- W empik go
Prawdziwa wojna - ebook
Prawdziwa wojna - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 185 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
NAPISAŁ Edward Słoński,
ILUSTROWAŁ BOGDAN NOWAKOWSKI
Drukiem Piotra Laskauera
Marjensztad 8
Izie Korsakównie poświęcam
1
Na starym zegarze w jadalnym pokoju biła dziewiąta, kiedy Komuś zasypiał. Była szara wieczorna godzina, która nie jest jeszcze nocą, ale ma już w sobie ciszę i mrok. Zwykle o takiej godzinie na krawędziach łóżeczek małych dzieci siadają białe anioły snu i wszystkie stare, jak świat, bajki wychodzą z kątów pokoju.
– Ja jestem o królewnie zaklętej… – szepcze jedna.
– Ja o Kopciuszku… – mówi druga.
– A ja o Czerwonym Kapturku. Moto dzieci słuchają tych szeptów i zasypiają słodko. Wiedzą, że królewna zaklęta obudzi się i że Kopciuszek będzie królową, – i że Czerwonemu Kapturkowi nie stanie się nic złego.
I mala Lili młodsza siostra Komusia dnia tego spala już dawno, kiedy na starym zegarze w jadalnym pokoju bila dziewiąta i kiedy Komuś dopiero zasypiał. Bo Komuś nie był już małem dzieckiem, jak Lili, otrzymał był bowiem przed paru dniami właśnie promocyę do klasy pierwszej i, gdyby dziś nie był na tej wycieczce wraz z mamą i Lilą, byłby jeszcze nawet nie myślał o spaniu o tak wczesnej godzinie.
Ale Komuś był znużony tą wycieczką do Czerska, bieganiem po łąkach, zwiedzaniem ruin zamku i samą jazdą.
Wycieczka ta była właściwie nagrodą za promocyę Komusia do klasy pierwszej. Mała Lili, oczywiście, skorzystała z jego promocyi i pojechała również. Bardzo wygodnie jest mieć takiego brata, który otrzymuje promocyę.
Prócz tej wycieczki, która była obiecana jeszcze w maju, otrzymawszy promocyę, Komuś miał zamiar upomnieć się o to, by go już nadal nie nazywano Ko musiem, lecz Januszem, bo właściwie Komuś nazywał się Januszem, a mała Lili Marylką.
Któś… prawdopodobnie z pieszczoty, poprzekręcał tak dzieciom imiona, że potem już i w domu i w szkole nazywano Januszka Komusiem. Mała Lili była jeszcze dzieckiem, ale on przecię już chyba nie był dzieckiem, skoro otrzymał promocyę do klasy pierwszej.
Właśnie o tę zmianę imienia chciał się Komuś upomnieć, w ostatniej jednak chwili, przed samym wyjazdem do Czerska na wycieczkę, rozmyślił się.
W tym domu, gdzie mieszkała ciocia Lusia, był stróż, którego nazywano Januszem. Stary Janusz był bardzo niemiłym dla Komusia człowiekiem – nie pozwalał mu biegać po podwórku i bawić się piłką.
– Nie trzeba hałasować! wołał ze swej nory pod schodami.
Podwórko było wyłożone majolikowemi tafelkami i w samej rzeczy dudniło pod nóżkami Komusia nieprzyiemnie, ale to była nie jego rzecz przestrzegać dzieci, bo przecież on nie był guwernantką.
I za to Komuś nie lubił starego Janusza i dlatego w ostatniej chwili przed samym wyjazdem do Czerska… postanowił nie prosić, żeby go nazywano Januszem.
O postanowieniu tem powiedział Lili w drodze. Lili ucieszyła się bardzo.
– Jabym nie umiała nazywać ciebie Januszem-mówiła, kiedy w ciasnym wagoniku kolejki podjazdowej mama częstowała ich kanapkami zabranemi z domu.
– Dlaczego nie umiałabyś? – zapytał Komuś.-Przecie to tak łatwo.
– Wcale to nie jest tak łatwo, bo czy ty jesteś stróż?
– Ja nie jestem stróżem, a ty jesteś niemądra – oburzył się Komuś.
– A ty mądry jesteś? – zaprotestowała Lili.
Oczywiście, że mama musiała się wdać w tę dysputę. Do czego to podobne, żeby się rodzeństwo kłóciło? I dzieci musiały się nawzajem przeprosić. Ale Komuś pozostał przy swojem mniemaniu. Bo przecież stróż może się nazywać rozmaicie i może nie być takim przykrym człowiekiem, jak stary Janusz.
Waśnie teraz, zasypiając, myślał o tem Komuś. Kanapki były bardzo smaczne, ale Lili była niemądra. I w Czersku potem opowiadała różne niemądre rzeczy, bo kiedy znaleźli się na wielkiej kwitnącej łące, zawołała:
– Komuś, czy ty widzisz, jakie piękne są Elfy? Komuś, one mają skrzydła i tańcują po kwiatach.
Oczywiście, że on tego nie mógł widzieć, bo tego wcale nie było.
Ale Lili, która jeszcze do szkoły nic chodziła, była naprawdę niemądra, bo zaczęła z tymi Elfami, których wcale nie było, rozmawiać.
– Moje wy, ślicznotki kochane, – mówiła – co wy robicie w mieście, że was tam niema?
Komuś aż przysiadł z uciechy.
– Mamusiu, – zawołał – czy ty, mamusiu słyszysz, co ona mówi? Co one robią w mieście, że ich tam niema? Przecie tego nawet Elfy nie zrozumieją. Nawet Elfy będą kichać ze śmiechu.
– Daj jej spokój! – zawołała mama – Elfy ją zrozumieją.
Wówczas Komuś popatrzał na mamę zpodełba, uważnie. Czy też mama żartuje, czy mówi na seryo? Bo jeśli mama mówi na seryo, to może Elfy są naprawdę.
Ale mamusia żartowała – poznał to Komuś z jej oczu i z jej twarzy. Jakże nie miała mamusia żarto wać, skoro tak, jak dzieci, bawiła się tym wyjazdem za miasto, tą łąką kwitnącą i daleką, tą wodą błękitną i głęboką, tą wodą, która nazywała się jeziorem, i tyra zamkiem, którego szczątki dotąd jeszcze dumnie piętrzyły się nad okolicą.
O tym zamku opowiedziała mama całą historyę. Warowny to był i obronny ów zamek przed laty. Otaczały go mury wysokie i fosy głębokie. Mieszkali w nim książęta polscy, a każdy książę był rycerzem i miał zbroje kowane i miecze stalone, długie i ciężkie miecze. Były w tym zamku baszty wysokie, podwórce brukowane i krużganki kamienne, były szatnie bogate i zbrojownie dostatnie.
Wówczas, kiedy Lili rozmawiała z Elfami, Komuś słuchał opowiadania mamy. Najbardziej mu się z tego podobała zbroja kowana i miecz stalony..Jakże chciałby mieć taką zbroję i Iaki miecz, i być rycerzem!
1 teraz, zasypiając, myslał Komuś o zbroi i o mieczu. Bardzo piękni są rycerze w zbrojach! Komusiowi przydałby się teraz taki strój rycerski na jutro, bo to jutro właśnie ma się odbyć decydująca bitwa w parku. Wojsko polskie spotka się z armią nieprzyjacielską, której dowodzi drugoklasista Kazio. Kazio nazywa siebie pułkownikiem i nosi na głowie prawdziwy hełm.
Komuś należał do wojska polskiego. Był plutonowym, a dowódcą wojska polskiego był pierwszoklasista, Staś, który miał tylko kapitańską rangę.
Chociaż Komuś był tylko plutonowym, słuchali go żołnierze, jak samego generała, tak wielkiem uznaniem cieszył się w wojsku. Cóżby to było wówczas, gdyby miał prawdziwy rycerski miecz u pasa!
Gdyby przynajmniej wiedział, gdzie można taki prawdziwy miecz dostać. W sklepach z zabawkami są tylko blaszane szabelki, gnące się za każdem uderzeniem, a w sklepach z orężem są tylko fuzye myśliwskie i rewolwery.
Tak myślał Komuś, aż wreszcie zasnął. A ledwie zasnął, wnet się znalazł w Czerskim zamku.
Pięknie wygląda Czerski zamek prawdziwy, ale jeszcze piękniej wygląda we śnie. Baszty ma o wiele wyższe, niż prawdziwy, i mury o wiele grubsze.
Chodził po tym zamku we śnie Komuś i szukał zbrojowni i szatni.
– Muszę znaleźć strój rycerski i miecz długi – myślał, przebiegając amfiladę sal i nieskończone labirynty korytarzów.
Po długiem szukaniu znalazł wreszcie i szatnię i zbrojownię. A w szatni znalazł koszulkę srebrną i żółte buty z ostrogami. Gdyby tam było lustro, napewno krzyknąłby z podziwu nad swoim wyglądem. Srebrna koszulka i długie buty z ostrogami!
A cóżby lo dopiero była za uciecha, gdyby się mógł w lustrze przyjrzeć, wychodząc ze zbrojowni w pancerzu kowanym i w przyłbicy i z mieczem stalonym u boku!
Ale w zamku nie było luster i Komuś widział tylko żółte buty na nogach i złotą rękojeść miecza – i słyszał, jak dzwoni gdzieś za nim daleko ten długi miecz po bruku podwórca i przeląkł się, że obudzi Lilę.
Więc tak po rycersku ubrany i uzbrojony znalazł się w parku, gdzie nie było bruku i gdzie długi miecz już tak nie hałasował.
W parku stanął pod staremi lipami na miejscu zbiórki. Jeszcze jednak ani oficerskiego sztabu, ani żołnierzy tam nie było.
Jakże się zdziwią, gdy go zobaczą w tym stroju!
Ale nie zdziwili się wcale, bo, zanim przyszli Komuś się obudził.
Bardzo się zmartwił, że nie ma na sobie zbroi i żółtych butów z ostrogami, bo w sali jest duże lustro, w którem można się przyjrzeć.
Ale Komuś bardzo krótko był zmartwiony, bo przez spuszczoną roletę do pokoju zaglądało słońce i pogoda sprzyjała zapowiedzianej na dziś wojnie.
– Lili… Lili… – zawołał.
Lili otworzyła jedno oko, potem drugie. To drugie jeszcze trochę spało i było mniejsze od pierwszego.
– A co? – zapytała.
– Wiesz, co mi się śniło?
– Nie wiem – odpowiedziała jeszcze zaspana.
– Zawsze nic nie wiesz.
Lili podniosła główkę. Niesprawiedliwość Komusia obudziła ją zupełnie. Skąd mogła wiedzieć, co mu się śniło?
– A ty wszystko wiesz! – zawołała.
– A wiem… widzisz, że wiem… Śniła mi się zbroja, wiesz taka piękna zbroja i taki miecz długi…
Lili była zachwycona i zbroją i mieczem i odrazu zapomniała swojej urazy do Komusia.
– To bardzo było ładnie – powiedziała.