Pozytywna dyscyplina - ebook
Pozytywna dyscyplina - ebook
POZYTYWNA DYSCYPLINA to klasyczna metoda wychowawcza, oparta na wzajemnej miłości i szacunku , wywodząca się z nurtu psychologii indywidualnej Alfreda Adlera.
Polskie wydanie książki ukazało się dzięki pomocy finansowej setek rodziców, którzy przekonawszy się o skuteczności metody, wsparli ten projekt na drodze crowdfundingu.
Na jej kartach znajdziesz odpowiedzi na wiele rodzicielskich pytań:
- Co mam robić, gdy nie mogę się dogadać z dzieckiem?
- Jak mam mówić, żeby dziecko mnie słyszało i częściej słuchało?
- Jak stworzyć warunki do współpracy z dzieckiem?
- Jak wspierać dziecko bez rozpieszczania?
- Jak wyznaczać granice, ustalać i egzekwować umowy i dzielić się z dzieckiem obowiązkami?
- Jak pomóc rodzeństwu dogadać się ze sobą?
- Jak budować w dziecku zdrowe poczucie własnej wartości?
- Jak wzmacniać jego zaufanie do siebie?
- Dlaczego dzieci różnią się od siebie w zależności od kolejności urodzenia?
- Jak sprawić, żeby bycie rodzicem było łatwiejsze?
Kategoria: | Psychologia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-63860-12-7 |
Rozmiar pliku: | 3,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
POZYTYWNA DYSCYPLINA
Serdecznie dziękujemy wszystkim, którzy wsparli nas duchowo, mentalnie i finansowo w trakcie naszej kampanii zbierania funduszy na wydanie książki Pozytywna dyscyplina na portalu Polak Potrafi. Wdzięczne jesteśmy również tym, którzy pomogli nam – laikom w temacie w wydawania książek – doprowadzić cały proces do końca, służąc radą i bezinteresowną pomocą. Dziękujemy naszym rodzinom – bez ich miłości, wiary i cierpliwości trudniej byłoby dzień po dniu realizować ten projekt.
Pomogliście nam spełnić nasze marzenie i oto dziś w Waszych rękach znajduje się jeden z egzemplarzy książki. Pozytywna dyscyplina trafia „pod strzechy” i mamy nadzieję wkrótce stanie się powszechnie rozpoznawaną metodą wychowawczą w Polsce.
Dziękujemy osobom i firmom, które wybrały nagrodę „Zestaw współpromotora” i zostały współpromotorem pozytywnej dyscypliny w Polsce, oto one:
Anna Pyrek z firmy CoachWise S.A.
Fantastyczne Miejsce dla Małych i Dużych www.fantastycznemiejsce.pl
Filip Matuszewski
Kinga Nałęcz
www.babyboom.pl
ProfiConsulting Sp. z o.o.
Santi z Love by Santi www.lovebysanti.pl
Sylwia Kocoń, Metafizyczny Terapeuta www.duchimateria.pl
Sylwia Szpikowska, Trenerka Świadomego Rodzicielstwa
Biuro Podróży Victoria Travel www.zdziecmi.plO AUTORCE
Dr Jane Nelsen, to licencjonowana terapeutka małżeństw i rodzin, mieszkająca w San Clemente w Kalifornii oraz South Jordan w Utah. Jest mamą siedmiorga dzieci i babcią osiemnaściorga wnucząt. Przez dziesięć lat pracowała jako doradca wychowawczy w szkołach podstawowych oraz wykładowca szkół wyższych z zakresu psychologicznego rozwoju dziecka. Obecnie dzieli czas pomiędzy męża, dzieci i wnuki, pisanie książek oraz prowadzenie warsztatów i wykładów.
Jako autorka i współautorka ma w swoim dorobku osiemnaście książek – wydrukowanych w ponad dwóch milionach egzemplarzy i przetłumaczonych na piętnaście języków – między innymi popularną serię Positive Discipline, Raising Self-Reliant Children in a Self-Indulgent World, Positive Discipline in the Classroom, Positive Time-Out and Over 50 Ways to Avoid Power Struggles in Homes and Classrooms oraz Serenity: Eliminating Stress and Finding Joy and Peace in Life and Relationships. Jest również współautorką podręczników dla edukatorów pozytywnej dyscypliny: Positive Discipline in the Classroom oraz Teaching Parenting the Positive Discipline Way. Jako ekspert do spraw wychowania uczestniczyła między innymi w programach Oprah, Sally Jessy Raphael Show i Twin Cities Live, a jej nazwisko pojawia się często w licznych czasopismach skierowanych do rodziców.
Stworzona przez nią strona www.positivediscipline.com zawiera mnóstwo artykułów, użytecznych informacji wychowawczych, darmowy newsletter i podcasty.Dla Barry’ego
W ciążę z szóstym dzieckiem zaszłam podczas pisania pracy magisterskiej na uniwersytecie, który położny był osiemdziesiąt kilometrów od naszego domu. Ponieważ moje porody zaczynają się zwykle przed czasem i przebiegają bardzo szybko, przez cały dziewiąty miesiąc ciąży Barry woził mnie na uczelnię (w samochodzie na wszelki wypadek mieliśmy wszystko, co potrzebne do porodu) i czekał aż skończę zajęcia. Mark przyszedł na świat podczas przerwy bożonarodzeniowej. Uwielbiam karmić piersią, dlatego wkrótce potem, Barry, tym razem nie tylko ze mną, ale i z Markiem, znów codziennie, pokonywał stusześćdziesięciokilometrową trasę. Dzięki temu mogłam studiować, a w przerwach między wykładami zajmować się małym i go karmić.
To Barry był aniołem, który wstawał w nocy do płaczących maluchów, zmieniał pieluchy i przynosił mi je do karmienia. Jeśli ja wstawałam w nocy, nie mogłam potem zasnąć, Barry zaś zasypiał natychmiast po przyłożeniu głowy do poduszki. Trzy lata później, po urodzeniu Mary, obydwoje zapragnęliśmy wrócić na studia i uzyskać dodatkowe tytuły. Nie mogliśmy studiować jednocześnie, gdyż dwójka naszych dzieci nie miała jeszcze pięciu lat. To ja wróciłam na uniwersytet, bo Barry uznał, że moja miłość do nauki jest większa niż jego zapał do studiowania. Czas wolny od pracy (był inżynierem) wolał spędzać z dziećmi w domu niż ślęczeć nad książkami. W tym czasie ja przygotowywałam doktorat z pedagogiki.
Często słyszę pytanie, jak udało mi się tak wiele osiągnąć. Teraz już wiecie. Dlatego właśnie tak bardzo go kocham i doceniam.PRZEDMOWA
DO WYDANIA AMERYKAŃSKIEGO
Przez tysiące lat rodzice i nauczyciele uczyli się sztuki wychowywania dzieci od babć, dziadków, ciotek, wujów i sąsiadów, żyjąc przez wiele pokoleń pod tym samym dachem albo nieopodal siebie w relatywnie stabilnych warunkach.
Potem nadeszły zmiany, lecz wartość dzielenia się mądrością i doświadczeniem była instynktownie podtrzymywana przez pielgrzymów oraz pionierów, którzy podróżowali razem i tworzyli społeczności, opierając się na wspólnych wartościach i celach.
W Stanach Zjednoczonych po II wojnie światowej nastąpiła gwałtowana migracja ze wsi i miasteczek do dużych ośrodków miejskich, a w wyniku rewolucji przemysłowej, ustawy dotyczącej pomocy dla weteranów, reakcji na powojenną depresję oraz rozwoju technologicznego dokonały się nieodwracalne zmiany w strukturze społecznej. Wiedza i wsparcie wielopokoleniowej rodziny oraz bliższych i dalszych przyjaciół zostały utracone. Wkrótce po exodusie do miast blisko 11 milionów par wydało na świat przeciętnie 4,2 dziecka. Ci miejscy pionierzy wkroczyli w erę nowego stylu życia i technologii bez wsparcia mocnych relacji rodzinnych i mądrości przodków.
Nie zdając sobie sprawy ze swojej pionierskiej roli, pary te nie przywiązywały wagi do podstawowej strategii wykorzystywanej przez ich praojców w skutecznej kolonizacji nowego kontynentu – pionierzy siadywali wokół ognia razem z autochtonami i wymieniali się wiedzą i doświadczeniem. By oszczędzić swoich, uczyli się na cudzych błędach. Niestety zamiast polegać na sprawdzonych już rozwiązaniach, miejscy pionierzy wybrali życie w izolacji.
Ci, którzy nie zastąpili wsparcia rodziny i społeczności współpracą z innymi podróżnikami, swoje poczucie niedopasowania oraz brak wiedzy ukrywali pod płaszczykiem dumy z „samodzielnego radzenia sobie z problemami”. Zaczęli wierzyć w to, że nie należy wtajemniczać nieznajomych w sprawy rodziny, a wszelakie kłopoty trzeba ukrywać i rozwiązywać – często mało efektywnie – za zamkniętymi drzwiami. Mądrość i zasady przodków wymienili na niesprawdzone metody zaczerpnięte z książek.
W tym samym czasie w USA popularne stało się przekonanie, że jedyną rzeczą potrzebną do wychowania pokolenia idealnych superdzieci są idealni superrodzice. Jednak rzeczywistość szybko je zweryfikowała, a poczucie winy, stres i zaprzeczenie, które pojawiły się w wyniku spowodowanego nią szoku, unieszczęśliwiły wiele osób. Wychowanie dzieci – kiedyś praca wielu pokoleń – stało się nieprzyjemnym i wymagającym dużo czasu oraz siły obowiązkiem dwóch lub więcej całkowicie niedoświadczonych w tej dziedzinie osób.
Statystyki pokazują, że blisko 4,3 miliona dzieci urodzonych w 1946 roku w Stanach Zjednoczonych zalało wielką falą miejskie szkoły w 1951. Dwanaście lat później napisane przez nie testy osiągnięć odwróciły trzechsetletni pozytywny trend. Były pierwszym pokoleniem, które osiągnęło gorsze wyniki w nauce niż ich poprzednicy. Dzieci narodzone po II wojnie światowej rozpoczęły tendencję spadkową w obszarze nauki i osiągnięć oraz tendencję wzrostową w przestępczości, ciążach nieletnich, depresji klinicznej i liczbie samobójstw. Najwyraźniej nasze podejście do wychowania i edukacji dzieci oraz pomysły na to, z jakich zasobów należy w tych procesach korzystać, niezwykle ucierpiały wskutek urbanizacji i skoku technologicznego.
W swojej książce Jane Nelsen zebrała mądrość i wiedzę naszych przodków-pionierów i rozpaliła ognisko dla wszystkich rodziców oraz nauczycieli, którzy poszukują ponadczasowych skutecznych zasad, a nie pustych teorii. Podaje ona niezwykle praktyczny zestaw wskazówek dla opiekunów pragnących pomóc dzieciom nauczyć się samodyscypliny, odpowiedzialności oraz pozytywnego podejścia do życia.
Mam tak dobre zdanie o książce Jane, że znalazła się ona na liście podręczników naszego międzynarodowego programu szkoleniowego Developing Capable People (Rozwijanie Zdolnych Ludzi), który realizowany jest w Ameryce Północnej i Środkowej oraz Afryce. Prezentowane w niej zasady i wskazówki po prostu działają i stanowią doskonały fundament tworzenia bogatego rodzinnego doświadczenia.
H. Stephen Glenn^()
www.empoweringpeople.com
listopad 1985WSTĘP I PODZIĘKOWANIA
DO WYDANIA AMERYKAŃSKIEGO
Pozytywna dyscyplina jest metodą sięgającą swymi korzeniami psychologii Alfreda Adlera i nauk Rudolfa Dreikursa. Niestety nie było mi dane uczyć się od tych niezwykłych ludzi osobiście, ale chciałabym wyrazić swoją wdzięczność tym, którzy zapoznali mnie z ich podejściem. Zmieniło ono moje życie i w sposób niezwykły poprawiło relacje z dziećmi, zarówno w domu, jak i w szkole.
Jestem mamą siedmiorga dzieci i babcią osiemnaściorga wnuków, a piszę te słowa w roku 2006. Wiele lat temu, gdy miałam dopiero piątkę dzieci, w tym dwoje nastolatków, frustrowały mnie te same problemy wychowawcze, które są udziałem wielu współczesnych rodziców. Nie wiedziałam, jak sprawić, by moje dzieci się nie kłóciły, sprzątały po sobie zabawki czy dotrzymywały danego słowa i robiły to, na co się umawialiśmy. Problemem było zagonienie ich do łóżka wieczorem i wyciągnięcie ich z niego rano. Albo wsadzenie do wanny, a potem wyjęcie z niej.
Poranki były doprawdy wyzwaniem, ponieważ wyprawienie dzieci do szkoły wiązało się z nieustannym napominaniem i irytującymi słownymi przepychankami. Po szkole wracaliśmy do walki o odrobienie pracy domowej i wywiązanie się z domowych obowiązków. Moja podręczna walizeczka z metodami wychowawczymi zawierała między innymi groźby, krzyk i bicie. Jednak zarówno ja, jak i moje dzieci szczerze ich nie lubiliśmy, a co gorsza – one po prostu nie działały. Nieustannie groziłam, krzyczałam i biłam za to samo nieodpowiednie zachowanie. Zdałam sobie z tego sprawę pewnego dnia, gdy usłyszałam, jak po raz enty powtarzam pewne zdanie: „Już sto razy mówiłam ci, żebyś sprzątał swoje zabawki”. Nagle dotarło do mnie, kto faktycznie był „tępy”, i jak się domyślacie, nie były to moje dzieci. Cóż za ironia, że potrzebowałam aż stu razy, by zrozumieć, że moje podejście w ogóle nie działa! Niestety nie bardzo wiedziałam, cóż innego mogłabym robić.
Frustrację pogłębiał jeszcze fakt, że studiowałam psychologię i wybrałam specjalizację związaną z dziecięcym rozwojem. Czytałam wiele cudownych książek opisujących niezwykłe rzeczy, które powinnam osiągać, wychowując dzieci, ale żadna z nich nie zawierała konkretnych wskazówek, jak tego dokonać. Wyobraźcie więc sobie, jaką ulgę poczułam, kiedy pierwszego dnia nowego kursu dowiedziałam się, że nie będziemy poznawać kolejnych teorii, lecz dokładnie zgłębimy podejście Alfreda Adlera. Nauczymy się praktycznych umiejętności pomagających dzieciom przestać się niegrzecznie zachowywać i nauczyć się samodyscypliny, odpowiedzialności, współpracy oraz rozwiązywania problemów.
Ku mojej radości to nowe podejście podziałało. Udało mi się zredukować liczbę kłótni pomiędzy dziećmi o przynajmniej 80%. Poznałam metody, dzięki którym wyeliminowałam z naszego życia poranne i wieczorne utarczki oraz uzyskałam większą współpracę, jeśli chodzi o wywiązywanie się z domowych obowiązków. Jednak najważniejszą zmianą było to, że przez większość czasu bycie mamą sprawiało mi po prostu przyjemność.
Miałam w sobie tak wiele entuzjazmu, że pragnęłam dzielić się poznaną wiedzą z innymi. Pierwsza okazja ku temu nadarzyła się podczas pracy z grupą rodziców dzieci niepełnosprawnych fizycznie, psychicznie oraz mających kłopoty z nauką. Początkowo rodzice nie wyrażali jakiejkolwiek chęci, by spróbować nowych metod. Obawiali się, że ich dzieci nie będą w stanie nauczyć się samodyscypliny i współpracy. Wielu rodziców dzieci o różnym stopniu niepełnosprawności nie zdaje sobie sprawy, jak wielkim sprytem wykazują się one w dziedzinie manipulacji. Osoby w tej grupie wkrótce zrozumiały, że rozpieszczanie dzieci, nawet podyktowane pozytywnymi pobudkami, jest wyrazem braku szacunku i że lepszym pomysłem jest wspieranie ich w rozwijaniu własnego potencjału.
Następnie pracowałam jako doradca w Elk Grove Unified School District w Elk Grove w Kalifornii, gdzie wielu rodziców, nauczycieli, psychologów oraz dyrektorów było zwolennikami wykorzystania koncepcji Adlera w celu poprawienia efektywności u dzieci w domu i szkole. Jestem szczególnie wdzięczna psychologowi dr. Johnowi Plattowi, mojemu mentorowi, od którego bardzo dużo się nauczyłam.
Dzięki wysiłkom dr. Dona Larsona, asystenta kierownika, oraz dr. Platta udało się zdobyć rządowe dofinansowanie na rozwój programu wsparcia psychologicznego bazującego na koncepcjach Alfreda Adlera. Miałam to szczęście, że zostałam wybrana na jego dyrektora. W trakcie trzech pierwszych lat rozwoju tego projektu okazał się on tak skuteczny w uczeniu rodziców i nauczycieli, jak wspierać dzieci w zmianie negatywnych nawyków zachowania, że uznano go za wzorowy i przedłużono dofinansowanie na kolejne trzy lata. W tym czasie miał zostać wdrożony we wszystkich okręgach szkolnych w Kalifornii. Nadaliśmy mu nazwę ACCEPT (Adlerian Counseling Concepts for Encouraging Parents and Teachers, czyli Inspirowane psychologią Alfreda Adlera koncepcje wsparcia dla rodziców i nauczycieli). Dzięki temu doświadczeniu miałam okazję podzielić się ideami Alfreda Adlera z tysiącami ludzi. Za każdym razem z podekscytowaniem słuchałam ich opowieści o tym, jak wykorzystali umiejętności przyswojone podczas warsztatów w projekcie ACCEPT. Nauczyłam się wtedy więcej, niż sama przekazałam. Jestem niezwykle wdzięczna osobom, które pozwoliły mi opowiedzieć o ich doświadczeniu innym.
Szczególne podziękowania należą się Frankowi Mederowi za jego wkład dotyczący spotkań klasowych. To on przyczynił się do nazwania i wdrożenia ważnej zasady mówiącej o tym, że w społeczeństwie wolność nie może istnieć bez porządku.
Chciałam również szczerze docenić tych, którzy pracowali przy projekcie ACCEPT. Judi Dixon, Susan Doherty, George Montgomery, Ann Platt, Barbara Smailey, Marjorie Spiak oraz Vicky Zirkle z oddaniem i zaangażowaniem pełnili funkcję liderów grup edukacji rodzicielskiej oraz nadzorowali przygotowanie materiałów wykorzystanych w programie. Podawali również wiele przykładów skuteczności metody, opowiadając o konkretnych sytuacjach z życia ich rodzin oraz rodzin osób, z którymi pracowali.
Lynn Lott, mojej niezwykłej przyjaciółce i koleżance po fachu, pragnę podziękować za wsparcie, które otrzymałam od niej, kiedy okazało się, że jedno z moich dzieci eksperymentuje z narkotykami. Byłam wtedy gotowa zapomnieć o pozytywnej dyscyplinie i powrócić do kontroli i kar. Na szczęście na konwencji NASAP (North American Society of Adlerian Psychology) wzięłam udział w prowadzonym przez nią warsztacie na temat pracy z nastolatkami i natychmiast zrozumiałam, że ona może mi pomóc wytrwać na tej ścieżce. Poprosiłam ją, by napisała ze mną książkę, ponieważ wiem, że jeśli jakieś rozwiązanie sprawdza się w moim przypadku, warto jest się nim dzielić. Napisałyśmy wspólnie cztery książki. Lynn miała duży wpływ na mój rozwój i obecny kształt koncepcji stanowiących fundament pozytywnej dyscypliny.
Moje dzieci zawsze były dla mnie źródłem inspiracji, pomysłów i miłości. Żartobliwie dzielę je na dzieci sprzed, w trakcie i po. Terry i Jim byli już nastolatkami, kiedy w moim życiu zagościła pozytywna dyscyplina. Kenny, Bradley i Lisa mieli wtedy odpowiednio siedem, pięć i trzy lata. Mark i Mary urodzili się, kiedy byłam już całkiem zaawansowanym nauczycielem grup edukacji rodzicielskiej. Byli oni dla mnie inspiracją i stwarzali wiele okazji do tego, by wciąż się uczyć. Nieustannie uświadamiali mi, że ekspertem od wychowania dzieci byłam tylko wtedy, kiedy ich jeszcze nie miałam.
Największą korzyść odniosłam ze zrozumienia zasad i umiejętności, które przyczyniają się do wzajemnego szacunku, współpracy, radości oraz miłości. Kiedykolwiek świadomie lub nieświadomie rezygnuję z podążania za ideami przedstawionymi w tej książce, w moje życie wkracza chaos. Nauczyłam się jednak, że wystarczy wrócić do pozytywnych metod i umiejętności, by nie tylko zażegnać chaos, ale też stworzyć o wiele więcej dobrych rzeczy. Błędy są zaiste wspaniałą okazją do nauki.
Przez te wszystkie lata pozytywna dyscyplina przywiodła do mojego życia wielu cudownych ludzi. Organizacja pożytku publicznego Stowarzyszenie Pozytywnej Dyscypliny (Positive Discipline Association; www.posdis.org) została powołana, by szkolić certyfikowanych Współpracowników Pozytywnej Dyscypliny, prowadzić badania, warsztaty i prezentacje, fundować stypendia, wspierać szkoły oraz dbać o politykę jakości metody. Wymienienie wszystkich osób, które przyczyniły się do jej powstania, zajęłoby mnóstwo stron, więc tego nie uczynię, ale chcę, by wiedziały one, jak bardzo doceniam ich wkład i pracę.
Pragnę podziękować dr Jody McVittie, dr Mike’owi Shannonowi, oraz prof. Martiemu Monroe za przeczytanie tekstu tego wydania i podzielenie się ze mną wieloma wartościowymi sugestiami.
Niezwykłą pomocą służyła mi również moja redaktorka z Ballantine, Johanna Bowman. Kiedy uznałam, że dokonałam już wszelkich możliwych poprawek, wyłuskała pewne szczegóły i dokonała korekt, które sprawiły, że to wydanie jest po prostu bardzo dobre. Dziękuję, Johanno.WPROWADZENIE
DO WYDANIA AMERYKAŃSKIEGO
Jestem niezwykle zbudowana faktem, że książka Pozytywna dyscyplina jest obecna na rynku wydawniczym od dwudziestu pięciu lat i że uznaje się ją dziś za klasykę gatunku. Prawdziwą radość sprawiają mi również słowa wielu rodziców i nauczycieli, którzy uważają, że przyczyniła się ona do poprawy ich relacji z dziećmi w domu i w szkole. Myślę, że poniższe dwa zdania w pewien sposób oddają to wszystko, czego się od nich dowiaduję: „Dzieci tak bardzo się zmieniły, że po dwudziestu pięciu latach byłam gotowa przestać uczyć. Na szczęście pozytywna dyscyplina pozwoliła mi dostosować się do nowych warunków pracy i zmian zachodzących w dzieciach. Uczenie znów sprawia mi przyjemność”; „Ani moje dzieci, ani ja nie jesteśmy idealni, ale teraz bycie rodzicem przynosi mi więcej radości i przyjemności”.
Można się zastanawiać, po co wprowadzać zmiany, jeśli poprzednie wydanie okazało się takim sukcesem. Nie zdziwi chyba nikogo, jeśli napiszę, że przez dwadzieścia pięć lat wiele się nauczyłam. Miałam szczęście pracować z tysiącami rodziców i nauczycieli podczas warsztatów oraz wykładów. Dzielili się ze mną swoimi sukcesami, wyzwaniami i porażkami. Dowiedziałam się od nich, co działa, co trzeba dopracować, a na co położyć większy nacisk oraz o czym należy jeszcze wspomnieć.
Pierwszy rozdział książki zawiera cztery kryteria skutecznej dyscypliny. Dla wielu rodziców i nauczycieli okazały się one pomocne w zrozumieniu różnych podejść do dyscypliny oraz tego, jakie działania rodziców wywierają pozytywny i długofalowy wpływ na dzieci. Cztery kryteria pomagają więc wyeliminować takie metody wychowawcze, które nie odnoszą się z szacunkiem do dziecka i na dłuższą metę nie przynoszą pożądanych rezultatów.
Czasami zastanawiam się, czy walka pomiędzy karą a pobłażliwością trwać będzie wiecznie. Wydaje się, że dla wielu osób istnieją tylko te dwa ekstrema. Wyznawcy kary uważają, że jedyną alternatywą jest pobłażliwość. Ci zaś, którzy się od niej odżegnują, często popadają w drugą skrajność i stają się zbyt ulegli w stosunku do dzieci. Pozytywna dyscyplina pozwala dorosłym znaleźć złoty środek pomiędzy karą a pobłażliwością oraz daje narzędzia, które pozwalają być uprzejmym i stanowczym jednocześnie, a poza tym uczą dzieci cennych życiowych i społecznych umiejętności.
W tym wydaniu kładę większy nacisk na bycie uprzejmym i stanowczym jednocześnie. Rodzice i nauczyciele wciąż mają z tym kłopot. Częściowo wynika on z czarno-białego systemu myślenia: albo to, albo to. Pomocna zwykle okazuje się analogia z oddychaniem. Co by było, gdybyśmy tylko wydychali powietrze, ale go nie wdychali? Odpowiedź jest oczywista. Bycie albo uprzejmym, albo stanowczym nie jest może kwestią życia lub śmierci, jednak bycie uprzejmym i stanowczym może zadecydować o sukcesie bądź porażce. Warto również wiedzieć, że uprzejmość może zapobiec wszystkim problemom wynikającym ze zbytniej stanowczości (takim jak bunt, niechęć czy obniżone poczucie własnej wartości), a stanowczość wszystkim problemom związanym z nadmierną uprzejmością (na przykład pobłażaniu, manipulacji, rozpieszczeniu, obniżonemu poczuciu własnej wartości) tylko i wyłącznie wtedy, kiedy występują w parze.
W tym wydaniu znacznie więcej piszę o używaniu pozytywnej przerwy^() jako umiejętności życiowej zarówno w przypadku dorosłych, jak i dzieci. Pamiętanie o tym, że podczas konfliktów i kłótni wykorzystujemy głównie nasz mózg gadzi (a przecież gady zjadają swoje młode!), czyli jedynymi dostępnymi dla nas opcjami są walka (walka o władzę) albo ucieczka (wycofanie się i brak komunikacji), pozwala z większym dystansem i humorem podchodzić do tego, co się wydarza. Świadomość tego stanu rzeczy powinna jeszcze bardziej przekonywać nas do stosowania narzędzia, jakim jest pozytywna przerwa, odzyskiwania dobrego samopoczucia i rozwiązywania problemów w oparciu o bliskość i zaufanie, a nie dystans i wrogość.
Bycie uprzejmym i stanowczym przychodzi nam znacznie łatwiej, kiedy ochłoniemy, przeprosimy i wykorzystamy jedno z wielu narzędzi pozytywnej dyscypliny. Dlatego właśnie więcej miejsca poświęciłam tego rodzaju pozytywnej przerwie, która pomaga i dorosłym, i dzieciom poczuć się lepiej, a w efekcie zachowywać się lepiej.
Dla wielu dorosłych barierą nie do przeskoczenia jest fakt, że pozytywna przerwa powinna być czasem przyjemnym i pozytywnym dla dziecka. Mają oni błędne przekonanie, że w ten sposób nagradzają nieodpowiednie zachowanie. Kiedy jednak uświadomią sobie długofalowe konsekwencje kary oraz zasady działania gadziego mózgu, zaczynają też dostrzegać korzyści pozytywnej przerwy.
Kolejnym ważnym tematem tego wydania jest koncentracja na rozwiązaniach. Wcześniej często ogarniało mnie zniechęcenie, ponieważ nieustannie słyszałam wyłącznie o logicznych konsekwencjach. Wydawało się, że rodzice i nauczyciele są przekonani, że istnieją tylko dwa narzędzia dyscyplinowania dzieci: logiczne konsekwencje i odosobnienie. Odosobnienie jest rodzajem kary, tak samo jak są nią logiczne konsekwencje, które zwykle okazują się wilkiem w owczej skórze.
Jedno z moich ulubionych powiedzeń brzmi: „Czyż nie jest szaleństwem uważać, że aby dzieci zachowywały się lepiej, najpierw musimy sprawić, by poczuły się gorzej?”. Słysząc to zdanie, rodzice i nauczyciele najczęściej zdają sobie sprawę z niedorzeczności tego przekonania, a jednak w konfrontacji z nieodpowiednim zachowaniem nagminnie uciekają się do stosowania kar.
Koncentracja na rozwiązaniach była dla mnie swego rodzaju objawieniem. Pewnego dnia uczestniczyłam w spotkaniu klasowym, na którym uczniowie wymyślali „konsekwencje” dla spóźnionego na lekcję ucznia. Zauważyłam, że wszystkie zaproponowane przez nich „konsekwencje” były mniejszą lub większą karą. Zarządziłam przerwę i spytałam: „Jak myślicie, co by się stało, gdybyście zamiast na konsekwencjach koncentrowali się na rozwiązaniach?”. Dzieciaki szybko „złapały”, o co mi chodzi, i wszystkie kolejne sugestie były pomocnymi rozwiązaniami. Od tamtej pory mówię rodzicom o koncepcji skupiania się na rozwiązaniach i zawsze potem słyszę, jak bardzo są zdumieni tym, że dzięki takiemu podejściu liczba kłótni czy walk w domach i szkołach zdecydowanie się zmniejsza.
W tym wydaniu bardzo mocno podkreślam również odpowiedzialność dorosłych za wiele problemów wychowawczych. Zanim rozwinę temat, wyznam, że wahałam się, czy o tym pisać. Obawiałam się, że niektórzy mogą odebrać to jako zarzut, a przecież moim celem jest po prostu budowanie świadomości i związanej z nią odpowiedzialności. W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że rodzice mogliby uniknąć wielu wyzwań wychowawczych, gdyby sami podjęli trud zmiany. Szczerze? Miałam dość nieustannego wysłuchiwania narzekań rodziców na dzieci. Zaczęłam więc delikatnie i uprzejmie pytać, jak sami przyczynili się do powstania problemu. Miałam podejrzenia, że niektóre „nieodpowiednie zachowania” dzieci zostały w pewnym sensie „zaprogramowane” przez dorosłych. Przykładem może być „bunt” dziecka w reakcji na żądania rodzica lub nauczyciela. To samo dziecko mogłoby być skore do współpracy, gdyby dorosły zaangażował je w proces wymyślania rozwiązań podczas spotkań rodzinnych czy klasowych albo pomógł mu stworzyć plan dnia, a potem zamiast żądać, pytał: „Jaka była nasza umowa?” lub „Jaka czynność jest następna w kolejności”? Oczywiście może się zdarzyć, że te rozwiązania nie będą działać w każdej sytuacji, dlatego właśnie pozytywna dyscyplina ma tak wiele różnych technik.
Osobowość: jak twoja wpływa na twoje dzieci to zupełnie nowy rozdział, który pomaga zrozumieć dorosłym, do czego zachęcają dzieci swoim zachowaniem – są to zarówno rzeczy pozytywne, jak i negatywne – wynikającym z takiej, a nie innej konstrukcji osobowościowej. Wielu dorosłych nie uświadamia sobie, jak podejmowane w dzieciństwie decyzje wpłynęły na to, kim są dzisiaj, i z kolei jak to, jacy są, wpływa na ich potomstwo. Wiedza zawarta w tym rozdziale może być inspiracją do zmiany własnych zachowań, które być może skłaniają dzieci do podejmowania nie najszczęśliwszych decyzji w procesie kształtowania własnej osobowości. I znów pragnę podkreślić, że pisząc ten rozdział, daleka byłam od oceniania, obwiniania czy kategoryzowania kogokolwiek. Świadomość jest kluczem do zmiany.
Przez ostatnie dwadzieścia pięć lat w obszarze rodzicielstwa i wychowania dzieci dokonało się wiele zmian. Namacalnym tego dowodem jest między innymi fakt, że na moje wykłady i warsztaty przychodzi coraz więcej ojców, którzy bardziej angażują się w wychowanie dzieci. Inne zmiany (jak na przykład nadmierny materializm czy bycie superrodzicem) da się zniwelować, a poczynione w ich wyniku szkody naprawić, jeśli rodzice wezmą sobie do serca sugestie, które zawsze leżały u podstaw pozytywnej dyscypliny. Najważniejsza z nich mówi o tym, że rodzice wyrządzają dzieciom krzywdę, jeśli zbyt często je wyręczają, nadmiernie chronią, ratują z każdej opresji, nie spędzają z nimi wystarczająco dużo czasu, kupują im zbyt wiele rzeczy, odrabiają za nie prace domowe, gderają, wywierają naciski, stawiają żądania, besztają, a potem w poczuciu winy usiłują im to wynagrodzić.
Fundamentem zdrowego poczucia własnej wartości jest przekonanie: „Jestem zdolny/potrafię”. Kiedy rodzice robią rzeczy wymienione w poprzednim akapicie, dzieci nie mają szansy ani na stworzenie takiego przekonania, ani na rozwinięcie umiejętności, które mogą je w tym wspierać. Nieustanne mówienie dzieciom, co mają robić, nie stwarza im okazji do wymyślania własnych rozwiązań i sprawdzania ich ani do ćwiczenia kompetencji, których rodzice spodziewaliby się u nich w bliskiej przyszłości.
Spotkania rodzinne i klasowe stały się nieco bardziej popularne, ale jeszcze daleka droga przed nami. To właśnie podczas nich dzieci mają okazję rozwijać wszystkie siedem ważnych przekonań i umiejętności opisanych w rozdziale pierwszym. Niestety wielu rodziców i nauczycieli mylnie uważa, że mogą rozwinąć je bez praktyki i doświadczenia.
Niedawno udzielałam wywiadu pewnemu redaktorowi, który był święcie przekonany, że doskonała większość dorosłych wie, że w przypadku dzieci kara nie działa. Życzyłabym sobie, aby była to prawda. Dopóki jednak rzeczywistość wygląda tak, jak wygląda, pozostaje jeszcze wiele do zrobienia. Moim marzeniem jest zaprowadzenie pokoju na świecie poprzez zaprowadzanie go w domach i szkołach. Kiedy zaczniemy traktować dzieci z godnością i szacunkiem oraz uczyć je wartościowych umiejętności życiowych, dzięki którym staną się dobrymi ludźmi, same zaczną dbać o pokój na świecie.
Niektóre książki zostały napisane z myślą o rodzicach, inne o nauczycielach. Ta napisana jest dla jednych i drugich, ponieważ:
• zarówno dla rodziców, jak i dla nauczycieli założenia są takie same. Jedyną różnicę stanowi kontekst, w jakim są stosowane. Wielu nauczycieli jest rodzicami, którzy pragną wykorzystywać te zasady nie tylko w szkole, lecz także w domu;
• porozumienie i współpraca pomiędzy domem i szkołą polepsza się, kiedy rodzice i nauczyciele stosują te same lub podobne metody, pomagając dzieciom i sobie nawzajem w pozytywny sposób.
Zasady pozytywnej dyscypliny można porównać do układanki złożonej z wielu kawałków – koncepcji. Trudno jest dostrzec cały obraz, dopóki nie ułoży się większego fragmentu. Czasem jedno pojęcie, gdy nie jest połączone z innym, nie ma większego sensu.
Kilka elementów układanki:
Zrozumienie czterech celów niewłaściwego zachowania
Uprzejmość i stanowczość jednocześnie
Wzajemny szacunek
Błędy jako okazja do nauki
Poczucie wspólnoty, czyli odpowiedzialność społeczna
Spotkania rodzinne i klasowe
Angażowanie dzieci w rozwiązywanie problemów
Zachęta
Jeśli coś nie działa, prawdopodobnie brakuje jakiegoś elementu – sprawdź to. Rozwiązywanie problemów może nie być skuteczne, jeśli dorośli lub dzieci nie rozumieją, że błędy są wspaniałą okazją do nauki. Spotkania rodzinne lub klasowe mogą nie przynosić pożądanego rezultatu, dopóki uczestniczące w nich osoby nie nauczą się wzajemnego szacunku i nie wezmą na siebie pewnej dozy społecznej odpowiedzialności.
Nadmierna uprzejmość bez stanowczości może prowadzić do nadmiernej surowości. Czasami trzeba zatrzymać się w pół kroku, na chwilę zapomnieć o nieodpowiednim zachowaniu dziecka i uzdrowić relację. Uzdrowienie polega między innymi na stosowaniu zachęty, która usuwa motywację do nieodpowiedniego zachowania, choć nie zajmuje się nim bezpośrednio. Czasem może się wydawać, że zachęta nie działa, dopóki nie zrozumie się przekonań stojących za błędnymi celami.
Książka pełna jest przykładów skutecznego wykorzystania pozytywnej dyscypliny w domach i szkołach. Kiedy zrozumiesz zasady, zdrowy rozsądek i intuicja pomogą ci zastosować je w codziennym życiu. Tysiące rodziców i nauczycieli pomagają sobie wzajemnie w poznawaniu tej metody, organizując grupy edukacji rodzicielskiej i/lub nauczycielskiej. W tych grupach nikt nie jest ekspertem. Każdy opowiada o popełnionych przez siebie błędach i w ten sposób wspomaga proces nauki. Wszyscy wiemy, z jaką łatwością dostrzega się błędy innych i ich potencjalne pomysłowe rozwiązania. Natomiast osobiste problemy mają ładunek emocjonalny, z powodu którego łatwo stracić perspektywę i zdrowy rozsądek. W grupach wsparcia rodzice i nauczyciele uświadamiają sobie, że to, z czym się mierzą, nie jest niczym wyjątkowym i że nikt nie jest idealny. Uczestnicy tych grup często bardzo podobnie reagują: „Co za ulga. Nie jestem jedyną osobą, która doświadcza takiej frustracji!”. Czujemy się lepiej, kiedy uświadamiamy sobie, że jedziemy na jednym wózku.
W grupach edukacji nawet facylitatorzy nie są ekspertami. Na tym polega ich siła i skuteczność. Wszyscy są równi, nikt nie ma gotowych rozwiązań, ale wszyscy mają pomysły. Lider lub liderzy grupy są odpowiedzialni za zadawanie pytań i pilnowanie struktury spotkania, nie za dostarczanie odpowiedzi. Jeśli grupa nie zna odpowiedzi, zawsze można ich poszukać w niniejszej książce.
Dodatki zawierają wskazówki dotyczące facylitacji grup edukacji. Zespół może liczyć od dwóch do dziesięciu uczestników. Większa liczba osób to mniej okazji do osobistego zaangażowania. Zadaniem uczestników jest czytanie rozdziałów z książki, przygotowywanie odpowiedzi na pytania i współpraca z liderami grupy w zakresie osiągania postawionych celów. Jeśli uczestnik nie przeczytał odpowiedniego rozdziału, i tak skorzysta, przysłuchując się dyskusji i uczestnicząc w ćwiczeniach empirycznych.
Nie trzeba od razu koniecznie zgadzać się ze wszystkimi założeniami pozytywnej dyscypliny. Korzystaj z tego, co w danym momencie ma dla ciebie głęboki sens. Jeśli jest coś, co do ciebie nie przemawia, nie musisz wylewać dziecka z kąpielą. Może zdarzyć się tak, że koncepcje, które trudno ci zaakceptować lub zrozumieć dziś, później zaczną mieć dużo większy sens. Pewna kobieta wyznała mi, że próbowała niektórych z zasad na swoim synu tylko po to, by udowodnić, że nie działają, ale ku jej zdumieniu przyczyniły się one do poprawy ich relacji. W krótkim czasie została liderem grup edukacji rodzicielskiej, ponieważ widziała głęboki sens w dzieleniu się tym, co dla niej samej okazało się niezwykle pomocne.
Proces zmiany starych nawyków wymaga cierpliwości w stosunku do siebie i swoich dzieci. Im lepiej rozumie się podstawowe zasady pozytywnej dyscypliny, tym łatwiejsze staje się wprowadzanie ich w życie. Cierpliwość, poczucie humoru i umiejętność przebaczania wspierają proces nauki.
Przestrzegam przed próbowaniem więcej niż jednej nowej metody naraz. Dzięki książce poznasz wiele nowych koncepcji i umiejętności. Pamiętaj też, że praktyka czyni mistrza. Jeśli będziesz zbyt dużo od siebie wymagać, możesz się szybko zniechęcić i uznać, że to wszystko jest zbyt trudne. Próbuj różnych rozwiązań po kolei, sprawdzaj rezultaty i traktuj błędy jako wspaniałą okazję do nauki.
Pozytywna dyscyplina nie sprawia, że dzieci stają się idealne. Jednak wielu rodziców twierdzi, że wprowadzenie w życie jej zasad i rozwiązań przynosi po prostu więcej radości i satysfakcji z przebywania razem. Tego właśnie życzę również tobie!