- W empik go
Prawem i lewem. Wojny prywatne: Obyczaje na Czerwonej Rusi w pierwszej połowie XVII wieku. Tom 2 - ebook
Prawem i lewem. Wojny prywatne: Obyczaje na Czerwonej Rusi w pierwszej połowie XVII wieku. Tom 2 - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 636 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Strona
Rozdział pierwszy: Ziemia lwowska…1 – 64.
I. Uwaga wstępna. Szlacheckie rody. Siła przykładu. Dobre duchy. Hetman Żółkiewski. Arcybiskup Zamoyski. Medyatorowie. Jan Swoszowski. Ubytek moralny. Znaczenie Lwowa. Arcybiskup Grochowski… 3 – 24
II. Łahodowscy: Tragedya rodzinna. Kainy. Lisowczyk-literat. Anna Łahodowska. Jej trzej mężowie. Jej wojny i przygody… 25 – 50
III. Sienieńscy. Alexander Sienieński. Adam Kalinowski. Dwaj zięciowie. Wojna o sukcesyę. Skarby strusowskie i sidorowskie. Bukaczowce. Trudna bratowa. Morderstwo rytualne… 51 – 64 Rozdział drugi: Ziemia halicka…… 65 – 143
I. Wojewodzina Golska. Jej trzej mężowie. Skarb Mohilanki. Logofetowa. Golkonda Podhajecka. Wojna z Radziwiłłem. Wojna o skarby. Potoccy. Skarb po Urszuli Sieniawskiej… 67 – 95
II. Wołoszki. Mohiłowie. Jeremi Mohiła i jego zięciowie. Ex-dygnitarze wołoscy. Uście i "uścieński żołnierz". Wojny o sukcesye.
Strona
Miron Bernawski. Nikoryczyna. Metropolita Piotr Mohiła…96 – 108
III. Bałabanowie: Izajasz, Alexander, Jerzy. Archimandrya Uniowska. Dwaj archimandryci. Monachomachia. Wojna o Perehińsko. Bałaban i Jabłonowski. Sprawa Poniatowskiego… 109 – 129
IV. Rody halickiej ziemi. Buczaccy. Ostatnia Jazłowiecka… jej spadkobiercy. Podział dóbr jazłowieckich. Bełzeccy: Alexander, Ewaryst, Teodor i Bonawentura. Walka braterska. Delatyn, Łanczyn, Turka…130 – 143
Rozdział trzeci: Ziemia przemyska i sanocka… 145 – 307
I. Przewodnie stanowisko ziemi przemyskiej. Świetność i buta rodów szlacheckich. Jan Tomasz Drohojowski i jego wojna z Stanisławem Stadnickim. Pan Chorąży Sanocki. Katastrofa…………. 147 – 162
II. Jan Szczęsny Herburt. Trudność jego charakterystyki. Jego talent pisarski. Kontrast ambicyi a karyery. Wojna z sąsiadami. Wojna z Stadnickim. Wzajemne paszkwile. Rokosz Zebrzydowskiego. Więzienne wizye. Upokorzenie. Ostatnie gorycze żywota. Upadek domu… 163 – 205
III. Ligęzowie. Pan kasztelan czechowski i pan Andrzej z Piotraszówki. Wojna stryja z synowcem. Bitwa w Przeworsku. Maryaż magnacki. Scheda kasztelańska. Zakopane skarby. Kasztelan Ligęza jako filantrop. Stanisław Ligęza i Jan Krasicki…206 – 222
IV. Krasiccy. Jan, dworzanin królewski. Wojna rodzinna. Wojewoda Marcin, starosta przemyski. Il Magnifico. Krasiczyn. Barbara Krasicka i jej krewni. Jerzy, starosta doliński. Jego awantury i przygody. Kuratorya. Książę Adam Alexan-
Strona der Sanguszko. Jacek Dydyński. Starościce dolińscy… 223 – 264
V. Bolestraszyccy. Fredrowie. Syn i matka. Tajemniczy epizod. Wojna Fredry z Przerembskim. Korniaktowie. Wojna Konstantego Korniakta z Stadnickimi. Franciszek Karol Korniakt. Jego rycerskie zasługi. Mniszchowie, Drugethowie. Sprawa o Laszki… 265 – 307
Rozdział czwarty: Dyabeł łańcucki…..309 – 454
Wstęp… 311 – 318
I. Dubiecko. Rodzice i rodzeństwo. Młodość. Czasy rycerskie. Wyprawa do Węgier. Pod sztandarami Maxymiliana. Smutne trofea. Śluby małżeńskie… 319 – 334
II. W Łańcucie. Wojna z sąsiadami. Popularność… u szlachty. Chciwość fortuny. Zatarg z Ligęzą. Jarmark rzeszowski. Sprawa Korniaktów. Wyprawa na Sośnicę. Pojmanie Korniakta. Komedya w grodzie sanockim. Zajechanie Wojutycz… 335 – 360
III. Rokosz Zebrzydowskiego. Akcya polityczna. Obelgi na króla. Rodomontady i odwrót. Zatarg z Jazłowieckim. Skandaliczna korespondencya… 361 – 375
IV. Stadnicki i Opaliński. Powody nienawiści. Pierwsze starcia. Próby zażegnania burzy. Otwarta wojna i pierwsze jej koleje. Słupy paszkwilowe. Odpowiedź. Klęska. Spalenie Łańcuta. Piekielne sceny. Fantastyczne skarby… 376 – 397
V. Po klęsce. Gotowanie odwetu. Wzajemne oskarżenia. Okrucieństwa. Mściwość. Wojna ze wszystkimi. Napady łupieżcze. Terroryzm. Sędziszów. Tyczyn. Łąka. Pośrednictwo kró-
Strona lewskie. Płonne zabiegi. Wyzwanie. Na trybunale lubelskim. Sromotna porażka… 398 – 418
VI. Zagadkowa taktyka. Knowania tajemne. Gabryel Batory. Wilk w owczej skórze. Obłudne supliki i lamenty. Odpowiedź króla. Interwencya senatu. Ostatnie próby rozejmu. Sabaty. Zdobycie Wojutycz. Pojmanie Stadnickiej… 419 – 438
VII. Akt piąty. Lew osaczony. Ostatnie akty zemsty. Tarnawa. Katastrofa. Wędrówka po śmierci. Rekognicya Opalińskiego. Krwawy szlak band Gaborowych. Epitafium. Antiteza… 439 – 454
Rozdział piąty: Dyablęta… 455 – 512
I. Wdowa po Dyable. Zajazd Sienieńskiego. Zbrojna reokupacya Łańcuta. Pan kasztelan sanocki. Walka o synów. Powtórne wyjście za mąż. Wojna z synami. Porwanie Felicyany… 457 – 467
II. Losy Felicyany. Tyrania braterska. Cieciszowski. Ucieczka i ślub. Napad na Zaderewiec. Ucieczka od męża. Sceny lwowskie. Rozwód. Epilog lubelski… 468 – 479
III. Synowie Łańcuckiego Dyabła. Wojna braterska. Zygmunt Stadnicki i jego losy. Sprawa Cieszanówskich. Piękna Izabella. Gwałty i rozboje. Bracia Dębiccy. Wyprawa na Szlązk. Książę Lignicki. Śmierć na Szlązku… 480 – 494
IV. Władysław Stadnicki i jego losy. Zatarg z Ligęzą i wojna z Korniaktem. Wyprawy rozbójnicze na Szlązk. Krwawy terroryzm. Próby rehabilitacyi. Na sejmiku. Egzekucyą starościńska. Katastrofa… 495 – 512
Spis alfabetyczny nazwisk i miejscowości… 513 – 560SPIS RYCIN ZAWARTYCH W TOMIE II.
Strona
Fig. 1. Widok Lwowa z XVII. wieku. Według ryciny Fr. Hogenberga w Brauna " Civitates Orbis
Terrarum" …………. 5
" 2. Stanisław Żółkiewski, wojewoda ruski, ojciec hetmana. Nagrobek bronzowy w kościele katedralnym lwowskim. 8
" 3. Stanisław Żółkiewski… 11
" 4. Żółkiew. 14
" 5. Z zamku żółkiewskiego… 17
" 6. Arcybiskup Jan Zamoyski. Pomnik grobowy w kościele katedralnym lwowskim. 20
" 7. Pomnik Jana Swoszowskiego w kościele lwowskim OO. Dominikanów. 23
" 8. Pomnik Wańka Łahodowskiego w Uniowie… 26
" 9. Uniów.……… 39
" 10. Halicz. Rysunek z początku zeszłego wieku w rękopisie bibl. Ossolińskich (J. Kriebla) Nr. 1397… 73
" 11. Pomnik Stanisława Włodka, wojewody bełzkiego, w kościele OO. Dominikanów we Lwowie… 80
Strona
Fig. 12. Zwaliska zamku w Buczacu… 87
" 13. Monaster w Uniowie… 112
" 14. Herb archimandryty Szeptyckiego (nad tarczą krzyż i miecz). Rzeźba na cerkwi w Uniowie… 117
" 15. Trembowla. (Ruiny zamku). Według rysunku z pierwszych lat XIX. w. 126
" 16. Z kawalkady magnackiej. Według sztychów Stef. Delia Bella… 150
" 17. Miasto Przemyśl na początku XVII. wieku. Według ryciny F. Hogenberga w Brauna "Civitates Orbis Terrarum" … 154
" 18. Kasztelan Stanisław Stadnicki (z Leska)… 159
" 19. Jan Herburt, kasztelan przemyski. (Ojciec Jana Szczęsnego). Z galeryi portretów Zakładu Ossolińskich… 169
" 20. Jan Szczęsny Herburt. Według kopji współczesnego portretu w zbiorach bibl. Pawlikowskich… 175
" 21. Adam Stadnicki. Według malowidła ściennego w kościele franciszkańskim w Przemyślu… 185
" 22. Zwaliska zamku Herburtów pod Dobromilem (Wnętrze ruin). Rysunek z r. 1838 Kielisińskiego… 194
" 23. Ruiny Herburtowskiego zamku pod Dobromilem.(Cześć wjazdowa)… 197
" 24. Kolumny Herburtowskie. Winieta (sygnet) wydawnictwa dobromilskiego… 202
" 25. Kościół Bernardynów w Przeworsku. Według rysunku ołówkiem Kielisińskiego… 210
" 26. Mikołaj Ligęza. Według pomnika alabastrowego w kościele OO. Bernardynów w Rzeszowie… 213
" 27. Marcin Krasicki, starosta przemyski, wojewoda podolski. Według portretu w zbiorach hr. W. Baworowskiego… 227
Strona
Fig. 28. Ruiny zamku przemyskiego. Według rysunku Kielisińskiego z r. 1837 w zbiorach Pawlikowskich… 233
" 29. Zamek w Krasiczynie. Baszty królewska i szlachecka… 237
" 30. Z zamku w Krasiczynie. Loggia w podwórzu… 245
" 31. Z zamku w Krasiczynie. Główna brama wjazdowa… 254
" 32. Zamek w Krasiczynie (baszta królewska)… 261
" 33. Pomnik grobowy Jana Fredry, kasztelana przemyskiego i jego żony z domu Stadnickiej w kościele katedralnym w Przemyślu… 272
" 34. Konstanty Korniakt (ojciec). Według portretu w cerkwi t… zw. wołoskiej we Lwowie… 281
" 35. Franciszek Korniakt, ostatni swego rodu. Z galeryi portretów w Muzeum Lubomirskich… 291
" 36. Jerzy Mniszech, wojewoda sandomierski… 301
" 37. Plan zamku w Łaszkach… 305
" 38. Stanisław Stadnicki (Dyabeł Łańcucki). Według portretu w Muzeum Lubomirskich… 325
" 39. Facsimile podpisu St. Stadnickiego (Dyabła). Z Aktów Przeworskich… 345
" 40. Dom Korniaktów we Lwowie… 357
" 41. Łukasz Opaliński. Według sztychu J. Falka… 379
" 42. Ruiny zamu w Rybotyczach. (Rysunek Kielisińskiego)… 400
" 43. Facsimilie podpisu Anny Opalińskiej. Z Aktów Przeworskich (tom 27)… 407
" 44. Anna Opalińska. Według portretu w kościele OO. Bernardynów w Leżajsku… 411
" 45. Facsimilie podpisu Łukasza Opalińskiego. Z Aktów Przeworskich… 412
strona
Fig. 46. Anna Księżna Ostrogska. Według portretu w kościele farnym w Jarosławiu… 423
" 47. Facsimilie podpisu Księżnej Anny Ostrogskiej. Z Aktów Przeworskich (tom 27)… 435
" 48. Sabat. Według statuetek w Körmend… 447
" 49. Facsimile podpisu Władysława Stadnickiego. Z Aktów Przeworskich (tom 27)… 498
" 50. Klasztor Bernardynów w Leżajsku… 509I.
UWAGA WSTĘPNA. SZLACHECKIE RODY. SIŁA PRZYKŁADU. DOBRE DUCHY. HETMAN ŻÓŁKIEWSKI. ARCYBISKUP ZAMOYSKI. MEDYATOROWIE. JAN SWOSZOWSKI. UBYTEK MORALNY. ZNACZENIE LWOWA. ARCYBISKUP GROCHOWSKI.
Aby nie przekroczyć sprawiedliwej miary w potępieniu wybryków szlacheckiej anarchji w Polsce, trzebaby szlachtę naszą porównywać nie ze szlachtą współczesną innych krajów europejskich, ale z małemi udzielnemi książątkami włoskiemi i niemieckiemi, bo nie darmo nazywano królewiętami polskich możnowładzców. Możny szlachcic polski, a cóż dopiero magnat, był prawie udzielnym władzcą a miarą tej udzielności swojej zbliżał się bardzo do małych suwerenów europejskich. Posiadał wielkie obszary ziemi, miał w nich miasta i warowne zamki, utrzymywał własne wojsko, wybierał cła i myta, z poddanych swoich ściągał czynsze i daniny, miał prawo życia i śmierci nad chłopem, urządzał na własną rękę wyprawy wojenne na sąsiednie kraje – dość tu przypomnieć wołoskie kampanie Mohiłowych zięciów – znosił się z zagranicznemi dworami, prowadził formalne wojny z równie możnym sąsiadem, wypowiadał je nawet własnemu królowi. Takie tylko porównanie będzie sprawiedliwe, a gdy zważymy, co się działo współcześnie w dzierżawach i na dworach małych tyranów włoskich i niemieckich, przyznać będziemy musieli, że porównanie wypadnie korzystnie dla możnowładzców polskich.
Ale kreśląc obraz społeczny z najgorszej może pory historycznej, bo z pory ostatecznego zwycięztwa anarchicznych prądów i to specyalnie na gruncie wyjątkowo może skłonnym do przejęcia się atmosferą politycznej i obyczajowej demoralizacyi, mając do czynienia prawie wyłącznie z ujemnemi objawami życia jednej z dzielnic polskich, nie dość jest może robić zastrzeżenia pro praeterito , trzebaby je może przenieść i w nasze czasy i w dzisiejszą opinię, pochopną do jednostronnych a mściwych sądów, do przenoszenia winy z przodków na potomków. Jeśli po stronie szlachty wina upadku, to po jej stronie także zasługa minionej chwały, jeśli zespoliła się z najsmutniejszemi chwilami przeszłości, to i najświetniejsze jej były dziełem. Nie godzi się zapomnieć, że cała tragiczność losów przedewszystkiem w jej ugodziła piersi i że ona to po upadku przechowała żywot narodu, a nowy świat polski z jej dłoni bierze dorobek narodowy i historyczny.
Mając na celu wyłącznie obyczajową tylko charakterystykę stosunków województwa ruskiego, mówić będziemy nie o publicznej, politycznej anarchji, ale że tak powiemy: o prywatnej, która sięgała do samego dna, do fundamentów społecznych, do stosunków rodzinnych, i wywoływała bratobójcze wojny i krwawe dramaty domowe. Województwo ruskie nietylko w pierwszych latach panowania Zygmunta III., kiedy tak partyzanci króla jak i Zebrzydowskiego, czy to idąc na pole rokoszowe czy zeń wracając, używali po drodze swoich zaciężnych żołnierzy do wywarcia jakiejś zemsty osobistej, do rozstrzygnięcia sporów majątkowych gwałtem i zbrojną przemocą, ale i w dalszych latach było widownią wojen prywatnych i tragicznych waśni rodzinnych. Najwięcej ich było w ziemi przemyskiej, gdzie już sam Dyabeł Łańcucki wystarczał, aby zawichrzyć i krwią oblać całe powiaty; po ziemi przemyskiej idzie zaraz halicka – najspokojniejsza jest ziemia lwowska. Z najznaczniejszych starszych czy też młodszych rodów osiadłych w tej ziemi, a byli to Bełzeccy, Broniowscy, Bieleccy, Cebrowscy, Cetnerowie, Chodeccy, Chodorowscy, Daniłowicze, Dzieduszyccy, Kalinowscy, Korytkowie, Łahodowscy, Mniszchowie, Mieleccy, Narajowscy, Ostrogscy, Ostrorogowie, Ożgowie, Podoleccy, Sieniawscy, Sobiescy, Sienieńscy, Żórawinscy, Żółkiewscy i inni, tylko Sienieńscy i Kalinowscy, z których zresztą pierwsi należą także do ziemi przemyskiej a drudzy do halickiej, wypełniają akta jako rody wielce burzliwe i do zbrojnych zatargów pochopne, a tylko jedni Łahodowscy zapisali się w pamięci krwawą tragedyą rodzinną.
Ale nie można pisać o ziemi lwowskiej, aby na samym wstępie nie złożyć hołdu cieniom hetmana Żółkiewskiego, nie uchylić kornie czoła przed jego nieśmiertelną pamięcią. Wiekuista duma narodu, rycerz bez skazy i trwogi, istny nasz Bayard polski, wielkie światło na naszem niebie, jak godzien być historycznym patronem chwały i cnoty polskiej, tak też był patronem i dobrym geniuszem ziemi lwowskiej. Piękne słowa Orzechowskiego o hetmanie Tarnowskim i o nim są powiedziane; i o nim w równej i pełnej mierze mówić nam trzeba, jako "o jednym darze Bożym wielkim, którym darem Pan Bóg uczcił, uraczył i uwielbił naród nasz wszystek polski." Tym jednym mężem już Polska bogata – bogatą była nim też i ziemia lwowska, w której zamieszkał, którą ozdobił monumentalnym grodem, którą samym przykładem swoim, samą powagą i czynną siłą cnoty, jakby zdrową i czystą atmosferą strzegł w najgorszych czasach od moralnej zarazy, od swawoli, od rozpasania się egoizmu, od tych opłakanych wojen prywatnych, których widownią było województwo ruskie a osobliwie ziemia przemyska.
Było to zawsze cechą Polski, że więcej w niej ważył człowiek niż instytucya, więcej znaczyła moc osobistości niż moc społecznych urządzeń. Wypływało to zapewne z bujności indywidualizmu w naturach polskich, które nie łatwo dawały się uskromić rozkazem prawa, ale łatwo ulegały żywej, bezpośredniej sugestyi czy też przewadze silniejszej, energiczniejszej, wyższej duszy. I nie omylimy się też pewnie, jeżeli fakt, że ziemia lwowska w pierwszych dziesiątkach lat XVII. w. była najspokojniejsza ze wszystkich ziem województwa ruskiego, wytłumaczymy zbawiennym wpływem kilku przezacnych rodów polskich, które w niej osiadły: Żółkiewskich, Sieniawskich, Daniłowiczów, i kilku światłych cnotą i rozumem jednostek, jak arcybiskup Zamoyski, jak Jan Swoszowski i inni.
Ale przed wszystkimi i nad wszystkimi Stanisław Żółkiewski. Gdyby innych wcale nie było, on sam jeden wystarcza, aby odkupić grzech i sromotę czasów. Jest on dla nas czemś więcej jeszcze, niż wielkim mężem, jest wielkim Polakiem, bo jest syntezą i krystalizacyą wszystkiego, co było świetnego, dobrego i wzniosłego w naturze specyalnie polskiej. Wojownik, dziejopis, statysta, orator, uczony, gospodarz, na wszystkich polach swojej działalności znakomity, na niektórych niezrównany, zawarł w swoim charakterze i w swoich zdolnościach całe bogactwo polskiej duszy, całą bujność polskiego geniuszu. Czem był dla Polski, mówić nie potrzeba, a gdyby nawet potrzeba, nie byłoby to na miejscu w tej pracy, która poświęcona życiu i obyczajom jednej tylko dzielnicy polskiej, z konieczności traktować musi wielkie nawet postacie pod małym horyzontem – czem był jednak dla województwa ruskiego a specyalnie dla ziemi lwowskiej, tego nie dotknąć krótkiemi choćby słowy, byłoby krzywdą, wyrządzoną czasom, odjęciem wszelkiego światła z ich posępnego obrazu.
Na samym prawie wstępie pory, którą objęło nasze opowiadanie, wyrasta nagle, powiedzielibyśmy dziś, że z amerykańską prawdziwie szybkością, cały gród murowany, obronny, jak na owe czasy i na ruską ziemię monumentalnie wspaniały, wyrasta na miejscu winnickiego sioła Żółkiew z swoim potężnym zamkiem, z niepospolitym architektonicznie kościołem, z murami i bramami, których szczątki do niedawna jeszcze nadawały miastu jakoby coś z malutkiego Krakowa, a i po dziś dzień budzą tyle wielkich wspomnień cnoty, ofiarności, heroizmu, że chciałoby się całować tę ziemię, którą deptały stopy całego pokolenia bohaterów. Żółkiew staje się dla ziemi lwowskiej ogniskiem kultury, przybytkiem cnót patryotycznych, przykładem i światłem. Jej mury są tarczą dla tysięcy ludu przeciw zagonom ordyńców, ale jej pan, dziedzic i twórca, jest mieczem całej Polski.
Z tego dumnego zamku, z tego kwitnącego miasta, które samo jedno świadczy już o twórczej energji, o wielkości i sile charakteru, najmniej pociechy ma ten, którego wolą i pracą jakby wyrosło z pod ziemi. Żółkiewski jest gościem tylko w swojej ulubionej Żółkwi, gościem tylko u domowego ogniska, gościem u swojej Reginy, "małżonki sercem ukochanej i wieczyście miłej." On, co 44 razy wyruszał na pola walki, bo sam powiada o sobie, że "czterdzieście cztery obozy złożył," nie mógł, nawet marzyć o cichem szczęściu domowego życia, o ziemiańskich sprawach, które tak cenił i na których się znał doskonale, o swoich studyach uczonych i klasycznych, które tak ukochał – Horacyusz, którego umiał na pamięć, był mu towarzyszem w obozie a nie wśród wczasów żółkiewskich. Ale choć zawsze prawie nieobecny swoją osobą, obecny był zawsze jakby duchem, jakby niewidzialnym a przecież zawsze skutecznym wzorem, jakby magiczną siłą wielkiego imienia i wielkiego przykładu, jakby jasnym refleksem, który z dalekiej wojny, z odległych kresów ojczyzny, z nad Bałtyku, z Moskwy, z Wołoszy biegł powrotną falą do Żółkwi.
Wróg swawoli, wierny aż do abnegacyi sługa obowiązku, lojalny stronnik tronu bez egoizmu i służalczości, magnat bez prepotencyi, prawdziwy apostoł karności i posłuszeństwa prawom ojczystym – Żółkiewski jest antytezą wszystkich tych krnąbrnych, hardych, samolubnych charakterów, w które tak obfitowała pora naszego opowiadania. Samą siłą etyczną wywiera on wpływ zbawienny na swoje otoczenie, na całe województwo ruskie a w szczególności na ziemię lwowską; rzecby można, że oczyma złe rozgania. Ludzie bez wszelkiego respektu dla prawa, z respektu dla niego poskramiają swoją zuchwałość, poddają się jego medyacyi, szanują jego polubowne wyroki. Uciskani przemocą biegną do Żółkwi po ratunek, zagrożeni prywatną wojną wzywają tam protekcyi i rozjemstwa, spory rodzinne, blizkie już tragicznego przesilenia, tam znajdują zażegnanie. Hetman jest protektorem miasta Lwowa, dobrodziejem jego instytucyj, hojnym szafarzem ksiąg uczonych dla młodzieży i bibliotek klasztornych, obrońcą przed swawolą żołnierza lub szlacheckiego oczajduszy. On jeden umie poskromić swawolę żołnierską; gdzie już mandaty królewskie są bezsilne, jego ordynansy znajdują jeszcze posłuszeństwo. Moc to człowieka, któremu każdy wierzy, o którym każdy wie, że tak mówi, jak myśli, tak robi, jak mówi.
Wszyscy się w tym czasie pieniali i zajeżdżali: w aktach procesowych poniewierają się najdostojniejsze i najszanowniejsze zkąd inąd nazwiska polskie – nazwiska Żółkiewskiego w aktach procesowych nie znajdziesz, świeci ono wiekuistym blaskiem tylko na kartach dziejowych, na najpiękniejszych i najbardziej tryumfalnych. Buntownicza dewiza: "Prawem i Lewem" budziła w nim wstręt i oburzenie – każdy wybryk pychy i awanturniczej ambicyi potępiał surowo; wiemy, z jaką indygnacyą patrzył na wyprawy
Mniszchowskie z Samozwańcem, jak go gniewały lekkomyślne expedycye "panów zięciów Mohiłowych" po hospodarstwo wołoskie, jak bolał nad wojnami prywatnemi bratanka swojej żony, Jana Szczęsnego Herburta, którego synowi swemu wskazywał jako odstraszający przykład, do czego prowa-
Fig. 3.
Stanisław Żółkiewski.
dzą anarchiczne zachcianki. Na tle swego czasu i swojego środowiska mąż cnoty prawdziwie legendarnej, nie dziw, że zostawił po sobie pamięć, opromienioną nimbem poetycznych legend. Zaraz po tragicznej a tak bohaterskiej jego śmierci pod Cecorą opłakiwanej szczeremi łzami we Lwowie, urosły te podania jak polne kwiaty na świeżej mogile. Opowiadano, że jak do św. Franciszka tak i do niego garnęli się niebiescy ptaszkowie, że odbieżonego w dzieciństwie przez piastunkę na łące osłaniał przed skwarem słonecznym potężnemi skrzydły ptak jakiś nieznany, tajemniczy; że wśród zgiełku zwycięzkiej bitwy pod Kłuszynem ptaszek białopióry usiadł przy nim na koniu, że słowiki wlatywały do jego komnaty w zamku żółkiewskim i cieszyły mu serce swym słodkim, jemu osobno poświęconym śpiewem.
Drugim dobrym duchem ziemi lwowskiej a poniekąd i całego województwa ruskiego był Jan Zamoyski, Grzymalita, "ksiądz lwowski," bo jak n… p… kasztelana krakowskiego zwano pokrótce "panem krakowskim " tak arcybiskupa lwowskiego tytułowano "księdzem lwowskim." Arcybiskup Zamoyski był przyjacielem serdecznym hetmana Żółkiewskiego, a ponad przytoczenie tego faktu nie potrzebuje większej pochwały. "Dał nam Pan Bóg w ten kraj księdza arcybiskupa lwowskiego" – mawiał i pisał Żółkiewski o Zamoyskim, i rzeczywiście był to pasterz boską opatrznością ludziom zesłany. Jemu w testamencie swoim oddaje Żółkiewski w opiekę swojego syna, do jego przyjaźni się odwołuje, "bo z nim żyjąc z młodszych lat, znał zawdy stateczną przeciw sobie łaskę."
Arcybiskup Zamoyski łączył w sobie dziwnie wszystkie cnoty i zalety, aby być powagą, medyatorem, rozjemcą, apostołem zgody i spokoju w powiecie, w ziemi, w województwie. Surowy dla siebie, dobrotliwy dla drugich, głęboko uczony a pełen prostoty, dyplomata zaprawiony na legacyach do papieża i sułtana, znawca doskonały serc ludzkich a przedewszystkiem polskich szlacheckich, spokojny i łagodny, ale kiedy trzeba, cięty i krewkiego słowa, imponujący powagą osobistą i hierarchiczną a przecież wesoły i jowialny – kochany był i wysoce szanowany przez magnatów, szlachtę i mieszczaństwo, i wywierał najdobroczynniejszy wpływ na najszersze koła. Poskramiał i jednał groźbą i prośbą, ferworem i humorem, pokonywał najuporniejszych Chrystusem i Seneką. Bo jak Żółkiewski ukochał Horacego, tak dla Zamoyskiego świecką ewangelią był Seneka, którego według znanej tradycyi uważał stanowczo za chrześcianina. Siła arcybiskupa polegała natem samem, co siła hetmana Żółkiewskiego. Charakterem swym, cnotą obywatelską, całym sposobem życia stwierdzał to, czego chciał, czego uczył drugich; działał mocą osobistego przykładu, mógł śmiało mówić: Czyńcie jako ja. Nie było lepszego i ofiarniejszego obywatela i patryoty nad niego; towarzysz i świadek jego działalności na stolicy arcybiskupiej, ks. Pirawski, opowiada o nim, że na wieść o każdej publicznej klęsce, o każdem niebezpieczeństwie Rzeczypospolitej płakał rzęsistemi łzami. Płakali także inni, może równie szczerze; ale on nietylko sam płakać ale i cudze łzy ocierać umiał. Kiedy po klęsce Stefana Potockiego na Wołoszczyźnie kwiat młodzi szlacheckiej dostał się do niewoli pogańskiej, on pierwszy dał 1000 dukatów na jej wykupno z jasyru.
Przytoczyć by można długi szereg wypadków, w których Zamoyski zdeptał w zarzewiu płomień nienawiści, buntu i zemsty, pogodził zaciętych wrogów, zapobiegł wojnie prywatnej. Póki on żył i Żółkiewski, nie było w ziemi lwowskiej żadnej takiej wojny, podczas gdy w ziemi halickiej i przemyskiej bijano się, zajeżdżano, zabijano. Ale nietylko na ziemię lwowską, i na całe województwo rozciągał się jego wpływ dobroczynny. Interwencya i słowo jego bywały zawsze jakby oliwą wśród burzących się fluktów sejmikowych w Sądowej Wiszni; w najrozpaczliwszych momentach prywatnej wojny strony uciekały się do niego; dość przypomnieć jego pośrednictwo między Dyabłem Stadnickim a Konstantym Korniaktem, między Szczęsnym Herburtem a Stanisławem Stadnickim z Leska. Że nie zawsze udawała się jego pokojowa misya – nie dziw; w tych czasach powszechnego zaburzenia w kraju i rozpasania się samowoli prywatnej i namiętności politycznej trzeba było miecza a nie pastorała, a skuteczne Quos ego mogło było zagrzmieć chyba z paszcz armatnich.
Ziemia lwowska szczęśliwszą była od innych ziem województwa ruskiego, bo możnowładcze jej rody, jak Sieniawscy, Daniłowicze, Sobiescy, nie nadużywały prawa i nie uciekały się do lewa. Prawie żadna z wielkich familij tej ziemi nie miała swojej wojny prywatnej. Tego ideału, do którego tęsknił przytaczany przez nas w jednym z poprzednich rozdziałów szlachcic-anonim, kiedy mówi, że "jużby rad potem umarł zaraz, by się tego tylko doczekać mógł, aby się w powiecie choć dziesięć osób godnych a cnotliwych na to udało, żeby niżeli nadejdzie trybunał, wszystkie sprawy doma porównali, pojednali" – tego ideału daleko bliższą była ziemia lwowska niż cała reszta województwa, oprócz bowiem tak znakomitych mężów o wielkim a zbawiennym wpływie osobistym i hierarchicznym, jak hetman Żółkiewski i arcybiskup Zamoyski, posiadała w najlepszym czasie całe grono poważanych i kochanych przez szlachtę medyatorów, między którymi obok dwóch Leśniowskich, podczaszego lwowskiego Jakóba i Wojskiego żydaczowskiego Krzysztofa, jedno z pierwszych miejsc a może i najpierwsze należy się Janowi Swoszowskiemu, pisarzowi ziemi lwowskiej, założycielowi miasteczka Janowa, hojnemu dobroczyńcy lwowskich Dominikanów, którego piękny alabastrowy pomnik nagrobny, o rysach twarzy oddanych z portretowym realizmem, uszedł szczęśliwie zniszczeniu i zdobi dotąd kościół tego zakonu.
Swoszowski był postacią wielce popularną i wpływową, nietylko w ziemi lwowskiej ale nawet w całem województwie. Bardzo rozumny a przytem łatwy i jowialny, doskonały psycholog szlachecki, uczynny i nieżałujący czasu i głowy na usługi panów braci, i co może najważniejsza: jeden z najtęższych znawców prawa, posiadał wszystkie przymioty, jakich tylko wymagać było można od polubownego pośrednika i rozjemcy. Jako prawnik znany jest w historyi z swego projektu uproszczenia procedury sądowej, jego Postępek prawny skrócony, przyjęty przez sejm w r. 1611, ale niestety zaraz potem unieważniony, nie był zapewne doskonałą reformą, ale w znacznej przecież mierze rozjaśniał ciemności procesowego labiryntu i wprowadzał jaki taki ład w powikłaną rozmaitość kompetencyi władz i instancyi.
W aktach przewija się Swoszowski bardzo często jako sędzia polubowny, a zawsze z dobrym pojednawczym skutkiem, i można śmiało powiedzieć, że człowiek ten wiele krwi i wiele ruiny oszczędził swemu burzliwemu społeczeństwu. Nie przytaczając licznych sporów prywatnych, którym jakby żmijom powyrywał kły jadowite, dość tu przypomnieć jego wielce zręczną interwencyę na zjeździe nad rzeką Rak w r. 1587, kiedy to między szlachtą województwa ruskiego o sprawy przedelekcyjne i o nieprawidłowe w oczach pewnej jej części mianowanie Stanisława Żółkiewskiego, ojca hetmana, wojewodą ruskim, spór stanął był na ostrzu szabli. Lada chwila mogło przyjść do krwawego starcia a w następstwie do zawichrzenia całego kraju – zażegnał burzę Swoszowski, występując z projektem pośrednim, który wprawdzie nie doprowadził do zgodnej uchwały, ale odwrócił katastrofę, a o to głównie chodziło. On to oddał nieocenione usługi hetmanowi Żółkiewskiemu, kiedy szło o uspokojenie żołnierskich kup polskich, zaciągniętych na służbę multańską przez Mohiłów a zagrażających ciężką klęską nietylko województwu ruskiemu ale poniekąd i Rzeczypospolitej.
Ale kiedy mowa o dodatnich czynnikach ładu i spokoju w ziemi lwowskiej, nie można pominąć i stolicy.
Lwów w dobrej swojej porze, a pora ta sięgała w pierwsze dziesiątki lat XVII. wieku, był ogniskiem społecznej cywilizacyi, a jego zwarta, organiczna, na ścisłej woli prawa ugruntowana municypalnośc miała propagacyjną obyczajową siłę. Jak był warownią Rusi, strażą kresową, przedmurzem Polski, tak samo byt wzorem karności i posłuszeństwa, mocnym przykładem społecznego rygoru i to rygoru, który przy srogości niemieckiego prawa przeradzał się niekiedy w grozę bezlitosnego despotyzmu. Szlachta szanowała i bała się Lwowa, u jego bram jeszcze w początkach XVII. wieku swawolna szabla kryła się w pochwę, a niejeden oczajdusza herbowy zapoznał się z Gelazynką lub dał nawet gardło na ratuszu. Wobec groźnych niebezpieczeństw szlachta ziemi lwowskiej zawierała przymierza odporne ze Lwowem, jako równa z równym, a sympatyczne węzły łączyły zawsze stolicę z wielkiemi rodzinami Rusi. Zamoyski był gorącym przyjacielem i protektorem Lwowa, kochał go hetman Żółkiewski. Mówi się dużo o Lwowie jako o wale ochronnym od zagonów pogańskich, ale niedość jeszcze stwierdzenia i uznania znalazła jego rola dodatnia w zamieszkach wewnętrznych, w dziejach anarchji. Były czasy, kiedy te łyki lwowskie ważyły wiele na szali, przechylając ją na stronę społecznego porządku, przynajmniej w promieniu swoich armat basztowych. Rozhukana fala swawoli kładła się nieraz bezsilnie u podnóża murów lwowskich, wojna prywatna gasła u jego bram i zwodzonych mostów – dość tu wskazać na ostatni epizod wojny Herburta z Stadnickimi, o którym w dalszym ciągu będzie mowa.
Z upadkiem stolicy, z ubytkiem moralnie dostojnych osobistości, ubył ziemi lwowskiej ważny czynnik społecznej etyki, upadła siła poczciwej opinji. Hetman Żółkiewski nie znalazł następcy równej powagi i równego wpływu, nie zastąpił też nikt arcybiskupa Zamoyskiego. Był wprawdzie Andrzej Próchnicki, który po Zamoyskim za – siadł na stolicy arcybiskupiej, zacnym i gorliwym kapłanem i lud lwowski słusznie nazywał go "świętą duszą," ale brakło mu tych właśnie cnót charakteru i temperamentu, które były sekretem wielkiej powagi Zamoyskiego, brakło mu spokoju, miary, wyrozumienia. W draźliwie pojętej gorliwości upatrywał tam naruszenie władzy duchownej, gdzie go wcale nie było, widział tam bunt przeciw kościołowi, gdzie nikt o buncie nie myślał, i zapalczywie występując przeciw temu urojonemu buntowi, sam dopiero wywoływał bunt na prawdę. Tak się miała rzecz w r. 1624, kiedy to Próchnicki błahy spór z miastem o pewną instytucyę dobroczynną od razu pojął jako bezbożny zamach na władzę duchowną i rzucił grom interdyktu na stolicę tak słynną przecież z katolickiej żarliwości swego patrycyatu.