Poza słowami. Co myślą i czują zwierzęta - ebook
Poza słowami. Co myślą i czują zwierzęta - ebook
Fascynująca i pouczająca podróż do naszej świadomości, ludzkiej i zwierzęcej, tak bardzo takiej samej. Bardzo polecam!
Adam Wajrak
Łącząc lata obserwacji w terenie z nowymi, ekscytującymi odkryciami dotyczącymi mózgu, książka Carla Safiny stanowi bliskie spojrzenie na zachowanie zwierząt i poddaje w wątpliwość ustaloną granicę pomiędzy ludźmi a resztą istot. Poza słowami zabiera czytelników w podróż do Parku Narodowego Amboseli znajdującego się na zagrożonych terenach Kenii i stawia ich oko w oko z rodzinami słoni walczącymi o przetrwanie w dobie kłusownictwa i suszy. Następnym przystankiem jest Yellowstone, gdzie wilki próbują poradzić sobie po osobistej tragedii jednego z członków stada. Na koniec zanurzamy się w świecie zaskakująco pokojowych orek zamieszkujących krystaliczne wody północnozachodniego Pacyfiku.
Poza słowami to mocne, pouczające spojrzenie na wyjątkowość osobowości zwierząt przez pryzmat historii o ich radości, żałobie, zazdrości, złości i miłości. Podobieństwa pomiędzy świadomością, samoświadomością i empatią u istot ludzkich i zwierząt zmuszają do ponownego przemyślenia interakcji jednych z drugimi. Ta mądra, pełna pasji i otwierająca oczy książka to subtelne badanie miejsca ludzkości w świecie.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65853-76-9 |
Rozmiar pliku: | 4,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zapytaj zwierząt – pouczą. I ptaki w powietrzu powiedzą.
Zapytaj Podziemia, wyjaśni; pouczą cię i ryby w morzu.
Hi 12: 7-8, Biblia Tysiąclecia
Kolejna duża grupa delfinów pojawiła się pod powierzchnią wody w pobliżu naszej łódki. Skakały, rozchlapywały wodę i nawoływały się w charakterystycznych piszcząco-gwiżdżących tonach, kilka młodych płynęło u boku matek. Ograniczony do obserwacji jedynie zewnętrznego aspektu ich złożonego funkcjonowania, poczułem niedosyt. Chciałem wiedzieć, czego doświadczają i dlaczego wydają nam się tak fascynujące i tak nam b l i s k i e. Pozwoliłem sobie zadać im pytanie stanowiące dla naukowca zakazany owoc: k i m jesteście? Naukowcy zwykle unikają pytań o życie wewnętrzne zwierząt. A z pewnością mają one jakiś rodzaj wewnętrznego życia. Podobnie jak dzieciom wpaja się, że proszenie o to, czego chcą, jest niegrzeczne, młodych naukowców przekonuje się, że umysł zwierzęcy – o ile i s t n i e j e – jest niepoznawalny. Dozwolone są jedynie ogólne pytania: gdzie zwierzę żyje, co je, jak reaguje na niebezpieczeństwo, jak się rozmnaża. Do pytań n a z a w s z e zakazanych należy to, które mogłoby otworzyć wrota do wnętrza: kto to?
Jest kilka dobrych powodów, by uparcie unikać tego tematu i konsekwencji jego poruszania. Jednak bariera pomiędzy ludźmi i zwierzętami jest sztuczna, bo ludzie to zwierzęta. Obserwując delfiny, poczułem zmęczenie tą sztuczną uprzejmością, zapragnąłem się zbliżyć. Poczułem, że czas ucieka, a nie chciałem ryzykować konieczności pożegnania się bez wcześniejszego przywitania się. Podczas rejsu czytałem o słoniach, i to myślenie słoni zajmowało moje myśli, gdy obserwowałem delfiny gładko i swobodnie przemierzające wody oceanu. Kiedy kłusownik z a b i j a słonia, nie zabija jednego stworzenia. Rodzina może stracić ważne wspomnienie figury swojej matriarchy, która wiedziała, dokąd wyruszyć w czasach najcięższej suszy, by znaleźć jedzenie i wodę konieczne do przeżycia. Jedna kula może, z czasem, przynieść więcej niż jedną śmierć. Kiedy obserwowałem delfiny, myśląc o słoniach, zrozumiałem, że kiedy jedne osobniki zależą od innych osobników, kiedy śmierć jednostki nie pozostaje obojętna dla tych, którzy p o z o s t a j ą, kiedy w grę wchodzą relacje pomiędzy członkami grupy, przekroczona zostaje pewna niejasna granica w historii życia na Ziemi – „to” przeistacza się w „kto”.
Przekraczające granicę zwierzęta wiedzą, k i m są, mają rodziny i przyjaciół. Mają wrogów. Tworzą strategiczne sojusze i uczestniczą w ciągłej rywalizacji. Aspirują do wyższej rangi i czekają na swoją szansę, by zakwestionować panujący porządek. Ich status wpływa na perspektywy potomstwa. Ich życie przypomina ścieżkę karier definiowaną poprzez więzi. Brzmi znajomo? Nic dziwnego. „One” to również my. Bogate życie rodzinne nie jest domeną jedynie ludzi.
Patrzymy na świat swoimi oczami, rzecz oczywista. Ale patrząc inaczej, można zobaczyć co innego. Ta książka przyjmuje perspektywę świata poza nami, świata, w którym człowiek nie stanowi punktu odniesienia, a rasa ludzka jest po prostu jedną z ras. W naszym odżegnywaniu się od natury zerwaliśmy więzy ze światem ożywionym i straciliśmy kontakt z doświadczeniem innych zwierząt. A ponieważ wszystko, co związane z życiem, należy interpretować w ramach ruchomej skali, zrozumienie z w i e r z ę c i a, jakim jest człowiek, staje się łatwiejsze w kontekście, w momencie umiejscowienia naszej ludzkiej nici w tkaninie złożonej z wielu innych włókien.
Podjąłem próbę oderwania się na chwilę od rozważań na temat ochrony przyrody, by wrócić do mojej pierwszej miłości: obserwowania, co robią zwierzęta i zastanawiania się, dlaczego to robią. Podróżowałem, by dotrzeć do najściślej chronionych gatunków na świecie – słoni z Amboseli w Kenii, wilków z Yellowstone w USA i orek z wód północno-zachodniego Pacyfiku. W każdym z tych miejsc obserwowałem bezpośredni wpływ działań człowieka na to, co robią zwierzęta, dokąd się udają i jak funkcjonują ich rodziny. W tej książce konfrontujemy się z umysłami innych zwierząt i słuchamy tego, co chcą, byśmy usłyszeli. Historia sama w sobie nie jest tutaj najważniejsza, najważniejszy jest p o d m i o t.
Trzeba przede wszystkim zrozumieć, że życie stanowi jedność. Miałem siedem lat, gdy wraz z ojcem postawiliśmy niewielką budkę na brooklyńskim podwórku i kupiliśmy parę gołębi. Obserwując, jak budują gniazda w kątach, patrząc, jak zalecają się do siebie, walczą, dbają o potomstwo, odlatują i wiernie powracają, jak potrzebują jedzenia, wody, domu i siebie wzajemnie, dostrzegłem, że żyły w swoim domu tak samo jak my w naszym. Tak jak my, choć w inny sposób. Badając, pracując i mieszkając ze zwierzętami, poszerzałem i pogłębiałem mój świat oraz utwierdzałem się w przekonaniu o istnieniu wspólnego życia. Tym przekonaniem pragnę podzielić się na kolejnych stronach.CZĘŚĆ PIERWSZA TRĄBY SŁONI
Kruche i potężne
wspaniałe i zaklęte
zawiadują ciszą przynależną tylko do
szczytów gór
ognia i mórz.
PETER MATTHIESSEN, African Silences
W końcu dostrzegłem, że sama ziemia się uniosła, że spieczona słońcem skorupa przyjęła kształt czegoś potężnego i żywego i zadrżała. Ziemia poruszała się wraz z ich krokami, a one same wydawały się być źródłem kurzu. Chmura, która uniosła się nad nimi, ogarnęła nas, przeszyła do głębi, pokryła nasze zęby, wdarła się w umysł. Dosłownie i w przenośni. Tak było to potężne.
Ich głowy wyglądały jak tarcze wojowników. Ich potężne oddechy, buchające w tę i z powrotem, rezonowały w płucach. Poruszała się ich skóra, pomarszczona czasem i wysiłkiem, naznaczona biegiem lat, jak pomięta mapa podróży przez życie. Podróży przez czas i przestrzeń. Skóra poruszała się jak szeleszczący sztruks, o wyraźnej fakturze, szorstki, ale uginający się pod najdelikatniejszym dotknięciem. Ogromne trzonowce zgrzytały, gdy – kęs za kęsem – przyswajały świat, wydając przy tym rozkoszne pomruki stosów wspomnień.
Ich ryk toczył się w powietrzu jak odległy piorun, jak wibracja pod falującą ziemią i korzeniami drzew, zwołując rodziny i przyjaciół ze wzgórz i znad rzek, przekazując pozdrowienia i wiadomości o swoich podróżach i zwiastując nadchodzące wydarzenia.
Umysł napędza ogromną masę mięśni i kości, brązowe oczy rozjaśniają krajobraz. Pojawia się słonica. Jej kanciaste kości czołowe, sieci grubych jak węże żył. Zapowiada ją trąba przy akompaniamencie klapiących uszu. Uderzająco ponadczasowa i patetyczna, świadoma i rozważna, spokojna i opanowana. Śmiertelnie niebezpieczna. Mądra jedynie w granicach swoich możliwości, zupełnie jak my. Podatna na zranienie. Jak my wszyscy.
Patrz. Po prostu słuchaj. Nie przemówią do nas, ale sobie wzajemnie mówią wiele. Część tego słyszymy. Reszta jest poza słowami. Chcę słuchać, otwierać się na możliwości.
Trzepot wielkich uszu. Twarda skóra pokryta skorupą kurzu. Osobliwe, wystające zęby rozmiaru ludzkich nóg towarzyszące najbardziej fallicznemu wśród nosów. Ta godna gargulca groteskowość może wydawać się komiczna. Jednak dostrzegamy w niej nieuchwytne piękno, tak intensywne, że wymyka się naszej percepcji. To coś większego, głębszego. Ich marsz przez świat wydaje się c e l o w y. Nie da się temu zaprzeczyć; idą w konkretne, p r z e m y ś l a n e miejsce.
Tam właśnie się udajemy.KLUCZOWE PYTANIE
„To był najgorszy rok mojego życia – mówi Cynthia Moss przy śniadaniu. – Wszystkie ponadpięćdziesięcioletnie słonie padły, poza Barbarą i Deborą. Większość ponadczterdziestoletnich umarło. Tym bardziej zdumiewające, że Alison, Agatha i Amelia przetrwały”.
„Alison, która ma obecnie pięćdziesiąt jeden lat, jest dokładnie t u t a j, między palmami – widzisz?” Czterdzieści lat temu Cynthia Moss przyjechała do Kenii, by poznać życie słoni. Pierwszą rodzinę, na którą trafiła, nazwała „AA”, a jednej ze słonic nadała imię Alison. I ona tutaj jest. Dokładnie tutaj, wciąga palmowe owoce. Zadziwiające.
Przy odrobinie szczęścia i deszczu Alison uda się przetrwać kolejną dekadę. Jest też czterdziestoczteroletnia Agatha. A ta, która się właśnie zbliża, to Amelia, również czterdziestoczteroletnia.
Amelia podchodzi coraz bliżej, aż za blisko, nachyla się nad naszym pojazdem tak, że odruchowo się odsuwam. Cynthia wygląda i zagaduje do niej spokojnie. Amelia przeżuwa liście palmy, pochrząkuje cicho i mruga.
W żółtym świetle zmierzchu krajobraz przypomina wieczny ocean trawy ciągnący się ku podnóżu najwyższej góry Afryki, której błękitny szczyt ukoronowany jest śniegiem i powleczony chmurami. Dzięki napędzanym grawitacją źródłom Kilimandżaro zachowuje się jak wielka lodówka, tworząc dwumilowe bagna czyniące to miejsce atrakcyjnym dla dzikich zwierząt i bydła. Park Narodowy Amboseli wziął swoją nazwę od słowa z języka maa oznaczającego płytkie dno prastarego jeziora zajmującego połowę parku, które od czasu do czasu wilgotnieje. Mokradła poszerzają się i kurczą zależnie od deszczu. Ale kiedy nie pada, wodne niecki schną na pył. A wtedy nie wiadomo, co się stanie. Cztery lata temu ekstremalna susza głęboko wstrząsnęła tym miejscem.
Przez wiele dekad, w latach tłustych i chudych, Cynthia i słonice trwały, przemierzając krajobraz. Cynthia zajmowała się złożonym zadaniem obserwacji słoni podczas ich słoniowych zajęć. Przyglądała się niektórym osobnikom dłużej niż ktokolwiek inny.
Myślałem, że po czterdziestu latach słynna badaczka będzie odczuwała zmęczenie materiału. Zobaczyłem jednak w Cynthii Moss młodą kobietę po siedemdziesiątce o błyszczących niebieskich oczach i zadziwiającej lekkości. Przypominającą odrobinę skrzata. W latach 60. Cynthia pisała do magazynu „Newsweek”, ale po pierwszej podróży do Afryki postanowiła odciąć się od Nowego Jorku i wszystkiego, co znane i komfortowe. Zakochała się w Amboseli. Łatwo zrozumieć, dlaczego.
Może aż za łatwo. Miraże i fale ciepła sprawiają wrażenie, że Park Narodowy Amboseli jest wielki. A jest zbyt mały. Samochodem można go przemierzyć w godzinę. Spora powierzchnia, którą widać z parku, nie należy do niego. Amboseli to pocztówka, którą Afryka wysłała samej sobie i włożyła do szuflady oznaczonej hasłem „parki i rezerwaty”. Kilimandżaro stoi na granicy z Tanzanią. Góra i słonie wiedzą, że tak naprawdę jest tylko jeden kraj. Park mający czterysta kilometrów kwadratowych służy za centrum nawadniające dla pobliskich siedmiu i pół tysiąca kilometrów kwadratowych. Słonie z Amboseli poruszają się po powierzchni dwudziestokrotnie większej niż powierzchnia parku¹, podobnie jak zajmujący się wypasem bydła i kóz Masajowie. Znajdują się tu całoroczne zapasy wody. Krainy poza parkiem są zbyt suche. A park jest zbyt mały, by je wykarmić.
„By przetrwać suszę – tłumaczy Cynthia – rodziny słoni stosowały różne strategie. Niektóre trzymały się blisko bagien. Niesłusznie, bo mokradła schły. Inne udawały się daleko na północ, wiele z nich po raz pierwszy w życiu. To lepszy wybór. Spośród pięćdziesięciu ośmiu rodzin tylko jedna nie straciła żadnego osobnika”. W jednej zginęło siedem dorosłych słonic i trzynaścioro młodych. „Zwykle gdy umiera słoń, krewni zbierają się wokół ciała i próbują je unieść. W czasach suszy brakło im sił, nie robili nic, gdy inni upadali. Przyglądali się ich śmierci, ich agonii na ziemi”.
Jedna czwarta słoni w Amboseli – czterysta spośród liczącej tysiąc sześćset osobników populacji – zginęła. Prawie wszystkie młode padły. Około 80 proc. zebr i antylop gnu wymarło, podobnie jak niemal całe masajskie bydło. Ginęli nawet ludzie.
Kiedy więc deszcz wrócił, pozbawione potomstwa słonice weszły w okres rui. Skutek? Największy baby boom podczas czterdziestoletniego pobytu Cynthii w Amboseli. W ciągu dwóch lat narodziło się około dwustu pięćdziesięciu młodych. Nowo narodzone słonie miały dobre warunki. Mnóstwo trawy i roślin oraz niewielka konkurencja. Luksus. Słonie zależą od wody. Szczęście słoni od niej zależy.
Kilka szczęśliwych słoni sunie przez szmaragd wiosny pod cieniem palm. To kawałek raju. Młode, bujając trąbami, przekraczają zewnętrzne orbity niewinności.
„Spójrz, jakie tłuste jest t o dziecko” – mówię. Piętnastomiesięczny słonik wygląda jak kulka masła. Cztery słonie i troje młodych taplają się w błotnistym basenie, trąbami opryskując sobie wzajemnie plecy i chlapiąc na brzeg. Kiedy jeden z nich rozpływa się z rozkoszy, dostrzegam, jak rozluźniają mu się mięśnie wokół trąby, jak przymykają się oczy. Dorastający słoń imieniem Alfre kładzie się, żeby odpocząć. Troje młodych tłoczy się, nadeptując Alfremu na ucho. W o w. Zabawa przechodzi w drzemkę, młode kładą się, a dorosłe osobniki stoją blisko siebie, chroniąc je. Czuć, jakie są spokojne, wiedząc, że ich rodzina jest już bezpieczna. Przyjemnie popatrzeć.
Wielu ludzi fantazjuje, że gdyby wygrali na loterii, rzuciliby pracę i oddali się wypoczynkowi, rozrywkom, rodzinie, rodzicielstwu, okazjonalnemu dreszczykowi seksualnych emocji. Jedliby, kiedy byliby głodni i spali, kiedy mieliby na to ochotę. Wielu ludzi po wyciągnięciu losu na loterii chciałoby żyć jak słonie.
Słonie wyglądają na szczęśliwe. Ale czy faktycznie są szczęśliwe, czy tylko takie się nam wydają? Mój wewnętrzny naukowiec prosi o dowody.
„Słonie doświadczają radości. Może nie takiej jak ludzie. Ale doświadczają radości” – twierdzi Cynthia².
Dla słoni radosne są takie same sytuacje jak dla nas: spotkania z „przyjaciółmi” i rodziną, pyszne jedzenie i picie. Zakładamy więc, że czują tak samo jak my. Ostrożnie z założeniami! Przez wieki domysły ludzi na temat innych zwierząt rozpięte były pomiędzy wiarą w to, że zwierzęta rzucają uroki, po przeświadczenie, że nie mają świadomości i nie czują bólu. Zdaniem naukowców można obserwować poczynania zwierząt, ale spekulacje na temat ich mentalności uważane są za bezsensowne, za stratę czasu.
Rozważania na temat mentalności zwierząt to główny temat tej książki. Przed nami niełatwe zadanie: dotrzeć tam, gdzie prowadzą fakty, logika i nauka. A trafić tam jest trudno.
Żyjące na wolności słonie towarzyszące Cynthii wyglądają na mądre. Wydają się pełne życia, skore do zabawy. Potężne, majestatyczne. Niewinne. Mają wszystkie te cechy. Łagodne. Wyróżniają się spośród innych zwierząt umiejętnością odpierania prześladowań ze strony człowieka. Jak my dążą do przetrwania i zapewnienia bezpieczeństwa potomstwu. Chcę się dowiedzieć, czy są do nas podobne. Czego nas uczą o nas samych?
Być może jednak będzie trzeba zadać te pytania w zupełnie inny sposób.
***
Cynthia Moss najlepiej czuje się w swoim obozowisku w parku Amboseli. Znajduje się ono w przytulnym zagajniku, na polance otoczonej palmami. Stoi tam niewielka chatka służąca za kuchnię i pół tuzina dużych namiotów, każdy z nich wyposażony w łóżko i parę mebli. Ostatniego ranka herbatka rozpoczęła się nieco później niż zwykle. Badaczka rozpięła namiot, by wyjść i sprawdzić, czy woda się już gotuje, a po drodze napotkała lwa siedzącego na schodku przy wejściu do pomieszczenia kuchennego. Za drzwiami krzątał się wyjątkowo pobudzony kucharz.
Dziś wszystko odbyło się zgodnie z planem, a przy tostach wreszcie zadałem Cynthii Kluczowe Pytanie: „Czego dowiedziałaś się o ludziach, poświęcając życie obserwacji słoni?”. Rzuciłem okiem na dyktafon, by sprawdzić, czy na pewno jest włączony, po czym wyluzowałem się trochę. Czterdzieści lat badań, to dopiero coś.
Cynthia jednak delikatnie odparła: „Myślę o nich jak o słoniach. I n t e r e s u j ą mnie jako słonie. Porównywanie ich do ludzi nie ma większego sensu. O wiele bardziej interesuje mnie analizowanie zwierzęcia jako zwierzęcia. Jak to się dzieje, że, powiedzmy, wrona, posiadając tak mały mózg, potrafi podejmować tak inteligentne decyzje? Nie interesuje mnie porównywanie wrony do trzyletniego dziecka”.
Odpowiedź Cynthii na moje pytanie, w której czuć było lekki sprzeciw, na początku zaskoczyła mnie tak, że nie do końca ją pojąłem. Potem jednak wprawiła mnie w zachwyt.
Przez wiele lat badań nad zachowaniem zwierząt zakładałem, że zwierzęta stadne – takie jak ptaki czy ssaki – są zasadniczo bardzo podobne do ludzi. Przybyłem tu, by obserwować podobieństwa pomiędzy słoniami a ludźmi. P i s z ę k s i ą ż k ę o podobieństwach między zwierzętami a ludźmi. Zmieniłem jednak nieco koncepcję. Kosztowało mnie to parę chwil, a może nawet dni. Sączyło się we mnie jak kroplówka.
Krótki, ale jakże znaczący komentarz Cynthii sugerował, że człowiek nie jest miarą wszystkiego. Cynthia weszła na wyższy poziom.
Komentarz Cynthii zmodyfikował nie tylko mój sposób zadawania pytań, ale moje myślenie. Chociaż pytanie „kim są” było głównym motorem moich rozważań, chciałem, by zwierzęta pokazały, jak podobne są do ludzi. Obecnie stawiam sobie o wiele trudniejsze i wnikliwsze zadanie: analizę tego, kim są zwierzęta jako takie – n i e z a l e ż n i e od ich podobieństw do ludzi lub ich braku.
***
Słonie, którym się przyglądamy, zgrabnie zrywają trawę, przeczesując ją trąbami, rytmicznie wypychając policzki jej pękami i rozcierając ją w wielkich zębach trzonowych. Ciernie, które mogłyby przebić oponę, owoce palmy, pęki traw – jedzą to wszystko. Pewnego razu dotknąłem języka słonia. Był bardzo gładki. Nie rozumiem, jak języki i żołądki słoni radzą sobie z tymi cierniami.
Co widzę? Słonie, które jedzą. Te słowa, podobnie jak wszystkie inne, zarzucają luźne lasso na rzeczywistość. Patrzę na „słonie” i dociera do mnie, że nie wiem nic o ich życiach. Nie wiem nawet, co to z n a c z y patrzeć na słonie.
Ale Cynthia wie. „Kiedy patrzysz na grupę zwierząt: lwów, zebr czy słoni – tłumaczy – widzisz dwa płaskie wymiary. Ale kiedy poznasz każde z osobna, ich osobowości, historie ich matek, historie ich dzieci, to zarysowują się kolejne wymiary”. Jeden ze słoni w rodzinie może wydawać się dostojny, wyniosły, szlachetny. Inny może sprawiać wrażenie nieśmiałego. Kolejny wyda się łobuzem nachalnie upominającym się o jedzenie w chudych czasach, jeszcze inny będzie zdystansowany albo „ekstrawagancko” skory do zabawy.
„Zrozumienie, jak bardzo są złożone, zajęło mi około dwudziestu lat – mówi Cynthia. – Odkąd śledzę losy rodziny Echo, czyli od mniej więcej czterdziestego piątego roku jej życia, zauważyłam, że Enid jest wobec niej niezwykle lojalna, Eliot ma zabawowy charakter, Eudora jest trochę szalona, Edwina wycofana, i tak dalej. Z czasem uczyłam się przewidywać ich kolejne zachowania. Pomagała mi w tym Echo. Rozumiałam jej przywódczą rolę, podobnie jak rozumiała ją jej rodzina!”
Patrzę na słonie.
Cynthia dodaje: „Dzięki temu pojęłam, że są całkowicie świadome naszych poczynań”.
Całkowicie świadome? Wydają się obojętne.
„Słonie nie w y d a j ą się świadome szczegółów – tłumaczy Cynthia – dopóki nie zmieni się coś dotychczas stałego”. Pewnego dnia kamerzysta pracujący z Cynthią postanowił ustawić się p o d wozem, by uzyskać inny kąt. Słonie, które zwykle po prostu mijały samochód, natychmiast to zauważyły, zatrzymały się i zaczęły się przyglądać. Dlaczego człowiek jest pod wozem? Samiec imieniem Mr. Nick wsunął swoją ciekawską trąbę pod auto, by zbadać sytuację. Nie był agresywny, nie próbował wyciągnąć stamtąd kamerzysty, był zwyczajnie zaciekawiony. Innego dnia, gdy przyjechał samochód wyposażony w specjalne drzwi przeznaczone do filmowania, słonie przyszły, by go obejrzeć, dotykając nowych drzwi trąbami.
Trąby to jednocześnie dziwnie znajome i znajomo dziwne obiekty. Niezmiernie wrażliwe i niewyobrażalnie silne, z jednej strony są w stanie podnieść z ziemi jajko, nie tłukąc go³, a z drugiej zabić człowieka jednym pacnięciem. Trąba zakończona jest dwoma wypustkami, jak dłoń w rękawiczce. Sposób, w jaki słonie jej używają, również wygląda znajomo, jakby były jednorękimi ludźmi; ich przedziwny nos się przeobraża, pozostając schowanym, a jednocześnie będąc na widoku. Czy kiedykolwiek pojmiemy to nieopisane piękno? Pomarszczona jak pnie palm, pod którymi słonie się nierzadko wylegują, trąba służy wyposażonym w nią osobnikom za scyzoryk. Zaokrąglona od zewnątrz, spłaszczona od wewnątrz gąsienica nosa wymiata jamy, rozpyla wodę, rozpryskuje błoto, rozdmuchuje kurz, sprawdza powietrze, zbiera jedzenie, wita przyjaciół, ratuje dzieci i wspiera młode. „Wyposażona jest w podwójne przewody do wciągania i rozpylania wody czy kurzu”⁴ – pisała Oria Douglas-Hamilton. Dziennikarka Caitrin Nicol dodaje, że trąba wykonuje zadania, do których wykonania „człowiek potrzebowałby oczu, nosa, rąk i narzędzi”⁵. Jeszcze sugestia od Yoshihito Niimury z Uniwersytetu Tokijskiego: „Wyobraź sobie, że masz nos na dłoni. Za każdym razem, gdy czegoś dotykasz, jednocześnie możesz to powąchać”⁶.
Zręcznie owijają te wspaniałe nosy wokół kępek trawy, a kiedy ziemia niechętnie odstępuje korzonki, szturchają ją delikatnie, by je zdobyć. Uwalniają pokarm i unoszą go. Czasem otrzepują korzonki z ziemi. Jedzą wolno, spokojnie. Często delikatnie bujają trąbą, zanim umieszczą porcję w trójkątnej szczęce. Czasem przerywają na chwilę, jakby wpadały w zadumę. Może po głośnym zrywaniu składników zgrzebnego bukietu żywności zatrzymują się, by posłuchać, skontrolować samopoczucie potomstwa, bezpieczeństwo rodziny, i zapobiec ewentualnym zagrożeniom.
Chciałbym wiedzieć, w jakim stopniu to, czego obecnie doświadczam, pokrywa się z tym, czego doświadcza słoń. Nasze kanały odbioru są podobne: wzrok, węch, słuch, dotyk, smak; to, co zmysły przekazują świadomości, musi być podobne. Widzimy te same hieny i słyszymy te same lwy. Doświadczamy zmysłami tego samego świata. Jednak my, jak większość naczelnych, w dużej mierze polegamy na wzroku; słonie, jak większość pozostałych ssaków, mają wyostrzony węch. Ich słuch również jest doskonały.
Jestem pewien, że tutejsze słonie mają głębsze doświadczenie od mojego – to ich dom, znają historię tego miejsca. Nie wiem też, co myśli Cynthia, kiedy prowadzi swoje ciche i dogłębne obserwacje.TEN SAM MÓZG
Czworo zaokrąglonych młodych podąża za potężnymi matkami przez wielkie, słodko pachnące połacie traw. Dorosłe osobniki, kroczące śmiało, jak gdyby szły na umówione spotkanie, prowadzą mokry, błotnisty marsz, mieszając się z grupą około stu innych słoni. Rodziny każdego dnia dochodzą z legowisk położonych na pokrytych krzakami wzgórzach na moczary, a potem wracają. Dla wielu to piętnastokilometrowa wycieczka. Na tej trasie, między wschodem a zachodem słońca, wiele może się zdarzyć.
Nasze zadanie: rano musimy je znaleźć i zorientować się, który jest który i jak się ma sytuacja. Założenie jest proste, ale to setki słoni, ponad tuzin rodzin.
„Musisz poznać k a ż d e g o! Koniecznie!” – mówi Katito Sayialel z melodyjnym akcentem, świeżym i lekkim jak ten afrykański poranek. Katito to wysoka i sprawna Masajka, która od ponad dwudziestu lat wraz z Cynthią zajmuje się badaniem życia słoni.
„Każdego”, czyli ile?
„Ja potrafię rozpoznać wszystkie dorosłe samice – głośno myśli Katito – dziewięćset, może tysiąc. Jakieś dziewięćset. Tak”.
Rozpoznać setki słoni? J a k to możliwe? Niektóre z nich rozpoznaje po cechach charakterystycznych – umiejscowieniu dziury w uchu, na przykład. Ale na inne wystarczy, że rzuci okiem i już wie. Jakby widziała znajomych.
Przyglądając się relacjom społecznym wśród słoni, nie można sobie pozwolić na zadawanie pytania: „Chwila, k t ó r y to był?”. Trzeba je znać. Każdy słoń również rozpoznaje setki innych słoni. Żyją w rozległych grupach rodzin i przyjaciół. To dlatego słyną ze swojej pamięci. Z całą pewnością rozpoznają też Katito.
„Kiedy przyjechałam tu po raz pierwszy – wspomina Katito – usłyszały mój głos i wiedziały, że jestem nowa. Przyszły mnie powąchać. Teraz mnie znają”.
Jest tu też Vicki Fishlock. Ta niebieskooka Brytyjka po trzydziestce badała goryle i słonie w Kongu, a potem zaczęła pisać doktorat i przeniosła się tutaj, do Cynthii. Jest tu już od kilku lat i nie planuje tego zmieniać, jeśli nie będzie takiej konieczności. Zwykle Katito sprawdza listę obecności wśród słoni, a Vicki obserwuje zachowanie. Dzisiaj doszło do pewnego odstępstwa od normalnego planu – zajmują się wprowadzaniem mnie.
Zaraz za wysoką słoniową trawą pięć dorosłych osobników i czworo młodych pogryza niższą i mniej obfitą. To więcej roboty, a więc smak zapewne jest lepszy. Nie musiały czytać etykiety produktu. Podświadomość podpowiedziała im, co zrobić, nagradzając przyjemnością płynącą z wyboru bardziej pożywnego jedzenia. U ludzi działa to podobnie – dlatego tłuszcz i cukier smakują tak dobrze.
Pasące się słonie suną za czaplami i orbitującymi galaktykami jaskółek. Ptaki liczą na to, że słonie podburzą owady, przedzierając się przez trawiaste morza niczym ogromne szare statki. Promienie słońca odbijają się od ich szerokich, rozbujanych pleców jak blask od oceanicznych fal. Dźwięki rozrywania, żucia. Trzepot uszu. Chlupnięcia łajna. Bzyczenie much i trzaskanie ogonem. I, przede wszystkim, bezgłośne sygnały tych wielkich istot. Bez słów opowiadają o czasie przed ludźmi. Zajmują się swoim życiem, ignorując nas.
„One nas nie ignorują” – poprawia mnie Vicki. – Oczekują od nas uprzejmości, a my spełniamy to oczekiwanie. Dlatego nie zwracają na nas uwagi”.
„Nie zawsze się tak wobec mnie zachowywały – dodaje. – Kiedy zaczynałam, były przyzwyczajone do pojazdów, które robiły kilka zdjęć i potem się oddalały. Nie podobało im się zbytnio, że po prostu siedzę i patrzę na nie przez długi czas. Mają wobec nas pewne oczekiwania. Jeśli ich nie spełniamy, dają znać, że to dostrzegły. Nie robią tego w żaden przerażający sposób. Mogą na przykład potrząsnąć głową i rzucić spojrzenie z serii «J a k i masz problem?»”.
Podążamy za nimi przez wzgórza i zarośla. Słonica Tecla idąca parę metrów przed nami nagle zawraca, trąbi i okazuje niechęć. Po lewej od nas zaryczało młode cielę.
„Przepraszam, przepraszam, przepraszam” – mówi Katito do Tecli. Hamuje i wyłącza silnik. Wygląda na to, że oddzieliliśmy młode od matki. Jednak Tecla nie jest matką. Inna samica, w trakcie laktacji, nadbiega, mijając nas z bliska. To właśnie matka, zaalarmowana przez Teclę. Tecla zakomunikowała: „Ludzie wkraczają między ciebie a twoje dziecko, z r ó b coś”.
„Słonie są jak ludzie – mówi Katito. – Bardzo inteligentne. Lubię ich charakterki. Podoba mi się, jak się zachowują i jak bronią swoich rodzin. Tak”.
Jak ludzie? To porównanie jest nieuniknione, gdyż w wielu elementarnych sprawach faktycznie jesteśmy podobni. Ale widzę już, jak Cynthia upomina mnie, przypominając, że słonie to nie ludzie. Słonie to słonie.
Matka dołącza do dziecka, przywracając porządek. Posuwamy się powoli naprzód. Kiedy jeden osobnik rozumie swoją pozycję, drugiego osobnika wobec trzeciego – tak jak Tecla wiedziała, kto jest matką dziecka – nazywa się to „rozumieniem relacji z osobami trzecimi”¹. Naczelne pojmują takie zależności, podobnie jak wilki, hieny, delfiny, krukowate i niektóre papugi². Papuga na przykład może być zazdrosna o małżonka swojej właścicielki³. Kiedy popularne tutaj koczkodany słyszą wołanie przestraszonego dziecka, od razu szukają jego matki⁴. Doskonale wiedzą, kim są i k i m s ą w s z y s c y wokół. Dokładnie rozumieją, kto jest dla kogo ważny. Kiedy samice wolno żyjących delfinów chcą, by młode przestały zbliżać się do l u d z i, potrafią uderzyć ogonem w stronę człowieka przykuwającego uwagę dziecka, sygnalizując tym samym: „Koniec zabawy, moja kolej”⁵. Kiedy młode delfiny bawią się z asystentami badaczki Denise Herzing, samice czasem kierują swoje – jak by je nazwać… reprymendy? – w stronę s a m e j H e r z i n g. Dowodzi to, że rozumieją, iż doktor Herzing jest przywódczynią wszystkich ludzi znajdujących się w wodzie. To zadziwiające, że żyjące na wolności stworzenia potrafią pojąć hierarchię panującą wśród ludzi.
„Najbardziej niesamowita wydaje mi się – podsumowuje Vicki – nasza z d o l n o ś ć do wzajemnego rozumienia się. Uczymy się niewidzialnych granic stawianych przez słonie. Wyczuwamy, kiedy jest czas powiedzieć «Nie będę naciskać». Słowa takie jak «irytacja», «szczęście», «smutek» czy «napięcie» naprawdę oddają stany emocjonalne słoni. Mamy podobne doświadczenia, bo jesteśmy wyposażeni w podobne mózgi” – dodaje z błyskiem w oku.
Patrzę na słonie, wyluzowane do tego stopnia, że przechodzą kilka metrów od naszego pojazdu. Vicki mówi: „To jeden z największych przywilejów, móc poruszać się wraz ze słoniami, które nie mają problemu z naszą obecnością. Na przykład w Tanzanii jest mnóstwo kłusowników. Ale nie tutaj…”. Vicki mówi do nich spokojnym głosem: „Cześć, kochanie” lub „Kto jest taką słodką dziewczynką?”. Wspomina, jak po śmierci Echo jej rodzina odeszła na trzy miesiące pod wodzą córki Echo, Enid. „A kiedy wrócili, witałam je: «Cześć, tęskniłam za wami». I nagle Enid u n i o s ł a głowę i zatrąbiła g ł o ś n o, a jej uszy zatrzepotały. Słonie zebrały się na tyle blisko mnie, że mogłam ich dotknąć, a na ich twarzach widniały prawdziwe emocje. To zaufanie. Czułam się, jakbym – opowiada z uczuciem Vicki – została przytulona przez słonie”.
***
Pewnego razu obserwowałem słonie z innym badaczem w innym afrykańskim rezerwacie. Kilka dorosłych osobników odpoczywało z młodymi w cieniu palmy, wachlując się uszami w upale. Badacz twierdził, że słonie te „mogą po prostu przenosić się między cieplejszymi a chłodniejszymi rejonami, nie doświadczając właściwie niczego”. Twierdził, że nie był w stanie „sprawdzić, czy słoń jest choć trochę bardziej świadomy od drzewa”.
Nie był w stanie sprawdzić? Przede wszystkim drzewa zachowują się trochę inaczej niż słonie. Drzewo nie daje oznak posługiwania się umysłem, nie podejmuje decyzji, nie chroni swojego potomstwa. Z drugiej strony ludzie i słonie wyposażeni są w prawie identyczne układy nerwowe i hormonalne, zmysły, mleko dla młodych. Doświadczają agresji i strachu w podobnych momentach. Upieranie się, że słoń nie jest bardziej świadomy od drzewa, nie tłumaczy jego zachowania w większym stopniu niż stwierdzenie, że posiada świadomość. Mój kolega uważał się za obiektywnego badacza. A było na odwrót – konsekwentnie zmuszał się do ignorowania dowodów. To postępowanie całkowicie nienaukowe. Nauka opiera się na dowodach.
W tym rzecz. Z kim mamy do czynienia? Jaki rodzaj umysłu zasiedla ten świat?
To niezbadany obszar. Nie zakładajmy, że inne zwierzęta są lub nie są pozbawione świadomości ani że są podobne do nas lub odmienne. Przyjrzyjmy się dowodom oraz wnioskom, do jakich prowadzą. Zbyt łatwo poczynić b ł ę d n e założenia, których konsekwencje będą trwać przez wieki.
W V wieku p.n.e. grecki filozof Protagoras ogłosił: „Człowiek jest miarą wszechrzeczy”. Czujemy się więc upoważnieni, by zadawać światu pytanie: „Jak dobry jesteś?”. Zakładamy, że od nas pochodzą standardy, że stanowimy punkt odniesienia. Z tego powodu wielu spraw nie dostrzegamy. Cechy uważane za „wyznaczniki człowieczeństwa” – empatia, komunikacja, żal, wytwarzanie narzędzi i tak dalej – występują w różnych stopniach u innych stworzeń zamieszkujących ten świat. Kręgowce (ryby, płazy, gady, ptaki i ssaki) wyposażone są w podobny szkielet, organy, układ nerwowy i hormonalny oraz wykazują podobne typy zachowań. Samochody, różniące się modelami, wszystkie mają silniki, układy napędowe, cztery koła, drzwi i siedzenia. Tak samo my różnimy się między sobą głównie wyglądem zewnętrznym i paroma cechami wnętrza. Jak naiwni kupcy aut, ludzie w większości dostrzegają tylko różnicę w wyglądzie.
Mówimy o „ludziach i zwierzętach”, jakby życie dzieliło się na jedynie dwie kategorie: „my” i „one wszystkie”. Nauczyliśmy słonie dźwigać drewno, w laboratoriach wpuszczamy szczury do labiryntów, by obserwować proces uczenia się, użyliśmy gołębi, by zgłębić podstawy psychologii, zbadaliśmy muchy, by zrozumieć, jak działa nasze DNA, zaraziliśmy małpy groźnymi chorobami, by stworzyć szczepionki dla ludzi, w domach i miastach psy służą jako przewodnicy, którzy widzą oczami swoich czworonożnych opiekunów. Przy całej tej bliskości utrzymujemy nieśmiało, że „zwierzęta” nie są jak my – chociaż sami jesteśmy zwierzętami. Czy ta relacja mogłaby być jeszcze bardziej niezrozumiała?
Żeby zrozumieć słonie, należy zagłębić się w temat świadomości, inteligencji czy uczuciowości. Wtedy dostrzega się brak standardowych definicji. Ludzie zajmujący się tymi kwestiami czasami kłócą się nie dlatego, że się nie zgadzają, ale dlatego, że używają tych samych słów, by wyrazić odmienne sądy. Stąd nieporozumienia. Filozofowie, psycholodzy, ekolodzy i neurolodzy to ślepcy na podstawie czucia opisujący różne części tego samego przysłowiowego słonia. Na pocieszenie: ich niezgoda pozwala nam opuścić ramy akademii, zaczerpnąć świeżego powietrza, zmienić perspektywę na szerszą i pomyśleć samodzielnie.
Zacznijmy od zdefiniowania świadomości. Standardowa formułka brzmi: ś w i a d o m o ś ć t o z d o l n o ś ć d o s u b i e k t y w n e g o o d c z u w a n i a ⁶. Ta prosta definicja pochodzi od Christofa Kocha, który prowadzi Instytut Nauk o Mózgu im. Allena w Seattle. Kiedy zranisz się w nogę, dotyczy to poziomu fizyczności. Kiedy zranienie boli – to poziom świadomości. Część ciebie, która odczuwa ból, która myśli i czuje, to u m y s ł. Z d o l n o ś ć d o o d c z u w a n i a w r a ż e ń z m y s ł o w y c h to co innego. Występuje ona, w różnym stopniu, u ludzi, ptaków, żuków, małży, meduz i drzew – u ludzi jest zaawansowana, u roślin śladowa. P r o c e s y p o z n a w c z e odnoszą się do percepcji, nabywania wiedzy i rozumienia. M y ś l e n i e to proces oceniania i rozważania tego, co zostało poznane za pomocą percepcji. Jak wszystko, co dotyczy żywych stworzeń, myślenie również można opisać poprzez skalę. U jaguara będzie to rozważanie, w jaki sposób zajść pekari od tyłu, u strzelca mierzenie do celu, u człowieka rozmyślanie nad propozycją małżeństwa. Odczuwanie zmysłowe, poznawanie i myślenie przenikają się i przeplatają, eskalując zdolności i procesy zachodzące w świadomych umysłach.
Świadomość jest nieco przereklamowana. Bicie serca, oddychanie, trawienie, metabolizm, odpowiedzi immunologiczne, gojenie się ran i złamań, zegar biologiczny, cykl płciowy, ciąża, wzrost – to wszystko odbywa się bez jej udziału. Podczas narkozy pozostajemy żywi, mimo że chwilowo pozbawia się nas świadomości. A podczas snu nasze nieświadome mózgi ciężko pracują, porządkując, oczyszczając i regenerując. Ciało jest zarządzane przez kompetentny personel, który działał już zanim firma nabyła świadomość. Szkoda, że nie można osobiście spotkać się z tą ekipą.
Możemy wyobrażać sobie świadomość jako ekran komputera, który widzimy i z którym nawiązujemy kontakt, napędzany przez kody, których nie potrafimy rozpoznać i o których nie mamy pojęcia. Jeśli w umyśle mamy dostęp tylko do świadomości, to większość mózgu pogrążona jest dla nas w ciemności. Tim Ferris, były redaktor naczelny magazynu „Rolling Stone” i autor artykułów o tematyce naukowej, napisał: „Umysł ani nie kontroluje, ani nawet nie rozumie większości procesów zachodzących w mózgu”⁷.
Po co więc nam świadomość? Drzewa i meduzy radzą sobie bez niej, chociaż ich doświadczenie jest ograniczone. Świadomość przydaje się, gdy trzeba oceniać, planować i podejmować decyzje.
W jaki sposób świadomość – ludzi, słoni czy innych gatunków – wyłania się z koktajlu komórek i mieszanki wykonywanych przez nie elektrycznych oraz chemicznych procesów? Jak mózg tworzy świadomość? Nikt nie wie, w jaki sposób komórki nerwowe, nazywane też neuronami, ją wytwarzają. Wiemy tylko, że świadomość może zostać zakłócona przez zniszczenie mózgu. Czyli to on stanowi jej źródło. Eric R. Kandel, nagrodzony nagrodą Nobla naukowiec zajmujący się mózgiem i umysłem, napisał w 2013 roku: „Umysł i mózg są nierozdzielne”⁸. Świadomość wynika z sieci neuronów i zależy od ich współpracy.
Jak wielu połączonych neuronów potrzeba? Nikt nie wie, na jakim poziomie zaczyna się choćby najbardziej podstawowa świadomość. Meduzy prawdopodobnie jej nie mają, robaki możliwe, że tak. Pszczoły wyposażone w nieco ponad milion komórek mózgowych rozpoznają wzory, zapachy i kolory kwiatów oraz zapamiętują ich lokalizacje. Występujący u pszczół taniec ma za zadanie komunikować kolegom i koleżankom z ula kierunek i odległość do nektaru, który znalazły, a także określać jego obfitość. Pszczoły „wykazują wyjątkową wiedzę”⁹ – mówi słynny neurolog Oliver Sacks. Pszczoła może przerwać taniec drugiej¹⁰, jeśli doświadczyła kłopotów w okolicy tego samego kwiatu – na przykład konfrontacji z drapieżnikiem, jak pająk. Pszczoły poddane przez naukowców symulacji ataku reagują swoistą zmianą nastroju, wykazując „dokładnie takie same przejawy występowania negatywnych emocji, jakie znamy od ludzi”¹¹. Co jeszcze ciekawsze, u pszczół występują te same hormony¹², które ludzi skłaniają do ciągłego poszukiwania nowości. J e ś l i hormony te dostarczają pszczołom dreszczyku przyjemności czy motywacji, posiadają one świadomość. Niektóre zaawansowane społecznie osy potrafią rozpoznawać osobniki po twarzach¹³, co wcześniej uważano za domenę wyłącznie ssaków. „To całkowicie jasne – mówi Sacks – że owady potrafią zapamiętywać, uczyć się, myśleć i komunikować na wiele nieoczekiwanych sposobów”.
Czy jakiekolwiek inne stworzenie może naprawdę być świadome, nie posiadając potężnej, pomarszczonej kory mózgowej, w której zachodzą procesy myślowe u ludzi? Okazuje się, że tak; dotyczy to także niektórych ludzi. Trzydziestoletni Roger stracił 95 proc. kory wskutek choroby¹⁴. Roger nie pamięta dekady przed infekcją, nie czuje zapachu ani smaku oraz ma duże trudności w tworzeniu wspomnień. Wie jednak, kim jest, rozpoznaje siebie w lustrze i na zdjęciach oraz zasadniczo zachowuje się normalnie w otoczeniu innych ludzi. Posługuje się humorem i odczuwa zawstydzenie. A to wszystko korzystając z mózgu, który nie przypomina już ludzkiego.
Przekonanie, że jedynie ludzie posiadają świadomość, jest mało postępowe. Ludzkie zmysły stępiły się przez lata kontaktu z cywilizacją. Wiele zwierząt cechuje bardziej zaawansowana uważność – wystarczy popatrzeć na słonie, kiedy coś w ich środowisku się zmieni – a ich organizmy są doskonale wyspecjalizowane w wykrywaniu najdrobniejszych zagrożeń czy okazji. W 2012 roku naukowiec pracujący nad „Deklaracją z Cambridge o świadomości” stwierdził, że „wszystkie ssaki i ptaki oraz wiele innych stworzeń, w tym ośmiornice” wyposażone są w układ nerwowy zdolny do wytworzenia świadomości. (Ośmiornice korzystają z narzędzi i rozwiązują problemy równie umiejętnie co małpy człekokształtne – a są m i ę c z a k a m i). Nauka potwierdza oczywistość: inne zwierzęta słyszą, widzą i czują uszami, oczami i nosami; boją się, gdy mają powód, odczuwają szczęście, gdy wydają się szczęśliwe.
Jak pisze Christof Koch: „Czymkolwiek jest świadomość , psy, ptaki i mnóstwo innych gatunków ją posiada… One również d o ś w i a d c z a j ą życia”¹⁵.
Mój pies Jude spał na dywaniku, śniąc o bieganiu, jego nadgarstki poruszały się, aż wydał przeciągły, stłumiony jęk. Chula, mój drugi pies, natychmiast zareagował i podbiegł do Jude’a. Jude przebudził się i skoczył, szczekając głośno, jak gdyby przeniósł sen do pełnej świadomości, zupełnie jak osoba obudzona z krzykiem z koszmarnego snu, której potrzeba jeszcze kilka chwil, by wrócić do rzeczywistości.
Każda linia, którą próbujemy ostro zarysować, na przykład między ludźmi i słoniami, zostaje rozmazana przez naturę. Co ze stworzeniami bez układu nerwowego? Czyż nie stanowią linii podziału?
Rośliny zdają się nie posiadać układu nerwowego. Jednak w y t w a r z a j ą t e s a m e s u b s t a n c j e – takie jak serotonina, dopamina czy glutaminian – pełniące funkcję neuroprzekaźników u zwierząt, w tym u ludzi. Rośliny wyposażone są w układy przekazywania informacji podobne do zwierzęcych, ale wolniejsze. Jak wykorzystują takie możliwości? Michael Pollan zauważa, nieco metaforycznie, że „rośliny mówią językiem chemicznym, którego bezpośrednio nie dostrzegamy ani nie potrafimy zrozumieć”. Nie twierdzę, że rośliny doświadczają zmysłowo, ale z pewnością są zdolne do intrygujących rzeczy. My wyczuwamy substancje zapachem i smakiem, rośliny natomiast wykrywają je w powietrzu, glebie i na sobie samych. Liście zwracają się ku słońcu. Kiedy pnącza i korzenie dotykają przedmiotów, zmieniają swoje zachowanie. Rosnące korzenie niekiedy zmieniają kierunek jeszcze p r z e d zetknięciem się z przeszkodą czy toksyną. Rośliny odpowiadają podobno na n a g r a n y dźwięk wydawany przez gryzące gąsienice wytworzeniem większej ilości substancji obronnych. Atakowane przez owady i roślinożerców produkują specjalne substancje, które rozpoczynają obronę chemiczną i zachęcają polujące na insekty osy, by stłumiły inwazję. Poprzez kwiaty rośliny sygnalizują pszczołom i innym zapylaczom, że nektar jest gotowy.
Rośliny również mają konkretne zachowania, ale tylko u gatunków owadożernych i o liściach wyjątkowo wrażliwych na światło odbywają się one wystarczająco szybko, by ludzkie oko mogło je dostrzec. Patrząc na łąkę, Pollan napisał, że „trudno wyobrazić sobie niewidoczne chemiczne pogawędki dotyczące głównie wołania o pomoc, odbywające się wszędzie wokół, podobnie jak to, że nieruchome organizmy mogą przejawiać jakiekolwiek «zachowania»”. Ale Karol Darwin zakończył swoją książkę The Power of Movement in Plants następującym spostrzeżeniem: „Nie byłoby przesadą stwierdzenie, że końcówki korzeni działają podobnie jak mózgi zwierząt na niższym poziomie ewolucyjnym, odbierając bodziec dzięki odpowiednim organom i zarządzając ruchami”. Wchodzimy na pole minowe potencjalnych nieporozumień. Botanik Tim Lowman, podobnie jak Cynthia Moss, nie chciał porównywać roślin do ludzi. Doceniał je jako rośliny. „One odżywiają się światłem – powiedział – czy to nie wystarczy?”¹⁶.
Głównym powodem, dla którego przywołałem przykład roślin, jest chęć zaznaczenia, że gdy wziąć pod uwagę przedziwność roślin i różnice pomiędzy roślinami a zwierzętami, słonica zajmująca się dzieckiem przypomina człowieka do tego stopnia, że mogłaby równie dobrze być moją siostrą.MÓWIĘ CZEŚĆ
Słonie afrykańskie posługują się jednym konkretnym hasłem alarmowym, które zapewne jest ich odpowiednikiem słowa „pszczoły!”¹. Uciekają, potrząsając głowami, gdy tylko usłyszą bzyczenie. W ten sam sposób reagują na nagranie słoni alarmujących o obecności pszczół. Nie potrząsają głowami, gdy puści im się nagranie ludzkich głosów. Gest ten zarezerwowany jest dla pszczół. Słonie chcą uciec, zanim wściekłe owady wpadną im do uszu i nosów. Osobniki utrzymywane w zoo w USA, które nigdy nie zostały zaatakowane przez afrykańskie pszczoły miodne, nie odpowiadają na bzyczenie. W Afryce starsze słonie reagują natychmiast, podczas gdy młodsze je obserwują i naśladują ich zachowanie. „Widzą, że ich matka dostrzega w pszczołach niebezpieczeństwo – tłumaczyła mi badaczka Lucy King. – To jeden ze sposobów, w jaki się uczą”. Moja koleżanka widziała kiedyś, jak antylopy impala uciekały po usłyszeniu hałasu, którym słonie usiłowały przegonić stado likaonów; jej przewodnik powiedział, że antylopy nigdy nie reagują, gdy słonie ryczą na siebie wzajemnie lub na ludzi. To by oznaczało, że słonie komunikują konkretne rzeczy, które antylopy są w stanie zrozumieć.
Cielęta słoni „pomrukują”, ale posługują się dwoma zupełnie różnymi „słowami”, by wyrazić zadowolenie i złość. Kiedy jest im przyjemnie, wydają odgłos auuurrr, a gdy czują się źle, ktoś je popchnie, uderzy, kopnie lub gdy matka odmówi im mleka, mruczą baruuu². Niektóre wołania matki powodują natychmiastowe pojawienie się dziecka z powrotem w pobliżu. Można by przetłumaczyć je jako „chodź tu”.
Interakcje pomiędzy słoniami pokazują, że rozumieją one swoje komunikaty, niezależnie od tego, czy przekazują konkretną informację, taką jak „chodźmy”, czy po prostu oddają natężenie emocji, porównywalne do naszego użycia tonu głosu. „N i e c i e r p l i w i ę s i ę! C h o d ź m y!” – znaczenie często zależy od kontekstu. Ponieważ odbiorca zna kontekst, rozumie przekaz.
Ludzka mowa działa podobnie; znaczenie często zależy od kontekstu i natężenia emocji. Mogę powiedzieć „h e j!” i zabrzmieć przyjaźnie lub ostro, a odbiorca zrozumie, czy próbuję się miło przywitać, czy raczej ostrzec. Dla słonia trąbienie innego słonia brzmi pewnie jak czyjeś zawołanie „h e j!”. Odcienie znaczeniowe wynikające z intencji nadawcy są odpowiednio interpretowane przez doświadczonego odbiorcę. Taki sposób kodowania i dekodowania to jedna z czynności, jaką wykonuje czteroipółkilogramowy, przypominający wielkością bochen chleba, mózg słonia.
Do 1967 roku nikt nie wiedział, że powszechnie występujące kotawce sawannowe wydają odgłosy o różnych znaczeniach³. Czyli słowa. Kiedy w pobliżu pojawi się niebezpieczny kot, wydają sygnał ostrzegawczy, po którym wszystkie wskakują na drzewa. Kiedy nadlatuje wojownik zbrojny lub wojownik wspaniały , dwusylabowe zawołanie sprawia, że małpy patrzą w niebo i uciekają w stronę ziemi (a n i e na drzewa). Są bystrymi obserwatorami ptaków; nie reagują na gadożery białobrzuche ani sępy afrykańskie, które nie polują na kotawce. Na widok niebezpiecznego węża małpa wydaje „ćwierkający” odgłos, a reszta staje na tylnych łapach, rozglądając się w poszukiwaniu gada. Kotawce z Amboseli posługują się słowami „lampart”, „wąż”, „orzeł”, „pawian”, „inny drapieżnik”, „nieznany człowiek”, „małpa dominująca”, „małpa podporządkowana”, „patrz na inną małpę”, „uważaj na konkurencyjne stado”. Do osiągnięcia wieku sześciu czy siedmiu miesięcy kotawcom zdarza się zareagować w nieodpowiedni sposób na okrzyk alarmowy – na przykład wskakują na drzewo w reakcji na ostrzeżenie przed orłem. Do drugiego roku życia młoda małpa wydaje dźwięk o znaczeniu „orzeł” na widok małych ptaków albo „lampart” na widok małych kotów. Kotawce nabywają zdolność poprawnej wymowy mniej więcej w połowie okresu dojrzewania, podobnie jak ludzie.
Niektóre inne małpy również wydają odgłosy alarmowe odnoszące się do poszczególnych niebezpieczeństw. Między innymi titi, koczkodany białonose i gerezy przekazują dodatkowe informacje poprzez szereg sygnałów, a nie tylko pojedyncze dźwięki⁴. (Co zaskakujące, podobnie jest w przypadku niektórych małych ptaków, takich jak lasówka złotoskrzydła czy rudzik; kto wie, u jakich jeszcze). Koczkodany liberyjskie posługują się sekwencjami dźwięków ułożonymi według pewnej składni, gdzie od kolejności zależy znaczenie – na przykład czy widzą, czy tylko słyszą drapieżnika⁵. Kiedy niebezpieczeństwo jest daleko, koczkodan liberyjski wyda okrzyk alarmowy opatrzony modulującą przydawką, niskie „bum” sugeruje „w oddali widzę lamparta, bądźcie przygotowani”. Bez „bum” okrzyk oznacza „jest tu lampart!”. Koczkodany liberyjskie posługują się trójdźwiękowymi sekwencjami, by ostrzegać przed lampartami, a czterodźwiękowymi, by zawiadamiać o wojownikach wspaniałych. Koczkodany Diany reagują na ostrzeżenia koczkodanów liberyjskich; bariera językowa zanika, kiedy stawka jest wysoka. Gibony (mniejsze małpy człekokształtne z lasów południowo-wschodniej Azji) układają piosenki z przynajmniej siedmiu różnych odgłosów⁶. Śpiewy odstraszają intruzów, przyciągają partnerów i zawiadamiają o obecności drapieżników. Szympansy posługują się ponad dziewięćdziesięcioma różnymi kombinacjami odgłosów połączonymi z bębnieniem o pnie w konkretnych kontekstach⁷. „Pohukiwanie” samicy może służyć za ogłoszenie jej nadejścia, a gdy zbliży się ona do dominującego samca, zmieni się ono w „pochrząkiwanie”. Komunikuje tym samym coś w rodzaju: „cześć, jestem tu i robię t o”. Kiedy jeden szympans zaatakuje drugiego, ofiara może „przesadzać” z reakcją, j e ś l i w pobliżu znajduje się wysoki rangą osobnik, który mógłby jej pomóc⁸.