- promocja
- W empik go
Preppy: Życie i śmierć Samuela Clearwatera. Część 2. King. Tom 6 - ebook
Preppy: Życie i śmierć Samuela Clearwatera. Część 2. King. Tom 6 - ebook
Zawsze był gotów nieść pomoc najbliższym. Teraz sam jej potrzebuje.
Mimo że Preppy powrócił do świata żywych, jeszcze nigdy nie czuł się tak martwy w środku. Nie wierzy w to, że rany, których doznał, kiedykolwiek się zagoją. Najbardziej jednak nie może pogodzić się z tym, jak bardzo skrzywdził Dre.
Andrei udało się zerwać z narkotykowym nałogiem. Ukończyła szkołę i próbuje dać sobie szansę na lepsze życie. Wraca do Logan’s Beach, aby porozmawiać z przyjaciółmi Samuela. Nie spodziewa się, że go tam spotka. Żywego, choć innego niż kiedyś.
Oboje noszą w sobie traumy, o których nie da się zapomnieć. Tym razem to Preppy potrzebuje pomocy, jednak blizny na jego ciele i duszy są zbyt duże, aby obudzić w nim nadzieję na zmiany.
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66520-92-9 |
Rozmiar pliku: | 781 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Drogie Cudowne Czytelniczki,
historia Preppy’ego i Dre jest długa, dlatego podzieliłam ją na części. To opowieść nie tylko o dwojgu ludzi, ale i o rodzinie, lojalności i miłości, która wykracza poza tę romantyczną.
W przypadku Preppy’ego jest to również opowieść o jego powrocie do świata, w którym od dawna już nie żył. Teraz próbuje się w nim odnaleźć, gdy wszystko się zmieniło.
W przypadku Dre chodzi o odnalezienie swojej ścieżki. Dziewczyna pragnie odkryć, czego tak naprawdę chce od życia.
Mówię Wam o tym, ponieważ nie każda scena w książce będzie dotyczyć tej pary. Chcę Wam opowiedzieć coś więcej niż tylko tę miłosną część. Wiem, jak kochacie Preppy’ego, więc chciałam pokazać go Wam z każdej strony, nie tylko z jednej.
Nie martwcie się jednak, romansu będzie wystarczająco dużo, a oprócz tego dowiecie się czegoś więcej.
Kocham Was wszystkie. Dziękuję za wsparcie i za to, że mogę spełniać marzenia. Mam nadzieję, że druga część Preppy’ego spodoba Wam się tak bardzo, jak mnie podobało się jej pisanie. I nie mogę się doczekać, aż dam Wam część trzecią.
Całuję
T.M. FrazierProlog Preppy
W oddali dostrzegam światło. Jest jasne, płonie i cholernie oślepia. Nie mogę go uchwycić, chociaż wydaje się, że jest tak blisko. Mogę o nim mówić. Mogę o nim myśleć, ale zdaje się takie nieprawdziwe. Jakby go tam, kurwa, w ogóle nie było. Doprowadza mnie to do obłędu. Nie mogę przestać myśleć o tym, by je uchwycić.
Wyciągam do ciebie ręce.
Bo, jak powiedziałem wcześniej w moim liście, to ty jesteś moim światłem, gdy otacza mnie tylko ciemność.
Próbuję ją ignorować, bo mam wyjebane na śmierć, chociaż wołanie mojego imienia towarzyszy mi zawsze i wszędzie.
Pieprzyć wszystko, co spróbuje mnie powstrzymać przed odnalezieniem drogi do ciebie. Jeśli uwolnię się kiedyś z kajdan, którymi jestem przywiązany do wrót piekła, bez wątpienia od razu po ciebie przyjdę, doktorku.
Bo to właśnie dzięki tobie wytrzymałem te wszystkie miesiące.
To dzięki tobie chciałem pozostać przy życiu.
Co jest czasami w chuj trudne, bo kiedy śmierć woła, brzmi jak dawna przyjaciółka, która oferuje ukojenie, to łatwo byłoby z tego skorzystać. Ale przecież mnie znasz, pewnie lepiej niż ktokolwiek inny, więc wiesz, że nigdy nie byłem człowiekiem, który idzie na łatwiznę. Może właśnie dlatego postanowiłem do ciebie wrócić.
Do nas.
Kostucha po mnie przyszła, zażądała, bym ujął jej dłoń. Powiedziała, że jest moją przyjaciółką, moją towarzyszką w śmierci.
Nie mogłem się powstrzymać i po prostu zaśmiałem się tej suce w twarz, powiedziałem, że jej siostra śmierć robi dobre laski. Na szczęście wysłała mnie na drugą stronę rzeki, na co przystałem z radością.
Wróciłem do życia.
Do możliwości.
Bardzo dawno temu, kiedy byłem jeszcze małym chudym szczylem, którego dręczyciel bił na szkolnym podwórku, poznałem kogoś, kto ochronił mnie, gdy nikt inny nie chciał tego zrobić. Tamtego dnia stworzyliśmy plan, który zakładał, że kiedyś zostaniemy własnymi szefami. To, że byliśmy wtedy dziećmi, nie miało znaczenia, bo mówiliśmy na serio. Tak samo, jak w tej chwili mówię, kurwa, na serio.
I dlatego gdy stanąłem oko w oko ze żniwiarzem, naplułem mu w twarz.
Bo nazywam się Samuel Clearwater i od nikogo nie przyjmuję rozkazów.
Nawet od śmierci.Rozdział 1 Dre
– O co mu chodzi? – zapytała Ray i stanęła obok mnie przy łóżku Preppy’ego. Po tym nagłym wybudzeniu szybko znowu stracił świadomość, a ja poczułam się jeszcze bardziej zdezorientowana, niż kiedy tu przyszłam i odkryłam, że on żyje. – Dlaczego nazwał cię swoją żoną?
Pokręciłam głową.
– Nie… Nie wiem – odparłam, nie mogąc się skupić na jej pytaniu, bo wciąż nie potrafiłam przetrawić tego, że Preppy żyje. Był zmaltretowany i w ogóle siebie nie przypominał…
Ale żył.
– To pewnie tylko jakieś bzdury – odezwał się z progu Bear. – Od paru dni coś tam mamrocze pod nosem. Według jednego z lekarzy świadczy to, że jego ciało doszło do siebie na tyle, by zwalczył śpiączkę. Doktor powiedział, że może to zająć jeszcze kilka tygodni, ale to dobry znak.
– Tak, ale dwa inne matoły myślą, że to tylko odruch, który nic nie oznacza – dodał King. Wyglądał na nieco sceptycznego.
– Jak… Jak to… w ogóle… możliwe? – zapytałam, zakrywając usta dłonią.
Pochyliłam się nad jego ciałem, by sprawdzić, czy to naprawdę on czy jednak wzrok płata mi figle. Jego klatka piersiowa wznosiła się i opadała, a jego oddech był najpiękniejszą melodią, jaką słyszałam w życiu.
Ray chciała coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili zamilkła, jakby nabrała podejrzeń co do mojej obecności. Twardo patrzyła na moją dłoń, którą dotykałam ręki Preppy’ego. Najwyraźniej tylko ona kwestionowała moje intencje, bo pozostała trójka zniknęła w korytarzu, zostawiając nas same w pokoju.
Nie same.
Z Preppym.
Ścisnęłam jego dłoń i odetchnęłam z ulgą, dziękując w duchu wszechświatowi i dławiąc się szlochem.
– Preppy… – Ray wbiła wzrok w podłogę i zaszurała stopami. Skrzyżowała ręce na piersi. – Był tutaj przez cały czas. W Logan’s Beach – powiedziała takim tonem, jakby sama nie mogła w to uwierzyć.
Sapnęłam.
– Ale dlaczego? Jak to możliwe?
– Nie znamy szczegółów. Wiemy tylko tyle, że był przetrzymywany i że facet, który go więził, musiał mieć w garści wielu ludzi, dzięki czemu sprawił, że wszyscy uwierzyli w jego śmierć.
– A co mówi policja?
Kiedy Ray przekrzywiła głowę na bok, dotarło do mnie, jak głupio musiało zabrzmieć moje pytanie.
– Jak dobrze znasz Preppy’ego?
Uśmiechnęłam się do niej spięta.
– Na tyle dobrze, by wiedzieć, że niepotrzebnie pytałam o policję.
Ray pokiwała głową, jakbym udzieliła właściwej odpowiedzi.
– King i Bear już się tym zajmują. Nie wierzą, że ktoś się zajmie tą sprawą lepiej od nich. Całymi nocami aż do wschodu słońca przepracowują różne teorie i śledzą kroki wszystkich potencjalnie powiązanych z tą sprawą, by dowiedzieć się, kto jeszcze mógł być w to zaangażowany. – Wskazała na Preppy’ego. – Ale tylko on wie, co się tam wydarzyło, i jestem przekonana, że ani jedna sekunda tam spędzona nie była miła. Wiemy tylko tyle, że ma szczęście, bo przeżył. Cieszymy się.
– Tak, tak, cieszymy się – zgodziłam się, skupiając wzrok na Preppym, który mocno ściągał brwi, jakby śnił mu się koszmar, z którego nie potrafił się wybudzić.
– Wspominałaś, że jesteś jego przyjaciółką, tak? – zapytała znowu Ray, jakby potrzebowała lepszego wyjaśnienia niż to, której jej dałam.
Nie ona jedna.
– Poznaliśmy się dawno temu – powiedziałam, bo nie wiedziałam, jaka była właściwa odpowiedź. Nie miałam pojęcia, kim dla siebie byliśmy. Wiedziałam tylko, kim nie byliśmy. – Preppy kiedyś uratował mi życie – wyznałam, żeby powiedzieć jej cokolwiek na temat naszej relacji. – Właściwie więcej niż raz. – Zaśmiałam się i otarłam z policzka łzę.
Nagle Preppy podniósł się z łóżka z wrzaskiem, wyciągnął ramiona i zanim udało mi się zdusić przerażony szloch, Preppy zacisnął mi ręce na gardle. Ściskał i ściskał, aż zobaczyłam gwiazdki przed oczami, a moja tchawica zamknęła się pod siłą jego nieustępliwego uścisku.
Napięcie za moimi oczami narastało, aż miałam wrażenie, że zaraz wystrzelą mi z czaszki. Poczułam, że zaraz popękają mi naczynka krwionośne – tak mocno mnie trzymał.
Nawet nie byłam w stanie krzyknąć. Preppy brutalnie mnie popchnął, a moje łopatki zapulsowały bólem, gdy wpadłam na ścianę. Kolorowy plastikowy zegar spadł ze ściany i obił się o moją głowę, a potem spadł na podłogę. Rozległa się jakaś dziwna wersja piosenki Someday My Prince Will Come, gdy Preppy patrzył na mnie intensywnie, zaciskając zęby. Wszystkie mięśnie na jego szyi się napięły. Patrzyłam mu w oczy, szukając jakiegoś błysku rozpoznania, ale nic takiego nie dostrzegłam. Po jego martwym spojrzeniu zrozumiałam, że to nie mnie widział, dla niego nawet mnie tu nie było. Mocniej ścisnął moje gardło. Biodrami przycisnął mnie do ściany. Z każdą sekundą czułam się coraz słabsza. Nie walczyłam. Nie mogłabym z nim wygrać.
Wiedziałam, że umrę, i gdybym mogła się w tym momencie zaśmiać, to bym to zrobiła, bo moją ostatnią myślą było to, że przynajmniej zobaczyłam Preppy’ego przed śmiercią. Nawet jeśli to on mnie zabijał.
Jego ręka była jak obroża, a ramię jak smycz, gdy odciągnął mnie od ściany. Przez chwilę myślałam, że mnie puści, jednak on jeszcze mocniej mnie w nią wbił. I tym razem spadły na nas stojące na półce książki. Słyszałam krzyki, chór głosów męskich i żeńskich, ale zniknęły tak szybko, jak się pojawiły.
Nagle ucisk na mojej szyi zelżał i upadłam na podłogę, łapczywie wciągając powietrze do płuc. Udało mi się oddychać płytko, jednak to bolało, jakby ktoś rozpalił ogień w moim gardle. Nie było łatwo.
Ale przynajmniej w końcu oddychałam. Powoli odzyskałam wzrok, a głosy, które jeszcze przed chwilą wydawały się dalekie, teraz słyszałam tuż obok.
King i Bear trzymali Preppy’ego za ramiona. Odciągnęli go w stronę łóżka. Preppy krzyczał głośno i przeraźliwie. Ten dźwięk przeszył mnie na wskroś. Dopiero gdy siłą położyli go na łóżku, zaczął coś mówić.
– Skurwiele, złaźcie ze mnie! Nie mogę. Nie mogę! – wrzeszczał.
Krzyki przeszły w szlochy, a ja patrzyłam, jak jego ciało powoli przestaje się opierać. Oczy uciekły mu w głąb czaszki, zwiotczał. Po kilku sekundach jego klatka piersiowa zaczęła się równomiernie unosić i opadać. Jego kończyny wisiały zwiotczałe na brzegach materaca.
Wypadłam z pokoju, gdy tylko zyskałam pewność, że jest bezpieczny. Trzymałam dłonie na obolałym gardle. Pędziłam w stronę drzwi, chwilowo oślepiona światłem i widokiem Preppy’ego.
– Zaczekaj! – zawołała za mną Ray, ale ja się nie zatrzymałam.
Stawiałam krok za krokiem, aż znalazłam się w samochodzie i popędziłam drogą, dwukrotnie przekraczając dozwolony limit prędkości.
Zatrzymałam się na pierwszym parkingu, na jaki natrafiłam. Przed apteką. Wyłączyłam silnik i oparłam głowę o kierownicę. Zaczęłam szlochać. Płacz, wynikający jednocześnie z ulgi i zdezorientowania, eksplodował we mnie jak wulkan nawarstwionych emocji. Wydawało mi się, że minęło zaledwie kilka minut, gdy w końcu zebrałam się w sobie na tyle, by usiąść prosto i spojrzeć na zegarek. Nie, nie minęło kilka minut.
Tylko kilka godzin.
Palcami starłam łzy z policzków. A potem ni stąd, ni zowąd, jakbym zupełnie nie kontrolowała swoich emocji, zaczęłam się śmiać. Bo… Preppy żył.
Żył.
Śmiałam się coraz głośniej. Maniakalnie. To był wysoki chichot, którego ja sama nie rozpoznawałam. Cała ta sytuacja była niewiarygodna. Wręcz niemożliwa. Absurdalna. Surrealistyczna. I piękna.
To pieprzony cud.
To by było na tyle, jeśli chodzi o zamknięcie rozdziału.Rozdział 2 Dre
Stojąc przed domem Mirny, zaciągnęłam się głęboko powietrzem i poczułam wszystkie zapachy, których brakowało mi przez te ostatnie lata – słony zapach pobliskiej Zatoki Meksykańskiej, woń pomarańczy z dziesiątek sadów w całym mieście i smakowity zapach grilla dobiegający z pobliskiej knajpy, który niemal czułam w ustach.
To wszystko pachniało jak Logan’s Beach. Jak dom.
Ale coś było nie tak. Jakby niebo nie powinno być aż tak niebieskie. Jakby nie powinno być na nim żadnej idealnej puchatej chmurki. Wydawało mi się, że światła nie powinny się zmieniać z czerwonego na zielone i na odwrót, i że dzieci nie powinny gonić na zardzewiałych rowerach za furgonetką z lodami, z której popsute głośniki puszczały ponurą wersję normalnie wesołej melodyjki. Już nawet nie wspomnę o tych pieprzonych dzwonach w kościele.
Zabawne w życiu jest to, że chociaż coś wstrząsa tobą dogłębnie, coś wytrąca cię z rytmu, to jednak świat wokół jakoś nie wydaje się tym dotknięty.
Albo wręcz ma wszystko w dupie.
A jednak ja tu stałam, w tym upale, w ciągu najpiękniejszego letniego popołudnia, czekając, aż uderzy we mnie meteoryt, który zabił dinozaury. Byłam na skraju wytrzymałości, drżałam, jakbym brała heroinę niedawno, a nie całe lata temu. Podobało mi się wszystko, co wiązało się z Logan’s Beach, ale jakoś nie potrafiłam się zmusić, by się tym cieszyć. Niemal ogarniało mnie poczucie winy, bo mogłam czuć te wszystkie niesamowite zapachy, a Preppy nie. Na pewno nie czuł ich teraz, leżąc w łóżku, ale też nie mógł ich czuć z miejsca, w którym przebywał przez ostatnie lata.
Musiałam uciszyć te myśli, zanim przejęłyby nade mną kontrolę. Mocno zacisnęłam powieki, by pozbyć się tysięcy złych rzeczy, które przelatywały przez mój umysł. W tej chwili dwoje małych dzieci minęło mnie, śmiejąc się jak dzikie hieny. Jedno śmigało na rowerze, ciągnąc za sobą drugie, które jechało na deskorolce. To mi przypomniało o czasie spędzanym z siostrą, gdy byłam młodsza.
W myślach pokazałam dzieciakom środkowy palec.
Oczywiście nie dlatego że na to zasługiwały, ale dlatego że nie miałam pojęcia, jak zrobić krok do przodu, a one w tym czasie bawiły się przednio.
Może powinnam do nich dołączyć.
Ale to chyba dobrze, że świat kręcił się dalej, bo gdyby przestał, to mniej by w nim było niebieskiego nieba i rowerów, a więcej zombie i apokalipsy.
Skup się, Dre, zganiłam się. Musisz się skupić. Dla taty.
– Hej, Dre, jesteś tu? – zapytał Brandon, machając mi ręką przed twarzą. – Totalnie odleciałaś.
Otrząsnęłam się z zamyślenia i zaśmiałam.
– Przepraszam, jestem trochę przytłoczona.
– Nie musimy robić tego teraz – powiedział Brandon. – Jak mówiłaś, nie poszło gładko. Każdy miałby problem na twoim miejscu. Nie musisz…
– Nie, muszę to zrobić. Muszę zająć się czymś, co przykuje moje myśli, bo inaczej zwariuję, jeśli będę rozmyślać o… – Zamilkłam, przenosząc ciężar z jednej stopy na drugą.
– O nim – dokończył za mnie Brandon. On zawsze wiedział, co chcę powiedzieć, i nigdy nie pozwalał mi czegoś w sobie dusić, co dla mnie było instynktowne. – Zastanawiasz się, co teraz zrobisz, tak? Skoro on żyje?
W jego głosie nie słyszałam oskarżenia. Tylko troskę.
Pokręciłam głową.
– Nie. To znaczy… Tak?
Brandon przewrócił oczami, złapał mnie za ramiona i obrócił w swoją stronę. Machnął ręką w geście „wal śmiało”, a ja wiedziałam, że chce, abym kontynuowała, bo zawsze tak robił, kiedy nie mogłam się wysłowić. Odetchnęłam głęboko.
– Pomyślałam, że tak, nie wiem, co teraz zrobić, ale prawda jest taka, że jeszcze nie wiadomo, czy on w ogóle z tego wyjdzie, nawet lekarze tego nie wiedzą. Więc część mnie nie chce myśleć, że on żyje, w razie gdyby to się znowu miało zmienić… – Mój głos się załamał i wbiłam wzrok w żwir.
– Hej, spójrz na mnie – powiedział Brandon, po czym uniósł mój podbródek i podniósł mi głowę. – Kontynuuj.
– A nawet jeśli… – Odchrząknęłam. – Przeżyje? To niczego nie zmienia. On i tak mnie odepchnął. I tak powiedział niemiłe rzeczy, chcąc mnie celowo zranić, bo wcale mnie nie chciał.
– Ale przecież chciał. Napisał tak w liście, a to miało miejsce wiele lat po twoim wyjeździe.
– Tak, ale to wciąż było rok temu. A Preppy przeżył Bóg wie co i mogło go to zupełnie zmienić. A nawet gdyby nie chodziło o to, to wciąż pozostaje jeden gigantyczny powód i oboje wiemy, że to się nie skończy różami i słoneczkiem, więc czy możemy już wrócić do rozmowy na temat domu? Proszę? – zapytałam.
Uśmiechnęłam się żałośnie niezręcznie, odsłaniając górne i dolne zęby, przez co moja twarz na pewno wyglądała, jakby utknęła w tunelu aerodynamicznym.
– Dobra, ale to jeszcze nie koniec, i tak o tym porozmawiamy – oznajmił Brandon i uszczypnął mnie w policzek, by moja twarz wróciła do normalnego stanu.
– Obiecujesz? – zapytałam sarkastycznie.
– Cwaniara – mruknął. Skinął głową w kierunku domu. – Wiesz, twój tata cię o to nie prosił – zauważył. – I chyba by się wkurzył, gdyby się dowiedział.
– Cóż, w takim razie mu nie powiemy, prawda?
– Myślałem, że prawda jest częścią twojego odwyku.
– Przecież nie mówię mu, że pojadę jego samochodem do centrum handlowego, a w rzeczywistości wymienię go na działkę, która starczy na jeden dzień. To nawet nie było kłamstwo, ja tylko pominęłam prawdę dla jego dobra, nie by mu zaszkodzić.
– Skoro dzięki temu lepiej śpi ci się w nocy… – stwierdził Brandon, dramatycznie przewracając oczami. Podciągnął rękawy koszuli. – Ale pamiętaj, żeby omówić to ze swoją sponsorką, Andreo. Jestem pewien, że skomentuje logikę twojego działania.
– Edny w to nie mieszaj – ostrzegłam żartobliwie, groźnie kiwając na niego palcem.
Odwracając się od Brandona, osłoniłam oczy przed słońcem, by spojrzeć na coś, co kocham. Coś o wiele starszego i bardziej zużytego.
Dom Mirny.
A ponieważ Preppy dotrzymał słowa, teraz dom należał do mnie.
Moje serce zabiło nierówno, jakbym była na pierwszej randce. Natychmiast zauważyłam kreski na ganku, gdzie dziadek mierzył mój wzrost, gdy byłam mała, a także wyszczerbioną lampę z boku domu, która wyglądała tak dlatego, że kiedyś dostałam od babci na urodziny łuk i strzały i postanowiłam je wypróbować. Podobało mi się, że wszystkie drzewa przed domem pochylały się w lewo, co było skutkiem huraganu, który przeszedł tędy, gdy miałam dziewięć lat. Mój stary przyjaciel potrzebował remontu, bo był latami zaniedbywany, ale wciąż był dla mnie piękny. Zawsze będzie.
Nawet jeśli niedługo nie będzie mój.
Stopień na schodach ganku, ten, który kiedyś naprawiłam, znowu się odkształcił. Tym razem jednak to druga strona wygięła się do góry jak skrzydło gotowe do lotu. Na dachu brakowało wielu dachówek, przez co w dziurach pod spodem dało się dostrzec wyblakłą papę.
Cały ten dom był jak kolejna postać w moim życiu.
I to bardzo ważna postać.
Przez cały odwyk, przygotowania do egzaminu na koniec szkoły średniej i studia na państwowej uczelni miałam w głowie pewien pomysł. Chciałam przeprowadzić się do Logan’s Beach na stałe po skończeniu uniwersytetu. Chciałam naprawić ten dom i sprawić, że będę dumna z tego miejsca w mieście, o którym nie potrafiłam zapomnieć.
Bo mimo wszystko Logan’s Beach było częścią mnie.
Było miejscem, gdzie moje życie niemal się skończyło i gdzie prawie się zaczęło.
Jednak po odwyku nauczyłam się jednego: plany się zmieniają, a ty musisz próbować dostosować się do sytuacji. I pierwszym krokiem w tym procesie dostosowywania jest sprzedanie domu, by pomóc tacie.
– Zawsze mówiłaś, jak bardzo kochasz to miejsce – odezwał się Brandon, marszcząc nos i patrząc na dom, jakby nie potrafił zrozumieć, co jest takiego wyjątkowego w starym zniszczonym domku stojącym przy zapomnianej drodze w małym miasteczku, w którym są dwa sygnalizatory świetlne i trzy znaki stopu.
– Bo kocham – zgodziłam się. – Ale bardziej kocham swojego tatę. Chociaż tyle mogę dla niego zrobić i sprzedać ten dom.
– Dre, to nie twoja wina, że interesy kiepsko mu idą – wytknął Brandon. – Twój tata jest właścicielem księgarni w świecie, w którym ludzie kupują książki głównie online.
– Wiem, ale to moja wina, że zaciągnął drugi kredyt pod hipotekę, żeby wysłać mnie na odwyk. I jeszcze jedną pożyczkę, bym mogła studiować. Ściągnął Mirnę, żeby mogła mieszkać blisko nas w ośrodku, który kosztował bardzo dużo, i wszystko za nią opłacał, bo ja chciałam być blisko babci w ciągu jej ostatnich dni. To przeze mnie tata ma długi. Może nie jestem przyczyną upadku jego sklepu, ale przyczyniłam się do tego, że zaraz straci dom – powiedziałam, dławiąc się, gdy przypomniałam sobie, ile bólu przysporzyły mu moje kłamstwa i że kiedyś nic mnie nie obchodziło.
Brandon uniósł brew i wsunął kciuki za pasek od spodni. Spojrzał na dom, a potem znowu na mnie. Wyglądał na zdezorientowanego i zagubionego. Zauważyłam plamy potu na jego białej koszuli, której materiał był zbyt gruby jak na wilgotną, gorącą pogodę południowej Florydy. Wilgoć sprawiła, że jego ciemne włosy, które zazwyczaj były ujarzmione, teraz sterczały na wszystkie strony. Jego mocno opalona skóra kontrastowała z białą koszulą, którą wyciągnął ze spodni i wachlował się nią dla ochłody. Byłam pewna, że gdybyśmy postali tam jeszcze chwilę, rozpuściłby się na miejscu.
Ruszyłam w stronę ganku. Sprawdziłam pierwszy stopień, następując na niego – rozpadł się na kawałki pod najmniejszym naciskiem.
– Tata potrzebuje mojej pomocy, ale sam o nią nie poprosi. Przecież wiesz, jaki jest uparty, kiedyś z nim pracowałeś. Poza tym on wciąż ma mnie za dziecko, ćpunkę i nie chce mnie niczym dodatkowo obarczać. – Sprawdziłam dwa kolejne stopnie i te okazały się w trochę lepszej kondycji niż ten, który zmienił się w wióry. – Myślę, że on się boi znowu popchnąć mnie do nałogu.
Zeskoczyłam ze stopni i ruszyłam w stronę garażu. Przesunęłam ręką po jedynych drzwiach garażowych, zostawiając smugę w pokrywającym je kurzu. Przypomniałam sobie o tych wszystkich rzeczach, których dziadek nauczył mnie w tym garażu – malowania, spawania, wiercenia.
– Twój tata cię kocha – oznajmił Brandon, gdy po chwili dołączyłam do niego na ganku. Ostrożnie stawiał kroki tylko tam, gdzie ja wcześniej, bo dzięki temu wiedział, że schody się nie pokruszą i nie wpadniemy pod podłogę.
– Wiem. I ja też go kocham. Właśnie dlatego to robię. I gdybym nie znalazła starych wezwań do zapłaty i pozwów od kredytodawcy w jego szufladzie, to nawet bym nie wiedziała, że jest o krok od utraty domu.
– Masz rację, ale mimo to ten dom jest dla ciebie wyjątkowy. Ja pierdolę, przecież ty wyglądasz, jakbyś miała ochotę go wycałować – powiedział Brandon ze śmiechem.
– Może nie od razu wycałować – odparłam, również się do niego uśmiechając – ale rzeczywiście jest dla mnie wyjątkowy. I zawsze będzie – przyznałam. – Ale gdybym wcześniej wiedziała, przez co przechodzi tata, to już dawno bym go sprzedała. On nigdy nie powinien był…
– Przestań, Dre. Potrzebowałaś tego odwyku. I musiałaś iść do szkoły. Twój tata zrobił to dla ciebie. A nie powiedział ci o tym, bo nie chciał cię martwić. Myślałem, że już skończyłaś się zadręczać. Czy tego też nie powinnaś unikać według tego twojego programu?
Brandon przyciągnął mnie do siebie i szybko pocałował w głowę, a potem puścił. Między mną a nim nie było żadnych sekretów. Wiedział o wszystkim, co w moim życiu mroczne i złe, a ja wiedziałam wszystko o jego życiu, chociaż najbardziej mroczną i złą rzeczą, jakiej się dopuścił, było ściąganie na teście w szóstej klasie.
– Dzięki, czyścioszku – powiedziałam do niego, używając ksywki, którą mu nadałam. Bo był czysty jak łza. – Staram się, jak mogę.
Niespiesznie otworzyłam frontowe drzwi, przypominając sobie, że Mirna zawsze stała po drugiej stronie, by przywitać mnie rozpromieniona ze swoimi słynnymi ciasteczkami. Dziwnie się czułam, gdy jej tu nie było. W domu, i ogólnie – na świecie.
Mirna zmarła pół roku temu.
– Cóż, jeśli jesteś pewna co do sprzedaży, to muszę ci pomóc doprowadzić ten dom do porządku – oznajmił Brandon, wygładzając dłońmi brązowe włosy. Rozpiął koszulę, odsłaniając jeszcze bardziej przesiąknięty potem podkoszulek. – Co mam robić?
Uniosłam brew, patrząc na niego.
– Ty miałbyś pomóc? A co ty wiesz o remontach?
– Absolutnie nic – przyznał ze śmiechem, a jego ciemnoszare oczy błysnęły rozbawieniem. Uśmiechał się tak szeroko, że pokazywał wszystkie zęby. – Ale ty wiesz wszystko na ten temat, więc możesz mnie nauczyć. Szybko się uczę. Poza tym jak myślisz, po co przeleciałem taki kawał drogi?
– Bo mój tata kazał ci mnie niańczyć – odpowiedziałam szczerze.
– Nie, dla moralnego wsparcia i żeby świadczyć usługi złotej rączki – odparł. Próbowałam powstrzymać się od śmiechu. Ostatnio Brandon próbował powiesić zdjęcie na ścianie. Po trzech minutach spadło.
Musiałam zrobić to sama.
Ten dom będzie wymagał sporo pracy, żeby nadawał się do sprzedaży, a czas mi nie sprzyjał. Przyda mi się każda pomoc, a w tej chwili tylko Brandon mi ją oferował.
– Dobra, to bierzmy się do roboty. Ja będę Timem Złotą Rączką, a ty Alem.
– Dlaczego ja muszę być Alem? – jęknął Brandon. – On nosi koszulę w kratę.
– Więcej włosów na twarzy – zażartowałam, ale mój uśmiech szybko zbladł, gdy weszłam do salonu i doświadczyłam silnego uczucia déjà vu, jakiego jeszcze w życiu nie czułam. I wtedy wspomnienia jedno po drugim zaczęły do mnie wracać, jakbym znowu je przeżywała. Siedziałam w salonie, próbując oszukać moją babcię, uciekałam do lasu przed kulami Preppy’ego, medytowałam z Mirną na podwórku za domem, spałam w moim małym łóżku, a ciało Preppy’ego owijało się wokół mojego.
Dreszcze przebiegły mi wzdłuż kręgosłupa.
Weszłam do kuchni i kolejna fala wspomnień właśnie zaczęła zalewać mój umysł, gdy nagle ktoś odchrząknął za nami. Podskoczyłam i obróciłam się. W progu stała Ray. Jej długie blond włosy były proste jak drut, ale musiała je założyć za uszy, bo do domu przez otwarte drzwi wpadał wiatr. Miała na sobie zwykłą białą koszulkę i dżinsowe shorty. Na biodrze bujała dziecko, które nie mogło mieć więcej niż pół roku i było ubrane całe na różowo. Miało takie same jasnoniebieskie oczy jak Ray.
Ścisnęło mnie w sercu, gdy dziewczynka zachichotała i pociągnęła za naszyjnik z koroną, który Ray miała na sobie.
– Cześć, Ray, wejdź – powiedziałam i wtedy moje myśli natychmiast skupiły się na Preppym. – Czy wszystko w porządku? – zapytałam, starając się, by w moim głosie nie było słychać nagłej paniki, która mnie ogarnęła.
– Tak, wszystko w porządku. Chciałam tylko przeprosić za to, co się wydarzyło dzisiaj rano z Preppym – wyznała Ray, rozglądając się po pustym pokoju i kołysząc chichoczące dziecko.
– To nie twoja wina. To niczyja wina – przyznałam. – Chwila, skąd wiedziałaś, gdzie mnie znaleźć?
– To małe miasteczko. Wystarczy wiedzieć, kogo pytać.
– Cześć, jestem Brandon – odezwał się mój towarzysz, wyciągając rękę do dziewczyny.
– Miło cię poznać, Brandonie – odparła. – Jestem Ray, a to jest mała Nicole Grace.
– Ooo, ma imię po tej Grace? – zapytałam, gdy Ray i Brandon uścisnęli sobie dłonie.
Ray lekko przekrzywiła głowę.
– Tak, po tej jednej jedynej – odparła, przykrywając uśmiechem podejrzliwość.
– Miło cię poznać, Nicole Grace – zagruchał Brandon najbardziej dziecięcym głosem, na jaki było go stać. Potrząsnął rączką dziecka, trzymając ją w palcach.
– Bardzo przepraszam. Powinnam była was sobie przedstawić – powiedziałam. –Mam teraz sporo na głowie i wygląda na to, że zapomniałam o manierach.
– Nie przejmuj się – uspokoiła mnie Ray i weszła do salonu, przyglądając się gołym ścianom i drewnianym belkom wiszącym nisko pod sufitem. – W samochodzie widziałam znak o sprzedaży. To twój dom? Sprzedajesz go?
Pokiwałam głową.
– Kiedyś należał do mojej babci. – Zakołysałam się na piętach, trzymając ręce w tylnych kieszeniach spodni. Cieszyłam się, że tu jestem, nawet jeśli tylko na chwilę.
– Jest piękny – powiedziała Ray, przyglądając się podwórku przez brudne kuchenne okno. Mimo że to miejsce było ruderą, wierzyłam w szczerość jej komplementu, bo rozglądała się tak, jakby widziała kryjący się w tym miejscu potencjał, a nie to, jak obecnie wyglądało. – Jeśli dowiem się, że ktoś chce kupić dom, to na pewno mu o nim wspomnę.
– To cię oprowadzę, żebyś też wiedziała, co ludziom zaproponujesz – powiedziałam, prowadząc ją korytarzem. Ray trzymała się blisko mnie z tyłu. – Chociaż muszę cię ostrzec: to nie jest wielki dom, więc wycieczka będzie krótka.
Ray się zaśmiała i dziecko również.
– Pójdę do samochodu po resztę rzeczy – powiedział Brandon, kierując się do wyjścia.
– Mój dziadek zbudował ten dom – powiedziałam do Ray. – Są tu trzy sypialnie i dwie łazienki, chociaż wiem, że z zewnątrz tak nie wygląda. – Otworzyłam pierwsze drzwi w korytarzu. – To kiedyś był mój pokój.
Ray zajrzała do środka, ale ja szybko zamknęłam drzwi. Później będę miała bardzo dużo czasu, by patrzeć na tę tapetę w truskawkowym kolorze i wyblakłe żółte zasłony. Nie chciałam rozpłakać się przy gościu.
– A więc kiedyś tu mieszkałaś? – zapytała Ray.
– Tak, ale tylko w wakacje, gdy byłam dzieckiem. To moja pierwsza wizyta tutaj od lat.
Pokazałam jej łazienkę i dawny pokój Mirny, a następnie otworzyłam drzwi na końcu korytarza. Cały sprzęt wskazujący na to, że kiedyś była tu Zielarnia, dawno zniknął, ale wciąż było widać haki w suficie i gwoździe w ścianie, które utrzymywały rury.
– A więc stąd znasz Preppy’ego – rzuciła Ray, rozglądając się po pokoju.
– Tak, poniekąd – przyznałam.
– I kiedy pojawiłaś się u mnie w domu, naprawdę nie wiedziałaś, że Preppy żyje, co?
– Przeżyłam szok życia – odparłam. – Wciąż nie mogę w to uwierzyć.
Zamknęłam drzwi i wróciłam z nią do kuchni. Dotknęłam ręką gardła, czując opuchliznę po uścisku dłoni Preppy’ego.
Rozsunęłam tylne drzwi prowadzące na podwórko. Pomiędzy wyblakłymi deskami podłogi tarasu wystawały chwasty, które rosły pod spodem. Trawnik, na którym Mirna uczyła mnie medytować, był zarośnięty, aż stopił się z polem z tyłu. W oddali zagwizdał pociąg.
– Cóż – odezwała się Ray, rozmyślając nad moją odpowiedzią. Posadziła dziecko na blacie przed sobą i uśmiechnęła się do uroczego niemowlaka o pyzatych policzkach. – To była niezła wycieczka.
Spojrzałam na dziecko, które trzymało w ustach jeden palec Ray i żuło go dziąsłami.
– Mogę? – zapytałam z wahaniem, wyciągając ręce.
– Och, oczywiście – powiedziała Ray, ściągając Nicole Grace z blatu i wkładając mi ją w ramiona. Poczułam ucisk w klatce piersiowej, nie mogłam oddychać. Była najpiękniejszym, co w życiu widziałam.
– Pewnie patrzysz na nią całymi dniami, co? – zapytałam, tuląc dziewczynkę w ramionach.
– Tak, jej tatuś również. Jesteśmy zmęczeni, ale warto było – odparła Ray. – Jak w przypadku wszystkich dzieci. – Odgarnęła z czoła Nicole Grace miękki loczek. – Masz swoje?
Pokręciłam głową.
– Nie. Jakiś czas temu dowiedziałam się, że nie mogę mieć dzieci.
– Przykro mi.
Chyba wyczuła, że nie chcę o tym rozmawiać, bo szybko zmieniła temat.
– Mam parę spraw do załatwienia – oświadczyła Ray. – Ale może spotkamy się później, gdy odbiorę dzieci ze szkoły i zostawię je z Kingiem? Możemy sobie urządzić babskie pogaduchy. W tym mieście mam tylko Thię, kobietę Beara, ale ona jest w ciąży, a ja mam dosyć rozmawiania o koszach na pieluchy i poduszkach do karmienia.
– Świetny pomysł – odparłam.
– Potrzebujesz tu pomocy? – zapytała Ray, rozglądając się po domu, po odłażącej tapecie i popękanym tynku. – King i Bear mogą pomóc, a poza tym Bear może zwołać bandę chłopaków, którzy chętnie pomogą za kilka piw.
Niechętnie oddałam Ray dziecko i odprowadziłam je do wyjścia. Ray ostrożnie zeszła po rozklekotanych schodach. Spojrzałam na mojego pomocnika, który wciąż męczył się z wyciągnięciem znaku „NA SPRZEDAŻ” z bagażnika wynajętego samochodu.
– Wiesz, co, Ray? Chyba jednak skorzystam z pomocy – powiedziałam z uśmiechem, który odwzajemniła.
– To dobrze, bo ten chłopak jest uroczy i tak dalej, ale wygląda na typ, który nie rozpoznałby młotka, nawet gdyby spadł z szafki i uderzył go w głowę.
– Niestety to prawda – sapnął Brandon, kiedy w końcu udało mu się wyciągnąć znak. Kołnierzyk i pachy jego koszuli były przesiąknięte potem.
– Cholera, zapomniałam, dlaczego w ogóle tu przyjechałam. Przysięgam, te maluchy czasami sprawiają, że zupełnie tracę głowę – powiedziała Ray i szybko podeszła do starego forda pick-upa zaparkowanego na skraju trawnika. Pochyliła się nad otwartym oknem od strony pasażera i wróciła z teczką. – Myślałam o tym, co powiedział Preppy. Że jesteś jego żoną.
– Powiedział tak, bo był oszołomiony – powtórzyłam to samo, co stwierdziłam rano.
– Nie wydaje mi się – odparła Ray. Otworzyła teczkę i podała mi dokument. To była kopia aktu małżeństwa, którą wykonałam dla Preppy’ego. Pokręciłam głową.
– Nie, nie rozumiesz. Ja ten dokument podrobiłam. To fałszywka. Wszystkie podpisy, świadkowie. Wszystko fałszywe – wyjaśniłam, odsuwając kartkę od twarzy. Ray patrzyła na mnie nieprzekonana. – Preppy potrzebował tego, kiedy starał się o prawo do opieki nad córką Kinga. To nawet nie jest prawdziwe. Nie było żadnego ślubu, żadnego urzędnika. Niczego. To… nie jest prawdziwe – powtórzyłam znowu, by ją przekonać
Ray stuknęła palcem w prawy dolny róg strony, w miejscu oficjalnego stempla hrabstwa, który widnieje na wszystkich oryginałach. Ja tego stempla tam nie umieściłam.
– Dzisiaj rano odebrałam ten dokument od urzędnika – kontynuowała Ray. – I według niego… jest bardzo prawdziwy.
– Cholera – zaklęłam, odwracając kartkę, jakby przyjrzenie się pustej stronie miało mi powiedzieć coś więcej. – To znaczy, że jesteśmy…
– W oczach stanu Floryda? Po ślubie – dokończyła za mnie Ray i puściła do mnie oko. – Gratuluje, Dre. Teraz jesteś panią Clearwater.