- promocja
Prawdziwie, do szaleństwa. Dzienniki - ebook
Prawdziwie, do szaleństwa. Dzienniki - ebook
Alan Rickman, Prawdziwie, do szaleństwa. Dzienniki
Przeł. Maria Jaszczurowska
Przedmowa Emma Thompson
Alan Rickman – jeden z najpopularniejszych aktorów swojego pokolenia, niestrudzony działacz polityczny, zapalony podróżnik, oddany przyjaciel. Podbił serca milionów widzów na całym świecie rolami w takich filmach jak Szklana pułapka, Rozważna i romantyczna czy Harry Potter.
Kunszt Rickmana nie ograniczał się do występów na scenie i na ekranie. Aktor równie znakomicie władał piórem, był błyskotliwym, spostrzegawczym i dowcipnym obserwatorem. W Dziennikach, które obejmują okres od 1993 do 2015 roku, zabiera nas na plany filmowe i za teatralne kulisy, opisuje swoją warsztatową kuchnię, dzieli się anegdotami, zabawnymi historiami i emocjami, w które obfituje praca aktora.
Pisze szczerze i otwarcie o swoim życiu zawodowym i prywatnym, o podróżach, pasjach, przyjaźniach. Lektura tej książki to jak słuchanie Rickmana rozmawiającego z bliskim przyjacielem.
Przedmowę do Dzienników napisała Emma Thompson – wieloletnia przyjaciółka aktora.
Kategoria: | Wywiad |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 9788367815758 |
Rozmiar pliku: | 10 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dni, które nastąpiły zaraz po śmierci Alana, były niezwykłe przede wszystkim dlatego, że nagle mnóstwo aktorów, poetów, muzyków, dramatopisarzy i reżyserów postanowiło wyrazić wdzięczność za pomoc, jaką od niego otrzymali.
Nie znam chyba nikogo innego z show-biznesu, kto wspierałby tylu utalentowanych artystów, a nawet bezbłędnie dostrzegał talent u ludzi na długo przed tym, gdy stali się sławni. Wiele osób mówiło później, że zabrakło im odwagi, by podziękować mu osobiście. Bali się do niego odezwać.
I ze wszystkich sprzeczności, jakie łączył w sobie mój cudowny przyjaciel, ta okazała się chyba największa: był niesamowicie pomocny i wspierający, a zarazem pełen rezerwy.
Z tym że, oczywiście, wcale nie trzymał się na dystans. Przez cały czas był aż do bólu obecny. Wydawał się nieprzenikniony, ale była to tylko część pancerza ochronnego, jaki zdecydował się przywdziać. Każdy, kto jednak odważył się do niego podejść, by mu podziękować lub po prostu o coś zapytać, spotykał się z niezwykle życzliwym powitaniem, o które nie posądziłby go nikt, kto go nie znał. Nie był też nieporuszony. Ani trochę. Ja sama potrafiłam go wyprowadzić z równowagi jak nikt inny, a kiedy już pozwalał dojść do głosu emocjom, nie oszczędzał mnie i za każdym razem wychodziło mi to na dobre.
Był życzliwy, ale też trudny. Niebezpieczny i komiczny. Seksowny i androginiczny. Męski, choć w osobliwy sposób. Pełen temperamentu, ale i ospały. Wybredny i prosty. Tę listę mogłabym ciągnąć w nieskończoność. I jestem pewna, że nie tylko ja.
Miał w sobie coś z wiekowego mędrca – a gdyby miał więcej pewności siebie i był w jakimkolwiek stopniu podatny na zepsucie, prawdopodobnie założyłby nową religię. Zawsze podziwiałam też jego genialny gust, począwszy od parówek, a kończąc na meblach i wystroju wnętrz.
Nie miał sobie równych, jeśli chodzi o wielkoduszność – znajdował czas dla każdego. Niejednokrotnie zastanawiałam się, czy kiedykolwiek śpi albo ma chwilę dla siebie.
Mało kto podejrzewałby Alana o zdolność do figlarności, ale kiedy coś go naprawdę rozbawiło, był jak chochlik. Powstrzymywał się przez jakiś czas, pozwalając, by rozbawienie w nim narastało, a potem pochylał się, odwracał gwałtownie, a jego usta rozciągały się w figlarnym grymasie, po którym czasem następowała salwa szaleńczego śmiechu. Miałam wtedy wrażenie, że zaskakuje sam siebie. A moją życiową misją stało się prowokowanie takich sytuacji.
Pamiętam, że Imelda Staunton omal go nie zabiła opowieścią o mojej matce i niefortunnym incydencie z haszyszem w roli głównej. Nigdy przedtem ani potem nie widziałam, by tak się śmiał. Wyglądał wtedy trochę jak Sfinks, który ma łaskotki.
Któregoś razu podczas Wigilii powiesiłam w domu gałązkę jemioły. Stałam sobie pod nią, aż tu nagle odwracam się i widzę, że w moją stronę idzie Alan. Zadowolona i pełna nadziei uniosłam twarz w jego kierunku. Uśmiechnął się i podszedł bliżej. Wydęłam usta. Pochylił się nade mną i w tej samej chwili zauważyłam w nim gwałtowną zmianę. W oczach pojawił się błysk, a nozdrza zaczęły mu drgać. Uniósł rękę i wyrwał mi z brody pojedynczy długi włosek. „Au”, jęknęłam. „To początki całkiem przyzwoicie zapowiadającej się brody”, odparł, wręczając mi wyrwany włos, po czym odszedł.
I taki właśnie był Alan. Nigdy nie wiadomo było, czy szykować się na pocałunek, czy na wstrząs, ale na jedno i drugie czekało się z niecierpliwością.
Problem ze śmiercią polega na tym, że potem nie ma już na co czekać. Zostaje tylko to, co już było – ale i za to jestem do głębi wdzięczna, choć teraz jest to głębia rozpaczy.
Ostatnią rzeczą, jaką zrobiliśmy razem, była wymiana wtyczki w lampie w szpitalu. Wyglądało to dokładnie tak samo jak wszystkie inne wspólne przedsięwzięcia. Najpierw ja spróbowałam – Alan powiedział, żebym to zrobiła inaczej – posłuchałam, ale jego sposób też nie działał, więc sam się tym zajął. Zniecierpliwiłam się i zabrałam mu wtyczkę, żeby spróbować jeszcze raz, ale wciąż coś nie grało. Oboje się zdenerwowaliśmy, a potem Alan cierpliwie rozłożył wtyczkę na części pierwsze, a następnie umieścił przewód we właściwym otworze. A ja przykręciłam śrubkę. Narzekaliśmy przy tym, że to taka koronkowa robota. A na koniec napiliśmy się herbaty. Zajęło nam to co najmniej pół godziny. Po wszystkim powiedział: „Jak to dobrze, że nie zostałem elektrykiem”.
Wciąż jestem zrozpaczona, że już go z nami nie ma, ale w tych dziennikach zachowało się bardzo wiele z tego, co zapamiętałam – jego cudowny charakter, o którym pisałam wcześniej, życzliwość, chęć i umiejętność wspierania innych, krytyczne i bystre oko, inteligencja i humor.
Dobrze było mieć go w swojej drużynie – w życiu, w sztuce i w polityce. Ufałam mu bezgranicznie.
A przede wszystkim był niezwykłym, wyjątkowym człowiekiem i drugiego takiego nie będzie.
Emma Thompson13 czerwca
Spokojna radość z szykowania jedzenia dla przyjaciół.
13.00 – Michael G., Christopher i Laura Hampton, Danny i Leila Webb, Jane i Mark oraz Rima i Lily. Wyszło słońce, więc przenieśliśmy się do ogrodu.
20 czerwca
Patrick Caulfield mówi, że nie znosi malować, choć w ten sposób zarabia na życie. „To straszne uczucie, kiedy wchodzę do tego małego pokoiku. I ważne, żebym coś zrobił. Nieważne co. Cokolwiek”.
21 czerwca
Wróciłem do domu, włączyłem BBC2 – Pina Bausch. To jest artyzm. (Wcześniej czytałem kolejny artykuł w „The Face” o seksownych podlotkach). Ta kobieta ma w sobie tyle wdzięku i wyrazistej autentyczności. Robert Lepage złożył wyrazy uznania. Jakżeby inaczej.
23 czerwca
Koło 12.00 – Midland Bank, porozmawiać o kupnie domu.
Koło 13.00 – David Coppard – filmy, podatki, rozliczenia, koszty. Jakim cudem ten człowiek zachowuje swój urok?
Koło 16.00 – Belinda Lang & Hugh Fraser – urodziny Lily. Ale ona jest chora. Wychodzi na to, że uraziłem Elaine Paige w dniu wyborów. Znów popisałem się nonszalanckim okrucieństwem.
24 czerwca
Kończę scenariusz Nostromo Christophera Hamptona. Jak można wcisnąć tę książkę w ramy filmu? Może jemu się udało... Sam nie wiem.
Rano wisiałem na telefonie – mało prowadzimy prawdziwych rozmów. Zwykle chodzi tylko o przedstawienie jakiejś ulotnej opinii.
12.00 – Siłownia. Jakoś nie mam do tego przekonania.
16.00 – Zabieram mamę do Goldsborough Apartments. Dzielna z niej kobieta. Mam wrażenie, że to ja ją przekonuję. Ale prawda jest pewnie inna.
25 czerwca
Siłownia. To naprawdę ciężka praca.
Po południu – Rozmawiałem z Christopherem o Nostromo, Bulwarze Zachodzącego Słońca – Andrew Lloyd Webber parę dni temu był cały we łzach. „Przełożę to o 6 miesięcy i sprowadzę Hala Prince’a”. Trevor Nunn mówi, że w tej scenie ma być 30 sekund dialogu. „O czym?” „Nieważne”.
26 czerwca
18.00 – Coliseum. Makbet... Ciekawe połączenie argentyńskiego faszyzmu z serialem Doktor Finlay.
Peter Jonas, David Pountney i Mark Elder żegnają się . Nie znam zbyt dobrze tego świata. Siedzę wśród gromkich braw otaczających mnie torysów. Jonas wygłosił mowę o sztuce i służbie zdrowia. Chciałem wtedy klaskać, ale publiczność akurat wybrała milczenie. Pełną niezgody ciszę.
28 czerwca
Wyścig z czasem. Czytam scenariusze przed lunchem z Belindą i Hugh – jest nieco nerwowa atmosfera, bo akurat dzisiaj ich opiekunka do dziecka złożyła wypowiedzenie, ale Belinda jak zawsze stanęła na wysokości zadania i przygotowała wyśmienity posiłek. O dziwo zdążyła na czas, choć dopiero o 11.30 dowiedziała się, że lunch jest planowany na 12.30, a nie na 13.00. Wygląda bosko, mimo że jest chora, a jeszcze była dzisiaj w studio.
22.30 – Bezsenność w Seattle. W połowie filmu myślę sobie: „Przecież ja w tym grałem”.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------