Powstanie w Auschwitz - ebook
Powstanie w Auschwitz - ebook
To była ostatnia rzecz, jakiej mogli się spodziewać esesmani. Sądzili, że mają przed sobą nie ludzi, ale podludzi – bezwartościowe istoty, pozbawione uczuć i woli, które bez sprzeciwu wykonają każdy rozkaz. Tak jak trudno sobie wyobrazić, że wytresowany pies nagle rzuci się na swego pana, tak trudno było dopuścić myśl, że więźniowie się zbuntują. W końcu spełniali straszną, odrażającą „pracę” już od miesięcy, a nawet lat. „Pracowali” w miejscu, w którym ich bracia znajdowali śmierć. Czasem okłamywali ofiary, kiedy te pytały, co stanie się z nimi za kilka minut, albo udawali, że nie słyszą ich pytań. Widzieli nagie kobiety i mężczyzn, wlekli ich zwłoki, wyrywali im złote zęby, zwłokom kobiet obcinali włosy, palili ciała i mielili ich kości. I tacy mieliby podnieść rękę na przedstawicieli rasy panów? Nigdy!
Lecz właśnie to stało się w dzień szabatu, pierwszego miesiąca żydowskiego kalendarza, tiszri. 7 października 1944 roku wybuchło powstanie. Jedyne, do jakiego doszło w obozie zagłady Auschwitz-Birkenau, największej i najpotworniejszej fabryce śmierci w historii ludzkości.
Gideon Greif jest izraelskim historykiem specjalizującym się w historii Holokaustu. Studiował na Uniwersytecie w Tel Awiwie oraz Uniwersytecie Wiedeńskim. W centrum jego zainteresowań znajduje się obóz Auschwitz oraz Sonderkommando, któremu poświęcił dwie książki: „Płakaliśmy bez łez” i „Powstanie w Auschwitz” (współautor Itamar Levin). Pierwsza z nich zainspirowała węgierskiego reżysera László Nemesa do zrealizowania filmu „Syn Szawła” (nagrodzonego w 2016 roku Oscarem).
Itamar Levin jest izraelskim dziennikarzem i badaczem Holokaustu.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8352-574-7 |
Rozmiar pliku: | 4,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Spotkanie, do którego doszło wiosną 1986 roku i które trwało godzinę, wywarło wpływ na całe moje późniejsze życie. Zetknąłem się wtedy po raz pierwszy z człowiekiem, który przetrwał pracę w Sonderkommando w Auschwitz. Był to Josef Sackar, a spotkałem go w jego domu w izraelskim mieście Bat Jam.
Kiedy usłyszałem opowieść Josefa, zadałem sobie pytanie: „Jak to możliwe, że historia Sonderkommando do dziś nie doczekała się systematycznego opracowania?”. Przecież to samo jądro „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”.
Powiedziałem sobie wówczas, że należy koniecznie zebrać świadectwa tych nielicznych ocalałych, którzy wówczas wciąż żyli – zanim będzie za późno!
Bez czekania na nominację ze strony jakiejkolwiek instytucji czy organizacji, mianowałem sam siebie historykiem Sonderkommando. Trwam przy tym temacie od tamtego dnia aż do dziś; stał się on sednem mojej naukowej działalności historyka, choć jako badacz czasów Zagłady zajmuję się też innymi zagadnieniami związanymi ze wspomnianym okresem.
Wyznaczyłem sobie dwa cele. Pierwszy to możliwie kompletne udokumentowanie losów Sonderkommando, po najdrobniejszy szczegół, w sposób wolny od cenzury, bez pomijania kłopotliwych i drażliwych detali – tak, aby wyposażyć nasze oraz przyszłe pokolenia w wyczerpującą wiedzę o historii Sonderkommando.
Drugim celem było poprawienie wizerunku Sonderkommando, które aż do wydania mojej książki obwiniano o kolaborację z Niemcami, o zdradę własnego narodu – narodu żydowskiego – a nawet o czynny współudział w mordzie dokonanym w Auschwitz na ponad milionie Żydów. Takie absurdalne i dziwaczne oskarżenia były jedną z głównych przyczyn, dla których postanowiłem zająć się tym delikatnym, złożonym i trudnym zagadnieniem.
Dziś, prawie cztery dekady później, mogę z dumą stwierdzić, że udało mi się w pełni zrealizować oba zadania, które przed sobą postawiłem. Zdołałem przeprowadzić wywiady ze wszystkimi trzydziestoma jeden żyjącymi wówczas ocalałymi członkami Sonderkommando – (jak dotąd zaledwie część tych wywiadów doczekała się wydania, reszta wciąż czeka na transkrypcję i publikację). Publiczny wizerunek więźniów z Sonderkommando uległ istotnej poprawie. Nikt już nie oskarża tych ludzi o współudział w niemieckich zbrodniach, nikt nie nazywa ich kolaborantami ani zdrajcami – a już na pewno nie mordercami. Określenie, które stworzyłem na własne potrzeby, żeby opisać świat ludzi z Sonderkommando – „najżałośniejsi z żałosnych” – przyjęło się i weszło do powszechnego użytku.
Innym osiągnięciem, które sobie przypisuję, było zapoznanie opinii publicznej z tematem Sonderkommando i przetarcie szlaków młodym i nieco starszym badaczom zaangażowanym w tę problematykę; wcześniej nie zawsze mieli oni odwagę się nią zajmować ze względu na jej bolesny, delikatny i kontrowersyjny charakter. Dziś nad tematem Sonderkommando pracują historycy i inni uczeni w wielu krajach, między innymi w Polsce, Niemczech, Stanach Zjednoczonych i Francji. Dzięki temu zapewniona jest ciągłość badań nad tym ważnym zagadnieniem.
Także i teraz, kiedy piszę wstęp do nowego polskiego wydania książki – po opublikowaniu trzech innych tytułów oraz artykułów naukowych poświęconych problematyce Sonderkommando – wierzę, że badania nad tym najstraszliwszym fragmentem historii Zagłady nie zostały ukończone. Wiele kwestii wciąż czeka na rozstrzygnięcia wymagające dalszych prac.
Być może niektóre z tych kwestii nigdy nie zostaną zbadane do końca. Jeszcze nasze wnuki – a może i prawnuki – będą się starały wyjaśnić różne zagadnienia związane z pracą żydowskich więźniów, którym Niemcy wyznaczyli w Auschwitz rolę „robotników w największej na świecie przemysłowej fabryce śmierci”.
Kiedy wchodziłem w koszmarny świat Sonderkommando, postanowiłem, że nie pominę ani jednego szczegółu. Kierowano wówczas pod moim adresem wiele słów krytyki za to, że chciałem wydobyć z rozmówców jak najwięcej detali. „Mógłbyś się zadowolić mniej szczegółowymi kwestiami” – słyszałem. Sprzeciwiałem się takiej postawie. Nie mam wątpliwości, że moje podejście okazało się właściwe. Dziś nie ma już wśród nas ani jednego ocalałego z Sonderkommando i nie możemy ich o nic zapytać. A wielkie opowieści składają się przecież z drobnych szczegółów; mam więc poczucie, że moja pogoń za detalami była uzasadniona. One też są ważne, a czasami wręcz niezbędne, by zrozumieć całościową historyczną perspektywę.
Cieszę się ogromnie, że wydawnictwo Prószyński Media postanowiło wydać Powstanie w Auschwitz. Tekst trafił pod opiekę Adriana Markowskiego, któremu bardzo dziękuję za profesjonalizm. Poruszana w nim tematyka wciąż pozostaje w kręgu zainteresowań polskiej opinii publicznej. Jestem przekonany, że ta książka przyczyni się do lepszego zrozumienia Zagłady i jej moralnego znaczenia.
Z głębi serca dziękuję całemu zespołowi wydawnictwa, którego praca dała nowe życie Powstaniu w Auschwitz.
Wraz z moim współpracownikiem Itamarem Levinem dedykujemy tę książkę pamięci każdej spośród sześciu milionów żydowskich ofiar ostatecznego rozwiązania, najbardziej szatańskiej z jakże licznych zbrodni hitlerowskich Niemiec, które zaplanowały, wybudowały i uruchomiły sześć obozów zagłady, łącznie z tym największym – Auschwitz; w szczególności zaś dedykujemy ją pamięci więźniów z Sonderkommando, którym wyrządzono ogromną krzywdę. Krzywdę, którą należy naprawić.
To nasza moralna powinność. Płacz bez łez stanowi krok na drodze do jej spełnienia.
Gideon Greif
Tel Awiw, grudzień 2022WPROWADZENIE
Wtedy – w świetle słońca – popełniono straszliwe potworności.
Tysiące i dziesiątki tysięcy płonących w ogniu zwierząt ofiarnych zaszlachtowano, uduszono i spalono – w każdym wypadku była to śmierć potworna.
Starą kobietę zabito razem z małymi dziećmi.
Dziesiątki tysięcy starych ludzi i dziesiątki tysięcy ofiar.
Nie dość tego…? To mało…?
W sercu narodu wiecznie będzie płonął ten ogień.
Ogień z Auschwitz nie zgaśnie nigdy.
Rabin Elchanan Heilperin,
Die Geschlachteten , Tisz be-Av1
To była ostatnia rzecz, jakiej mógł się spodziewać esesman, plutonowy Hubert Busch. Był przekonany, że naprzeciw niego nie stoją ludzie, lecz podludzie pozbawieni uczuć i woli, istoty bezwartościowe, które bez sprzeciwu wypełnią każdy rozkaz. Tak jak trudno sobie wyobrazić, że wytresowany pies nagle rzuci się na swego właściciela, tak trudno było dopuścić myśl, że więźniowie zbuntują się nagle przeciwko swoim panom. W końcu wykonywali straszne, odrażające „zadania” już od miesięcy, a nawet lat. „Pracowali” tam, gdzie ich bracia znajdowali śmierć. Czasem okłamywali ofiary, kiedy te chciały wiedzieć, co stanie się z nimi za kilka minut, albo udawali, że nie słyszą ich pytań. Widzieli nagie kobiety i mężczyzn, wlekli ich zwłoki, wyrywali im złote zęby, zwłokom kobiet obcinali włosy, palili ciała i mełli ich kości. I tacy mieliby podnieść rękę na ludzi z rasy panów? To niemożliwe!
Lecz właśnie to stało się w dzień szabatu pierwszego miesiąca żydowskiego kalendarza, tiszri, 7 października 1944 roku. Wczesnym popołudniem tego dnia wybuchło powstanie. Jedyne, do jakiego doszło w obozie zagłady Auschwitz-Birkenau, największej i najpotworniejszej fabryce śmierci w historii ludzkości. I rozegrało się ono nie w jakimś tam miejscu obozu, lecz w samym jego sercu – w komorach gazowych/krematoriach. Zbuntowani więźniowie, najnieszczęśliwsi z nieszczęsnych, najbardziej ujarzmieni z ujarzmionych, byli więźniami z Sonderkommando.
Powstanie członków Sonderkommando, ujmowane historycznie, było wydarzeniem krótkotrwałym. Od momentu kiedy powstańcy cisnęli pierwszy kamień w funkcjonariuszy SS do chwili spalenia ostatnich zwłok powstańców upłynęło zaledwie dwanaście godzin – dwanaście godzin w dwunastu latach straszliwego panowania nacjonalistów. W trakcie tych dwunastu godzin życie straciło trzech esesmanów i 452 powstańców – 455 ludzi z 60 milionów ofiar drugiej wojny światowej.
Ale tego powstania nie można jednak oceniać według normalnych kryteriów. Auschwitz zgodnie z ciągle prawdziwymi słowami Yehiela De-Nura (pseudonim Ka-Tzetnik, czyli Kacetnik), wypowiedzianymi w trakcie procesu Eichmanna, było inną planetą. Na planecie Auschwitz czas płynął zupełnie inaczej niż na Ziemi; każdy ułamek minuty mijał na innym poziomie czasu. Mieszkańcy tej planety nie posiadali imion. Nie mieli rodziców ani dzieci. Nie byli ubrani tak, jak ubierają się ludzie na Ziemi. Nie tam zostali urodzeni i nie tam rodzili. Oddychali według innych praw natury, nie żyli zgodnie z prawami tego świata i nie według nich umierali. Na owej planecie śmierci, na której nazwiska zastąpiły numery, a ludzi przerabiano na popiół, powstanie jaśniało ponad płomieniami wydobywającymi się z krematorium. W tym miejscu, w którym długość życia mierzono w dniach, a jego wartość równała się zeru, powstanie było zwycięstwem ducha nad tymi, którzy podeptali wszelkie istniejące prawa, było zwycięstwem moralności nad tymi, którzy z natury byli bestiami.
Mimo szczególnego znaczenia powstanie Sonderkommando nie funkcjonuje ani w społecznej świadomości, ani w literaturze naukowej. Wymienia się je wprawdzie w różnych publikacjach, bo na jego temat zeznania złożyło wielu świadków, ale z reguły poświęca mu się jedynie krótkie artykuły, a niekiedy tylko pojedyncze akapity. Natomiast podobnym wydarzeniom w Treblince (z 2 sierpnia 1943 roku) czy Sobiborze (z 14 października 1943 roku) poświęcono wiele gruntownych opracowań. Najwyższy zatem czas, by wyczerpująco przedstawić jedyne powstanie w Auschwitz-Birkenau.
Mimo że chodzi tu – jak wspomniano – o wydarzenie trwające stosunkowo krótko, a do tego jeszcze rozgrywające się na niewielkiej przestrzeni, niełatwo dokładnie je opisać. Trudno na przykład precyzyjnie wskazać moment, w którym powstanie się rozpoczęło. Również nazwiska ludzi, którzy stracili życie w wyniku powstańczych działań, w większości pozostają nieznane. Kłopoty z rekonstrukcją zdarzeń wynikają z braku źródeł. Spośród uczestników powstania mało kto przeżył, nie zachowały się żadne zapiski Niemców, zaginęły również świadectwa śmierci więźniów. Wypowiedzi nielicznych naocznych świadków, którzy przetrwali, są z sobą w pewnych punktach sprzeczne – swoje robi tu nie tylko upływ czasu, lecz także psychiczne skutki pobytu w Auschwitz.
Nawet jeśli opisane trudności nie są czymś nadzwyczajnym w pracy historyka, a w pracy badacza Holocaustu tym bardziej, to jednak powstanie członków Sonderkommando było fenomenem, dlatego pojawiają się od razu pytania o to, kim byli ci, którzy to powstanie zaplanowali. Kim byli jego inicjatorzy? Jego przywódcy? Trzeba stwierdzić, że między wypowiedziami świadków pochodzących z Grecji i tymi z Polski istnieją znamienne różnice. Znaczna liczba ocalałych z obu tych grup ma tendencję do uwydatniania roli więźniów Sonderkommando pochodzących z ich ojczyzn w planowaniu i przeprowadzeniu buntu, tak że w efekcie otrzymujemy różne wskazówki.
Poszukując prawdy, historyk stara się zawsze o zachowanie obiektywizmu. Zmierza do ustalenia zdarzeń poprzez wnikliwą ocenę źródeł i wydestylowanie z nich czystych faktów. To zadanie, równie trudne, jak interesujące, wymaga szczególnej czujności w wypadku źródeł dotyczących Holocaustu: „Wszyscy są święci i czyści” – mówi modlitwa El male rachamim za ofiary Holocaustu. Jak można ustalić, kto miał rację, a kto się mylił? Jak można stwierdzić, co dokładnie się wydarzyło? Odpowiedź brzmi: mimo że Holocaust był jednostkowym wydarzeniem w dziejach świata, mimo że istnienie obozu Auschwitz nie miało precedensu i pomimo niemożności odtworzenia realnych warunków życia członków Sonderkommando, jesteśmy absolutnie zobowiązani zarówno wobec ofiar, jak i naszych czytelników do tego, by ustalić prawdę, postępując przy tym z mądrością, skromnością i ostrożnością, oraz zachować reguły przyjęte w badaniach historycznych, a w końcu przedstawić fakty w sposób maksymalnie obiektywny.
Powstania Sonderkommando można nie zrozumieć, jeśli wyrwie się je z kontekstu. Dla badacza materiał o wiele łatwiejszy stanowią wydarzenia je poprzedzające oraz ich skutki, ponieważ bunty, do których z pewnych powodów nie doszło, planowano już wcześniej, przed powstaniem z 7 października 1944 roku. Owe przygotowania także przedstawimy w tej książce. Po powstaniu nastąpiły przesłuchania i tortury, a jego uczestników publicznie wieszano. Wszystko to się łączy – nie można tych zdarzeń oddzielić od powstania, dlatego materiał ten również zostanie przedstawiony w tej książce. I tak w rozdziale 1 przyjrzymy się istnieniu Sonderkommando w Auschwitz-Birkenau, w kolejnym przedstawimy międzynarodowy ruch oporu w Auschwitz i jego stosunek do żydowskich więźniów. W rozdziale 3 opiszemy żydowski ruch oporu w Auschwitz i w Auschwitz-Birkenau, a w 4 skupimy się na planach powszechnego powstania w obozie, do którego ostatecznie nie doszło. W kolejnej części przedstawimy konkretne przygotowania do powstania z 7 października 1944 roku. W rozdziale 6 zrekonstruujemy na tym tle przebieg walk, a w 7 – wydarzenia, które nastąpiły po zduszeniu zbrojnego oporu przez Niemców.
Zanim zaczniemy historię Sonderkommando, musimy wyjaśnić najpierw kilka ważnych nazw, w szczególności nazw obiektów przeznaczonych do eksterminacji więźniów, jakie funkcjonowały w Auschwitz (zwanym obozem I albo obozem głównym) i w Birkenau (zwanym Auschwitz II). Obiektami tymi były zasadniczo komory gazowe i piece do spalania zwłok. W rozdziale 1 pokażemy, że istniało wiele technicznych „ulepszeń” tych obiektów, służących masowemu zabijaniu. Z całą świadomością zdecydowaliśmy, że obiektów tych nie będziemy nazywać tylko krematoriami, jak to często spotyka się w literaturze przedmiotu i w mediach, również dlatego, że znaczenie tego słowa nie oddaje w pełni straszliwej funkcji odpowiadającego mu desygnatu. Dla uproszczenia będziemy nazywać te obiekty komorami gazowymi/krematoriami, co jest być może nazwą wcześniej niestosowaną, lecz ma tę zaletę, że obejmuje wszystkie elementy składające się na fabrykę śmierci i wszystkie funkcje, które ona spełniała. Jeśli będziemy mieć na myśli tylko pomieszczenia komór gazowych, będziemy używać tej właśnie nazwy.
Uwaga druga dotyczy liczby i nazw obiektów służących zabijaniu. Pierwsza komora gazowa zainstalowana w Auschwitz I zwana była po prostu komorą gazową. Gdy później w Birkenau wybudowano wielkie komory gazowe/krematoria, określano je mianem „komora gazowa 2” i „komora gazowa 3”. Fragmenty tych wysadzonych pod koniec wojny obiektów, a ściślej mówiąc, pozostałości budynków krematoryjnych, w których zainstalowane były komory gazowe, można oglądać dziś jeszcze na końcu peronu, w prostej linii prowadzącego od głównego wejścia do obozu i do pomnika ofiar.
Później kilka metrów dalej na północ powstały komory gazowe/krematoria 4 i 5; dziś również można zobaczyć ich resztki. Kiedy komora gazowa w Auschwitz I nie była już wykorzystywana, zmieniono numerację komór gazowych/krematoriów w Birkenau. Określano je teraz cyframi od 1 do 4. Dla uproszczenia pozostaniemy przy pierwotnej numeracji: komorą gazową 1 będziemy nazywać obiekt służący zabijaniu w obozie głównym, a komory gazowe/krematoria w Birkenau będziemy określać za pomocą cyfr od 2 do 5. Czytelników szczególnie uczulamy na te miejsca, gdzie źródła stosują późniejszą numerację.
Uwaga trzecia dotyczy nazwisk i nazw oraz sposobu ich zapisywania. W niektórych miejscach w cytatach ze źródeł je poprawiliśmy. W żadnym wypadku nie wpłynęło to na zmianę ich znaczenia. W nawiasach kwadratowych natomiast umieszczamy pominięcia oraz uzupełnienia wyjaśniające.
***
W pracy nad książką, którą dziś oddajemy do rąk czytelników, a także w wieloletnich badaniach Gideona Greifa nad historią Sonderkommando i nad powstaniem z 7 października 1944 roku uczestniczyło wiele osób i instytucji z dwóch krajów. Analizy te dzięki współpracy z Itamarem Levinem, badaczem i współautorem niniejszej książki, zostały pogłębione i rozszerzone.
W Izraelu byli to: profesor Israel Gutman, jeden z ocalałych z Holocaustu, świadek i nauczyciel, doktor Chaim Gertner, wszystkowiedzący i niezwykle życzliwy dyrektor archiwum Yad Vashem, ponadto pełna energii i pracowita Leah Teichthal, wówczas dyrektorka działu informacji archiwum i biblioteki, a także niezwykle skuteczna Fanni Molad z czytelni archiwum i biblioteki oraz Yossele Carmin z kibucu Magen, inicjator powstania centrum przekładów wypowiedzi świadków.
W Polsce natomiast było to czterech naczelnych dyrektorów Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau, których podziwialiśmy za każdym razem na nowo za ich cierpliwość i uprzejmość, choć żyli codziennie w cieniu i bezpośredniej bliskości tego straszliwego miejsca: doktor Wojciech Płosa, dyrektor Archiwum Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau, Szymon Kowalski, zastępca dyrektora tegoż Archiwum, doktor Piotr Setkiewicz, dyrektor Centrum Badań Muzeum i znany badacz Auschwitz, oraz doktor Andrzej Strzelecki, były pracownik działu naukowego Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau.
Dziękujemy także Dorothee-Rheker-Wunsch z działu planowania Böhlau za energiczne towarzyszenie powstawaniu tej książki i za włączenie jej do programu wydawniczego. Stefanowi Wunschowi, naszemu redaktorowi i korektorowi, dziękujemy za harmonijną współpracę.
Oczywiście musimy dodać, że tylko my jesteśmy odpowiedzialni za ewentualne błędy, jakie mogą się znaleźć w tej książce.
Historia więźniów pracujących w obozie w jednostkach Sonderkommando nie ujrzałaby zapewne światła dziennego bez gotowości wielu z tych, którzy ocaleli, do podzielenia się swoimi przeżyciami. Jakkolwiek było im trudno, odtwarzali z pamięci ówczesne zdarzenia, przywoływali bolesne wspomnienia, konfrontowali się z nieskończenie wieloma pytaniami i razem z nami znajdowali na nie odpowiedzi. Do nich kierujemy nasze wielkie podziękowanie.
W końcu solennie dziękujemy także naszym rodzinom.
Gideon Greif, Itamar Levin
------------------------------------------------------------------------
1 Tisz be-Av – dziewiąty dzień miesiąca Av, święto upamiętniające zburzenie pierwszej i drugiej świątyni jerozolimskiej, najsmutniejszy dzień w żydowskim kalendarzu.