Powrót do Mickiewicza - ebook
Powrót do Mickiewicza - ebook
Strofy, które nie mają sobie równych. Pasjonująca publicystyka. Służba publiczna na polu obywatelskim i narodowym. Oddanie prawdzie. Wobec win własnych twardy głos sumienia. Morze faktów, spraw, także zagadek… Po Chopinie i Bachu bohaterem swojego najnowszego eseju Piotr Wierzbicki uczynił Adama Mickiewicza. Laureat Literackiej Nagrody Gdynia 2015 do twórcy Pana Tadeusza ma stosunek bardzo osobisty, przed laty o jego twórczości napisał pracę magisterską, a potem już jako publicysta wielokrotnie posługiwał się Mickiewiczowską metaforą salonu warszawskiego (m.in. Traktat o gnidach). Powrót do Mickiewicza to próba współczesnego spojrzenia na życie i spuściznę wieszcza. I dostrzeżenia jego fenomenu w XXI wieku. Autor dotyka tylko paru obszarów newralgicznych (zabiera głos, gdy – jak pisze we wstępie – „zdaje mi się, że mam do powiedzenia coś nowego”). Nie stroni od ocen i mocnych słów, a część jego poglądów z pewnością wywoła burzę i to nie tylko wśród mickiewiczologów. Bo Mickiewicz to sprawa osobista każdego Polaka. Esejowi towarzyszy autorski wybór tekstów Mickiewicza (poezja, korespondencja, publicystyka etc.).
Spis treści
***
I. Postać
II. Credo poetyckie
III. Styl
IV. Uczony, profesor, mędrzec
V. Pielgrzym
VI. Iskra i chwilka
VII. Lawa i skorupa
VIII. Jam jest Jacek Soplica
IX. Pan Tadeusz jako poemat tragiczny
X. Obłęd
XI. Arcydzieła i rozbłyski
XII. Wielki plan
Epilog
DODATEK. AUTORSKI WYBÓR TEKSTÓW MICKIEWICZA
Do M***
Dumania w dzień odjazdu
Błogosławieństwo
Do *** Na Alpach w Splügen 1829
Do mego cziczerona
Do matki Polki
Rozmowa wieczorna
Mędrcy
Śmierć Pułkownika
Reduta Ordona
[Małpy i papugi]
[Mglisty poranek]
O duchu narodowym
Konstytucja trzeciego maja
Przestroga dla demokratów amerykańskich
Żal rozrzutnika
Gdy tu mój trup...
Snuć miłość...
Przypisy
Kategoria: | Esej |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8196-091-5 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Postać
.
Niewysoki, szczupły, z bujną czupryną, w mowie zaciągający z wileńska, w twarzy rys wschodni, kresowy, grube wargi, coś z dzikości, w końcu najpewniej potomek dawnych litewskich wojowników, choć od warcholstwa i zabijactwa roiło się jeszcze w pokoleniu przodków bezpośrednich, i to w jego własnej rodzinie. Krzywy chód, skąd przydomek „krzywy” pośród kolegów z uniwersytetu. W pierwszym kontakcie milkliwy, wycofany. Niewylewny, skłonny jednak do uniesień – niektóre przybierają kształt improwizacji. Poza tym całkiem prozaiczny, czego świadectwo w listach. Inaczej niż listy Słowackiego, piękne, pisane z myślą o potomności, i listy Krasińskiego, mądre, zarazem naznaczone niepohamowanym gadulstwem, są lakoniczne, rzeczowe, konkretne, niedbałe, tylko serwis zdrowotny (dolegliwości chroniczne z domieszką hipochondrii) w nich wylewny; zresztą kondycja wyborna, w młodości gotów wstać o czwartej rano, by zabrać się do roboty. Stale zatroskany starszym bratem, kaleką. Wierny w przyjaźni, życzliwy młodszym poetom, uczynny w serwowaniu krytycznych uwag, pochwał, dobrych rad. Lubi konfitury. Pije wino.
W relacjach damsko-męskich zderzenie porywów, kalkulacji i wcześniej zdobytego doświadczenia. Przyjaciółki łóżkowe, pani Kowalska (Kowno), Sobańska (Odessa), Łubieńska (Wielkopolska), z wyjątkiem tej drugiej, która sama pozbyła się poety, odstawiane w porę i jako partnerki życiowe nigdy nie brane pod uwagę. Obiekty zakochania, Maryla (Tuhanowicze), Henrietta (Neapol) – odwrotnie – wpierw jedna, później druga wzniecają szybko marzenia o wspólnym życiu i dozgonnej, wzajemnej miłości.
Małżeństwo pomyślane z rozsądku, zawarte zaś przez nieporozumienie. Celina Szymanowska, córka Marii, sławnej pianistki, śliczna, lecz nieźle postrzelona, poznana jeszcze w Rosji, zjawia się w paryskim mieszkaniu Mickiewicza, sądząc, że została tu, i to w celach matrymonialnych, zaproszona. Nie była, ale Mickiewicz chce się zachować jak dżentelmen, biorą ślub. Sielanka trwa krótko. Wychodzą na jaw aspiracje młodej żony: oczekuje należnego miejsca w życiu duchowym poety. Ten ma ją za trzpiotkę – miernie wykształcona i oczytana jest niemal bez szans. Była jedna: biegle grała na fortepianie. Nie wydaje się, aby Mickiewicz z niej skorzystał. Pojawiają się ataki obłędu: ciężka psychoza. Dwadzieścia lat obopólnych cierpień. Szóstka dzieci. Ślady bliższego kontaktu wyłącznie z dwójką najstarszych (gdy podrosły).
W relacjach domowych (maniery) rys gruboskórności, grubiaństwa, charakterystyczny dla wygnańców z Litwy (no, przecież potomkowie wojowników); większy Wersal panuje u tych z Kongresówki. Wrażliwy na sztukę pędzla, autor rozprawki o religijnym malarstwie niemieckim. Lubi muzykę, chciałby się wręcz poświęcić układaniu melodyjek, narzeka, iż nikt nie wierzy w jego talent w tym kierunku, słucha, i to nieraz, w swym paryskim mieszkaniu Chopina, lubi go, szanuje, napominając zarazem, strofując, próbując zepchnąć z drogi (przerobić na modłę taką bardziej „moniuszkowską”), słowem, podobnie jak większość rodaków, a i mdlejących z zachwytu dam paryskich, tak naprawdę tej muzyki nie rozumie. Nie celebruje swego bycia poetą, artystą, wybrańcem. Nie przybiera pozy (co to u nas w czasach powojennych, gdy istniało jeszcze życie literackie, było uprawiane w paru wariantach, a w jednym niemym zawołaniu: Nobla, Nobla, Nobla, Nobla dajcie!). Nazywany wieszczem, nie wypiera się zaszczytu: jasne, że nim jestem, wszyscy tu jesteśmy wieszczami, zaglądając w przyszłość i szukając w niej nadziei. Drażni go pycha, nawet duma, podbechtywany przez koleżków i przyjaciół, widzi jej uosobienie – niby trafnie, lecz zarazem krzywdząco – w Słowackim (któremu przyszło samotnie walczyć pośród tępoty i głuchoty). Abnegat; widywany na przyjęciach w usmolonym fraku, brany czasem za lokaja.
Okopany w domowości, litewskości, pamięci ziemi nowogrodzkiej. Zawsze głodny stamtąd wieści. Nie o nastrojach, poglądach, tendencjach, tylko o drzewach, uliczkach, kamieniach. Ścieżka, przy której można się położyć w trawie, miedza, co to przestępując, „nie poznasz, że cudza”, kupa śmieci, na którą, gdzieś na Wschodzie wolał się pogapić (bo mu kraj rodzinny przypomniała), niż zwiedzać „grotę Homera”. Rok przed śmiercią przemawia do uczniów Szkoły Polskiej w Batignolles:
Brakuje wam żywiołu ojczystego, tego, co niebo ojczyste daje, co z ziemi rodzinnej wydobywa się, co starożytni nazywali genius loci (duch miejscowy), grona przyjaciół, krewnych, tego, co nam otwarło młodość naszą i co tak silnie pomagało nam w życiu przyszłym; słowem, nie macie kraju.
12 sierpnia 1854; XIII, 334
On sam wciąż go nosił w sercu.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------