- W empik go
Prometeusz; Szalony bieg; Ludzie z zawiązanemi oczyma; Matka i dziecko - ebook
Prometeusz; Szalony bieg; Ludzie z zawiązanemi oczyma; Matka i dziecko - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 204 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Warszawa.
Nakładem Księgarni i Składu Nut
M. Borkowskiego
97, Marszałkowska 97
1900.
Jowisz siedział na szczycie Olimpu i dumał.
Przed nim gorzało na zachodzie słońce jako wielkość, mająca niebawem zagasnąć, ale jeszcze ogromna, oślepiająca. Gromowładny patrzył w tę światłość, potem powiódł oczami po rozległej ziemi, po morzach falistych, po bliskich gajach mirtowych, skąd dobiegały go płoche głosy nimf i cichy dźwięk lutni Apolina. Zadumał się i nagle przestał go cieszyć ten blask słoneczny, ten powiew, idący z gajów mirtowych i to życie Olimpijskich.
Odwrócił głowę od słońca, spojrzał na niebo po przeciwnej stronie i sposępniał. Wychyliła się tam ogromna, czerwona twarz księżyca, traciła czerwień i nabierała sinego, nocnego blasku. Słońce zaszło. Gromowładny pochylił głowę na piersi, sięgnął ręką do zadumanego czoła i po raz pierwszy uczuł, że mu ta ręka drży. Zdumiał: potem oczy zabłysły mu gniewem. Lecz nowa czekała go niespodzianka.
Dawniej, gdy oczy jego zaświeciły gniewem, to ogień oblicza odbijał się na niebie i ludzie widywali w biały dzień dziwne znaki, przed któremi korzyli się w strachu. Dziś ogień jego oczu piekł mu tylko oczodoły. Ukrył więc w rękach zasępione oblicze.
Nowe dziwo! – Z chwilą, gdy dawniej oblicze w rękach pogrążył, we dnie promienie słońca, a w nocy łagodny księżyc pokrywały się czarną tarczą. Dziś księżyc świecił jasno, patrzył szeroko rozwartemi oczami w twarz Gromowładnego i niepokoił go. Nie miał już Gromowładny gdzie odwrócić posępnego oblicza, poczuł się na swym Olimpie dziwnie samotnym, a w tej samotności ogromnie smutnym.
W tejże samej chwili zabrzmiały w dole gaje mirtowe szalonym chichotem nimf, nad którym górował śmiech Apolina. Gorzko skrzywiło się oblicze Gromowładnego i ogarnął go niesmak. Odjął ręce od twarzy, wzniósł je ku błękitom, a siwy obłok odłączył go od firmamentów, otoczył się i zakrył. Owiany tym obłokiem, szedł do swej kolumnowej świątyni i kazał wezwać do siebie Apolina.
Apolinowi jednak nie śpieszyło się. Z lutnią na kolanach siedział śród drzew laurowych przy źródle kastalskiem, otoczony rozbawionemi nimfami, i śmiał się na cale gardło. Mówiono właśnie o Prometeuszu, który na górach Kaukazu, przez sępa pożerany, trawił dni srogiej pokuty za śmiałe wtargnięcie na Olimp, aby wydrzeć Nieśmiertelnym boskie łuczywo i oddać je na użytek ciemnych mas ludzkich, niewiadomy żywot w dole pędzących. Nie – które nimfy zrazu żałowały śmiałka, gdyż był dziwnie piękny. Zuchwałość otoczyła go tajemniczym urokiem. Jakże miło byłoby z takim zuchwalcem spędzić bodaj jeden wieczór w tych gajach, przystroić różami jego blade czoło i patrzeć, jak nektar zapali drżące jego usta pożądaniem miłości. Ale zuchwalec, który mógł był oczarować wszystkie nimfy, rozkochać w sobie z pół tuzina bogiń i nawet rozważnej Minerwie głowę zawrócić, uciekł na ziemię! Uciekł jak prostak, jak bohater rozczochrany! – Podczas gdy tęskni poeci śnią o dostaniu się na Olimp, on, który żywą stopą dotarł do jego Wyżyn niedostępnych, uciekł jak malec, lękający się pocałunków kobiet! – Gdybyż był został, otoczonoby
Gromowładnego, ugłaskano, uproszono. Gromowładny bywa niekiedy miękki. Może tedy, przebaczywszy zuchwalstwo, byłby mu pozwolił zostać na Olimpie. Lecz on uciekł! – Przeto w sercach nimf nie było ani źdźbła litości dla nieszczęsnego prostaka, pożeranego teraz przez sępa u skał Kaukazu. Apolin, który twierdził, że za sztuką i miłością świat się kończy, drwił z takiego bohatera, mniemając zarazem, iż synowie ziemi nigdy się nie poznają na czystem pięknie.
Tymczasem księżyc wypłynął wysoko i, rozlewając po gajach srebrzyste światło nocy, budził boskie uczucia. Apolin wstał, pożegnał nimfy i ruszył do Gromowładnego.
Ten przechadzał się pomiędzy wysokiemi kolumnami, które rzucały tajemnicze cienie po za siebie. Blask księżyca oblał twarz Gromowładnego. Twarz ta mieniła się. Apolin popatrzył badawczo na ojca, oparł się o jedną z kolumn i szczypał cichutko struny lutni.
Gromowładny przechadzał się jeszcze czas jakiś; nagle przystanął przed Apolinem i rzekł, tłumiąc wzburzenie:
– Gdzie Minerwa?
– Rozsądna Minerwa jest na schadzce z Marsem.
– A Psyche?
– Psyche u Terpsychory. Próbują nowych tańców.
– A ty co porabiasz?
– Uprawiam na przemian miłość i śpiew.
Gromowładny począł trząść głową; dławił go jakiś gorzki śmiech. Wykrzywił twarz i tak ją zbliżył do twarzy syna, że ten zmuszony był aż usunąć się nieco i opuściwszy czoło, przestał szczypać struny lutni.
Cisza panowała dokoła. Gromowładny założył ręce w tył, przeszedł się znowu kilka razy wzdłuż kolumn, a zatrzymawszy się przed Apolinem, zapytał:
– Czy ziemianie oddają jeszcze cześć twoim ołtarzom?
Apolin stropił się nieco. Odparł jednak z udanym chłodem:
– Przyznam ci się, Gromowładny, że przestałem dbać o to. Cóż mi po czci głupich, ciemnych i nieczujących miękko ludzi, którzy wolą wisieć na skale i dać się pożerać przez sępów, niż śpiewać, pić nektar i kochać.
– A jeśli takich śmiałków, jak ów na skale rozpięty, ziemia namnoży i częściej poczną się do nas wdzierać?
– Nie czyń z nich bohaterów, a przestaną się wdzierać i zabierać to, co do nas tylko powinno należeć.
– Nie ja czynię z nich bohaterów, lecz oni sami na nich wyrastają. Przybył co tylko Hermes z ziemi i doniósł mi, że twe ołtarze, Apolinie, jakiś grajek na czele tłumu napadł, zburzył i głosi, że na ich miejsce należy wznieść ołtarze Prometeuszowi. Cóż ty na to?
Apolin pobladł, lecz wnet zapanował nad sobą i rzekł z pozorną obojętnością: