Próba wierności - ebook
Próba wierności - ebook
Olśniewająca Susanna Burney jest znaną uwodzicielką, zatrudnianą przez bogatych i utytułowanych rodziców, pragnących uchronić swoje dzieci przed mezaliansem. Jak dotąd, udawało jej się rozdzielać niedobrane pary, poddając je próbie wierności. Jednak ostatnie zlecenie okazuje się znacznie trudniejsze. Tym razem musi przeszkodzić w ślubie księcia Fitzwilliama z siostrą Jamesa Devlina, mężczyzny, który niegdyś złamał jej serce. Kiedy spotykają się na balu, staje się jasne, że James nie pozwoli jej wykonać zadania…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-0624-2 |
Rozmiar pliku: | 933 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Stygnie, kto nie płonie z pożądania
XVII-wieczne przysłowie
James Devlin, w wieku lat dwudziestu siedmiu, osiągnął wszystko, czego zawsze pragnął. Miał pozycję w towarzystwie, piękną i bogatą narzeczoną, a także tytuł szlachecki. Mimo to tej nocy, gdy jego była żona po latach nieobecności wkroczyła znów w jego życie, dręczyła go nuda. Nudził się tak, jak tylko może się nudzić dżentelmen na kolejnym już balu w szczycie londyńskiego sezonu.
Była to jeszcze jedna noc przesadnego zbytku i pustej rozrywki. Księstwo Alton wydawali bowiem najlepsze przyjęcia dla londyńskiej socjety – wystawne, wykwintne i niebywale elitarne. Dla Deva oznaczało to również kolejny wieczór, podczas którego będzie musiał przynosić Emmie lemoniadę, szukać jej wachlarza, a także umizgiwać się do jej mamy, która go nie znosiła i pewnie nawet nie wiedziała, jak mu na imię, mimo że od dwóch lat był zaręczony z jej córką.
A przecież pamiętał czas, kiedy musiał stawiać czoło żywiołom na chłostanym ulewą pokładzie i wspinając się po linach, walczyć o życie. Każdy dzień przynosił wtedy nowe atrakcje i nowe wyzwania. Od tamtej pory minęły zaledwie dwa lata, ale jemu wydawało się, że całe wieki. Obecnie nie robił nic bardziej niebezpiecznego niż konfrontacje z matką Emmy.
– Jesteś zazdrosny? – Dev poczuł nagle na ramieniu rękę siostry i zdał sobie sprawę, że wodzi chmurnym wzrokiem za narzeczoną, wirującą po parkiecie w ramionach kuzyna, Fredericka Waltersa. Co gorsza, nie tylko Francesca, zwana w rodzinie Chessie, zauważyła jego posępną minę. Wokół widział ukradkowe spojrzenia i tłumione uśmiechy.
W towarzystwie miał opinię człowieka zaborczego, niegodzącego się na to, by jego słynąca z zalotności narzeczona poświęcała swój czas innym mężczyznom. Gdyby istotnie był takim zazdrośnikiem, za jakiego uchodził, życie upływałoby mu na ciągłych pojedynkach. Rzecz w tym, że do zazdrości potrzebna jest choć odrobina uczucia.
– Ja, zazdrosny? Ani trochę – odparł, prostując się i rozchmurzając.
Błękitne oczy siostry prześlizgnęły się podejrzliwie po jego twarzy.
– Przecież to żadna tajemnica, że hrabiostwo Brooke woleliby Freda jako konkurenta dla Emmy – powiedziała.
– Hrabiostwo woleliby w tej roli nawet sparszywiałego psa, byle z rodowodem, jednak sęk w tym, że Emma chce tylko mnie.
– No tak, a Emma zawsze dostaje to, czego chce. – W głosie Chessie zabrzmiała ledwo wyczuwalna nuta goryczy.
Dev zerknął na nią z ukosa. Niestety, Chessie nie mogła powiedzieć tego o sobie. Fitzwilliam Alton, jedyny syn księstwa Alton, już od paru miesięcy okazywał jej całkiem otwarcie swoje względy, a jednak nie oświadczył się jak dotąd, i w towarzystwie zaczęły już krążyć plotki. Marszcząc brwi, Devlin pomyślał, że londyńska śmietanka od początku była jemu i Chessie nieżyczliwa. Owszem, mieli dobre koneksje, ale brakowało im pieniędzy. On przynajmniej miał wysokie stanowisko w Królewskiej Marynarce Wojennej, nim zamienił się w łowcę posagów. Natomiast Chessie mogła tylko liczyć na swoją urodę i żywą osobowość. Kobiecie, niestety, zawsze jest w życiu trudniej.
– Nie lubisz Emmy – zwrócił się do siostry.
– Nie lubię jej za to, co z ciebie zrobiła. Stałeś się jej maskotką jak ten biały jazgocący psiak albo ta jej złośliwa małpa.
– To niska cena za coś, czego zawsze chciałem – odburknął, dotknięty do żywego.
Bogactwo i status. Tego właśnie pragnął, i konsekwentnie do tego dążył już od dziesięciu lat. Wyzwolił się z ubóstwa i nie miał najmniejszej ochoty wracać do chudych lat swej młodości. Teraz wszystko leżało w zasięgu ręki, i był gotów dla tego poświęcić nawet własną niezależność. Tak sobie przynajmniej powtarzał.
– Nie jesteś ani trochę lepsza – zripostował z poczuciem, że zaczyna to przypominać ich dziecinne kłótnie. – Sama złowiłaś markiza.
Chessie machnęła gniewnie wachlarzem.
– Nie bądź taki wulgarny. Ja jestem zupełnie inna niż ty. Może i poluję na fortunę, ale przynajmniej kocham Fitza. Poza tym – dodała, marszcząc brwi – jeszcze go nie złowiłam.
Nuta niepewności w jej głosie nie mogła ujść uwadze Deva.
– Och, już niedługo ci się oświadczy – zapewnił ją pospiesznie, choć jego zdaniem Fitzwilliam Alton nie był dla niej dość dobrą partią. – Fitz też cię kocha – dodał z nadzieją, że się nie myli. – Czeka tylko na właściwy moment, by oznajmić to swoim rodzicom.
– Nigdy do tego nie dojdzie – cierpkim tonem stwierdziła Chessie.
– Widocznie bardzo kochasz Fitza, skoro byłabyś gotowa znosić księżnę Alton w roli teściowej – powiedział Dev.
– A ty musisz bardzo kochać pieniądze Emmy, skoro gotów jesteś znosić kogoś takiego, jak hrabina Brooke.
– Owszem, jestem gotowy.
Chessie pokręciła sceptycznie głową.
– To i tak na nic, Dev. Koniec końców, ją znienawidzisz.
– Na pewno masz rację – zgodził się. – Ja już jej nie lubię.
– Miałam na myśli Emmę, a nie jej matkę – powiedziała Chessie, obserwując wirujące na parkiecie pary. – Chociaż, jeżeli Emma upodobni się z wiekiem do matki, trudno będzie z nią wytrzymać.
Dev nie mógł zaprzeczyć, że to niezbyt nęcąca perspektywa.
– Jeżeli Fitz stanie się podobny do swojej matki, będziesz musiała wyciskać z niego pieniądze jak sok z cytryny – odparł. Księżna Alton miała bowiem zgorzkniałe usposobienie i wiecznie skwaszoną minę.
Chessie mimowolnie zachichotała.
– Fitz nie będzie taki jak jego rodzice. – Uśmiech zniknął z jej twarzy. Zaczęła się bawić wachlarzem, skubiąc koronki. Ostatnio jakby opuściła ją cała radość życia. Dev widział, jak rozgląda się po zatłoczonej sali, szukając wzrokiem Fitza, i poczuł przypływ opiekuńczych uczuć. Chessie wiązała z tym małżeństwem wszystkie swoje nadzieje, a Fitz, równie bystry co arogancki i rozpuszczony, świadom jej uczuć, igrał cynicznie z jej reputacją. Na myśl o tym Dev zacisnął pięści. Chessie zasługiwała na coś więcej.
– Masz strasznie groźną minę. – Siostra ścisnęła go za rękę.
– Och, przepraszam. – Dev znów rozchmurzył się i uśmiechnął do siostry. – Musisz przyznać, że jak na dwie irlandzkie sieroty bez grosza, poradziliśmy sobie całkiem nieźle – dodał.
Chessie nie odpowiedziała mu jednak, tylko znów przeniosła wzrok na pary wirujące w walcu, który zbliżał się do triumfalnej kulminacji. Fitz, postawny, ciemnowłosy i dystyngowany, niknął raz po raz w roztańczonym tłumie, na drugim końcu sali. Wraz ze swoją partnerką, równie wysoką i ciemnowłosą damą w połyskliwej, srebrnej sukni, tworzyli przepiękną parę. Fitz zawsze miał słabość do ładnych twarzy, podobnie zresztą jak jego kuzynka Emma, która postanowiła zdobyć przystojnego męża. Ta kobieta różniła się jednak od jego dotychczasowych flirtów, a jej ruchy, pochylenie głowy i kroki wydały się Devowi dziwnie znajome, mimo że nie widział jej twarzy.
– Kto to jest? – spytał półgłosem, i choć nigdy nie był przesądny, poczuł, jak zimny dreszcz pełznie mu wzdłuż kręgosłupa.
Chessie także musiała coś wyczuć, gdyż nagle pobladła.
– Jakaś piękna i bogata panna, którą rodzice przedstawili Fitzowi tego wieczoru, żeby go ode mnie odciągnąć – stwierdziła z goryczą.
– Nonsens – prychnął Dev. – To pewnie jeszcze jedna uboga krewna o końskiej twarzy.
– No wiesz, Dev – skarciła go Chessie, gdy jakaś matrona przesunęła się obok nich z szelestem sukien.
Muzyka zakończyła się dźwięcznym finałem. Salę obiegł szmer oklasków. Korowód taneczny rozsypał się w mgnieniu oka i Fitz ruszył w ich kierunku ze swoją partnerką. Najwyraźniej zamierzał przedstawić ją Chessie, a Dev nie potrafił osądzić, czy to dobry, czy zły znak.
– Dev! – Emma wyrosła nagle u jego boku, zdyszana i zarumieniona, ciągnąc za sobą Freddiego Waltersa. – Chodź, zatańcz ze mną!
Po raz pierwszy, odkąd sięgnął pamięcią, Dev nie zareagował w mig na władcze żądanie Emmy. Stał i przyglądał się uważnie towarzyszce Fitza. Miała już wiośnianą młodość za sobą i bliższa była wiekiem jemu niż Chessie. Lata lub doświadczenie, albo jedno i drugie, dodawały jej pewności siebie. Sunęła z równie płynną gracją jak w tańcu, podkreśloną jeszcze falowaniem srebrzystej sukni. Połyskliwy muślin pieścił jej piersi i uda, owijając się wokół niej niby ramiona kochanka. Nie było na sali mężczyzny, który nie pożerałby jej wzrokiem i któremu nie zaschłoby w ustach na myśl o wyłuskiwaniu jej z tej sukni.
A może były to tylko jego fantazje?
Kobieta była bardzo blada i miała świetlistą cerę, przyprószoną piegami. Zaskakujący kontrast pomiędzy jej jaskrawozielonymi oczyma i czarnymi włosami sprawiał, że wyglądała jak elf czy driada, zbyt egzotyczna, by być ludzką istotą. Jej krucze loki tworzyły masę ciemnych pierścionków, spiętych na czubku głowy kosztownym diamentowym grzebieniem. Identyczne diamenty połyskiwały wokół jej łabędziej szyi oraz smukłych nadgarstków. Zatem nie mogła to być uboga krewna. Wyglądała naprawdę zjawiskowo.
A także znajomo.
Devowi serce zamarło na moment, by ruszyć w zdwojonym tempie. Miał wrażenie, że wszystko wokół zatrzymało się nagle – muzyka, gwar rozmów, jego oddech – i przez jedną, nieskończenie długą chwilę, nie był w stanie ani mówić, ani myśleć.
Minęło już niemal dziesięć lat, odkąd widział Susannę Burney, a jego ostatnie o niej wspomnienie należało do tych, których nie sposób wymazać z pamięci: leżała w jego łóżku, cudownie naga, pogrążona we śnie, po krótkiej, pełnej namiętności nocy poślubnej. Gdy zdmuchiwał gasnącą świeczkę, nawet mu przez myśl nie przeszło, że już więcej nie zobaczy Susanny.
Następnego ranka zniknęła i tak zakończyło się jego małżeństwo. Zostawiła mu list, że to była straszliwa pomyłka i prosi go, żeby jej nie szukał, a wkrótce wystąpi o unieważnienie ich ślubu. A on, tak młody, dumny i zraniony, uniósł się gniewem i pozwolił jej odejść.
Dwa lata później, po powrocie z pierwszego rejsu, udał się do Szkocji, by odszukać swą zaginioną żonę. Z czystej ciekawości, tak sobie powtarzał, a także po to, by sprawdzić, czy dostali unieważnienie. Miał ambitne plany na przyszłość i nie było w nich miejsca dla dziewczyny, którą uwiódł i poślubił pod wpływem impulsu, a potem pozwolił jej odejść. Na wspomnienie spotkania z wujostwem Susanny oblał się zimnym potem. Wciąż pamiętał szok, jakiego doznał, kiedy mu powiedzieli, że umarła. Widocznie zależało mu na niej znacznie bardziej, niż umiał się przyznać.
A teraz Susanna Burney stała przed nim, żywa, zdrowa i cała. Patrzyła na niego obojętnie, jakby go nie rozpoznawała, a jego zalała fala wściekłości. Dałby głowę, że tylko udaje.
– Dev! – Emma, chcąc zwrócić na siebie uwagę, pociągnęła go za rękaw. Lekki grymas zniekształcił jej regularne rysy.
Emma, jego piękna i bogata narzeczona o świetnych koneksjach, dzięki której miał osiągnąć wszystko, o czym marzył.
Nigdy jej nie powiedział o swoim pierwszym, nieudanym małżeństwie. Podobnie, zresztą, jak o wielu innych sprawach. Udawał, że wszystkie jego dawne przygody przestały się liczyć, ale prawda wyglądała tak, że Emma była zazdrosna i zaborcza i trudno było przewidzieć, jak zareaguje. Wiedząc o tym, wolał nie ryzykować, aby nie zburzyć domku z kart, który tak wytrwale budował dla siebie – i Chessie.
Znów poczuł, jak zimny dreszcz biegł mu wzdłuż kręgosłupa. Susanna może mu przecież straszliwie zaszkodzić. Jeśli wspomni choć raz o ich wspólnej przeszłości, Emma gotowa zerwać zaręczyny i wszystkie jego starania pójdą na marne.
Patrzył, jak Susanna przybliża się do nich, z dłonią spoczywającą na ramieniu Fitza. Ich ciemne głowy nachylone były ku sobie. Uśmiechała się do niego tak, jakby był najwspanialszym mężczyzną na świecie. A Fitz, kompletnie oszołomiony, płonął rumieńcem jak sztubak w sidłach pierwszej miłości.
W pewnym momencie Susanna znów podniosła wzrok i spojrzała przeciągle na Deva, nie potrafił jednak nic wyczytać z jej twarzy. Nie dostrzegł w jej oczach ani przebłysku przypomnienia, ani najmniejszych śladów zdenerwowania.
Poczuł, że krew stygnie mu żyłach, i wyprostował się, szykując na spotkanie z żoną, którą od lat uważał za umarłą.ROZDZIAŁ DRUGI
Nie rozpoznała go, aż było zbyt późno, aby uciec lub się ukryć. Zresztą ukrywanie się nie leżało w jej zwyczaju.
Na letnim balu księstwa Alton stawiła się cała elita i zwarty tłum gości zasłaniał Susannie widok. W sali, gorącej i dusznej, gwar był taki, że ledwie słyszała, co mówi Fitz, kiedy ją odprowadzał po tańcu. Chyba coś o jego starych przyjaciołach. Pomyślała, że to nawet miło z jego strony, bo nie znała przecież nikogo w Londynie. W chwilę później tłum pozostał za nimi, a ona stanęła oko w oko z Jamesem Devlinem. Na jego widok kompletnie ją zamurowało i zakręciło jej się w głowie tak, że tylko dzięki ogromnej sile woli nie zemdlała.
Fitz na szczęście nie zauważył jej zmieszania. Nie należał, jak widać, do zbyt spostrzegawczych. Przystojny i czarujący, okazał się przy tym arogancki i rozpieszczony… Zrozumiała to w niespełna pięć minut po tym, jak ich sobie przedstawiono. Po dziesięciu minutach wiedziała już, że jest oddany swoim koniom i winom w piwniczce, a po kwadransie utwierdziła się w przekonaniu, że był bezbronny wobec pięknych kobiet. Mogło się to okazać bardzo przydatne, była bowiem nie tylko piękna, ale również zobowiązała się go uwieść.
Gdy zbliżali się do grupki skupionej wokół Jamesa Devlina, Fitz nie przestawał rozprawiać. O czym, nie miała pojęcia, ale nie domagał się od niej odpowiedzi. Na szczęście, bo widziała tylko Devlina – jego rosłą postać, szerokie ramiona i lodowate niebieskie oczy, mierzące ją z najwyższą pogardą. Czy mogła jednak mieć mu to za złe? Przecież to ona od niego odeszła; zostawiła go, zanim wysechł atrament na świadectwie ich ślubu, a łóżko nie zdążyło jeszcze wystygnąć po nocy poślubnej.
Westchnęła w duchu i wyprostowała się dumnie. Swą rolę grała już od tak dawna, że nie będzie jej trudno ukryć uczucia. A jednak tym razem okazało się to wyjątkowo trudne. Gdy wolno lustrowała wzrokiem Devlina od stóp do głów, chłód jej spojrzenia kłócił się z nerwowym biciem serca.
James nie był już tym samym osiemnastoletnim młodzieńcem z jej wspomnień. Teraz otaczała go aura pewności siebie i wzbudzał autorytet. Wydawał się jej także wyższy, bardziej muskularny i zdecydowanie bardziej męski. I tak przystojny, że można by go nawet nazwać ślicznym, gdyby nie mocno zarysowane kości policzkowe i kwadratowy podbródek, pozbawiające jego twarz delikatności. Na myśl o tym, że chłopak, którego niegdyś znała, przemienił się w tak wspaniałego mężczyznę, zakłuło ją nagle serce. Nigdy by się tego nie spodziewała, ale cóż, lata temu dokonała wyboru i teraz było już za późno na żale. Poza tym życie nauczyło ją, że roztkliwianie się nad sobą to objaw słabości.
Zerknęła na filigranową blondynkę uczepioną jego ramienia. Zatem to jedno pozostało bez zmian. Oczywiście, po tylu latach nic ją to już nie obchodziło, ale kobiety zawsze ciągnęły do Jamesa Devlina jak muchy do miodu. A on dobrze wiedział, że jest przystojny.
Patrzył na nią teraz. Czuła to. Nie przestawał jej się przyglądać od chwili, gdy ruszyła przez parkiet, wsparta na ramieniu Fitza. Spojrzała mu w oczy i zamiast zimnej obojętności zobaczyła w jego oczach zmysłowy żar i gniewne wyzwanie domagające się natychmiastowej odpowiedzi. Mimowolnie zadrżała. Lśniący parkiet sali balowej zafalował pod jej pantofelkami. Serce biło jej coraz szybciej. Oczy Devlina zawisły tymczasem na spoczywający w zagłębieniu jej szyi diamentowy wisior w kształcie łzy – prawdę mówiąc, pożyczony. Oblała się rumieńcem, a przez jego usta przemknął uśmiech satysfakcji.
Uniosła głowę i zmierzyła go wzrokiem, w którym głęboka niechęć mieszała się z wyzwaniem. Stawka była zbyt wysoka, aby mogła się teraz wycofać, mimo że instynkt popychał ją do ucieczki.
Dziewczyna po lewej ręce Deva, ta, z którą Fitz chciał ją poznać, musiała być siostrą Devlina. Oboje mieli taką samą karnację i podobne rysy, błękitne oczy oraz złote włosy. A więc to od niej powinna odciągnąć Fitza; do tego została wynajęta przez księcia i księżnę Alton. To jej miała zrujnować życie, ukraść narzeczonego oraz zniweczyć plany na przyszłość. Co za nieszczęsny traf, że osoba, nazwana przez księżnę „flircikiem Fitza”, okazała się siostrą Devlina.
Fitz tymczasem pociągnął do przodu nieświadomą niczego pannę i zwrócił się z uśmiechem do Susanny:
– Lady Carew, pozwolę sobie przedstawić pani pannę Francescę Devlin. Chessie, to jest lady Caroline Carew, przyjaciółka moich rodziców. Dopiero co przyjechała z Edynburga.
Francesca Devlin dygnęła wdzięcznie. Blask świec budził w jej włosach miedziane refleksy. Jej błękitne oczy zalśniły ciepłym blaskiem. Taktyka istotnie godna podziwu. Susanna musiała jej to przyznać. Gdy młody markiz, którego pragniesz poślubić, przedstawia ci piękną kobietę, udawaj, że cieszy cię ta znajomość.
W innych okolicznościach być może zaprzyjaźniłaby się z panną Francescą Devlin. Przyjęła jednak ogromną sumę pieniędzy, aby uwieść jej ukochanego…
James Devlin przysunął się bliżej. Susanna napotkała jego wzrok pełen wrogości, której nawet nie próbował ukryć. Nie czuła się zaskoczona. Byłoby naiwnością oczekiwać, że porzucony przed dziewięciu laty mąż zareaguje obojętnością. Zapewne zażąda wyjaśnień, a może nawet wymierzy jej srogą karę. Na myśl o tym zaschło jej w ustach. Należał przecież do ludzi, którym lepiej nie wchodzić w drogę.
Devlin skinął lekko głową, jakby czytał w jej myślach; cyniczny uśmieszek wykrzywił mu wargi. Hardy błysk w jego oku ostrzegał ją, że bez względu na grę, jaką teraz prowadzi, znajdzie w nim godnego przeciwnika.
Później spojrzał bez słowa na Francescę i zrobił krok w jej stronę, jakby chciał ją wesprzeć, a ona uśmiechnęła się z wdzięcznością. A więc był troskliwym starszym bratem, Susanna westchnęła w duchu. Zatem sprawy, już i tak skomplikowane, przybrały jeszcze bardziej niekorzystny obrót.
Drobna blondynka w obłoku błękitnych jedwabiów i koronek wysunęła się do przodu, wydymając usta.
– Powinieneś mnie przedstawić jako pierwszą, Fitz – powiedziała z wyrzutem. – W końcu jestem hrabianką!
Fitz zaczął gorączkowo przepraszać, po czym przedstawił ją jako swoją kuzynkę, lady Emmę Brooke, a jej towarzysza jako wielmożnego Fredericka Waltersa. Susanna przez cały czas czuła na sobie paraliżujący wzrok Devlina. Emma tymczasem przyciągnęła go do siebie, jak swoją zdobycz.
– To mój narzeczony – oznajmiła z dumą. – Sir James Devlin.
Narzeczony! Susannie serce gwałtownie zabiło. Nagła zazdrość, paląca i mroczna, pozbawiła ją tchu. Wiedziała, że Devlin uzyskał tytuł szlachecki, nie miała jednak pojęcia, że jest zaręczony. Nie wyobrażała go sobie nigdy jako żonatego, choć przez te lata, jakie minęły od ich rozstania, mógł się ożenić ze dwa lub trzy razy – albo nawet sześć, jak Henryk VIII.
Mógł, gdyby nie pewien szkopuł – otóż pozostawał wciąż jej mężem.
Znów ogarnęły ją wyrzuty sumienia, tak niepożądane w jej sytuacji. Powinna była go poinformować, pomyślała. I to dawno temu, mówiąc szczerze… Chwila, by uczynić to teraz, była jednak wysoce niestosowna, zważywszy na obecność jego narzeczonej, która uśmiechała się do niej z ostrzegawczym błyskiem w oczach.
Susanna zagryzła wargi. To prawda, że zamierzała uzyskać unieważnienie ich małżeństwa. Napisała to wyraźnie Devowi i nawet mu to przyrzekła. Jednak kiedy odkryła, że spodziewa się dziecka, tylko obrączka oraz metryka ślubu chroniły ją od kompletnej klęski. Wydziedziczona przez rodzinę i samotna, kurczowo trzymała się tych jedynych symboli przyzwoitości i poszanowania. Gdy później przypomniała sobie o swojej obietnicy, okazało się że jej spełnienie byłoby znacznie droższe i trudniejsze, niż to sobie wyobrażała. Utrzymanie w Edynburgu pochłaniało ostatnie grosze. Skąd miała wziąć pieniądze na opłacenie prawników, skoro czasami brakowało jej na życie?
Na wspomnienie tamtych dni panika ścisnęła ją za gardło i dłonie spociły jej się w koronkowych rękawiczkach. Powietrze w sali wydało się nazbyt duszne. Świadoma, że wszyscy patrzą na nią wyczekująco, uśmiechnęła się wymuszenie do Emmy Brooke.
– Należą się pani gratulacje z okazji zaręczyn, lady Emmo – powiedziała. – A jeszcze większe sir Jamesowi.
W ciszy, jaka zapadła, Emma spróbowała rozstrzygnąć, czy to komplement, i po chwili rozpromieniła się.
– Rzeczywiście, jestem wybrańcem losu – potwierdził Dev i kąciki ust lekko mu drgnęły. – Podobnie jak pani, lady Carew – dorzucił z błyskiem rozbawienia w chmurnych oczach. – Pani także należy pogratulować, bo kiedy się ostatnio widzieliśmy, nie przysługiwał pani tytuł „lady”, o ile pamiętam, i nie nazywała się pani Caroline Carew.
Ton, jakim wypowiedział te słowa, był niezwykle uprzejmy, za to ich treść ani trochę. Wokół zapanowało lekkie poruszenie. Kobiety spoglądały teraz na Susannę podejrzliwie, a mężczyźni z zaciekawieniem, choć całkiem innego rodzaju. Nic dziwnego. Dev niedwuznacznie zasugerował przecież, że jest awanturnicą lub, co gorsza, dziwką przebraną za damę.
Cisza przeciągała się. Susanna wiedziała, że ma jeszcze jakieś wyjście, ale musi szybko podjąć decyzję. Mogła udawać, że Devlin ją z kimś pomylił, byłoby to jednak ryzykowne, gdyż gotów potraktować to jako wyzwanie. Mogła także podjąć rękawicę, co było równie niebezpieczne, ponieważ nie miała żadnej gwarancji, że wygra. Z pewnością natomiast było już za późno na sztuczną obojętność. Wszyscy czekali przecież, jak zareaguje na uwagę Devlina.
– Pochlebia mi, że aż tyle pan o mnie zapamiętał – rzuciła, jakby nigdy nic. – Bo ja w ogóle zapomniałam o pańskim istnieniu.
Dev uśmiechnął się jeszcze szerzej.
– Och, pamiętam wszystko na pani temat, lady… Carew.
– Nigdy pan o mnie wszystkiego nie wiedział, sir James.
Ich spojrzenia spotkały się jak dwa lśniące ostrza. Zrozumiała, że już za późno, aby się wycofać.
– Wręcz przeciwnie – powiedział Dev. – Doskonale pamiętam, na przykład, nasze ostatnie spotkanie. – Diabelski błysk w jego oczach wyraźnie sugerował, że chce ją przyprzeć do muru i że sprawia mu to przyjemność.
Zawrzała gniewem, lecz jeden rzut oka na wściekłą minę Emmy sprawił, że odetchnęła z ulgą. A więc Dev robił to wszystko na pokaz, żeby ją ukarać za dawne winy. Nie miał przy tym najmniejszego zamiaru wyjawiać prawdy, gdyż zaszkodziłoby mu to w równym stopniu, co jej. Emma nie była narzeczoną uległą i potulną. I to ona z całą pewnością rządziła pieniędzmi, bo Dev nigdy nie był zamożny.
Otaksowała wzrokiem złoty haft na jego białej kamizelce, gatunek wykrochmalonej koszuli oraz wartość diamentu w szpilce od krawata. A potem znów spojrzała na Emmę. Oczy Deva szły w ślad za jej spojrzeniem. A więc zrozumiał…
Uśmiechnęła się.
– No cóż, pewna jestem, że nie będzie pan tak nietaktowny, aby zanudzać wszystkich szczegółami, sir James. Co może być bardziej nudnego dla postronnych niż starzy znajomi, rozprawiający o dawnych czasach?
– Znacie się jeszcze z Irlandii? – Emma, która najwyraźniej miała już dosyć konwersacji, wepchnęła się pomiędzy nich, spoglądając to na Deva, to na Susannę, ze źle skrywaną zazdrością. W jej ustach nazwa Irlandia zabrzmiała jak miejsce na końcu świata, z którego można jedynie wyjechać.
– Poznaliśmy się w Szkocji pewnego lata – odparła Susanna. – Sir James bawił wtedy z wizytą u swego kuzyna, lorda Granta. To było bardzo dawno temu.
– Ale teraz, szczęśliwym zrządzeniem losu, mamy okazję odnowić naszą znajomość. – Wzrok Deva przeczył jego gładkim słowom. – Musi mi pani obiecać następny taniec, lady Carew, abyśmy mogli spokojnie porozmawiać o przeszłości, nie zanudzając naszych przyjaciół.
Tym jednym zdaniem chciał uniemożliwić jej ucieczkę. Od razu rozpoznała jego determinację. Nie zmienił się od czasu ich ostatniego spotkania. Zawsze osiągał to, co chciał.
– Nie mam ochoty wracać do przeszłości – odpowiedziała. – Przykro mi, sir James, ale obiecałam już komuś następny taniec. – Odwróciła się ostentacyjnie do Fitza, wymownym gestem muskając jego dłoń. Nieomal o nim zapomniała w ferworze sprzecznych uczuć, jakie wzbudził w jej sercu widok Devlina. A to niedobrze, gdyż prowizja od rodziców Fitza stanowiła jedyne źródło jej utrzymania w Londynie.
– Milordzie, dziękuję, że mnie pan poznał ze swymi przyjaciółmi – dodała po chwili. – Mam nadzieję, że wszyscy znów się spotkamy.
Obdarzyła każdego z osobna zdawkowym uśmiechem, na który Chessie odpowiedziała zimnym skinieniem głowy, zaś Emma w ogóle jakby jej nie dostrzegła. Tylko Fitz zdawał się nie przejmować napiętą atmosferą i z galanterią ucałował jej dłoń. Chessie odwróciła szybko głowę, nie mogąc znieść widoku ukochanego, nadskakującego innej kobiecie, a stojący obok niej Devlin zmarszczył ponuro brwi.
Po tym niemiłym pożegnaniu Susanna ruszyła szybko w stronę wyjścia. Serce jej tłukło się w piersi i brakowało jej tchu. Potrzebowała pilnie jakiegoś zacisznego miejsca, gdzie mogłaby w spokoju zastanowić się nad tym, jak rozwikłać tę skomplikowaną sytuację.
– Mogę mieć nadzieję na taniec później, lady Carew?
Freddie Walters zastąpił jej nagle drogę, taksując ją wzrokiem niby rasową klacz. Dotyk jego ręki był bardziej niż poufały, a znaczący ton sugerował, że wie o niej wszystko – że jest wdową o wątpliwym morale, niemającą nic przeciwko romansowi bez zobowiązań. Jawny brak szacunku w jego zachowaniu sprawił, że zazgrzytała zębami.
– Dziękuję, panie Walters – odparła – ale postanowiłam wrócić do domu, gdyż rozbolała mnie głowa.
– Wielka szkoda – mruknął zasępiony. – To może mógłbym któregoś dnia do pani wstąpić?
– Walters, pogarsza pan jeszcze migrenę lady Carew – rozległ się nagle ostry głos. Dev wyrósł niespodziewanie obok nich i jednym gestem odprawił natręta. Odprowadził go potem spojrzeniem, a kiedy Walters zniknął, wbił w Susannę ponury wzrok. Ona także miałaby ochotę czmychnąć, podejrzewała jednak, że Dev chwyciłby ją po prostu za ramię, gdyby spróbowała ucieczki. Jak widać, nie przejmował się zbytnio konwenansami, skoro zaczepił ją na środku sali balowej.
– Dziękuję za pomoc – odezwała się zimnym głosem – ale nie było to potrzebne. Potrafię radzić sobie sama.
Dev uśmiechnął się.
– O, nie wątpię – odparł, lustrując ją wzrokiem, tak różnym od lubieżnego spojrzenia Waltersa, lecz znacznie bardziej niepokojącym. – Nie próbowałem cię ratować – dodał łagodnie – tylko chciałem cię mieć dla siebie.
Jego dobór słów i spojrzenie sprawiły, że Susanna zadrżała w duchu. Dev usunął wątłą groźbę, jaką stanowił Walters, by ją zastąpić czymś znacznie bardziej niebezpiecznym – swoim towarzystwem! Ośmielił się zaczepić ją na oczach księstwa Alton oraz ich gości, a to było niedopuszczalne.
– Nie mam ci nic do powiedzenia – odrzekła z pozornym spokojem. Po dziewięciu latach nauki umiała się już obronić. Nigdy jednak nie było to takie trudne jak teraz, gdy próbowała wznieść obronny mur pomiędzy sobą a tym postawnym mężczyzną o przenikliwych niebieskich oczach.
– Stać cię na więcej, Susanno – stwierdził ze śmiechem. – Mów, w czym rzecz, do diaska!
– Nie mam pojęcia, o co ci chodzi – powiedziała. Rozejrzała się wokół i nie widząc znikąd ratunku, ruszyła wolno do rogu sali balowej. Dev ujął ją mocno pod ramię, dostosowując się do jej drobnych kroczków. Patrzącemu z boku mogło się wydawać, że robią to samo, co wszyscy – spacerują po parkiecie między tańcami, gawędząc jak para przypadkowych znajomych. Tyle tylko że w uścisku jego ręki nie było nic przypadkowego.
– Winna mi jesteś przynajmniej wyjaśnienie – powiedział. – Może nawet przeprosiny, o ile to nie za wiele – dorzucił z sarkazmem. Przez moment miał w oczach szaleństwo. Przechodząca obok para zmierzyła ich zaciekawionym spojrzeniem. Nawet jeśli nie słyszeli słów, musieli wyczuć napięcie.
Susanna rozłożyła wachlarz, aby ukryć za nim twarz.
– Och, to było tak dawno temu… – Chciała, by zabrzmiało to lekceważąco, i trąciła właściwą strunę. – Owszem, opuściłam cię, ale jak widać, otrząsnąłeś się… – urwała, by dodać z uśmiechem: – Tylko mi nie mów, że złamałam ci serce.
Umyślnie prowokowała go, spodziewając się zapewnienia, że nic dla niego nie znaczyła. Zamiast tego oczy Deva zapałały jeszcze większym gniewem.
– Wróciłem, żeby cię odszukać – oznajmił. – Dwa lata później.
Susanna omal nie upuściła wachlarza. Dwa lata! Nie wiedziała o tym. Poczuła żal i gorycz. Zresztą to i tak bez znaczenia. Dwa lata to o wiele za późno. Widziała to teraz, patrząc wstecz. Widziała wszystkie popełnione przez siebie błędy oraz bezsens, jakim byłoby żałowanie ich teraz, prawie dekadę później.
– Chciałem się tylko upewnić, że dostaliśmy unieważnienie. – Dev spojrzał na nią zimno i pogardliwie. – Ale twoi wujostwo powiedzieli mi, że umarłaś. Chyba trochę przesadzili, jak mi się wydaje – wycedził przez zęby.
Szok był tak ogromny, że Susanna omal nie zemdlała. Przez długą chwilę sala balowa wirowała jej przed oczami, muzyka i głosy cichły, a grunt usuwał się spod nóg. Wyciągnęła przed siebie rękę, by z ulgą stwierdzić, że stoją przy jednym z okien wychodzących na taras. Pod palcami wyczuła zimną szybę, a w płucach orzeźwiający powiew świeżego powietrza.
Spojrzała Devowi w twarz. Minę miał zaciętą i mocno zaciśnięte usta. Czuła, że rozsadza go furia.
– Powiedzieli ci, że umarłam? – wyszeptała. To prawda, że ciotka z wujem wyrzekli się jej, gdy zaszła w ciążę i odmówiła oddania dziecka. Została wyklęta, wydziedziczona i wyrzucona z domu. Oświadczyli jej, że dla nich umarła, i pewnie wszystkim mówili to samo.
Chłód wkradł się w jej serce. Nieludzkie okrucieństwo krewnych omal jej nie zabiło przed dziewięciu laty, a teraz znowu dotknęła ją ich złośliwość. Myślała, że już nigdy nie będą w stanie jej zranić, ale jak widać, pomyliła się.
– Czy rzeczywiście trzeba było posuwać się aż tak daleko? – mówił dalej Dev z gniewem. – Nie chodziło mi przecież o to, żeby się pogodzić.
Urwał. Susanna wiedziała, że czeka na jej odpowiedź, ale nie mogła znaleźć właściwych słów. Za dużo spadło na nią tak nagle. Dev próbował ją odnaleźć, a jej rodzina go okłamała. Ubodło ją to znacznie dotkliwiej, niż mogłaby przypuszczać.
– Ja… – oddech uwiązł jej w piersi. Co robić? – zastanawiała się w duchu. Dev nie może się nigdy domyślić, że nie wiedziała o ich nikczemnych kłamstwach. Już i tak coś zaczynało mu świtać. Jeden drobny lapsus i prawda wyjdzie na jaw. A wtedy nie będzie końca jego pytaniom – o przeszłość, o to, co się z nią działo, i, co gorsza, o jej obecne życie oraz powody, dla których znalazła się w Londynie. Na żadne nie mogłaby odpowiedzieć. Musi chronić siebie i swoje tajemnice, jeśli nie chce wszystkiego stracić. Ucieszyła się w duchu, że nie powiedziała mu, że nadal są małżeństwem. Może się to okazać skutecznym orężem na wypadek, gdyby musiała się bronić.
Wyprostowała się i spróbowała odzyskać panowanie. Wzięła głęboki oddech, szukając w myślach słów, którymi mogłaby go odepchnąć, ale on ją uprzedził.
– Niech to diabli, Susanno! – wybuchnął głosem nabrzmiałym od emocji. – Przecież byłaś moją żoną, a nie jakąś dziwką! Nie sądzisz, że jesteś mi winna wyjaśnienie? Najpierw odeszłaś, a potem kazałaś rodzinie mnie okłamać. Powiedz mi, dlaczego to zrobiłaś.
W jego spojrzeniu było tyle szczerego uczucia… Poczuła, że nienawidzi samej siebie za to, co musi zrobić, aby się obronić.
– Kazałam im kłamać, bo chciałam mieć pewność, że się ciebie pozbyłam – powiedziała, siląc się na obojętność, mimo że słowa nie chciały jej przejść przez gardło. Wiedziała jednak, że musi zakończyć tę sprawę i rozbudzić w Devie tak wielką nienawiść, żeby jej już nigdy więcej o nic nie wypytywał. Nie miała innego wyjścia. – Poślubiłam cię, bo chciałam, abyś mnie pozbawił dziewictwa – dodała z przekonującym uśmiechem, a była dobrą aktorką. Praktykę zdobyła w tych ciężkich latach, po tym, jak rodzina ją wydziedziczyła. Umiejętność udawania była wówczas tym, co uchroniło ją przed śmiercią głodową.
– Po naszej poślubnej nocy miałam już wszystko, czego od ciebie potrzebowałam, Devlin – mówiła dalej. – Chciałam poznać życie intymne i ty mnie wszystkiego nauczyłeś. – Zmusiła się, by spojrzeć na niego, a on, z kamienną twarzą i zaciśniętymi ustami, słuchał, jak deprecjonuje miłość, uczucie, które ich połączyło. – Było cudownie – dorzuciła, wzruszając ramionami – ale po tym, jak cię uwiodłam, nie byłeś mi już do niczego potrzebny.
Pomyślała, że to powinno wystarczyć, aby ją znienawidził. Żaden mężczyzna nie zniósłby takiego ciosu. Odwróciła się i chciała odejść, ale Devlsin złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie. Jego dotyk rozbudził jej zmysły tak jak dawniej.
Spłonęła rumieńcem. Wzrok Deva prześlizgnął się po niej powoli, by spocząć na głębokim wycięciu sukni. Wybrano ją, aby oczarowała Fitza, i po raz pierwszy tego wieczoru Susanna żałowała, że suknia nie jest skromniej wydekoltowana. Spojrzenie Deva na krągłościach jej piersi było jak zmysłowa pieszczota.
– Chwileczkę – powiedział. Pośród dźwięków muzyki i gwaru rozmów jego głos wydawał się bardzo cichy, ale wychwyciła w nim stalowe nuty. – Tym razem nie odejdziesz ode mnie, Susanno, dopóki ci na to nie pozwolę. Tym razem jednak zostaniesz, ale wyłącznie dla mojej przyjemności.