- promocja
Pozdrowienia z Warszawy. Polski wywiad, CIA i wyjątkowy sojusz - ebook
Pozdrowienia z Warszawy. Polski wywiad, CIA i wyjątkowy sojusz - ebook
„Do kogo zadzwonili Amerykanie, gdy potrzebowali tajnej pomocy w Iraku? Do Polaków oczywiście!”
„The Washington Post”
„Jeśli lubisz prawdziwe historie szpiegowskie splecione z geopolityką, ruszaj do księgarni i kup Pozdrowienia z Warszawy [...] Polecam!” – Anne Applebaum
Fascynująca opowieść o tym, jak u kresu zimnej wojny rozpoczęła się współpraca polskich tajnych służb i CIA.
„Przez całą pierwszą dekadę XXI wieku Polska pomagała nam się zmagać z niemal każdym poważnym problemem w polityce zagranicznej, jaki mieliśmy” – mówi były dyrektor CIA Michael Sulick. Współpraca z Polską to „jedna z dwóch najważniejszych relacji wywiadowczych, jakie kiedykolwiek utrzymywały Stany Zjednoczone” – twierdzi z kolei były szef CIA George Tenet.
Pozdrowienia z Warszawy to historia sojuszu, który narodził się między ówczesnymi rywalami na początku lat 90. To wtedy dawni komunistyczni szpiedzy w brawurowej akcji wywieźli z Iraku sześciu amerykańskich dyplomatów. Od tamtej pory polski wywiad działał w każdym miejscu, do którego Amerykanie nie odważyli się udać.
Jak wyglądały szczegóły operacji „Przyjazny Saddam”?
Czy gdyby amerykański rząd słuchał polskich tajnych służb, nie doszłoby do ataków 11 września?
Co polskie władze wiedziały o działaniach CIA w Starych Kiejkutach?
Nagradzany dziennikarz John Pomfret kreśli wciągający obraz polsko-amerykańskiej współpracy, ujawnia kulisy tajnych rozmów i akcji oraz zadaje ważne pytania o cenę sojuszu, jaką musiała zapłacić Polska.
POZDROWIENIA Z WARSZAWY TO NAJNOWSZA HISTORIA POLSKI POKAZANA PRZEZ PRYZMAT LOSÓW NAJSŁYNNIEJSZYCH AGENTÓW WYWIADU.
„Prawdziwa i porywająca historia szpiegowska. John Pomfret ujawnia, jak Amerykanie uwiedli Polaków, wyrwali ich z ramion KGB i wciągnęli we własne awantury i nieszczęścia – od Iraku poprzez Koreę Północną do ciemnej strony CIA. Pokochałam tę książkę i wiele się nauczyłam”. – Barbara Demick, autorka Światu nie mamy czego zazdrościć
„Pełna suspensu […] wciągająca opowieść o spotkaniu szpiegów, którzy w czasie zimnej wojny byli po przeciwnych stronach, wypełniona szczegółami wprost od samych uczestników zdarzeń”. – NPR
„Otwierająca oczy opowieść o relacjach Ameryki z Polską i jej służbami wywiadowczymi [...] Żywe i wnikliwe spojrzenie na niedostrzegany międzynarodowy sojusz”. – „Kirkus Review”
„Odsłaniając kulisy zdarzeń, Pomfret kreśli mocne portrety szpiegów i dyplomatów z obu stron i opowiada o ważnych wydarzeniach, w tym o brawurowym uratowaniu sześciu amerykańskich dyplomatów z Kuwejtu w czasie wojny w zatoce. Ważny wkład w badanie stosunków europejsko-amerykańskich”. – „Booklist”
„Arcydzieło historycznego dziennikarstwa śledczego”. - „SpyTalk”
„Nie wahaj się i wyrusz w podróż pełną szpiegostwa, odwagi, wielkich ucieczek i wstrząsającej zmiany, jaka dokonała się w rękach polskich i amerykańskich oficerów wywiadu. Pozdrowienia z Warszawy Johna Pomfreta jest niczym przejażdżka kolejką górską z ostatnich lat zimnej wojny w blask światła nowej ery. To odyseja, której nie możesz przegapić”. - David E. Hoffman, laureat Pulitzera
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-240-8647-4 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Pewnego popołudnia pod koniec października 1990 roku na zakurzonym odcinku szosy w górach północnego Iraku oficer polskiego wywiadu wyciągnął z plecaka cztery butelki johnniego walkera z czerwoną etykietką i podał je sześciu nowym znajomym, obywatelom Stanów Zjednoczonych.
– Pijcie – padła komenda.
Chociaż Amerykanie – dwaj oficerowie wojsk lądowych, trzej kryptoanalitycy z agencji wywiadu i szef placówki CIA – przez cały dzień nie mieli w ustach ani kęsa, posłuchali i zaczęli sączyć whisky, przy okazji rozchlapując ognisty trunek. Gorzałka wraz z sześcioma tanimi kombinezonami w kolorze khaki i sześcioma fałszywymi paszportami miała zapewnić kamuflaż pozwalający im uchodzić za pijanych Polaków wracających do kraju po zakończeniu pracy na budowie na Bliskim Wschodzie. Alkohol na niewiele się zdał. Sześciu oficerów, kompletnie trzeźwych i lepiących się od potu, dotarło o zmroku do granicy między Irakiem a Turcją.
Ta ociekająca whisky eskapada stanowiła ukoronowanie jednej z najniezwyklejszych tajnych operacji podczas wojny w Zatoce Perskiej – misji o tak wielkim znaczeniu, że usunęła wszelkie bariery, umożliwiając sojusz Waszyngtonu i Warszawy oraz wspólne działania wywiadowcze, które miały objąć cały świat.
Pokręcone korzenie tego związku sięgają czasów rozpadu ZSRR, kiedy to wróg został przyjacielem, i wcześniejszych, z okresu zimnej wojny, gdy polscy szpiedzy infiltrowali Stany Zjednoczone i wykradali amerykańskie tajemnice, a nawet jeszcze głębiej, do gruzów drugiej wojny światowej, gdy Ameryka rzuciła Polskę na pożarcie Rosjanom w zamian za obietnicę Józefa Stalina, że sowiecka siła ognia zostanie skierowana przeciwko Japonii. Ten nieprawdopodobny sojusz osiągnął szczyt, gdy w 1999 roku Polska wprowadziła do NATO Czechy i Węgry, wywołując geostrategiczne trzęsienie ziemi, które wymazało granice podzielonej Europy. Sojusz z Polską na tym się nie zakończył i trwa do dziś.
_Pozdrowienia z Warszawy_ przypominają nam, jak daleko posuwają się sojusznicy, pomagając Stanom Zjednoczonym. Ryzykują życie swoich tajnych agentów i żołnierzy, a także życie niewinnych ludzi. Naginają zasady moralne. Łamią prawo. A wszystko to za szansę na przyjaźń z Ameryką. Przyjaciołom tym Wuj Sam zapewnia bezpieczeństwo, doradztwo, dostęp do technologii i do ogromnego rynku. Ale ta książka stanowi również ostrzeżenie przed taką Ameryką, jaka może wywieść swoich sojuszników w pole, lekceważąc i zdradzając zdeklarowanych partnerów.
Jak zauważył polski polityk i dziennikarz Radosław Sikorski, sojusz ze Stanami Zjednoczonymi przypomina małżeństwo z hipopotamem. Na początku jest ciepło i przyjemnie, ale nagle hipopotam przewraca się na plecy i miażdży człowieka, nawet tego nie zauważając.Rozdział 1.
Hollywoodzkie szpiegowanie
Pierwszego lutego 1977 roku polski handlowiec Marian Zacharski wjechał o zmierzchu do Los Angeles pontiakiem cataliną w towarzystwie żony i córki. Ich celem, po czterech dniach podróży z mroźnego Chicago, było schludne osiedle mieszkaniowe leżące nieopodal Międzynarodowego Portu Lotniczego Los Angeles.
Zacharski, smukły tenisista o atomowym serwisie i niewymuszonym uśmiechu, promieniował przedsiębiorczością i tupetem świeżo upieczonego imigranta podążającego za nieodpartym kalifornijskim snem. Nie został jednak Amerykaninem. Został szpiegiem. Agent z Warszawy wykradał najpilniej strzeżone tajemnice wojskowe Stanów Zjednoczonych, zyskując status legendy wśród agentów FBI i oficerów CIA, którzy go wytropili.
Gdy Zacharski wjeżdżał pontiakiem na parking osiedla Cross Creek Village, nie był jeszcze mistrzem szpiegowskiego rzemiosła. Nie był nawet oficerem wywiadu. Wysłano go do Ameryki z prozaicznym zadaniem sprzedawania tokarek. Reprezentował przedsiębiorstwo o nazwie Polish American Machine Company, w skrócie Polamco, które założono w 1975 roku, ponieważ komunistyczne władze Polski usiłowały ustabilizować chwiejącą się gospodarkę, eksportując towary do krajów kapitalistycznych. W latach 1970–1977 Polska pożyczyła od zachodnich banków i innych instytucji dwadzieścia miliardów dolarów w ramach nieudanej próby podniesienia płac i zapełnienia żywnością pustych półek sklepowych. Liczyła, że dzięki zwiększeniu eksportu za pośrednictwem państwowych firm takich jak Polamco zdoła spłacić długi.
Polamco była filią Metalexportu, centrali handlu zagranicznego podległej Ministerstwu Przemysłu Maszynowego. Zacharski zatrudnił się w Metalexporcie w 1973 roku, po ukończeniu prawa na Uniwersytecie Warszawskim. Ten mierzący metr osiemdziesiąt osiem rudawy blondyn o ujmującej, choć nieco narcystycznej osobowości, wywarł duże wrażenie na przełożonych jako ambitny człowiek pragnący zrobić karierę.
Zacharski urodził się, jak sam to ujął, w „szanowanej” polskiej rodzinie. W trakcie drugiej wojny światowej jego ojciec Wacław służył w Armii Krajowej, podziemnych siłach zbrojnych walczących z okupującym Polskę Wehrmachtem. Latem 1944 roku brał udział w powstaniu warszawskim, które było próbą wyzwolenia stolicy kraju spod niemieckiej okupacji.
Powstanie warszawskie upadło. Siły niemieckie dokonały rzezi tysięcy Polaków, rozbiły AK i zrównały Warszawę z ziemią, podczas gdy Armia Czerwona przyglądała się temu biernie, czekając na wschodnim brzegu Wisły. Resztę wojny Wacław, wraz z tysiącami innych jeńców, spędził na przymusowych robotach w Bawarii. Po zwycięstwie aliantów wrócił do Polski. Ponieważ Warszawa leżała w gruzach, postanowił zamieszkać w niewielkim mieście nad Bałtykiem, w pobliżu Gdańska, gdzie poznał matkę Mariana, Czesławę.
Powołany przez Sowietów rząd rodzącej się Republiki Ludowej nie ufał tym, którzy służyli w szeregach antykomunistycznej AK, toteż Wacław musiał się przez kilka lat stale meldować w Urzędzie Bezpieczeństwa. Mimo to udało mu się otworzyć skromny zakład rzemieślniczy, dzięki czemu Czesława mogła zostać w domu, żeby wychowywać Mariana i jego młodszego brata Bogdana. Małe firmy, podobnie jak małe prywatne gospodarstwa rolne, były nieodłącznym elementem socjalistycznej gospodarki w Polsce. Komunizm nigdy nie zapuścił korzeni w polskiej ziemi, jak to miało miejsce w sąsiednim ZSRR. Winę za to ponosiły głównie duże znaczenie Kościoła katolickiego oraz upór polskich rolników. Sowiecki przywódca Józef Stalin zażartował kiedyś, że narzucanie Polsce komunizmu „przypomina siodłanie krowy”. Wyśmiewał się z polskich towarzyszy, nazywając ich rzodkiewkami, czerwonymi tylko z wierzchu.
Rodzice Zacharskiego dali synowi szansę, o jakiej wielu jego rówieśników mogło tylko pomarzyć. Dzięki studiom w Anglii posługiwał się właściwie płynną angielszczyzną. Poza tym wędrował po Europie z plecakiem. Wobec tego gdy w 1975 roku firma Polamco rozpoczęła działalność w Stanach Zjednoczonych, wyznaczono Zacharskiego, wtedy zaledwie dwudziestoczteroletniego, na jednego z jej przedstawicieli. Żona Zacharskiego Basia i dziesięciomiesięczna córka Małgosia dołączyły do niego w Ameryce jesienią 1976 roku.
Polskie władze wybrały na siedzibę Polamco Elk Grove Village w pobliżu Międzynarodowego Portu Lotniczego O’Hare w Chicago, licząc na ciepłe przyjęcie w metropolitalnym okręgu zamieszkanym przez półtora miliona Amerykanów polskiego pochodzenia, ale Zacharski, któremu bardzo dokuczyła zima 1976 roku, trzecia najzimniejsza w historii Chicago, miał dość Illinois. Nie przyjechał z tak daleka do Ameryki po to, żeby znosić w „wietrznym mieście” warszawskie mrozy. Poza tym znalazł obiecujących klientów zainteresowanych produktami Polamco wśród amerykańskich firm lotniczych z Zachodniego Wybrzeża. Kalifornia świetnie się nadawała na siedzibę filii, a ponadto w Los Angeles były lepsze warunki do gry w tenisa.
Pod koniec stycznia 1977 roku Zacharski wyładował pontiaca po sam sufit i wraz z rodziną wyruszył na zachód. W dniu, w którym wyjeżdżali z Chicago, była taka zawieja, że wydawało się, jakby temperatura spadła do minus pięćdziesięciu stopni. Zacharski nigdy nie widział tak dużej ilości śniegu, co wiele mówi w wypadku Polaka znad Bałtyku. Podczas przejazdu przez Nebraskę i Wyoming w zasięgu wzroku nie było ani jednego samochodu, a tylko białe pustkowie Wielkich Równin. W stanie Utah pogoda wreszcie się poprawiła. Na stacji benzynowej w pobliżu Provo mała Małgosia nie chciała wrócić do samochodu, bo od dawna nie widziała słońca. Cztery dni po pożegnaniu Chicago rodzina dojechała do Cross Creek Village przy Redlands Street w Playa del Rey, osiedla leżącego w odległości półgodzinnego spaceru od wybrzeża Pacyfiku. „Kalifornia!” – wspominał Zacharski w 2018 roku, wpatrując się w zielone zbocza górujące nad Jeziorem Genewskim w Szwajcarii, gdzie obecnie mieszka. „Od tamtej pory szukam Kalifornii”.
Tymczasem w Polsce gospodarka kulała z powodu ciągłych braków. Początkowo pożyczki zaciągane w zachodnich bankach podniosły standard życia, ale ustawiczna niegospodarność komunistycznych władz pogorszyła sytuację. Polska eksportowała mięso do ZSRR, lecz w polskich sklepach było ono niedostępne. W 1976 roku rząd podniósł ceny podstawowych artykułów spożywczych i zapoczątkował ich racjonowanie. Robotnicy w dwóch ośrodkach przemysłowych, Ursusie i Radomiu, przystąpili do strajku. Wybuchały protesty w związku z podwyżkami cen żywności; strajkujących wyrzucano z pracy, bito i więziono. Grupa dysydentów utworzyła wtedy Komitet Obrony Robotników (KOR), żeby zawiązać sojusz między polską klasą robotniczą a intelektualistami o zachodnich sympatiach. W czerwcu 1979 roku nowo wybrany, urodzony w Polsce papież Jan Paweł II odwiedził ojczyznę witany przez tłumy, co jeszcze bardziej ożywiło nadzieję na zmiany polityczne. W sierpniu 1980 roku ponad siedemset tysięcy robotników stoczni, hut, kopalń węgla i fabryk, nauczonych teraz obywatelskiego nieposłuszeństwa i świadomych swoich podstawowych praw, przystąpiło do strajku, zmuszając komunistyczny rząd do uznania niezależnego związku zawodowego, który miał zasłynąć jako Solidarność.
Na drugim końcu świata Zacharski wysyłał rodzicom paczki, jednocześnie powoli przystosowując się do życia południowokalifornijskiego biznesmena. Na początek zamienił służbowego pontiaca na chryslera cordobę. Chociaż pewien znajomy powiedział mu, że niedobrze jest mieszkać w pobliżu oceanu, kiedy pracuje się w centrum, bo wtedy do pracy i z pracy jeździ się pod słońce, Zacharski został w Playa del Rey. „Dla mnie, urodzonego i wychowanego nad morzem – powiedział – pokusa zamieszkania nad oceanem była zbyt silna”. Kupił sobie tylko okulary przeciwsłoneczne.
Obrabiarki oferowane przez Polamco znajdowały nabywców w Stanach Zjednoczonych, bo rozwiązania techniczne były zadowalające, a ceny przystępne. Zacharski sprzedawał je najważniejszym przedstawicielom amerykańskiego kapitalizmu, takim jak McDonnell Douglas, United Airlines i Standard Oil. Lockheed wykorzystywał te urządzenia w swoich zaawansowanych projektach rozwojowych prowadzonych na zlecenie Departamentu Obrony. Sprzętu Polamco używano podczas budowy atomowego okrętu podwodnego Trident. Został także sprzedany firmie EG&G, która produkowała broń nuklearną. To wszystko działo się mimo zakazu stosowania w amerykańskich zakładach zbrojeniowych wyrobów pochodzących z państw Układu Warszawskiego. W 1981 roku, gdy Rockwell szykował się do wznowienia produkcji bombowca strategicznego B-1, jeden z dyrektorów tej firmy zachęcił Zacharskiego do złożenia oferty¹.
Zacharski dotarł do środowiska Polonusów na Zachodnim Wybrzeżu. Zaprzyjaźnił się z pewnym profesorem fizyki z Uniwersytetu Stanforda oraz z inżynierami z Los Angeles. Spędzał również czas z amerykańskim ekspertem polskiego pochodzenia zajmującym się paliwem rakietowym, który podczas drugiej wojny światowej pilotował samoloty RAF-u. Poza tym wędrował po kanionach Południowej Kalifornii w towarzystwie sławnego wynalazcy w dziedzinie metalurgii, trzymając w ręce kij do odstraszania grzechotników. Klienci Zacharskiego nazywali go Marian lub Marion, Walter lub Walt, co było zanglicyzowaną wersją jego trudnego do wymówienia drugiego imienia Włodzimierz.
Bycie Polakiem w Ameryce, zwłaszcza w południowej Kalifornii, setki kilometrów od najbliższej polskiej placówki dyplomatycznej, oznaczało, że Zacharski uniknął obserwacji, którą FBI stosowało wobec Rosjan i obywateli pozostałych krajów wschodnioeuropejskich w innych częściach Stanów Zjednoczonych. Amerykanie po prostu nie umieli sobie wyobrazić Polski jako nieprzyjaciela. Polacy byli obiektem żartów, ale nigdy wrogami. Można by wybaczyć FBI to zaniedbanie, bo 6 października 1976 roku nie kto inny jak prezydent Gerald Ford, podczas drugiej debaty wyborczej z pretendentem do urzędu Jimmym Carterem, omyłkowo oznajmił, że Polska jest członkiem wolnego świata. Między innymi ta gafa kosztowała Forda Biały Dom².
W Cross Creek Village Zacharski i Basia znaleźli się w grupie ośmiu małżeństw, z których wszystkie albo mieszkały wcześniej za granicą, albo jedno z małżonków było obcokrajowcem. Mówili o sobie „mały ONZ” i organizowali grille, wspólne wyjazdy do Disneylandu, mecze tenisa, koktajle. Zacharski stale bywał na kortach i na drinkach po zakończeniu gry. W dzieciństwie marzył, żeby grać w piłkę nożną, ale ojciec mu zabraniał. Nauka, nie sport, mawiał. Tenis był jednak do przyjęcia, bo grali weń „właściwego rodzaju” ludzie. Marian, Basia i Małgosia łatwo się zaaklimatyzowali w południowej Kalifornii. Zanim się obejrzeli, nadszedł czerwiec 1977 roku i czas na urlop w ojczyźnie.
///
Kilka dni po powrocie do Warszawy Zacharski dostał telefon od pracującego w Ministerstwie Przemysłu Maszynowego kolegi, który zaprosił go na spotkanie przy kawie na sobotnie przedpołudnie 11 czerwca. W kawiarni zastał mężczyznę, który przedstawił się jako Zdzisław Jakubczak. Zacharski miał niejasne wrażenie, że poznaje w nim urzędnika ministerstwa. Jakubczak nachylił się w jego stronę i ściszając głos, wyjaśnił, że w rzeczywistości jest kapitanem Służby Bezpieczeństwa i pracuje w Departamencie I MSW – wywiadzie. SB była polskim odpowiednikiem sowieckiego KGB.
Zacharski nigdy wcześniej nie spotkał szpiega. Pewne pojęcie o działalności wywiadowczej miał dzięki matce, wielkiej miłośniczce thrillerów, która przekazała swoją pasję synowi. Zacharski wychował się na opowieściach o wyczynach oficerów polskiego wywiadu walczących z niemiecką okupacją podczas drugiej wojny światowej i o polskich matematykach, którzy jako pierwsi złamali szyfr Enigmy. Kapitan Jakubczak sondował jego znajomość operacji wywiadowczych. „Zupełna ignorancja”, doszedł do wniosku w raporcie dla przełożonych z Departamentu I³.
Jakubczak przyszedł z pewną propozycją. Obecność Zacharskiego w Los Angeles, powiedział, jest interesująca dla polskiego wywiadu, i zapytał go, czy byłby skłonny szpiegować na rzecz Polski. Zacharski się zaczerwienił. Już i tak nie mieściło mu się w głowie, że Jakubczak jest tajnym funkcjonariuszem wywiadu odkomenderowanym do ministerstwa, na którego rzecz pracował. A teraz ten szpieg werbował go na swojego agenta? „W tej roli nie widział się zupełnie – odnotował Jakubczak w raporcie dla Departamentu I – ze względu na mgliste pojęcie o rzeczywistej roli i zadaniach wywiadu”.
Jakubczak kadził Zacharskiemu. Powiedział młodemu człowiekowi, że jest on idealnym kandydatem: doskonale mówi po angielsku i najwyraźniej ma smykałkę do zawierania przyjaźni. Potem skierował rozmowę na kubański kryzys rakietowy i inne wydarzenia na arenie międzynarodowej. Mniej więcej po godzinie Zacharski zaraził się entuzjazmem do tego pomysłu. Miał jednak pewną prośbę, jak odnotował Jakubczak: „Z uwagi na jego zupełną ignorancję w tym temacie chciałby być instruowany, co i jak ma robić”. Jakubczak uznał, że nakłanianie Zacharskiego do podpisania zgody na szpiegowanie dla SB byłoby przedwczesne. Mężczyźni postanowili się spotkać ponownie.
Kiedy Zacharski wyszedł z kawiarni, był w siódmym niebie. „Czuję się poniekąd jak bohater książek, którymi do niedawna się zaczytywałem” – napisał w wydanych w 2009 roku wspomnieniach⁴. „Wszystkie marzenia dwudziestoparolatka zmierzały do takiej właśnie chwili: Tak, zostałem zauważony!” W mniemaniu Zacharskiego oficerowie wywiadu należeli do „elitarnego klubu”, a jemu dawano szansę „zmierzenia się z najlepszymi”.
„Nie wiem jeszcze, czy wygram – napisał – ale chcę tej konfrontacji, chcę tego spotkania. Chcę być najlepszy! Dostać szansę pracy, która wymaga przenoszenia gór, bo ja czuję, że jestem w stanie te góry przenosić”.
Fantazja Zacharskiego wygodnie dla niego ignorowała szczegóły propozycji Jakubczaka. W rzeczywistości nie dawano mu szansy zostania polskim Jamesem Bondem. Miał być zaledwie źródłem informacji kierowanym przez oficera prowadzącego, kapitana Jakubczaka. Zacharski nigdy jednak nie pozwalał, żeby fakty stanęły na przeszkodzie dobrej historii. Robiąc aluzję do 007, miał zatytułować swoje wspomnienia _Nazywam się Zacharski, Marian Zacharski._
Jakubczak i Zacharski spotkali się ponowie 21 czerwca, gdy ten drugi szykował się do powrotu do Kalifornii. Zacharski podpisał zobowiązanie do współpracy z SB i obiecał utrzymywać swoją działalność w tajemnicy. Jakubczak nadał mu kryptonim – „Pay”. Wyjął z kieszeni dwie identyczne wizytówki i wręczył jedną z nich Zacharskiemu. Drugą zamierzał wysłać do kuriera w Stanach Zjednoczonych, który miał się skontaktować z Zacharskim, gdy ten da znać, że dysponuje informacjami wartymi przekazania. Jakubczyk poinstruował go, żeby skupił się na zdobywaniu dokumentacji amerykańskiej technologii komercyjnej.
Polacy, w większym stopniu niż Rosjanie i agenci z innych krajów Europy Wschodniej, specjalizowali się w szpiegostwie przemysłowym. Polska gospodarka była uzależniona od tajemnic wykradanych Zachodowi. Jej przemysł farmaceutyczny został zbudowany na podstawie przywłaszczonych patentów. Przemysł elektroniczny był uzależniony od technologii skradzionej Stanom Zjednoczonym i Japonii, podobnie jak linie montażowe w stoczniach i zakładach motoryzacyjnych⁵. Oddelegowany do RFN pułkownik wywiadu Henryk Jasik rzekomo wykradł recepturę detergentu, który stal się jedną z najpopularniejszych marek proszku do prania w bloku wschodnim – IXI⁶.
Polskie służby były szanowane na Zachodzie. Opublikowany w 1978 roku przez magazyn „Time” _Spy Guide_ (Przewodnik szpiegowski) sklasyfikował polską agencję wywiadowczą na piątym miejscu na świecie za Stanami Zjednoczonymi, ZSRR, Izraelem i Wielką Brytanią. Polscy szpiedzy nie uciekali się do morderstw, czyli „mokrej roboty”, jak Bułgarzy albo KGB. Rzeczywiście, uważa się, że wywiad PRL dokonał tylko jednego zabójstwa za granicą, usuwając w 1960 roku pewnego oficera, który zbiegł do Francji. „Polacy – odnotowano w tygodniku »Time« – na ogół lepiej się poruszają i lepiej nawiązują kontakty na arenie międzynarodowej”⁷.
Po powrocie do Stanów Zjednoczonych Zacharski ponownie wpadł w wir zajęć, prowadząc życie zapracowanego handlowca. Na początku grudnia 1977 roku, zaraz po rozegraniu meczu tenisa, partner zwrócił mu uwagę na również mieszkającego w Cross Creek Village Williama Bella, który właśnie wchodził na kort. „Jest szychą w przemyśle aeronautycznym. Geniusz, mówię ci, geniusz!” – szepnął mężczyzna. Zacharski przyjrzał się sąsiadowi: pod sześćdziesiątkę, metr dziewięćdziesiąt, bokobrody, oponka na brzuchu. Towarzyszyła mu atrakcyjna, znaczne młodsza żona imieniem Rita. „Nie robiłem żadnych gwałtownych ruchów” – napisał Zacharski. „Po prostu przyglądałem się, co Bill robi, gdzie chodzi”⁸.ROZDZIAŁ 2.
Zagramy w tenisa?
Pięćdziesięciosiedmioletni William Bell i jego trzydziestotrzyletnia żona Rita należeli do „małego ONZ” z Cross Creek Village. Rita pochodziła z Belgii. Poznali się w Europie, gdy świeżo rozwiedziony Bell został tam oddelegowany przez swoją firmę, a ona pracowała jako sekretarka w jego biurze. Zabrała ze sobą sześcioletniego syna z poprzedniego małżeństwa, żeby zamieszkał z nimi w Stanach Zjednoczonych, i starała się o posadę stewardesy w liniach lotniczych Pan American.
Wieczorem 10 grudnia Zacharski, już wtedy zainteresowany Bellem, podszedł do Rity na sobotnim przyjęciu w klubie osiedlowym, a ona przedstawiła go swojemu mężowi Billowi.
Bell sprawiał wrażenie roztargnionego profesora. Zacharski zastanawiał się przez chwilę, jak mógłby go zagadnąć, i doszedł do wniosku, że alkohol powinien załatwić sprawę.
– W Polsce zaczyna się znajomość od wspólnej wódki – oznajmił. – Schowałem tu w lodówce butelkę.
Wziął od Billa pustą szklankę, podszedł do lodówki i wrócił z pełnym naczyniem. Mężczyźni trącili się szkłem i wypili. Rita opowiedziała anegdotkę o tym, jak pewnego razu w restauracji Bill zdjął pod stołem buty. Po posiłku poprosił kelnera o wezwanie taksówki i dopiero po powrocie do domu zauważył, że jest w samych skarpetkach. Bill rozpromieniał się, ilekroć Rita nazywała go naukowcem.
Gdy impreza dobiegła końca, Zacharski odciągnął Billa na bok i powiedział mu, że potrzebuje partnera do tenisa, a ten ochoczo zgodził się nim zostać. Tamtego wieczoru Zacharski wysmażył raport dla Jakubczaka: „W kompleksie apartamentów, w którym mieszkam, przez przypadek poznałem Pana o imieniu BILL, o którym dowiedziałem się tylko, że przez trzy lata był prezydentem firmy HUGHES w Belgii, a obecnie jest w randze vice prezydenta tej firmy” – napisał. „W najbliższym czasie będę miał prawdopodobnie okazję zagrać z tym Panem w tenisa i również uzyskać nieco więcej informacji na temat jego pracy”⁹.
Kilka dni później rzeczywiście zagrali. Bill był beznadziejny. Zacharski pozwolił mu zdobyć kilka punktów, a po meczu zaprosił go do siebie na drinka. Właśnie wtedy odkrył, że Bell jest inżynierem odpowiedzialnym za uzbrojenie w Hughes Aircraft Company, jednej z najważniejszych firm zbrojeniowych w Stanach Zjednoczonych.
Poruszając się po omacku w nowej dla siebie roli szpiega, Zacharski sporządził listę kilku kontaktów, wśród których był też Bell, i przekazał ją Jakubczakowi. Ten zaś, w raporcie z 7 lutego 1978 roku, poinformował kierownictwo polskiego wywiadu, że polecił Zacharskiemu skupić się na Bellu, któremu nadano kryptonim „Pato”. Jakubczak ostrzegł jednak przełożonych: „Nie możemy dopuścić, aby »Pato« zorientował się, że poprzez »Paya« ma do czynienia z wywiadem”¹⁰.
Zacharski dowiedział się, że Bell jest absolwentem UCLA (Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles), gdzie w 1951 roku ukończył fizykę stosowaną, a po odbyciu specjalistycznych kursów w marynarce wojennej przez cały czas pracował w przemyśle zbrojeniowym, głównie dla firmy Hughes. Dwukrotnie delegowano go za granicę w latach sześćdziesiątych i w połowie siedemdziesiątych, ale za drugim razem wrócił do Stanów Zjednoczonych, mając poważne kłopoty finansowe. Kontrola urzędu podatkowego wypadła dla niego niekorzystnie, a miał już za sobą nieprzyjemną sprawę rozwodową, dlatego złożył wniosek o upadłość. Na domiar złego w 1975 roku dziewiętnastoletni syn Bella Kevin uległ wypadkowi na campingu w Meksyku, doznając poważnych poparzeń, gdy zapalił się środek odstraszający owady. Przyjaciele z Hughes Aircraft urządzili zbiórkę na pokrycie części kosztów leczenia, ale chłopak zmarł¹¹. Bell był zatem bardzo przybity.
Bell powiedział Zacharskiemu, że marzy o wybrnięciu z tarapatów finansowych dzięki pisaniu powieści szpiegowskich. Miał już w szufladzie wstępny szkic takiej szmiry, której bohaterem był zawadiacki handlarz bronią Peter K. Peach, tak samo jak Bell ożeniony ze swoją sekretarką i tak jak on noszący wąsy. Peach uwielbiał wykwintne jedzenie, piękne kobiety i, naturalnie, niebezpieczeństwo. Bell poprosił kiedyś znajomego, który relacjonował wydarzenia w Hollywood dla „Burbank Daily Review”, żeby ubarwił jego rękopis melodramatycznymi scenami erotycznymi.
Chociaż Bell był lubiany w Hughes Aircraft, po powrocie z Belgii czuł się w firmie jak outsider. W jego dziale inicjatywę przejęła grupa młodszych fachowców, więc miał wrażenie, że został odsunięty na boczny tor, żeby doczekać emerytury. Zaczął sporo pić, był jednak przewrażliwiony, bo nawet na tym bocznym torze zajmował się niewiarygodnie ważnymi rzeczami. Kierowany przez niego zespół inżynierów pracował nad pierwszym zastosowaniem techniki stealth, urządzeniem nazwanym radarem o niskim prawdopodobieństwie przechwycenia. Pentagon zamierzał montować takie radary w czołgach, helikopterach, bombowcach i myśliwcach.
Bell, choć był błyskotliwym guru informatyki, wciąż pragnął szacunku i pochwał. Ponieważ Zacharski poświęcał mu dużo uwagi, dobrze się czuł w jego towarzystwie, bo Polak dzięki zawadiackiemu sposobowi bycia miał coś z nieżyjącego syna Bella. Kevin i Marian byli w podobnym wieku i praktycznie tego samego wzrostu. „Powoli stał się moim najlepszym przyjacielem” – miał później powiedzieć Bell¹².
Jakubczak poinstruował Zacharskiego, żeby wybadał słabości Bella, i prosił o więcej informacji na temat „cech charakteru, zainteresowań, nałogów, przekonań politycznych, stosunku do Polski, morale, sytuacji materialnej i rodzinnej itp.”. Gdy Zacharski ponownie przyjechał do kraju pod koniec lutego 1978 roku, Jakubczak zorganizował mu przyśpieszony kurs rzemiosła szpiegowskiego. W tym czasie Basia była w ciąży z ich drugim dzieckiem. Karolina miała się urodzić w Stanach Zjednoczonych.
Gdy Zacharski znalazł się po raz kolejny w Warszawie i ulokował Basię z Małgosią u jej rodziców, zaszył się w lokalu konspiracyjnym należącym do MSW. Jakubczak osobiście nadzorował jego szkolenie we wszystkich dziedzinach, począwszy od struktury organizacyjnej wywiadu, przez sposoby wykrywania działalności kontrwywiadowczej i kwestie psychologiczne związane ze szpiegostwem, po metody pozyskiwania źródła i prowadzenia rozmów. Specjaliści uczyli Zacharskiego posługiwania się miniaturową kamerą do fotografowania dokumentów. Szkolenie nie zawsze było sensowne. Na jednej z lekcji musiał ćwiczyć, jak gubić ogon, poruszając się pieszo, a przecież „w Los Angeles – napisał we wspomnieniach – nie ma chodników! Wszędzie jeździ się samochodami”¹³.
Zacharski był uczniem pełnym entuzjazmu. „Wykazywał dużą inicjatywę i zaangażowanie” – napisał Jakubczak i dodał, że „dał się poznać jako sumienny i zdyscyplinowany współpracownik o bardzo dużych predyspozycjach do pracy operacyjnej”¹⁴. Krótko mówiąc, Zacharski był naturalnie uzdolniony. Zastanawiając się nad jego motywacją do szpiegowania, Jakubczak zauważył, że „elementy przygody” przyćmiewają patriotyzm. Dla Zacharskiego najbardziej liczyła się gra.
Jakubczak zalecił, żeby MSW zatrudniło Zacharskiego na stałe, podnosząc mu pensję o dwadzieścia procent, i przyjęło go do pełnoetatowej służby, gdy przeprowadzi się z rodziną z powrotem do Polski. Zasugerował również, że powinien zacząć rozdawać Bellowi „napiwki”, żeby ocenić jego otwartość.
Wkrótce po powrocie do Los Angeles Zacharski poprosił Bella o kontakty w Hughes Aircraft i innych firmach, które mogłyby się zainteresować produktami Polamco. Ten podał mu nazwisko kierownika do spraw zakupów w Hughes, a także nazwiska osób na kierowniczych stanowiskach w firmach Lockheed i Northrop. Zacharski sięgał do funduszu „napiwkowego”, wypłacając Bellowi od czasu do czasu po dwieście dolarów. W 1978 roku zabrali z Basią Billa i Ritę na bal sylwestrowy zorganizowany w Long Beach na pokładzie Queen Mary. Gdy Bell zaproponował zwrot za bilety, Zacharski zbył to machnięciem ręki. „Nie przejmuj się” – powiedział. „Moja firma płaci”. Zwykle po meczu tenisa szli obaj do Zacharskiego, żeby się napić. Zacharski sączył wodę, a w Bella wlewał wódkę, podczas gdy ten skarżył się na kłopoty finansowe. Podarował Billowi książki na temat historii Polski oraz kupione w Warszawie kubki do kawy. Bill często urywał w połowie zdania, reflektując się: „W ogóle nie powinienem tego wszystkiego mówić, przecież ja pracuję nad programami poufnymi! Nawet tajnymi!”. Zacharski miał na to szablonową odpowiedź: „Nie, nie, ty mi tylko pomagasz podszlifować techniczny angielski”.
Zacharski rozpowiadał, że Bell mógłby zostać doradcą Polamco. Amerykaninowi to schlebiało i otwierał się coraz bardziej, przynosząc do domu dokumenty, żeby pokazać je Zacharskiemu. Zaczął od odtajnionych raportów, wewnętrznego biuletynu Hughes Aircraft oraz materiałów reklamowych. Wmawiał sobie, że po prostu stara się pomóc nowemu przyjacielowi.
Zacharski grał rolę zainteresowanego młodszego ucznia. Wspominał, że powiedział kiedyś: „Bill, operujesz terminami, których nie rozumiem. Powinieneś mi przynieść coś, co to wyjaśni”. Przełamał w ten sposób jego opory. „Powolutku wciągnąłem go do współpracy” – wyjaśnił. „On był naukowcem. Potrzebował zainteresowania. Poszedłem mu na rękę”¹⁵. Przez pewien czas Bell trzymał się fikcji, że Zacharski płaci mu za pomaganie Polamco w sprzedaży obrabiarek, ale wkrótce prośby Polaka wkroczyły na zakazane terytorium, a on wcale się nie obruszył. Zdarzało się nawet, że podnosił stopień poufności niektórych dokumentów, które dawał Zacharskiemu, żeby wydawały się bardziej tajne, niż były w rzeczywistości.
Zacharski przyjechał do Stanów Zjednoczonych, nie mając pojęcia o szpiegowaniu. Kierownictwo wywiadu przydzieliło go do łowienia płotek, on tymczasem, w osobie Billa Bella, wyciągnął na brzeg wieloryba. Zaczął dawać Billowi grubsze koperty wypchane dolarami. „Złapał mnie na haczyk, macie cholerną rację, tak było” – przyznał później Bell¹⁶.
Zacharski zaopatrzył Bella w kamerę ze specjalnym filmem o dużej rozdzielczości, który upraszczał proces fotografowania poufnych dokumentów. Bell dostał od pracowników polskich służb również schowek w postaci wieszaka na krawaty. Nie użył go, bo ten działał wadliwie, podobnie jak używana przez Zacharskiego tylko jako ozdoba duża drewniana figura szachowa, którą można było otworzyć dopiero po przytrzymaniu jej odwróconej do góry nogami przez czterdzieści pięć sekund i lekkim stuknięciu.
W Warszawie Departament I MSW został zasypany zdobyczami Zacharskiego w postaci tajnych materiałów. Oprócz pierwszych amerykańskich badań nad techniką stealth uzyskał on informacje o zachodnioniemieckim systemie kontroli radarowej, systemie antyrakietowym Patriot oraz szczegóły dotyczące pocisków Amram, Phoenix i Hawk, a także tajne materiały na temat śmigłowca szturmowego Apache. Zacharski ukradł pełne ustawienia radarowe dla odrzutowców bojowych F-15 Eagle i F-18 Hornet, a ponadto plany nowego radaru wykorzystywanego przez marynarkę wojenną. Gdy eksperymentalny amerykański samolot rozbił się na poligonie Sił Powietrznych w Newadzie, Zacharski zdobył raport z tego wypadku.
Zacharski dostarczył swoim mocodawcom poufne amerykańskie analizy dotyczące dezercji sowieckiego pilota myśliwca Wiktora Bielenki, który we wrześniu 1976 roku przyleciał do Japonii migiem 25. Ten typ samolotu nazywano w NATO Foxbat. „To była niesamowita księga, to, co on powiedział Amerykanom” – relacjonował Polak. „Zostali zalani informacjami”. Zacharski dostał także protokoły posiedzeń działającej w strukturach Pentagonu Agencji Zaawansowanych Projektów Badawczych w Obszarze Obrony (Defense Advanced Research Projects Agency), która prowadziła awangardowe badania nad bronią. Przekazał również polskiemu wywiadowi amerykańskie plany lotów samolotu zwiadowczego lockheed SR-71 blackbird wzdłuż granicy z NRD mających na celu uaktywnienie tamtejszych radarów i zbadanie zdolności Układu Warszawskiego do rozpoznania zagrożenia. Oficjalne polskie zestawienie tajemnic zdobytych przez Zacharskiego obejmowało siedem stron. W odtajnionym w 2006 roku raporcie CIA z 1982 roku napisano, że Zacharski i Bell przekazali swoim opiekunom co najmniej dwadzieścia tajnych raportów dotyczących przyszłych amerykańskich systemów zbrojeniowych. Oceniono w nim, że siły Układu Warszawskiego zaoszczędziły setki milionów dolarów na badania i rozwój, a także „zagroziły istniejącej broni oraz przyszłym zaawansowanym systemom zbrojeniowym Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników”¹⁷.
W latach osiemdziesiątych amerykańscy śledczy sądzili, że szpiegowski plon Zacharskiego ograniczał się do informacji dostarczonych przez Bella. Teraz wydaje się jednak, że miał on również inne kontakty. Amerykanie bez skrępowania omawiali z nim poufne programy. Zacharski uczestniczył w tajnych naradach w Rockwell, gdy firma ta zaopatrywała się w sprzęt przed wznowieniem produkcji bombowca B-1, a Amerykanie polskiego pochodzenia zatrudnieni w branży lotniczej rutynowo dzielili się z nim szczegółami swojej pracy. „Gdy ktoś mówi: »To jest ściśle tajne«, zapomina o czynniku ludzkim” – zauważył Zacharski. „Miałem przyjaciół, a przyjaciele sobie pomagają”.
Poza tym kierowane do Bella prośby o informacje były podejrzanie precyzyjne. Zacharski znał symbole i numery poszczególnych dokumentów. Gdy Bell zapytał go, jak je zdobył, tylko się uśmiechnął¹⁸. „Bell nie był jedyną atrakcją w mieście” – powiedział Zacharski w 2018 roku. „Nie był moim jedynym źródłem”¹⁹.
Opinia, że Zacharski otrzymywał pomoc skądinąd, znajduje również potwierdzenie w pewnym dokumencie polskiej centrali noszącym datę 24 czerwca 1985 roku. „Oprócz sprawy Bella – czytamy w nim – kpt. M. Zacharski dostarczał szereg informacji o sytuacji operacyjnej na terenie Kalifornii, o zakładach wojskowych w USA oraz informacje osobowe, które w dalszym ciągu są wykorzystywane do celów operacyjnych”²⁰.
///
Gdy Zacharski był gotowy do przekazania dokumentów polskim władzom, zadzwonił do konsulatu w Chicago i oznajmił: „Podejrzewam, że moja córka ma zapalenie płuc”. Wysłano wówczas kuriera do Los Angeles. Po zaledwie jednej takiej podróży naczelny oficer wywiadu w konsulacie, zwany rezydentem, powiedział swoim zwierzchnikom z Warszawy, że nie chce więcej jeździć do Los Angeles. Martwił się, że będzie śledzony przez FBI, zwłaszcza że leciał samolotem.
Zacharski zaczął więc upychać dokumenty w walizkach i osobiście zawoził je do Chicago. Miał wiarygodną przykrywkę: spotkania w siedzibie głównej Polamco w Elk Grove Village. Jako pasażer często podróżujący pierwszą klasą American Airlines taszczył walizki bezpośrednio na pokład samolotu²¹.
Zacharski zmagał się z coraz większym nawałem obowiązków w związku z narodzinami córki Karoliny w Los Angeles, koniecznością sprzedawania obrabiarek Polamco na całym amerykańskim Zachodzie, zajmowaniem się wymagającym Billem Bellem i pogmatwaną serią poleceń z centrali w Warszawie. „Były takie chwile, gdy omal nie zwariowałem. Mieliśmy w domu dwoje małych dzieci, a ja pracowałem na pełny etat _oraz_ szpiegowałem na pełny etat” – wspominał Zacharski.
Pod koniec 1978 roku właściciele Cross Creek Village oznajmili, że przestają wynajmować mieszkania i przekształcają je w lokale własnościowe. Bill i Rita chcieli wykupić swoje lokum, ale byli spłukani. Interweniował wtedy Zacharski. W lutym 1979 roku wręczył Bellowi dwanaście tysięcy dolarów w dwóch kopertach, a ten wykorzystał część pieniędzy na zadatek i opłacenie zaległych podatków.
Potem wziął to, co zostało, i ruszył na zakupy. Zamienił średniej wielkości chevroleta na czerwonego cadillaca z białym winylowym odsuwanym dachem. Zaczął paradować w kapeluszu panama i okularach przeciwsłonecznych od znanego projektanta, upodabniając się do swojego powieściowego bohatera Petera K. Peacha. Zacharski martwił się, że popisywanie się przez Bella majątkiem wywoła zdziwienie wśród funkcjonariuszy służby bezpieczeństwa w Hughes Aircraft. Zaczął wobec tego dawać mu złote monety zamiast gotówki, żeby trudniej było nimi szastać.
Wypełniając polecenia z Warszawy, Zacharski zaproponował Bellowi, żeby wybrał się do Europy i spotkał się osobiście z oficerami Departamentu I. W listopadzie 1979 roku Amerykanin przyniósł walizkę wypełnioną dokumentami do pewnego parku w Innsbrucku. Podszedł do niego jakiś mężczyzna i zapytał: „Czy jest pan przyjacielem Mariana?”. Przedstawił się jako „Paul”. Naprawdę nazywał się Anatoliusz Inowolski i był od dawna oficerem polskiego wywiadu, który służył jako tajny agent w polskim konsulacie w Nowym Jorku. Bell jeszcze dwukrotnie odbył podróż do Austrii i raz do Genewy, gdzie przekazał Paulowi i innym opiekunom całe stosy akt. W sumie Polacy zapłacili mu ponad sto tysięcy dolarów w gotówce i sześćdziesiąt tysięcy dolarów w złotych krugerrandach.
Od 1978 do początku 1980 roku Zacharski prowadził działalność szpiegowską nieniepokojony przez żadne amerykańskie organy ścigania. Był w tym dobry. Miał też dużo szczęścia. Pewnego dnia przed świtem niewiele jednak brakowało, żeby go opuściło. Jechał do biura, aby skserować partię dokumentów od Bella, gdy został zatrzymany przez funkcjonariusza policji z Los Angeles za przekroczenie prędkości. Policjant przeszukał samochód Polaka, ale przeoczył dwieście stron ściśle tajnych raportów piętrzących się na tylnym siedzeniu.
W Polsce dokumenty od Zacharskiego ujawniły ogromną różnicę wiedzy między Układem Warszawskim a Stanami Zjednoczonymi. Pewien polski specjalista w dziedzinie radarów przez trzy dni studiował jedną z partii akt i na koniec powiedział, że to go przerasta. Gdy Zacharski przekazał amerykańskie plany wykorzystania techniki stealth do ukrycia okrętów wojennych, jeden z polskich oficjeli zapytał: „Jak można schować statek?”. Czesław Kiszczak, były polski minister spraw wewnętrznych i szef wywiadu, zauważył w swoich wspomnieniach: „nawet najwybitniejsi nasi naukowcy nie mieli pojęcia, jak ugryźć materiały dostarczone przez Zacharskiego, a co dopiero, żeby je praktycznie wykorzystać”²².
Eksperci KGB do spraw techniki amerykańskiej, którzy przyjechali do Warszawy, lepiej sobie poradzili z przeanalizowaniem plonów Zacharskiego. Jurij Andropow, sekretarz generalny Komunistycznej Partii ZSRR, osobiście podziękował Kiszczakowi za wkład Zacharskiego w obronność Układu Warszawskiego²³. Mimo to na Zacharskiego i jego polskich mocodawcach z Departamentu I te dokumenty podziałały jak poważne ostrzeżenie, że znajdują się na przegranej pozycji w wyścigu zbrojeń. Jak to ujął Zacharski: „To pokazało, że nie mamy szans ich dogonić”.PRZYPISY
Rozdział 1
¹ Wywiad z Marianem Zacharskim, Vevey, Szwajcaria, 11 listopada 2018.
² Debata prezydencka z udziałem Geralda R. Forda i Jimmy’ego Cartera, 6 października 1976, https://www.fordlibrarymuseum.gov/library/speeches/760854.asp.
³ IPN BU 2333/1, odtajniona teczka personalna kontaktu operacyjnego (KO) kryptonim „Pay”: Marian Zacharski, Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej, Warszawa.
⁴ M. Zacharski, _Nazywam się Zacharski. Marian Zacharski_. _Wbrew regułom_, Poznań 2009.
⁵ M. Sikora, _Cooperating with Moscow, Stealing in California: Poland’s Legal and Illicit Acquisition of Microelectronics Knowhow from 1960 to 1990_, _Histories of Computing in Eastern Europe_, ed. by Ch. Leslie, M. Schmitt, New York 2019, s. 165–195.
⁶ P. Pytlakowski, _Szkoła szpiegów_, Warszawa 2011.
⁷ _Spy Guide_, „Time”, February 6, 1978, s. 16.
⁸ M. Zacharski, _Nazywam się Zacharski…_, dz. cyt.
Rozdział 2
⁹ IPN BU 2333/1, odtajniona teczka personalna kontaktu operacyjnego (KO) kryptonim „Pay”: Marian Zacharski, Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej, Warszawa.
¹⁰ IPN BU 2333/2, odtajniona teczka pracy kontaktu operacyjnego (KO) kryptonim „Pay”: Marian Zacharski, Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej, Warszawa.
¹¹ P. McMillan, E. Maxwell, _L.A. Spy Suspect Caught in Web of Debt_, „Los Angeles Times”, July 9, 1981.
¹² _Meeting the Espionage Challenge: A Review of United States Counterintelligence and Security Programs_, Report of the Select Committee on Intelligence, Report 99–522, US Government Printing Office, Washington, DC, 1986, s. 99–522.
¹³ M. Zacharski, _Nazywam się Zacharski. Marian Zacharski_. _Wbrew regułom_, Poznań 2009.
¹⁴ IPN BU 2333/1, odtajniona teczka personalna kontaktu operacyjnego: Marian Zacharski, dz. cyt.
¹⁵ Wywiad z Marianem Zacharskim, Vevey, Szwajcaria, 9 października 2017.
¹⁶ _A Modern American Tragedy_, _60 Minutes_, CBS, March 14, 1982, https://vimeo.com/74330429.
¹⁷ _Soviet Acquisition of Western Technology_, Central Intelligence Agency, Washington, April 1982; dokument odtajniony 15 maja 2006.
¹⁸ _Security Awareness in the 1980s: Feature Articles from the Security Awareness Bulletin, 1981 to 1989_, Security Awareness Division, Educational Programs Department, Department of Defense Security Institute, Richmond 1989.
¹⁹ Wywiad z Marianem Zacharskim, Vevey, Szwajcaria, 9 października 2017.
²⁰ IPN BU 3246/535, teczka pracownika zewnętrznego kryptonim „Jukon”/„Spektra” dot. Mariana Zacharskiego, Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej, Warszawa.
²¹ IPN BU 2333/2, odtajniona teczka pracy kontaktu operacyjnego (KO) kryptonim „Pay”: Marian Zacharski, dz. cyt.
²² W. Bereś, J. Skoczylas, _Generał Kiszczak mówi… prawie wszystko_, Warszawa 1991, s. 188.
²³ IPN BU 3246/535, teczka pracownika zewnętrznego kryptonim „Jukon”/„Spektra” dot. Mariana Zacharskiego, dz. cyt.O AUTORZE
John Pomfret, wychowany w Nowym Jorku i wykształcony na Uniwersytecie Stanforda oraz Uniwersytecie Nanjing, jest wielokrotnie nagradzanym dziennikarzem, autorem książek i finalistą Nagrody Pulitzera.
Przez dwadzieścia lat był korespondentem zagranicznym „Washington Post”, relacjonującym przebieg wojen w Afganistanie, Bośni, Kongu, Sri Lance i Iraku. Dwukrotnie wysyłano go do Chin – najpierw pod koniec lat osiemdziesiątych, podczas protestów na placu Tiananmen, a potem, w latach 1997–2003, był szefem biura „Washington Post” w Pekinie. Przez cztery lata pracował w Europie Wschodniej, w tym przez trzy w Warszawie.
Pomfret jest autorem bestsellera _Chinese Lessons: Five Classmates and the Story of the New China_ (2006), wydanego w Polsce w 2010 roku pod tytułem _Lekcja chińskiego_, a jego książka _The Beautiful Country and the Middle Kingdom: America and China, 1776 to the Present_ (2016) zdobyła nagrodę Arthur Ross Award, przyznawaną przez Radę Stosunków Międzynarodowych. Był barmanem w Paryżu i ćwiczył judo w Japonii. Mieszka w Berkeley w Kalifornii z żoną Zhang Mei i trojgiem dzieci.