- W empik go
Powieść zlepiana - ebook
Powieść zlepiana - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 266 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
O PANNIE LUDWICE, – KWASIE SALETROWYM SKONCENTROWANYM, – O PIECZONEM KURCZĘCIU I O CHIŃCZYKU LAOTSEU – TSCHING – KING.
………yet l love thee well
And, by my troth, i think, thou lov'st me well.
Shakespeare.
Ależ Najdroższa Ciociu jeśli mi co dobrego życzysz nie wspominaj więcej tego…
– Bogatego, młodego, ładnego, grzecznego poczciwego……
– Nie przeczę! nie przeczę i z największą chęcią sama dodam mu dwadzieścia przymiotników, leci….
– Lecz może to wszystko jeszcze na męża za mało?
– Owszem Ciociu, połowa tego na męża za nadto i dla tego właśnie o nim słyszeć nie chcę.
– Kochana Ludwiniu, jesteś dziwaczka i kwita. Co jej się roi to tylko sam Śty Onufry może wiedzieć! Boże przebacz, ale mnie już passya bierze! Gdyby to przed czterdziestu laty za moich głupich czasów, nie dziwiłabym się – mogłabyś zarzucić, że pustak, że nie dość cnotliwy, ale dziś kiedy cały świat olbrzymim pędem parowemi wozami leci po drodze bezwzględnej filozofii do udoskonalenia – że dziś się to trafia! – tego nie pojmuję! – Proszę też znajdźcie mi gdzie pod słońcem druga tak… j dziewczynę, któraby mając lat 24 skończonych i bardzo szczupłą fortunkę, wolała zostać starą panną jak iść za mąż, kiedy jej się trafia dwudziestoletni kawaler, pan ogromnego majątku, rozkochany śmiertelnie…..
– I tam dalej, et caetera, wiem że on jest formosus pecuniatus, bene natus, nasłuchałam się tej litanii do syta i nakoniec najdroższa Ciociu doprowadzicie mnie do tego, iż owego mizeraka, zupełnie mi obojętnego, znienawidzę.
– A to już sto razy lepiej! – od nienawiści do miłości tylko krok jeden – nienawiść także ma stolicę w sercu, łatwo więc, niepostrzeżenie zamieni się w namiętne przywiązanie – gdy tymczasem obojętność dowodzi paraliżu serca.
– Jak mamę kocham śmieszne się teraz dzieją rzeczy na świecie. Kochana Ciocia, która jak sama mi mówiła, w pożyciu małżeńskim, jednych tylko doznała umartwień, namawia mnie do tego stanu do którego najmniejszej nie mam ochoty, i to z takim zapałem, jakbyś się Ciocia za siebie mścić chciała na wszystkich niezamężnych.
– Tobie też Ludwiniu nie można nic mówić czegobym na wspak nie przewróciła. Co innego było ze mną przecież teraz mam lat 70 – przed 50 laty kiedym szła za mąż, były to czasy ciemnoty i barbarzyństwa, dostałam męża starego, bo mi się inny nie trafiał – i na nim musiałam poprzestać. Ale, ty żyjąc w oświeconym dziewiętnastym wieku! – to wcale co innego! – Z takim młodym małżonkiem jak twój konkurent, pomimo wszystkich umartwień, choćby też był i najgorszy, możesz mieć pewne, ciche, domowe przyjemności które wszystko wynagrodzą. – Wierz mi, jaki taki mąż, to zawsze mąż – eh! ale co ci tam gadać, nie jesteś dziecko rozumiesz mnie dobrze tylko jesteś uparta, ot i kwita! –
– Cóż ja temu winna że o małżeństwie zupełnie inne mam wyobrażenie? –
– Tak! zapewne! – chciałabyś może aby mąż twój był professorem, aktorem, doktorem, autorem, dyrektorem, dystyllatorem – żeby ci wybaczał twoje dziwactwa, pozwolił ci prażyć w kominie po całych dniach jakieś tam saletry i siarki, żeby z tobą razem dmuchał na węgle, walał sobie ręce i psuł suknie witryolejem! – To najlepiej poszukaj sobie aptekarza! –
– Najdroższa Ciotuniu nie unoś się bo nigdy myśl podobna w mej głowie nie postała. Jeślibym kiedykolwiek iść miała za mąż, niech mnie Pan Bóg uchowa od męża uczonego i literata: przyznam się szczerze że dla tego najbardziej nie lubię pana Jeremiasza że pisze, czyta i nudzi mnie swojemi oświadczynami wierszem i prozą.
– Cóż w tem złego że jest trochę poetą? przecież pomimo to trzeźwy, bogaty, a to staje za wszystko. – Nie pojmuję że ty Ludwiniu co ciągle ślęczysz nad książkami nad experymentami nie lubisz ludzi uczonych i zaprzej się jeszcze że to nie jest dziwactwo? –
– Być może, lecz przynajmniej to dziwactwo bardzo naturalne, wszakże i mężczyźni nie bardzo lubią literatki. – Dziś dla panny zajmującej się naukami cały świat otwarty, na cóż go sobie ma zamykać zamężciem? – Jeżelibym kiedy wzięła sobie męża to chyba dla tego abym się jeszcze wolniej w tym świecie poruszać mogła, ale nie takiego, o którym by gadali że moje prace poprawia, albo takiego któryby mnie chciał uczyć. Chciałabym dostać męża wyciętego z żurnalu mód, tegoczesnego modnego kawalera, któremubym zostawiła swobodę karmienia własnej próżności abym zdala od prozy domowej całkowicie myśli się poświęciła. Na to Jeremiasz za nadto wiele o sobie myślący, za nadto wiele czytający, on by za taką bierną granicę wnet wykroczył.
– Nie wykroczy, nie wykroczy za żadną granicę, tylko mu okaż ślad najmniejszej przychylności, jeden słaby, nieznaczny, jak okazujesz czasami temu trzpiotowi Zerowskiemu.
Niepodobna, najukochańsza, serdeczna Ciociu. Jeżeli Jeremiasz istotnie tak do mnie przywiązany niech stara się Zerowskiego naśladować, niech go nawet przesadzi, tem lepiej. Niech przedewszystkim zacznie od spalenia wszystkich swoich płodów literackich, niech wyprzysięże się pisania, a wtedy… zobaczemy! –
– Widzę że z temi ostatniemi warunkami trudno mi będzie trafić do ładu, ale sprobuję, bo co naśladować Zerowskiego, w tem nie ma najmniejszej trudności i takich pęcherzów nie braknie, udawać takiego poszukiwanego kawalera potrafiłby i orangutan…..
– A jednak on jest poszukiwany, jak mówi sama? Ciocia.
– Nie wiem coby Ciocia na ten argument odpowiedziała gdyż drzwi od przedpokoju otworzyły się i wszedł młody kawaler z siwym pasterskim kapeluszem i trzciną z gałką z szmaragdowego szkła w ręku, w ciemnym rajtfraku z brązowemi guzikami, w paliowych rękawiczkach, białych trzewikach, jasnych pantalionach w paski, w kamizelce napoleonce w kratki, krawacie rococo, suto zawiązanym; skłonił się z głośnym komplementem i śmiechem obu damom, usiadł na fotelu wyciągnąwszy nogi przed siebie, zapewne aby okazać zgrabną robotę spodni, i poprawił kamizelki i krawata. Był to pan Zerowski. –
Twarz jego chudą, bladą i wywiędłą otaczały czarne faworyty, włosy miał ostrzyżone przy samej głowie â la malcontent co przy wypukłych owczych oczach i ciągle śmiejących się ustach wyraźną tworzyło sprzeczność, lecz zarazem nadawało mu wyraz od wielu dam ulubiony, wyraz obiecujący.
– Ah! jak pani dziś cudnie wygląda, wołał zwracając mowę do panny Ludwiki, cudnie! nieporównanie!
Każdy dzień nowe kwiaty wdzięków przynosi pani w ofierze…. Panie były na wyścigach konnych?… cudna była pogoda… jakie toalety dam… cudne, słowo honoru daję… drugie Bielany…. jaka wesołość… byłem konno z hrabia XX. mało nas nie wzięła ochota ścigać się z innemi…. na końcu sprowadzano cudne bydło na wystawę przywiezione… rozdawano nagrody…. tegoroczny jarmark na wełnę bardzo liczny…. trzy nowe sztuki grano już w teatrze… Wczoraj w operze włoskiej występowała Dżoja… cudna była… pięć razy wywołana… jutro będzie maskarada… Dziś wystawcie sobie Panie śmieszne widziałem widowisko… na starem mieście żyda wystawiono pod pręgierz a dziewczynę piętnowano…. to było cudnie, zabawnie….
– Jak też pan możesz śmiać się z tego! – jak pan miałeś serce patrzeć na to! – przerwała Ciotka Ludwiki.