Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Powieść kryminalna. Wszystko o... - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
8 października 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Powieść kryminalna. Wszystko o... - ebook

Jak zbudowana jest klasyczna powieść detektywistyczna? Po czym rozpoznać dobry czarny kryminał? Na te i inne pytania odpowiada Jerzy Siewierski – znany autor literatury kryminalnej. W monografii na temat kryminałów pisarz przybliża czytelnikom historię powieści detektywistycznej, analizuje wybrane przykłady z polskiej literatury PRL-u. To doskonałe kompendium wiedzy dla wszystkich miłośników powieści milicyjnych wydawanych w naszym kraju w drugiej połowie XX wieku.

Kategoria: Polonistyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-87-269-5089-2
Rozmiar pliku: 508 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WPROWADZENIE DO TEMATU

Napisano ich tysiące, a właściwie dziesiątki tysięcy. Codziennie opuszczają drukarnie na całym świecie nowiutkie egzemplarze kolejnych opowieści o zbrodni, wyrafinowanych mordercach i genialnych detektywach. Powieści kryminalne stały się nieodłącznym elementem „kultury masowej”. Nie ma we współczesnym świecie chyba nikogo umiejącego czytać, kto choć raz nie zetknął się z „kryminałem”. Nie wszyscy przyznają się do tej znajomości. Opowieści kryminalne uchodziły i często nadal uchodzą za literaturę podrzędną, niegodną zainteresowania człowieka kulturalnego. Zarzucano im demoralizatorskie oddziaływanie na młodocianych, szerzenie apoteozy gwałtu i pochwałę zbrodni, przy czym oskarżyciele nie przejmowali się zbytnio faktem, że ogromna ich większość kończy się zwycięstwem prawa i porządku nad zbrodniarzem usiłującym naruszyć ład moralny i prawny obowiązujący w społeczeństwie. Oczywiście, od tej reguły — jak zresztą od każdej — zdarzają się wyjątki (zwrócimy na nie uwagę w odpowiednim momencie), niemniej jednak ogólnie obowiązującą w „kryminale” zasadą jest potępienie zbrodni.

Pewnego rodzaju nobilitacji doczekały się „kryminały” dopiero w ostatnim trzydziestoleciu. Zainteresowali się nimi historycy i teoretycy literatury, powstały pierwsze monografie powieści kryminalnej i jej poszczególnych twórców. Przyznano, że tacy autorzy, jak Chandler czy Simenon — to po prostu tędzy pisarze, a dobrze napisana opowieść kryminalna niekoniecznie musi stać w hierarchii wartości literackich nieskończenie niżej od przeciętnego tomiku wierszy lirycznych.

Lektura powieści kryminalnych przestała być czymś wstydliwym, brzydkim nałogiem, który należy ukrywać przed bliźnimi. U nas na przykład, w niektórych kręgach inteligenckich, wytworzył się nawet pewnego rodzaju snobizm „na kryminały” — na kolekcjonowanie powieści kryminalnych, na wzajemną wymianę obcojęzycznych detektywistycznych pocket-booków przywiezionych z zagranicznych wojaży. Skrajnym przejawem takiego snobizmu mogą być powtarzające się od czasu do czasu publiczne wynurzenia przedstawicieli środowisk naukowo-technicznych stwierdzających z kokieteryjną szczerością, że poza literaturą fachową znajdują czas jedynie na lekturę „kryminałów”...

Nobilitacja to jednak tylko częściowa. Pojęcie „powieść kryminalna” nie wyzbyło się aury pewnej dwuznaczności. Pogardliwa w gruncie rzeczy nazwa „kryminał” stała się terminem powszechnie używanym, nawet przez tych, którzy powieści kryminalne lubią i cenią. Krytycy i recenzenci — przyznający teoretycznie tego typu literaturze pewne walory artystyczne i poznawcze — w praktycznej działalności pomijają „kryminały” absolutnym milczeniem, a autorzy detektywistycznych zgadywanek i dreszczowców kryją się chętnie pod pseudonimami. I o ile czytanie „kryminałów” uzyskało dość szeroką (choć wcale nie powszechną!) aprobatę, to ich pisanie pozostało wciąż czymś trochę wstydliwym, zajęciem w zasadzie „niegodnym” prawdziwego pisarza.

Trzeba zresztą przyznać, że sytuacja panująca zarówno w światowej, jak i polskiej powieści kryminalnej sprzyja w jakiejś mierze lekceważącemu stosunkowi do tak popularnego działu literatury. W żadnym innym bowiem nie powstaje tyle tandetnych, stanowiących prawdziwe panopticum bredni i bzdury książek, tyle „dzieł” napisanych wyjątkowo niechlujnie i będących cyniczną kpiną z rozsądku i smaku czytelnika.

Wielkie nakłady, w jakich wszędzie na świecie drukowane są „kryminały”, i związane z tym stosunkowo wysokie zarobki autorów sprawiają, że do tego działu twórczości, jak muchy do miodu, lgną najrozmaitsi literaccy hochsztaplerzy, cyniczni robigrosze i grafomani. Wydawnictwa są zarzucane maszynopisami „kryminałów”, a że popyt na rynku czytelniczym jest ogromny, a podaż niezłych powieści kryminalnych niezbyt wielka, więc drukuje się także książki, które są obrazą zarówno poczucia logiki czytelników, jak i wszelkich kryteriów artystycznych wartości... Statystycznie jakościowo niski poziom produkcji nie stanowi jedynego powodu niewielkiego prestiżu powieści kryminalnej. Choć zarzuty insynuujące „kryminałom” pochwałę zbrodni są w zasadzie niesłuszne, w samej naturze powieści kryminalnej tkwi jednak pewna niezaprzeczalna dwuznaczność. Tematem jej jest rzeczywiście zawsze zbrodnia, i to w zasadzie zbrodnia najcięższa — morderstwo. „Kryminały” opowiadające o innych rodzajach przestępstw traktowane są jako mało ciekawe... Nawet w powieściach szpiegowskich prawdziwe emocje wzbudza nie tyle fakt, że wrogi szpieg działa przeciwko naszej Ojczyźnie, ile to, że w trakcie swojej działalności zabija. Jeżeli tego nie robi — ziewamy przy lekturze. W gruncie rzeczy interesuje nas tylko zbrodnia główna i prawdziwie przejmować się możemy jedynie wtedy, jeżeli jesteśmy świadkami pościgu za mordercą... Agatha Christie, dość cynicznie, ale słusznie, zauważyła kiedyś, że „nic tak nie ożywia powieści kryminalnej jak kolejne morderstwo”. Roger Caillois, francuski filozof i krytyk, w swoim szkicu o powieści kryminalnej napisał: „nie wydaje się, by publiczność chętnie godziła się poświęcać czas i uwagę złodziejom czy oszustom. Żąda mordercy, zbrodniarza, który zabił i ryzykuje karę główną. Cień śmierci musi padać na chłodne zawiłości logiki”. Przekonanie to podzielają dosłownie wszyscy, którzy zainteresowali się powieścią kryminalną i o niej pisali. Nasuwa się nieodparte podejrzenie, że lektura „kryminału” może być w jakiejś mierze sposobem wyładowywania sadystycznych skłonności ukrytych w podświadomości każdego człowieka...

Być może jest właśnie tak, być może zupełnie inaczej. Zdania psychologów są w tej kwestii skrajnie podzielone, zaś celem tej książki nie jest roztrząsanie problemu moralnej czy psychologicznej wartości lektury powieści kryminalnych. Tutaj chcielibyśmy jedynie zasygnalizować istnienie tego typu kontrowersji, rzucających przecież w jakiś sposób cień na reputację „kryminałów”.

W kolejnych rozdziałach postaramy się pokrótce przedstawić rodowód powieści kryminalnej i jej poszczególnych odmian, zasady konstruowania i pewne, ogólnie przyjęte, kryteria oceny. Zdajemy sobie sprawę z faktu, że „kryminały” traktować należy przede wszystkim jako rodzaj bezpretensjonalnej rozrywki, niemniej jednak, w związku z tym, że mają niezwykle szeroki zasięg oddziaływania, zastanowić się także wypadnie nad ich społeczną i polityczną wymową. We współczesnym świecie nie istnieją, niestety, żadne masowe zjawiska, które nie podlegałyby ocenie w tych kategoriach. „Kryminały” nie stanowią tutaj wyjątku. Jedną z trudności, jaka pojawia się przed autorem piszącym o powieściach kryminalnych, jest niemożność zbyt konkretnego operowania przykładami. Wartość „kryminału” jako pasjonującej lektury najczęściej sprowadza się do zawartej w nim zagadki. Jeżeli zdradzimy przyszłemu czytelnikowi założenia intrygi omawianych książek, odbierzemy mu dziewięćdziesiąt procent przyjemności płynącej z lektury.

Jest to (przynajmniej dla przeciętnego odbiorcy) podstawowy mankament takiego dzieła o „kryminałach”, jak wydana u nas w roku 1976 rozprawka teoretyczna jugosłowiańskiego autora, Stanko Lasića: „Poetyka powieści kryminalnej”. Po uważnej lekturze tego dzieła nie warto już sięgać po takie swoiste arcydzieła literatury kryminalnej, jak np. „No Orchids for Miss Blandish” czy „Le Charretier de la Providence”...

Ze swej strony przyrzekamy, że w dalszych rozważaniach postaramy się starannie ominąć streszczenia fabuły książek, które być może nie są jeszcze znane czytelnikowi. Dotyczyć to będzie także powieści jeszcze na język polski nie przełożonych.NARODZINY POWIESCI KRYMINALNEJ

Wątki kryminalne w literaturze są równie stare jak sama literatura. Z tych czy innych przyczyn (nie miejsce tu na ich analizowanie) ludzie od dawna interesują się opowieściami o krwawych zbrodniach i wysiłkach zmierzających do wykrycia i ukarania ich sprawców. W pewnym sensie prawzorem powieści kryminalnej może być biblijna opowieść o Kainie i Ablu. Wyraźne wątki kryminalne pojawiają się w „Iliadzie” i „Odysei”, a także arabskich „Baśniach z tysiąca i jednej nocy”. „Hamlet” Szekspira jest (jeżeli spojrzeć na to dzieło pod specyficznym kątem widzenia) detektywistyczną historią śledztwa prowadzonego przez młodego człowieka, który pragnie wykryć mordercę ojca. Królewicz duński stosuje między innymi metodę rekonstrukcji przebiegu zbrodni. Historię odtwarzania przez wynajętych aktorów morderstwa popełnionego na starym królu można żywcem przenieść do nowoczesnej powieści kryminalnej. I rzeczywiście. W dziesiątkach, jeżeli nie setkach, współczesnych „kryminałów” detektyw odtwarza przy pomocy podstawionych osób przebieg wypadków licząc, podobnie jak królewicz duński, że w obliczu takiej inscenizacji nerwy mordercy zawiodą.

Jeżeli „Hamlet” mógłby być prawzorem opowieści detektywistycznej, to „Makbet” — prawzorem politycznego thrillera.

Do wątków „kryminalnych” chętnie też sięgali Balzac i Dostojewski. Szczególnie ten ostatni. „Zbrodnia i kara” jest — niezależnie od wszelkich innych walorów — znakomitym thrillerem, a „Bracia Karamazow” — świetną powieścią detektywistyczną. Do końca nie możemy się domyślić, kto właściwie zabił...

Wątkami kryminalnymi nie gardzili i nie gardzą po dziś dzień najwybitniejsi nawet pisarze. „Kryminały” piszą Dürrenmatt i Greene, „Azyl” Faulknera jest w gruncie rzeczy opowieścią kryminalną, a i w twórczości wielu innych znakomitych twórców literatury dwudziestego wieku obecne są wyraźne zapożyczenia z poetyki powieści kryminalnej.

Przez długi czas dzisiejszą rolę „kryminałów” spełniały powieści awanturnicze, wyposażone w szybką i powikłaną akcję, opowiadające o wydarzeniach owianych aurą tajemnicy, relacjonujące czyny gwałtowne, nie gardzące opisem występków i zbrodni. Od nowoczesnej powieści kryminalnej różni je brak elementu logicznej szarady, zmuszającej czytelnika do łamania sobie głowy nad podstawowym problemem „kryminału”, jakim jest pytanie: kto zabił i dlaczego to uczynił...

A potem przyszedł rok 1841 i skromniutko, na uboczu ówczesnego cywilizowanego świata, bo w Stanach Zjednoczonych, narodził się „kryminał” i rozpoczęła się trwająca po dziś dzień jego bujna, wielowątkowa epopeja. W kwietniu tegoż bowiem roku na łamach wychodzącego w Filadelfii efemerycznego miesięcznika literackiego „Graham’s Magazine” ukazało się opowiadanie stosunkowo mało znanego w USA i raczej przez krytykę lekceważonego pisarza, Edgara Allana Poe — „Zabójstwo przy rue Morgue”. Bohaterem jego był ekscentryczny młodzieniec C. August Dupin. Dzięki niezwykłym zdolnościom analitycznym (Sherlock Holmes nazwie podobną metodę rozumowania „królewską sztuką dedukcji”) rozwikłał, posługując się tylko logiczną analizą znanych mu faktów, „mrożącą krew w żyłach” zagadkę potwornego morderstwa popełnionego w pokoju zamkniętym na cztery spusty od wewnątrz... Niedługo potem ukazały się jeszcze dwa opowiadania o tym samym bohaterze: „Tajemnica Marii Rôget” i „Skradziony list”...

Początek był zrobiony. Na kilkudziesięciu stronicach druku wyczarowano po raz pierwszy w historii literatury specyficzny świat nowoczesnego kryminału. Powołany został do życia pierwszy nowoczesny detektyw, który przebiegłości przestępcy przeciwstawia nie tylko energię i sprawność działania, ale przede wszystkim chłodne, logiczne rozumowanie. Od tej pory właściwie wszyscy powieściowi detektywi są w jakiejś mierze powieleniem tej nieśmiertelnej postaci. Różni, bardzo różni są ci detektywi. Bywają wśród nich kobiety i mężczyźni, ludzie energiczni i pozorne fajtłapy, Murzyni, Chińczycy i księża, purytańskie stare panny i wiecznie pijani rozpustnicy, dzieciaki i stojący nad grobem staruszkowie, znudzeni lordowie i czarni grabarze z Harlemu, policjanci i przestępcy, żyjący chlebem i wodą asceci i gargantuiczne obżartuchy. Pozornie wszystko ich różni. Autorzy zresztą wręcz wyłażą ze skóry, żeby nadać „swoim” detektywom niepowtarzalne, indywidualne cechy. Ale kiedy przychodzi do momentu decydującego, do pojedynku z mordercą — wszyscy robią identycznie to samo co C. August Dupin. Po prostu rozumują. Analizują fakty, budują myślowe konstrukcje których zadaniem jest logiczne powiązanie owych faktów, eliminują hipotezy nie wyjaśniające wszystkich zdarzeń i wreszcie dochodzą do koncepcji, która musi być prawdziwa, podobnie jak musi być prawdziwy poprawnie sformułowany sylogizm...

Wraz z opowiadaniami Edgara Allana Poego narodziła się zatem kryminalna szarada, która ma zadziwiać i fascynować czytelnika niezwykłością i komplikacją zagadki oraz precyzją i logiką jej rozsupłania. I tak się dziwnie złożyło, że twórcą tej chłodnej logicznej zabawy był pisarz właściwie programowo alogiczny, autor fantasmagoryjnych opowieści o duchach, rozwichrzony romantyk, zadziwiający po dziś dzień potęgą swej kapryśnej i mrocznej wyobraźni...

Takich zresztą paradoksów w historii powieści kryminalnej jest znacznie więcej...

Detektywistyczne opowiadania Poego przeszły właściwie bez echa. Nie znalazły naśladowców w Ameryce. Sława pisarza zrodziła się w Europie — we Francji i trochę później w Anglii. Wyraźne echa lektury opowiadań amerykańskiego pisarza znajdujemy w latach sześćdziesiątych w powieściach Anglika, przyjaciela i współpracownika Dickensa, Wilkie Collinsa. Bohater jego utworów, niestrudzony tropiciel zbrodni, sierżant Cuff, od czasu do czasu usiłuje naśladować analityczną metodę rozumowania Dupina. Anglicy są bardzo dumni z Wilkie Collinsa i uważają go za jednego z ważniejszych prekursorów nowoczesnego „kryminału”. Z opinią tą trudno się jednak zgodzić. Jego „Kobiecie w bieli” i „Księżycowemu kamieniowi” znacznie bliżej do klasycznej powieści awanturniczej niż do nowoczesnego „kryminału”. Jest w nich wprawdzie genialny detektyw, są tajemnicze zagadki i nieboszczycy uśmierceni w sposób perfidny i okrutny, a winowajcami okazują się osoby najmniej podejrzane — wszystko to jednak pozbawione jest cudownej zwięzłości i chłodu opowiadań Poego, niemiłosiernie rozgadane, nieco naiwne i zatopione w morzu ozdobników. Obie powieści zachowały wiele staroświeckiego wdzięku, ale — prawdę mówiąc — nie sposób się już przejmować opisanymi w nich perypetiami. Tragiczne dzieje młodziutkiej lady z „Kobiety w bieli”, maltretowanej przez okrutnego baroneta i demonicznego grubasa nie potrafią nas już wzruszyć. Tak samo tajemniczy Hindusi pojawiający się w „Księżycowym kamieniu” nie przyprawiają już dziś nikogo o dreszcz lęku.

Hindusi ci tak się jednak spodobali współczesnym, że w książkach naśladowców Collinsa aż się zaroiło od podejrzanych i demonicznych Azjatów. Przeniknęli oni także na kartki zupełnie nowoczesnych „kryminałów”. Najazd ciemno- i żółtoskórych groźnych wysłanników tajemniczych organizacji i religii stał się tak masowy, że na początku lat dwudziestych naszego stulecia angielski związek autorów powieści kryminalnych, dbający o jaki taki poziom produkcji piśmienniczej swoich członków, uznał demonicznych Azjatów za element całkowicie zdewaluowany i przedłożył autorom „kryminałów” do podpisania pisemne zobowiązanie, iż nigdy więcej nie wprowadzą tych cudzoziemców na kartki swych powieści...

O wiele mniej od twórczości Wilkie Collinsa zestarzały się — pisane trochę później — powieści Emila Gaboriau — autora francuskiego. Napisał ich dziesięć. Do najgłośniejszych należą: „Zbrodnia w Orcival”, „Niewolnicy paryscy” i „Pan Lecoq”. Wiele z nich tłumaczono na język polski. Książki te jeszcze i dziś czytać można z zainteresowaniem. Bohaterem wszystkich jest pan Lecoq, agent tajnej policji paryskiej. Gaboriau czytał uważnie opowiadania Poego, w decydujących momentach bowiem pan Lecoq stosuje analityczną metodę rozumowania Augusta Dupina. Podobnie jak on potrafi tworzyć logiczne konstrukcje myślowe, których siła polega na wiązaniu w jednolitą całość pozornie oderwanych od siebie faktów i wskazaniu jedynego logicznie możliwego rozwiązania...

Lecoq jest jednak osobowością różną od Dupina, kipi wręcz energią, przebiera się w najrozmaitsze kostiumy, osobiście tropi przestępców, nie ogranicza się do analizy zastanych faktów, ale przemyślnym działaniem stara się ich jak najwięcej zgromadzić. Jest on protoplastą tej linii potomków Dupina, której przedstawiciele nie ograniczają się do chłodnej analizy, ale starają się przyspieszyć rozwiązanie zagadki swą aktywną postawą. Lecoq jest typowym przedstawicielem powieściowych detektywów-policjantów.

Powieści Gaboriau zawierają jeszcze wiele zapożyczeń z poetyki klasycznej powieści awanturniczej, ale w zasadzie są to już w pełni ukształtowane nowoczesne „kryminały”.

Twórczość Gaboriau cieszyła się ogromną popularnością i... nie najlepszą sławą. To właśnie w tym okresie zrodziło się powolutku, dość powszechne w kręgach „oświeconych”, przekonanie o gatunkowej „niższości” romansu kryminalnego. Powieści Gaboriau i jego licznych naśladowców czytano chętnie i masowo, jednocześnie jednak zaliczano je do „literatury brukowej”. Pojawiły się pierwsze głosy zarzucające opowieściom o wyczynach Lecoqa demoralizujący wpływ na czytelników i nic tu nie pomógł fakt, że dzielny policjant był nieugiętym obrońcą prawa, zajadłym tępicielem zła i zbrodni. Nie pomógł także fakt, że były to książki sprawnie i poprawnie napisane, nie pozbawione czysto literackich walorów. Głos opinii publicznej zdecydował, że powieści pana Gaboriau nie nadają się jako lektura dla młodych panienek, a nawet i bogobojnych, przyzwoitych mężatek... Nie zabrakło głosów potępiających twórczość Gaboriau w dziewiętnastowiecznej prasie polskiej i traktujących ją jako przykład „moralnej zgnilizny płynącej z rozpustnego Paryża”. Zaciekłość tych ataków wydaje się dzisiejszemu czytelnikowi zabawna i niezbyt zrozumiała. Niewspółmierność zarzutów w stosunku do rzeczywistej zawartości tych powieści nasuwa nieodparte wrażenie, że co zacieklejsi obrońcy moralności publicznej po prostu nie pofatygowali się książek pana Emila przeczytać...SHERLOCK HOLMES, CZYLI MŁODOSC POWIEŚCI KRYMINALNEJ

Zaczęło się od tego, że młody prowincjonalny lekarz angielski, niejaki sir Artur Conan Doyle, mimo swego szlacheckiego tytułu i możnych krewnych klepał biedę. Praktyka lekarska przynosiła mu dochód w granicach kilku szylingów tygodniowo i młody człowiek, chociaż marzyła mu się sława medyczna (pragnął zostać „angielskim Robertem Kochem”), postanowił dorabiać sobie pisaniem opowiadań do popularnych magazynów. Szybko okazało się, że zatrudnienia literackie przynoszą znacznie, ale to znacznie większe dochody niż praktyka lekarska i początkujący medyk niepostrzeżenie przekształcił się w zawodowego literata. Bohaterem jego opowiadań, drukowanych początkowo na łamach „Strand Magazine”, a następnie w wydaniach książkowych, był super genialny detektyw prywatny (sam siebie nazywał „detektywem-doradcą”), najsłynniejszy dotąd tropiciel zbrodni — mister Sherlock Holmes. Wszyscy chyba znają tego chudego pana z nieodłączną fajką i jego londyński adres (Baker Street 221b), pamiętają o jego dziwactwach i niezastąpionym przyjacielu, doktorze Watsonie, nie jest im także obca postać pani Hudson — wdowy prowadzącej gospodarstwo Holmesa i Watsona. Na Baker Street po dziś dzień płyną ze świata listy zaadresowane do... „słynnego detektywa”, a „specjaliści” — maniacy spierają się namiętnie o szczegóły wyposażenia mieszkania Holmesa. Miliony czytelników zaczęło — i zaczyna dziś jeszcze — pierwsze kontakty z opowieścią kryminalną za pośrednictwem lektury książek Doyle’a. Opowiadania i powieści o Holmesie wznawia się ciągle i wydaje w tłumaczeniach na dziesiątki, jeżeli nie setki języków. Sir Artur Conan Doyle uzyskał niezaprzeczalny status „klasyka”, i to w dodatku takiego, którego nadal czyta się z przyjemnością, co jak wiadomo licencjonowanym klasykom zdarza się nie za często... Nawet zdeklarowani przeciwnicy powieści kryminalnej skłonni są w wypadku oceny twórczości Doyle’a do kompromisu i pobłażliwości. Sir Artur Conan Doyle napisał o Holmesie kilkadziesiąt opowiadań i kilka większych powieści. Postać słynnego detektywa pojawia się po raz pierwszy w krótkiej powieści „Studium w szkarłacie” (rok 1887). Inne powieści o Holmesie to — „Znak czterech” i „Pies Baskerville’ów”. Nie należą one do czołowych osiągnięć Holmesowskiego cyklu; z wyjątkiem może „Psa Baskerville’ów” trochę się już zestarzały. Żywe natomiast pozostały prawie wszystkie opowiadania. W powieściach Doyle zupełnie niepotrzebnie rozbijał klarowną jedność kryminalnej zagadki obszernymi wtrętami wywodzącymi się z tradycji i poetyki powieści przygodowej, w opowiadaniach natomiast zachowywał cudowną zwięzłość, logikę i precyzję narracji. Konstrukcja jego opowiadań może być jeszcze dziś niedościgłym wzorem dla bardzo wielu autorów parających się kryminalną twórczością. Gwoli ścisłości trzeba zauważyć, że Doyle zaczął pisać w szczególnie sprzyjającym momencie. Wypłynął na fali ogromnego zainteresowania sprawami zbrodni, jaka ogarnęła wiktoriańską Anglię. Pierwsza książka o Holmesie ukazała się w grudniu roku 1887. W sierpniu roku następnego rozpoczął swą ponurą działalność najsłynniejszy „wampir” w dziejach światowej kryminalistyki, niejaki Jack Ripper, czyli Kuba Rozpruwacz. W ciągu czternastu tygodni zamordował w okrutny sposób sześć londyńskich prostytutek. Policja była bezsilna. Kuba Rozpruwacz nigdy nie został ujęty. Londyn i całą Anglię zalała fala grozy i oburzenia. Nigdy jeszcze przedtem, a właściwie już i nigdy potem, działalność pojedynczego zbrodniarza nie wywarła tak wielkiego wrażenia na opinii publicznej. Nieudolność policji stała się celem powszechnej i niezwykle ostrej krytyki. Szef policji londyńskiej musiał podać się do dymisji, a oburzeni mieszkańcy East-Endu, który był widownią poczynań Kuby, grozili linczem ministrowi spraw wewnętrznych.

W tej, utrzymującej się jeszcze bardzo długo, atmosferze opowieści o dzielnym detektywie, który wyręcza nieudolnych policjantów, musiały spotkać się z ogólnym zainteresowaniem i aprobatą.

Według wyznań samego Doyle’a zawartych w „Autobiografii”, pierwowzorem postaci Sherlocka Holmesa miał być profesor Joseph Bell, który w czasach studenckich pisarza wykładał arkana chirurgii na uniwersytecie w Edynburgu. Ów profesor, ku uciesze i zbudowaniu studentów, na podstawie drobnych szczegółów stroju, wyglądu i zachowania potrafił podobno bezbłędnie określić zawód, wykształcenie, pochodzenie społeczne i pewne cechy charakteru ludzi, których oglądał po raz pierwszy w życiu. Profesor Bell często popisywał się publicznie tymi umiejętnościami, czyli robił to samo, co Sherlock Holmes, wprowadzający nieodmiennie takimi popisami swojego wiernego przyjaciela doktora Watsona w pełne podziwu osłupienie...

To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: