- promocja
Powrót króla - ebook
Powrót króla - ebook
Dzieje Wielkiej Gry, w której angielscy dyplomaci i szpiedzy ścierali się z rosyjskimi w walce o wpływy w dziewiętnastowiecznym Afganistanie. Autor dowodzi, że Zachód wciąż tak samo nie rozumie Afganistanu, a mimo to próbuje przekonać tamtejsze plemiona do swoich wyobrażeń o godziwym życiu, choć mentalność Afgańczyków w gruncie rzeczy niewiele się zmieniła przez ostatnie sto kilkadziesiąt lat. Jest to zarazem książka o paranoi jako sile sprawczej w polityce: interesy Anglików w Afganistanie były całkowicie niezagrożone, póki nie doszli oni do wniosku, że zagraża im Rosja.
William Dalrymple, ur. 1965 r. w Szkocji – pisarz, historyk i krytyk literacki., którego zdania w sprawie Afganistanu zasięgał prezydent Obama, napisał osiem książek, za które otrzymał liczne nagrody. Po polsku dotychczas ukazało się Dziewięć żywotów: na tropie świętości we współczesnych Indiach (nakładem wydawnictwa „Czarne”). Jest członkiem Królewskiego Towarzystwa Literackiego, Królewskiego Towarzystwa Geograficznego oraz Królewskiego Towarzystwa Azjatyckiego. Jest również jednym z fundatorów i organizatorów Festiwalu Literackiego w Dżajpurze. Pisze także scenariusze do audycji i filmów dokumentalnych.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7392-512-0 |
Rozmiar pliku: | 8,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Jeszcze jako uczeń gimnazjum w Krożach został współzałożycielem tajnego stowarzyszenia Czarnych Braci – podziemnej organizacji „rewolucyjno-narodowej” utworzonej przez grupę polskich i litewskich uczniów pragnących walczyć z rosyjską okupacją swojego kraju. W roku 1823 Bracia napisali do dyrektora i nauczycieli gimnazjum antyrosyjskie listy i zaczęli rozlepiać na ważnych gmachach publicznych w mieście rewolucyjne hasła oraz wiersze. Witkiewicza wraz z pięcioma innymi przywódcami aresztowano i poddano przesłuchaniom. Szóstego lutego 1824 roku w celu wykorzenienia wszelkich niepodległościowych zapędów wśród polskich uczniów trzech Braci skazano na śmierć, a trzech ukarano chłostą i zesłaniem na step. Witkiewicz niedługo przedtem skończył szesnaście lat.
Dzięki wstawiennictwu namiestnika Polski, wielkiego księcia Konstantego Pawłowicza, kary śmierci zamieniono na dożywocie i ciężkie roboty w twierdzy bobrujskiej, gdzie jeden z chłopców w końcu oszalał i umarł w więzieniu. Witkiewicza i dwóch innych pozbawiono tytułów szlacheckich, po czym wysłano do trzech różnych twierdz na kazachskim stepie jako szeregowców bez prawa do awansu. Na dziesięć lat zabroniono im wszelkich kontaktów z rodzinami, zakuto ich w kajdany i pognano etapem na południe^().
Natychmiast po przybyciu na step Jan zaczął myśleć o ucieczce. Wspólnie z jednym z Czarnych Braci, Alojzym Pieślakiem, wytyczył sobie szlak na południe do Indii przez Hindukusz. Plan wyszedł jednak na jaw, a spiskowców surowo ukarano^(). W ciągu kilku następnych lat Pieślak o mało się nie zastrzelił, a inny polski wygnaniec rzeczywiście palnął sobie w głowę. Ale Witkiewicz pogodził się z losem i postanowił jak najlepiej wykorzystać sytuację. Nauczył się kazachskiego i dżagatajskiego dialektu tureckiego, a także pozwolił zmienić sobie imię. Nazywał się odtąd Iwan Wiktorowicz Witkiewicz.
Jeden z jego późniejszych mecenasów tak o nim napisał:
Zesłany do odległego garnizonu w rejonie Orenburga, Witkiewicz odsłużył ponad dziesięć lat w randze szeregowca pod dowództwem zapijaczonych hulaków. Zdołał jednak ocalić w sobie czystą, szlachetną duszę, a przy tym inteligencję swą rozwinął i wykształcenie zdobył. Nauczył się języków wschodu i doskonale poznał step. Ręczę, że od powstania orenburskiej guberni nikt nie znał Kazachów tak dobrze jak on... Wszyscy Kazachowie szanują go za prostolinijność tudzież wytrzymałość, której nieraz dowiódł podczas wypadów w step^().
Witkiewicz niebawem nauczył się na pamięć całego Koranu i zaczął zapraszać kazachskich koczowników do swojej kwatery, częstując ich herbatą, pilawem i baraniną, ucząc się ich obyczajów i manier, a także bogatego języka. Zbierał też książki, zwłaszcza o stepie i podróżach badawczych, i właśnie temu zawdzięczał późniejszy awans w rosyjskiej armii.
Jego zamiłowanie do literatury zwróciło nań uwagę komendanta twierdzy w Orsku nad rzeką Ural. Oficer ten zaproponował mu posadę guwernera swoich dzieci. W roku 1829 gościł sławnego niemieckiego podróżnika Alexandra von Humboldta, który zdumiał się, ujrzawszy leżącą na stole swoją najnowszą książkę o podróżach po Ameryce Łacińskiej, zatytułowaną Tableaux de la Nature. Kiedy spytał, skąd się tam wzięła, powiedziano mu o młodym Polaku, który zgromadził wszystkie dzieła słynnego badacza. Humboldt zapragnął poznać Witkiewicza, wezwano zatem guwernera.
Choć młodzieniec ten ubrany był w szynel prostego żołnierza, na wielkim uczonym świetne wrażenie zrobiła jego przyjemna powierzchowność, przystojna twarz, skromne obejście tudzież wykształcenie. Wróciwszy z podróży po Syberii do Orenburga, von Humboldt niezwłocznie powiadomił gubernatora w osobie hrabiego Pawła Suchtelena o godnym ubolewania położeniu, w jakim znalazł się Witkiewicz, i poprosił, aby hrabia zechciał ulżyć losowi młodzieńca. Gubernator wezwał Polaka do Orenburga, awansował go na podoficera i ordynansem swym mianował, po czym przeniósł do pułku kozaków orenburskich, a następnie znalazł mu posadę w biurze Wydziału do spraw Kirgizów^().
Witkiewicz zaczął niebawem służyć za tłumacza, a w późniejszym okresie wysyłano go z różnymi poruczeniami na samotne wypady w kazachski step. Zaczął robić karierę, lecz ceną za to było wkręcenie się w machinę rosyjskiego imperium, której od dziecka nienawidził, i wierna służba państwu, które złamało mu życie i zapewne nadal budziło w nim zajadłą niechęć.
Jeśli Humboldt dał tej karierze pierwszy impuls, to człowiekiem, który bezwiednie najbardziej przyczynił się do jej rozwoju, był Alexander Burnes. Po powrocie z wyprawy do Buchary wydał on drukiem swoje Travels into Bokhara i z dnia na dzień zdobył sławę. Zaproszono go do Londynu i przedstawiono zarówno lordowi Ellenborough, jak i królowi. Nadskakiwały mu damy z towarzystwa prowadzące własne salony. Gdy wygłaszał wykłady w Królewskim Towarzystwie Geograficznym, które odznaczyło go swoim złotym medalem, wszyscy słuchacze musieli stać, bo inaczej sala by ich nie pomieściła. Francuski przekład, zatytułowany Voyages dans le Bokhara, także zrobił furorę, więc Burnes pojechał do Paryża po kolejne nagrody i odznaczenia.
Właśnie dzięki temu francuskiemu przekładowi rosyjskie władze dowiedziały się o podróży Burnesa. Jej celem było zbadanie działalności rosyjskiej w Afganistanie i Bucharze we wczesnych latach trzydziestych XIX wieku, czyli w okresie, gdy Sankt Petersburg nie wiązał z tamtym regionem żadnych ambicji, skupiając je wyłącznie na Persji i Kaukazie. Ironicznym zrządzeniem losu Rosjanie chyba dopiero pod wpływem książki Burnesa zainteresowali się Afganistanem i Bucharą – głównie po to, żeby uprzedzić ewentualne intrygi Anglików na terenach położonych tak blisko swojej granicy. W stosunkach międzynarodowych agresywna paranoja wywołana odległym zagrożeniem nierzadko stwarza właśnie tego potwora, który budzi największy strach. Generał Iwanin, szef sztabu przy W.A. Pierowskim, dowódcy rosyjskiego garnizonu na stepowym pograniczu w Orenburgu, twierdził, że Sankt Petersburg nie mniej niż Londyn martwi się ubóstwem meldunków wywiadowczych z Azji Środkowej. „Wszelkie wiadomości, jakie zdołała uzyskać Rosja, były skąpe i niejasne, przynosili je zaś Azjaci, którzy czy to z niewiedzy, czy z nieśmiałości nie umieli dostarczyć prawdziwie użytecznych danych” – napisał, dając wyraz takim samym uprzedzeniom jak te, którym hołdowali jego brytyjscy rywale.
Dowiedzieliśmy się z wiarygodnych źródeł, że agenci Kompanii Wschodnioindyjskiej raz po raz pojawiają się już to w Chiwie, już to w Bucharze. Wiedzieliśmy też, że owa przedsiębiorcza Kompania ogromnie jest majętną i nie tylko próbuje podporządkować sobie handel w całej Azji, lecz pragnie też poszerzyć granice swych azjatyckich posiadłości... W roku 1835 postanowiono zatem wysłać rosyjskich agentów do Azji Środkowej dla śledzenia poczynań agentury angielskiej i przeciwdziałania jej zakusom. Gwoli obserwacji rozwoju wydarzeń tamże odkomenderowany został podporucznik Witkiewicz jako agent...^()
Witkiewicza dwukrotnie wysyłano do Buchary. Za pierwszym razem podróżował w przebraniu z dwoma kirgiskimi kupcami i przebył całą drogę w zaledwie siedemnaście dni, brnąc przez głębokie śniegi i przeprawiając się przez zamarzniętą Amu-darię. Zabawił tam miesiąc, lecz miasto wydało mu się znacznie mniej romantyczne od Domu Wschodnich Cudów, który znał z opisu Burnesa. „Muszę stwierdzić, że to, co opowiada Burnes w swojej książce o podróży do Buchary, dziwnie różni się od wszystkiego, com miał tu sposobność oglądać – napisał do Orenburga. – On widzi każdy szczegół w jakowymś urokliwym świetle, podczas gdym ja dostrzegł tu wyłącznie rzeczy odrażające, szpetne, żałosne i groteskowe. Pan Burnes albo celowo przejaskrawił i upiększył powaby Buchary, albo też był mocno stronniczy na jej korzyść”^(). Mimo tego zniesmaczenia Witkiewicz zdołał sporządzić przybliżony plan miasta, przez cały czas występując w przebraniu. „Nikt, a zwłaszcza fanatycznie religijni mieszkańcy Buchary, nie rozpoznałby Europejczyka i chrześcijanina w tym ubranym z kazachska, mówiącym po kazachsku mężczyźnie, który doskonale przyswoił sobie kazachskie maniery i obyczaje – napisał ktoś, w kim Witkiewicz wzbudził podziw. – W dodatku jego ładne ciemne oczy, broda i krótko przystrzyżone włosy nadają mu wygląd Azjaty i muzułmanina”^().
W styczniu 1836 roku Witkiewicz przybył do Buchary całkiem jawnie, jako rosyjski oficer, aby prosić o uwolnienie kilku rosyjskich kupców, których uwięził tamtejszy emir. Napisał potem, że gdy tylko przybył do tego miasta karawan, spytano go: „«Znasz Iskandra?». Mniemałem, że pytają o Aleksandra Wielkiego, im jednak szło o Alexandra Burnesa”. Niezniechęcony tym natychmiastowym dowodem istnienia brytyjskich wpływów w Bucharze, wkrótce spróbował im się przeciwstawić i już po kilku tygodniach odkrył siatkę wywiadowczą, którą założył Burnes, żeby przesyłać wiadomości do Indii. Niebawem Witkiewicz zameldował swoim petersburskim mocodawcom:
Anglicy mają w Bucharze swego człowieka. Jest to Kaszmirczyk imieniem Nizamuddin. Mieszka w Bucharze już od czterech lat, podając się za kupca... Ten wielki frant ze wszystkimi się spoufala i gości u siebie tutejszych wielmożów. Co najmniej raz na tydzień śle listy z tajnymi doniesieniami do Kabulu, skąd pewien Anglik nazwiskiem Masson przekazuje je dalej. Najosobliwsze wydaje się to, że Dost Mohammad najwyraźniej wie o działalności Massona, a nawet nieraz przechwytywał jego listy, ale zostawia go w spokoju, twierdząc, że jeden człowiek nie może mu zaszkodzić. Widać z szacunku dla Europejczyków w ogólności nie chce narazić się Anglikom, więc i na poczynania Massona oczy przymyka. Człowiek ten mieszka w Kabulu i niby to szuka starych monet.
W dalszym ciągu meldunku Witkiewicz pisze, że Nizamuddin ma w Bucharze krewnego...
...który wyręcza go we wszelkiej papierkowej robocie. Obaj mieszkają dość wystawnie jak na tutejsze obyczaje, a mianowicie w karawanseraju Kusz Beja i podejmują u siebie miejscową szlachtę. Nizamuddin wytwornie się ubiera i odznacza rzadką urodą. Towarzysz jego ogromnie jest sprytny, acz niecny, i zachowuje się jak podwładnemu przystało, chociaż widać gołym okiem, że to on wszystkim kieruje. Pieniądze dostają od hinduskich bankierów. Nizamuddin tuż po moim przyjeździe jął zabiegać o znajomość ze mną i zasypał mię pytaniami, jako to o Nowoaleksandrowsk, Nową Linię, stosunki nasze z Chiwą etc. Będąc zawczasu uprzedzonym, odpowiadałem wymijająco. Mimo to już nazajutrz wysłał list do Kabulu^().
Witkiewiczowi właśnie podczas tego drugiego pobytu w Bucharze niezwykle się poszczęściło. Traf chciał, że równocześnie z nim dotarł tam afgański poseł Mirza Husajn Ali, którego do cara Mikołaja wyprawił Dost Mohammad Chan. Gdy w roku 1834 ten ostatni pokonał Szacha Szudżę pod Kandaharem, wpadły mu w ręce listy Wade’a, w których zachęcał on afgańskich wodzów do wspierania restauracji rządów rodu Sadozai z Szudżą na czele. Wiadomość o potajemnej pomocy brytyjskiej dla Szacha Szudży wstrząsnęła Dostem Mohammadem, sądził on bowiem, że pozostaje z gubernatorem generalnym w doskonałych stosunkach. Wobec takiego obrotu sytuacji postanowił jednak poprosić Rosję o gwarancje dyplomatyczne, na wypadek gdyby Brytyjczycy nadal próbowali mieszać się w wewnętrzne sprawy Afganistanu. „Ekspansja Anglii zagraża afgańskiej niepodległości – napisał do cara. – Jest także zagrożeniem dla rosyjskiego handlu z Azją Środkową i okolicznymi krajami położonymi dalej na południe. Jeśliby Afganistan w samotnej walce z Wielką Brytanią poniósł klęskę, położyłaby ona zarazem kres handlowi Rosji z Bucharą”^().
Witkiewicz natknął się na Mirzę Husajna Alego, kiedy zamieszkał w Bucharze w tym samym co tamten karawanseraju. Zrozumiawszy, jaka trafiła mu się gratka, zaofiarował się osobiście eskortować ambasadora najpierw do Orenburga, a potem do Sankt Petersburga. „Dost Mohammad Chan, władca Kabulistanu, pragnie oddać się Rosji w opiekę – napisał, bardzo podekscytowany nowiną – i gotów jest spełnić wszelkie nasze żądania”.
Najpierw musiał jednak wywalczyć sobie drogę na wolność, bo emir nagle rozstawił wokół jego kwatery wartowników, skonfiskował mu wielbłądy i zabronił wyjeżdżać. Wspominał potem Witkiewicz:
Chwyciłem pistolety, wsunąłem je za pas, narzuciłem płaszcz na ramiona, włożyłem futrzaną czapę podróżną i pobiegłem do Kusz Beja. Zaraz po wejściu pojąłem, że rozmawiają o mnie i mym wyjeździe, choć nieuważnie słuchałem. Wbiegłem prosto do izby... „Raz jeszcze wam oświadczam i więcej powtarzał nie będę, że nie zostanę tu nawet za cenę życia i każdy, kto ośmieli się mię zatrzymywać czy choćby o cel podróży zagadnie, temu, jak już mówiłem wam i stu innym natrętom, co nie przestają suszyć mi o to głowy, otóż każdemu, kto wejdzie mi w drogę, dam taką oto odpowiedź”. Z tymi słowy zadarłem połę płaszcza i wskazałem palcem pistolety. Kusz Bej zaniemówił ze zdumienia. Zażądałem odeń glejtu z jego własną pieczęcią, aby nikt nie śmiał mię zatrzymać, lecz nie chcąc mi go dać, rzekł tylko: idź. Pożegnałem go i wyszedłem, raz jeszcze powtarzając, że kulą odpowiem każdemu, kto na odchodnym choćby słowem jednym zaczepić mię spróbuje. Kusz Bej nie ze wszystkim zdołał zachować pozory, rzekł bowiem: „Zobaczymy”, lecz sądząc po minie, rad był memu odejściu^().
Przez kilka następnych miesięcy Witkiewicz i afgański poseł wolno jechali stepem ku Orenburgowi, stamtąd zaś przez całą Rosję do Sankt Petersburga. Husajna Alego powaliła w drodze dyzenteria, lecz Polak pielęgnował go i podnosił na duchu. Korzystając z przymusowych postojów, nauczył się od towarzysza podróży biegle władać językiem dari. W marcu 1837 roku dotarli wreszcie do stolicy. Witkiewicz opuścił Europę przed czternastoma laty jako skazaniec w kajdanach. Tym razem po przybyciu na miejsce car Mikołaj osobiście przesłał mu powinszowania, awansując go na podporucznika. Zaraz potem Witkiewicza zaprowadzono do gabinetu hrabiego Nesselrode, wicekanclerza Rosji i ministra spraw zagranicznych.
Wiadomość o poselstwie Husajna Alego bardzo poruszyła wszystkie osobistości, przejęte mającą się niebawem rozpocząć Wielką Grą. Hrabia Simonić już wcześniej pisał z placówki w Teheranie, że nie wolno zmarnować takiej sposobności. Dodał, że angielskie wpływy w Persji słabną, teraz zaś nadarza się okazja włączenia Afganistanu do trójstronnego przymierza, obejmującego Rosję, Persję i „Kabulistan”. Można by dzięki niemu stworzyć strefę rosyjskich wpływów, zakreślającą łuk od Kabulu aż po Tebriz. Gdyby Rosja zaczęła dominować w Afganistanie, Anglicy zostaliby zepchnięci do defensywy i musieliby walczyć o utrzymanie swojej pozycji nad Indusem, nie mogliby więc już mieszać szyków Rosji w jej naturalnej strefie wpływów w Azji Środkowej. W dodatku dzięki wpływom politycznym Rosji w Kabulu rynki Afganistanu otworzyłyby się przed rosyjskimi towarami^().
Gubernator Orenburga przyznał rację hrabiemu Simoniciowi, pisząc:
Koniecznie trzeba poprzeć kabulskiego przywódcę . Jeśli bowiem Szudża, ta angielska marionetka, zostanie władcą Afganistanu, kraj ów trafi pod wpływy Anglików, wtedy zaś tylko krok jeden będzie ich dzielił od Buchary. Cała Azja Środkowa znajdzie się wówczas w strefie wpływów angielskich, nasz handel z Azją ustanie, a Anglicy będą mogli uzbroić i umocnić ościenne kraje azjatyckie, wyposażając je w broń i pieniądze przeciwko Rosji. Jeśli dzięki rosyjskiemu poparciu Dost Mohammad Chan utrzyma się na tronie, z wdzięczności niewątpliwie pozostanie naszym wiernym przyjacielem, a wrogiem Anglików. Odetnie im drogę do Azji Środkowej i udaremni handel, który tak wszak kochają^().
Gubernator nalegał też, aby zadanie odprowadzenia afgańskiego ambasadora z powrotem do ojczyzny powierzono właśnie Witkiewiczowi, gdyż jest to „człek obrotny i bystry, znający się na swym fachu, praktyczny z usposobienia, skorszy do czynu niźli do pisania lub gadania, a przy tym zna step i jego mieszkańców lepiej niż ktokolwiek żywy czy umarły”^().
Kiedy list od Dosta Mohammada dotarł do Sankt Petersburga, po dokładnym przestudiowaniu go stwierdzono, że spełnia on wszystkie pokładane w nim nadzieje. Dost Mohammad pisał, że Anglicy są bliscy podbicia całych Indii i tylko on jeden może powstrzymać ich napór, jeśli Rosjanie dostarczą mu broń i pieniądze, tak jak dostarczają je Persom. „Mamy nadzieję, że nieprzebrane bogactwa, którymi car wielkodusznie zasypuje dwór perski, spłyną też na rząd afgański i dynastię naszą, ta zaś pod błogosławiącym wejrzeniem Waszej Imperialnej Dostojności dawną pomyślność niechybnie odzyska”^().
Nesselrode doradził zatem carowi wysłanie do Afganistanu poselstwa, które określił mianem handlowo-dyplomatycznego: „Choć rzeczone kraje leżą od nas bardzo daleko – napisał – a nasza wiedza o nich jest znikomą, nie sposób zaprzeczyć, że każde poszerzenie stosunków handlowych zysk przynosi”^(). Niestety, Mirza Husajn Ali nie zdradzał żadnych oznak powrotu do zdrowia. Po wielu naradach postanowiono więc wysłać Witkiewicza samego, bo ambasador czuł się tak marnie, że przed podróżą na wschód potrzebował co najmniej miesiąca wypoczynku.
Czternastego maja 1837 roku Witkiewicz otrzymał pisemne wskazówki dotyczące nawiązania stosunków handlowych z Dostem Mohammadem. Według jednego ze źródeł rosyjskich udzielono mu też tajnego ustnego pouczenia; zgodnie z nim miał uzyskać pełne poparcie Dosta Mohammada, proponując mu pomoc finansową w wysokości dwóch milionów rubli do wykorzystania przeciwko Randźitowi Singhowi i obiecując pomoc w postaci dostaw wojskowych, dzięki którym Afgańczycy mogliby odbić Peszawar – swoją zimową stolicę, utraconą podczas nieudanej wyprawy Szacha Szudży w 1834 roku^(). Miał też postarać się namówić przyrodnich braci Dosta Mohammada z rodu Barakzai, władających Kandaharem, żeby przystąpili do sojuszu i zgodnie współdziałali z bratem z Kabulu. Powiedziano mu, że jest rzeczą najwyższej wagi „ustanowienie pokoju między władcami Afganistanu... i uprzytomnienie im ogromnych korzyści, jakie mogliby odnieść, gdyby utrzymywali ze sobą bliskie i przyjazne stosunki. Byłoby to korzystne zarówno dla nich osobiście, jak i dla ich państewek, które mogłyby dzięki temu znacznie skuteczniej się bronić przed wrogami zewnętrznymi, a także unikać zaburzeń wewnętrznych”. Witkiewiczowi polecono robić dokładne notatki podczas całej podróży, a po powrocie napisać wyczerpujący raport „o obecnym stanie rzeczy w Afganistanie, o tamtejszym handlu, finansach i wojsku, a także o postawie władców Afganistanu wobec Brytyjczyków”^().
Witkiewicz miał przebyć Kaukaz w towarzystwie kapitana Iwana Błaramberga, którego właśnie dokooptowano do rosyjskiego poselstwa w Teheranie jako adiutanta Simonicia^(). Odpocząwszy w Tyflisie, obaj mieli przebrać się za Azjatów i ruszyć do Teheranu, starając się jak najmniej rzucać w oczy. „Po przybyciu na miejsce – oznajmiono Witkiewiczowi – zameldujecie się u hrabiego Simonicia i oddacie pod jego rozkazy. Hrabia wedle własnego uznania wyśle was w dalszą drogę do Afganistanu albo unieważni waszą misję, jeśli będzie uważał, że wobec sytuacji politycznej w Persji jest ona niewskazana albo z jakichkolwiek innych powodów niemożliwa. Zdecyduje też o dalszym przebiegu podróży powrotnej afgańskiego ambasadora Husajna Alego”^(). „Nie musimy wam przypominać – napisał hrabia Nesselrode w końcowych zdaniach swojego rozkazu – że musicie zachować powyższe zalecenia w jak najściślejszej tajemnicy i nie ma prawa o nich wiedzieć nikt oprócz naszego posła w Persji, hrabiego Simonicia, oraz barona von Rosena. Wyruszając do Afganistanu, gwoli ostrożności winniście też powierzyć wszystkie otrzymane na piśmie rozkazy hrabiemu Simoniciowi, dzięki temu bowiem tajny cel waszej wyprawy nie wyjdzie na jaw, nawet gdyby was samych spotkało jakie nieszczęście”. Nesselrode podkreślał, jak ważne jest, aby żaden szczegół tych planów nie doszedł uszu Brytyjczyków. Między wierszami dawało się z tego wyczytać, że gdyby ci ostatni coś jednak odkryli, Sankt Petersburg może się wyprzeć Witkiewicza.
Notatki, które Polak sporządził, zanim wyruszył na południe, spłonęły tuż przed jego zagadkową śmiercią, lecz wspomnienia kapitana Błaramberga ocalały. „Spędziwszy w Sankt Petersburgu dwa miesiące i otrzymawszy instrukcje – napisał kapitan – szykowałem się do wyjazdu z miasta, pierwej jednak spotkałem się z przyszłym towarzyszem podróży, kapitanem Witkiewiczem. Okazał się on miłym młodym Polakiem w wieku dwudziestu ośmiu lat, o wyrazistej twarzy, wykształconym i energicznym... obdarzonym zatem wszystkimi niezbędnymi przymiotami, aby zagrać w Azji rolę Alexandra Burnesa”^().
Dwaj oficerowie ruszyli na południe powozem wyładowanym upominkami i bakczyszami dla perskich i afgańskich osobistości, a po przybyciu do Tyflisu poznali barona von Rosena, dowódcę tamtejszego korpusu, i odwiedzili hrabinę Simoniciową, u której „stali się częstymi gośćmi. Jej urocze córki były ogromnie podobne do swojej zdumiewającej matki”.
Im dalej jechali na południe, pozostawiwszy za sobą Tyflis, tym bardziej sielska stawała się okolica. Sypiali pod gołym niebem, w obozach koczowników. „Gdyśmy jedenastego lipca granicę prowincji erewańskiej przekroczyli, dokuczliwy skwar kazał nam zatrzymać się na popas w ruinach meczetu” – napisał Błaramberg.
Wtedy to po raz pierwszy ujrzeliśmy wspaniałą górę Ararat. Na południu jej podwójny szczyt, pokryty skrzącym się śniegiem, wznosił się nad równiną. Trzynastego przebyliśmy ostatnią grań i zjechali w dolinę Araksu. Dzień był piękny, niebo całkiem bezchmurne. Zatrzymaliśmy się w cieniu zagajnika nad pluszczącym strumykiem, wpatrzeni w majestatyczny Ararat, który piętrzył się przed nami. Służący Ormianin przyrządził nam pyszny pilaw, myśmy zaś z radości madery flaszę opróżnili^().
Po przekroczeniu granicy z Persją tak zwykle żywo usposobiony Polak sposępniał. „Witkiewicz podczas podróży przez Persję często miewał napady melancholii – wspominał Błaramberg – i mówił, że dość ma już życia”. Nastrój poprawił mu się dopiero, gdy dotarli do Teheranu.
Tam bowiem Simonić przekazał Witkiewiczowi dwie tajne informacje, które wprawiły Polaka w wielkie ożywienie. Pierwszą (jak miało się z czasem okazać – fałszywą) była wiadomość, jakoby misja Mirzy Husajna Alego wzbudziła już podejrzenia brytyjskiego wywiadu, który według Simonicia śledził obu podróżnych od samego Kabulu. Hrabia ostrzegł też Witkiewicza, że może on stać się odtąd celem „intryg i prowokacyj agentów brytyjskich”. Wszystko to było wyssane z palca (Anglicy nic jeszcze wtedy nie wiedzieli o afgańskim poselstwie do cara), lecz Witkiewiczowi na wszelki wypadek przydzielono kozacką eskortę, która miała mu towarzyszyć w drodze do Niszapuru, a potem do obozu szacha w Heracie. Właśnie ta eskorta zwróciła w końcu na działalność Witkiewicza uwagę brytyjskiego wywiadu w osobie Rawlinsona.
Druga wiadomość jeszcze bardziej przypadła Witkiewiczowi do gustu. Otóż działający w Afganistanie szpiedzy Simonicia donieśli tuż przedtem swojemu mocodawcy, że Witkiewicz nie będzie w Kabulu sam. Jego brytyjski rywal Alexander Burnes zmierzał w tym samym kierunku, wysłany po raz drugi do Azji Środkowej, również z wyraźnym rozkazem zjednania sobie Dosta Mohammada Chana. Człowiek, którego Witkiewicz śledził, a poniekąd też stawiał sobie za wzór, jechał do tego samego miasta, obarczony identycznym zadaniem.
Tych dwóch wiele w sumie łączyło. Byli niemal rówieśnikami. Obaj pochodzili z dalekich prowincji swoich imperiów, mieli mało koneksji wśród rządzącej elity, a przybywszy do Azji w odstępie kilku miesięcy, awansowali dzięki własnym zaletom i odwadze, a zwłaszcza zdolnościom językowym. I oto czekało ich niebawem spotkanie twarzą w twarz na dworze władcy Kabulu, a wynik tego spotkania miał w znacznym stopniu przesądzić o najbliższej przyszłości nie tylko Afganistanu, lecz także Azji Środkowej. Zaczęła się Wielka Gra.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------