- W empik go
Powiastki polskie - ebook
Powiastki polskie - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 235 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W młodym wieku żyjemy, używając obecności i marząc o przyszłości; bo przeszłość jest wtenczas albo Ą tylko historyą, której sięuczyć trzeba, albo szeregiem kilku lat obojętnych dla nas, bo w dzieciństwie spędzonych. W podeszłym wieku, kiedyśmy się musieli wyrzec marzeń i nadziei i gdy w przyszłości koniec tylko naszej pielgrzymki widzimy, żyjemy przeszłością, nie tą, której się uczyliśmy jako historyi, lecz tą, którąśmy sami przeżyli, która zostawiła w nas pamięć wrażeń i uczuć w ciągu życia naszego doznanych. Wspomnienie tych uczuć i wrażeń jest wtedy dla nas tem, czem są dla dzieci cacka, a dla młodzieńców uciechy i miłostki, z tą różnicą, że nie psujemy naszych wspomnień tak jak dzieci psują cacka, że nieopuszczamy przedmiotów naszego zamiłowania, tak jak to młodzi z przedmiotami swojego ubóstwiania czynią.
Każdy z nas, co przeżył lat kilkadziesiąt między ludźmi, na ziemi własnej i obcej, posłyszał łub widział wiele wypadków i zdarzeń i znal z osoby lub z postępków wielu znakomitych łudzi, już do historji należących, przez nią do wielkiej księgi dziejów z bezstronną prawdą zapisanych. Lecz obok takiego zbioru wypadków i charakterów, zawiera jeszcze pamięć nasza mnóstwo drobnych wspomnień przeszłości, które się jako zajmujące obrazki ciągle przed nami rozwijają i równie uas cieszą w starości, jat różnobarwne obrazki, któremi się wiek dziecinny cieszyć umie.
Po żniwie, jakie historya na polu dziejów towarzyskich dokonywa, pozostają ściernią, na których można jeszcze zebrać plon obfity upuszczonych kłosów, które szkoda zostawić w polu, które zebrać warto, aby z nich upleść wianek do gospodarskiego domu po dożynkach przez żniwiarzy przeznaczony.
I ja uplotłem wianek z kłosów i kwiatów na ojczystem ścierniu zebranych; zachowałem w przybytku pamięci mojej zasuszone listki i ziarna, które lubo dziś pozbawiono dawnej świeżości, barwy i woni, przypominają jednak czem były, gdy je ziemia ojczysta wydała, karmiła i do wzrostu doprowadziła.
Moje obrazki wspomnień współczesnych zdjęte są z natury; zbierałem je w ciągu życia mego od czasu gdym zaczął rozumieć opowiadania innych i pojmować to, na co się sam patrzałem. A ton czas był bardzo bogaty w przedmioty, godne uwagi i przedstawienia, nietylko dla dziejopisarzy, ale i dla tych, co drobnem wspomnieniem pragną między ziomkami żywić pamięć przeszłości.
Urodziłem się, gdy mój naród bliskim był skonu.
Gdym podrósł, patrzałem m to, jak się przeobrażał po zgonie w gąsienicę, w krótko żyjącego motyla i nakoniec w martwą poczwarkę. Pamiętam trzy igrzyska krajowe, które się zaczęły od uroczystości i biesiad, a skończyły pogrzebem. Widziałem prawa, obyczaje i języki cudzoziemskie bezowocnie na polskich szczepach zaszczepiane. Napotykałem ludzi znaczenia zmieniających swoje przekonanie, tak jak lokaje zmieniają barwę za przyjęciem służby u nowego pana; ale więcej jednak widziałem takich, co woleli zestąpić z dawnego znaczenia, jak zmieniać sposób myślenia i wyrzec się natchnień przeszłości. A kraj mój zdawał mi się być tym niegdy zamożnym domem, którego dziedzice wymarli, do którego się z różnych stron obcy ludzie schodzili, aby w nim zamieszkać czas niejaki, zabrać ze sprzętów i kosztowności co im się podobało, i opuścić go, gdy ich silniejszy przychodzień z niego wyrugował. Ale w tym domu zostały ogołocone ściany wzniesione ua mocnych fundamentach w ziemi ukrytych… które się opierają zniszczeniu przez czas i przez ludzi zamierzonemu; a w pustych komnatach opuszczonego gmachu mieszka duch przeszłości, i pokutując straszy jednych, a pociesza drugich.
W ciągu kilkudziesiąt lat zwątpienia i smutku, były też chwile uciech i swobody, w których nam pozwolono żyć z całą rześkością młodości, z cala swobodą ocuconego ducha narodowego. Zawierzakśmy wtedy przyrzeczeniom i snującym się przed nami nadziejom, nie myśląc o tem… że się mogą nic spełnić i że tamtych mogą nie dotrzymaj.
A kiedy szło o kraj, o ziemię ojczystą, gdy się za te drogie ludów dziedzictwa bić przypadło: szliśmy do boju jak na wesele, na śmierć jak na gody, i piosnka brzmiała w szeregach, póki jej odgłos trąb i dział nie przytłumił; i śmierć była lekka, byleby na ojczystej ziemi, a gdy walczyć przyszło na obcej, mieliśmy z sobą garstkę krajowćj, aby nią trupa do mogiły poświęcić!
Ociemniały, który już oddawna dziennego światła nie ogląda, pociesza się w niedoli swojej, gdy mu przyjaciel przypomni szczyt gór, na które niegdy z nim razem wchodził, cienisty gaj, w którym swobodnem oddychak powietrzem, urodzajne lany, po których złote zbierak kłosy… bo te wspomnienia przytłumią na chwilę przynajmniej żal jego, że dziś takich wrażeń odbierać nie może.
Czytelniku! chciej to pisemko za podobną przyjacielską posługę poczytać.
WYPRAWA KUJAWSKA
I.
Wyprawa kujawska.
Gdym tylko zaczął pojmować pierwsze wyrazy, które się ustawicznie o moje uszy obijały, kiedy rozprawiano o ostatnich wypadkach krajowych, i do których, dzieckiem będąc, żadnego nie umiałem przywięzywać znaczenia, były: rewolucya, insurekcya. Prusacy, Sekuli, *).,Jak widma kiedyś przez sen widziane, przedstawiają sig dzisiaj pamięci mojej, figury jakichciś huzarów z czarnemi kołpakami i z trupiemi główkami na tych kołpakach, których przybycie kiedyś do domu moich rodziców straszniejsze jeszcze na mnie uczyniło wrażenie, jak ukazanie się kominiarza, postrachem dla dzieci będącego. Pamiętam pewnego wieczora, letnią porą, jeszcze przed ukazaniem się owych huzarów, wielki ruch w domu, znoszenie i nabijanie broni, przypasywanie i szczęk szabel, kulbaczenie koni, płacz mojej matki i wtórowanie nas dzieci i odjazd ojca i stryja mego wraz z kilkoma ludźmi służącymi. A we dwa dni potem przywieziono umarłego nocną porą, zlo-
*) Major czarnych huzarów pruskich, który po żołniersku dokuczał Kujawom.
żono go do kościoła i następnie pochowano w grobie familijnym, a nie rozgłaszano tego, ktoby był tym zmarłym, a przynajmniej dzieci się o tem nic nie dowiedziały. Po niejakim czasie przypominam sobie powrót mojego ojca z ludźmi służącymi, ale bez stryja. Póiniej jeszcze widziałem, jak chowano strzelby i pałasze, pod strzechami w stodołach i w kominach. Następnie zaś przybycie niespodziane owych strasznych huzarów z trupiemi główkami i lament mojej matki, gdy ojca z sobą zabrak i do Torunia uprowadzili.
Daleko póżniejj dopiero, kiedy się już oswojono z Prusakami, kiedy nie zważając na nich, śmiało rozprawiano o dawnych czasach i o ostatniój rewolucyi, dosłyszałem jak ktoś głośno opowiadał wypadki owego dnia pamiętnego, w którym ojciec wraz ze stryjem wieczorem wyjechał z domu, co się wówczas i co później stało, a to opowiadanie objaśniło mi dopiero zdarzenie wówczas niepojęte dla mnie, a pozostałe w pamięci z powodu silnego wrażenia, jakie na dziecinnym umyśle uczyniło.
Działo się to w smutnej pamięci roku 1794. Król pruski stał pod Wolą z wojskiem swojem i oblegał Warszawę. W tyłach tej armii gromadził Dąbrowski powstających obywateli Wielkiej Polski, więcej postrachem jak rzeczywistą siłą zagrażając oblegającym Prusakom. Hasło insurekcyi rozeszło się szybko z Wielkiej Polski po Kujawach, po Ziemi Dobrzyńskiej i nawet po bliższych okolicach obłeganej stolicy. Wszędzie sposobiono się do tego, aby na wezwanie Pana Naczelnika (bo tak zwano wówczas Kościuszkę) wystąpić z czem kto mógł do boju.
Między miasteczkami Kowalent a Brześciem leży wśród równin czarnej ziemi wieś Smiłowice, wówczas do starosty Nieszczewickiego Prusimskiego należąca. Nad rozległym stawem stał z boku wsi wielki dwór drewniany z herbem Dąmbskich na facyncie. Do tego domu zajeżdżało od niejakiego czasu wielu gości, nie kobiet, ale mężczyzn, nie razem, ale pojedynczo, lub po dwóch; o rożnych dnia godzinach, najczęściej wieczorem; nie pojazdami, ale zwykle konno.
Aż tu jednego wieczora, z różnych stron i wszystkiemi drogami, zaczęło się zjeżdżać przede dwór wielu konnych, i to po dwóch i trzech razem, a każdy miał szablę przy boku, pistolety w olsztrach lub na temblaku i strzelbę myśliwską na pasie przez ramie przewieszoną i nad gtową sterczącą. A co który oddziakk zajechał, to jeden, znać Pan, zsiadał z konia i szedł do dworu, a drudzy, znać służący, zostawali na dziedzińcu wodząc konie pańskie i własne i dziwując się jedni drugim, po co ich się tak wielu na tym dziedzińcu gromadzi.
– Czy się panowie nasi jutro ze świtem na jakie polowanie wybierają? – rzekł jeden co dubeltówkę miał na ramieniu – aleć mi mój kazał nabić strzelbę kulą, to chyba na dziki w Duninowskiej puszczy.
– Aleć na dziki – odparł drugi – mając oni lepsze polowanie w głowie, bo chcą wypędzić Niemców, co teraz plądrują po kraju, co obiegli Warszawę i tutaj się już po naszych miastach rozgościli. Trzebaby im zaśpiewać naszą piosneczkę:
Ucieknijcie suche śledzie,
Bo Kościuszko z wojskiem jedzie.
Uciekajcie w las,
Bo powieszeni was.
– E, nie plótłbyś trzy po trzy – ozwał się inny – czy to nie wiesz, że ich tu wszędzie pełno i w Brześciu i w Włocławku, a naszych nigdzie nie masz ani człowieka.
– A cóż to, czy my nie ludzie? Czy ty to nie wiesz, co się dzieje w Poznaniu? Przyszedłci ztamtąd niedawno dziad do nas i rozpowiadał, jak tam Dąbrowski zbiera młodych i starych, aby Niemcom zastąpić drogą, jak będą, wracali do domu, kiedy ich nasi z pod Warszawy odpędzą.
Gdy tak służący domysły czynili na-dziedzińcu nad tem, po co przybyli do Smiłowic za panami swymi, witał tyechże w domu swoim starosta Nieszczewicki, ówczesny dziedzic tych włości, kolejno mocnem a znaczącem ręki ściśnieniem, mało przytem mówiąc z wchodzącymi, odkładając ogólną rozmowę do zgromadzenia się wszystkich oczekiwanych we dworze.
Nad wszelki zwyczaj między nami przyjęty panowało głuche milczenie między gromadzącymi się w pokoju gośćmi, pomimo że nie było nieznajomego między nimi, i że wszyscy mniej więcej połączeni byli między sobą węzłami pokrewieństwa lub przyjaźni i zażyłości. Po dwóch, po trzech łączyło się z sobą, rozmawiając po cichu; a lubo nie było tajemnicy dla nikogo, było w mowie i wejrzeniu wszystkich coś tajemniczego. Jeden dorodny młodzieniec stał opodal od innych w oknie i rozpatrywał się smutno w zamroczoną okolicę, jakby w jej posępnym widoku złowróżbej myśli szukał dla siebie.
Po chwili gdy starosta, ciągle baczne oko na wchodzących zwracający, przekonał się, że mu nikogo z oczekiwanych nie brakowało, obrócił się żywo do gości swoich i raz jeszcze policzywszy ich śledczem okiem, rzekł do nich:
„Dosyć już było dotąd narad nad tem, jakbyśmy ginącej ojczyźnie służyć mogli; przyszła chwila działania, dla tego na słowach czasu trawić nie będziemy. Wiadomości od braci naszych z Wielkiej Polski odebrane zwiastują mi, że jirochy i inne amunicye, na których zbywa Prusakom pod Warszawą, płyną Wisłą na dwóch statkach i w tych dniach pod Włocławkiem przepływać będą. Pan Naczelnik uwiadomiony o tem, dal Dąbrowskiemu polecenie, aby nie dopuścił tych amunicyi do Warszawy, bo od tego zależy oswobodzenie naszej stolicy.
Dąbrowski powierzył nam wypełnienie tego ważnego rozkazu; nie masz ani chwili do stracenia, bo statki jutro lub pojutrze przepływać będą, pod Włocławkiem; dla tego zaprosiłem was, panowie moi, abyście zbrojno tutaj się stawili i niezwłocznie udak się na miejsce celem zatopienia statków, skoro się pod miastem pokażą,. Do tego potrzeba zabrać poprzednio w niewolę nieliczne załogi pruskie w Brześciu i Włocławku stojące, aby eskorcie na statkach będącej pomocy dać nie mogły. Gdybym był młodszym, siadłbym na koń, aby wam przywodzić w boju, tak jak wam przewodniczyłem w naradach naszych, ale siły nie odpowiadają dobrym chęciom; sądzę, że pan rotmistrz kawaleryi narodowej Mniewski łepiej odemnie dowodzić wand potrafi i tej jeszcze nocy pójdzie z wami dopełnić świętego obowiązku względem ojczyzny."
Szczęk szabel do których się wszyscy ruszyli i jednogłośne wyrzeczenie zgoda, było odpowiedzią na tę krótką przemowę; a gdy się wszyscy zabierak do odjazdu, ozwał się jeszcze starosta:
"Panowie! jeżeli kiedy, to dzisiaj godzi się wypić strzemiennego i po bratersku rozstać się z sobą;" i niebawem zabłysnął w jego ręku kielich kolejny, za zdrowie pana Naczelnika, a po jego spełnieniu drugi na powodzenie wyprawy z dodatkiem kochajmy się; poczem się wszyscy nawzajem serdecznie uściskali, a starosta każdego z kolei po ojcowsku pobłogosławił. Gdy wyszli ze dworu, koni dosiedli i zwolna z miejsca ruszak, podał raz jeszcze starosta rękę dowódzcy i łzawem okiem poglądał na nich, jak znikali przed nim w ciemności, i długo słuchał coraz mniej wyraźnego szczęku broni i tententu koni, póki wszystko nie ucichło i nie znikło w okolicy; wtedy raz jeszcze westchnął do Boga za nimi i wrócił do domu pędzić noc bezsenną w tęsknem oczekiwaniu wiadomości jaką mu dzień następny zwiastować będzie.
Niestety! odebrał ją wcześniej jak się spodziewał; bo gdy pierwszy brzask dnia się okazał na niebie, zajechał na dziedziniec wóz słomą wysłany, a na kobiercu tę słomę pokrywającym leżał dogorywający młodzieniec, ten sam, który przed kilku godzinami ponuro, ze smutnem przeczuciem poglądał z okna na zachmurzone niebo!… Wybiegł przed sień starosta, gdy go zawiadomiono o przybyciu rannego. Dreszcz przechodził cale ciało jego, milcząc zbliżył się do woza i poznał w rannym syna ukochanego a zmarłego już przyjaciela… Michała hrabiego Skarbka, syna Jana kasztelana Inowrocławskiego… i kazał go z największą ostrożnością znieść do pokojów i gdy w bladej twarzy umierającego szukał jakiej nadziei ocalenia, otrzymał od niego jedno tylko i to pomrokiem śmierci zasnute wejrzenie, usłyszał tylko jedno ostatnie tchnienie…. Widok tego zabitego młodzieńca tem mocniejsze na staroście uczynił wrażenie i tem większej nabawił go trwogi, że od ludzi którzy go przywieźli niczego się nie mógł dowiedzieć, ani jakim sposobem poległ, ani co sig z innymi i z całą wyprawą stało, tak, iż się długo najsmutniejszemi przeczuciami dręczyć musiał.
Nie sprawdziły się jednakże te smutne przeczucia i wyprawa bolesnym ciosem na samym wstępie dotknięta, pomyślniej poszła jak się to po pierwszej wróżbie i po niedoświadczeniu wojaków spodziewać można było.
Zbrojny ów orszak, który wieczorem wyszedł na niebezpieczną wyprawę, złożony był z samych takich ludzi, co nigdy wojskowo nie służyli. Wszyscy młodzi panowie z Kujaw, każdy z jednym lub dwoma służącymi, uzbrojonymi naprędce czem kto mogł, dosiadłszy koni jakie mieli w stajniach; szli oni naprzód bez szyku ni ładu, bez zwykłych środków ostrożności, nie mając wiadomości o liczbie żołnierzy jiruskich załogi miast Brześcia i Włocławka składających. Ufali oni w po mocy boskiej i w własnej odwadze osobistej, i bez planu ani pewnego zamiaru szli tani, gdzie był nieprzyjaciel, w nadziei że go wypędza, i że spełnia co ira wykonać kazano. Najprzód poszli do Brześcia, bo wiedzieli że tam była załoga pruska i to przynajmniej uradzili, że tej załogi nie można za sobą zostawiać, gdy się ku Włocławkowi posuną.
Po godzinie pochodu stanęli pod murami tego niegdy warownego miasta, w parowie od wschodniej strony położonym. Tu dopiero nastąpiła rada co dalej czynić wypadnie i uradzono, że trzeba wysłać do miasta kilku ludzi pod przewodem jednego z panów, dla powzięcia języka o liczbie i stanowisku nieprzyjaciela. Michał Skarbek otrzymał to zlecenie z zastrzeżeniem, aby nie rozpoczynał bójki, póki za daną wiadomością wszyscy się nie zgromadzą.