- W empik go
Prelekcye o filologii klassycznej i jej encyklopedyi miane w półroczu letnem r. 1850 - ebook
Prelekcye o filologii klassycznej i jej encyklopedyi miane w półroczu letnem r. 1850 - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 405 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Pismo obecne początek swój wzięło z notatek prelekcyjnych. Występując po raz pierwszy w nowym zakresie działania, do którego zaszczytne dla siebie powołanie otrzymałem, w połowie już kursów akademickich, sądziłem że w krótkim tym czasie, jaki mi do końca półrocza zostawał, w ten sposób najwłaściwiej zadaniu swemu odpowiem, jeśli rozwinę przed słuchaczami istotne znaczenie i umiejętną dążność nauk filologicznych w ogólności; czyli innemi słowami, jeśli zakreślę w ciągu kilkunastu odczytów całe koło, wśród którego mieści się pole badań nad klassyczną starożytnością. Tak więc przedmiotem prelekcji owych była encyklopedia filologii klassycznej w zarysie, czyli tak zwana encyklopedia formalna.
Pospolicie przez encyklopedyą umiejętności jakiej rozumieją przedstawienie tejże nauki w całości, ze wszystkiemi jej gałęziami, i to przedstawienie takie, że cały zasób materiału treść jej stanowiącego w gotowym, w dokonanym rezultacie stawia się przed oczy czytelnika. Wtem znaczeniu encyklopedia jest zebraniem wszystkich nauk do gałęzi tej należących z całym przyborem ich materiału i rezultatów, w krótkości i zupełności zarazem; jest niejako ujęciem w fakt zewnętrznie dany wszystkich poszukiwań i całej wiedzy nabytej w zakresie tejże umiejętności. Ten rodzaj encyklopedyi najwłaściwiej nazwaćby można encyklopedią materialną, chodzi tu bowiem przedewszystkiem o zestawienie całego materiału, całej przedmiotowej strony treść nauki stanowiącej, w jednem przedstawieniu, w jednej książce, której zadaniem: zawierać ile możności wszystko, co do zakresu owej umiejętności należy, i służyć za doręcznik, za pomoc w każdej wątpliwości w rzeczach lego rodzaju. Takiem to dziełem są znane encyklopedie filologii Schaaffa i Hoffmana, o których obszerniejsza wzmianka dana jest w swojem miejscu. Jest jednak inny jeszcze rodzaj encyklopedyi. Czasem nie zależy autorowi natem, aby wyczerpnąć samże materiał nauki; ale aby ją sama… na wlaściwem stanowisku postawić lub też przedstawić. Aby zapoznać czytelnika nie z materiałem zaraz samym, ale z duchem materiału, który jest jej przedmiotem. Aby go oprowadzić po całej dziedzinie swojej umiejętności, ale oprowadzić w ten sposób i z takiego oddalenia, z którego nie widać mniejszych zapełniających przestrzeń jej przedmiotów, ale tylko większe rozmiary i ten ład a porządek, bez znajomości którego, poznanie owej strony materialnej będzie znajomością szczegółów i drobiazgów bez widoku na całość, bez świadomości myśli i zasady fundamentalnej, bez wiedzy, na co i po co poznajemy owe szczegóły. – W takim razie stawia sobie autor zadanie, ażeby zapoznać czytelnika przedewszystkiem nie z materiałem nauki, do której przystępuje, ale z samą nauką: z jej zasadą, znaczeniem i celem, z jej umiejętnemi odnogami czyli częściami, i ze stosunkiem, w jakim się one i względem samych siebie nawzajem i względem swej całości czyli zasadniczej nauki mają. Taką encyklopedią najstósowniej nazwać albo formalną albo encyklopedią w zarysie.
Dobra i pożyteczna jest encyklopedia materialna, jeśli naukę, do której ona się odnosi, już się poznało a przynajmniej aż do pewnego stopnia przyswoiło. W takim razie wyręcza ona dogodnie niezawsze pewną siebie pamięć, w takim razie suchy fakt, imię, dnia, zapisane urywkowo i na pozór bez związku, wywołują, w pamięci i umyśle czytającego cały łańcuch wspomnień i poznanych dawniej rzeczy w odświeżonem świetle, i na podstawie wyobrażeń i pojęć ogólnych, których się nie zapomina nigdy, i które, jeśli tylko były w ogóle kiedykolwiek prawdziwie poznane, najdrobniejszy nawet szczegół budzi, uobecnia na nowo w świadomości. – Ale jeżeli dopiero przystępuje się do umiejętności, jeżeli cały obszar dopiero poznany być ma, i nie ma sobie nic przypominać, bo się nic nie zapomniało, gdy nie było co zapomnieć: – tedy, zdaniem mojem, chyba na odstraszenie od nauki zaczynałby kto od encyklopedii mamaterialnej; tedy starać się także wprawdzie należy o całość umiejętności, gdyż od całości zaczyna i na całości kończy, kto umiejętnie poczyna w naukowości; ale od całości wziętej więcej ze stanowiska ogólnego, zasadniczego, duchowego: czyli krótko ze stanowiska formalnego (w dobrem znaczeniu wyraz ten rozumiejąc).
Tą to więc powodowany myślą otworzyłem zawód mój nowy odczytami o encyklopedyi filologii klassycznej w zarysie; i składam obecnie rzecz przed półrokiem rozwijaną ustnie, w obec zamkniętego grona słuchaczów, spisaną i ujętą w zwięźlejsze kształty w tym celu przed całym ogółem czytającej publiczności, ażeby dać w rękę tych wszystkich, którzy się będą chcieli bliżej zapoznać z umiejętnością filologiczną, wskazówkę, jakim sposobem, kierunkiem i jakiemi pomocniczemi środkami cel swój osięgnąć potrafią, przyczem szczególniej przyszłych filologów z powołania mam na oku; – następnie zaś i przedewszystkiem składam ją w tym celu, aby przesądy przeciw tej umiejętności tak pospolicie u nas rozpowszechnione a na oczywistej nieznajomości rzeczy oparte, samem przedstawieniem znaczenia tej nauki i kierunku jaki wzięła obecnie, usunąć, rozwiać, a przynajmniej odesłać dokąd należą: do ludzi, którzy tylko miarką bezpośredniej utilitarności zdolni są mierzyć ważność i szczytność umiejętności.
W polemikę z stronniczem uprzedzeniem przeciwko filologii w piśmie samem, które tu wydaję, nie zapuszczałem się wcale; przekonany, że najlepszą polemiką będzie tak rzecz przedstawić, aby jej się będące w obiegu zarzuty wcale czepić nie mogły. W tem jednak miejscu przynajmniej, jako w przypisaniu i przedmowie, pominąć nie mogę uwagi, że smutną jest rzeczą, iż u nas nawet ludzie skądinąd uczeni i poważani w literaturze, dali się słyszeć z zdaniami o badaniach starożytności więcej jeszcze lekkomyślnemi jak pozornemi. Łatwy to sposób, zasłużyć sobie na sławę popularności i postępowości w naukowym zawodzie, ganiąc rzeczy, które właśnie należą do najtrudniejszych i najmniej przez młodzież ulubionych. Kiedy wielcy, uczeni pisarze głoszą, że dokonały się czasy filologii, jakżeż tu jeszcze rachować u młodych na zapał do pracy… i do nauki? Takie hasła zawsze odzew swój znajdą!
Mianowicie stosuję to do tego, co Michał Wiszniewiski w I. tomie Historyi Literatury swojej o filologii powiedział. Uważam sobie za obowiązek, odeprzeć zdanie zasłużonego tego skądinąd pisarza jak najmocniej i jak najstanowczej, a odeprzeć je właśnie z tego samego miejsca, z którego przed 10 laty wyrzeczone zostało, a odtąd często może bez niczyjego upomnienia się, powtarzane i z uszanowaniem przez młodzież przyjmowane bywało. Mówi autor na str. 42. "Jeszcze niedawno uwielbienie dla starożytnych zaślepiało nawet najuczciwszych. Bardzo długo pisarze greccy i rzymscy za nieomylnych uchodzili świadków; wszelkie ich mniemania na oślep przyjmowano, nawet ich przesądy miały jakowąś powagę. " (Literalnie za powagę uchodziły chyba tylko w miałkich, przewrotnych głowach. Mają ją zaś rzeczywiście i zawsze mieć będą o tyle, że i przesąd nawet jest czemś historycznem i maluje ducha wieku, w którym panował, tak dobrze jak najtrafniejsza prawda!) "Ich system słoneczny, mylna geografia, pełna błędów metafizyka (– a naszaż metafizyka, myślinimi, bożyca etc… etc… jestże od nich zupełnie wolna?)" wygnane z rzędu wiadomości ludzkich do ich historyi, długo jeszcze za nieomylną uchodziły prawdę. (?)….. "Kłamstwo greckiemi głoskami drukowane równało się prawdzie. (ach! jakże go więcej w głoskach, jakiemi podziśdzień piszą! – Wreszcie, jeżeli kiedykolwiek równało się prawdzie, to tylko prawdzie względnej, prawdzie ówczesnego wieku, która była szczeblem do prawdy dzisiejszej, jak dzisiejsza będzie nim do prawd przyszłości!) "Ale teraz czasy zmieniły się. Szanujemy greckich i rzymskich pisarzy, jak wszelkie pomniki przeszłości. Cała oświecona Europa oburzała się, gdy się wieści rozeszły, iż teraźniejszy władzca Egiptu piramidy ma rozbierać, a wszelako nikt teraz piramid budować nie myśli. Tak się ma z literaturą starożytną. " (To wszystko prawda). "Swiat Homera i Arystotelesa daleko się odsunął, nie ma żadnego związku z epoką Trentowskiego i Mickiewicza. (To wielki fałsz! Że mało może być związku między Arystotelesem a Trentowskim, na to z ubolewaniem zgadzam się. Ale któż się zgodzi na to, aby go między Homerem a Mickiewiczem nie było?! Nie rozwodząc się nawet już nad tem, że Mickiewicz bardzo dobrze zna utwory starożytne, i trzymając się myśli autora, któremu o świat Homera i świat Mickiewicza, a nie o tych dwóch poetów chodzi, myślę że stawiam twierdzenie uznane przez najcelniejszych filozofów, że świat Mickiewicza jest tem, czem jest, tylko dla tego i przez to, że się odnosi i opiera na świecie tamtym, że jest jego światodziejowym dziedzicem, jego wychowańcem, jego następcą, jego dzieckiem, a jako taki, jakżeby nie miał mieć związku z światem Homera? Przeczyć to, jest to przeczyć całego ducha, jaki porusza i unosi dzieje rodu ludzkiego, jest to rozrywać węzeł epok z epokami, jest to nakoniec zamykać oczy na to, co się mimowolnie, nieodzownie ku widzeniu samo podaje. Bo czyż np. i o Goethem, który do świata Mickiewicza także należy, który jest może jego najwalniejszym, najwybitniejszym wyobrazicielem, także powie autor, że nie ma między nim a światem Homera związku, wpływu, śladu głębokich studiów owej prastarej epoki klassycznej?) "Literatura grecka i rzymska, już tylko do historyi należy (zapewne! ale czegóż to ma dowodzić? co tu ma znaczyć to pogardliwe już tylko? mamyż dla tego już o nich zapomnieć, zerwać wszelkie związki, jakieby nas z niemi łączyć mógły? jeżeli tak rzeczywiście uczynićby należało, to trzebaby zerwać i z całą historią, do której te literatury jak autor sam twierdzi, należą.) "Wreszcie nie potępi nas historia, żeśmy się na łacińskiej literaturze kształcić nie chcieli; (za to nas nie potępi; ale mogłaby potępić, żeśmy się nie umieli na niej jakby należało kształcić, bez niewolniczego naśladownictwa); "wszakżeśmy dwieście najpiękniejszych lat na to już poświęcili (rozumie tu zapewne autor wieki XVI i XVII, byli wtedy wszakże polscy pisarze, którymi się do dziś dnia chlubimy; w wieku zaś XVIII nie poświęcaliśmy się literaturze łacińskiej, bo uczyć się popsutej łaciny nie jestto poświęcać się literaturze łacińskiej: a przecież upadaliśmy coraz niżej i w piśmiennictwie i w obyczajach i we wszystkiem co narodowi jest drogiem! otóż takiemiż to dowodami historyi P. Wiszniewski twierdzenie swoje podpiera?) "wszakżeśmy drugiego Horacycsza i Owidyusza wydali (i to fałsz – dalecy byliśmy od tego! pierwszego lepszego naśladowcę Owidyusza drugim Owidyuszem nazywać, jest to wywodzić lucus a non lucendo: Owidyusz był oryginalnym poetą! Żaden naśladowca nazywać się drugim Owidyuszem już z tego samego powodu nie może i nie powinien!); "kołując po błędnej ścieszce już dalej zajść nie podobna. Zgorszy to może tych, co od nałogowych w literaturze wyobrażeń umysłu swego odkleić nie mogą. Niewdzięczność, powiedzą, obracać się tyłem do źródła, w którem pragnienie ugasiłeś. (Niewdzięczność jest wyraz sentymentalny, który tu niema miejsca. Jabym tu użył wyrazu, który się nie do serca, ale do rozumu odnosi). "Literatura rzymska zawsze będzie szanownym pomnikiem przeszłości, ale nie jedynym wzorem, ani granicą wszelkiej literatury i wiedzy, (to każdy rozsądny podpisze, ale któż też inaczej twierdzi?) "Pomijam, że zwykle ci, co najwięcej chwalą Horacego i Wirgiliusza, sami nigdy nic nie stworzyli; tak iż się zdaje, iż uczucie ciągłego uwielbiania dla tych poetów wytrawiło w nich ducha poetyckiego (zdanie to samo w sobie niezawodnie jest trafne; ale ileż tu słodkiej trucizny dla niedoświadczonej w szermierstwie syllogizmów młodzieży! Jakże jej łatwo wyprowadzić ztąd wniosek dalszy: więc nie chwalić Horacego i Wirgiliusza, z góry ich potępić, ignorować, zapomnieć, że kiedykolwiek żyli – oto droga, oto przepis, aby kiedyś roś "stworzyć, " aby rozwinąć w sobie ducha poetyckiego! I tak też w rzeczy samej się działo; właśnie w czasach tych ostatnich i w tych stronach naszych: byli prawdziwie utalentowani, duchem poetyckim obdarzeni ludzie, którzy godni byli lepszych rad, rozsądniejszego kierunku i lepszego losu, niż jakiego się doczekali! Oni to także chcieli bez rozwinięcia wewnętrznych potęg umysłu, bez nauki, bez pracy – "tworzyć"! – Niestety – zmarnieli, zginęli i nic nie stworzyli!) "Ale kiedy koniecznie my starsi od młodszych (starożytnych) uczyć się mamy, toć nam nie łacińskich, którzy są tylko echem; ale greckich autorów, jak Horacyusz radzi, dzień i noc rozczytywaćby należało. (Tak jest zaiste. W tym duchu należało przemawiać z katedry do młodzieży)."Greckich więc autorów tłomaczenia "możeby jeszcze i dzisiaj niejaki pożytek sprawiły. ("Więc"? rozczytywać greckich autorów, czyż to znaczy rozczytywać ich tłómaczenia? skądże przez pomost więc doszlimy naraz do tłómaczeń? Nie o to tu chodziło; ale autorowi tędy droga do Kochowskiego –) "Wszelako, każdy zemną się zgodzi, że tłómaczenie np. Klimakter ó w Kochowskiego (aha!) byłoby dla nas pożyteczniejsze (Każdy? Ja sądze inaczej. Kto ich po łacinie czytać nie może, temu się i tłómaczenie nie na wiele przyda; gdyż historyi z nich samych się nie nauczy, trzebaby mu i tak jeszcze przewartować wiele pism innych, po łacinie pisanych, których tłómaczenia nie ma i zapewne nigdy nie będzie).,. Polsko – łacińska literatura, znana tylko uczonym, o której tylko głuche wieści po kraju chodzą, czeka z utęsknieniem na tłumaczów; (któż winien tych głuchych wieści"? Któż to odstrasza młodociane pokolenie od pracy nad językiem starożytnym, ktory jest środkiem do poznania tej polsko-łacińskiej literatury? Zaiste tylko głosy, skądinąd przeważne, a podobne do tego, który tu kommentujemy).
Nakoniec, po postawieniu całego tego rusztowaniu rozumowań, kończy tak autor: "minęły wreszcie czasy Filologii łacińskiej i greckiej, która dla kultury zrobiła już co zrobić mogła; a u nas filologii łacińsko-polskiej i słowiańskiej ustąpić musi, (więc wedle autora, tłómaczyć dzieła Kochowskiego albo Kadłubka, jest to zajmować się filologią łacińsko-polską: cóż to za wyobrażenie o filologii!) "Ten skon Filologii greckiej (więc już skon! już ją pogrzebali!) "którą już i w Niemczech mniej zajmują się, ani zasmucać, ani zadziwiać nas nie powinien; (jeżeli się nią w Niemczech w rzeczy samej mniej zajmują, to się zatem jeszcze przecież zajmują; więc jakże pogodzić ziem owo doniesienie o skonie?– Ale obaczmy, jaki też autor daje dowód na to, że się istotnie "mniej" już zajmują. W przypisku do tego miejsca na dole takie poparcie czytamy: "Już w roku 1825. Jerzy Munnich niegdyś professor akademii krakowskiej, sławny skąpiec, który nazbierawszy wiele pieniędzy, umarł z głodu w Wilnie, tak się na filologów niemieckich uskarża: (czytając to każdy zadziwi się, że też taką właśnie wybrał sobie autor powagę! Professor – skąpiec – jakąż daje rękojmię, że skargi roztacza słuszne? Bąć co bąć, ja spodziewałem się dalej wyczytać, że filolog ten uskarżać się będzie na filologią ze stanowiska finansowego, to jest iż już ona nic nie przynosi, a w dalszem następstwie, że więc już kona i ustępuje miejsca filologii łacińsko-polskiej. Gdzie tam! Nie o to mu chodzi; ale obaczmyż, co też to autor z Munnicha przytacza: "Zdaje mi się (są słowa Munnicha), że nauki starożytne w Niemczech przyprawione zostały o szwank, który codzień szerzej a bezkarniej grassuje; tyle bowiem nowych corocznie pojawia się wydań starożytnych pisarzy, że niestało by człowiekowi życia, ażeby je nie powiem wszystkie przeczytać, ale choć zwierzchu tylko obejrzeć. I ponajwiększej części zwykli ludzie młodzi, do sławy krytyków więcej niż słusznie wzdychając, w przesławnych tego rodzaju edycjach składać pierwociny swój sztuki; owoż nagromadzą zewsząd mieszaninę różnych sposobów czytania (lekcyi), w trzech lub czterech miejscach przedstawią nowe domysły; pochwałą lub też zgania i z lekceważeniem wspomną o Bentłeju, Runkeniuszu, Wolfie, Heynem, HerMaNIe lub innym jakim sławnym człowieku, którego nieszczęśliwa jaka gwiazda sprowadzi w ręce surowych naszych Arystarchów; dodadzą nadto index taki, jaki do wiekopomnej swojej historyi chciał Cerwantes dołączyć, i otóż! masz gotowe nowe pisarza starożytnego czy przejrzenie, czy opracowanie z wielką usilnością dokonane, wolne od pomyłek które opieszalsi wydawcy pozostawiali, (jak Się nie bez dumy chełpią); a ta wyborna edycya, ledwo prasę opuściła, już ustępuje miejsca drugiej."
Słowa te umyślnie z łaciny, w której są cytowane, na polskie przełożyłem, aby zapytać wszystkich w obec i każdego z osobna, czy powyższe słowa Munnicha, w których P. Wiszniewski postawił niby to dowód twierdzenia swego, iż filologia skonała i już się nią w Niemczech mniej zajmują, czy słowa te nie zbijają raczej jak najwyraźniej tego twierdzenia? Munnich się skarzy (i słusnie), że tyle corok wychodzi edycyi dzieł starożytnych w Niemczech, iż "życie człowieka na to nie starczy, ażeby je z powierzchu tylko obejrzeć: "– nasz autor wnioskuje z tego, że zatem mniej już się filologią zajmują, zgoła że jej już nie ma – skonała!! Takie wnioski wyprowadzać, to chyba tylko można z cytatów "greckiemi lub łacińskiemi drukowanych głoskami. "
Ten kommentarz do trzech tylko stron z dzieła Pana Wiszniewskiego wystarczy, ażeby odsłonić całą bezzasadność i lekkomyślność tak ostatecznego wyroku, jak rozumowań, po których autor do niego doprowadził czytelnika. Rusztowanie takie dość pchnąć jednym palcem, aby się powaliło na ziemię: ale szkoda do jakiej dać mogło i dało niezawodnie powód, zawsze niemniejszą pozostanie szkodą; gdyż młodociane auditorium, które się zdaniom podobnym zapewne często przysłuchiwało, niewątpliwie wdzięczna było professorowi za tak dogodną naukę, i nieomieszkało postarać się o właściwe a tak dla siebie wygodne sposoby, ażeby samodzielnie "tworzyć" i rozwijać w sobie "ducha poetyckiego."! – –
Cel zatem publikacyj, którą w świat wyprawiam, polega natem, ażeby młodym naszym generacjom lepsze dać wyobrażenie o nauce, która należy do najużyteczniejszych, najpłodniejszych, a którą u nas potępiają w prawdziwej niewiadomości jej prawdziwego znaczenia i dążności. Są przesądy w życiu i w piśmiennictwie, które się przez długi czas wałęsają bezkarnie; podawane tradycyjnie z ust do ust – panują nad umysłami pokoleń całych, dopóki ich kto nie zaczepi, i odsłoniwszy z konwencyjnych pozorów, w całej nicości na widok publiczny nie stawi. – Być może, że ta ignorancja pod względem tak filologii samej jak jej korzyści, także w tem tylko ma swoję przyczynę, że jej się mało kto u nas poświęcał, nikt nie bronił, wszyscy lekceważyli i potępiali, a totem usilniej, im więcej była komu obcą. Idę tu więc przeciw pospolitemu mniemaniu, ani powodowany zarozumiałością ani z chętki różnienia się w zdaniu od innych; ale z samego już powołania mojego. Bronić bowiem nauki, którą wyobrażam, właśnie teraz i właśnie tu, uważam sobie za wyraźną powinność.
Część historyczna, którą w drugiej połowie wykładów rozwinąć przyobiecałem na wstępie, wyjdzie nieco później. Nie dostawało już czasu, aby i to, co się w tomiku tym mieści, i pogląd na historyą badań klassycznej starożytności, wyłożyć w wymierzonej liczbie prelekcyj, jakem to był na początku zamierzał. Niechże więc naprzód idzie w świat to, co gotowe, reszta później nastąpi.
Pisałem w Krakowie w Grudniu 1850.
Autor.PRELEKCYA WSTĘPNA.
Widząc Was Panowie, po raz pierwszy zgromadzonych przed sobą, nie mogę zataić, że nie bez wielkiego wzruszenia stawam przed Wami.
Mieszkaniec innych stron, na Wielkopolskich wychowany równinach – od najpierwszej młodości z czcią i z uwielbieniem zwracałem myśl moję ku tej matce wszystkiej oświaty naszej; a cześć ta rosła przy każdej wzmiance dawnej jej sławy, w starych przechowanej księgach. I wzbudziły się w młodym umyśle urocze o niej marzenia, którym zdawało się że na zawsze zabraknie rzeczywistości. Tymczasem Panowie, obrót wypadków życzenia moje uprzedził. Jestem powołany, w tych murach, tyle przezemnie już z oddalenia uwielbianych, mówić do młodzieży, w której ręku znaczna część przyszłości złożona, mówić o naukach, które niegdyś, w przeszłości, za zielonych wszechnicy tej czasów, pośród wieńca innych umiejętności bujnym kwitnęły kwiatem. Powołany jestem przyczynić się, ile siły słabe pozwolą, do odnowienia badań starożytności klassycznej w tym Jagiellońskim zakładzie i polecenia ich ważności i zacności dojrzewającemu pokoleniu. Z rozrzewnieniem więc i czując całą ważność tego powołania, rozpoczynam obecnie wywięzywać się z przyjętego na siebie obowiązku.
Nauki filologiczne, jak Wam wiadomo Panowie, są wychowania szkolnego podstawą, a najwalniejszym przedmiotem badań dla tych, co się nauczycielskiemu zawodowi zamyślają poświęcić. Jakaż to ogromna ważność! Słusznie kiedyś powiedziano: w czyjem ręku katedry szkólne, ten panuje nad światem. W rzeczy samej, jeżeli młodzież wyobraża w teraźniejszości przyszłość, któż tę przyszłość ukształca, kto duchem nad nią panuje, jeśli nie ci, co nad wyjaśnieniem światła i nad zahartowaniem cnoty młodzieży pracuję, jeśli nie nauczyciele?– I natem to właśnie ja wyznanie moje oparłem, kiedym mówił, że występując po raz pierwszy przed Wami, czuję całą ważność tej chwili. Od pierwszych wrażeń jakżeż często zależy cały ciąg powodzeń późniejszych! A ja czuję, że trzeba aby się dobrze powodziło przedmiotowi, którego mam być organem, to jest badaniom filologicznym; czuję, że trzeba aby je pokochała młodzież, aby się znaleźli i tacy, którzyby je za główny prac swoich przedmiot obrali, i poświęcić się chcieli szczytnemu zawodowi publicznych młodzieży naszej nauczycieli. Wymaga tego brak obecny ludzi podobnych, wymaga potrzeba kraju i sprawa narodowej oświaty!
– Ale za nim pomyśleć się godzi o podobieństwie spełnienia tych życzeń, wypada przedewszystkiem zapytać, czy nie ma w umysłach dzisiejszej oświeconej części narodu, a mianowicie młodzieży, uprzedzeń jakich przeciw umiejętności filologicznej, uprzedzeń które zabijają wszelkie jej powodzenie w samym zarodzie.
Dziwnem zrządzeniem, w czasach odległych, gdzie cała nasza i oświata i literatura złotego wieku promieniem lśniła, w wieku XV i XVI oraz początku XVIIgo była w kraju naszym znajomość rzeczy i języków starożytnych tak rozpowszechniona, że nawet najoświeceńsze narody zachodnie wydziwić się nie mogły uderzającym a prawie powszechnym onej zjawiskom. Bez podstawy filologicznej naówczas u nas niemożna było ani za człowieka prawdziwie światłego uchodzić, ani też dostępować posad wyższych w kościele i państwie, do których drogę prawdziwa nauka toruje.– Później atoli rzeczy się zmieniły, zaczęła się wkradać ciemnota, wstręt do pracy prawdziwie duchowej wielmożył się i zaponowały nad umysłami wszystkie fałszywe pozory jakiejś oświaty, które w rzeczy samej nie były jak tylko zamgleniem i zniszczeniem całej tak umysłowej jak moralnej człowieka zacności. W tych to czasach i nauki filologiczne zwichnięto w właściwym onym kierunku. Na pozór wprawdzie ich nie zaniedbywano; owszem naukę i znajomość języka łacińskiego podniesiono tak wysoko, że uczyniono z niej prawie jedyne zadanie i jedyny całego wykształcenia warunek. Ale właśnie ta wyłączność panowania łaciny, ta jednostronność samego tylko filologicznego kierunku zabiła u nas prawdziwe powodzenie nauk, a raczej powodzenie samychże umiejętności filologicznych. Umiejętności mają to bowiem do siebie, że wtedy tylko kwitną, postępują i w bujny owoc rozwijają się, kiedy wszystkie w połączeniu panują, kiedy w właściwej sobie równowadze i zgodności jedna z drugą pozostając, nawzajem się i uzupełniają i wspierają. Gdzie się zaś przyrodzony ten węzeł zrywa, gdzie jedna tylko umiejętność, z poniżeniem i zaniedbaniem drugich, zaczyna umysły zaprzątać, tam nie tylko prędzej czy później ustać musi prawdziwie umiejętny kierunek i postęp nauk w ogólności, ale nawet ta sama nauka, która drugie zagłusza i tłumi, wrzekomem podniesieniem się po nad równowagę, rzeczywiście do upadku się chyli i z czasem na długie poniżenie i zapomnienie upada. Otóż tak było u nas co do filologii. Potworny kierunek ówczesnego wychowania, najwyższe ubóstwo ducha wśród pedantycznych uroszczeń ówczesnej filologii (jeżeli była filologią) tak zochydziły narodowi w następnych wiekach cały sposób takowego na podstawie łaciny wykształcenia, że później rzucono się raczej w obięcia francużczyzny, a studia starożytne zupełnie pomijać zaczęto.– Różne koleje następnie przechodziła literatura cywilizacya i nasza. Wywołano długę walką narodowego pierwiastku i języka z francuzkim, po szkołach zaprowadzono przeważające panowanie nauk matematycznych i przyrodzonych, za wpływem mianowicie Sniadeckiego, który rządząc moralnie nad całym wydziałem szkół i oświecenia kraju naszego, nie mógł nie wycisnąć na nim piętna własnego swego kierunku. Filologia zaś uważana była za podrzędny dodatek. Były wreszcie także zewnętrzne powody, wypadki polityczne, zmiany i reorganizacye szkół nieustanne, które raz zaniedbanym badaniom rzeczy filologicznych nie dozwoliły już podnieść się i odżyć na nowo.– Przy tem to zaniedbaniu powszechnem wkradły się i zapanowały nad umysłami uprzedzenia przeciw filologii, uprzedzenia przesadne ale tuk głęboko wkorzenione, że nawet głosy z rzadka wprawdzie odzywające się za nią nie potrafiły jej w wyobrażeniu powszechności krajowej przywrócić poważania i godności, jakie jej przynależą. Były przykłady pojedyńcze pisarzów i uczonych polskich, z czasów ostatnich, którzy posiadali obszerne a głębokie znajomości filologiczne; ich przykład jednak, właśnie że był pojedyńczy, nie zdołał przemódz raz powziętego przeciw całemu temu kierunkowi przesądu. I tak, aż do tej chwili, mało kto pomiędzy Polakami należy do liczby – nie powiem już obrońców, ale zwolenników filologii, mianowicie ilekroć zachodzi pytanie względem praktycznego jej zastósowania i zaprowadzenia po szkołach, jako podstawy i najgłówniejszego przedmiotu w wykształceniu powszechnem.
We wszystkich krajach zachodniej Europy, w Niemczech, Francyi, Anglii, Włoszech i t… d… zakłady naukowe publiczne, jeśli nie mają wyłącznych a ściślejszych zadań, jeśli nie są szkołami technicznemi, wojskowemi, kupieckiemi, agronomicznemi i t… p… ale raczej poświęcone są wykształceniu człowieka na prawdziwego człowieka, t… j… rozwinięciu wszystkich władz jemu właściwych, wszystkich potęg tak jego rozumu i sądu jak wyobraźni i estetycznego smaku – wszystkie powiadam podobne wyższe naukowe zakłady polegają na językach i studiach starożytnych jako na fundamencie wykształcenia. Filologia w stósunku do innych przedmiotów naukowych zajmuje tam dwa i trzy razy więcej czasu, jak każda inna nauka, i stanowi pole, obok matematyki i ojczystego języka, najgłówniejsze. Ten przykład organizacyi szkół wszystkich prawie wykształconych narodów, co większa zatwierdzony przez doświadczenie wieków i skutek, który obiawia się w tem, że narody wyżej wspomniane nie tylko się na wysokiem swojem pod względem oświaty stanowisku utrzymują, ale nawet coraz wyżej podnoszą; ten postęp mówię ludów zachodnich we wszystkich gałęziach wiedzy i sztuki, nie w samej tylko filologii, choć jej się w młodości każdy głównie oddaje, ale we wszystkich kierunkach duchowych: wszystko to, zdaje mi się, powinnoby być wymownym dowodem, ile pożytecznego wpływu na całe wykształcenie człowieka i narodu wywrzeć może obeznanie się z filologią, jeżeli tylko sposób i miara takowej pracy nie wykracza z granic właściwych i głównemu całego wykształcenia celowi odpowiednich.
Aczkolwiek więc mógłbym poprzestać w wyświecaniu zasług i wpływów filologii natem odwołaniu się do doświadczenia i do przykładu innych narodów, tem bardziej, iż wedle planu nowej organizacyi szkół tutejszych językom starożytnym tożsamo zapewniono miejsce po szkołach, co za granicą; aczkolwiek na fakcie tym zewnętrznym mógłbym się oprzeć jako na rozporządzeniu obowięzującem do pracy w filologicznym zakresie; jednakże koniecznem być sądzę jeżeli kiedy to na wstępie, przy samem rozpoczęciu mego obecnego zawodu, dać Panom zupełny obraz przekonania mego w tej materyi. Zamierzamy zatem wyjaśnić, skąd pochodzi, że właśnie tę pozornie martwą naukę postawiono po szkołach tak wysoko, po nad żywe, po nad własne języki i nauki; – następnie rozebrać po kolei główniejsze przeciw filologii zarzuty, ocenić je bez uprzedzenia i udowodnić, że chociaż nawet wiele z nich ma pewną słuszność po sobie, to ją ma jednak tylko dopóty, dopóki badania filologiczne wystawiać sobie będziemy zamknięte w zakresie i sposobie nieumiejętnym, próżnym ducha i myśli, a tem samem w kierunku filologii prawdziwej przeciwnym. Tam to okaże się, jakim sposobem przesądy w kraju naszym przeciw filologii powstały, jakie i przez kogo do tego dane były powody.
Z góry godzi się jak najmocniej zapewnić, że największem niebezpieczeństwem nie tylko dla umiejętnej wartości filologii, ale nawet dla samej już jej sławy był i jest brak wyższego ducha w sposobie zajmowania się nią.
Po uprzątnieniu uwag tych wstępnych, będę się starał w dalszych wykładach przedstawić w zarysie cały obszar dziedziny filologicznej. Nie będzie bez pożytku poznać zaraz na wstępie rozległość tego pola, ważność zagadnień, jakie się tu nasuwają; ich związek z najżywotniejszemi zagadnieniami całej naszej wiedzy i w ogóle umiejętności. Wypadnie więc mówić o znaczeniu czyli pojęciu tej nauki, o jej tegoczesnem stanowisku, oraz stósunku do innych dziedzin wiedzy ludzkiej. Każda nauka, jakkolwiek z jednej strony opiera się na własnych swoich zasadach i dąży do wyjaśnienia zagadnień odrębnych i sobie tylko właściwych; z drugiej Wszakżeż strony splata się z łańcuchem innych nauk i tworzy jedno z jego ogniw. Skarby i zdobycze jednej służą za podstawę dla drugiej i podtym to właśnie warunkiem jeden duch i jedno życie obiega po całem kole umiejętności, łącząc poznane z osobna materiały w żywą i jednolitą wiedzę. Tak samo i filologia graniczy z wielu innemi naukami, wspierając je, jest nawzajem od nich wspieraną. Będzie więc zadaniem naszem, z kolei zakreślić to że tak powiem filologii z innemi naukami sąsiedztwo i odsłonić ich zobopólne wpływy.
Po wyjaśnieniu stósunku filologii na zewnątrz, przejdziemy do ściślejszego jej rozbioru w sobie samej i do poznania tych pojedyńczych nauk, z których ona jako z części swoich się składa. Albowiem przedmiot i zadanie umiejętności filologicznej tak liczne a tak rozmaite strony przedstawia, że niepodobna zamknąć poszukiwań nad niemi w jednej tylko nauce. Ztąd to umiejętność ta rozgałęża się na rozmaite oddziały, czyli na nauki podrzędne, które wszystkie razem dopiero stanowią jednę zupełną całość, jednę zaokrągloną umiejętność, której ogólna nazwa: filologia. Do liczby nauk takich należy n… p… historia literatury klassycznej, starożytności, mitologia, historia starożytna i t… d. Ujęcie ich wszystkich razem w jeden obraz naukowy, przedstawienie całego tego grona czyli koła nauk nazywamy encyklopedyą filologii ( έν xύxλψ παιδεία ) , i każda udzielna umiejętność, składając się z pomocniczych nauk, ma także swoję encyklopedyą. Encyklopedyą filologii stanowi właściwe zadanie obecnych wykładów; jednakowoż nie tak ze strony jej materiału, jak raczej ze względu na formalne połączenie nauk filologicznych pomiędzy sobą. To jest: nie zamierzam i nie chcę tego zamierzać, aby Panów od razu i w jednym kursie wykładów zapoznać z całym zasobem rzeczy, dat i materiału filologicznego, gdyż to byłoby niepodobieństwem; raczej starać się będę te wszystkie nauki, które do składu filologii należą, i które poźniej z kolei i z osobna będą przedmiotem wykładów półrocznych, wprzódy w ciągu niniejszych odczytów, razem, w połączeniu tak Panom przedstawić, abyście zrozumieć mogli, jaki one i z światem starożytnym i pomiędzy sobą mają związek, jak jedna drugą uzupełnia i wyjaśnia; co każda z nich w sobie samej ma za odrębne zadanie swoje, o jakich środkach zmierza do jego rozwiązania i jak dalece potrafiła je dotychczas rozwiązać.
Tym sposobem ci, którzy zamierzają się wyłącznie poświęcić studiom filologicznym, od razu nabędą wyobrażenia o obszarze, stanowisku oraz o rezultatach nauki, którą obierają za swoją. Wszyscy zaś inni, chociaż wyłączną usilność swoją przeniosą ku innym naukom, skorzystają natem przynajmniej tyle, że im umiejętność filologii chociaż tylko z dążności nie będzie obcą, i że nabędą o niej świadomości, bez jakiej człowiek prawdziwie wykształcony względem żadnej z nauk być nie powinien.
Na ostatek nareszcie dam Panom szkic dziejowy studiów starożytności klassycznej, starając się odsłonić trudności początkowych w średnich wiekach badań nad epoką nie tylko minioną, ale nadto zasypaną gruzami państw i stosunków zapadłych, zagłuszoną twardemi szczęki języków i zajść barbarzyńskich. Trudności te okażą się z początku wielkie; tradycye bowiem świata starożytnego przez ciągłe wojny i pożogi, przez wandalizm i barbarzyństwo plemion światoburczych i w ogólności nowoczesnych do tego stopnia zostały zatarte, że trzeba było szukać śladów tej niezbyt wówczas jeszcze odległej przeszłości nie w życiu i obyczajach, ale po rozproszonych szczątkach piśmiennictwa epoki starożytnej. Tych zaś ilość tak była szczupła, stan tak opłakany, że prawdziwie dziwić się można, iż nawet wśród tak nieprzyjaznych okoliczności i przy tak szczupłych środkach skrzętność i silna wola mężów naukom poświęconych, w ciągu długich wprawdzie wieków, zdołała z pokruszonych i rozsypanych drobnostek zestawić całkowity obraz życia starożytnego tak pod względem zewnętrznym jako i wewnętrznym.
Jest to ciekawy ustęp encyklopedyi filologii, to dziejowe rozważanie doskonalących się stopniowo wyobrażeń i zasobów filologicznych. Dziś trudno umieć dostatecznie oceniać zasługi około dzieł starożytnych klassycznych położone głównie przez klasztory. My dzisiaj mając w jednym lub kilku niewielkich tomikach zebrane w zupełności dzieła autora starożytnego, ani wystawiamy sobie, że kilka wieków minęło, za nim te dzieła doszły do obecnej postaci i zupełności. Jakież to były zabiegi, ażeby odszukać częściowo te księgi, które przez długie czasy już miano za stracone; jakaż radość w całym uczonym świecie, jeśli się komu udało coś nowego wynaleść; z jakichże odległych od siebie klasztorów, piwnic i kryjówek zwozić i zestawiać trzeba było zbutwiałe i ledwie czytelne fragmenty, aż dała się z nich ułożyć jakaś całość! Nam dzisiaj nieważną, niewdzięczną się może wydaje taka skrzętność, a zapał owych szperaczów niejeden poczyta może za ograniczoność, za popęd niedość godny prawdziwie duchowego zajęcia. Ale różne są piętna wieków, różne zadania i smak także rożny. Ludzie ówcześni nie mieli nic własnego, coby obok doskonałości dzieł starożytnych mogli postawić. Dla nich utwory klassyczne były ideałem, wzorem bezwzględnym; jakżeż im się dziwić, że szukali ideału? – Bądź co bądź, my zawdzięczamy im nader wiele. Mozoły ich są prawdziwą zasługą około powszechnej nowoczesnej cywilizacyi.
Bliżej nas obchodząc, więcej jeszcze zajmować będzie pytanie, jakie koleje przechodziły studia filologiczne w kraju naszym. To też przy końcu kursu wypadnie nam zboczyć z dziejowego opowiadania odnoszącego się do Europy całej, i będziem się starali określić i ocenić zasługi filologow polskich.
Główne jak wszelkiej nauki, tak szczególniej filologii ognisko paliło się Panowie moi natem miejscu, w tej starożytnej Jagiellońskiej Szkole. Miła i mnie i Wam Panowie będzie powieść tego ustępu naukowej przeszłości naszej; miłe będzie wspomnienie imion wsławionych, które przed parę set lat odzywały się z podobnej do tej mównicy, do młodych słuchaczów o gorących sercach, równie pragnących, jak Wy Panowie, przysporzyć krajowi sławy i powodzenia, przez szczerą, niezmordowaną pracę i pokonywanie za młodu trudności naukowych, aby w późniejszym wieku mieć Wolę, Odwagę i Siłę do pokonywania trudności daleko większych, trudności Życia!
Zakończymy tedy odczyty nasze wzmianką o sławnych z badań klassycznej starożytności mężach naszych, mianowicie zaś o słynnych w Akademii Jagiellońskiej professorach filologii, a nakoniec i o poetach naszych łacińskich, których skronie Papieże i Cesarze poetyckim wieńczyli laurem.
Przy tak miłej pracy może zobaczę nadzieje i życzenia moje choćby w pewnej tylko mierze spełnione, a mianowicie nadzieje, że przywodząc na pamięć tak świetne imiona, zdołam obudzić w słuchaczach moich zapał i równe, jak u tamtych, zamiłowanie poważnych badań starożytności.
Część Pierwsza