Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Poza Układem - ebook

Rok wydania:
2008
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
15,36

Poza Układem - ebook

Książka jest reprezentatywnym wyborem publicystyki politycznej Andrzeja Gwiazdy i Joanny Dudy-Gwiazdy z lat 1988-2006, w której komentowali oni rzeczywistość początków transformacji ustrojowej. Zbiór obejmuje głównie teksty z niszowego, wydawanego przez małżeństwo pisma "Poza Układem". Nakład wydanej w 2008 r. książki jest już wyczerpany - teraz doczekała się wersji elektronicznej.

Lekturę polecamy szczególnie młodym, którzy nie pamiętają "tamtych czasów". Fragment felietonu "władza dla władzy" z 1991 r dobrze oddaje (niestety) ponadczasowy charakter tej książki: Wszystkie te polityczne gry i zabawy, przepychanki, kariery i upadki można śledzić z zaciekawieniem i uśmiechem, dopóki nie uświadomimy sobie, że nie dzieje się to w Zimbabwe. To historia polityki w Polsce w czasach, kiedy Polska miała szanse wybić się na niepodległość, a Polacy mogli zacząć pracować i urządzać się we własnym kraju. (...) Dzikie plemiona nieudanych polityków wsadzają na wysoką palmę, niedostępną górę lub wyrzucają z wioski. Cywilizowani Polacy grzecznie wybierają ich w kolejnych „wolnych wyborach”

Spis treści

  • Przeszłość dla przyszłości
  • Do czytelników
  • Poważnie o „okrągłym stole”
  • Ocena sytuacji przygotowana przez Andrzeja Gwiazdę na spotkanie członków Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”, w Gdyni w dniu 18 grudnia 1988 r.
  • Mecz na dwu boiskach
  • Jak wrócić do normalności w gospodarce?
  • Szok
  • Opinia w sprawie zadłużenia zagranicznego
  • Poradnik oportunisty
  • Antysemityzm
  • Reforma gospodarcza, czyli pies Szwejka
  • Wybory mniejszego zła
  • Rewelacje Jerzego Urbana
  • Niebezpieczeństwa związane z otwarciem Polski na gospodarkę światową
  • Władza dla władzy
  • Czy to będzie nowy sejm?
  • Spiskowa Teoria Historii,czyli odwracanie kota ogonem
  • Polowanie na czarownice
  • Na marginesie książki Kiszczaka
  • Prawo własności
  • Letnie kanikuły
  • Pod sztandarem prawicowości
  • Partie polityczne
  • Kurtyna częściowo przepuszczalna
  • Moja opinia o „Strategii dla Polski”
  • Co się zdarzyło w Polsce?
  • Głosuję na „nie-Europę”
  • List otwarty do czytelnika prawicowca
  • O, la vache! Nadchodzi Era Wodnika
  • O lustracji jeszcze raz
  • Jak doszło do porzucenia idei niezależnego działania?
  • Wchodzić – nie wchodzić
  • O JOW-ach krytycznie
  • Jeszcze dalej w tej samej koleinie
  • Czym była pierwsza „Solidarność”?
  • Po co nam elity?
  • Elity „Solidarności”
  • Agenci i ich obrońcy
  • O autorach
Kategoria: Polityka
Zabezpieczenie: brak
ISBN: 978-8-3934-5304-7
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Przeszłość dla przyszłości

30 lat temu, w końcowych dniach kwietnia 1978 r., w Trójmieście założono Wolne Związki Zawodowe Wybrzeża (WZZ). Wśród ich twórców znaleźli się Andrzej Gwiazda (jeden z trzech sygnatariuszy deklaracji Komitetu Założycielskiego) i jego żona, Joanna. Co było dalej, to mniej więcej wiadomo. Przypomnijmy jednak, dla porządku, dwa fakty: 1. WZZ-y stały się fundamentem „Solidarności”, a ich działacze byli liderami słynnego strajku w Stoczni Gdańskiej w sierpniu 1980 r.; 2. Andrzej Gwiazda został 17 września 1980 r. wybrany wiceprzewodniczącym NSZZ „Solidarność” – pierwszej w PRL-u organizacji politycznej, niezależnej od władz komunistycznych.

„Solidarność” jest jedną z najbardziej znanych na świecie polskich inicjatyw. W samym kraju odwołania do jej dziedzictwa i etosu są powszechne ponad wieloma podziałami politycznymi. Dawni liderzy Związku są powszechnie znani – wszyscy ci, którzy wciąż żyją i nie wycofali się z działalności publicznej. Z jednym wyjątkiem.

Osoba ta żyje. Osoba ta po roku 1989 nie zaprzestała działalności publicznej. Osoba ta nie wyjechała z Polski. Osoba ta nie została skazana za żadne przestępstwo – wręcz przeciwnie, znana jest z krystalicznej uczciwości. Osoba ta nie „przeprasza za Solidarność”, jak uczynił jeden z dawnych liderów Związku, Zbigniew Bujak. Osoba ta nie głosi, że Polska padła ofiarą spisku żydowskiego, jak twierdzi inny z weteranów tego ruchu, Kazimierz Świtoń.

Osobą tą jest Andrzej Gwiazda.

W ostatnich latach co prawda pojawia się czasem w mediach. Zmiana sytuacji politycznej sprawiła, że spośród dawnych działaczy „Solidarności” przypomniano, a nawet uhonorowano tych, którzy po niemal dwóch dekadach „zapominania” byli znani głównie osobom o bardzo dobrej pamięci oraz garstce historyków. Nie zmienia to faktu, że były wiceprzewodniczący „Solidarności” oraz jego nieodłączna towarzyszka, także polityczna, czyli Joanna Gwiazda, przywoływani są głównie w charakterze wspominkowym. Ich opinie o losach „Solidarności” po 13 grudnia 1981 r., a także na temat zmian, jakie nastąpiły po roku 1989, nadal nie pojawiają się w masowym obiegu.

Dlaczego tak się dzieje? Nie zamierzam nikogo epatować „teoriami spiskowymi”. Sam fakt nieobecności Gwiazdów w debacie publicznej jest na tyle wymowny, że – jak mniemam – każdej bystrej osobie da sporo do myślenia na temat jakości debaty publicznej, a także wolności słowa i demokracji. Bo też nie jest to żaden spisek. Wystarczy po prostu, że opinie Joanny i Andrzeja były niewygodne dla każdego z głównych uczestników polskich sporów i dyskusji po roku 1989 (a nawet wcześniej), by – bez żadnego spisku i tajnego porozumienia oponentów – znalazły się na marginesie.

Były one, z oczywistych względów, niewygodne dla dawnych komunistów, których Gwiazdowie nigdy nie zaakceptowali w roli „cywilizowanej lewicy” i konsekwentnie domagali się rozliczenia poprzedniego systemu. Były też niewygodne dla sporej części dawnej „Solidarności”, która z tymiż ex-komunistami uznała za stosowne zawierać przeróżne układy. Były niewygodne jednak również dla tego odłamu dawnej opozycji antykomunistycznej, która po roku 1989 uznała, że robotnicy już zrobili swoje, więc robotnicy mogą odejść – a raczej można ich sprzedać „zagranicznemu inwestorowi”, najlepiej amerykańskiemu, bo ten najsprawniej wyciśnie z nich siódme poty i „wyzwoli” z rozmaitych „komunistycznych nawyków”. Ba, poglądy Gwiazdów były niewygodne nawet dla tej części polskiego spektrum politycznego, która uznawała, że wierność etosowi „Solidarności” polega na pokazowej religijności, a jeśli przed czymś należy chronić ludzi pracy, to jedynie przed zagranicznym biznesmenem, bo polski (pomijając może tych „nomenklaturowych”), jak powszechnie wiadomo, nie skrzywdzi nawet muchy, a co dopiero robotnika. Nie muszę chyba dodawać, że liderzy dawnego radykalnego związku zawodowego i masowego ruchu społecznego nie przypadli do gustu również niepostkomunistycznej „prawdziwej lewicy” – nic dziwnego, skoro owa „lewica” zajmuje się głównie autopromocją w liberalnych mediach, problemem „prześladowań” mniejszości seksualnych oraz tropieniem „faszyzmu”, którym są dla niej jakiekolwiek wzmianki o Polsce i interesie narodowym.

Na tak absurdalnie sprofilowanej polskiej scenie ideowo-politycznej nie było miejsca dla Joanny i Andrzeja Gwiazdów. Nie czas teraz, aby roztrząsać – niezwykle zresztą ciekawy – problem, dlaczego tak niewygodne, a nawet, jak sądzę, niebezpieczne, były poglądy łączące ostrą krytykę PRL-u i postkomunistów z konsekwentną obroną „szarego człowieka” oraz z niechęcią wobec postawy neoliberalnej i prawicowo-klerykalnej. Wystarczy, że poprzestaniemy w tym miejscu na stwierdzeniu owego faktu.

Jak wspomniałem, Joanna i Andrzej nie wycofali się z życia publicznego. Po roku 1989 nadal działali – wydawali ulotki i niskonakładowe pismo „Poza Układem”, sygnowali apele i odezwy, przemawiali na demonstracjach i spotkaniach dyskusyjnych, pisali artykuły itp. Aktywność ta, naprawdę niemała, jest godna podziwu nie tylko z uwagi na to, że wykonała ją dwójka skromnie żyjących pracowników najemnych, a później emerytów. Podziw budzi także rzadko spotykana konsekwencja w głoszeniu tych samych poglądów mimo zmieniającej się mody, poprawności politycznej, sytuacji i okoliczności. Niestety, mimo odmieniania przez wszystkie możliwe przypadki słowa „Solidarność”, niewiele było podobnych im osób. Czyli takich, dla których wciąż ważny pozostał etos buntu w imię zarazem chleba, jak i godności i wolności, etos samorządności robotniczej i troski o wspólnotę narodową, etos aktywności społecznej i dbałości o słabszych, etos radykalizmu, ale i odpowiedzialności.

Z takich względów, planując na przełomie roku 2000 i 2001 drugi numer „Obywatela”, uznaliśmy, że w ramach tematu „Alternatywy dla Polski” oczywistym kandydatem do rozmowy jest właśnie Andrzej Gwiazda. Wywiad z nim ukazał się w tamtym numerze pisma, a z bohaterem rozmowy i jego żoną nawiązaliśmy współpracę, która w różnych formach trwa do dzisiaj.

Nie powinno zatem chyba dziwić, że postanowiliśmy wydać tę książkę, a właściwie... dwie książki. Początkowo planowaliśmy obszerną rozmowę z Joanną i Andrzejem, prezentującą całe ich „życie polityczne”. Dodatkiem do tej rozmowy miał być natomiast wybór tekstów, zamieszczonych pierwotnie w różnych, dziś na ogół bardzo trudno dostępnych czasopismach. W trakcie wspólnych prac okazało się jednak, że sam wywiad nie tylko powstaje powoli, ale w dodatku całość zaczyna przybierać niebezpiecznie wielkie rozmiary. Postanowiliśmy zatem rozdzielić te dwie sprawy i wydać osobne książki. Teraz prezentujemy wybór publicystyki Joanny i Andrzeja Gwiazdów, a za jakiś czas ukaże się wywiad-rzeka z nimi.

***

Zawartość niniejszej książki ma trojakie pochodzenie. Jej rdzeń to artykuły publikowane na łamach miesięcznika „Poza Układem” w latach 1989-1997. Pismo to, a właściwie jego druga edycja (Joanna wydawała już pod tą nazwą podziemne czasopismo w stanie wojennym, gdy Andrzej przebywał w więzieniu), było redagowane przez małżeństwo Gwiazdów i ich współpracowników i wydawane własnym sumptem w kilkutysięcznym nakładzie. Dokonałem wyboru spośród tekstów zamieszczonych we wszystkich numerach, kierując się przede wszystkim dwoma przesłankami – tekst musiał być „poważny” (odrzuciłem zatem różne nieduże, skrótowe artykuły) oraz dotyczyć głównie spraw bieżących (kilka tekstów „wspominkowo-historycznych” ukaże się jako aneks do wspomnianego wywiadu-rzeki). Przy takich kryteriach okazało się, że przedrukowujemy w tej książce w zasadzie większość artykułów, które do „Poza Układem” napisali Gwiazdowie. Wyboru dokonałem kierując się subiektywnym poczuciem tego, co warto przedstawić czytelnikom. Oczywiście prezentuję także teksty, z których wymową nie zawsze się zgadzam – wydaje mi się, że postąpiłbym nieuczciwie, podejmując inną decyzję.

Drugim źródłem tekstów były rozmaite artykuły rozproszone. Udało się znaleźć kilka takich, które prezentują istotną część poglądów Joanny i Andrzeja, a z różnych względów nie znalazły się w „Poza Układem”. Wśród nich mamy kilka prawdziwych rarytasów, jak teksty ukazujące się na ulotkach, a nawet zapis odczytu nigdzie wcześniej niepublikowanego.

Trzecie źródło to „Obywatel”. Ta część dorobku publicystycznego jest łatwiej dostępna, lecz mimo to postanowiłem włączyć ją do książki, gdyż autorzy poruszyli kilka tematów, które nie pojawiły się na innych łamach lub uczynili to sięgając do odmiennych argumentów i punktów widzenia. Brak tych artykułów sprawiłby, że obraz publicystyki Joanny i Andrzeja Gwiazdów byłby niepełny.

Każdy z tekstów zamieszczonych w książce został podpisany tak, aby czytelnik otrzymał informację o pierwotnym miejscu i dacie publikacji. Większość tekstów prezentujemy w postaci niemal całkowicie odpowiadającej oryginałowi. Dokonaliśmy drobnych zmian, z których większość miała charakter techniczny – poprawiliśmy nieliczne pomyłki interpunkcyjne i stylistyczne, błędy w druku itp. W kilku miejscach autorzy lub redaktor dokonali delikatnych zmian, aby tekst był bardziej zrozumiały poza kontekstem, w jakim pierwotnie się ukazał. Zakres tych zmian jest jednak bardzo niewielki, obejmując prawdopodobnie nie więcej niż 1% całości. Jedyną poważniejszą ingerencją w oryginalne artykuły, są przypisy – jestem autorem wszystkich z nich, a mają na celu wyjaśnienie skrótów myślowych czy swoistego „slangu” środowiskowego oraz przybliżenie różnych kwestii głównie młodszym czytelnikom (dla starszych zatem spora część przypisów wyda się zapewne banalna lub wręcz niepotrzebna).

***

Jestem przekonany, że zamieszczone teksty mówią same za siebie i nie potrzeba dokonywać jakiejś ich wykładni. Chcę jednak zwrócić uwagę na dwie kwestie, które korespondują ze wspomnianym problemem „nieobecności Gwiazdów” w masowych mediach i dyskursie publicznym oraz z recepcją ich poglądów.

Kilkanaście lat wdrażania w Polsce neoliberalnej recept zakończyło się fiaskiem, który kilka lat temu, w obliczu 20-procentowego bezrobocia, stał się widoczny niemal dla wszystkich. Tzw. autorytety moralne zaczęły wówczas dość nagle przekonywać, że wolny rynek jednak nie stanowi panaceum na wszelkie bolączki, a nawet dostrzegły – mowa o ludziach z tytułami profesorskimi, chwalących się znajomością debat intelektualnych wielkiego świata! – że zachodnie elity przestały hołdować modzie na neoliberalne hasła i że polemizowanie z „wolnym rynkiem” wcale nie oznacza polemizowania z obiektywnymi faktami czy tabliczką mnożenia, jak przekonywali nas wcześniej.

Nagle zaroiło się w Polsce od „wrażliwców społecznych”. „Gazeta Wyborcza”, która przez lata traktowała robotników i bezrobotnych jako roszczeniowy motłoch, przeżarty wątpliwej jakości wzorcami spod znaku homo sovieticus, doznała iluminacji i dostrzegła np. wyzysk w hipermarketach czy rosnące nierówności społeczne. Okazało się, że etatowi pracownicy tego dziennika, przez lata wychwalającego skrajnie neoliberalne reformy czy takie wyczyny, jak bombardowanie Serbii i Iraku, są teraz czołowymi krytykami globalizacji (oczywiście czynią to w łzawych publikacjach o Ameryce Łacińskiej, nie zaś o Polsce, bo przecież tutejsza oligarchia to m.in. ich pracodawca), a całkiem spora część odbiorców nabiera się na te zagrywki koniunkturalnych kameleonów. Polscy intelektualiści zaczęli też zaczytywać się książkami Davida Osta, który „odkrył”, że polska klasa robotnicza nie posiada politycznej reprezentacji i w efekcie jest wodzona za nos przez rozmaitych demagogów, którzy traktują ją li tylko w kategoriach wyborczego mięsa armatniego. Czołowym krytykiem neoliberalizmu stał się – choć to już zakrawa na prawdziwy cud – Jacek Żakowski, przez lata wychwalający neoliberalną „transformację ustrojową” i zapalczywie atakujący odstępstwa od doktryny prywatyzacyjno-monetarystycznej, a zwłaszcza jej polskich przeciwników. Na „wrażliwość społeczną” zdążył się jeszcze przed śmiercią ponownie nawrócić Jacek Kuroń, który wcześniej wspierał „plan Balcerowicza” i uważał, że należy go łagodzić – cóż za lewicowy radykalizm i wyobraźnia – rozdawaniem biedakom zupy.

Wyliczankę można ciągnąć długo, ale nie w tym rzecz, by przypominać w tym miejscu szczegóły owej „hańby domowej”, tym razem liberalno-antyspołecznej. Warto zwrócić natomiast uwagę na to, że Joanna i Andrzej Gwiazdowie mówili i pisali to samo, co dziś głoszą liberałowie nawróceni na „wrażliwość społeczną” – tyle że czynili to, bagatela, 15-20 lat wcześniej. Ale bynajmniej nie o konkurowanie w kwestii palmy pierwszeństwa tu chodzi. Otóż Gwiazdowie mieli takie poglądy wtedy, kiedy nie tylko stanowiło to przejaw przenikliwości i odwagi, ale przede wszystkim dawało możliwość powstrzymania negatywnych zjawisk oraz wyboru innej drogi. Nie ma potrzeby kwestionować autentycznego charakteru zmiany poglądów wielu niedawnych zwolenników liberalizmu gospodarczego. Sęk jednak w tym, że ich dzisiejsza „wrażliwa” paplanina niczego nie zmieni, ponieważ jest na to za późno.

To nie wiecowi populiści, lecz raporty poważnych instytucji naukowo-badawczych wskazują na ogrom bolączek. Mówią one, że wykluczenie społeczne jest w Polsce trwałe i reprodukowane pokoleniowo. Że regiony zmarginalizowane („Polska B”) tkwią na straconej pozycji od lat i nic się w tej kwestii nie zmienia, może poza kosmetycznymi zmianami za unijne pieniądze. Że struktura własności sektora bankowego czy mediów bliska jest standardom Trzeciego Świata, nie zaś któremuś z krajów Europy Zachodniej, które ponoć przez ostatnie 20 lat „doganialiśmy”. Że rozwarstwienie społeczne rośnie z roku na rok, i tylko powszechnemu życiu na kredyt zawdzięczamy, iż nie jest ono jaskrawo widoczne. Że mimo chwilowej koniunktury gospodarczej, głównym „twórcą miejsc pracy” dla Polaków są Anglia, Irlandia i Skandynawia. Że w rozsypce lub demontażu są instytucje publiczne i infrastruktura – służba zdrowia, linie kolejowe czy prowincjonalne placówki kulturalne. A to wszystko nie jest już spadkiem po komunie, gdyż dwie dekady, jakie minęły od tamtej pory, to okres, w którym kilka innych krajów potrafiło podnieść się ze zniszczeń II wojny światowej, zatem i z komunistycznego zacofania dałoby się z powodzeniem wyjść przez tak długi czas.

Warto o tym pamiętać, gdy czytamy niemal prorocze artykuły Joanny i Andrzeja sprzed 15 czy 20 lat. Warto jednak także zastanowić się, dlaczego tych kilku dyżurnych mędrków, którzy ponoć zawsze są „na czasie”, potrzebowało aż jednego pokolenia, żeby dojść do podobnych, choć i tak znacznie bardziej ugrzecznionych i stonowanych wniosków. W tym momencie dochodzimy do drugiego ważnego aspektu niniejszej książki. Czytając te teksty i wybierając je do druku, odczuwałem sporą satysfakcję. Dobitnie świadczą one bowiem o fałszywości ataków na Joannę i Andrzeja, uprawianych latami przez wielkie media i wpływowe postacie publiczne oraz – co również warte przypomnienia – małe grupki rzekomych radykałów politycznych.

Establishment medialno-polityczny próbował wielokrotnie wrabiać Gwiazdów w to, co kojarzy się źle, a rozmaite środowiska rzekomo alternatywne wobec owego establishmentu, powtarzały te oszczerstwa, nadając im nieraz bardziej dobitny i kłamliwy charakter. Zarzuty nie były oryginalne, bo podobnymi posługiwano się wobec wszelkich niewygodnych osób, środowisk i inicjatyw – Gwiazdowie mieli więc być a to frustratami, a to ludźmi pełnymi nienawiści, a to wyznawcami teorii spiskowych, a to skrajną prawicą, a to antysemitami.

Oczywiście odbywało się to z wykorzystaniem sprawdzonych technik przemilczania ich wypowiedzi, wyrywania ich z kontekstu, przekręcania, pomijania niewygodnych wątków, wszystko wedle starej zasady niejakiego Goebbelsa, który do swoich podwładnych mawiał podobno: kłamcie, kłamcie, zawsze się coś przyklei. Równie oczywiste jest to, że samym zainteresowanym odmawiano prawa do repliki. W jednym froncie oszczerców i donosicieli maszerowała wyspecjalizowana ekipa liberalnych wielkich mediów oraz ich wierni słudzy z niszowych gazetek rzekomych lewicowych radykałów. Niniejsza książka, która zawiera niemal wszystkie ważniejsze i większe teksty Joanny i Andrzeja, rozbija te fałszywe oskarżenia w proch i pył, a autorom donosów wystawia wymowne świadectwo.

***

Trzydziesta rocznica utworzenia Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża jest znakomitą okazją, aby opublikować wybór publicystyki Joanny i Andrzeja Gwiazdów. I to bynajmniej nie tylko ze względów wspominkowo-historycznych, nie tylko po to również, by kogoś lub coś uhonorować, uwiecznić, oddać hołd czy wyrazić uznanie, choć i te względy mają znaczenie dla wydawców niniejszej książki. Ten moment jest ważny przede wszystkim ze względów przyszłościowych.

Nie chcę posługiwać się tanią demagogią i przekonywać, że dziś jest tak samo, jak „za komuny”. Nie w tym rzecz. WZZ-y są natomiast, po pierwsze, ponadczasową lekcją tego, jak powinno wyglądać autentyczne, twórcze, odważne ludzkie działanie na rzecz zmiany negatywnej sytuacji. Po drugie, pokazują one, że woli walki o swoje prawa nie należy tracić nawet w bardzo niekorzystnych warunkach. A po trzecie, mimo zupełnie innej sytuacji politycznej i gospodarczej, ich ogólne przesłanie jest wciąż aktualne – bo wciąż aktualne są takie problemy, jak łamanie praw pracowniczych, wyzysk ekonomiczny i wykluczenie społeczne, lekceważenie woli obywateli przez arogancką władzę i wyalienowane instytucje publiczne, a także pogarda różnych „oświeconych” wobec „szarego człowieka” i jego potrzeb.

Z taką właśnie myślą oddajemy do Waszych rąk wybór publicystyki Joanny i Andrzeja Gwiazdów. Życzymy lektury nie tyle miłej, lecz przede wszystkim inspirującej. Bo przesłanie tej książki jest chyba jasne: jeśli chcemy, aby było lepiej niż jest, powinniśmy się zabrać nie za narzekanie, lecz za ciężką, niewdzięczną, ale konieczną pracę.

Remigiusz Okraska

Redaktor naczelny pisma „Obywatel” (obecnie „Nowy Obywatel”)Do czytelników

Trudno zachęcać do czytania własnych tekstów. Jak to robić? Zachwalać? Nie napiszemy też krytycznej analizy naszych artykułów i referatów. Od tego są inni. Tak się nam odruchowo napisało, ponieważ w normalnym życiu publicznym, krytyka publikacji jest normą. Polskie życie publiczne normalne chyba nie jest, ponieważ nikt z naszymi tekstami nigdy nie polemizował. Nie tylko pisaliśmy – nasze opinie przedstawialiśmy również na wielu publicznych spotkaniach w całej Polsce. Pomijając okres wcześniejszy, kiedy też wciąż coś pisaliśmy, od stycznia 1989 do 1997 roku wydawaliśmy w kilku tysiącach egzemplarzy miesięcznik „Poza Układem”. Nie było to duże pismo i nakład był niewielki, ale wychodziło długo i publikowało opinie tak odmienne od lansowanych przez popularne media, że powinno być zauważone. A nie było, chociaż w tym okresie działały już wolne i pluralistyczne media. Czasem udawało się opublikować coś w popularnych mediach. Działy się wtedy dziwne rzeczy. Opiszmy jeden przypadek.

18 stycznia 2005 r. napisaliśmy list do „Rzeczpospolitej”. Była to bezpośrednia polemika z listem naszych byłych kolegów z „Solidarności” i gazeta na prawach repliki nasz list też zamieściła, chociaż był wysoce niepoprawny. Zacytujmy jedno zdanie: „Jakim prawem Zbigniew Bujak, Władysław Frasyniuk i Bogdan Lis twierdzą w naszym imieniu i w imieniu milionów ludzi, że chcemy ten Ubekistan nadal utrzymać i podziwiać jego bohaterów?”. Tego już nie można było puścić płazem. W telewizji odbyła się dyskusja na temat naszego listu, w której uczestniczyli obrażeni koledzy i ich sekundanci. Oczywiście nas nie zaproszono i „nieustraszeni pogromcy Gwiazdów” karcili nas, wpatrując się groźnym wzrokiem w kamerę. Było to naprawdę śmieszne.

Nie tylko nam takie historie się zdarzały. Reżyser Grzegorz Braun zrobił film o Lechu Wałęsie pod tytułem „Plusy dodatnie, plusy ujemne”. Oczywiście filmu nie pokazała żadna stacja telewizyjna. Na szczęście reżyser miał prawa do filmu i nikt nie mógł mu zabronić pokazywania go publicznie. Film był prezentowany na Festiwalu Obywatela, na licznych pokazach organizowanych w całej Polsce i wreszcie trafił do Internetu. Wtedy do telewizji zaproszono reżysera i dyskutowano o filmie. Jedni byli za, drudzy przeciw. Wreszcie reżyser zdenerwował się: „O czym my mówimy, skoro telewizja nie zgodziła się tego filmu pokazać”.

Konsekwentnie przemilczany jest też nasz Szlachetny Wydawca, dwumiesięcznik „Obywatel”. Kiedyś wieczorem poprosiliśmy redakcję „Obywatela”, aby zamieściła na swojej stronie kopię listu do Andrzeja Gwiazdy od jakiejś ważnej kapituły w USA (Honorary Chairman, Hon. George W. Bush). Kapituła przyznała „Truman-Reagan Medal of Freedom” Annie Walentynowicz, Lechowi Wałęsie i Andrzejowi Gwieździe. Lech Wałęsa nie pojechał do USA, Anna Walentynowicz medal odebrała, Gwiazda grzecznie odmówił. Nastąpiła konsternacja. Media zaczęły sugerować, że Gwiazda to megaloman, któremu się wydawało, że ktoś mu chce dać tak ważny medal. Opublikowanie dowodu było sprawą honoru. „Obywatel” obiecał, że wprawdzie dopiero późną nocą, ale list zamieści. Wczesnym rankiem zadzwonił dziennikarz z PAP-u: „W Internecie znalazłem kopię listu kapituły”. – „Na jakiej stronie?” – pytamy. – „W Internecie to w Internecie” – zdenerwował się dziennikarz. Zadzwoniliśmy do redakcji: „Wasza praca nie idzie na marne, trafiła pod strzechy PAP-u”.

Wyboru tekstów opublikowanych w tej książce dokonała redakcja „Obywatela” i nie próbowaliśmy w jej pracę ingerować. Nasz Wydawca nie jest dyktatorem i zapewne uwzględniłby nasze sugestie. Uznaliśmy jednak, że będzie lepiej, jeśli ludzie z innego pokolenia i z innego środowiska wybiorą teksty, które ich zdaniem są ciekawe i nadal aktualne. Czytając teraz własne teksty sprzed kilkunastu lat, ze zdumieniem odkryliśmy, że już wtedy pisaliśmy o różnych ważnych do dzisiaj problemach. Jest to może powód do radości dla publicysty, ale nie dla działacza. Wygląda na to, że wciąż rzucamy grochem o ścianę. Jednak wysiłki ludzi działających w wielu dziedzinach, przemyślenia inspirowane różnymi ideami jakoś składają się na wspólną całość. Świat jest systemem naczyń połączonych.

Trudno odpowiedzieć, dlaczego wciąż uparcie piszemy. Nie z powodu braku innych pomysłów na życie, ponieważ kuszą nas różne niepolityczne zajęcia. Na to pytanie można odpowiedzieć nieco patetycznie – chodzi nam o prawdę: „Prawda nas wyzwoli”, „Być wolnym to móc nie kłamać”. To ważny motyw, ale nie najważniejszy. Gdyby sprawy w Polsce potoczyły się po 1989 roku pomyślnie, gdybyśmy teraz mogli zaufać sternikom państwowej i światowej nawy, pewnie nie chciałoby się nam dochodzić, czy Lech Wałęsa skakał przez płot, czy nie, czy od tego zawalił się mur berliński, czy z innych powodów. W legendzie historycznej nie wszystko musi być prawdziwe. Nie jest ważne, czy Kiliński był szewcem, Emilia Plater piękną dziewicą, a Poniatowski, skacząc do Elstery, coś rzeczywiście krzyczał.

Spróbujmy zatem sformułować, o co nam przede wszystkim chodzi.

Chcemy odkryć mechanizm pierestrojki, ujawnić rolę agentury i wpływy zewnętrzne, odtworzyć prawdziwą historię pierwszej „Solidarności”, ochronić ją przed manipulacją. Ciężka i trudna wojna, którą pierwsza „Solidarność” toczyła z systemem o przetrwanie, o niezależność i demokrację, wciąż przedstawiana jest w krzywym zwierciadle. Na obowiązującym obrazku „Solidarność” jest piękna i utopijna, jest to karnawał w atmosferze powszechnej zgody, zakłócanej przez ambicjonalne spory personalne przywódców. Przyczyną tego zniekształcenia historii jest uznanie drugiej „Solidarności” za depozytariusza pamięci o pierwszej. W 1989 r. straciliśmy nie tylko organizację, ale również prawo do jej historii. O tych dramatycznych czasach walki o przeszłość i o przyszłość Polski piszemy w naszych tekstach. Gdyby „Solidarność” przeszła do historii, można by jej historię odtworzyć, spierać się o interpretację, ale nie o fakty, a także zachować w pamięci i sięgać do niej jako do źródła inspiracji, tak jak do innych historycznych zdarzeń. Ale pierwsza „Solidarność” nie przegrała i nie wygrała, została przekształcona w drugą. Została rozbabrana, jak ujął to Gustaw Herling-Grudziński. Członkowie nie chcą wracać pamięcią do tamtych czasów, wyszli na frajerów, czują się oszukani, „Solidarność” kojarzy się z błędami III RP. To jest nasz największy problem, z którym nie możemy się uporać. Pewnie tak czuli się ludowcy, kiedy powstawał PSL Waldemara Pawlaka, socjaliści, kiedy PPS w 1948 r. jednoczył się z PPR, aby stworzyć PZPR. Członkowie AK, kiedy zaproponowano im udział w ZBOWiD, znaleźli się w jednej organizacji ze swoimi prześladowcami. Tworzenie atrap, zawłaszczanie historii i tradycji, system komunistyczny opanował do perfekcji.

Wydaje się nam, że w Polsce znajduje się klucz do zrozumienia, na czym polega nowy ład światowy po upadku komunizmu. Polska jest jedynym krajem w bloku radzieckim, gdzie „niewidzialną rękę” można złapać i się jej przyjrzeć. Jedynie w Polsce były warunki do przeprowadzenia transformacji szybko i zgodnie z wolą narodu. Naród był świadomy opresji zewnętrznej i wewnętrznej, jaką przyniósł Polsce system komunistyczny, nawet jeśli jeszcze nie wszystko wiedzieliśmy o zbrodniach i metodach tego systemu. Chęć uwolnienia się od tej opresji była powszechna. Co więcej, pierwsza „Solidarność” nie pałała żądzą odwetu na komunistach, co się nam teraz przypisuje. Zmiana systemu, która wtedy się rozpoczęła, przebiegała pokojowo, przeprowadzana zgodnie z wolą narodu. Nie było żadnych przesłanek, aby przypuszczać, że społeczeństwo, przejmując władzę we wszystkich dziedzinach życia, zacznie wieszać odsuwanych od władzy partyjnych aparatczyków, komendantów milicji czy esbeków. Społeczeństwo było dobrze zorganizowane, przygotowane do demokracji i respektowania prawa.

Mimo to właśnie w Polsce i tylko w Polsce pierestrojkę poprzedził stan wojenny, który pogłębił podziały, doprowadził do krzywd i zbrodni, wyzwolił nienawiść. Przemoc skierowana była nie przeciw komunistom, którzy gotowi byli bronić status quo, lecz przeciw narodowi, który dążył do zmian. Po pacyfikacji rozpoczęto pierestrojkę.

Dlaczego przetrącenie kręgosłupa pierwszej „Solidarności” i pogwałcenie woli narodu było warunkiem zmiany sytemu?

To pytanie ciągle stawiamy i wciąż szukamy na nie odpowiedzi. Jest to ważne pytanie dla czasów współczesnych i dla przyszłości.

Joanna i Andrzej Gwiazda

Gdańsk, 15 lutego 2008 r.Poważnie o „okrągłym stole”

Symbole są to pewne znaki lub hasła, na które mamy reagować odruchowo, bez udziału rozumu, bezmyślnie. Nabawiliśmy się już wielu takich symboli. Te „końskie okulary” symboli nie pozwalają nam dostrzec, że dialog nie zawsze jest opłacalny, że porozumienie bywa niemożliwe, że umowa może być niekorzystna, że „nowa »Solidarność«” ma być już całkiem inna, niż ta, którą zbudowaliśmy.

Nie możemy tego dostrzec, gdyż „dialog”, „porozumienie”, ,,rozmowy”, a także „Solidarność” zostały przekształcone w symbole, tracąc jednocześnie swą treść. Teraz grozi nam założenie sobie nowej pary „końskich okularów”: „okrągły stół” zaczyna urastać do rangi symbolu. Pora więc zapytać: dlaczego ten okrągły stół ma być okrągły?

„Okrągły stół” i „stół prostokątny”, to nazwy procedur prowadzenia rozmów politycznych. Przy stole okrągłym rozmawiają przyjaciele. Przy stole prostokątnym negocjują przeciwnicy. Tej zasadzie podporządkowane są procedury i sposób prowadzenia spotkań.

Po dwóch stronach stołu prostokątnego zasiadają delegacje o poglądach i interesach często całkowicie sprzecznych. Rozdzieleni stołem mogą się spotykać przeciwnicy, a nawet jawni wrogowie. To wcale nie musi utrudniać osiągnięcia kompromisu. Bowiem przy stole prostokątnym nie „rozmawia się”, nie uzgadnia, lecz zawiera się umowy. Jedną z najważniejszych cech stołu prostokątnego są jasno sprecyzowane stanowiska wyjściowe. Te stanowiska powinny być przedstawione publicznie.

Obie strony żądają od przeciwników ustępstw i obie strony zgadzają się na jakieś ustępstwa. Jeżeli obie strony uznają, że wymiana ustępstw jest dla nich OPŁACALNA, zawierają umowę.

Kompromis, czyli wzajemna wymiana ustępstw od stanowisk wyjściowych, może obejmować jedną, kilka lub wszystkie sprawy sporne.

Ustępstwa w dobrze przeprowadzonych negocjacjach odpowiadają aktualnemu układowi sił.

Znajomość stanowiska wyjściowego pozwala społeczeństwu lub grupie, w imieniu której negocjacje są prowadzone, ocenić, czy zawarta umowa jest korzystna, czy nie. Ma to znaczenie zasadnicze, gdyż tylko taka kontrola może powstrzymać negocjatorów od nadmiernych ustępstw.

Należy też pamiętać, że zawarty kompromis nie przekreśla stanowiska wyjściowego, na przykład: żądamy podwyżki płac o 30000, ale udało się nam uzyskać tylko 3000. To wcale nie oznacza, że zrezygnowaliśmy z pozostałych 27000. Te 27000 pozostają po prostu do odwojowania skuteczniejszymi metodami.

Procedura „okrągłego stołu” zakłada, że spotykają się przy nim przyjaciele, a przynajmniej grupy o interesach zbieżnych, a już z całą pewnością niesprzecznych. (Dlatego przy stole okrągłym można gadać o wspólnym wychodzeniu z kryzysu, ale nie sposób pertraktować na temat podziału pieniędzy). Przewodniczący delegacji siedzą ramię w ramię, obok siebie i mogą sobie szeptać „na ucho”. Reszta delegacji dalej, dookoła stołu. Przy stole okrągłym nie rozstrzyga się sporów, przy okrągłym stole, w szczerej rozmowie uzgadnia się i kształtuje wspólne stanowisko.

Aby zamaskować istniejące sprzeczności, nie ogłasza się stanowisk wyjściowych. To nie pozwala tym, w imieniu których prowadzone są rozmowy, ocenić ich wyniku! Własne cele i dążenia jakby znikają. Wyłania się na ich miejsce tylko stanowisko pośrednie, które jest jedynym znanym publicznie stanowiskiem. Zainteresowani nie wiedzą, jak dalekie ustępstwa poczyniono w ich imieniu. Nie potrafią więc ocenić, czy te ustępstwa są opłacalne. Nie mogą też „rozliczyć” grupy negocjującej.

A nie ma groźniejszej społecznie sytuacji, niż uznanie stanowiska kompromisowego za swoje własne. Na przykład: Żądamy niepodległości, a proponują nam podwyżkę płac o 30000. Jeśli uznamy się za zbyt słabych, by niepodległość osiągnąć już dzisiaj, bierzemy te 30000. Ale byłoby tragedią, gdybyśmy się niepodległości wyrzekli za te 30000.

Przy okrągłym stole mebel jest bez kantów, ale procedura obrad pozwala na kanty niezliczone. Jedną z takich możliwości jest zaproszenie osób lub grup postronnych.

Gdy stół jest prostokątny, taka grupa musi usiąść po jednej ze stron, tym samym opowiadając się, kogo uważa za przeciwnika, a kogo za sojusznika. Klasyczną procedurę stołu prostokątnego przyjęliśmy w roku 1980, tak na szczeblu zakładu, jak i centralnym. I wtedy związki branżowe usiadły po stronie dyrekcji, dyskwalifikując się w oczach załóg. Na szczeblu MKS-u¹, CRZZ² w ogóle się nie próbował włączyć, gdyż musiałby usiąść albo ze strajkującymi, albo z rządem.

A przy stole okrągłym? – nie ma problemu. Stół okrągły nie ma przecież stron. Można przy nim posadzić i rząd, i opozycję, i policjanta, i Ligę Kobiet, i PRON, i „Solidarność”. Wszyscy się zmieszczą i wszyscy będą mieli swój głos, o takiej samej wadze i znaczeniu. A potem ulepi się z tych wszystkich głosów wspólne stanowisko!

I my wobec braku własnego, będziemy musieli to średnie stanowisko przyjąć za swoje?

Mam nadzieję, że ta garść informacji pozwoli czytelnikom zdjąć „jedną parę końskich okularów” i w przyszłości trzeźwo ocenić trafność wyboru procedury rozmów.

Pozostaje jeszcze zastanowić się, czy rozmawiać, o czym rozmawiać i za jaką cenę rozmawiać, a także nad celem rozmów.

Andrzej Gwiazda

Pierwodruk: „Głos Trzeciej Bramy” nr 20, 16 grudnia 1988 r.

Przypisy:

1. Międzyzakładowy Komitet Strajkowy – reprezentacja strajkujących zakładów Trójmiasta, sformułował słynne 21 postulatów strajkujących.

2. Centralna Rada Związków Zawodowych – organ decyzyjny reżimowych związków zawodowych w PRL (Zrzeszenia Związków Zawodowych), działający w latach 1949-1980. Zarówno w niniejszym tekście, jak i w powszechnym użyciu pod skrótem CRZZ rozumiano ogół związków zawodowych, zależnych od władz państwa. CRZZ został rozwiązany wskutek masowego przechodzenia pracowników do NSZZ „Solidarność” po zalegalizowaniu tego pierwszego niezależnego związku zawodowego w historii PRL.Ocena sytuacji przygotowana przez Andrzeja Gwiazdę na spotkanie członków Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”, w Gdyni w dniu 18 grudnia 1988 r.

System komunistyczny był monolityczny i nie tolerował konkurencji ani w sferze ideologii, ani w sferze gospodarczej. A znacząca część społeczeństwa, w tym i znacząca część aparatu partyjno-politycznego, marzyła, by stać się właścicielem sklepu, warsztatu, fabryki. Nachalna ideologia komunizmu i ateizmu, jawna podległość Związkowi Radzieckiemu i wymaganie symbolicznych aktów uległości, frustrowały społeczeństwo. Wyzysk, jako podstawowe źródło konfliktów, został przez społeczeństwo dostrzeżony dość późno i nie w całej pełni.

System komunistyczny czerpie ogromne dochody z niespotykanego w żadnym innym systemie wyzysku swych poddanych. Dochody te są chronione przez zawłaszczenie środków informacji społecznej oraz instytucji stanowiących i chroniących prawo (sądy, sejm, policja).

Zbiorowość właściciela, czyli brak osób, które można by wskazać, że bezpośrednio czerpią zyski z wyzysku, utrudniał pracującym zorientowanie się, że są wyzyskiwani. Tę samą rolę pełniła propaganda, wmawiająca, że celem systemu jest właśnie obrona pracownika.

Lecz „zbiorowość” właściciela i pro-pracownicza propaganda utrudniała systemowi walkę ze związkami zawodowymi. Cały zbiorowy właściciel składał się z urzędników, którzy osobiście nie byli zainteresowani w wyzysku. Oni tylko wykonywali polecenia. Też byli pracownikami, tyle że lepiej płatnymi. Język komunistycznej propagandy nie umiał wyrazić anty-pracowniczych tendencji.

To dawało związkom zawodowym możliwość wygrywania w sporach finansowych i bardzo łatwego wygrywania w sporze słowno-ideowym.

Obietnica niestosowania represji wobec NSZZ „Solidarność” spowodowała, że wszystkie rodzaje konfliktów społecznych i wszelkie frustracje usiłowano rozwiązać i szukać rekompensaty na forum związku zawodowego. Presja ta była tak silna, że powoli usuwała na margines rzeczywisty cel związku zawodowego, to jest walkę z wyzyskiem, walkę o podnoszenie realnych płac i walkę z uciążliwością pracy. Dominowała tendencja do podzielenia lub przejęcia władzy. Stan wojenny obalił te nadzieje. Działalność związkowa została całkowicie zaniechana. Na poziomie zakładu prowadzono kasy zapomogowe, wypłacające zasiłki w przypadkach losowych. Szczeble ponadzakładowe podejmowały wyłącznie działania polityczne, dzięki poparciu Departamentu Stanu USA, definitywnie na czoło wysunęła się polityka „porozumienia” i „reformy”.

Polityka ta wchodzi właśnie w okres sukcesu, okres realizacji. Ma to być umowa, na mocy której grupa ugodowa, tzw. konstruktywna opozycja, ma otrzymać pewne koncesje polityczne za cenę zabezpieczenia interesów ekonomicznych systemu.

Oznacza to zobowiązanie części grup opozycyjnych do powstrzymania społeczeństwa przed buntem przy dalszym obniżaniu stopy życiowej, czyli zwiększeniu stopy wyzysku.

Reforma gospodarcza – jak już widać, ma polegać na przekształceniu państwowych fabryk w spółki. Spółki tworzą organizacje i osoby prywatne.

Oczywiście nie odbywa się to na zasadzie wykupu. Według danych „Solidarności Walczącej”, suma wszystkich oszczędności narodowych wystarczyłaby na wykup zaledwie 3 procent gospodarki. Spółki stanowią więc formę darowizny.

Dochody członków spółek bywają tak ogromne (do 50 milionów zł miesięcznie), że po kilku latach ich członkowie będą mogli formalnie stać się właścicielami. Stwarza to dla związku zawodowego zupełnie nową sytuację:

1. Burzy dotychczasowy podział: system – społeczeństwo. Aparat PZPR stając się właścicielami, przestaje być komunistami, ale nie przestaje być wrogami wolnych związków zawodowych. Część opozycji, stając się właścicielami przedsiębiorstw, staje się zdecydowanymi wrogami związków zawodowych.
2. Burzy podział na Wschód – Zachód. Zachodni przemysłowcy, wielcy i mali, łakomym okiem patrzą na rezerwy wysoko wykwalifikowanej siły roboczej w Polsce za cenę roboczogodziny 20 razy mniejszą niż u nich. Ta część Zachodu też jest zdecydowanym przeciwnikiem związków zawodowych.
3. Gdy wśród katolików powstanie dostatecznie liczna klasa właścicieli, Kościół nie będzie mógł utrzymać jednostronnego pro-pracowniczego nastawienia. Będzie zmuszony napominać nas, byśmy pilnie pracowali.

Andrzej Gwiazda

Pierwodruk: „Poza Układem” nr 1/1994.Joanna Duda-Gwiazda

inżynier okrętowiec. Działaczka Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża (1978) i pierwszej „Solidarności” (członek prezydium MKS-MKZ, członek prezydium gdańskiego Zarządu Regionu NSZZ „Solidarność”). W stanie wojennym internowana. Redaktorka, dziennikarka i publicystka prasy opozycyjnej – „Robotnika Wybrzeża” (organ WZZ), „Skorpiona” (1982-1983), „Poza Układem” (1983-1986, wznowione w 1989 r. i wydawane do początków roku 1997). Autorka książki „Polska wyprawa na księżyc” (2001). Stała współpracownica pisma „Obywatel”. 3 maja 2006 r. odznaczona przez Prezydenta RP Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski.

Andrzej Gwiazda

(ur. 1935) – inżynier elektronik, absolwent Politechniki Gdańskiej, pracownik naukowy tej uczelni. Brał udział w protestach w Marcu ’68 i Grudniu ’70 – w następstwie usunięty z pracy na uczelni. Później pracownik przemysłu okrętowego. Wraz z żoną współpracowali z Komitetem Obrony Robotników. Był współzałożycielem WZZ Wybrzeża. W Sierpniu ’80 członek prezydium Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego. Jeden z autorów postulatów gdańskich. Następnie wiceprzewodniczący KKP „Solidarności” przez okres 16 miesięcy do stanu wojennego. Popadł w konflikt z L. Wałęsą, zarzucając mu autokratyzm i nadmierną ugodowość wobec władz komunistycznych. Na I Zjeździe „Solidarności” jesienią 1981 r. kandydował bez powodzenia na stanowisko szefa związku. W stanie wojennym internowany, oskarżony w słynnej sprawie tzw. jedenastki. Kilka lat więziony w ciężkich warunkach. W latach 1986-1989 jeden z członków Grupy Roboczej Komisji Krajowej „Solidarności”, która sprzeciwiała się dialogowi z władzą komunistyczną. Krytyczny wobec „okrągłego stołu” i jego następstw. W 1991 r. startował w wyborach parlamentarnych z ugrupowaniem Poza Układem. W 2000 r. otrzymał tytuł honorowego obywatela Gdańska jako sygnatariusz porozumień sierpniowych. W dniu 3 maja 2006 r. odznaczony przez Prezydenta RP Orderem Orła Białego – najwyższym polskim odznaczeniem państwowym. Obecnie członek Kapituły Orderu oraz Członek Kolegium Instytutu Pamięci Narodowej.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: