- promocja
Poukładałeś mój świat - ebook
Poukładałeś mój świat - ebook
Nieoczekiwane spotkania, które wszystko zmieniają.
Zwyczajny spacer po parku okazuje się początkiem niecodziennej relacji. Ratując psa, Klara poznaje Kornelię i jej syna. Malarka zyskuje modelkę do kolejnego obrazu, Kornelia – słuchaczkę, której decyduje się opowiedzieć swoją historię. A los nie był dla niej łaskawy.
To spotkanie, a szczególnie syn modelki, inspirują Klarę do tego, by przemyśleć swoje dotychczasowe życie. Na jaw wychodzą sekrety rodzinne, a malarka staje przed koniecznością podjęcia wielu trudnych decyzji.
Seria „Ja, Kobieta” to powieści, które namalowało życie. Pełne emocji, smutku, żalu, ale i nadziei na to, że jeszcze zaświeci słońce.
Czy odnajdziesz w tej historii cząstkę siebie?
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67324-57-1 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Trzymasz w rękach opowieść, która jest mieszanką literackiej fikcji i prawdziwej historii. Jeżeli czytałaś poprzednie opowieści z cyklu „Ja, Kobieta”, już o tym wiesz. Jeśli zaś dopiero odkrywasz tę serię, to musisz wiedzieć, że Kornelia istnieje naprawdę, a wszystko, o czym opowiada malarce Klarze, przeżyła naprawdę. I nawet jeżeli podczas lektury pomyślisz, że to niemożliwe – pamiętaj: życie pisze niesamowite scenariusze.
Ta część cyklu powstawała dość długo. Rozmawiałam z Kornelią wiele godzin, znajdowała dla mnie czas, choć w jej sytuacji to nie jest łatwe. A jednak zrobiła to: dla mnie, dla Ciebie, dla wszystkich kobiet. Za to zawsze będę jej dziękować. Jestem jej też głęboko wdzięczna, że zgodziła się podzielić z nami swoją historią.
Jednak to nie wszystko. Kiedy już miałam rozpoczynać pracę nad tą opowieścią, okazało się, że siła wyższa ma dla mnie inny plan. Moje życie przybrało nieoczekiwany obrót, byłam zmuszona zmierzyć się z wieloma trudnościami, zweryfikować plany, zmienić spojrzenie na swoją przyszłość.
I w tamtym niełatwym czasie często przypominałam sobie słowa Kornelii, to, co ją spotkało, i siłę, z jaką potrafiła mierzyć się z problemami. To dodawało mi wiary, że i mnie się uda. Za to również jestem wdzięczna mojej bohaterce. Mam też przekonanie, że jej historia może być motywacją dla Ciebie i wielu innych kobiet, nieść otuchę i odwagę.
Gdy kończyłam spisywać opowieść o Kornelii, znowu nadszedł ciężki czas. Dla nas wszystkich, dla całego świata. Tuż za naszą granicą wybuchła wojna i wiele z nas, także ja i może Ty, czuje niepokój o przyszłość, obawę i lęk. Wierzę, że dobro wygra, ale mam świadomość, że dopóki tak się nie stanie, wszystkie będziemy żyły w niepewności. Może przyjdzie nam się zmagać z problemami, towarzyszyć nam będzie troska o najbliższych.
Dlatego cieszę się, że tę powieść poznasz właśnie teraz. Chciałabym, żebyś także Ty zaczerpnęła z historii Kornelii siłę i żeby jej słowa przywróciły Ci wiarę w to, że wszystko w końcu będzie dobrze.
Moja bohaterka pięknie mówi o kobiecości i sile naszej płci. Zapamiętałam te słowa i towarzyszą mi w każdej chwili. Może i Ciebie zainspirują do innego spojrzenia na naszą codzienność.
Spotkaj się zatem, Czytelniczko, z Kornelią i Klarą. Będzie to czas pełen emocji, jestem pewna, że uronisz niejedną łzę. Ale i znajdziesz w ich przeżyciach wiele nadziei.
Pamiętaj też, że możesz podzielić się ze mną swoją historią. Chętnie jej wysłucham i może właśnie Ty będziesz bohaterką kolejnej części serii „Ja, Kobieta”. Możesz napisać na adres: [email protected].
W serii dotychczas ukazały się:
1. Światło w jej oczach – historia Łucji
2. Dałeś mi siłę – historia JoannyRozdział 1
– Diabolina! Wracaj! Diabolina!!!
Klara drgnęła, słysząc tuż za plecami krzyk dziecka. Zirytowana podniosła głowę znad kartki i odwróciła się, żeby zobaczyć, kto zakłóca jej pracę.Wybrała się do parku z samego rana, żeby zrobić kilka rysunków, zanim po alejkach zaczną chodzić spacerowicze i turyści. Zaszyła się w zakątku nieco oddalonym od głównej alejki, bo miała zamiar uwiecznić urokliwą kamienną ławeczkę ozdobioną rzeźbami.
Uznała, że takie rysunki mogą spodobać się potencjalnym nabywcom. Postanowiła wykonać obrazki z ławką rano, a później przenieść się w bardziej uczęszczane miejsce.
Miałam nadzieję, że będzie spokojnie – westchnęła z rezygnacją. – Ale okazuje się, że nawet tutaj nie ma co liczyć na chwilę ciszy.
– Diabolina!!! – Chłopiec nie dawał za wygraną. – Mamo! Ona uciekła!
Klara zobaczyła nadbiegającą kobietę. Domyśliła się, że to matka chłopca. Ale kim jest Diabolina? – zastanawiała się.
Odpowiedź przyszła, a raczej przybiegła. Przemknęła tuż przed ławką, na której siedziała malarka. Pies w typie labradora nawet na moment nie zwolnił i nie zareagował na wołanie. Pobiegł w kierunku stawu.
Kobieta popędziła za nim, ale chłopiec ani myślał ruszyć się z miejsca. Stał na środku trawnika, zasłonił twarz dłońmi i głośno płakał.
– To moja wina! Moja, moja! – krzyczał, szlochając. – Diabolina na pewno zginie na zawsze! To przeze mnie!
Klara zrozumiała, że sytuacja jest poważna. Miała wrażenie, że chłopiec wpadł w histerię i zupełnie przestał nad sobą panować. Trochę ją to zdziwiło, bo wyglądał na jakieś dziesięć czy jedenaście lat, a sądziła, że dzieci w tym wieku nie reagują już z taką przesadą, i to jeszcze publicznie.
W sumie to nie moja sprawa – pomyślała w pierwszej chwili, ale płacz i krzyki chłopca nie pozwoliły jej pozostać obojętną.
Odłożyła szkicownik i podniosła się z ławki. Miała zamiar podejść do malca i jakoś go uspokoić. Przecież jego matka na pewno zaraz wróci – stwierdziła.
Ledwie zdążyła zrobić krok w kierunku dziecka, gdy kątem oka zobaczyła biszkoptowego psa biegnącego wprost na nią.
– Stój! – krzyknęła odruchowo.
Ku jej zdumieniu pies, zaskoczony okrzykiem, zatrzymał się na moment. Malarka wykazała się refleksem i nadepnęła na smycz wlokącą się za zwierzęciem. Labrador się szarpnął, ale gdy poczuł, że kolorowa taśma stawia opór, stanął spokojnie, jakby pogodzony z przegraną.
Klara powoli się pochyliła i wzięła smycz do ręki. Miała nadzieję, że zwierzę nie będzie agresywne. Na szczęście wyglądało na to, że niesforny psiak nie miał żadnych krwiożerczych zamiarów, a jedynie próbował przez chwilę zakosztować wolności.
– Chodź – powiedziała, delikatnie pociągając zwierzę.
Tym razem było posłuszne. Klara podeszła ze złapanym uciekinierem do chłopca.
– To chyba twoja zguba – powiedziała, licząc, że mały się ucieszy.
Tymczasem dziecko w ogóle nie zwracało na nią uwagi. Jak gdyby wcale nie słyszało, co do niego mówi.
– To moja wina! – powtarzał malec. – Jestem głupi! Nic nie umiem zrobić dobrze!
Klara była zdezorientowana. Spodziewała się raczej wybuchu radości, a tu coś takiego… Nie wiedziała, co robić.
Ku jej uldze właśnie nadbiegła matka chłopca.
– Bardzo pani dziękuję – powiedziała lekko zdyszanym głosem. Uśmiechała się przy tym przyjaźnie i z wdzięcznością. – Diabolina bywa niesforna – wyjaśniała przepraszającym tonem. – A szczególnie wtedy, gdy zobaczy coś, co ją zainteresuje. Tym razem chyba chciała pobawić się ze sroką. A potem już poszło. – Rozłożyła bezradnie ręce.
– Zdarza się. – Klara odwzajemniła uśmiech. – Ale chyba pani synek bardzo to przeżył. – Zerknęła na wciąż płaczącego chłopca.
Kobieta pokiwała głową.
– Sebuś na wszystko reaguje bardzo mocno – wyjaśniła. – Ma zespół Aspergera. Słyszała pani o tym?
Klara starała się ukryć zaskoczenie. Nie przyszło jej do głowy, że może mieć do czynienia z chorym chłopcem, i trochę zawstydziła się swoich oceniających myśli.
– Tak, słyszałam – odpowiedziała szybko, żeby ukryć zmieszanie. – Ale nie sądziłam, że…
– Wszystko w porządku – zapewniła kobieta. – Tego nie ma się wypisanego na czole. Zaraz się uspokoi. – Wzięła z rąk Klary smycz i kucnęła obok syna. – Sebastianku, popatrz – zachęciła spokojnie chłopca. – Diabolina już wróciła. Jest cała i zdrowa. Miła pani pomogła ją złapać.
– Jestem głupi – upierał się chłopiec, chociaż już nieco ciszej. – Nie umiem trzymać Diaboliny.
– Po prostu ona jest silna i czasami nas nie słucha. – Matka nadal zachowywała spokój. – Kiedy poczujesz się lepiej, pokażę ci, jak trzymać smycz, żeby Diabolina nie mogła ci jej wyrwać. Znam taki sposób.
Klara przyglądała się tej scenie z zainteresowaniem. Sama zupełnie nie wiedziałaby, jak się zachować wobec chłopca, a w obliczu świadomości jego zaburzenia poczuła się zupełnie bezradna.
– Trzeba dać mu chwilę – wyjaśniła kobieta, podnosząc się z kucek. – Nic na siłę. Uspokoi się, ale we własnym tempie.
– To może usiądzie pani ze mną i poczekamy – zaproponowała Klara, wskazując ławkę, na której zostawiła swoje rzeczy.
– Z przyjemnością – zgodziła się matka chłopca. – Troszkę jestem zmęczona, sprint to nie moja specjalność – roześmiała się. – Niełatwo biegać z dodatkowym obciążeniem.
Jaka sympatyczna osoba – uznała Klara. – I ma dystans do siebie. Nie każdy potrafiłby żartować ze swoich dodatkowych kilogramów.
Zaintrygowała ją ta nieznajoma. Przecież chore dziecko to chyba nie powód do radości, a ona głośno się śmieje i wygląda na szczęśliwą.
Usiadły na ławce, a Klara zauważyła, że kobieta z ciekawością zerknęła na szkicownik i ołówki.
– Może się poznamy? – Wyciągnęła do niej rękę. – Klara Werner. Jestem malarką i czasami dorabiam, sprzedając rysunki.
Po raz pierwszy przyznała się głośno do tego, jak zarabia. Przyszło jej to jakoś naturalnie i pomyślała, że sprawiła to chyba nowa znajoma i jej otwartość.
– Kornelia Brzozowska. – Matka chłopca uścisnęła wyciągniętą dłoń. – Księgowa.
– To pani pracuje? – zdziwiła się malarka. – Przepraszam, ale skoro jest pani o tej porze w parku, to myślałam, że… – próbowała jakoś zagadać swoją niegrzeczność.
– Spokojnie. – Kornelia machnęła ręką. – Wiem, co pani myślała. Że dziecko chore, więc ja na pewno jedynie nim się zajmuję. I w dużej mierze ma pani rację. Tylko szczęśliwemu zbiegowi okoliczności zawdzięczam, że mogę godzić opiekę nad synem i pracę. I dobrze, bo Sebastian ma naprawdę duże potrzeby… – westchnęła. – No, ale proszę się nie obawiać, nie będę tu pani marudzić. – Uśmiechnęła się. – Zapewne nie ma pani ochoty na słuchanie o takich sprawach w pogodny letni dzień. Zresztą wcale mnie to nie dziwi.
– Przeciwnie – zaprotestowała Klara. – Bardzo chętnie posłucham. I powiem więcej. – Popatrzyła na Kornelię z powagą i dodała: – Chciałabym namalować pani portret.
Ostatnie zdanie wypowiedziała spontanicznie. Po prostu poczuła, że powinna tak zrobić. Czyżby los po raz kolejny postawił na mojej drodze odpowiednią osobę? – pomyślała i przypomniała sobie Joannę i Łucję. – Skoro dotychczas tak było, to może i dziś…
– Dobry żart! – roześmiała się kobieta. – Mój portret? Mam uwierzyć, że chciałaby pani malować niemłodą kobietę z nadwagą? Niech się pani przejdzie po parku, a znajdzie mnóstwo młodych i pięknych modelek. I to nie w dresowej bluzie i legginsach, ale w sukienkach.
W pierwszej chwili Klara poczuła się urażona taką odpowiedzią. Natychmiast jednak zrozumiała, że to ona popełniła błąd. Nie wyjaśniła idei swojego projektu. Rozmówczyni i tak wykazała się taktem, obracając propozycję w żart.
– Pani Kornelio, ja mówiłam poważnie. – Klara postanowiła za wszelką cenę naprawić swoją niezręczność. Intuicja podpowiadała jej, że nowa znajoma będzie doskonałą modelką do kolejnego portretu. – Przygotowuję cykl obrazów, które mają pokazywać prawdziwe kobiety. Ich historię, przeżycia. To, co mają w środku – wyjaśniała, tak jak umiała najlepiej. – A pani mnie ujęła swoją radością i otwartością.
– Historię… przeżycia… – zastanowiła się Kornelia. – Może miałabym trochę do opowiedzenia… – dodała niepewnie.
– Proszę się zatem zgodzić. – Malarka poczuła, że jest bliska sukcesu.
– Właściwie to co mam do stracenia? – Kobieta wzruszyła ramionami. – Dobrze, skoro pani chce… Tylko gdzie to będzie? Tutaj, w parku?
– Nie, nie – zaprzeczyła Klara. – W mojej pracowni. Zapiszę pani adres. – Wyrwała kartkę ze szkicownika i chwyciła ołówek. – Proszę, tu są wszystkie namiary. Zapisałam też numer telefonu.
– To świetnie! Bo muszę najpierw się zorientować, jak będzie z opieką nad Sebastianem.
– Może pani przyjść z nim – zapewniła Klara.
– To nie takie proste – odparła Kornelia z uśmiechem. – Wyjaśnię to pani później, bo teraz już chyba muszę iść. – Wskazała głową na syna, który właśnie stanął obok ławki. – Sebusiu, to jest pani Klara. Pomogła złapać Diabolinę.
– Dziękuję – powiedział chłopiec, nie patrząc na malarkę.
– Proszę bardzo – odpowiedziała Klara. – To co? Da mi pani znać, kiedy możemy się spotkać? – zwróciła się do kobiety.
– Odezwę się wieczorem – obiecała nowa znajoma. – Ale nadal nie mogę zrozumieć, po co pani taki portret. – Przeczesała palcami krótkie blond włosy. – No ale skoro już się zgodziłam, to niech będzie. Potraktuję to jako kolejne wyzwanie. – Mrugnęła do malarki.
– Mam nadzieję, że po pierwszym spotkaniu zacznie to pani traktować jako przyjemność – odparła Klara.
Pożegnały się, Klara pogłaskała niesforną Diabolinę i jeszcze przez chwilę patrzyła za odchodzącymi. Kobieta trzymała chłopca za rękę i coś mu tłumaczyła, a on kiwał głową na znak, że rozumie. Labradorka szła grzecznie i w niczym nie przypominała teraz biegającego na oślep zwierzaka.
Może to ona ich do mnie przyprowadziła? – przemknęło Klarze przez myśl.
***
Mimo że narysowała kilka obrazków, tego dnia nie udało jej się żadnego sprzedać. A to oznaczało, że jej finanse są nadal bliskie zeru. Wiedziała, że jeśli będzie naprawdę bardzo oszczędna, to przeżyje jeszcze tydzień, może dwa, ale co dalej?
Wracała do domu w kiepskim nastroju.
Jak to możliwe, że nie mogę zarobić? – zastanawiała się. – A tymczasem taka Kornelia ma chore dziecko i pracuje, radzi sobie. Co jest ze mną nie tak?
Odsunęła jednak na bok te przemyślenia, bo zawartość lodówki uświadomiła jej, że naprawdę nie jest dobrze.
Cóż, chyba nie mam wyjścia – westchnęła w duchu. – Trzeba schować dumę do kieszeni i odwiedzić rodziców.
Nie miała zamiaru przyznawać się do braku pieniędzy, na to była zbyt honorowa. Liczyła jednak, że Stefcia zrobi coś dobrego na obiad i pewnie nie wypuści jej bez wałówki. Gosposia taka już była, ale akurat teraz Klara uważała to za bardzo pożądaną cechę.
Aby oszczędzić paliwo, poszła do rodziców piechotą. Długi spacer przez pół miasta był doskonałą okazją do przemyśleń, a ona miała wiele spraw, nad którymi powinna się zastanowić. Poranne spotkanie w parku przyniosło jeszcze kilka kolejnych.
Nieco zmęczona dotarła do rodzinnego domu.
– Dzień dobry, pani Stefciu! – przywitała się i opadła na najbliższe krzesło. – Ma pani coś chłodnego do picia?
– Panna Klara! – ucieszyła się gosposia. – A skąd się panna wzięła? Nie widziałam samochodu.
Podeszła do kuchennego okna, z którego miała widok na podjazd przed domem, żeby się upewnić, że nic nie umknęło jej uwadze.
– Nie ma samochodu. Przyszłam piechotą – wyjaśniła Klara. – Chyba moja kondycja nie jest tak dobra, jak sądziłam. – Głośno wypuściła powietrze i sięgnęła po stojącą na stole karafkę z wodą. Nalała do szklanki i wypiła duszkiem. – Już lepiej. – Uśmiechnęła się.
– A co to? Panna Klara chce chudnąć jeszcze, czy co? – zainteresowała się Stefcia. – Bo moim zdaniem to raczej przybrać by się przydało choć trochę. I dobrze, że panna Klara przyszła, bo akurat obiad będę podawała. Pan Werner się zapowiadał na osiemnastą, a pani też dzisiaj w domu.
– Wiesz, Stefciu, dzisiaj się przekonałam, że waga i kondycja to dwie różne sprawy – odparła malarka. – Spotkałam w parku taką kobietę, która biegła niczym jakiś sprinter, bo pies jej uciekł. Obawiam się, że zostawiłaby mnie w tyle. – Pokiwała głową. – Ale obiadu nie odmówię, bo na pewno będzie coś pysznego.
– Zupa pieczarkowa i cielęcina w sosie – poinformowała gosposia. – Deser też się jakiś znajdzie.
– Cudownie! – Klara poczuła, że ślina napływa jej do ust. – A wiesz, Stefciu, ta kobieta, którą dziś poznałam, ma syna chorego na aspergera.
– A co to takiego? – zainteresowała się starsza pani.
– Sprawdziłam, to taki rodzaj autyzmu – wyjaśniła Klara najprościej, jak potrafiła. – Ten chłopiec reaguje zupełnie inaczej niż inne dzieci. Mam nadzieję, że dowiem się czegoś więcej, bo będę malowała portret jego mamy.
– Biedne dziecko! – Załamała ręce Stefcia. – Na pewno jest mu ciężko w życiu…
– Ma świetną mamę, więc może nie jest mu aż tak źle – pocieszyła gosposię Klara. – Ale kiedy pomyślę, ile innych dzieci jest chorych albo potrzebuje pomocy… – westchnęła. – Niby o tym wiedziałam, dzisiaj jednak po raz pierwszy zobaczyłam kogoś takiego naprawdę, rozumiesz? – Spojrzała pytająco na panią Stefcię. – I pomyślałam, że chciałabym jakoś pomóc takim dzieciom…
– To się chwali. – Stefania pokiwała z aprobatą głową.
– Tylko nie mam pojęcia, co mogłabym zrobić. – Klara rozłożyła ręce. – Muszę zapytać tę kobietę, może mi coś podpowie?
– A po co obcych kobiet pytać. – Stefcia mocniej zaciągnęła paski fartucha. – Przecież pani Wernerowa w tylu akcjach charytatywnych bierze udział. Niejeden raz o niej w gazetach pisali. Niech panna Klara mamę zapyta, ona będzie wiedziała najlepiej, co trzeba zrobić.
– Świetny pomysł! – ucieszyła się Klara. – Że też sama na to nie wpadłam! – Uderzyła się dłonią w czoło. – Zapytam od razu przy obiedzie.
– No to niech panna Klara idzie do jadalni, bo ojciec właśnie przyjechał, to będę podawać. – Gosposia wskazała głową na czarny samochód parkujący na podjeździe.
– Dziękuję, pani Stefciu. – Malarka pocałowała gosposię w policzek. – Pani to zawsze potrafi mi doradzić.
Stefcia odprowadziła Klarę spojrzeniem pełnym troski i czułości.
***
Malarka odczekała do deseru. Wysłuchała opowieści matki o ostatnim przyjęciu u jednej z przyjaciółek i obiecała, że na kolejne na pewno się z nią wybierze. Nie chciała psuć matce humoru, skoro naprawdę liczyła na jej poradę w sprawie pomocy dzieciom.
Ta myśl przyszła jej do głowy w drodze do rodziców, gdy rozmyślała o Kornelii i jej synku. Poczuła coś w rodzaju wyrzutów sumienia, bo sama miała w życiu wszystko, była zdrowa, a nigdy nikomu nie pomogła. Przeciwnie, raczej oczekiwała, że wszyscy będą pomagać jej. Dopiero dziś zdała sobie sprawę z tego, jakie to egoistyczne. I bardzo chciała to zmienić.
– A co ty taka zamyślona jesteś? – dobiegł ją głos matki. – Nawet nie słyszysz, co się do ciebie mówi.
– Przepraszam, zamyśliłam się. – Posłała matce uśmiech.
– Ojciec pytał, czy samochód ci się popsuł. – Wernerowa pokręciła z dezaprobatą głową, ubolewając nad mało eleganckim zachowaniem córki.
– Nie, wszystko z nim w porządku – zapewniła Klara. – Po prostu miałam ochotę na spacer.
Nie popatrzyła ojcu w oczy, żeby nie wyczytał z nich prawdy, ale i tak czuła, że nie uwierzył w jej słowa. Pomyślała, że to najlepszy moment na przejście do interesującego ją tematu. I odejście od trudnego.
– Mamo, chciałabym cię o coś zapytać. A właściwie to się poradzić…
– Tylko nie mów, że znowu myślisz o obcięciu włosów. – Matka uniosła dłonie. – Wiesz, że jestem temu przeciwna. Rozumiem, że artyści mają różne pomysły wizerunkowe, ale znasz moje zdanie w tej sprawie…
– Tym razem nie chodzi o fryzurę – uspokoiła ją Klara. – Chciałabym zaangażować się w pomoc potrzebującym dzieciom. Ty siedzisz w temacie, więc może mnie jakoś pokierujesz?
– A skąd ten pomysł? – zdziwiła się Wernerowa.
– Po prostu doszłam do wniosku, że pora coś zrobić dla innych – wyjaśniła młoda kobieta, nie wdając się w szczegóły.
Poczuła na sobie uważny wzrok ojca.
– To co? Pomożesz mi? – zwróciła się znowu do Wernerowej.
– Jeśli chcesz… – Matka jakoś niezbyt chętnie zgodziła się na prośbę Klary.
Powiedziała jej o kilku najbliższych imprezach charytatywnych, które współorganizowała, napomknęła o zbiórkach i fundacji, w której zarządzie zasiadała od lat.
– Możesz coś wybrać – zakończyła. – Jako moja córka na pewno dostaniesz coś odpowiedniego do zrobienia. Może koordynacja wpłat albo kilka spotkań ze sponsorami? To byłoby chyba najlepsze na początek – zakończyła bez przekonania.
Klara także nie była zadowolona z tego, co usłyszała. Miała wrażenie, że matka nie jest zachwycona jej zainteresowaniem działalnością charytatywną. Zresztą i ona inaczej sobie to wyobrażała. Nie chciała chodzić na obiady z bogatymi przedsiębiorcami ani sprawdzać tabelek w komputerze. Tak, wiedziała, że i to jest ważne, ale czuła, że chce zrobić coś konkretnego, być bliżej osób potrzebujących, zrozumieć te dzieciaki. I dać im też coś innego niż pieniądze.
– Dziękuję, mamo. Zastanowię się.
Wiedziała, że już nie poruszy z matką tego tematu. I miała wrażenie, że Wernerowa też ma tę świadomość.
Kiedy wypili herbatę w salonie i zbierała się do wyjścia, podszedł do niej ojciec.
– Jak tam, Klaro? – zapytał. – Radzisz sobie?
– Tak, oczywiście – zapewniła szybko.
Za prędko, żeby ojciec mógł uwierzyć.
– Pracujesz? – Popatrzył jej w oczy.
– Jasne, mówiłam przecież. Maluję w parku i sprzedaję swoje prace. Turyści chętnie je kupują – skłamała. – A lada dzień zaczynam malowanie kolejnego portretu na nową wystawę.
Werner skinął głową, ale wzrok miał poważny i pełen troski. Klara wiedziała, że się o nią martwi. Jednak szczególnie przed nim nie chciała się przyznać do klęski. Za to mina matki, którą widziała ponad ramieniem ojca, wyraźnie wskazywała, że kobieta wszystko słyszała i nie jest tym zachwycona.
Och, po co ja tu w ogóle przyszłam! – pomyślała Klara ze złością. – Ojcu tylko przysparzam zmartwień, a matka jak zawsze jest ze mnie niezadowolona.
Nawet torba z „odrobiną cielęcinki, co tak pannie Klarze smakowała”, wciśnięta jej przez Stefcię czekającą w hallu, nie wynagrodziła malarce niesmaku. I to uczucie ciążyło jej dużo bardziej niż wszystkie wiktuały zapakowane przez gosposię.
***
Tak wiele chciałabym napisać, a jednocześnie zupełnie nie wiem, jak to ubrać w słowa. Mnóstwo myśli kłębi mi się w głowie i zupełnie nie mogę ich uporządkować.
Moje życie to jakaś prowizorka. Mam wrażenie, jakbym dokonywała przemeblowania, ale bez żadnego projektu. I nie wiem, gdzie co postawić. Wszystkie elementy są ważne, tylko czy uda się je połączyć? Chwilami wydaje mi się, że jedne wykluczają drugie.
Ciekawe, czy Ty też kiedyś czułeś, że nie wiesz, kim właściwie jesteś i co masz zrobić ze swoim życiem. Jeśli tak, to może zrozumiałbyś mnie i potrafiłbyś doradzić…
Przerwała pisanie, gdy usłyszała dźwięk przychodzącej wiadomości. Przeniosła niedokończony e-mail do roboczego folderu i zamknęła laptopa. Nie podnosząc się z kanapy, sięgnęła po iPhone’a. Odczytała wiadomość i od razu domyśliła się, od kogo ją dostała.
Mogłabym przyjść jutro o dziesiątej. Jeśli oczywiście to Pani odpowiada.
Oczywiście, zapraszam. Będę czekać – odpisała.
Chociaż jedna pozytywna rzecz dzisiaj – ucieszyła się w myślach i zapisała numer Kornelii w pamięci telefonu.Rozdział 2
Perspektywa pracy nad kolejnym portretem sprawiła, że Klara niezbyt dobrze spała. Kilkakrotnie się budziła, podekscytowana chodziła po pracowni w ciemności rozświetlanej jedynie słabym światłem ulicznych latarni, które ledwie docierało na poddasze. Dopiero nad ranem udało się jej zapaść w głębszy sen, ale i tak kilka minut po ósmej otworzyła oczy i od razu zrozumiała, że nie uda jej się już zasnąć.
Nie będę przecież leżeć i patrzeć w sufit – pomyślała. – Skoro i tak nici z drzemki, to trzeba zaparzyć dużo mocnej kawy. Przecież czeka mnie praca.
Ostatnia konkluzja dodała jej energii. Wizja tworzenia sprawiła, że wszystkie inne myśli i problemy malarka odsunęła na dalszy plan. Tak było zawsze. Gdy malowała, świat przestawał istnieć, nic nie miało znaczenia. Były tylko ona, płótno i inspiracja.
Klara tęskniła za tym stanem, zwłaszcza teraz, gdy rzeczywistość okazywała się inna, niż młoda kobieta zakładała, a codzienność nie dawała się w łatwy sposób okiełznać i podporządkować jej woli. Klara, przyzwyczajona do tego, że wszystko układa się po jej myśli, z trudem dawała sobie radę. Ucieczka potrzebna jej była choć na chwilę, żeby nabrać sił do dalszych zmagań i zmian.
Jak co rano najpierw podeszła do okien i otworzyła je szeroko, żeby wywietrzyć pracownię. Choć sierpień się kończył, to nadal było gorąco i nawet rześkie nocne powietrze nie zdołało schłodzić pomieszczenia. W drodze do łazienki włączyła ekspres, ciesząc się w myślach, że przynajmniej kawy jeszcze jej nie zabrakło.
Mogę nie jeść, ale poranka bez kawy sobie nie wyobrażam – pomyślała, wciągając aromat kofeinowego naparu, który cienkim strumieniem spływał do kubka.
Szybko wzięła prysznic i umyła włosy. Wróciła do aneksu kuchennego w szlafroku, rozczesując palcami mokre pukle. Chłodny dotyk loków na szyi orzeźwiał i malarka prawie już nie czuła skutków źle przespanej nocy.
Mocna kawa zrobi resztę. – Uśmiechnęła się pod nosem. – Za kwadrans będę rześka jak skowronek.
Zajrzała do lodówki, wyjęła ostatni kawałek sera i chociaż wystarczył na zaledwie dwa kęsy, to i tak poczuła się syta. Rzadko jadała śniadania, więc o tej porze jej organizm nie domagał się zbyt wiele. Kiedy zamykała lodówkę, jej wzrok padł na woreczek z ziarnem.
– No tak, jeszcze śniadanie dla lokatora – powiedziała głośno. – Ciekawe tylko, czy zechce się łaskawie pojawić.
Z kubkiem w jednej ręce i torebką w drugiej poszła do pracowni. Zerknęła na parapet, gdzie nadal leżały przyniesione przez Gingera patyki. Gołębia jednak nie było.
Upiła kilka małych łyków napoju i przymknęła oczy, żeby lepiej poczuć rozchodzące się po ciele ciepło i energię.
– Tego mi było trzeba – mruknęła.
Trzepot skrzydeł sprawił, że podniosła powieki.
– O, kogo my tu mamy! – powiedziała ironicznie. – Gdzieś ty się podziewał, Ginger? – zapytała z wyrzutem. – Martwiłam się o ciebie, wstrętny rudzielcu! – Wyjęła garść ziaren i wysypała na parapet. – Masz, pewnie jesteś głodny. Jedz, póki jeszcze mnie stać na to ziarno – westchnęła.
Gołąb jednak nie zajął się dziobaniem pokarmu, tylko wciąż przekrzywiał głowę, jakby kogoś lub czegoś wypatrywał.
Klarę zdziwiło nietypowe zachowanie ptaka.
– Co cię tak niepokoi? – zapytała, choć oczywiście nie liczyła na odpowiedź. Usiadła przy stole i stwierdziła: – Jak nie chcesz, to nie jedz. Ale ostrzegam, że naprawdę niedługo może być ciężko… Wiesz, jakoś nie mogę nic zarobić…
Łatwiej było powiedzieć o problemach Gingerowi, bo ten nie oceniał, nie powtórzyłby nikomu. W dodatku Klara często miała wrażenie, że ptak rozumie, co ona do niego mówi. Już chciała powiedzieć więcej, pożalić się na sytuację i samotność, gdy nieoczekiwanie na parapecie wylądował drugi gołąb – zupełnie biały. Na jego widok Ginger się napuszył, zagruchał gardłowo, postąpił kilka drobnych kroków i odsunął się, jakby robił miejsce przybyszowi. Tamten przyjął to zupełnie naturalnie i natychmiast zaczął dziobać wysypane przez Klarę ziarno.
Scena była tak jednoznaczna, że malarka nie miała wątpliwości, czego jest świadkiem.
– Ginger! – Klasnęła w dłonie. – Ty masz narzeczoną!
Biała gołębica zatrzepotała skrzydłami, przestraszona nieoczekiwanym dźwiękiem. Gdy Ginger zagruchał uspokajająco, wróciła do śniadania, lecz co chwilę bacznie zerkała na Klarę.
– No to pięknie! – Kobieta pokręciła głową. – Ja tu o oszczędzaniu, a okazuje się, że teraz będę miała dwójkę lokatorów. Trudno, Ginger. Skoro układasz sobie życie bez konsultacji ze mną, to będziesz musiał dzielić się swoją porcją z tą princessą – powiedziała z udawaną złością, chociaż w duchu cieszył ją ten widok. – Właściwie to bardzo odpowiednie imię dla niej – uznała, widząc, jak gołębica rozkłada ogon i białe pióra tworzą wokół jej łebka piękny wachlarz. – Princessa – powtórzyła. – Ech, Ginger, radzisz sobie w życiu o wiele lepiej niż ja!
Gołąb spojrzał na nią błyszczącymi czarnymi oczkami i zagruchał z dumą.
***
Kornelia przywitała się z nieśmiałym uśmiechem, jakby trochę zawstydzona swoją obecnością w pracowni.
– Mam nadzieję, że nie zmieniła pani zdania – powiedziała.
– Dlaczego miałoby tak być? Proszę, niech pani wejdzie i się rozgości. – Klara zachęciła gościa gestem.
Kobieta zrobiła kilka kroków i rozejrzała się po pracowni.
– Gdzie powinnam usiąść? – zapytała.
– Tam, gdzie będzie pani najwygodniej. Może kanapa? – Malarka zauważyła zdziwienie w oczach Kornelii i dodała: – Spodziewała się pani czegoś innego?
– W filmach modelki stoją na podestach albo siedzą na środku pomieszczenia na jakimś krześle – odpowiedziała niepewnie kobieta.
– Ja mam nieco inne podejście – wyjaśniła Klara. – Stawiam na swobodę i naturalność. Napije się pani czegoś? – zaproponowała, żeby jakoś pomóc gościowi oswoić się z sytuacją.
– Poproszę wodę, jeśli to nie problem. Trochę zaschło mi w gardle z emocji.
Jaki miły ma uśmiech – pomyślała Klara.
– Żaden problem, już podaję.
Poszła do części kuchennej, wyjęła z lodówki dzbanek z wodą i razem ze szklaneczką postawiła go na tacy, po czym wróciła do gościa.
– Proszę sobie nalewać tyle, ile potrzeba – zachęciła, stawiając napój na podłodze przy kanapie. – Jeszcze nie dorobiłam się stolika, ale mam nadzieję, że to pani nie przeszkadza.
– Absolutnie – zapewniła szybko Kornelia.
– Może będziemy mówić sobie po imieniu? – zaproponowała Klara. – Poczujemy się swobodniej i łatwiej nam będzie rozmawiać.
– Oczywiście – przystała na propozycję Kornelia i obdarowała malarkę uśmiechem. – Bardzo się cieszę, bo oficjalne formy zawsze są trochę krępujące.
– Ja też tak uważam – potwierdziła jej rozmówczyni. – Bardzo ładnie wyglądasz – stwierdziła.
Już w korytarzu zauważyła, że modelka ubrała się zupełnie inaczej niż poprzedniego dnia. Miała na sobie białą koszulową bluzkę, obcisłe dżinsy i czarne szpilki. Zrobiła też makijaż, którego poprzedniego dnia nie miała.
– Dziękuję. – Widać było, że komplement sprawił Kornelii przyjemność. – Skoro już zgodziłam się na ten portret, to chciałabym dobrze na nim wyglądać. Oczywiście na tyle, na ile to możliwe – dodała szybko.
– Mam nadzieję, że spodoba ci się to, co namaluję. Ale od razu uprzedzam, że to nie będzie typowy naturalistyczny portret. Mój projekt polega na malowaniu prawdy o moich modelkach. Chcę pokazać, jakimi są kobietami – wyjaśniła jej Klara i upewniła się: – Rozumiesz, co mam na myśli?
– Chyba tak. – Kornelia pokiwała głową.
– Ma to swoje dobre strony, bo modelka nie musi siedzieć nieruchomo. – Klara mrugnęła porozumiewawczo. – Ale żeby zrealizować swój plan, muszę cię lepiej poznać. Dlatego chciałabym, żebyś opowiedziała mi trochę o sobie.
– Dobrze, tylko nie wiem, co mogłoby cię zainteresować. Nie mam pojęcia, od czego zacząć.
Klara założyła roboczy kitel i stanęła za sztalugą.
– Najpierw nalej sobie wody – zaproponowała. – A potem może poopowiadasz o swoim dzieciństwie?
Modelka posłusznie sięgnęła po szklankę i dzbanek. Wypiła kilka łyków, oblizała delikatnie wargi i spojrzała na Klarę, jakby czekając na sygnał, że może zacząć. Malarka uchwyciła to spojrzenie w chwili, gdy sięgała po pędzel.
– Mów śmiało, nie zwracaj na mnie uwagi – zachęciła.
Kornelia zaczęła opowiadać.
– Dzieciństwo miałam dosyć skomplikowane, jak zresztą całe życie. Nie wiem, czy właśnie te pierwsze lata miały jakiś wpływ na to, co się potem działo, nie zastanawiam się nad tym. Chociaż przyznaję, że czasami tak mi się wydaje. – Kobieta zamilkła na chwilę, po czym podjęła wątek: – Mama rozwiodła się z moim tatą. Miałam wtedy pół roku. Rozwód to nie jakaś bardzo wyjątkowa sytuacja, przecież zdarza się dość często, prawda? Ale w przypadku mojej rodziny było to o tyle dziwne, że babcia, mama taty, po rozwodzie rodziców zerwała kontakt ze swoim synem, a przygarnęła mnie i mamę. Dlaczego? Nie wiem. Do dzisiaj jest to temat tabu i nikt nic nie chce powiedzieć. Zresztą babcia zmarła, tata także nie żyje, a mamy o to już nie pytam. Nie wiem, co się wtedy wydarzyło, nie znam przyczyny rozwodu rodziców i decyzji babci. Nawet nie potrafię sobie wyobrazić, co to mogło być. Sama pomyśl – zwróciła się do malarki. – Jeśli matka nie chce kontaktować się z synem, to chyba musi mieć poważny powód.
Klara słuchała z zaciekawieniem. Nauczyła się już, że rodzinne tajemnice zapowiadają trudne, ale i niezwykle interesujące historie.
– Dwa lata po rozwodzie rodziców pojawiła się na świecie moja przyrodnia siostra, córka ojca z nowego związku – kontynuowała Kornelia. – Może ojciec znał tę kobietę wcześniej? Może mieli romans i mama się o tym dowiedziała? To oczywiście tylko moje domysły. Mama też próbowała sobie ułożyć życie. Raz nie wyszło, potem zaczęła się spotykać z moim obecnym ojczymem. Miałam wtedy dziesięć lat. Nie było między nim a mną dobrych relacji. Teraz, gdy o tym myślę, to sądzę, że przyczyną mogła być postawa jego matki. Wciąż powtarzała, że nie jestem jego dzieckiem, że nie musi się przejmować mną i moimi sprawami. A potem zostałam podrzutkiem. – Ostatnie zdanie Kornelia powiedziała szybko, ale Klara doskonale je usłyszała.
– Jak to? – zdziwiła się.
– Chyba tak trzeba to nazwać – odparła modelka. – Kiedy miałam dwanaście lat, mama wyjechała do Niemiec, do pracy. Wróciła dopiero, gdy kończyłam liceum. Przez cały ten czas, przez wszystkie lata jej nieobecności, mieszkałam z ojczymem i jego rodziną, która ledwie mnie tolerowała. Mama odwiedzała mnie tylko na święta i na dwa tygodnie podczas wakacji. W tamtych czasach nie było rozmów przez internet, połączeń wideo… Byłam sama wśród obcych ludzi. To trudne dla nastolatki. – Kornelia zamilkła na chwilę. Widać było, że to wspomnienie było bolesne. – Myślę, że decyzja o wyjściu za mąż, którą podjęłam zaraz po maturze, gdy miałam dziewiętnaście lat, to była próba ucieczki – znowu zaczęła mówić. – Chciałam takiej normalnej rodziny, żeby znaleźć albo stworzyć ją dla siebie, bo u ojczyma byłam niepotrzebna, niechciana.
Klara nabrała na pędzel odrobinę farby i namalowała na płótnie pierwsze kreski. Czuła, że jest już gotowa, żeby zacząć szkic portretu.
– Andżelikę urodziłam, gdy miałam dwadzieścia lat – kontynuowała tymczasem Kornelia. – Na początku byłam bardzo szczęśliwa, ale szybko się okazało, że wpadłam z deszczu pod rynnę. Mój mąż był alkoholikiem. Wcześniej, przed ślubem, o tym nie wiedziałam, a później nie chciałam się przed nikim przyznać do problemu. Ukrywałam go, bagatelizowałam. Jednak było coraz gorzej – mówiła szybciej, jakby chciała szybko wyrzucić z siebie te przykre rzeczy. – Mąż pod wpływem alkoholu często bywał agresywny, stosował przemoc. Ukrywałam ślady, jak umiałam. Teraz wiem, że to był błąd, ale wtedy wydawało mi się, że tak właśnie powinnam robić, że nie mam innego wyjścia. Wstydziłam się przyznać do życiowej pomyłki, zwłaszcza przed rodziną ojczyma. – Kornelia upiła łyk wody i rzuciła szybkie spojrzenie na Klarę, jak gdyby chciała sprawdzić jej reakcję. Odetchnęła, widząc, że malarka zajęta jest pracą. – Chociaż na swoją obronę muszę powiedzieć, że w pewnym momencie wyprowadziłam się od męża i chciałam rozwodu – powiedziała nieco głośniej. – Ale wtedy się zorientowałam, że jestem w ciąży z Wiktorią. Mąż obiecał, że nie będzie mnie bił, że się zmieni, że nasze życie będzie wyglądało inaczej. Uwierzyłam i wróciłam. Niestety, jego „szklana kochanka”, jak nazywałam butelkę z alkoholem, wygrała. Żyliśmy znowu tak samo. Były awantury, przyjazdy policji, założono nam Niebieską Kartę. Ile ja się wstydu przez niego najadłam! Pamiętam na przykład, jak nago kąpał się w fontannie, oczywiście trzeźwy wtedy nie był. Przeszłam trochę, delikatnie mówiąc. Jak ja to wytrzymywałam, to sama nie wiem – westchnęła.
– Dlaczego to robiłaś? Z jakiego powodu wciąż z nim byłaś? – zapytała Klara.
Trudno jej było zrozumieć to, co usłyszała. Modelka w ogóle nie kojarzyła jej się z tym, co przychodziło na myśl, gdy słyszała o rodzinach, w których mężczyźni pili nałogowo. Była zbyt ładna, zbyt mądra na to, żeby trwać u boku kogoś, kto ją krzywdzi.
– Każda kobieta, która żyje z alkoholikiem, powie ci to samo: bo to mąż, bo przyrzekałam, że na dobre i złe, bo dzieci powinny mieć ojca. Te same wymówki, te same usprawiedliwienia. Tak, ja teraz mam świadomość, że to współuzależnienie, ale nie potępiam innych kobiet, bo doskonale wiem i pamiętam, jak to jest. Naprawdę trudno się uwolnić – wyjaśniła Kornelia, która wyczytała z twarzy malarki jej myśli.
– Jak więc tobie się to udało?
– Pamiętam ten dzień, który sprawił, że wreszcie znalazłam w sobie siłę. Przyszłam z pracy, a on leżał w kuchni pijany. Śmierdział papierosami, alkoholem i moczem, który oddał pod siebie. Patrzysz z przerażeniem? Tak było. I zapewniam cię, że wiele kobiet każdego dnia ogląda podobne widoki.
Klara nie mogła uwierzyć. Zobaczyła w wyobraźni tę scenę i wydała jej się straszna.
– A gdzie były wtedy dzieci? – zapytała, przerażona wizją, że maluchy mogłyby oglądać ojca w takim stanie.
– U sąsiadki – wyjaśniła Kornelia. – Akurat przyszła po coś, zobaczyła, że ich ojciec jest nietrzeźwy, i je zabrała. Nie myśl, że nie dbałam o córki. Robiłam, co mogłam, ale do pracy musiałam chodzić, bo przecież z czegoś trzeba żyć. Zawsze miałam nadzieję, że zdążę wrócić do domu, zanim on zacznie pić, ale nie za każdym razem to się udawało. Dobrze, że sąsiadka mi pomagała. Zresztą myślę, że ona specjalnie przychodziła, pod jakimś pretekstem, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku z dziewczynkami.
– I jak to się skończyło? – Klara przeczuwała, że to nie koniec dramatu.
– Doprowadziłam męża i mieszkanie do względnego porządku i poszłam po dzieci. Zapewne skończyłoby się jak zawsze, czyli po prostu wytrzeźwiałby, a ja udawałabym, że nic się nie stało. Ale obudził się i zaczął być agresywny. Też nie po raz pierwszy, ale po raz pierwszy uderzył nie mnie, a Andżelikę. To było właśnie to, co sprawiło, że znalazłam w sobie siłę do zakończenia naszego koszmaru.
Ciąg dalszy w wersji pełnej