Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość

Potwory. Dylemat fanki - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
21 sierpnia 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
64,90

Potwory. Dylemat fanki - ebook

Roman Polański, Woody Allen, Pablo Picasso, Miles Davis, ale także Virginia Woolf, Valerie Solanas, Doris Lessing. Pedofilia, przemoc, uprzedzenia rasowe, porzucanie dzieci, zdrady, nałogi… Czy wiedząc o grzechach geniuszy sztuki, ciągle możemy – i powinniśmy – zachwycać się ich dziełami?

Czy wielcy artyści to zwyczajni ludzie, którym wolno tyle, co innym, czy może półbogowie, którym w geście wdzięczności za ich olśniewające dary społeczeństwo pozwala na więcej?

Czasy się zmieniają i to, co kiedyś akceptowano, a przynajmniej puszczano płazem, dziś jest nie do wybaczenia. Kolejne fale feminizmu, ruchy emancypacyjne mniejszości, w końcu #MeToo zmieniły nasz świat. I bardzo dobrze.

Zanim jednak strącimy z piedestału kolejną wielkość, wyrzucając na śmietnik „zbrukane” filmy, książki, płyty i obrazy, zastanówmy się, jak działa mechanizm cancel culture. Ile w nim słusznej chęci życia w lepszym, sprawiedliwym świecie, a ile brutalnej rynkowej gry oraz lęku „inkwizycji” przed jej własnymi grzechami.

W końcu zapytajmy samych siebie: czy naprawdę nigdy nie fascynowało nas życie „potworów”? A zatem – czy w jakimś sensie nie złożyliśmy podpisu pod wspólnym zamówieniem na ich karygodne wyczyny i przestępstwa? My, konsumenci kultury…

Książka Dederer nie daje łatwych odpowiedzi. I właśnie dlatego jest dobra.

Kategoria: Media i dziennikarstwo
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-68180-08-4
Rozmiar pliku: 810 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG GWAŁCICIEL DZIECKA

Roman Polański

Z mojej perspektywy wszystko zaczęło się deszczową wiosną 2014 roku, gdy zwarłam się w samotnej – no dobrze: wyobrażonej – walce z przerażającym geniuszem. Szukałam informacji o Romanie Polańskim do książki, nad którą właśnie pracowałam, a potworność tego człowieka wzbudziła we mnie nabożny lęk. Była monumentalna jak Wielki Kanion, ogromna, otchłanna i trochę niezrozumiała.

10 marca 1977 roku – te dane potrafię wyrecytować z pamięci – Roman Polański przywiózł Samanthę Gailey do domu swojego znajomego, Jacka Nicholsona, w Hollywood Hills, jednej z dzielnic Los Angeles. Skłonił Samanthę, żeby weszła do jacuzzi, namówił ją, żeby się rozebrała, dał jej silny środek uspokajający, potem usiadł z nią na kanapie, odbył z nią stosunek, zmienił pozycję, spenetrował dziewczynę analnie i szczytował¹. Z nagromadzenia tych szczegółów został mi w głowie jeden prosty fakt: gwałt analny na trzynastolatce.

A jednak. Choć wiedziałam, co Polański zrobił, nadal byłam gotowa chłonąć jego dzieła. Chciałam je chłonąć. Przez całą wiosnę i lato 2014 roku oglądałam filmy Polańskiego, ich piękno wydawało się monumentalne, odporne na moją wiedzę o przestępstwie, którego dopuścił się ich twórca. Nie powinnam darzyć uwielbieniem ani tych dzieł, ani tego człowieka, który miał przeciw sobie prawo i opinię publiczną. A jednak siedziałam w salonie swojego domu i oglądałam po kolei _Wstręt_, _Dziecko Rosemary_, _Chinatown_.

Trudno sobie wyobrazić miejsce bezpieczniejsze i bardziej przytulne niż ten salon. Dom stał na polanie wśród drzew, w samym centrum wyspy o właściwie zerowej przestępczości. Pokój dzienny wychodził na południe i nawet przy pochmurnym niebie, które na Wybrzeżu Północno-Zachodnim nie jest niczym niezwykłym, wpadało do niego mnóstwo światła. Został umeblowany dość przypadkowo czy raczej dość niechlujnie, na ścianach powieszono obrazy, na półkach ustawiono rzędy książek. To był taki pokój, w którym na całym świecie rozpoznano by kwaterę pracownika kultury lub przynajmniej jej wielbiciela. Pokój, który dawał do zrozumienia – tyle książek! – że wszystkie ludzkie problemy można rozwiązać przez skrupulatny namysł, dochowując wierności zasadom moralnym. Pokój humanistki. Przy odrobinie dobrej woli moglibyście go uznać za bezpośrednią spuściznę wieku oświecenia. Taka etykieta to dla pokoju nie byle co – zwłaszcza gdy regały są z Ikei. Niemniej już od progu było jasne, że w tym miejscu wszystko da się uleczyć myśleniem.

W takim właśnie stanie ducha i umysłu zasiadałam do oglądania filmów Romana Polańskiego, a właściwie do rozwiązywania problemu, jaki mam z tym człowiekiem – problemu uwielbienia dla kogoś, kto zrobił coś tak strasznego. Chciałam być cnotliwą konsumentką kultury i porządną feministką, a zarazem obywatelką świata sztuki, zaprzeczeniem filistra. Moja rozterka sprowadzała się do tego, jak się zachować wobec tych pozornie sprzecznych imperatywów. Byłam głęboko przekonana, że ten problem da się rozwiązać, należało po prostu gruntowniej się zastanowić. Obejrzałam wcześniejsze filmy, zaczynając od _Noża w wodzie_, nakręconego przez Polańskiego tuż po studiach reżyserskich. Po raz pierwszy zetknęłam się z tym obrazem jeszcze w college’u i naprawdę mnie przeraził i zdezorientował: taki piękny i taki straszny. Nadal odbierałam go w ten sposób. Potem przyszedł czas na _Lokatora_, _Wstręt_, _Dziecko Rosemary_, _Chinatown_. Wszystkie te filmy widziałam wielokrotnie. Sądziłam, że tym razem odbiorę je zupełnie inaczej, skoro wiem już znacznie więcej o przestępstwie Polańskiego – lecz nic takiego się nie stało. Ta wiedza gdzieś tam po prostu była.

Po obejrzeniu wybitnych filmów z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych naprawdę się wciągnęłam i obejrzałam też nowsze dzieła, między innymi _Autora widmo_, film dostrzeżony chyba wyłącznie przez koneserów, w którym Ewan McGregor spisuje biografię byłego brytyjskiego premiera granego przez Pierce’a Brosnana – i nie wszystko, jak można się domyślić, jest takie, jakie się wydaje. Ten film powinien był się okazać konwencjonalnym dreszczowcem, tymczasem w rękach Polańskiego stał się czymś dziwniejszym i znacznie lepszym. Otwiera go ujęcie tak doskonałe, że po jego obejrzeniu poczułam się zbita z tropu. Czemu robi takie wrażenie? W końcu to całkiem zwykły obraz: samotne auto w otwartej ładowni promu. A jednak jest w nim coś, co zdaje się zwiastunem zagrożenia. Pisząc te słowa, oczyma duszy widzę wspomniany kadr i odczuwam jego wściekłe, nieubłagane piękno.

Z jakiegoś powodu właśnie to ujęcie – nie rzeka Los Angeles z _Chinatown_, nie rozkosznie złowróżbny mus czekoladowy z _Dziecka Rosemary_, nie scena ze _Wstrętu_, w której Catherine Deneuve czołga się niemal naga po korytarzu – pozwoliło mi w pełni odczuć wielkość Polańskiego. Zapomniana scena w filmie, który przeszedł bez echa, a jednak mnie zelektryzowała. U Polańskiego nawet pozornie nieistotne sceny lśnią silnym blaskiem. Perły rzucane przed wyniosłych krytyków.

Moja miłość do filmów Polańskiego nie wyrosła z przebaczenia mu popełnionego przestępstwa. Do tego przebaczenia nigdy nie doszło, choć rozumiałam okoliczności i kontekst. W tamtych czasach seks uprawiany przez dorosłego mężczyznę z nastolatką był normalizowany i nierzadko stawał się tematem filmów i piosenek. Samantha Gailey ogłosiła, że wybacza Polańskiemu. Sam Polański również był ofiarą – jego matkę zamordowano w Auschwitz, ojca uwięziono w obozie koncentracyjnym, żonę i nienarodzone dziecko zabiła „Rodzina” Charlesa Mansona. Groza obecna w biografii Polańskiego jest niezaprzeczalna, w końcu dwie z potworności XX wieku stały się jego _osobistym udziałem_. Jednak żaden z tych faktów nie skłaniał mnie ku przebaczeniu. To nie tak, że zważyłam wszystkie okoliczności łagodzące i uznałam, że ostatecznie nie stało się nic aż tak złego. Po prostu chciałam oglądać te filmy, bo były wybitne.

Przekonywałam samą siebie, że Polański to geniusz, zatem nie ma się nad czym zastanawiać, bo problem jest rozwiązany, lecz oglądając jego filmy, czułam ukłucie niepokoju. Prawdę mówiąc, więcej niż ukłucie. Dręczyło mnie sumienie. Z mojego salonu nie chciało się ulotnić widmo popełnionego przez Polańskiego przestępstwa.

Zrozumiałam, że problemu Romana Polańskiego nie rozwiążę gruntownym namysłem. Poeta William Empson powiedział kiedyś, że życie polega na balansowaniu między sprzecznościami, których nie da się rozstrzygnąć metodą analizy². Byłam w rozterce.

Polański nie stwarzałby takiego problemu dla widza – stanowiłby po prostu kolejny przykład na to, że niektórzy ludzie są jak czarne dziury – gdyby jego filmy były złe. Ale nie są.

Żadna inna współczesna postać nie równoważy tak idealnie dwóch sił: niepodważalnej potworności i niepodważalnego geniuszu.

Polański nakręcił _Chinatown_, nazywany niekiedy najwybitniejszym filmem wszech czasów.

Polański odurzył i zgwałcił analnie trzynastoletnią Samanthę Gailey.

Tych dwóch bezspornych faktów nie sposób pogodzić.

Jak mam balansować między tymi sprzecznościami?

Moja wygodna kanapa w pokoju dziennym stała się niewygodnym siedziskiem. Nie wiedziałam, co począć z Polańskim, a czułam – choć dość niejasno – że coś by należało. Coś by należało zdecydować.

Miałam nadzieję, że odpowiedzi na to pytanie udzieli mi jakiś specjalista, jakiś filozof, który zdołał to już wcześniej rozstrzygnąć. W college’u studiowałam historię idei, lecz nie przychodziła mi do głowy żadna postać, która otwarcie zmierzyłaby się z tym problemem. Pewnego popołudnia wysmażyłam maila do kierownika moich studiów licencjackich, będącego przypadkiem również historykiem idei, a przy tym wąsatym, pogodnym, inteligentnym człowiekiem, postacią żywcem wyjętą z powieści Davida Lodge’a. Wcisnęłam „wyślij” i odetchnęłam z ulgą. Z pewnością mój ukochany profesor rozwiąże problem raz na zawsze.

Gdy myślę o tym z perspektywy czasu, fascynuje mnie to, że odruchowo zaczęłam szukać specjalisty – więcej: białego specjalisty płci męskiej. Odruchowo scedowałam problem na kogoś innego, odruchowo zaczęłam rozglądać się za autorytetem. Nie przyszło mi do głowy, że taki autorytet nie istnieje. Napisałam:

Cześć, John,

mam nadzieję, że u Ciebie wszystko w porządku. Piszę do Ciebie jako do znakomitego wykładowcy z nadzieją, że rozstrzygniesz mój dylemat .

Tak się składa, że pracuję akurat nad sporym tekstem (waham się określać go mianem książki) na temat Romana Polańskiego. Wypłynęła przy tej okazji pewna kwestia: problem artysty, którego twórczość budzi uwielbienie, a niemoralność wstręt. Z pewnością sporo o tym napisano, lecz nie wiem, od czego zacząć. Pomijając książkę Arianny Huffington na temat Picassa. Mógłbyś mi coś podsunąć?

Mam nadzieję, że nie weźmiesz mi za złe tak bezwstydnego wykorzystywania Twojej wiedzy.

Pozdrawiam

C.

No więc John _nie umiał_ mi pomóc.

Zasugerował, żebym poczytała o V. S. Naipaulu, który jako człowiek jest postacią dość okropną, lub pomyślała o wielkich artystach sympatyzujących z faszyzmem, jak Ezra Pound.

Nie, nie tego oczekiwałam. Przez całe życie rozczarowywała mnie postawa moich ukochanych artystów: John Lennon tłukł żonę, T. S. Eliot dał się poznać jako antysemita, Lou Reeda oskarżano o przemoc, rasizm i antysemityzm (abstrahując od wszystkiego: jak mało oryginalne były te wszystkie przewinienia!). Nie chciałam układać katalogu potworów, bo czy w pewnym sensie cała historia sztuki nie jest takim katalogiem? Zaczęłam rozumieć, że próbuję dowiedzieć się czegoś nie o artystach, lecz o odbiorcach sztuki. Polański przestał być problemem Polańskiego, a stał się moim problemem. Przemknęło mi przez myśl, że mam ochotę napisać autobiografię publiczności.

Taka książka przy pierwszym podejściu wyglądała dość tajemniczo. Gdzie dokładnie miałaby toczyć się jej akcja? W mojej głowie? W moim salonie, gdzie czytam i oglądam telewizję? W moim samochodzie, w którym słucham muzyki? W teatrze, w muzeum, w klubie? Nagle wszystkie te banalne przestrzenie wydały mi się sceną dramatu.

Gdybym miała napisać uczciwą autobiografię publiczności, czyli odbiorców dzieł potwornych ludzi, musiałabym wyważyć w niej dwa elementy: wielkość dzieła i okropność popełnionego przestępstwa. Pożałowałam, że nikt nie wymyślił stosownego kalkulatora online: wystarczyłoby wpisać tam w odpowiednią rubrykę nazwisko artysty, by uzyskać szacowaną wielkość ohydy zbrodni w zestawieniu z wybitnością sztuki. Stąd już prosta droga do werdyktu: można obcować z dziełami danego artysty lub nie.

Taki kalkulator jest śmiechu wart, zwyczajnie nie do pomyślenia. A jednak nasz zmysł moralny musi znaleźć przeciwwagę w naszym zamiłowaniu do sztuki (Niemcy mają na to oczywiście odpowiednie wyrażenie, tak mi w każdym razie powiedziano: _Liebe zur Kunst_). Chciałam znaleźć uniwersalne równanie, odpowiedź niezależną od uwarunkowań, choć podejrzewałam, że punkt równowagi dla każdego znajduje się gdzie indziej. Koleżanka, która w szkole średniej padła ofiarą gwałtu zbiorowego, jest zdania, że wszystkie bez wyjątku dzieła artystów wykorzystujących kobiety i stosujących wobec nich przemoc powinny zostać zniszczone. Znajomy gej, który w okresie dojrzewania znalazł w sztuce bezpieczny azyl, twierdzi, że dzieło należy całkowicie oddzielić od artysty. Możliwe, że oboje mają rację.

Nie zawsze zakochujemy się w tym, w czym (i w kim) powinniśmy się zakochać. Sam Woody Allen zacytował kiedyś Emily Dickinson: „Serce pragnie tego, czego pragnie”³. W. H. Auden ujął to ładniej (zresztą on prawie wszystko umiał ująć ładniej): „Pragnienia serca są pokręcone jak korkociągi”. Ciągoty widzów są pokręcone jak korkociągi. Raz za razem kochamy to, czego powinniśmy nienawidzić. Jakbyśmy nie umieli wyłączyć miłości.

Zaczęłam rozumieć, że te pytania prześladują mnie od lat – jako krytyczkę filmową i literacką, jako widzkę, odbiorczynię i miłośniczkę sztuki. Długo towarzyszyło mi poczucie, że znalezienie odpowiedzi leży w zakresie moich osobistych obowiązków, a układane samotnie puzzle przyjemności i odpowiedzialności są pewnego rodzaju hobby, czymś jak filcowanie igłą czy koedukacyjna piłka nożna. Pytania wydawały się osobiste, a odpowiedzi zależne od mojego nastroju, od danego artysty, od konkretnego dzieła sztuki.

Przed rokiem 2016 nie wiedziałam jeszcze, że za chwilę wejdziemy w nowy pejzaż, w którym dawni herosi będą padać jeden po drugim, a reakcją na ich klęskę nie będzie już prywatny smutek, lecz publiczne oburzenie. Nie wiedziałam, że nasz osobisty ból stanie się za chwilę polityczny, a nasz świat zacznie się wydawać znacznie bardziej kruchy niż dotąd. W ciągu kilku kolejnych lat jego okrucieństwo miało się ujawnić w całej okazałości, wedrzeć w nasze pole widzenia jak czarny charakter wkraczający na opuszczoną scenę. Nie było niczym nowym, tkwiło tam od samego początku. Po prostu część z nas je ignorowała.

W okresie, gdy nękała mnie obsesja na punkcie Polańskiego, zostałam poproszona o nagranie w studiu wypowiedzi do reportażu radiowego o _Dziecku Rosemary_. Wieczorem w przededniu nagrania obejrzałam ten film jeszcze raz, co trwało całe wieki. Leżałam na kanapie i oglądałam go rozkosznie powoli, zatrzymując niemal co klatkę, urzeczona kształtami na ekranie i tym, jak Polański nakręcił ujęcia mieszkania Johna Cassavetesa i Mii Farrow z poziomu podłogi, dzięki czemu widownia otrzymała obraz jak z piekła. Zdumiały mnie obecne w tym obrazie humor i piękno, niecodzienne kreacje aktorskie, przedstawienie bardzo kobiecego lęku.

Rosemary w swojej króciutkiej fryzurce i szykownych białych sukieneczkach pędzi ku własnej zagładzie, popychana tam przez męża, lekarza i wszystkich mężczyzn, którym każe jej się ufać. Ta zaciskająca się pętla męskiej kontroli jest czytelna dla każdej kobiety, którą kiedykolwiek zredukowano do roli matki i delikatnie zachęcono do ignorowania własnych uczuć i przeczuć. Innymi słowy, to bardzo powszechne doświadczenie, które tutaj przedstawiono jako niezwyczajne i przerażające. Ciąża wycieńcza Rosemary i rujnuje jej zdrowie. Na przyjęciu przyjaciółki zabierają ją do kuchni, zamykają drzwi przed jej mężem i próbują ją skłonić do zwierzeń; to coś w rodzaju kobiecej sesji podnoszenia świadomości albo psychoterapii w salonie fryzjerskim. Rosemary, chora i wyczerpana (bo przecież w jej _brzuchu_ rośnie _diabeł_), pada na krzesło i wyznaje, że nie czuje się dobrze. Kobiety gromadzą się wokół niej. W kwiecistych sukienkach, starannie umalowane i uczesane, nie wyglądają na rewolucjonistki, lecz tworzą wokół Rosemary współczującą armię oporu. Głaszczą ją, pocieszają, ocierają jej łzy, lecz przede wszystkim przekonują, że dzieje się coś niedobrego, a jej lekarz i mąż (czyli mężczyźni, członkowie establishmentu) wyrządzają jej krzywdę. Lecz po wyjściu kobiet Rosemary zostaje na powrót wciągnięta w patriarchalną sieć, a jej los przypieczętowany. To zaskakująco feministyczna wizja stworzona przez człowieka, którego biografia wydaje się kolidować z feminizmem.

Pochłonięta filmem i gorączkowymi notatkami, zasiedziałam się do późna i obudziłam następnego ranka wyczerpana, z piaskiem pod powiekami. Z trudem zwlekłam się z łóżka i pojechałam na nagranie.

Należy w tym miejscu zaznaczyć, że _Dziecko Rosemary_ cieszy się złą sławą najbardziej przeklętego filmu w historii kinematografii. Przez wszystkie dni zdjęciowe, a nawet później, ekipę prześladowały koszmarne zdarzenia losowe. W tym samym roku, w którym film wszedł na ekrany, kompozytor ścieżki dźwiękowej uległ nieszczęśliwemu wypadkowi podczas nocnej przechadzki po pijanemu, wskutek czego zapadł w śpiączkę i niedługo później zmarł. Tuż po premierze w czerwcu 1968 roku producent William Castle prawie umarł z powodu – jak na ironię – kamieni nerkowych. Tamtego roku rozpadły się małżeństwa aktorki Mii Farrow i pisarza Iry Levina, autora powieści _Dziecko Rosemary_, której ekranizacją był film. A potem „Rodzina” Mansona zamordowała ciężarną żonę Polańskiego.

I ja, szary widz, nie wyszłam z tego bez szwanku. W drodze do siedziby radia znajdującej się w centrum Seattle, nieprzytomna z niewyspania, potknęłam się, silnie skręciłam nogę w kostce i zemdlałam z bólu. Problem w tym, że gdy człowiek traci przytomność na stojąco, musi upaść. A jeśli zrządzeniem losu upadnie na twarz, wówczas rzeczona twarz przejmuje cały impet uderzenia.

Gdy odzyskałam przytomność, krew była wszędzie. Zębem rozcięłam sobie górną wargę, na twarzy miałam dziurę, której tam wcześniej nie było. Nic nie znajdowało się tam, gdzie powinno.

Zebrała się grupka ludzi wpatrujących się we mnie z przerażeniem. Już w tych pierwszych chwilach stało się dla mnie jasne, że wszyscy są obywatelami jednego kraju – kraju ludzi zdrowych i w jednym kawałku – ja zaś jestem obywatelką kraju zupełnie innego: kraju ludzi rannych. Było też jasne, że trochę sobie w nim pomieszkam. Upadłam w połowie przecznicy. Gdy w nią skręcałam, byłam damą przyodzianą w trencz, poważną osobą w średnim wieku odpowiedzialną za dom, dzieci i karierę zawodową. Trzydzieści metrów dalej byłam już tylko rannym zwierzęciem. Budziłam w ludziach lęk.

Z rozkrwawioną wargą, wybitymi zębami i skórą otartą do żywego uklękłam na chodniku. Najwyraźniej dopadła mnie klątwa _Dziecka Rosemary_. Czy mi się to podobało, czy nie, oto klęczałam przed moją muzą. Moim ukochanym. Moim potworem.PRZYPISY KOŃCOWE

Prolog

1 Zapis zeznania Samanthy Gailey zrelacjonowany w programie Luchiny Fisher _Roman Polański. What Did He Do?_, ABC News, 29.09.2009.

2 William Empson, uwagi do wiersza _Bacchus_ _The Complete Poems of William Empson_, London: Allen Lane, 2000, s. 290.

3 Za: Walter Isaacson, _The Heart Wants What It Wants_, „Time”, 31.08.1992. Cytat pochodzi z listu Emily Dickinson do Mary Bowles, wiosna 1862 Emily Dickinson, _List do świata_, wybór, tłum., wstęp i oprac. Danuta Piestrzyńska, Kraków: Wydawnictwo Znak, 1994, s. 143.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: