- promocja
- W empik go
Pragnę więcej - ebook
Pragnę więcej - ebook
Córkę wikliniarza z Wilczej Doliny poznajemy, gdy zbliża się do dorosłości, gdy już za chwilę mają jej uroczyście zapleść warkocze i nadać nowe, dorosłe imię. Oczami Jaruny poznajemy życie mieszkańców wioski ukrytej w górskiej dolinie, ich wierzenia, zwyczaje, miłości w dawnych, pradawnych czasach.
Jaruna dojrzewa, zaczyna inaczej patrzeć na chłopców, odczuwać pożądanie. Zbiegiem okoliczności i nieporozumień, jej wybranek wiąże się z jej przyjaciółką. Jaruna poznaje rozkosz, rozpacz, pragnienie, rozczarowanie. I staje się na koniec młodą, doświadczoną i świadomą siebie kobietą.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66526-10-5 |
Rozmiar pliku: | 2,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Pragnę więcej stanowi samodzielną opowieść, lecz jednocześnie rozgrywa się w znanym części czytelników uniwersum Wilczej Doliny. Jego znajomość nie jest ważna dla rozumienia niniejszej historii, jednak niektóre, niezbyt istotne z punktu widzenia fabuły, detale mogą wydać się czytelnikowi niezgodne z historyczną prawdą. Wilcza Dolina to świat wzorowany na wczesnym średniowieczu, ale jednak fantastyczny, z pełną świadomością pozwoliłam sobie więc na pewne odstępstwa. Więcej o tym, co historycznie poprawne i niepoprawne w Pragnę więcej, wspominam w Posłowiu na końcu książki. Nie piszę o tym teraz, bo być może części czytelników w ogóle to nie interesuje.
Najważniejsza jest wszak opowieść.
Dedykuję ją wszystkim, którzy są tłem dla bohaterów i niezauważeni przyjmują rykoszetujące kule.
Marta KrajewskaPOSTACIE
Jaruna – córka wikliniarza
Dolan – syn młynarza Oslara
Miruchna – córka rybaka Paszki, przyjaciółka Jaruny
Gniewko – starszy syn kowala
Chaberka – opiekunka Wilczej Doliny, stanowi pierwszą barierę chroniącą wieś przed złem, oprócz tego jest także żerczynią i zielarką
Bratmił – starszy o siedem lat brat Jaruny, cudowne dziecko, naznaczone na następnego opiekuna Wilczej Doliny, uczeń Chaberki
Dobrawka – ukochana Bratmiła
Oslar – młynarz, ojciec Dolana i Izbora, pokłócony z Paszką
Izbor – starszy syn Oslara, przyszły dziedzic młyna
Nawoja – żona Izbora
Paszko – jeden z rybaków w dolinie, ojciec Miruchny, pokłócony z Oslarem
Mojmił – syn myśliwego, rówieśnik Jaruny, przyjaciel Dolana
Sułka (Dobrosułka, Sójka) – córka bartnika, po śmierci rodziców mieszka z bratem i jego rodziną
Narad – ukochany Sułki, przyjaciel jej brata
Dzisława – schorowana, majętna
Krzesąd – bartnik, brat Sułki, zastępuje jej rodziców
Cedonka – żona Krzesąda
Łasiczka – malutka córka Cedonki i Krzesąda
Falibor – rybak o pięknych dłoniach
Rena – matka Jaruny i Bratmiła, żona wikliniarza
Darzbor – wikliniarz, ojciec Jaruny i Bratmiła
Niemój / Rosław – młodszy syn kowala, brat Gniewka
Jabiełka – zakochana w Rostku dziewczyna
Ciesława – babka Jaruny, mieszkająca z nimi w chacie
Sławomir – dziadek Jaruny, również mieszka w chacie wikliniarzy
Lon – brat Reny
Hubka – żona Lona, szwagierka Reny, charakterna i wesoła ciotka JarunyPOCZĄTEK
Przeznaczeniem dziewczynki było stać się próbą.
Gdy miała nie więcej niż miesiąc, została porwana przez mamunę, która zostawiła na jej miejscu swojego podrzutka. Na pomoc dziewczynce ruszył starszy brat, rozważny, mądry i niezwykły niczym bohater z baśni.
Poszedł w las ciemną nocą i ocalił dziecko.
To, czego dokonał, zadziwiło całą wieś, dolinę, leśne bestie i bogów. Świat skupił się więc na bohaterze, przemilczając dalsze losy odzyskanego z rąk mamun niemowlęcia.
Tymczasem dziewczynka nie tylko nie miała najmniejszego wpływu na swój los, ale nawet nie zdawała sobie sprawy, że oto właśnie wypełnia się jej przeznaczenie.
Nie była już światu do niczego potrzebna.
Dopóki była dzieckiem, nikt nie opowiadał jej o tamtej nocy – tak bardzo nieistotne, z punktu widzenia przyszłości dziewczynki, wydawały się rodzinie przykre wydarzenia. A gdy w wieku kilku lat poznała tę opowieść, przepełniły ją duma i miłość do brata.
Dziewczynka dorastała jak każde inne dziecko w górskiej dolinie, w cieniu wiekowych lasów, w zaciszu pachnącej dymem chaty, w bezpiecznych ramionach rodziny, zupełnie nieświadoma tego, że najistotniejsza część jej przeznaczenia już się wypełniła. Nie odczuwała z tego powodu żalu ani zazdrości, a właściwie, w ogóle się nad tym nie zastanawiała. Miała przed sobą całe życie i choć – być może – nie było ono bardzo istotne dla wsi, doliny, leśnych bestii i bogów, dla niej samej miało wielkie znaczenie. Jawiło jej się jako coś zwykłego, lecz w tej zwykłości było nieprzewidywalne i ekscytujące. Nie marzyła o wielkich przygodach, opuszczeniu doliny i zdobywaniu świata, czuła bowiem, że jej dorosłe życie będzie podobne do tego, jakie wiodła jej matka, żona wikliniarza, serce chaty, do którego lgnął każdy członek rodziny. Dla dziewczynki było czymś niewyobrażalnym, choć jednocześnie oczywistym, że kiedyś również zostanie żoną i matką, lecz nawet ta, jak mogłoby się wydawać, niezbyt wymyślna ścieżka kryła w sobie wiele tajemnic. W rzadkich chwilach, gdy w ogóle myślała o przyszłości, nie mogła się doczekać tego, by je wszystkie odkryć.ROZDZIAŁ 1
Pory roku mijały, dzieciaki bawiły się, ganiając wśród chat, zbierając gromadą jagody albo grzyby, pasąc świnie, śmiejąc się, psocąc, kłócąc i godząc. Co jakiś czas ktoś przyprowadzał młodszego brata albo siostrę, którzy wyrośli z niemowlęctwa i matka oddawała ich pod opiekę starszemu rodzeństwu. Od czasu do czasu któreś ze starszych dzieci znikało, wołane przez ojców – miało przez to coraz mniej czasu na zabawę, aż wreszcie zaprzestawało jej na dobre, kosztem nowych, dorosłych rozrywek i obowiązków.
Wejście w dorosłość było dla doliny świętem. To rodzice decydowali, kiedy ich pociecha przestawała być dzieckiem. Chłopcom obcinano wtedy włosy, dziewczętom uroczyście zaplatano warkocze, a każdy, bez wyjątku, dostawał od swych opiekunów nowe dorosłe imię zamiast dziecinnego, ochronnego.
Rena i Darzbor, rodzice dziewczynki, zwlekali z zaplecinami córki, wciąż bowiem uważali ją za nie dość dojrzałą.
– Ślepi żeście są – ganiła ich Ciesława, matka mężczyzny. – Bratmił dwie wiosny młodszy od niej był, gdyście go postrzygali.
– Tak, ale on był inny, poważniejszy – tłumaczyła się Rena, na co babka prychała, kręcąc głową.
– Wiem, że długo na nią czekaliście, to wam się teraz wiecznie maleńka wydaje – odpowiadała. – Ale wiosna, dwie, trzy i dziewczynie chłopcy będą w głowie, przecie widać, że szybko kobiecych kształtów dostanie. A potem pod dziecięcym imieniem do swadźby przystąpi?
Wyśmiewała tak syna i synową, aż ci w końcu pogodzili się z myślą, że ich mała dziewczynka rzeczywiście jest mała jedynie w ich kochających oczach.
I tak oto pewnego pięknego letniego wieczoru, gdy żaby rechotały nad jeziorem, a powietrze pachniało osiadającą rosą, w obejściu wikliniarzy rozstawiono ławy, rozpalono święty ogień, a następnie, w obecności całej wsi, matka i babka dziewczynki zaplotły jej złote włosy w długie kosy. Opiekunka Chaberka zaś, najważniejsza osoba w Wilczej Dolinie, nadała jej imię.
Dziewczynka z miejsca wchłonęła je całym sercem i uczyniła częścią siebie.
Od zaplecin miała zacząć stawać się kobietą.
Kobietą o imieniu Jaruna.
* * *
Ten wieczór nie tylko dla niej stał się ważnym momentem w życiu.
Dobrosułka, najmłodsza córka bartnika, przybyła na zapleciny sąsiadki wraz z bratem i bratową. Ponieważ rodzice odumarli ją, zanim wyszła za mąż, mieszkała z rodziną starszego brata. Krzesąd, bo tak miał on na imię, został w starej chacie ojców, przejmując po nich i obejście, i barcie w lesie, i opiekę nad niedorosłą panną. Dobrosułka, zwana przez wszystkich Sułką albo i Sójeczką, jako że takie imię nosiła przed zaplecinami, pomagała niańczyć pierwsze dziecko brata. Dziewczynka urodziła się wiosną i dano jej imię ochronne Łasiczka. Sułka lubiła jej ciepłe, pulchne ciałko i rumiane policzki. Kochała małą, jakby była jej siostrą, choć w głowie często pojawiała się jej myśl, że już niedługo, za rok, dwa, własne takie małe będzie bawić. Miała wszak już i wiek odpowiedni, i ciało gotowe do zamążpójścia.
Ciało, które rozpalały pragnienia.
Chłopcy z coraz większym zainteresowaniem zerkali nie tylko w jej wielkie zielone oczy, podkreślone długimi, czarnymi rzęsami, ale też na krągłe rysujące się pod sukienką kształty. Coraz częściej na zabawach porywali ją do tańca, a jej gruby czarny warkocz furgotał podczas zwinnych obrotów. W tańcu zdarzyło się jej poczuć dłoń na pośladkach, a ponieważ nie była nieśmiała, schlebiały jej te wszystkie śledzące ją oczy, te niby przypadkowe otarcia o piersi. Niestety nikt z rówieśników Sułki nie miał u niej szans, bo serce dziewczyny od dawna należało do jednego człowieka.
Do Narada, przyjaciela jej brata.
Był starszy, męski, miał szerokie ramiona, wąskie biodra, wesołe ciemne oczy i niesforne gęste włosy aż do ramion. Sułka starała się nie okazywać, jak bardzo chłopak jej się podoba, lecz miała świadomość, że ognia, który w niej rozpalał, nie da się całkiem ukryć. Wystarczyło, że pojawił się w zasięgu wzroku, a już nie mogła myśleć o niczym innym jak tylko o nim. Tak też było i teraz, na zabawie przy zaplecinach córki wikliniarzy.
Sułka zajmowała się Łasiczką, podczas gdy rodzice maleństwa tańcowali do dźwięków fujarek, bębenków i okaryny. Dziewczyna siedziała tuż pod wiklinowym płotem, zabawiała maleństwo i z uśmiechem spoglądała, jak jej brat i bratowa obracają się w tańcu. Jednocześnie zerkała ukradkiem w stronę wybranka swego serca. Narad miał powodzenie u dziewcząt, toteż dopóki grała muzyka, widziała go to z jedną, to z drugą panną.
Wiedziała, że jest dla niego tylko smarkulą, młodszą siostrą przyjaciela, a jednak po cichu marzyła, że w którymś momencie podejdzie i do niej, a wtedy…
Wtedy będzie mu musiała odmówić, bo miała pod opieką Łasiczkę.
Tak samo jak odmawiała chłopcom, którzy na początku, gdy zagrała muzyka, raz po raz przychodzili ją prosić do zabawy.
Posmutniała, lecz mimo wszystko ciągle posyłała pełne psiej wierności spojrzenia roztańczonemu Naradowi. Wreszcie zapadł zmrok, cienkie piwo uderzyło ludziom do głów, gwar i śmiech niosły się daleko po dolinie, a siedząca pod płotem Sułka czuła się coraz bardziej niezauważana. Córka wikliniarza, której nadano dziś imię Jaruna i na której cześć przygotowano całą tę ucztę, przynosiła Sułce kołacz i piwo, ale dziewczyna i tak czuła się zepchnięta na bok.
Na środku podwórka płonął ogień, górale tańczyli wokół niego, a ich cienie prześlizgiwały się po jej twarzy. Tam, gdzie siedziała, ciepło ognia prawie nie docierało. Czuła rosę osiadającą na dłoniach, twarzy, odzieniu. Było jej coraz smutniej. Miała wrażenie, że jest niewidzialna, potrzebna jedynie do opieki nad dzieckiem, jak jakiś przedmiot, kołyska czy zabawka z suchej trawy. Ale pewnie zniosłaby to wszystko, gdyby nie poczucie, że niewidzialna jest także dla Narada.
Nie podszedł ku niej ani razu. Zresztą nie dziwne. Co ona sobie, głupia, wyobrażała?
Łasiczka zakwiliła, coraz bardziej rozdrażniona głośną muzyką, która co i rusz przerywała dziecięcy sen. Sułka uspokajała dziewczynkę, ponieważ jednak sama stawała się coraz mniej cierpliwa, a coraz bardziej przygnębiona, w końcu podniosła się z trawy. Tuląc dziecko i szepcząc łagodne słowa, zbliżyła się do tańcujących sąsiadów. Wypatrzyła brata i bratową, ale zanim ruszyła ku nim między wirującymi parami, zawahała się. Bała się, że ktoś ją potrąci albo nawet przewróci. Czy rodzice naprawdę nie słyszą płaczu swojej córeczki?
Niespodziewanie poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. Odwróciła głowę i nogi niemal się pod nią ugięły.
– Sójeczka, toś ty jeszcze tutaj? – Narad uniósł brwi w zdziwieniu, a potem jego spojrzenie ześlizgnęło się z twarzy dziewczyny na trzymane przez nią dziecko. – Myślałem, żeś dawno poszła.
– Pilnowałam Łasiczki, tam pod płotem – wydusiła Dobrosułka, ruchem głowy wskazując gdzieś za siebie. – Ale ona już chce spać, a tu jest za głośno. Wezmę ją do chaty, tylko chciałam dać znać tamtym. – Brodą skinęła ku bratu i bratowej.
Narad pogłaskał Łasiczkę po główce z delikatnym uśmiechem.
Jakież piękne miał usta, takie kształtne, z kącikami uniesionymi ku górze. Sułka miała je na wysokości oczu. Gdyby tylko pochylił się nieco, mogłaby go z łatwością pocałować.
Ta jedna myśl sprawiła, że poczuła mrowienie w dole brzucha.
– Poczekaj, zawołam ich – oznajmił chłopak, znów lekko głaszcząc dziewczęce ramię dla dodania otuchy.
Sułka poczuła dreszcz biegnący w dół pleców. Ledwie zmusiła się, by zachować zatroskany wyraz twarzy.
Stanęła tyłem do biesiadników, tuląc i kołysząc coraz głośniej narzekające dziecko. Nim się obejrzała, Narad wrócił, lecz sam.
– Gotowe, chodźmy! – Otoczył ją ramieniem, zgarniając ku wyjściu z podwórza. Widząc zaś nierozumiejący wzrok Sójki, dodał: – Niech się bawią, mało mają takich chwil.
– Ale… – wydukała zaskoczona.
– Nic się nie bój. – Zbliżył usta do jej ucha, aż zadrżała. – Odprowadzę cię.
Dziewczyna skinęła głową, oszołomiona bliskością Narada, dotykiem jego ręki na łopatce, miękkością głosu przy uchu. Zazwyczaj gadatliwa, teraz jakby zapomniała języka w gębie.
Wyszli już na udeptaną drogę między chatami, ale Narad wciąż obejmował ją ramieniem.
– Na Roda! – mruknął zaniepokojony. – Jesteś cała w rosie i drżysz!
– Och, bo ty jesteś taki gorący! – odparła, nim zdążyła pomyśleć.
Natychmiast się zawstydziła. On zaś zachichotał pod nosem jak łobuz.
– Oj, Sójeczko… – Wciągnął głęboko powietrze nosem i zawahał się.
Potrząsnął głową, a końcu zduszonym głosem pożalił się:
– Nie baw się tak mną, ptaszynko.
Sułka aż zamrugała, w pierwszej chwili pewna, że się przesłyszała.
– Ja? Tobą? – zapytała niezbyt mądrze, zwracając ogromne ze zdziwienia oczy na chłopaka.
Łasiczka stawała się spokojniejsza, kołysana rytmem kroków i zapewne rada, że hałas cichł z oddechu na oddech.
W ciemnościach letniej nocy czerń stawała się granatowa, a blask księżyca rozjaśniał twarze, tak że Sułka bez trudu dostrzegała ciemne oczy ukochanego oraz jego skrzywione smutnym uśmiechem usta.
– Jakże ja się tobą bawię? – zapytała niepewnie.
Narad westchnął ciężko, jakby żałował, że zaczął tę rozmowę, lecz za późno było na krok wstecz.
– No przecie chyba widzisz, że… musisz wiedzieć, że ja…
Speszony, wił się w sobie, a co gorsza, ku rozpaczy dziewczyny odsunął się od niej, zabierając ramię i ciepło swego dotyku.
– Że ty co? – spytała, czując trzepotanie serca.
Byłoby to możliwe? Bała się, że jeśli choćby o tym pomyśli, spotka ją srogi zawód.
Sułka dużo by dała, by jej chatę dzieliła od obejścia wikliniarzy większa odległość. Niestety, już niemalże byli pod furtką bartników. Dziewczyna odruchowo zwolniła kroku. Szumiało jej w głowie, choć nic tego wieczoru nie piła.
Narad milczał, więc podjęła cicho:
– Przecie cały wieczór siedziałam pod płotem, nawet nie podszedłeś.
– Bom był pewien, że jesteś w chacie z dzieckiem Krzesąda! – zaczął się natychmiast tłumaczyć.
Sułka bała się uwierzyć w to, co słyszała. Czasem, gdy byli sami, Narad zagadywał do niej tak, jakby mu była milsza niż inne, ale potem nie zwracał uwagi, gdy była obok, więc robiła, co w jej mocy, by nie nadawać jego słowom zbędnych znaczeń.
– A gdybyś się rozejrzał – poskarżyła się cicho – tobyś mnie zobaczył. Ale zdaje się, żeś wszystkie dziewczyny na zabawie widział, tylko nie mnie.
Sama nie pojmowała, skąd się w niej wzięła odwaga, żeby to powiedzieć. Zaraz też pożałowała w duchu, bo jak nic Narad zezłości się, odwróci na pięcie i odejdzie.
On jednak tylko zwiesił głowę.
– A jednak – rzekł – nie z nimi tam jestem, tylko tu. Z tobą.
Mówiąc to, zwrócił się ku dziewczynie. Sułka spojrzała w jego oświetlaną srebrzystym blaskiem twarz i na moment zapomniała o oddychaniu.
Gdy dotarli pod same drzwi chaty bartników, zawahała się, kładąc dłoń na skoblu.
– Wchodź – polecił Narad, odzyskując zwyczajowy, rozsądny ton. – Położysz małą, a ja rozdmucham ogień, bo pewnie przygasło i ciemno jak w dziupli.
Skinęła głową i weszła, czując, jak chłopak wślizguje się tuż za nią i zamyka za sobą drzwi. Na środku chaty, w palenisku, żarzyły się resztki drewna. Poza tym wnętrze spowijał mrok, ale Sułka doskonale umiała poruszać się w nim po omacku. Gdy kładła Łasiczkę na posłaniu za przepierzeniem z sitowia, w małżeńskim kącie rodziców, słyszała, jak Narad rozdmuchuje żar.
Spojrzała na niego przez wstążki sitowia, nie wierząc, że wieczór kończy się w taki sposób. Tyle czasu spędziła sama pod płotem, a teraz jest z nim w chacie. Tylko ona i on. O Łasiczce nawet w tej chwili nie myślała – malutka spała, zmęczona.
Sułka wysunęła się z małżeńskiego kąta i wolnym krokiem zbliżyła się do paleniska. Narad szybko poradził sobie z roznieceniem ognia, więc gdy podeszła, uniósł wzrok.
Wstał z kolan, nie odrywając od dziewczyny wzroku równie gorącego co żar na palenisku. Sułka poczuła, że ona także płonie od środka pod spojrzeniem jego pięknych, ciemnych oczu.
Nie mogła uwierzyć, że to wszystko się dzieje naprawdę.
W głowie miała pustkę, liczyły się tylko ta chwila i wyraz twarzy chłopaka. Taki, jaki widywała w swoich marzeniach przed zaśnięciem.
Naradowi też brakło słów. Przez moment stał bez ruchu, wbijając wzrok w Dobrosułkę. Potem podszedł do niej jeszcze bliżej. Wyciągnął dłoń i otulił nią dziewczęcy policzek. Pochylił się, przymykając oczy. Gdy ich usta się spotkały, wszystkie wstrzymywane uczucia zalały Sójkę niczym nieposkromiona fala.
Wreszcie przylgnęli do siebie, całując się zachłannie. Osunęli się na klepisko. Sułka po omacku odszukała dłonią derki, które służyły jej każdej nocy za posłanie przy palenisku. Oderwała usta od warg Narada i niedbale pościeliła sobie byle jak, po czym położyła się na plecach, ciągnąc za sobą ukochanego.
Jego piękne, idealnie skrojone usta smakowały cierpkim wspomnieniem piwa. Miękki język splatający się z jej językiem rozniecał płomień w podbrzuszu. Narad całował mocno i zdecydowanie, łapczywie, jakby czekał na to od dawna. Zupełnie na przekór dotyk jego dłoni sunącej wzdłuż uda dziewczyny był delikatny, niespieszny, czuły. Sułka dyszała, nie mogąc się doczekać, aż jego ręka dotrze do celu. Gdy cofnął ją niespodziewanie, jęknęła rozczarowana, ale on tylko podciągnął wyżej opierający się materiał sukienki. Po chwili jego dłoń znów powędrowała tam, gdzie powinna.
Sułka jęknęła, czując jego palce między udami. Wyprężyła się, gdy delikatnie masowały najwrażliwsze okolice jej ciała, a potem poczuła, jak wsuwają się głębiej. Rozchyliła nogi zachęcająco. Chciała więcej. Była gotowa.
Narad uniósł się nad nią. Nie zauważyła, kiedy zdążył pozbyć się spodni. Nie zwracała na to uwagi, tak skupiona była na własnych doznaniach. Lecz on wiedział, co robi. Na chwilę oderwał usta od jej ust.
A ona czekała niecierpliwie.
Ich spojrzenia spotkały się, gdy w nią wchodził. Westchnęli zgodnie, a wzrok Narada zamgliła rozkosz.
Sułka poczuła nieprzyjemny ból, lecz nie dość silny, by przebić się przez mgłę podniecenia. Narad zakołysał się, a ona jęknęła, unosząc nogi i oplatając udami jego biodra. Przymknęła oczy, czując jego dłoń na piersi. Drażniła sutek, posyłając w dół brzucha falę bólu i przyjemności jednocześnie.
To sprawiło, że się spięła, zakołysała biodrami, wpasowując się w rytm narzucany przez kochanka. Napięcie rozbłysło rozkoszą pod powiekami.
Tak! Więcej! Ten ruch! Ten rytm! Szybciej!
Lecz Narad nie przyspieszył. Gdy spojrzała na niego spod na wpół przymkniętych powiek, zobaczyła, że wpatruje się w nią z zauważalnym skupieniem. Walczył ze sobą. Ze swym ciałem. Z pragnieniem. Czekał na nią.
Przygryzła wargi, chłonąc tę chwilę wszystkimi zmysłami. Napięcie w dole brzucha stawało się coraz cięższe, z każdym ruchem bioder w gardle rodził się coraz wyraźniejszy jęk.
Narad sapnął, przegrywając walkę ze sobą. Poczuła, że rośnie w niej jeszcze bardziej. Przyspieszył rytm. To wystarczyło. Świat Sułki wybuchnął bielą pod powiekami.
Krzyknęła chrapliwie. Zawtórował jej stłumiony głos Narada.
Napięcie znikało szybko.
Kołysanie ustało i Sułka otworzyła oczy. Narad pochylił się i pocałował ją długo i czule. Potem wysunął się z niej i ciężko zległ obok na posłaniu.
Trwali tak przez chwilę, wciąż w ciszy, porozumiewając się jedynie dotykiem palców głaszczących wciąż rozpaloną skórę.
– Muszę iść – odezwał się cicho Narad. – Nim Krzesąd mnie tu zastanie.
Spojrzała mu w oczy i uśmiechnęła się, pełna szczęścia. Skinęła głową.
Chłopak pogłaskał ją po policzku, ucałował łagodnie jej usta, a potem zebrał się i wyszedł.
Sułka leżała na posłaniu, dopóki nie zaczęło świtać. Bała się, że jeśli zamknie oczy, obudzi się i to wszystko okaże się snem. Ptaki śpiewały, a noc zmieniała się w dzień, gdy usłyszała na zewnątrz zbliżające się kroki. Krzesąd i Cedonka uciszali się wzajemnie i chichotali jak podrostki.
Sułka zamknęła oczy, nim otworzyli drzwi.