- W empik go
Prawda i realizm. Tom 2. Gomułka, Gierek, Jaruzelski i... Wałęsa - ebook
Prawda i realizm. Tom 2. Gomułka, Gierek, Jaruzelski i... Wałęsa - ebook
Zgromadzone w dwóch tomach Prawdy i realizmu teksty publicystyczne Andrzeja Werblana to reprezentatywny wybór z jego dorobku piśmienniczego. Perspektywę badawczą Profesora konsekwentnie wyznacza jego biografia – ponad osiemdziesiąt lat dorosłego życia. Aktywny uczestnik, uważny świadek i wnikliwy obserwator wydarzeń historycznych. Jako uczony konsekwentnie rozprawia się z obiegowymi opiniami, domaga się rzetelnej pamięci i wiedzy historycznej, przeciwstawia się posolidarnościowej polityce historycznej i fałszowaniu przeszłości. Stwierdza: „świat współczesny przyspiesza i skraca dystans”. A to oznacza, że współczesne spojrzenie Profesora na lata II wojny światowej oraz 45-lecie PRL – wzbogacone intelektualnym dialogiem z opiniami najwybitniejszych polskich i światowych autorytetów politologicznych, jak Andrzej Walicki czy Henry Kissinger – ma wartość nie do przecenienia. Teksty Profesora Werblana zapewniają rzetelną informację i formułowaną z namysłem ocenę ważnego, ale wypaczanego legendami i pomówieniami półwiecza w dziejach Polski (1939–1989). Odznaczają się wyważoną narracją i staranną, elegancką polszczyzną.
Kiedy Andrzej Werblan jako żołnierz armii Berlinga znalazł się w 1944 roku na ziemiach Polski, państwa polskiego nie było. To wojsko, w którym służył, stało się głównym czynnikiem odtwarzania państwa, które, chwalić Boga, istnieje do dziś; prawda, że ostatnio zawisły nad nim ciemne chmury. Profesor Werblan w swoim czynnym życiu doszedł do wysokich urzędów i osiągnął wybitną pozycję w naukach politycznych. Jako historyk opiera się na doświadczeniu własnym oraz wiedzy teoretycznej, zaś jego prace odznaczają się rzadko spotykaną klarownością.
Prof. Bronisław Łagowski
Profesor Andrzej Werblan to jedna z najbardziej fascynujących postaci naszej współczesności. Rodem z Tarnopola, sybirak, żołnierz, w 1948 roku członek Rady Naczelnej PPS, wchodził następnie w skład najwyższych gremiów PZPR i był aktywnym świadkiem politycznych przełomów – od Października 1956 do Sierpnia 1980. Dysponuje wyjątkowym punktem widzenia: niegdyś polityka, partyjnego decydenta, a dziś historyka, spoglądającego na tamte czasy z dystansem naukowca i obiektywizmem najwyższej próby. Takie połączenie ról nikomu dotąd się nie udało…
Prof. Andrzej Romanowski
Andrzej Werblan ma życiorys niezwykły. Zesłaniec, Sybirak. Do Polski wrócił z I Armią Wojska Polskiego. Na froncie w szeregach brygady pancernej od stycznia 1944 do maja 1945. Zawsze był tam, gdzie działy się rzeczy najważniejsze. Karierę zaczynał w powojennej PPS. Potem został sekretarzem Bolesława Bieruta. W październiku 1956 uczestniczył w wydarzeniach związanych z powrotem Władysława Gomułki, pisał komunikat o jego wyborze na I sekretarza KC PZPR. Przez lata pozostawał jednym z jego najbliższych współpracowników, odpowiedzialnym za sprawy nauki. W grudniu 1970 był w zespole piszącym pierwsze telewizyjne przemówienie Edwarda Gierka. Jest współautorem hasła „Aby Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej”. W roku 1980 członek Biura Politycznego KC PZPR, które zaaprobowało Porozumienia Sierpniowe. Przyjaciel (jeszcze z czasów wojny) Wojciecha Jaruzelskiego. Polityczny patron Mieczysława Rakowskiego.
Autor wielu prac naukowych i popularnonaukowych, uznawanych za fundamentalne. Nie stronił też od prasowej publicystyki; drukuje w „Przeglądzie” i „NIE”. Jego teksty to kopalnia wiedzy o przeszłości, mechanizmach polityki, kulisach najważniejszych wydarzeń w historii Polski i świata.
Spis treści
Spis rzeczy
Rozdział I
Październik ’56 – pożegnanie ze stalinizmem
Którędy wyciekł tajny referat Chruszczowa? 7
Październik 1956. Legenda a rzeczywistość 10
1956 – Węgry a Polska 40
Mój Październik 1956 45
Rozdział II
Gomułka uparty, Gierek otwarty
Władysław Gomułka i jego epoka 53
Miejsce ekipy Gierka w dziejach Polski Ludowej 61
Gierek 69
Rozdział III
Karnawał w sierpniu, post w grudniu
Jaruzelski na mękach 75
Czy można wierzyć zeszytom gen. Anoszkina? 78
Stan wojenny – 30 lat później 82
Wejdą, nie wejdą? 86
Karuzela Jaruzela 92
Dzięki Jaruzelowi. Nie widać końca sporów o konieczność wprowadzenia stanu wojennego 96
40 nocy Generała. Pytanie głośne od czterdziestu lat: Weszliby czy by nie weszli? Odpowiedź cicha: Weszliby… 103
Wybrali ryzyko najmniejsze 108
Odwołane polowanie 111
Rozdział IV
Okrągły Stół i jego konsekwencje
Tło Okrągłego Stołu 117
Cienkie nogi Okrągłego Stołu. Kto zmusił Polskę do suwerenności? 129
4 czerwca w mej pamięci 131
Rozdział V
PRL z perspektywy III RP
Do jakich tradycji Polski Ludowej możemy nawiązać? 139
Fenomen komunizmu 146
Polska w strefie dominacji radzieckiej 154
Spuścizna Jałty 174
Generacje polityczne Polski Ludowej 180
22 lipca – historia się powtarza 191
Pół setki dla komuny 193
Troszkę niepodległości. Wszystkie niesuwerenne grudnie 196
Reprywatyzacja 201
PRL szuka sprawiedliwości. Profesor Walicki ją wymierzył 206
Antykomunista, ale… 211
Jeździec historii 215
Na przekór obiegowym opiniom 221
Rewolucja we śnie i na jawie 225
Wyklęty powstań, komitecie. Polska nie została kolejną republiką radziecką, choć mogła 230
Państwo świętej pamięci. Polska Ludowa a II Rzeczpospolita 235
Kaczyński wam tego nie zbudował. Odłożyli szable i bagnety, pochwycili młotki i kielnie 240
Broń atomowa w PRL 245
Świat w oczach Kissingera 250
Pogrzeb antykomunizmu. Kraina zagubionych złotych rogów 258
Mistrz krytyki politycznej 262
ANEKS Sprzeciw Gomułki wobec dyktatu Kremla
Nota od redakcji 269
Dokument 1. Polsko-rosyjskie rozmowy w Belwederze delegacji Prezydium KC KPZR i członków Biura Politycznego KC PZPR, 19 października 1956 r. 270
Dokument 2. Nieznana rozmowa Władysława Gomułki z Nikitą S. Chruszczowem, koniec sierpnia – początek września 1957 322
Nota edytorska 335
Indeks osób 339
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67220-15-6 |
Rozmiar pliku: | 6,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
25 lutego 1956 r., w ostatnim dniu obrad XX Zjazdu KPZR w Moskwie, na zamkniętym posiedzeniu bez delegacji zagranicznych, I sekretarz KC Nikita S. Chruszczow wygłosił niezapowiedziany w programie zjazdu obszerny referat, potępiający zbrodniczy terror panujący pod rządami Józefa Stalina. Zapoczątkował w ten sposób pierwszą fazę destalinizacji. Trwała ona krótko, ale miała poważne konsekwencje dla Związku Radzieckiego i państw bloku radzieckiego, a także dla ruchu komunistycznego. Referat, traktowany jako tajny, bardzo szybko nabrał wielkiego rozgłosu w całym świecie. W ZSRR był czytany na zebraniach aktywu partyjnego. Kierownictwa partii komunistycznych z państw bloku otrzymały tekst bez prawa publikacji, ale ze zgodą na zapoznanie „aktywu”. Delegacje zachodnich partii komunistycznych, obecne na zjeździe, zostały o treści referatu poinformowane, tekstu jednak nie otrzymały. Prasa światowa stosunkowo szybko dowiedziała się o wydarzeniu; już po dwu tygodniach relacjonowała rewelacje Chruszczowa, pełny tekst referatu został opublikowany przez amerykański Departament Stanu na początku czerwca. Trochę wcześniej, bo już w maju, w języku polskim referat nadało RWE i w tak zwanej akcji balonowej był on masowo ekspediowany do Polski w postaci małej broszurki. Dość powszechnie się sądzi, że tekst referatu Chruszczowa „wyciekł” do amerykańskich służb propagandowych z Polski. Jest to bardzo prawdopodobne, choć źródłowo wciąż nie jest potwierdzone.
Kierownictwo PZPR otrzymało oryginalny, rosyjski tekst referatu w jednym egzemplarzu zaraz po XX Zjeździe, ale pod nieobecność Bolesława Bieruta, który pozostał w Moskwie z powodu ciężkiej choroby, nie podejmowano żadnych decyzji o upowszechnianiu tego dokumentu. Bardzo ograniczone grono osób mogło go przeczytać w kancelarii sekretariatu KC. Dopiero 17 marca, już po śmierci i pogrzebie Bieruta, pod rządami nowo wybranego I sekretarza Edwarda Ochaba, kopie rosyjskojęzycznej, oryginalnej wersji rozesłano członkom Biura Politycznego i Sekretariatu KC. W parę dni później podjęto decyzję o zapoznaniu z pełną treścią referatu Chruszczowa wszystkich organizacji partyjnych. Sporządzono polski przekład, wydrukowano kilka tysięcy broszurek opatrzonych klauzulą „wyłącznie do użytku organizacji partyjnych” oraz numerami, jak druki ścisłej ewidencji, i przekazano komitetom wojewódzkim. Po odczytaniu na zebraniach miały być zwrócone i następnie zniszczone. W ówczesnej sytuacji silnego politycznego poruszenia zalecenie to nie było respektowane ani egzekwowane. Referat w założeniu „tajny” stał się tajemnicą poliszynela, numerowane broszurki z jego treścią krążyły po kraju, podobno były do nabycia na bazarach, do dziś pojedyncze egzemplarze znajdują się w posiadaniu bibliofilów. Bez zbytniej trudności zatem niejeden egzemplarz mógł trafić do rąk dziennikarzy lub dyplomatów zachodnich.
Nie wynika stąd wszakże, iż Polska była jedynym źródłem „wycieku”. Znamienne, że wersja nadawana przez RWE oraz wysyłana w akcji balonowej była zupełnie innym od sporządzonego w Warszawie, choć wiernym, przekładem na język polski. Stylistyka nasuwa sugestię, że przekładu tego dokonano nie z rosyjskiego oryginału, lecz z wersji anglojęzycznej. Oczywiście amerykańskie służby informacyjne niezależnie od tego, czy uzyskały tekst polski, czy oryginalny rosyjski, i tak dla ochrony źródła musiałyby w dalszym upowszechnianiu posłużyć się jedynie angielskim przekładem. Źródła pierwotne mogły jednak być różne. Obok polskiego do rozważenia jest kilka jeszcze tropów.
Przed laty, prowadząc w MSZ kwerendę archiwaliów z 1956 r., zauważyłem interesującą informację nadesłaną przez większość polskich ambasad z państw kapitalistycznych. W kwietniu w ambasadach ZSRR w tych krajach odbywały się zebrania własnego personelu dyplomatycznego oraz zaproszonych kierownictw placówek dyplomatycznych „bratnich” państw bloku radzieckiego, na których odczytano referat Chruszczowa. Jak widać krążył ten tekst po całym świecie, mógł zatem „wyciec” w wielu miejscach i na wiele sposobów. Wydaje się, że bezpośrednio po XX Zjeździe samemu Chruszczowowi nie zależało na utrzymaniu tajemnicy. Przebywał w Polsce od 15 do 21 marca, uczestniczył w pogrzebie Bieruta (16 marca) i w plenarnym zebraniu KC PZPR, na którym wybrano Ochaba (20 marca). W tym czasie dał Ochabowi zgodę na zapoznanie z tym referatem całej polskiej partii, co w praktyce wykluczało poufność. 18 marca na spotkaniu z kilkusetosobowym centralnym aktywem PZPR wylewnie dzielił się treścią, uzupełniał szczegółami i pogodnie komentował doniesienia prasy zachodniej. Był z nich wyraźnie zadowolony, mówił: „choć raz muszą mnie chwalić!”. Robił wrażenie wręcz zainteresowanego „wyciekiem” tego „tajnego” referatu do opinii światowej. Widział w tym zapewne atut w walce wewnętrznej, jaka toczyła się na Kremlu.
W parę miesięcy po XX Zjeździe, między innymi wskutek reperkusji owego referatu, szala w tej walce zaczęła przechylać się na stronę przeciwników wszelkiej, nawet ograniczonej destalinizacji. W czerwcu 1957 r. neostalinowska opozycja podjęła próbę przewrotu pałacowego i upadkowi Chruszczowa zapobiegła jedynie zdecydowana interwencja wyższych dowódców armii, dla których pośmiertna degradacja „generalissimusa” oznaczała wywyższenie i bezpieczeństwo. W tym zamęcie jednakże referat „o kulcie jednostki i jego następstwach” z XX Zjazdu został na długo schowany pod sukno. Przypomniano o nim epizodycznie w okresie XXII Zjazdu (październik 1961), a bardziej zasadniczo dopiero w czasie „pierestrojki” pod rządami Gorbaczowa.Październik 1956
Legenda a rzeczywistość
Mimo upływu pięćdziesięciu lat dzieje poruszenia społecznego i przemian politycznych w Polsce w 1956 r. wciąż nie zostały wystarczająco zbadane i opisane. Obok spraw, o których posiadamy dość wiarygodną wiedzę i spieramy się jedynie o interpretacje, są również takie, skądinąd ważne, w których pozostajemy przy hipotezach, w niektórych zaś kwestiach legendy mylą się z rzeczywistością. Systematyczny wykład dziejów polskiego „Października `56” wymagałby monografii. W tym opracowaniu skupię się jedynie na kilku mniej jasnych i dyskusyjnych kwestiach, głównie odnoszących się do układu rządzącego i polityki Władysława Gomułki.
I.
W genezie październikowego zwrotu w Polsce Ludowej główny nacisk kładzie się zazwyczaj na wewnętrzne źródła i siły napędowe. Zależnie od ideologicznego nastawienia autorzy wysuwają na czoło bądź masowe poruszenia i wystąpienia, jak Poznański Czerwiec, bądź rewizjonistyczne, destalinizacyjne i demokratyczne prądy w PZPR. W cieniu pozostają – dla biegu wydarzeń i ich konsekwencji skądinąd kluczowe – zmiany sytuacji geopolitycznej, w stosunku do Polski zewnętrzne i od niej w istocie niezależne; przede wszystkim było to osłabienie, choć jeszcze nie zachwianie, pozycji ZSRR. W latach 1953–1957 zmniejszyła się, na razie tylko czasowo, zdolność Związku Radzieckiego do realizowania celów imperialnych, a na trwałe załamał się jego autorytet jako wzorca radykalno-lewicowych rewolucyjnych przeobrażeń. Radzieckie supermocarstwo natknęło się na poważne kłopoty wewnętrzne i zewnętrzne.
Po opanowaniu broni jądrowej i przełamaniu amerykańskiego monopolu w tej dziedzinie okazało się, że gospodarka radziecka ugina się pod ciężarem dwoistej strategii militarnej, polegającej na intensywnej budowie nowoczesnych broni nuklearnych i środków ich przenoszenia, a jednocześnie ogromnych wojsk konwencjonalnych, uważanych za niezbędne na wypadek wojny oraz do panowania nad rozległym obszarem wpływów w Europie i Azji. Wymagało to utrzymywania w permanencji quasi-wojennego systemu gospodarki centralnie sterowanej i reglamentowanej, który cierpiał na dotkliwą i pogłębiającą się nieefektywność. Rolnictwo kołchozowe znajdowało się w upadku. Wciąż silnie odczuwano demograficzne i gospodarcze skutki strat wojennych. Pojawiły się także groźne rysy na systemie politycznym, warstwę rządzącą paraliżowało poczucie braku osobistego bezpieczeństwa wskutek stałego zagrożenia terrorem policyjnym i krwawymi czystkami. Korpus oficerski, owiany chwałą wygranej wojny, czuł się wyraźnie niedowartościowany i zagrożony supremacją tajnej policji. Koleje losu najwybitniejszego radzieckiego dowódcy II wojny światowej, marszałka Georgija Żukowa, były pod tym względem symptomatyczne. W systemie kolonii karnych Gułagu marnowały się znaczne zasoby ludzkie, według publikowanych później danych ponad cztery miliony dorosłych mężczyzn i kobiet.
Nie lepiej przedstawiała się sytuacja zewnętrzna. Od 1946 r. stalinowskie kierownictwo ZSRR nastawiało się na wojnę z Zachodem, obawiało się jej, ale sądziło, że nadciąga nieuchronnie. Reagowało mobilizacją zasobów, zacieśnianiem szeregów w bloku państw socjalistycznych i izolowaniem się od świata. Wojna nie wybuchła, a peryferyjny konflikt na Półwyspie Koreańskim ugrzązł w impasie, nie przynosząc sukcesu żadnej stronie. Ciężar ostrego etapu zimnej wojny stawał się trudny do ponoszenia, zwłaszcza w permanencji.
Części radzieckiego establishmentu nieobca była – jak później się okazało – świadomość, że sprawy ich państwa mają się źle, odczuwano potrzebę zmian. Starzejący się i już półobłąkany despota był ostatnią, ale niebagatelną przeszkodą. Jego śmierć 5 marca 1953 r. otworzyła śluzę. Wśród diadochów rozwinęła się nawet swoista rywalizacja o to, kto pierwszy zacznie demontaż najbardziej uciążliwych fragmentów stalinizmu. Ze źródeł opublikowanych w Rosji wynika, że szef tajnej policji Ławrientij Beria próbował „uciec do przodu” i przejąć inicjatywę tego procesu. Uchylił tzw. sprawę lekarzy, zaproponował szeroką amnestię, zaczął sondować Zachód na okoliczność ewentualnego zjednoczenia Niemiec i rezygnacji z NRD. Koledzy z politbiura jednak mieli dobre powody, żeby mu nie ufać, i bali się przede wszystkim tajnej policji. Zmówili się zatem i pod koniec czerwca przy pomocy kilku wyższych dowódców wojskowych wyeliminowali Berię, prawdopodobnie w drodze mordu pozasądowego. Jego najbliższe otoczenie z aparatu NKWD zlikwidowano w grudniu po krótkiej rozprawie. Jednocześnie położono kres supremacji tajnej policji nad innymi ogniwami aparatu rządzenia, przede wszystkim nad aparatem partii. Następnie poluzowano część rygorów w zarządzaniu gospodarką, przede wszystkim w rolnictwie. Powiało odwilżą w nauce i kulturze. Podjęto kroki w kierunku zmniejszenia napięcia w stosunkach zewnętrznych i uzyskania pewnej swobody manewru w tej dziedzinie. Przeproszono przywódców Jugosławii – Titę, Rankovića i Kardelja. Wycofano się z baz wojskowych w Chinach i w Finlandii, zrezygnowano z okupacji części Austrii. Rozpoczęto flirt z nowymi pokolonialnymi państwami, z formującym się Trzecim Światem.
Ta wstępna i częściowa, ale istotna destalinizacja, nie obeszła się bez walk wewnętrznych, gdyż zagroziła różnym grupom interesów i wywołała opór konserwatywnie nastawionej części partii i aparatu władzy. Tak zwany tajny referat Chruszczowa na XX Zjeździe KPZR (luty 1956), demaskujący głównie stalinowskie bezprawie wobec elit władzy, miał na celu moralne obezwładnienie tego oporu. Chruszczowowska destalinizacja w dłuższej perspektywie wzmocniła Związek Radziecki, ale bezpośrednio, w czasie wewnętrznych zaburzeń, reform i walk, osłabiła jego kontrolę nad zewnętrzną sferą wpływów i pobudziła w niej tendencje odśrodkowe. Powstały okoliczności sprzyjające autonomizacji państw zależnych. Bronisław Łagowski w jednym ze swoich felietonów trafnie zwrócił uwagę na szczególny tropizm, właściwy każdemu państwu zależnemu i wasalnemu, ku zwiększaniu niezależności, kiedy tylko pojawi się szansa. Sam ZSRR poczuł się po pewnym czasie zmuszony do częściowego przynajmniej respektowania tych tendencji i pewnej modyfikacji stosunków ze swymi sojusznikami i państwami zależnymi. Na nowym układzie sił wcześniej czy później skorzystały wszystkie państwa radzieckiej sfery wpływów, zwiększając w pewnym, różnym zresztą, zakresie niezależność. Była to jednak dalsza perspektywa, w 1956 r. wciąż w stanie zalążkowym. Na marginesie zauważmy, że owo „wybijanie się” na autonomię czy niezależność niekoniecznie szło w parze z demokratyzacją czy liberalizacją wewnętrzną. Paradoksalnie, łatwiej przychodziło to kontrolującym sytuację wewnętrzną despotom, w rodzaju Nicolaego Ceaușescu czy Envera Hodży, niż niesionym falą społecznego poruszenia Władysławowi Gomułce czy Imremu Nagyowi i Aleksandrowi Dubčekowi. W każdym razie najszybciej i najskuteczniej osłabienie imperialnych możliwości ZSRR wykorzystały sojusznicza Chińska Republika Ludowa i zależna Polska Ludowa.
II.
Polski Październik ’56 odniósł sukces przynajmniej w tym sensie, że zarówno pod względem poszerzenia zewnętrznej niezależności, jak też wewnętrznej liberalizacji, zasięg przemian okazał się znacząco większy niż w innych państwach europejskiego regionu w bloku radzieckim. Po przemianach 1956 r. położenie wszystkich „demoludów” wobec radzieckiego hegemona polepszyło się, ale PRL wywalczyła sobie mocniejszy status, więcej niezależności i odrębności. Źródła tej polskiej „anomalii” nie są do końca jasne, ze względu na brak dostępu do archiwów radzieckich, a także wskutek zakorzenienia się wielu legend, zamazujących realną rzeczywistość. Zwrócę uwagę jedynie na niektóre aspekty tej historii.
Wszystkie kryzysy polityczne w Polsce Ludowej miały dwie części składowe: oddolną – masowe odruchy buntu lub sprzeciwu, oraz odgórną – walki wewnętrzne w rządzącej partii. Charakterystyczną właściwością kryzysu lat 1954–1957, z kulminacją w październiku 1956, była szczególna rola tej wewnątrzpartyjnej komponenty, zwłaszcza w pierwszej, inicjatywnej fazie. W wyniku fermentu politycznego w PZPR, ściślej mówiąc, w jej centralnym aktywie, już w drugiej połowie 1954 r. zaczęła formować się wewnątrzpartyjna opozycja, która inicjowała proces przemian, pobudzała i wciągała doń najpierw związane z partią środowiska młodzieżowe i inteligenckie, a na ostatku i z wielką ostrożnością, również robotnicze. Przez pewien czas, do wiosny 1956 r., centralne ogniwa PZPR zachowywały kontrolę nad tym procesem, później sprawy wymykały się spod tej kontroli.
Dość często początek fermentu, którego kulminacją był Październik ’56, wiązany jest z ucieczką na Zachód zastępcy szefa X Departamentu Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego (MBP), płk. Józefa Światły, a ściślej z cyklem jego audycji w Radiu „Wolna Europa”, rozpoczętym 28 września 1954 r. To jedna z legend. W rzeczywistości krytycyzm wobec rządzącego triumwiratu (Bolesław Bierut, Jakub Berman, Hilary Minc), a zwłaszcza wobec represyjnej polityki i dominacji tajnej policji, narastał w centralnym aktywie PZPR pod wpływem wydarzeń w ZSRR, m.in. likwidacji Berii, od połowy 1953 r. Narastała presja na kierownictwo partii, żeby zająć się własną „beriowszczyzną”.
19 czerwca 1953 r. powołano pod przewodnictwem Edwarda Ochaba komisję do zbadania zasadności oskarżeń w stosunku do więzionych od wielu miesięcy marszałka Michała Roli-Żymierskiego i gen. Wacława Komara. Zaczęto dobierać się do skóry kierowanemu przez Rosjan kontrwywiadowi, czyli Informacji Wojskowej. 21 grudnia 1953 r. został odwołany jej szef, radziecki oficer płk. Dmitrij Wozniesienski. Również aparat bezpieczeństwa poczuł się niepewnie. To chyba skłoniło Światłę do ucieczki. W marcu 1954 r. zwolniono ze służby w MBP płk. Józefa Różańskiego, szefa Departamentu Śledczego, w czerwcu rozwiązano X Departament. Zaczęto wypuszczać pierwszych więźniów, na początek „swoich”, czyli wywodzących się z ruchu komunistycznego, m.in. Zofię Gomułkową. Oczywiście bierutowskie kierownictwo nie poddawało się łatwo, nadal forsowało śledztwa, np. przeciwko Marianowi Spychalskiemu i Włodzimierzowi Lechowiczowi. Korozja represyjnego systemu jednak się rozpoczęła przed „rewelacjami” Światły. Rewelacje te miały wpływ na szerokie kręgi społeczne. Establishment i bez tego był świadomy sytuacji. Premier Józef Cyrankiewicz nie potrzebował informacji Światły, żeby się zorientować, że jego mieszkanie jest na podsłuchu.
Znana narada aktywu centralnego na przełomie listopada i grudnia 1954 została wymuszona nie tyle przez rewelacje Światły, ile przez kumulujące się od wielu miesięcy wzburzenie centralnego aktywu, choć jeszcze nie społeczeństwa. Bierutowskiemu kierownictwu szło o rozładowanie napięcia w establishmencie na zebraniu nieformalnym, nieuprawnionym do podejmowania uchwał. Zamiar ten powiódł się, gdyż obradujące siedem tygodni później plenarne posiedzenie KC przebiegało znacznie spokojniej, krytyczne nastroje opadły, a Biuro Polityczne kontrolowało sytuację.
Reorientacja warstwy rządzącej, zarysowująca się wyraźnie od II Zjazdu PZPR (marzec 1954), miała kapitalne znaczenie. Kruszyła spoistość politycznej struktury wciąż jeszcze totalitarnego systemu. Umożliwiła dojście do głosu odwilży w kulturze, sformowanie się nowego kierunku redakcji „Po prostu” i w całej organizacji młodzieżowej. Komitet Centralny sprawował kontrolę nad oficjalnym życiem politycznym. Musiało zatem w jego strukturach powstać dostatecznie wpływowe ugrupowanie, zdolne wesprzeć, a przede wszystkim obronić, te nowe prądy. Ktoś przecież wybrał tak zwanych młodych sekretarzy i dał im szansę działania. Nacisk społeczny w 1953 i 1954 r. był jeszcze słaby. Bierutowskie kierownictwo samo „liberalizacji” nie sprzyjało. W tym czasie ustępowało pod presją własnego aktywu i to głównie jego wyższej warstwy.
Nie są do dziś jasne, nie zostały wystarczająco zbadane przyczyny tej ewolucji nastroju politycznego w aktywie niepodzielnie rządzącej partii, pojawienia się gotowości do wykorzystania szans stwarzanych przez zmiany zewnętrzne i odwagi wystąpienia z krytyką „kierownictwa” oraz wywarcia nań presji. Wykraczało to poza normy właściwe partiom komunistycznym i w owym czasie, poza Polską, nie występowało. Wyjaśnienie tego zjawiska wymaga – jak sądzę – uwzględnienia kilku specyficznych dla Polski czynników. Kontrola nad półtoramilionową wtedy PZPR oraz rządy w kraju od 1948 r. znajdowały się de facto w ręku kilku tysięcy dawnych członków KPP, z pewnym udziałem młodszej generacji, rekrutowanej w latach wojny do PPR w kraju i do ZPP w ZSRR. Ta formacja nie tylko zajmowała kluczowe stanowiska, lecz stanowiła rodzaj nieformalnego zakonu zespolonego więzią kombatancką i nawykami konspiracji. Od niej zależała spoistość i sprawność dyktatury. Po 1953 r. okazała się przejściowo słabym ogniwem systemu. Sądzę, że niemałą rolę odegrał uraz po zagładzie aktywu KPP w czystkach lat 1937–1938 i wynikająca stąd nieufność do radzieckiej i własnej policji politycznej. Nie wygasły też do końca tradycje „polskiej drogi do socjalizmu” sprzed 1948 r. Władysław Gomułka, choć w więzieniu, ale przeżył Stalina. Dla stosunkowo licznych w aktywie PZPR działaczy pochodzenia żydowskiego szokiem okazały się antysemickie represje w ZSRR i takież tło procesu Slansky’ego w Czechosłowacji. Gorliwe poparcie dla linii Stalina z 1948 r. stopniowo ustępowało rozczarowaniu, nieufności i poczuciu zagrożenia. Nie bez znaczenia była także stosunkowo duża wciąż liczba niedawnych jeszcze pepesowców w aktywie PZPR. Last, but not least, na postawę i nastroje tego aktywu nie pozostawał bez wpływu wyczuwalny opór materii społecznej wobec polityki czasu stalinowskiego. Dariusz Jarosz trafnie opisał, jak opór ten – najczęściej bierny i dostosowawczy – wpływał na zachowania działaczy PZPR w terenie, stymulując postawy mediacyjne i modyfikacje nakazanej odgórnie polityki. Na przebieg wydarzeń, jak zawsze, wpływały również okoliczności przypadkowe. Najistotniejszą okazała się śmierć Bolesława Bieruta, która ogromnie osłabiła siły zainteresowane obroną status quo, a uruchamiając mechanizm sukcesji, w przypadku sytemu dyktatorskiego z reguły trudny i niebezpieczny, pobudziła personalną i koncepcyjną rywalizację w rządzącym establishmencie.
Już w 1954 r., a na większą skalę w 1955 r., po części niezależnie od walk wewnętrznych w partii, ale w dużej mierze pod ich wpływem, ferment zaczyna ogarniać społeczeństwo. Ten proces – jak dotychczas najwnikliwiej zbadany i opisany przez Pawła Machcewicza – przybiera gwałtownie na sile wiosną 1956 i od tego czasu jako siła sprawcza przemian zaczyna górować nad fermentem politycznym w rządzącej monocentrycznie partii, a także wywierać coraz silniejszy wpływ na politykę jej kierownictwa i zachowania jej frakcji. Poruszenie społeczne poza partią i poza jej kontrolą ma głównie żywiołowy charakter lub, co najwyżej, lokalne, spontanicznie wyrastające formy organizacyjne. Najpoważniejszym jego przejawem były niewątpliwie strajk i demonstracja robotnicza, a w kulminacyjnej fazie krwawe zamieszki uliczne w Poznaniu 28 i 29 czerwca 1956 r. Wydarzenia te miały wielorakie skutki. Pobudziły znacząco ogólnospołeczną kontestację, wzmocniły też i wyostrzyły podziały w partii. Równocześnie jednak zaniepokoiły Kreml. Do Warszawy wybrała się, pod pretekstem rocznicy Manifestu PKWN, silna delegacja na czele z ówczesnym premierem Nikołajem Bułganinem, która nie kryła swego poparcia dla polityki zachowawczej i represyjnej. Trzeba zauważyć, że po wydarzeniach w Poznaniu przez pewien czas kierunek dalszego rozwoju sytuacji nie był przesądzony. Ścierały się w obozie władzy dwie koncepcje i odpowiednio dwie różne interpretacje poznańskiego dramatu. Jedna zmierzała do wykorzystania szoku po brutalnej pacyfikacji dla umocnienia represyjnego reżimu, druga upatrywała w nich zachętę i nakaz dla częściowych przynajmniej reform. Obie tendencje miały szanse. Wynik zależał od rozgrywki w obozie władzy. Bezpośrednio po Poznaniu bowiem ożywienie społeczne na chwilę jakby przycichło, przytłumione siłą. Następna potężna fala masowego poruszenia, wieców i manifestacji wzbiera już bezpośrednio przed i w czasie październikowego plenum KC PZPR. Została ona w znacznej mierze wywołana przez samo plenum oraz poprzedzające je przygotowania, zwłaszcza przez publiczny apel o poparcie dla Władysława Gomułki i „nowego kierownictwa”.
Łatwo zauważyć, że protesty społeczne uwidoczniły się dopiero wówczas, kiedy w warstwie rządzącej zarysował się wyraźny rozłam na frakcje, proponujące różne drogi wyjścia z kryzysu. Walka tych frakcji dezorientowała i po części paraliżowała aparat władzy, a co ważniejsze, każda z nich starała się pozyskać sojuszników w społeczeństwie i w tym celu musiała się doń odwoływać.
III.
Po XX Zjeździe KPZR i śmierci Bolesława Bieruta nie było już w polskim establishmencie komunistycznym poważniejszych sił opowiadających się za utrzymaniem bez zmian status quo. Ostatecznie skrystalizowały się dwa ugrupowania frakcyjne, potocznie zwane natolińskim i puławskim. O ich genezie i stanowisku pisałem szerzej w odrębnych publikacjach. Obecnie warto dodać jedynie, że w początkowej fazie fermentu „na górze”, na listopadowej naradzie (1954) podziały frakcyjne nie były widoczne, zapewne jeszcze nie występowały. Krytycyzm wobec bierutowskiego kierownictwa był podobny w wystąpieniach przedstawicieli obu późniejszych frakcji. Zaczęły formować się one i różnicować w 1955 r. w sporach o drogi wyjścia z kryzysu i o odpowiedzialność za stalinizm. Nie bez znaczenia zapewne było też rosnące zainteresowanie KPZR polskim kryzysem i próby oddziaływania na jego przebieg.
Pochodzenie nazw frakcji jest banalne. W ramach „demokratyzacji” obyczajów URM udostępnił kilka swoich ekskluzywnych ośrodków rekreacyjnych dla nieco szerszego grona osób z agend rządowych i partyjnych. W rezultacie pałacyk natoliński pod Warszawą stał się miejscem spotkań członków KC, podzielających, najogólniej mówiąc, poglądy Aleksandra Zawadzkiego i Konstantego Rokossowskiego wyłożone w sprawie Bermana na posiedzeniu Biura Politycznego w maju 1956 r.. W większości działacze ci wywodzili się ze środowisk ludowych, plebejskich. Do ruchu komunistycznego przywiodły ich motywy społeczne, klasowe, bunt przeciw biedzie i upośledzeniu. Byli ideowi i ofiarni, przeszli przez więzienia, sporo się nauczyli, ale pozostali na swój sposób prostaccy i prymitywni. Ich stanowisko z 1956 r. da się scharakteryzować jak następuje: system socjalizmu był i jest w porządku, zawinili ludzie, którzy zasadom systemu sprzeniewierzyli się, trzeba ich rozliczyć i ukarać. Nie było stalinizmu i beriowszczyzny jako zjawisk systemowych, były jedynie błędy Stalina, częściowo inspirowane przez pochlebców i oczywiście przez arcyłotra Berię. W Polsce „wypaczenia”, zwane stalinowskimi, stanowiły samoistne dzieło rządzącej „trójki” i jej otoczenia. Odsunęli oni od władzy działaczy wywodzących się z klasy robotniczej i oparli się na wychodźcach z drobnomieszczaństwa, często jeszcze żydowskiego, wkradli się w zaufanie Stalina, potakiwali Berii, a później chcieli na ZSRR i KPZR zwalić odpowiedzialność.
Stanowisko takie ze zrozumiałych powodów cieszyło się uznaniem kierownictwa KPZR, a natolińczycy w oczach radzieckich uchodzili za „zdrową siłę” polskiej partii. Uproszczeniem jednakże jest spotykane w literaturze utożsamianie frakcji rozliczeniowo-konserwatywnej z radziecką agenturą. Trochę ludzi dyspozycyjnych wobec ZSRR musiało być w obu frakcjach. Konserwatyści zyskali radzieckie poparcie, zresztą sami o nie zabiegali ze względu na zbieżność poglądów i interesów. W pięć lat później, kiedy Chruszczow wydał im się niedostatecznie ortodoksyjny i zbyt ostentacyjnie odżegnujący się od Stalina, część prominentnych natolińczyków zwróciła się ku maoizmowi.
„Puławianie”, nazwani tak od ul. Puławskiej w Warszawie, gdzie w dawnej kamienicy Wedla kilku z nich mieszkało, także wywodzili się z aktywu KPP. Opowiadali się za umiarkowaną demokratyzacją i pewną niezależnością od ZSRR. Sądzili, że wystarczy zdemokratyzować stosunki wewnątrz partii, wprowadzić wybieralność władz i ich odpowiedzialność przed członkami partii, aby zapobiec oligarchicznej lub personalnej dyktaturze. Podtrzymywali wprawdzie dogmat „dyktatury proletariatu”, czyli autorytarnych rządów monopartyjnych lub hegemonistycznych, ale myśleli o znacznym poszerzeniu swobody wypowiedzi, o instytucjonalnych gwarancjach prawnych przed samowolą policyjną, także o pewnych reformach gospodarczych, o samorządzie robotniczym, o elementach gospodarki rynkowej. Opowiadali się za większym otwarciem na świat oraz liberalną polityką kulturalną i naukową. Była to frakcja sympatyczniejsza, choć obciążona większą odpowiedzialnością za stalinizm, w jej szeregach nie brakło gorliwych wykonawców, a nawet animatorów polityki bierutowskiej. Wywodzili się z kręgów dawnego aktywu funkcyjnego KPP, było wśród nich sporo wychodźców z mieszczańskich i inteligenckich środowisk żydowskich. Narażeni byli na posądzenie, że „nawrócili się” na demokrację i niezależność nie bezinteresownie, lecz w obawie przed polityką rozliczeń, która szykowała im rolę kozła ofiarnego. Po części zapewne tak i było, jednakże dopatrywałbym się w tej ewolucji głównie motywów poważniejszych, mniej koniunkturalnych. Byli to ludzie na ogół ideowi, a jednocześnie kulturalniejsi, lepiej wykształceni i bardziej obyci ze światem od natolińczyków. Większość z nich szczerze doszła do przekonania, że stalinizm okazał się niszczący dla socjalizmu i nie wynikł jedynie z pomyłki lub niegodziwości jednostek czy grup przywódczych, lecz miał źródła systemowe.
Z grupą puławską sympatyzowało wielu działaczy PZPR młodszego pokolenia, inteligentów i studentów, a także dość licznie byli pepesowcy. Natolińczycy cieszyli się natomiast większym uznaniem w aparacie, wśród biurokracji z awansu społecznego, niechętnej jajogłowym i z plebejska nieufnej wobec „Żydów”. Puławianie śmielej niż natolińczycy odwoływali się do „postronnego” społeczeństwa, mieli więcej podstaw, żeby liczyć na pewien oddźwięk. Jednakże stanowczo i brutalnie spacyfikowali wystąpienia poznańskie. Stanowisko Edwarda Ochaba i Józefa Cyrankiewicza w tej sprawie niewiele tu różniło się od Konstantego Rokossowskiego i Zenona Nowaka. Reagowali tak nie tylko w poczuciu zagrożenia systemu, lecz także w obawie, że żywiołowe ruchy protestu, jeśli rozleją się szerzej, mogą przechylić szalę rywalizacji na rzecz frakcji jednoznacznie represyjnej, neostalinowskiej. W ocenie przyczyn i konsekwencji protestu byli bardziej wnikliwi, różnili się od natolińczyków. W reakcji bezpośredniej – nie bardzo.
W walkach obu tych frakcji stopniowo zarysowywała się i nabierała znaczenia specyficzna komponenta narodowościowa. Natolińczycy początkowo aluzyjnie, z czasem też otwarcie, sugerowali, że „nadreprezentacja” działaczy pochodzenia żydowskiego w bierutowskim establishmencie miała polityczne konsekwencje, zwiększała podatność na ekscesy stalinizmu. Dyskusje w sprawie politycznych konsekwencji narodowościowego składu aktywu partii w środowisku KPP miały długą historię. Pewna nadreprezentacja mniejszości narodowych w partiach lewicowych państwa wielonarodowego występowała powszechnie i miała racjonalne przyczyny. Wykorzystywała to prawica w walce z KPP, piętnując ją i usiłując kompromitować jako „żydokomunę”. Jedną z taktyk obronnych KPP stanowiła tzw. regulacja składu narodowościowego kadr, to znaczy kontrolowanie proporcji narodowościowych w komitetach i aparacie. Ta praktyka miała miejsce również w PPR i w pierwszej fazie działalności PZPR. Starano się nie eksponować działaczy pochodzenia żydowskiego, zresztą kulturowo i poczuciem narodowym całkowicie spolonizowanych, popierano spolszczanie nazwisk itp. Motywowano te zabiegi potrzebą neutralizacji uprzedzeń antysemickich. Nie były to motywacje bezpodstawne, choć zapewne przesadzone. Taktyce tej zarzucano, że zamiast otwartej walki z antysemickimi przesądami, ustępuje przed nimi i usiłuje je obejść. Mimo to zarówno w KPP, jak i w PPR (PZPR) kolejne kierownictwa partyjne akceptowały jej zasadność. Jeszcze wiosną 1954 r. bierutowskie kierownictwo, podobno za radą Nikity Chruszczowa, postanowiło „spolszczyć” obsadę kierowniczych stanowisk w aparacie KC i jednorazowo zastąpić kilku byłych KPP-owców, kierowników wydziałów, młodszymi i mniej doświadczonymi działaczami bez „pochodzeniowego” obciążenia. Z każdym odchodzącym funkcjonariuszem rozmawiał osobiście Jakub Berman i nie ukrywał rzeczywistych powodów dymisji. Dyskryminowani nie oponowali, w zrozumieniu dla „interesu partii”. Otóż w 1956 r. natolińczycy skłonni byli – być może także za radą swych radzieckich „przyjaciół” – tę „regulację” składu narodowościowego poprowadzić bardziej konsekwentnie. Zapewne w złudnej nadziei, że taka czystka polepszy opinię partii w społeczeństwie, a przy okazji stworzy pozory rozliczenia się z „winowajcami” stalinizmu. W tym momencie manipulacje kadrowe dyktowane taktyką przeradzały się w program rzeczywistej czystki etnicznej, ocierającej się o motywacje antysemickie. Tym razem puławianie stanowczo zaoponowali, zarówno ze względu na zasady, jak też z obawy przed pobudzeniem nastrojów antysemickich. W kryzysie 1956 r. te pseudoetniczne napięcia tliły się na drugim planie, ale miały stać się zarzewiem poważniejszego konfliktu w przyszłości.
Obie frakcje zabiegały o Gomułkę, on też rozmawiał z obiema. Początkowo natolińczycy byli bardziej aktywni w tych zabiegach, nie ciążyła na nich bezpośrednia odpowiedzialność za uwięzienie Gomułki, nie byli też organizatorami przewrotu w 1948 r., choć oczywiście przewrót ten poparli. Puławianie obawiali się Gomułki, podejrzewali go o chęć odwetu i dyktatorskie skłonności, początkowo zatem sondowali ostrożnie jego nastrój i zamiary.
Patrząc na ówczesną sytuację z dystansu czasowego, skłaniam się ku następującej interpretacji stanowiska Gomułki bezpośrednio przed październikiem 1956 r. Ostrożność w programowaniu zbyt radykalnych reform i brak przekonania do demokratycznych metod rządzenia zbliżały go do frakcji natolińskiej. Był realistą i nigdy nie zapomniał o tym, że PPR doszła do władzy jako partia mniejszości w warunkach zależności Polski od ZSRR. Znał i pamiętał zbliżone do prawdziwych wyniki referendum z czerwca 1946. Nie widział szans na utrzymanie władzy PZPR w warunkach politycznego pluralizmu. Nie był jednakże zwolennikiem rządów despotycznych i terrorystycznych, chciał przemoc maksymalnie ograniczać, ale bez eksperymentów wystawiających na szwank hegemonistyczną pozycję partii.
Z natolińczykami Gomułkę różniła zdecydowanie inna sprawa. Najważniejszym jego politycznym celem w tym czasie było uzyskanie autonomii wobec ZSRR w sprawach polityki wewnętrznej i modelu socjalizmu. W polityce międzynarodowej uważał za słuszne i konieczne iść razem, w generaliach ustrojowych także. W ZSRR widział gwaranta granic zachodnich Polski i nowego ustroju społecznego, z którym się utożsamiał. Kluczowe znaczenie miała dla niego niezależność polityki wewnętrznej, gotów był liczyć się z opinią radzieckiego kierownictwa, ale nie mógł zaakceptować dyktatu.
Ponadto Gomułka nie nadawał się na subalterna, miał władczy charakter i aspirował do funkcji I sekretarza, a natolińczycy nie mogli mu jej zaoferować, gdyż musieliby na to mieć zgodę KPZR. Kreml zaś w tym czasie nie dojrzał jeszcze do tego, aby niedawnego więźnia i kandydata na szubienicę dopuścić do przywództwa partii. Wszystko zatem, czego mógł Gomułka oczekiwać od natolińczyków – to premierostwo przy Aleksandrze Zawadzkim jako I sekretarzu.
Grupa puławska też nie od razu była gotowa zaakceptować przywództwo Gomułki, znaczna część jej stronników orientowała się na Edwarda Ochaba, ale rozczarowanie do kierownictwa KPZR i konflikt z nim powodowały, że ta właśnie grupa w końcu zdobyła się na otwarte nieposłuszeństwo wobec radzieckiego protektora. Te okoliczności zbliżyły Gomułkę do grupy puławskiej. Przymierze skrystalizowało się ostatecznie w pierwszej połowie października, w wyniku czego przeforsowano na Biurze Politycznym wysunięcie Gomułki na I sekretarza KC, a już przy jego udziale zaproponowano wybór nowego BP w składzie, w którym frakcja natolińska zachowałaby tylko jedno miejsce (Zawadzki), puławianie i ich sojusznicy sześć miejsc (Ochab, Cyrankiewicz, Rapacki, Morawski, Jędrychowski i Zambrowski), a grupa Gomułki – dwa miejsca (Gomułka i Loga-Sowiński). W proponowanym sekretariacie KC jedynie Gierek mógł być uważany za sympatyka natolińczyków i to chwiejnego. Swoistym wyzwaniem dla KPZR i dla Natolina było wyeliminowanie Rokossowskiego z proponowanego BP. Oczywiste było natomiast, że propozycja tak drastycznej zmiany kierownictwa partii zyska popularność w opinii publicznej, zwłaszcza w ośrodkach miejskich. Stąd też nie zachowano jej w tajemnicy, ale szeroko rozkolportowano, odwołując się w ten sposób do poparcia ulicy. Zrobiono to zręcznie, wysyłając 17 października, na dwa dni przed terminem zebrania się plenum KC, członkom KC pisemną informację o personalnych propozycjach BP. Tegoż dnia zaczęły o tym informować zachodnie radiostacje, a źródło przecieku było nie do wykrycia. Rozpoczęły się wiece, na których spontanicznie uchwalano rezolucje poparcia dla „nowego” kierownictwa.
W tej sytuacji dla kierownictwa KPZR, jak i dla frakcji natolińskiej propozycje zmiany składu BP i zwołanie plenum KC wydały się rodzajem zamachu stanu. Podjęto natychmiastową kontrakcję. Najpierw Chruszczow zażądał od Ochaba odroczenia plenum i wcześniejszych rozmów z KPZR. Gdy kierownictwo PZPR wyraziło gotowość do spotkania dopiero po plenum, delegacja radziecka przybyła bez zaproszenia o świcie 19 października, a jednocześnie dwie radzieckie dywizje pancerne, stacjonujące na zachodzie Polski, opuściły swe miejsca postoju i spiesznym marszem skierowały się ku Warszawie.
O akcji radzieckiej wiadomo dość dużo, znacznie mniej wiedziano wówczas i wiemy do dziś o poczynaniach proradzieckiej frakcji w PZPR. Krążyły paniczne wieści o przygotowywanych aresztowaniach, o listach proskrypcyjnych działaczy frakcji puławskiej i obozu reformatorskiego. Zarządzona została koncentracja odpowiednio dobranych oficerów garnizonu warszawskiego na Cytadeli, odbywały się podejrzane ruchy niektórych polskich jednostek wojskowych.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------