Prawda nadal niewygodna - ebook
Prawda nadal niewygodna - ebook
Książka jest kontynuacją dwóch poprzednich (Niewygodna prawda – Sonia Draga 2007 i Masz Wybór – Sonia Draga 2010), w których Al Gore prezentował fakty na temat zmian klimatycznych i uzmysławiał czytelnikowi, że tylko podejmując zdecydowane działania zdołamy zapobiec katastrofie klimatycznej. Narracja osnuta jest wokół 3 pytań: Czy musimy się zmienić? Czy potrafimy się zmienić? Czy się zmienimy?
Tekst dzieli się na dwie części. W pierwszej autor przedstawia dane związane z badaniami klimatycznymi, bogato ilustrowane zdjęciami i wykresami. Informacje podawane są przystępnym językiem. Ta część ilustrowana jest również wypowiedziami mieszkańców różnych części świata borykających się ze skutkami kryzysu klimatycznego, którzy dzięki swojemu zaangażowaniu zdołali odnieść zwycięstwo. Druga część jest praktycznym poradnikiem dla tych, którzy chcieliby mieć swój wkład w walkę ze zmianami klimatycznymi. Instruuje między innymi, jak mówić o konieczności zmian i podpowiada, jak przekonać do nich sceptyków.
Kategoria: | Nauki przyrodnicze |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8110-754-9 |
Rozmiar pliku: | 1 000 B |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Przez kilka ostatnich dziesięcioleci znaczną część swojego czasu poświęcałem na rozmowy z ekspertami na temat kryzysu klimatycznego oraz współpracę z autorami strategii środowiskowych i innowacyjnych technologii, próbując współtworzyć rozwiązania wspierające ludzkość stojącą wobec tego bezprecedensowego wyzwania, i nigdy nie byłem tak dobrej myśli jak dziś.
Na tym etapie walki o zażegnanie kryzysu klimatycznego pozostały już tylko trzy pytania:
Czy musimy się zmienić?
Czy potrafimy się zmienić?
Czy się zmienimy?
Na kolejnych stronach przedstawiam najlepsze dostępne dowody na to, że coraz powszechniejsze staje się przekonanie, iż odpowiedzią na pierwsze dwa z tych trzech pytań jest gromkie tak.
Nie mam też wątpliwości, że odpowiedź na trzecie pytanie – „Czy się zmienimy?” – także jest twierdząca, tyle że, inaczej niż w przypadku dwóch pierwszych pytań, wynika z przewidywań. Aby te przewidywania się sprawdziły, musimy niestrudzenie umacniać konsensus wokół podpisanego w grudniu 2015 roku porozumienia paryskiego, w którym dosłownie każdy kraj na Ziemi zgodził się włączyć w skoordynowane działania mające na celu zmniejszenie do zera emisji netto gazów cieplarnianych już w drugiej połowie tego stulecia.
Umacnianie konsensusu z kolei zależy od dalszego rozwoju oddolnych ruchów społecznych zachęcających polityków w każdym kraju do podjęcia jeszcze odważniejszych kroków niż te, które uzgodniono w Paryżu. Na szczęście te oddolne ruchy społeczne już dynamicznie się rozwijają i aktywizują nie tylko działaczy na rzecz społeczeństwa obywatelskiego, ale też liderów biznesu, inwestorów oraz burmistrzów i innych obieralnych urzędników. Wszyscy oni powoli dostrzegają, że stawka jest wyższa niż kiedykolwiek wcześniej. Coraz więcej ludzi zaczyna rozumieć, że naprawdę musimy się zmienić, ruch na rzecz zmiany zaczyna więc nabierać impetu.
Wszystkie trzy pytania, które postawiliśmy na początku, się ze sobą wiążą. Aby przyśpieszyć trwającą już historyczną transformację światowej cywilizacji, przede wszystkim musimy stawić czoła zagrożeniom wynikającym z narastającej zależności od paliw kopalnych oraz nieuwzględniania równowagi ekologicznej w naszej polityce transportowej, rolnej, leśnej i morskiej. Musimy też zrozumieć, jak groźna jest nasza skłonność do krótkoterminowego myślenia, bo właśnie ono wielu z nas przesłania olbrzymie rozmiary szkód, jakie powodujemy. Aby zmobilizować ludzi do śmiałych działań, musimy ich przekonać, że jeśli się zaangażują, to odniosą sukces.
Młoda kobieta wznosi tulipana w symbolicznym geście podczas demonstracji na rzecz przeciwdziałania zmianom klimatycznym.
Paryż, Francja,
12 grudnia 2015 r.
Nigdy nie byłem tak dobrej myśli jak dziś.
Wody roztopowe spływające z czapy lodowca.
Ziemia Północno-Wschodnia,
Norwegia, 7 sierpnia 2014 r.
Trzeba działać, żeby zapobiec katastrofalnym szkodom.
Zacznijmy więc od pierwszego pytania: czy musimy się zmienić?
Łatwo poniekąd zrozumieć jeden z głównych powodów, dla których ludzkość potrzebowała tak wiele czasu, żeby pojąć, że jej zachowania są autodestrukcyjne. Dzięki wykorzystaniu paliw kopalnych zyskaliśmy przecież naprawdę wiele: poprawiła się nasza stopa życiowa, wzrosła długość życia, ubóstwo jest mniejsze niż kiedykolwiek wcześniej i mamy do dyspozycji wszystkie udogodnienia globalnej cywilizacji wynalezione przez ostatnie 150 lat.
Co więcej, ponieważ z paliw kopalnych czerpiemy wciąż ponad 80 procent energii napędzającej naszą cywilizację, zniechęca nas perspektywa gwałtownego przestawienia się na odnawialne źródła energii oraz szybkiego przechodzenia na coraz wyższe poziomy wydajności we wszystkich obszarach ludzkiego działania.
Niemniej niepodważalne i coraz liczniejsze informacje na temat szkodliwości niektórych naszych zachowań nie mogą być już ignorowane przez nikogo, kto się w życiu kieruje rozsądkiem. Powszechna staje się dziś świadomość, że autorzy recenzowanych prac naukowych niemal jednogłośnie twierdzą, że kryzys klimatyczny zagraża naszej przyszłości, że przyczyną tego kryzysu jest w znacznym stopniu działalność człowieka i że trzeba natychmiast podjąć działania, żeby zapobiec katastrofalnym szkodom, które już zaczęła ona powodować.
Co więcej, sama matka natura niemal codziennie przypomina nam o narastających skutkach kryzysu klimatycznego poprzez gwałtowne zjawiska pogodowe. Co wieczór w wiadomościach telewizyjnych oglądamy sceny jakby żywcem wzięte z Apokalipsy św. Jana.
Zanim jednak przejdziemy do przykładów szkód powodowanych przez nas samych, przypomnijmy sobie, jak ważne jest, żeby się chronić przed poczuciem bezradności, fałszuje ono bowiem obraz rzeczywistości i może paraliżować wolę potrzebną do walki o wyrwanie nas z obecnego kryzysu. Nie zapominajmy, że dobre wiadomości o dostępnych technologiach i możliwych rozwiązaniach są potężnym antidotum na negatywne uczucia, które mogą się w nas budzić na wieść o szkodach, jakie wyrządzamy ludzkości swoim zachowaniem.
Co wieczór w wiadomościach telewizyjnych oglądamy sceny jakby żywcem wzięte z Apokalipsy św. Jana.
Wciąż nowe rekordy ciepła padają na każdym kontynencie, nawet na Antarktydzie, gdzie w 2015 roku naukowcy odnotowali 17,5ºC. Prawa fizyki sprawiają, że wskutek globalnego ocieplenia temperatury nocne wzrastają nawet szybciej niż dzienne, a fale upałów stają się coraz powszechniejsze.
Przewiduje się, że na całym świecie temperatury powietrza będą stopniowo wzrastać. Przyczyną globalnego ocieplenia jest akumulacja zanieczyszczeń wydalanych przez człowieka do atmosfery, która jest cienką skorupą powietrzną otaczającą naszą planetę. W 2016 roku łączna ilość zanieczyszczeń gazowych po raz pierwszy w historii przekroczyła 400 cząsteczek na milion (wzrosła o 43 procent w stosunku do czasów przedindustrialnych).
Połączenie wyższych temperatur wód oceanicznych i ich rosnącego zakwaszenia (około jednej trzeciej CO² wydalanego przez nas do atmosfery trafia do oceanu, przez co jego kwaśność wzrosła o 30 procent) prowadzi do śmierci raf koralowych na całym świecie. Zakłóca również proces, w którym polipy koralowców wraz z innymi skorupiakami morskimi przechwytują węglan wapnia i zamieniają go w twarde struktury, dzięki którym mogą przetrwać.
Wyższe temperatury oceanów powodują też masową migrację ryb, których populacja jest też uszczuplana przez zbyt intensywne połowy, zanieczyszczenie obszarów przybrzeżnych oraz ostry spadek ilości tlenu we wciąż rosnącej liczbie tak zwanych martwych stref oceanicznych. Spadek liczby ryb jest szczególnie groźny w tropikach i subtropikach ze względu na dużą zależność mieszkańców tych regionów od gospodarki morskiej.
21. dzień po przejściu huraganu Katrina.
Plaquemines Parish, Luizjana,
19 września 2005 r.
Wskutek kryzysu klimatycznego na całym świecie częściej występują gwałtowne ulewy, zmieniła się też dystrybucja geograficzna i okresowość opadów deszczu. Ponieważ został zaburzony cykl hydrologiczny, na niektórych obszarach notujemy zwiększone, na innych zaś znacznie mniejsze opady. Chociaż podczas gwałtownych burz opady są o wiele większe niż dawniej, to w wielu regionach wydłuża się okres między opadami, a podczas tych przerw wysokie temperatury eliminują więcej wilgoci z pierwszych kilku centymetrów gleby, przez co susze są dotkliwsze i dłuższe.
Susze i podwyższone temperatury doprowadziły do dramatycznego wzrostu liczby pożarów oraz wydłużenia sezonu pożarowego (na przykład w zachodniej części Stanów Zjednoczonych trwa on obecnie aż 105 dni). Strażacy muszą teraz stawić czoła nowemu zjawisku, które nazywają megapożarami. To duże i szczególnie gwałtowne pożary w lasach borealnych na północy Alaski, Kanady i Syberii. Wysokie temperatury przyczyniły się też do większego niż zwykle niszczenia lasów przez bielojady i korniki, które dzięki łagodniejszym zimom przeżywają w większej liczbie, a w ciągu dłuższego lata częściej się reprodukują. Gdy atakują osłabione suszą drzewa, niszczą gigantyczne połacie terenów leśnych, zamieniając je w pożywkę dla jeszcze większych pożarów.
Strażacy podczas pożaru Rim Fire.
Park Narodowy Yosemite, Kalifornia, 25 sierpnia 2013 r.
Strażacy muszą teraz stawić czoła nowemu zjawisku, które nazywają megapożarami.
Rozkład opadów w poszczególnych porach roku stał się bardziej zmienny i mniej przewidywalny, co ma negatywne konsekwencje dla rolników produkujących głównie na własne potrzeby, których plony w znacznej części zależą od naturalnego nawodnienia. Zwłaszcza w tropikach i subtropikach rolnicy narzekają, że nie mogą już polegać na odwiecznym podziale na porę deszczową i porę suchą, dzięki któremu pokolenia ich przodków wiedziały, kiedy sadzić, a kiedy zbierać plony.
Ponieważ ulewne deszcze niszczą górną warstwę gleby – spływająca woda wypłukuje duże ilości ziemi – leżące poniżej warstwy wodonośne nie są uzupełniane tak skutecznie jak podczas bardziej regularnych i delikatniejszych opadów. Ponadto wyższe temperatury zwiększają zapotrzebowanie na wodę – u roślin i zwierząt, w rolnictwie i przemyśle energetycznym oraz u człowieka – więc rosnące populacje w wielu regionach zaczęły intensywniej korzystać z warstw wodonośnych i zużywają je szybciej, niż są one uzupełniane.
Wzrastające temperatury przyśpieszają też topnienie i łamanie się czap lodowych na lodowcach górskich i, co ważniejsze, na Grenlandii i Antarktydzie. Rezultatem jest szybszy wzrost poziomu morza, a to grozi zalaniem niżej położonych terenów, na których żyją setki milionów ludzi.
Kryzys klimatyczny zagraża także zasobom żywności. Wyższe temperatury przyczyniły się już do zmniejszenia plonów kukurydzy, pszenicy, ryżu i innych podstawowych upraw.
Również choroby trapiące ludzi stają się groźniejsze z powodu kryzysu klimatycznego. Tak zwane wektory przenoszące choroby zakaźne, takie jak komary, kleszcze, węże, algi i inne, zwiększają swój zasięg w cieplejszym i wilgotniejszym klimacie. Skraca się okres inkubacji między innymi wirusów Zika, dengi i Zachodniego Nilu.
Klimat od zawsze regulował relacje między ludźmi a mikrobami. Niektórzy historycy sugerują nawet, że na większych szerokościach geograficznych cywilizacje się rozwijały lepiej, ponieważ były stosunkowo wolne od drobnoustrojów chorobotwórczych, które częściej występują na mniejszych szerokościach geograficznych w tropikach i subtropikach. Jak stwierdził Andrew Dobson z Uniwersytetu Princeton, „zmiana klimatu zaburza naturalne ekosystemy w taki sposób, że lepiej się żyje roznosicielom chorób zakaźnych”.
Alarmującym przykładem tego nowego zagrożenia ze strony chorób tropikalnych jest niedawny atak zmutowanego wirusa Zika, który powoduje małogłowie i inne poważne defekty mózgu. Zika to też pierwszy rozprzestrzeniany przez komary wirus, o którym wiadomo, że jest także przenoszony przez człowieka drogą płciową. W rozprzestrzenianiu się chorób tropikalnych dużą rolę odegrały podróże lotnicze, ale to zmieniające się warunki klimatyczne dały im szansę się rozwinąć w regionach, gdzie nigdy wcześniej nie występowały.
Z tych wszystkich i wielu jeszcze innych powodów odpowiedź na pytanie, czy musimy się zmienić, jest oczywista: tak! Niektórzy naukowcy ostrzegają nawet, że jeśli się nie zmienimy, to przyszłość naszej cywilizacji będzie poważnie zagrożona.
Są też jednak dobre wiadomości. Odpowiedź na pytanie o to, czy możemy się zmienić, także jest jednoznacznie twierdząca. Przez ostatnie 10 lat koszt czystej, odnawialnej energii słonecznej i wiatrowej spadł tak szybko, że w wielu regionach świata produkowana z niej elektryczność już jest tańsza od tej wytwarzanej podczas spalania paliw kopalnych – i jej cena nadal się zmniejsza.
W niektórych dziedzinach, żeby wspomnieć choćby podzespoły komputerowe, telewizory z płaskim ekranem czy telefony komórkowe, wzrost wydatków na badania i rozwój przynosi niemal cudowne zmiany. Nie tylko koszty technologii spadają znacznie szybciej, niż ktokolwiek oczekiwał, lecz także jakość produktów staje się coraz wyższa.
Weźmy za przykład to, co się stało z telefonami komórkowymi. W 1980 roku koncern AT&T zainteresował się technologią, która doprowadziła do powstania pierwszych, wielkich i nieporęcznych telefonów komórkowych, i zlecił firmie McKinsey, jednej z wiodących pracowni badania rynku, przygotowanie prognozy ich sprzedaży do 2000 roku. Telekomunikacyjny gigant z ekscytacją przyjął wiadomość, że do tego czasu najprawdopodobniej sięgnie ona 900 tysięcy sztuk. Gdy nadszedł rok 1999, przemysł telefoniczny istotnie sprzedał 900 tysięcy sztuk telefonów komórkowych, ale w pierwszych trzech dniach stycznia! Do końca grudnia sprzedano 109 milionów sztuk, a więc 120 razy więcej, niż prognozowała firma McKinsey.
Dym z kominów fabrycznych w prefekturze Chiba, jednym z ośrodków japońskiego przemysłu.
Soga, Japonia, 14 lutego 2008 r.
Odpowiedź na pytanie, czy musimy się zmienić, jest oczywista: tak!
Koszt produkcji telefonów spadł szybciej, niż ktokolwiek się spodziewał, chociaż ich jakość znacznie wzrosła i oferują one o wiele więcej możliwości przy wyraźnie mniejszym rozmiarze. Okazało się też, że zyskały one ogromną popularność w krajach rozwijających się, gdzie nigdy nie istniały naziemne linie telefoniczne: użytkownicy w tych regionach świata zwyczajnie przeskoczyli technologię, która jeszcze dominowała w bogatszych krajach.
Są też jednak dobre wiadomości. Odpowiedź na pytanie o to, czy możemy się zmienić, także jest jednoznacznie twierdząca.
Ta japońska elektrownia solarna zasili około 22 tysięcy domów.
Kagoshima, Japonia,
13 sierpnia 2015 r.
To samo się dzieje z energią odnawialną, zwłaszcza słoneczną. Panele instaluje się na słomianych chatach w Afryce i Azji Południowej oraz na dachach domów w całym świecie.
Duże farmy solarne produkują jeszcze tańszą elektryczność. Niektóre z nowych kontraktów na 2016 rok dostarczają ją za cenę nawet o połowę niższą od najtańszej generowanej w procesie spalania węgla czy gazu ziemnego – i koszt jej wytwarzania nadal spada.
Widzimy więc, że przewidywania sprzed 15 lat na temat rozwoju energii solarnej i wiatrowej były tak samo błędne jak pierwsze prognozy sprzedaży telefonów komórkowych.
Z danych za 2016 rok wynika, że 70 procent nowo produkowanej energii elektrycznej pochodzi z instalacji słonecznych i wiatrowych, a tylko niespełna 2 promile ze spalania węgla. Coraz liczniejsze są obszary, na których elektryczność wytwarzana z energii słonecznej skutecznie konkuruje z tą generowaną przez najwydajniejsze turbiny gazowe.
To nie wszystkie dobre wiadomości. Koszty akumulatorów także gwałtownie spadają, co jest szczególnie ważne, ponieważ tańsze i wydajniejsze baterie mogą rozwiązać tak zwany problem nieciągłości odnawialnych źródeł energii, który polega na tym, że nie korzystamy z nich, gdy nie świeci słońce albo wieje zbyt słaby wiatr. Noah Smith, publicysta „Bloomberg View”, ujął to następująco: „Akumulatory magazynujące energię słoneczną dadzą początek wielkiej przemianie naszej cywilizacji”.
Przyjazne dla środowiska samochody elektryczne także zaczynają się przebijać w branży transportowej. Ich udział procentowy wśród wszystkich pojazdów na drogach nadal jest jeszcze niewielki, ale popyt rośnie gwałtownie i rynek wymusi na wszystkich najważniejszych graczach przemysłu motoryzacyjnego, by w nadchodzącym roku wprowadzili na rynek modele w przystępniejszych niż dotychczas cenach. Tesla, wiodący na rynku amerykańskim producent samochodów elektrycznych, właśnie wyprzedził koncerny General Motors i Ford, stając się najwyżej notowanym przedsiębiorstwem w branży samochodowej. Już dzisiaj właściciele domów z panelami fotowoltaicznymi korzystający z samochodów elektrycznych płacą mniej niż ćwierć dolara za pokonanie odległości, której przejechanie autem z silnikiem benzynowym wymagałaby litra benzyny. Przewiduje się, że najpóźniej za 10 lat w głównych miastach autobusy elektryczne całkowicie zastąpią te z silnikiem Diesla.
Ale to nie wszystko. Dzięki nowym narzędziom cyfrowym, w tym szybko rozwijającemu się internetowi rzeczy, osoby kierujące przemysłem i handlem mogą znacznie skuteczniej zarządzać wykorzystaniem energii i surowców naturalnych. Tysiące nowych technologii zdobywa uznanie na całym świecie. Oświetlenie LED zastępuje tradycyjne żarówki i kompaktowe świetlówki w tak szybkim tempie, że niektórzy mówią już o najszybszej transformacji technologicznej w historii światowego przemysłu.
Dym z kominów elektrowni węglowej.
Portugalia.
Przemysł paliw kopalnych prowadzi z góry przegraną walkę o powstrzymanie rewolucyjnych zmian, próbując przekonać ludzi, że rewolucja energii odnawialnej to błaha i bezsensowna moda.
Rosnąca popularność odnawialnych źródeł energii oraz doskonalenie sposobów jej magazynowania, pojazdy z silnikiem elektrycznym, oświetlenie LED i tysiące innych superwydajnych technologii doprowadziły nas do etapu nazywanego przez niektórych rewolucją rozwoju zrównoważonego. Łączy ona rozmach rewolucji przemysłowej z tempem rewolucji cyfrowej.
Przemysł paliw kopalnych prowadzi z góry przegraną walkę o powstrzymanie tych rewolucyjnych zmian, próbując przekonać ludzi, że kryzys klimatyczny to wymysł. Te działania przez niektórych nazywane są nową formą zaprzeczania rzeczywistości, jak bowiem inaczej nazwać twierdzenia, że rewolucja energii odnawialnej to tylko błaha i bezsensowna moda? Zapewnienia, że kryzys klimatyczny został zmyślony, a korzystanie z energii słonecznej i wiatrowej nie jest jego rozwiązaniem, przywodzą mi na myśl słynną scenę z filmu braci Marx Kacza zupa, w której Chico pyta: „Zamierzasz wierzyć mnie czy swoim własnym oczom?”.
Inwestorzy na całym świecie ignorują argumenty wysuwane przez przedstawicieli przemysłu wydobywczego i przesuwają środki z paliw kopalnych na energię odnawialną, finansując dochodowe technologie rewolucji rozwoju zrównoważonego. Wraz z rozwojem przemysłu energii odnawialnej następuje spadek kapitalizacji przemysłu węglowego na rynku światowym – o ponad 90 procent przez ostatnie siedem lat.
Gdy Międzynarodowa Agencja Energetyczna wydała ostrzeżenie, że nie możemy spalić dwóch trzecich rezerw ropy naftowej i gazu, jeśli nie chcemy zniszczyć naszej cywilizacji, inwestorzy zaczęli sobie uświadamiać, że grozi im taka sama katastrofa finansowa jak w latach 2007–2008, gdy kredyty hipoteczne typu subprime, czyli o niskim prawdopodobieństwie spłaty, stały się praktycznie bezwartościowe. Obecnie „aktywa wysokiego ryzyka” w przemyśle paliw kopalnych stanowią poważne zagrożenie dla stabilności gospodarki światowej, dlatego bardziej zapobiegliwi inwestorzy szybko się z tego przemysłu wycofują, żeby zminimalizować ewentualne straty.
Pracownicy przechodzą obok kolektorów słonecznych w elektrowni Charanka.
Gudźarat, Indie,
14 kwietnia 2012 r.
Rewolucja rozwoju zrównoważonego łączy rozmach rewolucji przemysłowej z tempem rewolucji cyfrowej.
Trzeba też zauważyć, że stężenie czynników zanieczyszczających atmosferę podczas spalania węgla i innych paliw kopalnych – oprócz dwutlenku węgla są to pyły i dwutlenek siarki – przekroczyło dopuszczalne poziomy w wielu miastach świata. Problem ten dotyczy zwłaszcza Chin i Indii, gdzie mieszkańcy desperacko próbują zmniejszyć zanieczyszczenie. Na niektórych obszarach problemy zdrowotne związane z zanieczyszczeniem powietrza wywołują niepokoje społeczne, ponieważ ludzie zaczynają rozumieć niebezpieczeństwo, które im grozi.
Nie ma więc wątpliwości, że odpowiedź na pytanie, czy potrafimy się zmienić, jest twierdząca. To jednak prowadzi nas do trzeciego pytania: czy się zmienimy?
Rozmowa z działaczami podczas People’s Climate March.
Nowy Jork,
21 września 2014 r.
W trakcie moich podróży po całym świecie ciągle spotykam ludzi pragnących się zaangażować w tę walkę o przyszłość. Dzięki nim nie tracę nadziei.
Jestem przekonany, że także i na to pytanie trzeba odpowiedzieć: tak. Globalne porozumienie osiągnięte w Paryżu pod koniec 2015 roku daje nadzieję nie tylko ze względu na zaangażowanie rządów państw całego świata, lecz także dlatego, że stanowi wyraźny sygnał dla inwestorów oraz decydentów w biznesie i instytucjach, iż świat jest gotów ruszyć z impetem ku przyszłości z energią odnawialną i rozwojem zrównoważonym. Ta transformacja już się zaczęła i nabiera tempa. W ramach porozumienia kończącego konferencję klimatyczną w Paryżu rządy państw uczestniczących postanowiły co pięć lat deklarować swój wkład w działania na rzecz redukcji emisji, tak by można było wyznaczać ambitniejsze cele, gdy nowe technologie stanieją, a protesty przeciwko zanieczyszczaniu atmosfery przybiorą na sile.
Rządy wielu prowincji i regionów oraz samorządy lokalne na całym świecie już działają szybciej niż władze krajowe. Coraz więcej miast w Stanach Zjednoczonych całe zapotrzebowanie na energię elektryczną pokrywa ze źródeł odnawialnych. Podobny postęp dokonuje się w wielu regionach świata.
Choć jestem niemal pewien, że na pytanie, czy się zmienimy, należy odpowiedzieć twierdząco, to jednak nie potrafię określić, czy zmiana nastąpi dostatecznie szybko, żeby uniknąć katastrofalnych zniszczeń, które nam grożą. Ale jest dla mnie oczywiste, że zdołamy tego dokonać, jeśli przyśpieszymy tempo transformacji.
Dlatego ostatnia część tej książki to poradnik dla tych, którzy chcą się przyczynić do rozwiązania największego problemu, przed jakim przyszło stanąć naszej cywilizacji.
Ponieważ rządy wielu krajów, zwłaszcza rząd Stanów Zjednoczonych w 2017 roku, nadal są pod wpływem lobby przemysłu paliw kopalnych, aktywiści domagający się jak najszybszego wprowadzenia zmian są bodaj najważniejszym ruchem społecznym w historii świata.
W trakcie moich podróży po całym świecie, także w związku z pracą nad filmem An Inconvenient Sequel: Truth to Power, ciągle spotykam ludzi pragnących się zaangażować w tę walkę o przyszłość naszej cywilizacji. Dzięki nim nie tracę nadziei.
Jeśli chcesz uczestniczyć w tej historycznej zmianie, na kartach tej książki znajdziesz nie tylko szczegółowy opis kryzysu klimatycznego i sposobów jego zażegnania, lecz także listę działań, które możesz podjąć, żeby świat naprawdę się zmienił, i to zanim będzie za późno.
Mieszkańcy Wyspy Wielkanocnej, którzy wyrzeźbili te kamienne posągi, omal nie wyginęli wskutek wyczerpania zasobów naturalnych na swoim terenie.
Wyspa Wielkanocna,
Chile, styczeń 1988 r.
Jeśli nam się nie uda, następne pokolenia będą miały prawo zapytać:
Co sobie wyobrażaliście? Nie docierało do was, co mówili naukowcy? Nie słyszeliście, jak matka natura do was krzyczała?PRAWDA PROSTO W OCZY
Wielu ludzi chce wiedzieć, co się dzieje, jaka jest tego przyczyna i jak możemy naprawić sytuację. 10 lat temu zainicjowałem program szkoleniowy pod nazwą „Climate Reality Project” skierowany do każdego, kto chciał się dowiedzieć, jak rozmawiać o zagrożeniu, oraz poznać sposoby zażegnania grożącego nam kryzysu klimatycznego. Na kolejnych kartach zamieściłem fragmenty tego programu.
Ziemia z widocznym na pierwszym planie fragmentem krajobrazu księżycowego.
Misja Apollo 8,
24 grudnia 1968 r.
Zawsze zaczynam szkolenie od pokazania Wschodu Ziemi. Na tym zdjęciu człowiek pierwszy raz zobaczył Ziemię sfotografowaną z kosmosu. Miało ono wielki wpływ na naszą świadomość. Wtedy człowiek po raz pierwszy opuścił orbitę okołoziemską i przemieścił się w przestrzeni kosmicznej na tyle daleko, żeby sfotografować całą naszą planetę zawieszoną w nicości.
Atmosfera ziemska widziana z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej.
Czerwiec 2014 r.
Perspektywa, z której oglądamy Ziemię na co dzień, może mylić. Patrząc w niebo, widzimy atmosferę jako ogromne, nieograniczone przestworza. Ale naukowcy od dawna wiedzą to, co widać na tym zdjęciu zrobionym z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej: to, co postrzegamy jako niebo, jest bardzo cienką wstęgą otaczającą naszą planetę. To dlatego atmosfera ziemska jest tak podatna na ludzkie działania.
Gdyby się dało pojechać samochodem prosto do góry z prędkością, jaką rozwijamy na autostradzie, atmosferę ziemską opuścilibyśmy w niecałą godzinę.
Do tej niewielkiej przestrzeni my wszyscy co dzień emitujemy 110 milionów ton zanieczyszczeń.
Nie potrafimy ocenić rozmiarów powodowanych przez nas szkód, ponieważ założyliśmy, że możemy używać atmosfery jak wielkiego ścieku.
Najprostszy naukowy opis procesu globalnego ocieplenia jest jasny i zwięzły, ważne jednak, żeby go dobrze zrozumieć.
Energia słoneczna wchodzi do atmosfery ziemskiej jako światło. Długość jego fali jest niewielka, promienie przecinają więc atmosferę i ogrzewają naszą planetę. Potem energia cieplna wraca do przestrzeni kosmicznej w postaci promieniowania podczerwonego, które ma większą długość fali. Część tego promieniowania jest zatrzymywana przez naturalną warstwę gazów cieplarnianych, która przez długi czas miała akurat taką grubość, żeby wspierać życie na Ziemi – dzięki niej temperatura na naszej planecie utrzymuje się w komfortowym zakresie: nie jest ani za wysoka jak na Wenus, ani za niska jak na Marsie.
Główną przyczyną tego, że naturalna warstwa gazów cieplarnianych Ziemi się zmienia, jest spalanie paliw kopalnych.
Z powodu zanieczyszczenia ta warstwa staje się grubsza, przez co zatrzymuje większą część promieniowania podczerwonego, bardziej znanego jako promieniowanie termiczne, ciepło.
W 2006 roku, gdy się ukazała Niewygodna prawda, stężenie CO² w atmosferze wynosiło 382 cząsteczki na milion (ppm) i było wyższe o 280 ppm niż w czasach przedindustrialnych.
W marcu 2017 roku stężenie sięgnęło rekordowego poziomu 409,5 ppm.
Wielu naukowców uważa, że bezpieczny dla ludzkości jest poziom 350 ppm.
STĘŻENIE DWUTLENKU WĘGLA MIERZONE W OBSERWATORIUM MAUNA LOA NA HAWAJACH.
ŹRÓDŁO: SCRIPPS INSTITUTION OF OCEANOGRAPHY
ANALIZA Na czym naukowcy opierają swoje stwierdzenia?
ZMIENIA SIĘ NIE TYLKO KLIMAT, lecz także wiatry i prądy oceaniczne oraz dystrybucja flory i fauny. To dlatego Agencja Ochrony Środowiska USA (EPA) wskazała 37 oznak zmiany klimatu na ziemi i w wodzie, w tym temperaturę przygruntową, wielkość obszarów zimowania ptaków oraz zalewanie terenów nadmorskich. Razem wzięte wszystkie te dane składają się na kompletny obraz zmian klimatu oraz wpływu, jaki wywierają na ziemskie ekosystemy. Skąd jednak się biorą te dane? Jakich instrumentów używa się do pomiarów? Krótko mówiąc, skąd naprawdę wiemy, co się dzieje z klimatem teraz i co się z nim działo przed laty?
Odpowiedź na te pytania zacznę od rdzeni lodowych. Te długie cylindry lodu są odwiercane z lodowców i czap lodowych pokrywających Grenlandię i Antarktydę. Ich najniższe warstwy tworzyły się tysiące lat temu. Najstarsze wydobyte w rdzeniach lodowych próbki liczą 800 tysięcy lat. Działające w Stanach Zjednoczonych Krajowe Laboratorium Rdzeni Lodowych przechowuje 17 tysięcy metrów pobieranego na całym świecie lodu, który pomaga poznać historię klimatu na naszej planecie. W warstwach lodu znajdują się małe bańki powietrza uwięzione przez spadający śnieg. Mierząc różne izotopy tlenu zawartego w tych bańkach, naukowcy potrafią odtworzyć nie tylko zawartość dwutlenku węgla w ówczesnej atmosferze, lecz także temperaturę powietrza w chwili uwięzienia tych baniek pod śniegiem.
Rdzenie lodowe pozwalają naukowcom zrekonstruować klimat przeszłych tysiącleci. Zaawansowany sprzęt i metody badawcze służą też do lepszego zrozumienia obecnych cech klimatu i przewidywania przyszłych. NASA dysponuje flotą satelitów ziemskich, które zbierają kompleksowe informacje o klimacie. Na przykład misje w ramach GRACE (Gravity Recovery and Climate Experiment) z niesłychaną dokładnością zarejestrowały stopniowe cofanie się lądolodów, a misje Jason-3, OTSM/Jason-2 i Jason-1 umożliwiły monitorowanie poziomu wód oceanicznych, który się podniósł o 7,62 centymetra od 1992 roku. O sondzie kosmicznej DSCOVR szczegółowo piszę na stronie 164. National Oceanic and Atmospheric Administration (Amerykańska Narodowa Służba Oceaniczna i Meteorologiczna) dysponuje wysokiej klasy sprzętem do zbierania danych, między innymi podwodnymi dronami, bojami oraz statkami badawczymi, który pozwala na monitorowanie poziomów węgla oraz temperatury w oceanach, a następnie analizowanie ich wpływu na zmiany klimatyczne. Naukowcy korzystają także z balonów meteorologicznych, ze statków badawczych i z radarów, a każdy z tych instrumentów pomiarowych dostarcza unikatowe rodzaje danych, które łącznie tworzą obraz naszego klimatu w dowolnie wybranym momencie.
Naukowcy wykorzystują rdzenie lodowe do badania poziomu dwutlenku węgla i innych gazów w powietrzu uwięzionym pod lodem. Morze Rossa, 16 listopada 2011 r.PROFIL Katharine Hayhoe
Dyrektorka Centrum Badań Klimatycznych Texas Tech University
LUBBOCK, TEKSAS
DOPIERO PO SZEŚCIU MIESIĄCACH MAŁŻEŃSTWA Katharine Hayhoe odkryła, że jej mąż nie uważa zmian klimatycznych za potwierdzony naukowo fakt.
„Nie miałam pojęcia, że istnieją ludzie, którzy kwestionują naukę” – powiedziała Hayhoe, która obecnie jest współdyrektorką Centrum Badań Klimatycznych Texas Tech University.
To odkrycie sprawiło, że młodzi małżonkowie rozpoczęli wyczerpującą dyskusję, która miała trwać długie lata. Z perspektywy czasu można to uznać za ironię, ponieważ Hayhoe była wtedy wschodzącą gwiazdą w dziedzinie modelowania klimatu i pracowała na Uniwersytecie Illinois w Urbanie i Champaign pod kierunkiem słynnego badacza Donalda Wuebblesa, zajmując się powstającymi dopiero metodami przekładania globalnych zmian klimatycznych na mniejszą, lokalną skalę, czyli tak zwanym downscalingiem.
Statystyczny downscaling łączy historyczne dane pogodowe z modelami komputerowymi, żeby przewidzieć, jak zmiany klimatu wpłyną na określony region geograficzny. Ta metoda naukowa pozwala obrazować wpływ klimatu na daną społeczność, przez co Hayhoe zaczęła wykonywać swoją pracę z wielkim zaangażowaniem.
„Gdy się odkryje, że pacjent cierpi na nową, bardzo poważną chorobę, nie można tak po prostu napisać o tym artykułu naukowego – powiedziała. – Próbuje się mu pomóc. Nie można po prostu stwierdzić, że to nie jest nasza sprawa”.
Hayhoe wykorzystała swoje modele komputerowe, żeby przewidzieć wpływ zmian klimatycznych na miasta Waszyngton, Chicago i Boulder w stanie Kolorado. Pracowała też dla Departamentu Obrony i United States Fish and Wildlife Service (Służba Połowu i Dzikiej Przyrody Stanów Zjednoczonych). Jej rekomendacje mają cały szereg zastosowań w różnych dziedzinach, od zagadnień planowania przestrzennego miast i osiedli w zakresie przebiegu kanałów burzowych po szacowanie wpływu sztormów i suszy na infrastrukturę rolną.
Ale kariera naukowca i współpraca z władzami lokalnymi nie wystarczają pani Hayhoe, która znajduje też czas na rozmowy z osobami negującymi zmiany klimatyczne, często na ich terenie. Podczas tych dyskusji, nieraz prowadzonych ad hoc, Katharine Hayhoe pozostaje niewzruszona i nigdy nie traci okazji, żeby szukać porozumienia z oponentami.
Po latach Katharine Hayhoe przekonała wreszcie swojego męża, który obecnie wykłada językoznawstwo na Texas Tech University i jest pastorem niewielkiego kościoła. Wspólnie napisali książkę pod tytułem A Climate for Change: Global Warming Facts for Faith-Based Decisions (Klimat zmian. Fakty na temat globalnego ocieplenia pomocne w naszych codziennych decyzjach).
„Mieliśmy nie byle jaką motywację, żeby ostatecznie się w tej kwestii porozumieć – stwierdziła półżartem Katharine Hayhoe. – Byliśmy małżeństwem i chcieliśmy nim pozostać”.