- W empik go
Próby poetyczne Karola Kucz - ebook
Próby poetyczne Karola Kucz - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 457 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
I.
O mój Aniele, jak gwiazdka jutrzenki
Niknie, gdy czarna chmurka ją zasłoni;
I znowu życia przywdziewa sukienki,
Gdy lekki wietrzyk tę chmurkę odsłoni;
Tak ja niknąłem, gdy nasze spójrzenia
Tu, na tej ziemi rozdzielały tonie;
Tak ja odżyłem, gdy senne marzenia
W świecie urojeń podały nam dłonie.
II.
Pamiętasz luba, gdy płochy jak dziecię,
Chciałem bez skrzydeł wzbijać się wysoko;
I nic zupełnie nie zyskałem w świecie,
Bo zimnem było Twe serce i oko.
III.
Gdyby to Niebo na kolumnach stało,
I na nich wsparło swoje groźne szczyty;
Jabym je schwycił w moje dłonie śmiało,
Wstrząsnął – i zwalił niebieskie granity,
A Twego serca niemogłem owładnąć!…
Ja bym te wichry, co ziębią mogiły,
Gdy z północnego przybiegają brzegu,
Odgadł i zbadał mimo pędu siły –
I myśl ich schwytał w tak wirowym biegu;
A Twojej duszy nie mogłem odgadnąć!….
* * *
Lecz teraz luba, mam na ciebie sieci,
Bo gwiazda moja, jak gwiazdka jutrzenki,
Nowego życia przybrawszy sukienki,
Na sennej łodzi w inne światy leci.
IV.
Czy słyszysz?… "Płyń poeto na młodości łodzi,.
Aż tam! kędy zarzucisz myśl! – twoją kotwicę;
Tam gdzie słońce wiecznie wschodzi,
I za Niebios płyń granice! –
Póki wrzącej krwi w twem łonie
Mroźny wicher nie owionie;
Póki ogień serce toczy,
Płyń poeto, płyń ochoczy:
Wśrod nadziei, w marzeń łodzi,
Omijając świat z daleka,
Tam gdzie słońce wiecznie wschodzi,
Tam gdzie luby obraz czeka!" –
V.
Ten odgłos wieszczy, gdy w duszy zaszumi,
Znużone ciało słabieje i kona,
A gdy sklejone zapadną powieki,
Jak wieko truny, co blask życia tłumi;
Ja wnet do Twego przytulam się łona,
Tak, jak do portu wędrowiec daleki.
* * *
Już dłoń Twą ściskam w rozpalonej dłoni,
I własnem tchnieniem, Twoje chwytam tchnienie,
I równy ogień widzę na Twej skroni,
I równe memu, palące wejrzenie.
* * *
Wnet o miłości wspominam uroku,
I wnet Cię moim nazywam Aniołem;
I równą miłość widzę w Twojem oku,
I równe szczęście podzielamy społem.
VI.
Pocóż mi płakać? Cóż mnie świat obchodzi,
Któż tu nademną jedną łzę uroni?…
Gdy wiatr pomyślny dalej do mej łodzi.
Bo choć niewolno przemówić do Ciebie,
Ani Cię słyszeć, ani widzieć Ciebie;
Lecz Śnić o Tobie.., I któż mi zabroni?WIESZCZ.
I.
Lepiej mi stokroć było, gdy słabą nożynę,
Po raz pierwszy stawiając na świata dolinę,
Z całym zapałem wieku, do zabawek, piasku,
Dążyłem jak zbłąkany do nadziei blasku;
A tam, czysty, niewinny, jak pierwsze wspomnienie,
Długiem trawił godziny czerpając złudzenie.
Dobrze mi także było, gdy w drewnianej zbroi,
Na takiej samej szabli wsparty u podwoi,
Śledziłem młodem okiem rówieśników, wrogów,
Broniąc mężnie przystępu do zwycięztwa progów;
Albo tez drewnianego dosiadłszy rumaka,
Ze wstęgą papierową, z piórem u kołpaka,
O własnych moich siłach pędziłem za wrogiem,
Szczęśliwy, żem tak dzielnie władał wiatronogiem!
Potem, nieźle mi było: gdy bogatszy w laty,
Zacząłem już zakreślać trójkąty, kwadraty,
I pośród księgozbioru, jak pośród obszaru,
Czerpałem różną słodycz z goryczy puharu.
Ale wtedy pamiętam, najgorzej się stało.
Gdy się rozum przesilił i serce zadrżało.
II.
Jest cóś na ziemi naszej, jak w każdym człowieku,
Co w dziedzictwie zabiera wiek po pierwszym wieku
Co wgłębi Twego serca obiera siedlisko,
I miłości ma nazwisko; –
A kiedy na cię rzucą niewinności okiem,
Zapala się w Twem łonie i płynie potokiem.
Tak w wiośnie mego życia, gdy na licu bladem
Z szedł blask, jak wschodzi słońce za jutrzenki śladem
Spotkałem to spojrzenie, niewinności godło,
Które cały swój ogień w głąb mej duszy zwiodło
O! pamiętam to oko! – Tam na tle powłoki,
Świeciła łuna blasku; a jak przez obłoki,
Słońce urok rozsiewa na ziemi przechodnia,
Tak przez długie Jej rzęsy błyskała pochodnia,
Rozsiewając swój urok tak słodko, tak miło,
Że aż ogień przechodził, ze aż serce biło. –
Raz Ją tylko widziałem!…, lecz w uwielbień tłumie.
Nigdy prawdziwych uczuć piękność nie zrozumie;
Chociaż nikt, nikt nademnie nie miał więcej prawa
Żądać jedynej ofiary,
Jak jednej cząstki tysiącznej w miljonie;
Przez kogoż była dla Niej stwarzaną zabawa,
Przez kogo z czystych uczuć składane Jej dary,
I pieśń nucona we dnie i po jego skonie?
Ale w tym uwielbień tłumie,
I któż natchnienie zrozumie?
III.
Kędy przez szklanne szyby bije blask złocony,
Że aż nocy pomrokę po jej płaszczu drażni,
Kędy brzmią huczne śpiewy i wesela tony,
Zmięszane z wrzawą głosu pozornej przyjaźni,
Tam w okręgu licznych tanów,
Przeplatanych szeptem, gwarem
Jak w okręgu wonnych łanów,
Błyszczał jeden z tulipanów,
I roskoszy pałał żarem;
A na ustach uśmiech siadał,
A na czole radość tlała,
A Jej tchnienia wietrzyk skradał,
Przebiegając jakby strzała.
A jam płakał, zdala, zdala,
Jak to dziecię wsi od przestworza,
Którem miota nieszczęść fala;
Drzący, smętny jak tło morza,
Tęskny, biedny, zawsze zdala! –
Lecz łza serca niedojdzie, – bo ta łza boleści,
Którą żal wykołysze a dusza wypieści,
Jest tak czysta, tak lekka gdy na lica spływa,
Jak myśl co niebo przeszywa.
* * *
Kędy przy bladem świetle lampy i księżyca,
Który swoje promienie przez szyby przedziera,
Pod ciężarem znużenia upada dziewica;
Anioł snu płynie z cicha i zwolna spoziera
I na straży swojej staje,
A potem czystą duszę z rąk świata wydziera,
I przenosi winne kraje;
Tam spokojnie senna branka,
W tem czarownem swem ustroniu,
Jak na czystem pięknem błoniu,
Śni od nocy do poranka,
Szczęsna, wolna od kochanka;
A o włosów Jej pierścienie,
Łamał księżyc swe skrzydełko,
A o czyste z ustek tchnienie,
Blada lampa swe światełko,
Co raziło nocy cienie.
A jam wzdychał jak w mogile,
Bo sen mijał mnie zdaleka,
Bo znim rzadko ma powieka
Pogwarzyła słodko, mile,
Lub spędziła jedną chwilę. –
IV.
Czemże jest życie, chociaż wiosna świeci,
Gdy go owioną cierpienia zamieci,
Czemże jest życie, chociaż serce władnie,
Gdy mu świat iskrę miłości wykradnie?
Tu do koła tak głucho, tak zimno do koła,
Jakby wiatr co stepy głuszy,
Zasypał szronem ich czoła,
I rozwiał uczucia z duszy. –
O! próżno wzrok mój zwracałem ku Tobie,
Próżno me pienie o Ciebie trąciło,
Raz, drugi, trzeci, bo głucho jak w grobie,
Tylko się echo trzykrotnie odbiło.
Jak u wrót chatki rzuconej w ustroniu,
Próżno wędrowiec wznawia kołatania,
I tylko echa po górach, po błoniu,
Podrzeźnią po nim trzykrotne stukania,
I samotnego pod okręgiem Nieba
U wrót zostawią bez posiłku chleba;
Tak ja zostałem, – a ciężkie westchnienie,
Trzykroć trąciło o górne sklepienie.
(Póki myśl żyje, i ogień ją pali,
Puszczaj wodze bystrej myśli,
Niechaj taki łuk zakreśli,
Ze czyniąc Nieba lennikiem,
Ujdzie tam przed światem dzikiem,
I porwie cię z ziemskiej fali!….)
Umarłem więc dla świata, i tchnienie i siły,
Przeniosłem po za mogiły.
V.
Sto lat przeżywszy w takowem uśpieniu i
Lat, bo w rachubie nieczynnego wieszcza,
I skład i sposób w zwyczajnem liczeniu,
Inny jak wtedy gdy piosnkę wypieszcza;
Gdyż czas, tak skąpy dla uciech i świata
Nigdy dla śmierci swych darów nie skąpi,
W której sekunda, godzinę zastąpi;
Minuta dobę; a godzina, lata. –
Po stu więc latach, po świata godzinach,
Dawnej młodości rzuciwszy spojrzeniem,
Przebiegłem żywo po waszych dolinach,
I tem zanuciłem pieniem:
* * *
Niewierz o luba, gdy mędrzec plecie,
Ze w grobie nikną nasze nadzieje;
Bo myśli jego nie błądzą w świecie,
Kędy nieznane życie jaśnieje.
A chociaż duszno i ciasno w trunie,
A chociaż smutno i zimno w grobie,
O! lepiej stokroć w śmierci całunie,
Niźli w tej brudnej ziemi ozdobie.
Za grobem życie! – Słuchaj mej piosnki,
Którą ja wieszczem czuciem schwytałem,
Słuchaj tej czystej mojej pierwiosnki,
Którą dla Twojej duszy splątałem:
* * *
"Tam po za światy, tam po za groby,
Lec moja gwiazdko, myśli mej lotem,
I wciąż od jednej do drugiej doby,
Złotego słońca przyświecaj złotem.
Tam gdzie z roskoszy wzniesione trony,
Gdzie słodycz wabi, gdzie miłość woła,
I gdzie mej piosnki dochodzą tony,
I gdzie sam wabię mego Anioła.
* * *
Gdzie czujne oko czystej niebianki,
Baczy na święte niebios podwoje,
Tam mnie powitaj obok kochanki,
Bo tam z mą lubą popłyniem dwoje.
* * *
Spiesz więc o gwiazdko myśli mej lotem,
Tam po za światy, tam po za groby,
I wciąż od jednej do drugiej doby,
Złotego słońca przyświecaj złotem. "
Czego żałować? – ludzi? tych głazów,
I tam są głazy, dar upominku;
Może roskoszy lubej obrazów?
I tam jest roskosz w świętym spoczynku.
Pójdź do mogiły o mój Aniele,
A jeśli ludzie godni są Ciebie,
Albo przynajmniej Twojego daru;
Rzuć jedną łezkę w łono obszaru,
To godło smutku, godło pamiątki –
Niech ją rozszarpią pomiędzy siebie
Nieprzyjaciele i przyjaciele, "
Póki ostatniej nie porwą szczątki. –
VI.
O! nie myśl o ich żalu, bo jakby po burzy,
Gdzieniegdzie błyśnie z lekka purpurowa zorza;
Potem wolniej i wolniej niebo się rozchmurzy
I ukaże nam słońce w obliczu przestworza;
Tak i po Twoim skonie, powoli, powoli,
Zwykła radość po smutku, po łzach i tęsknocie,
W kradnie się na ich usta na skrzydłach swawoli
I rozleje swe światło w całej swej prostocie;
Kiedy niekiedy tylko, przywodząc spomnienie
Twych zalet, Twojej cnoty o czysty Aniele!
Lecz to tylko niekiedy – tak jak nasze cienie,
Co wtedy nasze tylko zdradzają obrazy,
Gdy gwałtem zdradzić muszą na światła rozkazy,
Bo tacy mój Aniele – świat i przyjaciele. –
Godneż więc żalu podobne dziwy?
Godniż tęsknoty podobni ludzie?
O! płyńmy luba na inne niwy,
Czego po ziemskiej błąkać się gradzie?
A chociaż duszno i ciasno w trunie,
A chociaż zimno i ciemno w grobie,
Lecz stokroć lepiej w śmierci całunie,
Niźli w świecącej ziemi ozdobie.
……………………..
Tu błysnął sztylet… a choć za chwilą,
Widziano wieszcza w śmierci całunie,
A potem w dusznej i ciasnej trunie,
A potem w zimnej, ciemnej mogile i
Lecz nikt nie poszedł za nim na gody,
Na które próżno wzywał wieszcz młody.