Próby - ebook
Próby - ebook
„Próbom” Michela de Montaigne’a przypisuje się stworzenie nowego gatunku literackiego – eseju. Zebranie w tomie teksty poruszają zróżnicowaną tematykę, odznaczają się bardzo subiektywnym spojrzeniem. Montaigne sporo miejsca poświęca sobie, analizując różnorodne aspekty swojego życia: myśli, uczucia, podświadomość. Wykazuje przy tym erudycyjne obycie, które nadaje „Próbom” wyjątkowego charakteru.
Kategoria: | Filozofia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7903-999-9 |
Rozmiar pliku: | 3,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Autor do czytelnika
Księga pierwsza
Rozdział I. Jako różnymi drogami dochodzi się do podobnego celu
Rozdział II. O smutku
Rozdział III. Uczucia nasze wybiegają poza nas
Rozdział IV. Jako dusza przenosi swe namiętności na złudne przedmioty, skoro nie staje jej prawdziwych
Rozdział V. Zali naczelnikowi obleganej fortecy godzi się wyjść za mury dla parlamentowania z wrogiem
Rozdział VI. Jako godzina parlamentowania jest niebezpieczna
Rozdział VII. Jako uczynki nasze należy sądzić wedle intencji
Rozdział VIII. O bezczynności
Rozdział IX. O kłamcach
Rozdział X. O mówieniu powolnym i rychłym
Rozdział XI. O przepowiedniach
Rozdział XII. O stałości
Rozdział XIII. Ceremonia spotkania się królów
Rozdział XIV. Upieranie się nierozumne przy obronie fortecy zasługuje na karę
Rozdział XV. O karaniu tchórzostwa
Rozdział XVI. Obyczaje niektórych ambasadorów
Rozdział XVII. O strachu
Rozdział XVIII. Jako nie trzeba sądzić naszej doli aż po śmierci
Rozdział XIX. Jako filozofować znaczy uczyć się umierać
Rozdział XX. O potędze wyobraźni
Rozdział XXI. Korzyść jednego jest szkodą drugiego
Rozdział XXII. O zwyczaju i o tym, aby niełatwo odmieniać istniejące prawo
Rozdział XXIII. Rozmaite wyniki tego samego postanowienia
Rozdział XXIV. O bakalarstwie
Rozdział XXV. O wychowaniu dzieci
Rozdział XXVI. Jako szaleństwem jest wyrok o prawdzie i fałszu zdawać na sąd naszego rozumu
Rozdział XXVII. O przyjaźni
Rozdział XXVIII. Dwadzieścia dziewięć sonetów Stefana de la Boêtie
Rozdział XXIX. O umiarkowaniu
Rozdział XXX. O kanibalach
Rozdział XXXI. Iż trzeba być oględnym w sądzeniu wyroków boskich
Rozdział XXXII. Iż trzeba unikać rozkoszy, bodaj za cenę życia
Rozdział XXXIII. Często szczęście spotyka się na drodze rozumu
Rozdział XXXIV. O pewnej ułomności naszych urzędów
Rozdział XXXV. O zwyczaju odziewania się
Rozdział XXXVI. O Katonie młodszym
Rozdział XXXVII. Jako często płaczemy i śmiejemy się z tych samych powodów
Rozdział XXXVIII. O samotności
Rozdział XXXIX. Uwagi nad Cyceronem
Rozdział XL. Iż poczucie dobrego i złego zależy w znacznej mierze od naszego o tym mniemania
Rozdział XLI. O nieużyczaniu swojej chwały
Rozdział XLII. O nierówności jaka jest między ludźmi
Rozdział XLIII. O prawach przeciw zbytkom
Rozdział XLIV. O spaniu
Rozdział XLV. O bitwie pod Dreux
Rozdział XLVI. O imionach
Rozdział XLVII. O niepewności naszego sądu
Rozdział XLVIII. O koniach podręcznych
Rozdział XLIX. O dawnych zwyczajach
Rozdział L. O Demokrycie i Heraklicie
Rozdział LI. O czczości słów
Rozdział LII. O oszczędności starożytnych
Rozdział LIII. O niejakim rzeczeniu Cezara
Rozdział LIV. O próżnych subtelnościach
Rozdział LV. O zapachach
Rozdział LVI. O modłach
Rozdział LVII. O wieku
Księga druga
Rozdział I. O niestałości naszych postępków
Rozdział II. O pijaństwie
Rozdział III. Obyczaje wyspy Cea
Rozdział IV. „Na jutro ze sprawami”
Rozdział V. O sumieniu
Rozdział VI. O ćwiczeniach
Rozdział VII. O nagrodach czci
Rozdział VIII. O miłości ojców do dzieci
Rozdział IX. O broni Partów
Rozdział X. O książkach
Rozdział XI. O okrucieństwie
Rozdział XII. Apologia Rajmunda Sebond
Rozdział XIII. O sposobie sądzenia czyjejś śmierci
Rozdział XIV. Jako nasz umysł sam sobie staje w poprzek
Rozdział XV. Iż pragnienie nasze wzmaga się od przeciwności
Rozdział XVI. O sławie
Rozdział XVII. O zarozumiałości
Rozdział XVIII. O zadawaniu łgarstwa
Rozdział XIX. O swobodzie sumienia
Rozdział XX. Niczego nie smakujemy w pełnej czystości
Rozdział XXI. Przeciw próżniactwu
Rozdział XXII. O kurierach
Rozdział XXIII. O złych środkach stosowanych w dobrym celu
Rozdział XXIV. O wielkości Rzymian
Rozdział XXV. Iż nie należy udawać choroby
Rozdział XXVI. O kciukach
Rozdział XXVII. Tchórzostwo matką okrucieństwa
Rozdział XXVIII. Wszystkie rzeczy mają swoją porę
Rozdział XXIX. O cnocie
Rozdział XXX. O poczwarnym dziecięciu
Rozdział XXXI. O gniewie
Rozdział XXXII. Obrona Seneki i Plutarcha
Rozdział XXXIII. Historia Spuryny.
Rozdział XXXIV. Uwagi nad sposobem wojowania Juliusza Cezara
Rozdział XXXV. O trzech zacnych paniach
Rozdział XXXVI. O najwyborniejszych ludziach
Rozdział XXXVII. O podobieństwie dzieci do ojców
Księga trzecia
Rozdział I. O pożytecznym i poczciwym
Rozdział II. O żalu
Rozdział III. O trzech rodzajach obcowania
Rozdział IV. O dywersji
Rozdział V. O wierszach Wergilego
Rozdział VI. O pojazdach
Rozdział VII. O ciężarach wielkości
Rozdział VIII. O sztuce rozmawiania
Rozdział IX. O próżności
Rozdział X. O oszczędzaniu woli
Rozdział XI. O kulawych
Rozdział XII. O fizjonomii
Rozdział XIII. O doświadczeniuAutor do czytelnika
Otoć, czytelniku, książka pisana w dobrej wierze. Ostrzega cię od początku, iż nie zamierzyłem w niej sobie żadnego celu, prócz domowego i prywatnego. Nie miałem w niej żadnej troski o twoje służby ani o moją chwałę: siły moje nie są zdolne do takiego zamiaru. Poświęciłem ją szczególnej dogodności krewnych i przyjaciół: iżby straciwszy mnie, co ich czeka niebawem, mogli tu odnaleźć niejakie rysy moich właściwości i humorów i tym sposobem hodowali pełniejszą i żywszą znajomość mej osoby. Gdybym pisał po to, aby się zabiegać o łaskę świata, byłbym się lepiej przystroił i przedstawiłbym się w wystudiowanym chodzie. Chcę, aby mnie widziano w mym prostym, przyrodzonym i pospolitym obyczaju, bez wymuszenia i sztuki; siebie bowiem maluję tutaj. Wyczyta się tu żywcem moje braki i moją szczerą postać o tyle, o ile publiczna obyczajność pozwoliła. Gdybym mieszkał wśród tych narodów, które, jak powiadają, żyją jeszcze w słodkiej swobodzie pierwotnych praw przyrody, upewniam się, iż byłbym się z chęcią odmalował całego i ze wszystkim nago. Tak więc, czytelniku, ja sam jestem materią mej książki; nie ma racji, abyś miał używać swego wczasu na tak letki i błahy przedmiot.
Zatem, z Panem Bogiem.
w Montaigne, pierwszego marca, R.P. tysiąc pięćset osiemdziesiątego.Księga pierwsza
Rozdział I
Jako różnymi drogami dochodzi się do podobnego celu
Najpospolitszy sposób zmiękczenia serc tych, których się obraziło, wówczas, kiedy dzierżąc pomstę w dłoni, mają nas na łasce i niełasce, jest obudzić w nich współczucie i litość swoim poddaniem: męstwo wszelako, stałość i determinacja, środki wcale przeciwne, posłużyły niekiedy do tego samego celu.
Edward, książę Walii, ten sam, który tak długo władał naszą Gujaną, a którego charakter i dola miały w sobie niemało cech wielkości, będąc znacznie obrażony przez Limuzyńczyków i wziąwszy ich miasto siłą, nie dał się wstrzymać krzykom ludu i kobiet, i dzieci zdanych na rzeź, mimo iż błagali go o łaskę i rzucali mu do stóp. Aż kiedy krocząc przebojem przez miasto, ujrzał trzech francuskich rycerzy, którzy niesłychanym męstwem wytrzymywali przemoc jego zwycięskiej armii, wówczas uznanie i cześć dla tak znamienitej cnoty stępiły od razu ostrze jego gniewu. I od tych trzech rozpoczął dzieło przebaczenia i odpuścił wszystkim innym mieszkańcom.
Kiedy Skanderberch książę Epiru, gonił raz za jednym ze swoich żołnierzy, chcąc go zabić, żołnierz ów, daremnie wysiliwszy się, aby go uśmierzyć wszelakimi rodzajami pokory i błagania, jął się w ostatniej rozpaczy miecza i z bronią w ręku zwrócił się przeciw panu. Owo ta śmiałość wstrzymała wraz furię książęcia, który za to, iż się odważył chwycić tak chlubnej drogi, darował go łaską. Ten przykład mogliby inaczej wykładać ci, którzy by nie czytali o niezwyczajnej sile i odwadze tegoż Skanderbercha.
Cesarz Konrad trzeci, oblegając Gwelfa, diuka Bawarii, mimo iż ofiarowano mu bardzo pokorne i upadlające zadośćuczynienie, zgodził się ledwie na tyle, iż niewiastom szlacheckim zamkniętym w mieście wraz z księciem pozwolił, aby wyszły z miasta nieponiżone na honorze, pieszo, z tym, co będą mogły unieść na sobie. Zasię one, zaiste wspaniałego serca, umyśliły wziąć na barki swoich mężów, dzieci i samego księcia. Tedy cesarz zażył tak wielkiej rozkoszy, patrząc na wdzięczny obraz ich męstwa, iż płakał z ukontentowania i złagodził w sercu całą cierpkość śmiertelnej i nieubłaganej nienawiści, jaką żywił przeciw temu książęciu, i obszedł się łaskawie z nim i jego drużyną.
Ze mną trafiłby do celu i jeden, i drugi sposób; jestem bowiem niezmiernie miętki na punkcie miłosierdzia i łagodności. Mniemam wszelako, iż łatwiej byłbym zdolny poddać się współczuciu niż zdumieniu: mimo iż miłość zda się stoikom nagannym uczuciem; żądają, aby wspomagać utrapionych, ale nie aby mięknąć i współczuć z nimi. Owo te przykłady wydają mi się nader sposobne dla pokazania, jak dusza, nagabywana i doświadczana dwiema tymi próbami, zniesie nieporuszona jedną, zasię ugnie się pod drugą. Można powiedzieć, iż dać w sercu swoim dopust dla współczucia, jest to objaw łagodności, dobrotliwości i miętkości, z czego wynika, iż natury wątlejsze, jako u białogłów, dzieci i pospólstwa, bardziej są temu podległe; wzgardzić zasię łzami i błaganiem, a poddać się jeno samej czci dla świętego obrazu cnoty, oto znak silnej i nieugiętej duszy, żywiącej szacunek i umiłowanie dla męskiego i krzepkiego hartu.
Wszelako, nawet w duszach mniej wspaniałych, podziw i zdumienie mogą zrodzić podobny skutek: świadkiem lud tebański, który, wzniósłszy raz oskarżenie gardlane przeciw swym wodzom za to, iż przetrzymali władzę poza nakazany i przepisany czas, z wielką trudnością rozgrzeszył Pelopidasa uginającego się pod ciężarem onego zarzutu i szukającego ratunku jeno w prośbach i przedstawieniach; przeciwnie, gdy przyszło do Epaminondasa i ów począł wspaniale rozpowiadać rzeczy zdziałane przez siebie i rzucać je ludowi z dumą i zuchwalstwem, nawet nie mieli serca wziąć gałek do ręki; i zgromadzenie rozeszło się do domów, sławiąc głośno wielkie serce tego bohatyra.
Dionizjusz starszy, po długim oporze i mozołach zdobywszy wreszcie miasto Regge i pojmawszy wodza Phytona, bardzo dzielnego człeka, który dał mu był tak zacięty odpór, chciał na nim okazać straszliwy przykład pomsty. Powiadomił go najpierw, jako dnia poprzedniego kazał utopić jego syna i całe krewieństwo: na co Phyton odpowiedział jeno: „że są o dzień jeden szczęśliwsi od niego”. Potem kazał go obnażyć i pojmać katom, i wlec przez miasto, chłostając bardzo haniebnie i okrutnie, obrzucając przy tym krwawymi i wzgardliwymi słowy; ale tamten wytrwał w niezmiennym męstwie, niezmieszany i z pogodną twarzą, i szedł na męki, sławiąc głośno zaszczytną i chlubną przyczynę swego zgonu (a to iż nie chciał wydać kraju w ręce tyrana), a także grożąc onemu bliską karą bogów. Dionizjusz, czytając w oczach rycerstwa, iż miast obruszać się na przechwałki zwyciężonego wroga, przeciwnie miękną w sercu z podziwu dla tak rzadkiej cnoty (zgoła bowiem lękać się było można, iż zbuntują się i wydrą Phytona z rąk straży), kazał zaprzestać męki i po kryjomu dał go utopić w morzu.
Zaiste człowiek jest to istota osobliwie lekka, różnoraka i odmienna; niełacno budować o nim stałe i jednolite mniemanie. I tak Pompejusz przebaczył całemu miastu Mamertynów, przeciw któremu był bardzo poruszony, w uznaniu cnoty i wielkoduszności obywatela tegoż miasta, Zenona, który wziął na się powszechną winę i błagał jeno o tę łaskę, aby sam mógł za nią ponieść karę: zasię gospodarz Sylli, okazawszy w mieście Peruzie podobną cnotę, nic nie zyskał na tym ani dla siebie, ani dla innych.
A znów zgoła na wspak moim pierwszym przykładom, najwaleczniejszy z ludzi i najwspanialszy dla zwyciężonych, Aleksander, zdobywszy po mnogich i ciężkich trudnościach Gazę, ujrzał wodza jej Betysa (którego męstwa w czasie tego oblężenia doznał cudownych świadectw), jak sam, opuszczony od swoich, z pokruszonym orężem, okryty krwią i ranami walczył jeszcze przeciw srogiej przemocy; tedy rzekł mu, zgniewany tak drogim zwycięstwem (prócz innych bowiem szkód, sam otrzymał świeżo dwie rany): „Nie umrzesz tak, jakoś zapragnął, Betysie; gotuj się, iż trzeba ci będzie cierpieć wszelakie męczarnie, jakie można obmyślić dla pokonanego jeńca”; zasię tamten, z twarzą nie tylko niezlęknioną, ale hardą i zuchwałą, nie rzekł ani słowa na te groźby. Wówczas Aleksander, widząc jego dumne i uparte milczenie: „Zali ugiął bodaj kolano? zali wydarł mu się jakowyś błagalny głos? Zaiste, zgwałcę to milczenie; a jeśli nie mogę zeń dobyć słowa, dobędę bodaj jęku”; i przechodząc od gniewu do wściekłości, nakazał, aby mu przebito stopy; i dał go wlec tak żywcem przywiązanego do wozu, szarpiąc w sztuki i rwąc mu członki. Byłożby to stąd, iż hart serca zdał mu się czymś tak przyrodzonym, pospolitym, iż nie dziwując się tej cnocie, mniej ją szacował? albo też uważał tę cnotę tak bardzo za własną, iż w dumie swej nie mógł przenieść widoku jej w kim innym bez obrazy i zawiści? albo też przyrodzona gwałtowność jego gniewu niezdolna była ścierpieć sprzeciwu? Zaiste, gdyby gniew ten był zdolny do jakiegoś hamulca, trzeba mniemać, iż w czasie zdobycia i zniszczenia Tebów byłby go sobie nałożył, patrząc, jak tylu dzielnych mężów okrutnie ginie od miecza, nie mając już sił ni sposobu obrony; poległo ich bowiem dobrych sześć tysięcy, z których żadnego nie widziano ani uciekającego, ani proszącego pardonu; przeciwnie, bieżali jeno tam i sam po ulicach, szukając, gdzie by stawić czoło zwycięskim wrogom, i wzywając, by ich uśmiercili zaszczytną śmiercią. Nie widziano żadnego, by najbardziej skłutego ranami, aby bodaj w ostatnim tchu nie próbował się jeszcze mścić i w ostatecznym wysiłku rozpaczy, osłodzić własną śmierć śmiercią którego z nieprzyjaciół. Owo podziw dla ich męstwa nie obudził w Aleksandrze nijakiej litości i nie starczyło dnia dla nasycenia jego zemsty: trwała ta rzeźba aż do ostatniej kropli krwi i ledwie wstrzymała się przy bezbronnych starcach, niewiastach i dzieciach, z których uczyniono trzydzieści tysięcy niewolnika.Rozdział II
O smutku
Należę do najbardziej wolnych od tego uczucia i nie lubię go ani cenię, mimo iż świat jakby się zawziął, aby je obdarzać szczególną łaską; ubierają w nie mądrość, cnotę, sumienie: głupia i pokraczna zaiste ozdoba! Włosi trafniej ochrzcili jej mianem złośliwość: jest to bowiem właściwość zawżdy szkodliwa, zawżdy niedorzeczna; a że przy tym jest zawżdy tchórzliwa i podła, słusznie przeto stoicy bronią tego uczucia swoim mędrcom.
Powiada opowieść, iż Psamenit, król Egiptu, rozgromiony i pojmany przez Kambyzesa, króla Persów, gdy widział, jak przechodzi mimo niego własna córka, pojmana, ubrana za służebnicę, posłana po wodę do studni (wszyscy zaś przyjaciele płakali i zawodzili wkoło niego), on stał niewzruszony, nie mówiąc słowa, z oczyma wlepionymi w ziemię; widząc dalej, jak syna prowadzono na śmierć, wytrwał w tej samej postawie; ale ujrzawszy, jak jednego z jego sług wiodą między jeńcami, zaczął bić głową o mur i wybuchnął straszliwą żałością.
Można by temu przyrównać niedawno oglądaną postawę jednego z naszych książąt. Ten, usłyszawszy w Trydencie (gdzie bawił) nowinę o śmierci starszego brata, ale brata, na którym wspierała się cześć i potęga jego domu, a niebawem o śmierci młodszego brata, swej drugiej nadziei, ścierpiał te dwa ciosy z przykładną stałością; zasię kiedy w kilka dni potem jeden z jego domowników pomarł, dał się powalić temu ostatniemu ciosowi i zbywszy się swego hartu, oddał się rozpaczy i żałobie. Niektórzy mylnie wnosili stąd, iż jedynie to ostatnie wstrząśnienie przejęło go do żywa; zasię istotną prawdą było, iż, będąc skądinąd do pełnej miary napojony smutkiem, za najmniejszym przydatkiem pofolgował zaporom swej cierpliwości. Można by to samo (tak mniemam) stosować i do naszej historii, gdyby nie to, iż później, kiedy Kambyzes zapytał Psamenita, dlaczego nie wzruszywszy się nieszczęściem syna i córki, tak niecierpliwie zniósł dolę jednego z domowników, ów odparł: „To dlatego, iż jeno ta ostatnia boleść da się wyrazić łzami, dwie pierwsze zasię o wiele przewyższają wszelki środek wyjawienia ich”.
Można by w tej materii przyczynić wymysł owego starożytnego malarza, który w ofierze Ifigenii, mając wyobrazić żałobę przytomnych wedle miary współczucia, jakiego każdy z nich doznaje przy śmierci tej nadobnej i niewinnej panienki, wyczerpawszy ostatnie arkana swej sztuki, kiedy mu przyszło malować ojca dziewicy, wymalował go z zasłonioną twarzą, jak gdyby żadna postać nie mogła wyrazić tego stopnia boleści. Oto, czemu poeci przedstawiają tę nieszczęsną matkę Niobe, iż straciwszy najpierw siedmiu synów, potem tyleż córek, przygnieciona stratami, w końcu przemieniwszy się w skałę,
Diriguisse malis
aby wyrazić tę martwą, niemą i głuchą tępotę, która nas ogarnia, gdy nas przygniotą ciosy przechodzące siły. W istocie, ogrom jakiejś przykrości, jeśli jest nadmierna, musi porazić całą duszę i pozbawić jej swobody uczynków: jako się zdarza pod pierwszym wrażeniem bardzo złej nowiny, iż czujemy się przygwożdżeni, zdrętwiali i jakby obezwładnieni we wszystkich ruchach; tak, iż później, dając sobie folgę we łzach i lamentach, dusza zdaje się rozprężać, rozluźniać i znajdować więcej spoczynku i swobody:
Et via vix tandem voci laxata dolore est
W wojnie, jaką król Ferdynand wiódł przeciw wdowie po królu Janie Węgierskim, w okolicach Budy, wszyscy zauważyli szczególnie jednego rycerza, który w pewnej potyczce nadzwyczajnie mężnie się pokazał i poległ w niej, nieznany nikomu, wielce chwalony i żałowany; przy czym nikt tyle go nie opłakiwał, co pewien szlachcic imieniem Rayscyak, tak bardzo zachwycony był jego rzadką cnotą. Skoro przyniesiono ciało, ów pan, dzieląc powszechną ciekawość, przybliżył się dla sprawdzenia, kto by to był; owo gdy zdjęto szyszak poległemu, poznał w nim swego syna. To pomnożyło jeszcze współczucie przytomnych: ale on sam, nic nie mówiąc, nie mrugnąwszy okiem, stał prosto, patrząc pilnie na ciało syna; aż wreszcie gwałtowność smutku, poraziwszy władze ducha, powaliła go martwego na ziemię.
Chi puo dir com’egli arde è in picciol fuoco,
powiadają miłośnicy, kiedy chcą przedstawić nieznośną dolegliwość swego pożądania:
Misero quod omnes
Eripit sensus mihi: nam simul te,
Lesbia, aspexi, nihil est super mi
Quod loquar amens:
Lingua sed torpet; tenuis sub artus
Flamma dimanat, sonitu suopte
Tinniunt aures; gemina teguntur
Lumina nocte.
Toteż nie w najżywszej i najbardziej piekącej gorącości miłosnego cierpienia skłonni jesteśmy najbardziej roztaczać nasze skargi i namowy; dusza zbyt jest obciążona ważkimi myślami, a ciało zbyt przybite i zemdlałe miłością: stąd też rodzi się niekiedy owa przygodna niemoc, która zaskakuje miłośników tak bardzo nie w porę, i te lody, które ścinają ich z przyczyny nadmiaru miłości na samym łonie rozkoszy. Wszelka namiętność, która się daje smakować i trawić, jest jeno miernej siły:
Curae leves loquuntur, ingentes stupent.
Niespodzianka nieoczekiwanej radości również nas zaskakuje:
Ut me conspexit venientem, et Troia circum
Arma amens vidit, magnis exterrita monstris,
Diriguit visu in medio, calor ossa reliquit;
Labitur, et longo vix tandem tempore fatur.
Oprócz niewiasty rzymskiej, która zmarła zdjęta radością, widząc syna wracającego drogą od Kannów, prócz Sofoklesa i Dionizego tyrana, którzy pomarli od radości, i Talwy, który umarł na Korsyce, czytając nowiny o zaszczytach, jakie senat rzymski dlań uchwalił, mamy przykład za naszych czasów, jak papież Leon dziesiąty uwiadomiony o zdobyciu Mediolanu, którego nadzwyczajnie życzył, popadł w taką radość, iż gorączka przystąpiła doń od tego i z niej umarł. A jako znamienitszy jeszcze przykład ludzkiego szaleństwa przytaczają starożytni, iż Diodor dialektyk umarł na miejscu przejęty najgwałtowniejszym wstydem, dlatego iż w szkole swej i wobec publiczności nie umiał rozwinąć argumentu, który mu zadano. Co do mnie, mało podlegam tym gwałtownym wzruszeniom: mam odczucie z natury twarde, a umacniam je i krzepię jeszcze z każdym dniem przez zastanowienie.
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.