Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Praga magiczna - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
30 kwietnia 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Praga magiczna - ebook

Praga magiczna to – jak mówi Mariusz Szczygieł – biblia kultury czeskiej. Po dwudziestu czterech latach od pierwszego wydania w Polsce trafia w ręce Czytelników nowa edycja bestsellera, której autorem jest włoski slawista Angelo Maria Ripellino, a tłumaczką znakomita italianistka Halina Kralowa. Dla miłośników Pragi i czeskiej kultury – lektura niezbędna. Autor uchodzi we Włoszech za jednego z najbardziej przenikliwych znawców polskiej, czeskiej i rosyjskiej literatury. Praga magiczna z 1973 roku jest syntezą wszystkich jego talentów: poetyckiego, przekładowego i eseistycznego. Wielki poeta Vladimír Holan twierdził, że „ten Włoch opanował język czeski jak Czech, ale o czeskiej poezji wie więcej niż nasi najlepsi znawcy”.

Esej Ripellina umyka wszelkim klasyfikacjom. „Piszę książkę – mówił autor – zrodzoną z impulsów, zbiór dziwnych historii, anegdot, ekscentrycznych scenek, krótkich dygresji i zwariowanych załączników”.

„Esej historyczny i historycznoliteracki? Traktat poświęcony historii sztuki, urbanistyki i obyczaju? A może poemat prozą, miłosny poemat o oddaleniu od ukochanego, przesycony niemal erotyczną miłością do miejsca, do którego nie można powrócić, które nagle stało się zakazanym owocem, pilnowanym przez straże graniczne – zastanawiał się Leszek Engelking, tłumacz, poeta i eseista. – Ripellino, szlifierz słów, wytrawny alchemik słowa, napisał książkę nostalgiczną jak wiersz wrażliwego emigranta politycznego, ale zarazem erudycyjną jak dysertacja wnikliwego i drobiazgowego uczonego o zacięciu encyklopedycznym; świadomie skomponowaną, ale zarazem dopuszczającą chaos bazaru ze starociami; obiektywnie przedstawiającą fakty, ale zarazem subiektywną jak najintymniejsze wyznanie; podniosłą, ale zarazem nieodwracającą wstydliwie wzroku od najniższych warstw rzeczywistości; mroczną i posępną, ale zarazem niepozbawioną zabawnych momentów”.

Oto Praga w utworach Kafki, Haška, Hrabala, Nezvala, Werfla, Kischa, Čapka; Praga w wizji Rudolfa II i Karola IV; Praga kubistyczna, impresjonistyczna, secesyjna; Praga z legend, z poezji, z romantycznych powieści grozy – przeróżnymi twarzami miast zajmuje się autor Pragi magicznej.

Ilustracje: Tomasz Damm

Kategoria: Esej
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788366778153
Rozmiar pliku: 2,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

CZĘŚĆ PIERWSZA

1.

Jeszcze dzisiaj, co noc o piątej, ubrany na czarno Franz Kafka w meloniku wraca na ulicę Celetną (Zeltnergasse) do swojego domu. Jeszcze dzisiaj, co noc, Jaroslav Hašek obwieszcza w jakiejś knajpie towarzyszom hulanki, że radykalizm jest szkodliwy i że zdrowy postęp osiągnąć można tylko przez posłuszeństwo. Praga żyje nadal pod znakiem tych dwóch pisarzy, którzy lepiej od innych wyrazili ciążący nad nią nieodwołalnie wyrok, a co za tym idzie jej niepokój, humory, sprytne wybiegi, udawanie, wisielczą ironię.

Jeszcze dzisiaj, co noc o piątej, Vítězslav Nezval wraca z duchoty barów i knajp do swojej mansardy w dzielnicy Troja, przepływając promem Wełtawę. Jeszcze dzisiaj, co noc o piątej, potężne konie piwowarów wyruszają z magazynów na Smíchovie. Co noc, o piątej, budzą się gotyckie popiersia galerii królów, architektów i arcybiskupów w triforium u św. Wita. Jeszcze dzisiaj dwóch kulejących żołnierzy z bagnetami na karabinach prowadzi rankiem Józefa Szwejka z Hradczan przez most Karola ku Staremu Miastu, a w odwrotnym kierunku jeszcze dziś, nocą, przy świetle księżyca, dwóch schludnych, tłustych kabotynów, dwa manekiny rodem z panoptikum, dwa automaty w żakietach i cylindrach prowadzą tym samym mostem Józefa K. na egzekucję do kamieniołomu na Strahovie.

Jeszcze dzisiaj Ogień, przedstawiony przez Arcimbolda w aureoli płomienistych włosów, leci w dół od Zamku i getto, ze swoimi krzywymi drewnianymi ruderami, zaczyna płonąć, i Szwedzi Königsmarcka ciągną armaty przez Malą Stranę, i Stalin mruga złowieszczo z ogromnego pomnika, i żołdactwo w nieustannych manewrach przemierza kraj niczym po klęsce na Białej Górze. Praga „była zawsze miastem awanturników”, czytamy w jednym z dialogów Miloša Martena, była „przez całe wieki gniazdem bezlitosnych awanturników, z nikim i niczym niezwiązanych. Ściągali tłumnie z czterech stron świata, by łupić, zabawiać się i panoszyć”, „a każdy z nich wyszarpywał i pochłaniał kawałek żywego miąższu tej biednej ziemi, która dawała z siebie, ile mogła, ale jej nikt się nie oddał, by wynagrodzić to, co zabrał”.

Zbyt często bywała ujarzmiana i dręczona złodziejstwem i nadużyciami, zbyt często wplątywana w teatr działań obcych despotów, odrażających band lancknechtów i fanfaronów, którzy pastwili się nad nią i jak wilki wydzierali sobie jej bogactwa. Ileż świńskich ryjów, pragnących decydować o tym, co Pradze potrzebne, osiadało tam na przestrzeni wieków: chełpliwi wojacy w złoconych zbrojach, z wypiętą piersią podzwaniającą wisiorami, i grubo ciosani mnisi z najrozmaitszych zgromadzeń, i grożący piekłem prałaci, i Obergaune, którzy zjawiali się w sidecars, siejąc zniszczenie, i makiaweliści, i zdradzieccy bracia, i mongolskie mordy jak z opowiadań Meyrinka, i asesorzy ze szkoły kaukaskiej specjalizujący się w kneblowaniu myśli, i zgraje służbistów i siepaczy, którzy z bronią gotową do strzału żrą ideologiczne grochówki, i niejedno konklawe przygłupich generałów, spośród których, dla niezliczonych naszywek i medali, warto przypomnieć gorliwego Jepiszowa, strojnego w karmazyn bęcwała.

U progu drugiej wojny światowej Josef Čapek, który zginąć miał później w nazistowskim obozie, opowiedział w serii karykatur historię dwóch aroganckich butów z cholewami, dwóch czarnych, oślizgłych kabotynów, rozmnażających się jak salamandry i roznoszących po świecie kłamstwo, rozkład i śmierć. Jeszcze dzisiaj ciężkie buty z cholewami depcą Pragę, dławią wszelką jej inicjatywę, jej oddech, jej inteligencję. I chociaż nikt z nas nie traci nadziei, że te przeklęte buciska skończą jak na rysunkach Josefa Čapka, wśród rupieci wielkiego Handlarza Starzyzną, Chronosa, wielu zadaje sobie pytanie, czy aby, zważywszy na krótkość życia, nie nastąpi to jednak zbyt późno.

2.

Detlev von Liliencron był przekonany, że mieszkał już kiedyś w czeskiej stolicy, nie jako poeta jednak, lecz kapitan lancknechtów Wallensteina. Ja także jestem pewien, że mieszkałem tam w innych epokach. Może zjechałem do Pragi w orszaku sycylijskiej księżniczki Perdyty, która w Zimowej opowieści Szekspira poślubiła księcia Floryzela, syna Poliksenesa, króla Czech? Albo jako uczeń Arcimbolda, „dziwacznego malarza o wielkiej wyobraźni”, który przez lata przebywał na dworze Jego Cesarskiej Wysokości Rudolfa II? Pomagałem mu malować jego kompozycje portretowe, owe niepokojące i trywialne gęby obrzmiałe na pozór od brodawek i skrofułów, które zszywał z owoców, kwiatów, kłosów, słomek i zwierząt, „niczym Inkowie wypełniający kawałkami dyni policzki, a złotymi gałkami oczodoły umarłych”.

Albo, w tym samym mniej więcej czasie, jako szarlatan w budzie na placu Staromiejskim, sprzedawałem może prostaczkom pomady i mikstury, a gdy służba miejska odkryła moje matactwa, dałem nogę, opuszczając Pragę jak pies z podwiniętym ogonem? A może raczej przyjechałem tam z Carattim, Alliprandim czy Luragiem, z jednym z tylu włoskich architektów, którzy w mieście nad Wełtawą zapoczątkowali barok? Przyglądając się obrazowi, na którym Karel Škréta odmalował (1653) Dionisia Miseroniego z czarą z onyksu w ręce, myślę z kolei, że ja, który lubię szlifować słowa jak drogie kamienie, pracowałem w warsztacie tego grawera, który był także kustoszem cesarskich zbiorów.

A może nie trzeba sięgać aż tak daleko w przeszłość: może byłem po prostu jednym z wielu włoskich sztukatorów i wytwórców figurek, którzy napłynąwszy do Pragi w ubiegłym wieku, otworzyli sklepy z gipsowymi posążkami. Chociaż bardziej prawdopodobne wydaje mi się, że należałem do licznej grupy tych, którzy całymi dniami krążyli po uliczkach i podwórkach czeskiej stolicy z katarynkami zdobnymi w oszklone teatrzyki. Stawiałem katarynkę na podpórce, zdejmowałem pokrowiec z konopnego płótna i za dotknięciem korby, w gablotce przedstawiającej ciąg sal z lustrem w głębi, zaczynały tańczyć pary maleńkich fircyków we fraczkach i białych pończochach oraz białych, misternie uczesanych dam w krynolinach, z małymi wachlarzami.

Ale są tacy, którzy już od dawna utożsamiają mnie z pacykarzem Titorellim, szczodrze szafującym kiczem, który poza portretami maluje ubogie, jednostajne pejzaże, „zbyt smutne”, aby mogły się wszystkim podobać. Są również tacy, którzy sądzą, że to ja byłem owym klientem banku, któremu w Procesie K., mówiący trochę po włosku i znający się na sztuce, miał pokazywać zabytki Pragi. Biorąc pod uwagę południowe pochodzenie klienta, jego wyperfumowany, „stalowo siny, krzaczasty wąs”, „krótki, ostro wcięty surdut” i ruchliwe, gestykulujące dłonie, muszę przyznać, że jest coś z prawdy w tym niedorzecznym zestawieniu. Jeśli tak jest istotnie, przykro mi, że tamtego deszczowego, zimnego i wilgotnego dnia nie poszedłem na spotkanie w katedrze zbudowanej w XIV wieku przez Mateusza z Arras i Piotra Parlera z Gmünd, przykro mi, że kazałem czekać daremnie panu prokuratorowi. Jeśli na dobitkę uświadomię sobie, że Titorellego zwano „zaufanym trybunału” i że włoski klient jest z pewnością jego tajemnym narzędziem, kurierem, zdaję sobie nagle sprawę, że w tej mało istotnej grze kolejnych wcieleń ja sam jestem chorobliwie uwikłany w niezdrową plątaninę oskarżeń, donosów, poufnych wiadomości, wyroków i ekspiacji, które stanowią zagadkę i kalwarię Pragi.

Jedno jest pewne: że od wieków chodzę po nadwełtawskim mieście, wmieszany w tłum poruszam się z trudem, krążę bez celu, czuję w nozdrzach ciężki zapach piwa, dymu pociągów, rzecznego mułu. Możecie mnie zobaczyć tam, gdzie – jak twierdzi Kolář – „na stolnicy chodników niewidzialne ręce miesząją ciasto przechodniów”, gdzie, by posłużyć się słowami Holana, „grzanki ulic natarte czosnkiem tłumu brzydko pachną”.

3.

„Praga nie puszcza. Nie puszcza nas obu. Ma pazury ta mateczka. Trzeba się przystosować albo... Powinniśmy podłożyć ogień w dwóch miejscach, na Wyszehradzie i na Hradczanach, i w ten sposób odzyskalibyśmy wolność. Przemyśl to sobie do karnawału” – to słowa Kafki z pisanego 20 grudnia 1902 roku listu do Oskara Pollaka.

Stare in folio o kamiennych stronicach, miasto księga, w którego tomach zostało „jeszcze tyle do przeczytania, do wymarzenia, do zrozumienia”, miasto trzech ludów (czeskiego, niemieckiego i żydowskiego) i, jak twierdzi Breton, europejska stolica magii. Praga jest przede wszystkim wylęgarnią duchów, areną czarów, źródłem czarodziejstwa, Zauberei, czyli kouzelnictví (po czesku), kiszef (w jidysz). Pułapka, która – jeśli złapie kogoś na swoje mgły, na swoje pochlebstwa, swój trujący miód – nie popuści już, nie daruje. „Nie przestaje urzekać swoimi czarami – napisał Arnošt Procházka – stara wiedźma, Praga”.

Nie jedź tam, jeśli szukasz szczęścia bez chmurki. Chwyta w pazury, pali chytrym spojrzeniem, czaruje i zmienia niebacznych, którzy weszli w krąg jej murów. Bankier okultysta Meyer, po krachu finansowym, zostaje tu pisarzem, autorem spirytystycznych opowieści, mistycznym szarlatanem Meyrinkiem. I ja, zaczarowany, niczym duszący się w butelce Pierrot w jednym z opowiadań Meyrinka, miotam się w jej zamglonej kryształowej kuli. Sprzedałem Pradze swój cień, jak Peter Schlemihl diabłu. Ale odpłaca mi z nawiązką: to Klondike mojego umysłu, wspaniały pretekst dla moich słownych fantazji, dla moich Nachtstücke. Często powtarzam sobie te wiersze Nezvala:

Pochylam się nad zapomnianymi zakątkami

Ty, Prago, tkasz swój żałobny blask

Dym knajpek tłumi świergot ptaków

Wieczór jak harmonista skrzypi płaczącymi drzwiami

Długie i ciężkie klucze zamykają nieprzeniknione treści

A kroki rozsypują się jak zerwany różaniec.

Harmonista to jeden z tych, których malował Josef Čapek. Widywałem go często w Dejvicach czy innej peryferyjnej dzielnicy, „Prag, die Stadt der Sonderlinge und Phantasten, dies ruhelose Herz von Mitteleuropa”. Miasto, po którym krążą dziwaczne komanda alchemików, astrologów, rabinów, poetów, bezgłowych templariuszy, barokowych aniołów i świętych, kukieł w stylu Arcimbolda, lalkarzy, druciarzy, kominiarzy. Miasto kapryśne, o dziwnych humorach, sprzyjające horoskopom, metafizycznym błazeństwom, podmuchom irracjonalizmu, przypadkowym spotkaniom, szczęśliwym trafom, niewiarygodnym współdziałaniom zjawisk z natury przeciwnych, czyli owym „osłupiającym zbiegom okoliczności”, o których mówi Breton. I gdzie kaci, jak u Kafki, mają podwójne podbródki i wygląd pozbawionych zarostu tenorów, i gdzie można się natknąć na „mówiące lalki” (mluvící panny) Nezvala, podobne do lalek Bellmera o łysych głowach i uszach z porcelany, czy na Kafkowską Leni, rusałkę, u której dwa palce prawej dłoni, środkowy i serdeczny, połączone są błoną.

Twój los – powiedział Tycho Brahe Rudolfowi II – wiąże się z losem twego ulubionego lwa: i rzeczywiście, Rudolf zmarł (styczeń 1612) kilka dni po śmierci zwierzęcia. Rudolf, pierwszoplanowa postać miasta nad Wełtawą, wierny gwiazdom miłośnik alchemii, którego całkiem słusznie Bułhakow zaliczył w poczet sławnych nieboszczyków zaproszonych na piekielny bal u Szatana.

Chwilami tajemniczość Golemstadt rozciąga się na całe Czechy, ziemię graniczną, skrzyżowanie dróg otwarte na cztery wiatry, „w samym centrum Europy, gdzie – jak mówi Musil – krzyżują się stare osie świata”. W jednym z opowiadań Apollinaire’a stara Cyganka z bośniackiej wioski twierdzi, że przybywa z Czech, „z przedziwnego kraju , gdzie nie wolno się zatrzymywać w przejściu, bo może uroczyć, zakląć, zaczarować”. Marzenie: przemierzyć pewnego lata czeską prowincję od Dobříša do Protivína, od Vodňan do Hlubokiej niczym w łotrzykowskiej powieści, wędrować z potarganymi włosami od tawerny do tawerny, gdzie brudne serwety i stęchłe piwo, straszyć gęsi po klepiskach, spać na trawie, beztrosko, niefrasobliwie, jak „lilie polne z niewinną duszą apostołów”, jak włóczędzy Karela Tomana, jak rozwiązły malarz barokowy Petr Brandl, jak Jaroslav Hašek.

Nietzsche w Ecce homo twierdzi: „Jeśli innego szukam dla muzyki słowa, znajduję zawsze tylko słowo »Wenecja«”. Ja mówię: jeśli innego szukam słowa dla tajemnicy, znajduję tylko słowo „Praga”. Jest nieprzejrzysta i melancholijna jak kometa, jej uroda przypomina ogień, wężowa i kręta jak w anamorfozach manierystów, w aureoli żałoby i rozpadu, z grymasem wiecznego rozczarowania.

Obserwując ją wieczorem ze szczytu Hradczan, Nezval zanotował: „Kiedy patrzysz z góry na Pragę zapalającą kolejno swoje światła, czujesz się jak człowiek, który chętnie skoczyłby głową w dół ku ułudzie jeziora, gdzie ukazał mu się zaklęty zamek o stu wieżach. To uczucie, które powtarza się prawie zawsze, gdy nad tym czarnym jeziorem rozgwieżdżonych dachów zaskoczą mnie wieczorne dzwony, kiedyś kojarzyło mi się w myśli z obrazem bezwzględnej defenestracji”. Błyskotliwe słowa oddające związek między smutkiem krajobrazu przesiąkniętego kosmiczną żałobą, żałobą powiększoną jeszcze o swe odbicie w wodzie, a owym splotem upadków, zakazów i katastrof, który stanowi chwiejną istotę praskiej historii.

Ale już wcześniej, przed Nezvalem, Miloš Marten w podobny sposób odmalował ontologiczny związek Praga – tajemnica, który postrzega się najlepiej, patrząc na miasto o zachodzie słońca z hradczańskiego wzgórza: „Wkrótce buchną w czarny kryształ nocy światła setki spoglądających w górę, niepewnych oczu”; „Znam je wszystkie! Strażnicy ognia na nabrzeżach, powieleni w lustrze połyskliwej Wełtawy, tej płonącej alei, która zdaje się piąć zboczem w nieskończoność, a w górze masa świec płonących przy katafalku z co dzień innym trupem. I fosforyzująca źrenica drapieżnego ptaka przy moście, i ukośne spojrzenie domku, który przypomina twarz uśmiechniętego Chińczyka”.

Dwuznaczne miasto nad Wełtawą nie gra w otwarte karty. Antykwarska kokieteria, która każe mu udawać, że jest już tylko martwą naturą, milczącym ciągiem dawnych świetności, zgaszonym pejzażem w szklanej kuli, dodaje jeszcze siły rzucanym przez nie urokom. Wciska się milczkiem w duszę mocą czarów i tajemnic, do których ono jedynie posiada klucz. Praga nie puszcza nikogo z tych, których pochwyciła. Więc przemyśl to sobie do karnawału.

4

Nie przypadkiem wielu pisarzy z czasów secesji przedstawiało nadwełtawskie miasto jako kobietę zwodniczą i perfidną, jako lunatyczną nierządnicę. Porównując Pragę do „mrocznej Salome”, która tańczy z głowami swoich kochanków, Oskar Wiener mówi: „Kto raz spojrzał w jej przepastne oczy, niespokojne i tajemnicze, został na całe życie niewolnikiem tej czarodziejki”; „Nawet ci, których pociąg do Pragi nie doprowadził do ruiny, zapadli na nieuleczalną tęsknotę”. A Miloš Marten: „Jest piękna. Czarująca jak kobieta, jak kobieta nieuchwytna, w błękitnych welonach zmierzchu, w których kryje się u stóp kwietnych zboczy, przewiązana stalowym pasem swojej rzeki, obsypana szmaragdami pokrytych śniedzią kopuł...”. I Miloš Jiránek: „Są takie wieczory, kiedy Praga, nasza brudna, smutna, tragiczna Praga w złotym świetle zachodu zmienia się w jasnowłosą, bajkową piękność, w jeden cud światła i blasku”.

Ale już Vilém Mrštík w powieści Santa Lucia (1893) przedstawił miasto jako „czarną piękność”, „czarną uwodzicielkę” „skrytą w negliżu białych mgieł wełtawskich”. U schyłku XIX wieku dla młodych ludzi z morawskiej prowincji Praga – ze swymi dostojnymi pałacami, ze swoją rzeką, swymi legendami – jest jak Moskwa dla Czechowowskich trzech sióstr, źródłem bezsenności, mirażem, krzesiwem pragnień. Bez planów, bez pracy i pieniędzy wyfruwają z odległych wiosek, by lecieć ku stolicy, ku temu, co nieznane, i wielu z nich, wplątawszy się w jej diabelskie sidła, nie wraca.

Bohater powieści Santa Lucia, Jiří Jordán, syn ubogiego robotnika z Brna, zafascynowany miastem nad Wełtawą, swoją ziemią obiecaną, pułapką dla wyobraźni, jedzie tam, by studiować prawo. Kocha Pragę jak żywą kobietę, z niezdrową pożądliwością. Ale Praga opiera się tym, którzy ją kochają: „dusi w swoim kamiennym uścisku naiwnego entuzjastę, płomiennego marzyciela z Brna, który ciąży ku niej wszystkimi nerwami i zmysłami spragnionymi życia”. Nadchodzi zima, nikt się o niego nie troszczy i, jak wszyscy studenci z prowincji, którzy znaleźli się w stolicy, po wyczerpaniu skromnych zasobów znosi zimno, głód oraz tysiące przykrości.

Jordán zatem „parzy się upajającym płomieniem Pragi jak chybotliwy motyl”. Ale rozczarowanie nie gasi jego namiętności: „nadal go, grzeszna, usidlała, pociągała nawet wtedy, gdy widziana z daleka zdawała się wypoczywać w ciemności. Uwodzicielka spała w ramionach tych, którzy więcej jej płacili”. „Szeleściła za jego plecami, głuchym grzmotem wtórowała zduszonym westchnieniom jego nienasyconych warg i, jeśli już nie mogła zrobić nic innego, przeraźliwym gwizdem przypominała mu z daleka, że do jej ciała zbliżają się pociągi i że wciąż nowe tłumy, wciąż nowe ofiary giną w jej bezdennym łonie”.

Przepiękny jest obraz pociągów zbliżających się do łona tej z pewnością nie „mateczki” (matički), lecz kusicielki, niestałej kochanki, która maluje się zmiennymi kolorami świateł i owija w peniuary mgieł niczym w dziwaczny negliż z lupanaru. Trudno się oprzeć myśli, że zamiast odwzajemnić uczucie nieszczęsnego, zagubionego studenta, odda się czynom lubieżnym z jakimś bogatym bałwanem z prowincji, zidiociałym Baalbothem, na którego brzuchu podskakuje zegarek na grubej dewizce, podobnym do klienta luksusowego burdelu, bohatera jednego z opowiadań Werfla.

Jordán, chory, głodny, wychudły, bez płaszcza i w dziurawych butach, potykając się, krąży jak automat po Pradze, rozpalony od ciągłych zmian jej nastrojów, wystawiony na strzały jej wabiących spojrzeń, ogarnięty gorączką i szaleństwem, nieprzyjęty, odtrącony, obcy. Krąży, wiodąc nieustanną rozmowę z kamienną kokietką, która zawraca mu w głowie i zaraz mu się wymyka, obojętna na jego udrękę, na jego desperackie błądzenie. Znaleziony bez ducha na ulicy, umiera w szpitalu, lecz do ostatniej chwili błyszczy w jego oczach obraz Pragi, kobiety próżnej, tak nieprzeniknionej i prowokującej, że przywodzi na myśl postaci femme fatale z obrazów secesyjnych. Coś w tej personifikacji nadwełtawskiego miasta, jawiącego się jako zmysłowe i nierządne, przywołuje bowiem w pamięci owe rozmarzone kobiety, „białe kamelie”, które w pierwszych latach XX wieku malował Max Švabinský.

Dzięki przewijającej się melodyjnie serii akwareli i gwaszów powieść ma w sobie również coś z impresjonizmu. Z niezwykłym wyczuciem malarskim Mrštík potrafi oddać najsubtelniejsze, najbardziej niepochwytne odcienie i zmiany pogody, kolory czeskiej stolicy, iluzorycznej św. Łucji, o różnych porach dnia i nocy: blask księżycowy i błękitnawe cienie, biel dachów pokrytych śniegiem, połyskliwą, perłową wstęgę rzeki, żółte światło samotnych gazowych latarni. Ze swymi chwiejnymi, niewyraźnymi konturami, którym miękkości dodaje wilgoć znad Wełtawy, perłowa Praga Viléma Mrštíka zdaje się, niczym tancerka Loïe Fuller, rozpływać w trzepocie migotliwych welonów mgły, w wirze różnobarwnych tkanin spowijających ją świateł.

PRZYPISY

Zob. V. Nezval, Z mého života, Praha, s. 177–179; J. Svoboda, Přítel Vitězslav Nezval, Praha 1966, s. 203.

M. Marten, Nad městem (1917), Praha 1924, s. 24.

J. Čapek, Diktátorské boty (1937), Dějiny zblízka (Soubor satirických kreseb), oprac. O. Mrvička, Praha 1949. Zob. J. Pečirka, Josef Čapek, Praha 1961, s. 82.

Zob. O. Wiener, Alt-Prager Guckkasten. Wanderungen durch das romantische Prag, Prag–Wien–Leipzig 1922, s. 87.

Zob. G. Comanini, Il Figino overo del fine della pittura, Trattati d’arte del Cinquecento, oprac. P. Barocchi, t. III, Bari 1962, s. 257.

Zob. A. Métraux, Gli lncas, Torino 1969, s. 66–67.

Zob. I. Herrmann, Před padesáti lety, t. I, Praha 1926, s. 86.

Zob. tamże, t. III, s. 44–45.

F. Kafka, Proces, przeł. B. Schulz, Dzieła wybrane, t. II, Warszawa 1994, s. 247–248.

Tamże, s. 280–303. P. Eisner („Proces” Franze Kafky, komentarz do czeskiego przekładu Procesu, Praha 1958, s. 222) twierdzi, że można mówić o swoistym „kompleksie włoskim” Kafki, stanowiącym być może echo tego okresu (1907), gdy Kafka pracował w praskiej filii Assicurazioni Generali. W listopadzie 1907 Kafka pisał do Jadwigi W.: „uczę się włoskiego, bo przede wszystkim pojadę prawdopodobnie do Triestu” (Epistolario, oprac. E. Pocar i A. Rho, t. I, Milano 1964, s. 52). O tym „kompleksie” świadczą także nazwiska Sordini i Sortini w Zamku.

F. Kafka, Proces, dz. cyt., s. 222.

J. Kolář, Svědek, tenże, Ódy a variace, Praha 1946, s. 3l.

V. Holan, První Testament, Praha 1940, s. 11.

F. Kafka, Epistolario, dz. cyt., s. 10.

Zob. V. Nezval, Město kniha, tenże, Básně všedního dne, Dílo, t. XII, Praha 1962, s. 148–149.

J. Hora, Praha ve snu, tenże, Proud, Praha 1946, s. 61.

A. Breton, Introduction á l’oeuvre de Toyen, A. Breton, J. Heisler, Péret, Toyen, Paris 1953, s. 11.

A. Procházka, Kouzlo Prahy, tenże, Rozhovory s knihami, obrazy i lidmi, Praha 1916, s. 96.

G. Meyrink, Der Mann auf der Flasche, 1920.

V. Nezval, Večerka, Praha s prsty deště, Dílo, Praha 1953, t. VI, s. 123, przeł. D. Dobrew.

O. Wiener, Deutsche Dichter aus Prag, Wien–Leipzig 1919, s. 5.

A. Breton, Nadja, Torino 1972, s. 15–16.

F. Kafka, Proces, dz. cyt., s. 304–305.

Zob. V. Nezval, Mluvící panna, Zpátečni lístek, Praha 1933, s. 171–176.

F. Kafka, Proces, dz. cyt., s. 167.

Zob. E. Herold, Lví dvůr, Podivuhodné příběhy ze staré Prahy, oprac. K. Krejčí, Praha 1971, s. 142–144.

M. Bułhakow, Mistrz i Małgorzata, przeł. I. Lewandowska i W. Dąbrowski, Warszawa 1997, rozdz. XXIII, s. 326.

R. Musil, Człowiek bez właściwości, przeł. K. Radziwiłł, K. Truchanowski, J. Zeltzer, Warszawa 1971, t. I, s. 38.

G. Apollinaire, Otmika, tenże, Heretyk i S-ka, przeł. A. Ważyk, Warszawa 1958, s. 93.

K. Toman, Tuláči, Slunečni hodiny, oprac. A.M. Píca, Praha 1956, s. 100.

F. Nietzsche, Ecce homo, przeł. L. Staff, Warszawa 1989, s. 40.

V. Nezval, Pražský chodec, Dílo, Praha 1958, t. XXXI, s. 280–281.

M. Marten, Nad městem, dz. cyt., s. 20.

O. Wiener, Deutsche Dichter aus Prag, Wien 1919, s. 5.

M. Marten, Nad mĕstem, dz. cyt., s. 21.

M. Jiránek, O krásné Praze, tenże, Dojmy a potulky a jiné prace, Praha 1959, s. 43.

V. Mrštík, Santa Lucia, Praha 1948, s. 137, 139.

Zob. J. Karásek ze Lvovic, Vilém a Alois Mrštíkové, tenże, lmpressionisté a ironikové, Praha 1903, s. 76–77.

Hasło: F.X. Šalda, hasło: Vilém Mrštík, Duše a dílo, Praha 1947, s. 115.

A. Novák, Praha a slovesná kultura, Kniha o Praze III, oprac. A. Rektorys, Praha 1932, s. 17. Zob. V. Justi, Bratři Mrštíkové, Praha 1963, s. 12–14.

V. Mrštík, Santa Lucia, dz. cyt., s. 231.

F. Werfel, La casa di lutto, tenże, Nel crepuscolo di un mondo, oprac. C. Baseggio, Milano 1950, s. 155.

Zob. A. Matĕjček, Max Švabinský, Praha 1947, s. 20–22; J. Loriš, Max Švabinský, Praha 1949, s. 100–104.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: