- W empik go
Powieści dla dzieci w trzech częściach. Część 3 - ebook
Powieści dla dzieci w trzech częściach. Część 3 - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 245 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Skończyłam przecież zapowiedzianą pracę! Oto część trzecia Powieści Wam poświęconych!…. Trzeba będzie złożyć pióro, nie dla wypoczynku, bo mnie praca jeszcze nie strudziła – chociaż bolesne cierpienia duszy jej towarzyszyły – lecz dla tego, że dużo nakładów uczyniwszy, – muszę oczekiwać ich skutku….
Biorąc tak małą książeczkę do ręki, nie wiecie, drodzy czytelnicy, ile ona biednego pisarza kosztuje! Wy sądzicie może, iż to błaha rzecz skreślić kilkanaście arkuszy, – że się to wielce zabawnie dzieje i bardzo łatwo przychodzi; myślicie pewno także, że to niezmierną korzyść pieniężną przynosi?…. Otoż to wszystko mylne, – przesąd, jakich tyle u nas istnieje! – Otóż naprzód: nie łatwa to napisać dzieło, – poprawić je i podać do druku; tam znowu poprawiać, i znowu odczytywać! W druku tyle niespostrzeżonych błędów wykazuje się i nowych namnaża! – Jeszcze kiedy przynajmniej wydanie poprawne, – to i praca milszą się staje. Sądzę że takiem znajdziecie niniejsze dziełko? – Przeciwnie zaś, biedny Dwór Wiejski, to pierworodne dziecię mego pióra, – w którym chciałabym była widzieć wszelką dokładność, aby go upowszechnić jak najbardziej, a przez to dopiąć zamierzonego celu: uzbrojenia zawczasu młode rodaczki w doświadczenie, jakiego sama nabyłam dopiero po różnych przykrych życia kolejach; – otóż ów Dwór Wiejski, szkaradnie wydany, z tysiącznemi omyłkami drukarskiemi, – wiele mię zmartwień nabawił! Wszakże w niejednem miejscu i cała moja myśl zmieniona, i pojedyńcze wyrazy – często w dosyć śmieszny sposób – poprzekręcane (1)!
Gdy wyjdzie książka na świat, – tu dopiero nowa bieda z Księgarzami! – To co pisarz sam wydaniem się trudniący musi zapłacić natychmiast i nader drogo drukarzowi, – to mu się dopiero w półtora roku wróci, – jeżeli wróci! po obrachunkach z temi Panami, od jednego do drugiego jarmarku lipskiego odciąganych! – Nie płacą regularnie, zawodzą, a trzeba im trzecią część, – często połowę ceny książki ustępować! – Widzicie więc, – (1) Z pomiędzy mnóstwa błędów drukarskich, muszę tu o jednym bardzo ważnym wspmnieć dla ostrzeżenia, to jest o użyciu liczby 3 zamiast zwyczajnego znaku na uncyą; – co nietylko mylnemi podania w receptach, ale kilka rad moich niebezpiecznemi zrobiło.
że te mniemane korzyści są bardzo małe. Nadto, w kraju naszym, tak nie wiele osób czyta, – a daleko mniej jeszcze książki kupuje! – Jakby z łaski lub jałmużny nabywają, – choćby i dobre dzieło!
Już Wam to powiedział lepiej odemnie Pan Michał Grabowski, powtórzył Kraszewski, wyjaśniał Orędownik i inni. Swiadczy o tej smutnej prawdzie nieodżałowanej pamięci Pani Hoffman, ta nieoszacowana przyjaciołka młodzi polskiej, – która życie skończyła nic prawie nie zebrawszy z tylu szacownych i wzorowych dzieł! – Oj, u nas nie umieją cenić poświęcenia tego rodzaju! – gdy we Francyi, Anglii pisarze do wielkich majątków i znakomitego poszanowania przychodzą, – u nas ani Bóg zapłać nikt nie powie za najlepsze chęci i mozolne trudy!Żeby przynajmniej istniała porządna wychodzących dzieł polskich recenzya, – toby dla pisarzy było jakieś pocieszenie, zachęta i nawet nauka; – lecz czasem – gdzieś tylko – najczęściej niedowarzeni odzywają się krytycy, co zamiast zachęcać, odstręczają od prac literackich. – I tak, ja sama zaledwie wchodząc w zawód piśmienniczy, – już – prawda że w bardzo dobrem towarzystwie, bo z Panią Hoffman i P. Trentowskim – za cudze dzieło, wyszydzoną zostałam w Przeglądzie pod tytułem Rok, którego wydawnictwo – pomimo zgłaszali się do niego – sprostować tej omyłki nie raczyło. – Wszakże tenże sam Dwór Wiejski, jedynie znalazł tylko w Przeglądzie, w niemieckim języku wychodzącym (1), obszerny rozbiór, którego wydawca, dobre moje chęci ocenił, i cel mój zrozumiał…
–- (1) Jahrbücher für slavische Literatur, Kunst und Wissenschaft, redigirt von Dr J. P. Jordan. Leipzig, 1845.
Trzeba więc i mnie pióro na czas odłożyć, – mówię na czas, gdyż żywa chęć służenia Wam, droga młodzi, zawsze w mem sercu istnieje i nie wygaśnie. Jeżeli Opatrzność da mi życie i dziełko to przynajmniej się opłaci, – to znowu przybędzie mi możności zajmowania się pisaniem; jakkolwiek przykro tak jak po omacku do Was mówić, nie wiedząc Waszego zdania o moich Powieściah i nie mając pociechy słyszeć Wasze o nich rozprawy! – Oddalona, nie mogę dostąpić tak drogiej przyjemności. – Składam i to umartwienie u stop krzyża Bożego!….
Jeszcze jednak słówko co do tej trzeciej części łych Powieści dodać muszę. Macie w niej obraz życia domowego, w którym starałam się jakby w czyn wprowadzić prawidła, – dane w Dworze wiejskim; chciałam oraz ohydzić w Waszych oczach wady pochodzące ze złego wychowania i ze zwichniętych zasad. – Proszę, uważajcie to jedynie jako rys ogólny, – nie przyczepiając nazwisk do tych osób.
– Ja tylko skreśliłam dwa główne typy, złego i dobrego. – Brałam, to prawda, tu i owdzie różne zdarzenia pojedyńcze, przytaczałam skrzywione wyrazy, które nie raz w życiu się o moje uszy obiły, i te na karb moich bohaterów dawałam, bo ze źródła prawdy trzeba czerpać opisy, – inaczej nigdy nie będą miały podobieństwa z rzeczywistością. Ale żadnych osobistości sobie nie pozwalałam. Potępiani grzechy i przywary, tysiąc razy snujące się nam przed oczyma; bo już czas z nich się wyleczyć, – bo już nader srogie wypadki okazały, że jeszcze okropniejsze mogą zajść następstwa, – bo się nie godzi ciągle trwać w złych i zgubnych nałogach!… bo nawet ze smieszności wyleczyć się wypada. –
Oby Wam moja praca dopomogła w dobrych przedsięwzięciach! Taki był cel mego pisma, taka byłaby starań nagroda!
K. N.
Baden-Baden. – W sierpniu 1846.I. SPÓŁZAWODNICY.
Siebie zwyciężyć, największe zwycięstwo.
(Dawne przysłowie.)
Rok cały pracy, pilności, zgody,
Godzien pochwały, godzien nagrody.
JACHOWICZ.
Nim przystąpię do powieści którą Wam opowiedzieć zamyślam, pozwólcie drogie dzieci, bym sobie i Wam przedstawiła jeden obraz lat mych młodocianych, i miło spędzonych chwil w Krzemieńcu. – Ta mała mieścina, zagrzebana prawie w niskim parowie, otoczona górami, z których skała uwieńczona zamkiem Królowej Bony, najpiękniejszy dotąd widok przedstawia; to gniazdo brudnych żydów i biednych mieszczan, było jednak świetnym przybytkiem nauk; – miało porę swej sławy i wziętości, równało się poniekąd, w umysłowym względzie, ze stolicą. – Tak, temu lat kilkanaście, Gymnazjum Krzemienieckie, staraniem uczonego Tadeusza Czackiego, do rzędu Liceów wyniesione; – pod naczelnictwem sławnego Felińskiego było przepełnione młodzieżą zdatną i pracowitą. O, jak miło było spojrzeć na owych uczniów, starannie się kształcących w rozmaitych umiejętnościach! Jak zachęcający stawał się przykład młodych członków, pierwszych rodzin w kraju, uczęszczających gorliwie na kursa wraz z najbiedniejszemi! Mieli wszyscy równe cele, równe nauki, równe nagrody; – byli względem siebie tylko spółzawodnikami w cnocie i pilności!
Zarzucano Krzemieńcowi iż się w nim nadto bawiono. Może to być prawdą, może być że niektórzy młodzi ludzie miarę w tem przebrali; ale ogół był pilny i pracowity, a wyjątki wiele niestanowią. Między tą małą liczbą nawet, która miała zbyt wiele roztargnienia, zabawy były przyzwoite, w gronie rodzinnem, pod okiem rodzicielskiem używane. Co za różnica między temi rozrywkami a brudną knajpą (1) uniwersytetów niemieckich, między naszą wówczas młodzieżą a studentami tamtego narodu, słynącemi dzikością i nieokrzesaniem! Towarzystwo Krzemienieckie było wzorem przyjemności, wykształcenia, grzeczności; – choć to pomniejsze zalety, jednak nie trzeba gardzić niemi, jeżeli nie szkodzą moralności, która powinna być podstawą wychowania, – jeżeli tylko, jak kwiaty, kraszą umysł głęboką nauką uposażony.
Czyż nie był prawdziwie szkołą obyczajów ów Stary Dwór – tak nazwany dom Szanownej Starościny C… w którym co niedziela zgromadzało się czoło towarzystwa; gdzie młody, oprócz miłej rozmowy osób wykształconych swojego wieku, spotykał jeszcze najsławniejszych owoczesnych mężów, – (1) Tak nazywają rodzaje karczem, gdzie studenci niemieccy wieczory trawią przy kuflach piwa.
pisarzy, uczonych. – Tamto Feliński czytał swą Barbarę, Radamistę i Poema Ziemiańskie; tam dowcipny i żartobliwy poeta Kropiński, pełen atyckiego wdzięku, oprócz Ludgardy, tysiączne wiersze powtarzał. – Tam Józef Drzewiecki opowiadał tyle ciekawe żołnierskie swoje przygody i wspomnienia; – tam Wojciech Miér przynosił przekłady Andromachy i Jerozolimy wyzwolonej; – tam uczęszczały PP. Tarnowskie i Malczewskie, autorki szacownych prac (1); – tam Gustaw Olizar, Stanisław Plater, Czacki, Janusz Iliński, Rudzki, X. Osiński i inni uczeni, literaci, profesorowie, często bywali; – tam Bogusławski, pisarz tylu dramatycznych utworów, zbierał na nie przedpłatę; – tam rozbierano nowo wyszłe dzieła Klementyny Tańskiej, oraz przekład na język Polski Malwiny, przez Annę Na- – (1) Pierwsza, tłumaczyła z przystosowaniem do naszego kraju dzieła Pani le Prince de Baumont dla młodzieży; druga, piękne wiersze składała, drukowane w ówczesnych pismach.
kwąską (1). Tam też niejedna późniejsza sława rozwijała się pod cieniem wyższego genjuszu. Wprawdzie zmienił się smak w piśmienictwie; dziś, czem mniej zrozumiały romantyk, czem czarniejsze ma myśli i szkaradniejsze kreśli obrazy, tem go bardziej chwalą! – – Ja zaś, która do dawnych lubowników jasności należę, przyznać muszę, iż mi stokroć milej czytać ogniem dowcipu pałające – a pomimo tego rozsądne – wiersze Krasickiego, i inne podobnych pisarzy, – jak męczyć się nad obrazami jakichciś nadludzkich istot, nadprzyrodzonych marzeń, których ani ja rozumiem, ani sam autor pojąć nie potrafi!…
Wracając do opisu Krzemieńca: kogoż nie rozrzewnił widok dzieci modlących się w kościele, i proszących o błogosławieństwo dla rodziców?
–- (1) Drogą matką męża mojego. – Skromność córki nie dozwala mi mieścić w tem gronie własnej matki mojej, która jednak dla nader żywego dowcipu, zalet towarzyskich, i smaku w literaturze, mogłaby być zwaną duszą owych zebrań.
Czyjeż oko mogło być suche po mowach księdza Prokopa, kaznodziei, – gdy do cnoty, do wszystkiego dobra namawiał to wzrastające pokolenie! O jakże było wzruszającem to małe grono pobożnej rodziny (1) ze świętobliwą matką na czele. – Ona, którą śmiało do mężnej niewiasty Salomona porównaćby można!…. Lecz czas porzucić ogólne opowiadanie i przystąpić do rzeczy.
Już minęły nienawidzone od sęsatów zapusty, już przeszła Majówka tyle dzieciom miła; kończył się rok szkolny, przyjechał z Żytomierza Wizytator który ma przewodniczyć w rozdawaniu nagród – Uczą się dniem i nocą pilni uczniowie, by je pozyskać; – truchleją matki leniwych, marszczą się czoła ojców. – Wszystko w ruchu. – Żydzi nęcą do karczem, Dobrzyjałowski (2) przyciąga – (1) Gdy szanowna Pani O.. ciężko zachorowała podczas Zapust, wszystkie zabawy ustały; na ulicy badali jedni drugich o jej zdrowie, jakby o klęsce publicznej, mówiono o jej cierpieniach! – Na ten hołd powszechny, prawdziwa cnota tylko zasługuje.
(2) Doskonały cukiernik.
wystawą najsmaczniejszych łakoci; – wleką się po niegodziwym bruku kolaski rodziców przybywających po dzieci; – furmani się drożą, po popisie bowiem wszystko ucieka, każdy do swej zagrody spieszy. Ale nim wyjedzie trzeba zdać sprawę publicznie z nauk, w obec starych i młodych, w oczach rodzicowi licznie zebranych widzów!… Co za chwila stanowcza! – Przyjemna dla pilnych, groźna nieukom!
Między licznemi uczniami pierwszego roku było dwóch młodych chłopców, różniących się stanem, lecz związanych przyjaźnią – Mikołaj Kmita, ostatni prawie potomek dawnej, sławnej w dziejach rodziny, i Jan Durczyński, syn kuchmistrza służącego w tymże domu. – Uczęszczali oba do Liceum, a chociaż urodzeniem byli tak od siebie różni; choć ich, pomimo tej różnicy, przyjaźń łączyła, spółubiegali się jednak oba o pierwszeństwo w szkole. – Trzy były nagrody do otrzymania: medal srebrny (1)
–- (1) Medal złoty dostawał celny uczeń, kończący nauki drugorocznie.
miał być dla celującego we wszystkich przedmiotach, Akcesyt przeznaczono najbieglejszemu w nauce, a trzecią nagrodę, to jest list pochwalny i pięknie oprawne dzieła Felińskiego, miano oddać wzorowo prowadzącemu się przez rok cały.