rec­kiej po­tę­dze. A w chwi­li gdy Kara Mu­sta­fa z nie­zli­czo­ne­mi hor­da­mi swe­mi cią­gnął pod Wie­deń, Pań­stwo Ot­to­mań­skie istot­nie sta­ło u szczy­tu po­tę­gi i za­gra­ża­ło praw­dzi­wie ca­łej Eu­ro­pie. Nie dziw, że po­seł Ce­sa­rza Le­opol­da, Wald­ste­in, i nun­cy­usz Pa­pie­ski Pal­la­vi­ci­ni klę­ka­li przed Kró­lem Ja­nem, bła­ga­jąc ra­tun­ku dla Ce­sa­rza i chrze­ściań­stwa, ale istot­nie dziw­ne i nie­zro­zu­mia­łe jest za­cho­wa­nie się i po­stę­po­wa­nie Ce­sa­rza Le­opol­da wzglę­dem Kró­la i wszyst­kich Ksią­żąt, któ­rzy go z ha­nieb­nej toni wy­ra­to­wa­li. Ten, któ­ry le­d­wie zdo­łał uciec z próż­ne­mi rę­ka­mi, jak stał, z wła­snej sto­li­cy, jed­ną bra­mą, gdy już do dru­giej ko­ła­ta­li Ta­ta­ry, a na pierw­szym noc­le­gu w dro­dze do Lint­zu za­miast swych pu­cho­wych be­tów le­d­wie sło­my do­stał na po­sła­nie; ten sam czło­wiek na­za­jutrz po oca­le­niu oka­zał się zim­nym, dum­nym i obo­jęt­nym tak, jak gdy­by dla ni­ko­go nie był zo­bo­wią­za­ny do żad­nej wdzięcz­no­ści! Nie dbał też o nią by­najm­niej Jan III., jak to wy­raź­nie w li­stach swo­ich pi­sze, a na zim­ne po­dzię­ko­wa­nie Ce­sa­rza od­po­wia­da z szy­der­skim uśmie­chem: "rad je­stem. Pa­nie bra­cie, żem Ci od­dał tę małą przy­słu­gę!" Ści­ga też da­lej i bije Tur­ków gdzie do­się­gnie, w je­dy­nej my­śli osta­tecz­ne­go zła­ma­nia po­tę­gi nie­przy­ja­ciół ko­ścio­ła.

W ca­łej tej wie­ko­pom­nej wy­pra­wie wid­nie­je wszę­dzie i praw­dzi­wie go­rą­cym wy­bu­cha pło­mie­niem na pierw­szem miej­scu ser­decz­ny i szcze­ry za­pał re­li­gij­ny, po­wo­łu­ją­cy do bro­ni całe ry­cer­stwo na­sze, któ­re mimo pew­nej na­wet ple­mien­nej do za­gro­żo­ne­go są­sia­da nie­chę­ci, rzu­ca się z ca­łem po­świę­ce­niem, je­dy­nie dla tra­dy­cyj­nej wal­ki z pół­księ­ży­cem.

Sam Król świe­ci tu naj­pierw­szym przy­kła­dem.

W tej głę­bo­kiej oj­ców na­szych wie­rze, w tym szcze­rym za­pa­le kry­je się wła­śnie cała nie­zwal­czo­na po­tę­ga ich siły i ta­jem­ni­ca po­wo­dze­nia, któ­re cały świat ów­cze­sny wpro­wa­dzi­ło w zdu­mie­nie.

Jest to praw­dzi­wie jak­by ostat­nia kar­ta z hi­sto­ryi wo­jen krzy­żo­wych.

Sta­nę­ło ry­cer­stwo na­sze ze swym wo­dzem dnia 11 Wrze­śnia wie­czo­rem na Ka­lem­ber­gu – garst­ka – wo­bec kro­ci – któ­rych nie­miec­kie woj­ska sprzy­mie­rzo­nych ksią­żąt ani śmia­ły na­wet za­cze­piać. Na­za­jutrz prócz po­le­głych i jeń­ców ani jed­ne­go Mu­zuł­ma­ni­na już pod Wied­niem nie było! Miał pra­wo Król Jan, po­sy­ła­jąc sław­ną zdo­by­tą przez sie­bie cho­rą­giew pro­ro­ka *) pa­pie­żo­wi In­no­cen­te­mu XI. na­pi­sać: Ve­ni­mus, vi­di­mus. Deus vi­cit.

Duch ry­cer­ski w nie­ustan­nych na owe cza­sy bo­jach wy­ćwi­czo­ny i za­har­to­wa­ny, ca­łym bla­skiem przy­świe­ca jesz­cze na wy­pra­wie Wie­deń­skiej.

Miał słusz­ność w tem przy­najm­niej IM Pan Czar­nec­ki pi­sarz ko­ron­ny, kie­dy prze­ma­wiał na ra­dzie wo­jen­nej d. 8 Paź­dzier­ni­ka przed dru­gą bi­twą pod Par­ka­na­mi i rzekł do Kró­la: "wiesz to W. K. Mość bar­dzo do­brze, że tu asy­stu­jąc Ma­je­sta­to­wi Jego flos (kwiat) oj­czy­zny wy­sy­pał się". Ja­koż czy­ta­jąc naj­roz­ma­it­sze, tak swo­ich jako i ob­cych au­to­rów re­la­cyę z owej wy­pra­wy a w szcze­gól­no­ści oso­bi­ste wie­lu z jej uczest­ni­ków do­wo­dy za­pa­łu, sza­lo­ne­go nie­raz mę­stwa, siły i wy­trwa­ło­ści, praw­dzi­wie zdu­mie­wać się trze­ba i dziś trud­no już po­jąć i wy­obra­zić so­bie, ja­kich to wów­czas mie­li­śmy lu­dzi i ja­kich ry­ce­rzy!

Sam Król nie­mło­dy już, oty­ły i ocię­ża­ły, całą wy­pra­wę od­by­wa na ko­niu, no­cu­je pod ma­łym w tro­kach wie­zio­nym na­miot­kiem, a nie­raz i pod go­łem nie­bem, z kul­ba­ką pod gło­wą. Sze­ścio­kon­na ko­la­sa

________________

*) Coy­er utrzy­mu­je, że owa sław­na cho­rą­giew nie była praw­dzi­wa, ale na­śla­do­wa­na. P. A.

szła wpraw­dzie z ta­bo­ra­mi, ale z niej ani jed­ne­go razu Król i Kró­le­wicz nie ko­rzy­sta­li *).

Od­wiecz­na sła­wa hus­sa­ryi i pan­cer­nych na­szych w ca­łym bla­sku po raz pra­wie ostat­ni ja­śnie­je jesz­cze w cza­sie tej pa­mięt­nej wy­pra­wy. Sza­lę zwy­cię­stwa dnia 12 Wrze­śnia pod Wied­niem prze­chy­la jed­na tyl­ko cho­rą­giew hus­sar­ska z dwie­stu koni zło­żo­na, Kró­le­wi­cza Ale­xan­dra, pod rot­mi­strzem Zyg­mun­tem Zbierz­chow­skim **), rzu­co­na przez zna­ko­mi­te­go wo­dza w chwi­li sta­now­czej w sam śro­dek nie­zli­czo­nych tłu­mów nie­przy­ja­ciel­skich, po­je­dyn­czo, z za­ka­zem da­wa­nia jej skąd­kol­wiek ja­kie­go­bądź na­wet su­kur­su i z po­le­ce­niem skru­sze­nia ko­pii aż u sa­me­go na­mio­tu wiel­kie­go We­zy­ra. Mu­sie­li to być nie­la­da­ja­cy ry­ce­rze, kie­dy w 200 koni tyl­ko rzu­ciw­szy się w to mo­rze tu­rec­kie­go

____________

*) Du­pont f. 127.

**) Dy­akow­ski w nie­po­rów­na­nym swo­im dy­ary­uszu, peł­nym naj­cie­kaw­szych szcze­gó­łów, po­my­lił się jed­nak w na­zwi­sku rot­mi­strza, a za nim po­wta­rza­ją go też fał­szy­wie i wszyst­kie inne hi­sto­rycz­ne opi­sy. Dwie były ro­dzi­ny po­dob­ne­go na­zwi­ska w Łom­żyń­skiem, Zwiersz­chow­scy i Zbierz­chow­scy, a co wię­cej w tej epo­ce w obu ro­dzi­nach było dwóch lu­dzi jed­ne­go imie­nia. Zwiersz­chow­ski Zyg­munt, Pod­ko­mo­rzy Łom­żyń­ski, po­seł na sejm 1678 r., żo­na­ty z Ka­ta­rzy­na Lesz­czyń­ską" tego to myl­nie po­da­je jako rot­mi­strza Dy­akow­ski, był nim zaś istot­nie Zbierz­chow­ski, tak­że Zyg­munt, Cho­rą­ży Łom­żyń­ski, któ­ry pod­pi­sał się na elek­cyi Jana III. (patrz Pie­tru­ski: Po­czet Elekt.), syn Pod­cza­sze­go, żo­na­ty z Anną Ba­bec­ką – jak pi­sze Nie­siec­ki – mąż wo­jen­ny w róż­nych espe­dy­cy­ach w Pol­sce, w Wę­grzech, w Niem­czech, do­świad­czo­ne­go mę­stwa, po­rucz­ni­ko­wał Usar­skiej cho­rą­gwi Dy­mi­tra X. Wi­śnio­wiec­kie­go a po­tem Ale­xan­dra Kró­le­wi­cza, a pod Wied­niem gdzie była naj­po­tęż­niej­sza Tu­rec­ka par­tya, tam z cho­rą­gwią swo­ją na­tarł i for­tun­nie ją zła­mał. (Nie­siec­ki T. IV. f. 711).

P. A.

woj­ska, w naj­wyż­szym pę­dzie do­sta­li się do środ­ka obo­zu, a kła­dąc tru­pem wszyst­ko co im sta­ło na dro­dze, jak­by ko­li­stą bruz­dą wy­ora­ną w tych tłu­mach, prze­biw­szy się sze­ro­kiem ko­łem dru­gą stro­ną, po­wró­ci­li na po­przed­nio zaj­mo­wa­ne miej­sce. W tej wy­ciecz­ce po­le­gło ośm­na­stu to­wa­rzy­szy ze star­szy­zny i trzy­dzie­stu kil­ku pocz­to­wych *).

Dłu­gi sze­reg moż­na­by wy­li­czyć tych z ry­cer­stwa na­sze­go, któ­rzy w cią­gu tej ca­łej wy­pra­wy nad­zwy­czaj­nem od­zna­czy­li się mę­stwem, wa­lecz­no­ścią i siłą.

Cho­rą­giew, na­przy­kład, pan­cer­ną Kró­le­wi­cza Ja­kó­ba pro­wa­dził sta­ry, całe ży­cie za­har­to­wa­ny w boju Rot­mistrz Woj­ciech Ru­bin­kow­ski, człek nad­ludz­kiej pra­wie wy­trwa­ło­ści, ma­ją­cy na­ów­czas lat dzie­więć­dzie­siąt pięć. Od rana pierw­szy na ko­niu, ostat­ni zeń zsia­dał, od­zna­czał się w każ­dej bi­twie, cu­dów mę­stwa do­ka­zy­wał pod Stry­go­nią, gdzie dwa razy był ran­ny; po skoń­czo­nej woj­nie otrzy­mał on sta­ro­stwo Ka­mie­niec­kie.

Dwóch sy­nów jego zgi­nę­ło w cza­sie tej wy­pra­wy: An­drzej, któ­ry słu­żył pod zna­kiem Het­ma­na Po­lne­go Ko­ron­ne­go, Sie­niaw­skie­go, w bi­twie Wie­deń­skiej, i Hie­ro­nim w cho­rą­gwi Księ­cia Lu­bo­mir­skie­go wy­darł sztan­dar Tur­kom pod Stry­go­nią, ale cięż­ko ran­ny wkrót­ce ży­cie za­koń­czył.

Sta­ni­sław Ma­ła­chow­ski, sta­ro­sta Opo­czyń­ski, wsła­wił się mę­stwem w bi­twie Wie­deń­skiej, w dniu zaś

______________

*) Po­tem z pod tej cho­rą­gwi pa­dło jesz­cze pod Par­ka­na­mi czte­rech i pod Stry­go­nią je­den. P. A.

9 Paź­dzier­ni­ka, lubo osła­bio­ny od pa­nu­ją­cej po­wszech­nie dy­sen­te­ryi, le­d­wie mógł o wła­snej sile wsiąść na ko­nia, ru­szył prze­cie ze swo­ją cho­rą­gwią i bił się tak dziel­nie, że trzech Tur­ków wła­sną ręką po­ło­żył *).
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: