Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Prospekt Niepodległości - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
28 stycznia 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
36,90

Prospekt Niepodległości - ebook

Białoruś. Masowe protesty społeczne doprowadziły do zakończenia autorytarnych rządów i rozpisania przedterminowych wyborów. Nowy prezydent Andriej Władymirowicz Bażanau podejmuje historyczną decyzję - chce uniezależnić kraj od Rosji. Rozpoczyna się gra, w której stawką jest wolność… i ludzkie życie.

Pułkownik kontrwywiadu ABW Adam Chryń wpada na trop wysoko uplasowanego rosyjskiego agenta. Nie przypuszcza, że przyjdzie mu się zmierzyć z najbardziej strzeżoną tajemnicą Kremla. Mińsk, Moskwę i Warszawę połączy intryga, w którą trudno będzie komukolwiek uwierzyć. Czy da się pokonać jeden z najpotężniejszych wywiadów świata?

Co wydarzy się w dzień polskiego Święta Niepodległości?

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-65904-85-0
Rozmiar pliku: 1,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Ro­sja­nie chcie­li za­bić pre­mie­ra Czar­no­gó­ry? Re­we­la­cje ga­ze­ty „Da­ily Te­le­graph”

Ro­sja pró­bo­wa­ła w 2016 roku zor­ga­ni­zo­wać za­mach na ów­cze­sne­go pre­mie­ra Czar­no­gó­ry Milo Dju­ka­no­vi­cia – twier­dzi bry­tyj­ski dzien­nik „Da­ily Te­le­graph”. Mia­ła to być pró­ba de­sta­bi­li­za­cji kra­ju i za­po­bie­że­nia jego przy­łącze­niu do NATO. We­dług ga­ze­ty za­mach uda­ło się uda­rem­nić w ostat­niej chwi­li – w po­ło­wie pa­ździer­ni­ka 2016 roku. Ano­ni­mo­we źró­dła ga­ze­ty w rządzie bry­tyj­skim twier­dzą, że atak mu­siał zo­stać za­twier­dzo­ny na naj­wy­ższym szcze­blu ro­syj­skich władz. „Da­ily Te­le­graph” roz­ma­wiał też z Pre­dra­giem Bo­ško­vi­ciem, mi­ni­strem obro­ny Czar­no­gó­ry, któ­ry mó­wił, że za­mach był „sfi­nan­so­wa­ny i zor­ga­ni­zo­wa­ny przez ro­syj­ski wy­wiad sprzy­mie­rzo­ny z lo­kal­ny­mi ra­dy­ka­ła­mi”. Dwaj ro­syj­scy ofi­ce­ro­wie wy­wia­du mie­li mie­si­ąca­mi przy­go­to­wy­wać się do ak­cji…

TVP INFO, 19.02.2017

Za­słon – eli­ta elit ro­syj­skich słu­żb spe­cjal­nych

Ope­ra­to­rzy Za­sło­nu są wy­sy­ła­ni je­dy­nie do naj­trud­niej­szych za­dań, wy­ma­ga­jących nie­sztam­po­we­go i mało ofi­cjal­ne­go roz­wi­ąza­nia. Skry­ta jed­nost­ka dzia­ła w ra­mach SWR, czy­li ro­syj­skiej Słu­żby Wy­wia­du Za­gra­nicz­ne­go, wy­wo­dzącej się z Pierw­sze­go Za­rządu Głów­ne­go ra­dziec­kie­go KGB. Od­dział ko­man­do­sów mia­no utwo­rzyć w 1998 roku i usta­lić jego li­czeb­no­ść na oko­ło 300 ope­ra­to­rów. Głów­ne za­da­nia Za­sło­nu to taj­ne ope­ra­cje za­gra­nicz­ne – od ochro­ny am­ba­sad i dy­plo­ma­tów, przez od­bi­ja­nie za­kład­ni­ków, po eg­ze­ku­cje. Człon­ko­wie od­dzia­łu mają być wy­po­sa­że­ni i wy­szko­le­ni ade­kwat­nie do swo­je­go eli­tar­ne­go sta­tu­su. Często mają też dzia­łać w stro­jach cy­wil­nych…

TVN24, 20.05.2013

Kreml zbyt bli­sko Bel­we­de­ru, MON, MSZ i KPRM

Me­dia opi­su­ją już nie tyl­ko nad­bu­dów­ki na am­ba­sa­dach USA na świe­cie, któ­re słu­żą do pro­wa­dze­nia wy­wia­du elek­tro­nicz­ne­go. Jak wy­ni­ka z na­szych in­for­ma­cji, sprzęt do na­słu­chu ma rów­nież am­ba­sa­da ro­syj­ska w War­sza­wie. Ro­sja­nie są w sta­nie prze­chwy­ty­wać wszyst­kie roz­mo­wy te­le­fo­nicz­ne w od­le­gło­ści ki­lo­me­tra od swo­jej am­ba­sa­dy. W ob­sza­rze tym znaj­du­ją się klu­czo­we pol­skie urzędy – MSZ, MON, CBA, Kan­ce­la­ria Pre­mie­ra i Bel­we­der…

„Dzien­nik Ga­ze­ta Praw­na”, 21.11.2013

Spe­cjal­ne te­le­fo­ny szy­fru­jące roz­mo­wy

Sieć Łącz­no­ści Rządo­wej – to ofi­cjal­na na­zwa sys­te­mu. ABW wy­da­je naj­wa­żniej­szym oso­bom w pa­ństwie te­le­fo­ny po­zwa­la­jące na pro­wa­dze­nie roz­mów, któ­rych nie da się pod­słu­chi­wać. Do­stęp do tej spe­cy­ficz­nej sie­ci mają 33 gru­py osób w Pol­sce, w tym człon­ko­wie Rady Mi­ni­strów, pre­zy­dent, pre­mier, sze­fo­wie słu­żb czy po­li­cji. Te­le­fo­ny, któ­rych uży­wa­ją VIP-y, nie ró­żnią się wy­glądem od prze­ci­ęt­nych apa­ra­tów do­stęp­nych na ryn­ku. Po­łącze­nia ob­słu­gu­je Po­lkom­tel, jed­nak je­śli roz­mo­wa jest szy­fro­wa­na, to od­po­wia­da za to Cen­tra­la Te­le­fo­nii Nie­jaw­nej pro­wa­dzo­na przez ABW. Poza naj­wy­ższy­mi wła­dza­mi i ABW nikt nie wie, gdzie się ona znaj­du­je…

„Ga­ze­ta Wy­bor­cza”, 25.05.2011

Sa­mo­bój­stwo? Wy­pa­dek?

W pod­war­szaw­skich Ząb­kach zna­le­zio­no cia­ło wa­żne­go ofi­ce­ra z Biu­ra Ochro­ny Rządu. Pro­ku­ra­tu­ra bie­rze pod uwa­gę nie­szczęśli­wy wy­pa­dek albo sa­mo­bój­stwo. Ko­le­dzy zma­rłe­go nie wie­rzą jed­nak w tę dru­gą wer­sję. We­dług wstęp­nych usta­leń śled­czych za­bój­stwo nie wcho­dzi w grę. Miesz­ka­nie mia­ło być za­mkni­ęte od we­wnątrz. Zda­niem eks­per­ta drzwi bal­ko­no­we były uchy­lo­ne, ale nikt nimi nie wcho­dził…

TVN War­sza­wa, 13.08.2014

Ro­syj­ski dron la­tał nad sie­dzi­bą rządu

War­szaw­skie słu­żby mun­du­ro­we za­trzy­ma­ły oby­wa­te­la Ro­sji, któ­ry ste­ro­wał dro­nem la­ta­jącym nad sie­dzi­bą Rady Mi­ni­strów. Do in­cy­den­tu do­szło oko­ło go­dzi­ny dzie­wi­ątej rano. Mężczy­zna zo­stał za­trzy­ma­ny, a dron uniesz­ko­dli­wio­ny. Ro­sja­nin usły­szy za­rzu­ty zwi­ąza­ne z na­ru­sze­niem pra­wa lot­ni­cze­go w Pol­sce…

TVP INFO, 26.09.2016

Naj­pow­szech­niej­szym i naj­sku­tecz­niej­szym na­rzędziem pra­cy

słu­żb wy­wia­dow­czych jest kłam­stwo.

Kłam­stwo jest sku­tecz­ne, je­śli 98% jego tre­ści jest praw­dą,

a je­dy­nie 2% nie­praw­dą.

Tyl­ko nie­licz­ni po­tra­fią sto­so­wać po­wy­ższą za­sa­dę w prak­ty­ce.

Rod

W mi­to­lo­gii sło­wia­ńskiej bóg losu i prze­zna­cze­nia,

opie­kun spo­łecz­no­ści ple­mien­nej.

Przez wzgląd na bez­pie­cze­ństwo pa­ństwa oraz ko­niecz­no­ść za­cho­wa­nia po­uf­no­ści nie­któ­re na­zwy cha­rak­te­ry­zu­jące struk­tu­ry pol­skich słu­żb spe­cjal­nych oraz funk­cje ich pra­cow­ni­ków zo­sta­ły zmie­nio­ne.Prolog

2 sierp­nia 1995 r.

Nad małą wsią o wdzi­ęcz­nej na­zwie Glin­sko Vre­lo, po­ło­żo­ną kil­ka ki­lo­me­trów na pó­łnoc­ny wschód od chor­wac­kie­go mia­sta Slunj, po­wo­li wsta­wał dzień. Po­ran­ne sierp­nio­we sło­ńce pra­ży­ło już tak moc­no, jak­by chcia­ło mo­żli­wie naj­szyb­ciej od­pa­ro­wać rosę, któ­rą iskrzy­ły się oko­licz­ne łąki. Po­bli­ski las rzu­cał ta­jem­ni­cze cie­nie. Osa­da, li­cząca za­le­d­wie kil­ka­na­ście za­bu­do­wań, była wy­lud­nio­na. Miesz­ka­ńcy opu­ści­li ją kil­ka dni temu ze stra­chu przed woj­ną, któ­rą mia­ła nie­ba­wem przy­nie­ść chor­wac­ka ar­mia.

Pod­po­rucz­nik Adam Chryń, odzia­ny w cy­wil­ne ubra­nie upo­dab­nia­jące go do miej­sco­we­go rol­ni­ka, stał na środ­ku wsi. Przez pra­we ra­mię miał prze­wie­szo­ną małą spor­to­wą tor­bę z ciem­ne­go ma­te­ria­łu, któ­ra zu­pe­łnie nie pa­so­wa­ła do jego chłop­skie­go stro­ju. Ostro­żnie roz­glądał się wo­kół. Świa­do­mo­ść, że ze skra­ju nie­da­le­kie­go lasu ob­ser­wu­je go dwóch ko­man­do­sów z go­to­wy­mi do strza­łu ka­ra­bi­na­mi snaj­per­ski­mi, stłu­mi­ła na chwi­lę kie­łku­jący w nim strach. Uno­sząca się w rze­śkim po­wie­trzu mie­sza­ni­na za­pa­chów drzew owo­co­wych oraz za­le­ga­jąca ci­sza spra­wi­ły, że pod­dał się uro­ko­wi chwi­li. Dzi­ęki lek­kim po­dmu­chom cie­płe­go wia­tru nie od­czu­wał chło­du po­ran­ka. Gdy­by tyl­ko mógł, przedłu­ża­łby ten mo­ment w nie­sko­ńczo­no­ść. Zmo­bi­li­zo­wał się jed­nak i zdwo­ił czuj­no­ść. Zda­wał so­bie do­sko­na­le spra­wę, że mo­ment nie­uwa­gi i bra­ku roz­sąd­ku może mieć nie­wy­obra­żal­ne kon­se­kwen­cje.

W osa­dzie umó­wił się na spo­tka­nie ze swo­im in­for­ma­to­rem, któ­re­go uda­ło mu się zwer­bo­wać kil­ka ty­go­dni temu w Slun­ju. Pi­ja­ny serb­ski ofi­cer po­trącił sa­mo­cho­dem dziec­ko i zo­sta­łby za­pew­ne zlin­czo­wa­ny przez tłum, gdy­by nie pol­ski pa­trol. Żo­łnie­rze za­bra­li go na po­ste­ru­nek, gdzie Chryń mu­siał go prze­słu­chać. Aresz­to­wa­ny mio­tał się i wul­gar­nie wy­gra­żał wszyst­kim i wszyst­kie­mu. Z tych wrza­sków mo­żna było jed­nak wy­wnio­sko­wać, że aresz­to­wa­ny jest ofi­ce­rem serb­skie­go wy­wia­du woj­sko­we­go. Pod­po­rucz­nik włączył dyk­ta­fon, po­zwo­lił mu po­krzy­czeć, a po­tem ka­zał go za­mknąć pod stra­żą w osob­nym po­miesz­cze­niu. Na dru­gi dzień trze­źwe­mu już, choć jesz­cze ska­co­wa­ne­mu wi­ęźnio­wi od­two­rzył na­gra­nie, a na­stęp­nie zło­żył pro­po­zy­cję wspó­łpra­cy z pol­ski­mi Woj­sko­wy­mi Słu­żba­mi In­for­ma­cyj­ny­mi. Do ofer­ty do­rzu­cił jesz­cze od­po­wied­nią ilo­ść ame­ry­ka­ńskich do­la­rów i ten ar­gu­ment osta­tecz­nie po­mó­gł Ser­bo­wi pod­jąć wła­ści­wą de­cy­zję. W taki spo­sób Chryń, po­cząt­ku­jący ofi­cer pol­skie­go wy­wia­du woj­sko­we­go, zwer­bo­wał swo­je­go pierw­sze­go agen­ta.

In­for­ma­tor miał na nie­go cze­kać w drew­nia­nej szo­pie przy wschod­nim kra­ńcu wsi. Wcze­śniej­sze spo­tka­nia mia­ły miej­sce za­wsze w Slun­ju. Tym ra­zem Serb za­żądał, aby roz­mo­wa od­by­ła się na od­lu­dziu – mo­ty­wu­jąc to względa­mi bez­pie­cze­ństwa. Pod­po­rucz­nik przy­stał na tę nie­co­dzien­ną lo­ka­li­za­cję. Woj­ska serb­skie szy­ko­wa­ły się do od­par­cia nie­uchron­nej ofen­sy­wy ar­mii chor­wac­kiej i w zwi­ąz­ku z tym serb­ski kontr­wy­wiad wszędzie tro­pił dzia­łal­no­ść wy­wia­du prze­ciw­ni­ka. Zresz­tą Chryń, chcąc nie chcąc, mu­siał za­ak­cep­to­wać wa­run­ki agen­ta. Pol­skie do­wódz­two zo­sta­ło po­pro­szo­ne przez Ame­ry­ka­nów o prze­ka­zy­wa­nie wszel­kich in­for­ma­cji wy­wia­dow­czych Chor­wa­tom, któ­rym po­ta­jem­nie sprzy­ja­li. Na­tio­nal Ima­ge­ry and Map­ping Agen­cy – jed­na z agen­cji ame­ry­ka­ńskie­go wy­wia­du woj­sko­we­go – re­gu­lar­nie do­star­cza­ła stro­nie chor­wac­kiej zdjęcia z roz­po­zna­nia sa­te­li­tar­ne­go i lot­ni­cze­go. Słu­żby Sta­nów Zjed­no­czo­nych nie dys­po­no­wa­ły jed­nak na serb­skim te­ry­to­rium efek­tyw­ny­mi siat­ka­mi wy­wia­dow­czy­mi; nie uda­ło im się ta­kże zwer­bo­wać do­brych, sa­mo­dziel­nych agen­tów. Te­raz, gdy Pol­ska sta­ra­ła się o człon­ko­stwo w NATO, tego typu pre­zen­ty dla przy­szłe­go głów­ne­go so­jusz­ni­ka bar­dzo się li­czy­ły. Dla­te­go też fakt po­sia­da­nia przez Chry­nia agen­ta w struk­tu­rach serb­skie­go wy­wia­du wzbu­dził za­in­te­re­so­wa­nie sa­me­go głów­no­do­wo­dzące­go Pol­skim Kon­tyn­gen­tem Woj­sko­wym, któ­ry sta­cjo­no­wał w Ju­go­sła­wii w ra­mach UNPRO­FOR-u – sił ochron­nych ONZ. Ko­le­dzy za­zdro­ści­li Ada­mo­wi; zło­śli­wie żar­to­wa­li, że do Pol­ski będzie wra­cał „sa­lon­ką” – eks­klu­zyw­nym miesz­kal­nym wa­go­nem ko­le­jo­wym. Mło­de­go ofi­ce­ra to wszyst­ko no­bi­li­to­wa­ło, ale za to te­raz mu­siał udo­wod­nić, że WSI to kwiat ar­mii, a on jest jed­nym z jego naj­cen­niej­szych oka­zów.

Szo­pa sta­ła w pew­nym od­da­le­niu od in­nych za­bu­do­wań. Jej bry­ła nie pa­so­wa­ła do oto­cze­nia, jak­by zbu­do­wa­no ją w tej wsi wbrew jej miesz­ka­ńcom. To wra­że­nie spo­tęgo­wa­ło w Ada­mie ów nie­uza­sad­nio­ny lęk, któ­ry spra­wia, że czło­wiek czu­je się bar­dzo sa­mot­nie. Ofi­cer wol­nym kro­kiem pod­sze­dł do drzwi szo­py zbi­tych z wie­ko­wych, zmur­sza­łych de­sek. Gdy za­czął je otwie­rać, ci­chy jęk za­rdze­wia­łych za­wia­sów bru­tal­nie prze­rwał siel­ską ci­szę. Smu­ga dzien­ne­go świa­tła wpa­dła do wnętrza, uka­zu­jąc ludz­ką po­stać sie­dzącą na ja­ki­mś zy­dlu. Chryń roz­po­znał agen­ta. Wsze­dł do środ­ka, ro­zej­rzał się do­oko­ła i gdy stwier­dził, że ten jest sam, pod­sze­dł i przy­wi­tał się, bez sło­wa po­da­jąc mu rękę. Sia­dł na dru­gim, wol­nym zy­dlu i na­dal nie za­mie­nia­jąc z in­for­ma­to­rem ani sło­wa, si­ęgnął do tor­by, któ­rą miał ze sobą. Serb bacz­nie ob­ser­wo­wał jego ru­chy. Po­lak wy­jął naj­pierw dwa pla­sti­ko­we kub­ki, a na­stęp­nie pó­łli­tro­wą bu­tel­kę pol­skiej żu­brów­ki. Twarz agen­ta roz­ja­śnił sze­ro­ki uśmiech. Uwiel­biał wód­kę z traw­ki, jak ją na­zy­wał. Chryń wie­dział, co robi – al­ko­hol uła­twiał po­ro­zu­mie­nie. Zresz­tą nie zno­sił miej­sco­wej wód­ki, dla­te­go na spo­tka­nia z in­for­ma­to­rem za­wsze przy­no­sił pol­skie wy­ro­by spi­ry­tu­so­we, w któ­re przed­si­ębior­czy kwa­ter­mi­strzo­wie so­bie tyl­ko zna­ny­mi spo­so­ba­mi za­opa­try­wa­li wszyst­kie ar­mie i po­li­cje wcho­dzące w skład UNPRO­FOR-u. Pod­po­rucz­nik na­lał po pół kub­ka. Wy­pi­li. Po­ran­na pora jak­by zwi­ęk­szy­ła moc al­ko­ho­lu. Serb się za­krztu­sił. Nie mie­li czym za­kąsić.

– Nie ba­łeś się przy­jść – po­wie­dział po ro­syj­sku agent. – To ozna­cza, że albo mi ufasz, albo bar­dzo po­trze­bu­jesz in­for­ma­cji. Za­kła­dam, że mi nie ufasz, więc chcesz in­for­ma­cji. – Uśmiech­nął się.

Chryń wie­dział, o co cho­dzi. Serb za­wsze się tak uśmie­chał, gdy my­ślał o pie­ni­ądzach.

– Je­stem do­brze przy­go­to­wa­ny do roz­mo­wy. – Pol­ski ofi­cer dał do zro­zu­mie­nia, że do­sko­na­le wie, co dzie­je się w gło­wie agen­ta. Ta­kże mó­wił po ro­syj­sku, cho­ciaż sła­bo.

Si­ęgnął po bu­tel­kę i na­lał dru­gi raz, zno­wu po pół kub­ka. Tym ra­zem wód­ka wy­da­ła się ła­god­niej­sza. Cie­pło roz­la­ło im się w pier­siach, a w no­gach po­czu­li przy­jem­ną oci­ęża­ło­ść, jak­by krew na­bra­ła kon­sy­sten­cji oło­wiu.

***

Chryń wra­cał ze spo­tka­nia bar­dzo za­do­wo­lo­ny. Uzy­skał wie­le war­to­ścio­wych in­for­ma­cji. Agent był nad wy­raz do­brze przy­go­to­wa­ny. Naj­wa­żniej­szą wia­do­mo­ścią było to, że serb­ski wy­wiad pra­wie nie orien­to­wał się w roz­lo­ko­wa­niu wojsk chor­wac­kich, wsku­tek cze­go do­wódz­two serb­skiej ar­mii mia­ło bar­dzo mgli­ste po­jęcie o mo­żli­wych kie­run­kach na­tar­cia. Ta­kże naj­now­sze dane o uzbro­je­niu Ser­bów oraz kło­po­tach z za­opa­trze­niem świad­czy­ły, że Chor­wa­ci mu­szą wy­grać tę woj­nę. To były cen­ne wie­ści, a po­sła­ńców, któ­rzy przy­no­szą do­bre wia­do­mo­ści, za­wsze się do­ce­nia – pod­po­rucz­nik uśmiech­nął się z za­do­wo­le­niem sam do sie­bie.

Znaj­do­wał się już na obrze­żu wsi, na dro­dze pro­wa­dzącej do lasu, gdy przy­po­mniał so­bie, że musi prze­wie­sić spor­to­wą tor­bę na lewe ra­mię. Był to znak bez­pie­cze­ństwa dla ocze­ku­jących go ko­man­do­sów. Prze­ka­zy­wał wia­do­mo­ść, że wszyst­ko jest w po­rząd­ku, a on nie dzia­ła pod przy­mu­sem. Wpa­try­wał się w miej­sce, gdzie po­win­ni znaj­do­wać się ubez­pie­cza­jący go żo­łnie­rze. Ni­cze­go nie za­uwa­żył. „Za­wo­dow­cy – po­my­ślał z uzna­niem – po­tra­fią się tak scho­wać i za­ma­sko­wać, że do­pó­ki któ­re­goś nie na­dep­nę, to nie będę wie­dział, gdzie są”. Pod­sze­dł do ścia­ny lasu, po­roz­glądał się. Ni­ko­go nie było. Wsze­dł mi­ędzy drze­wa. Po­czuł za­pach ko­ja­rzący mu się z grzy­bo­bra­niem, na któ­re je­ździł ka­żdej je­sie­ni z ro­dzi­ca­mi.

– Nie­złe­go miał pan cy­ko­ra, po­rucz­ni­ku. – Głos jed­ne­go z ko­man­do­sów, w któ­rym brzmia­ła nuta sa­tys­fak­cji, przy­wo­łał Chry­nia do po­rząd­ku.

Obaj ubez­pie­cza­jący go żo­łnie­rze po­ja­wi­li się na­gle, nie wia­do­mo skąd.

– O czym wy, do cho­le­ry, mó­wi­cie, plu­to­no­wy? – Adam się na­stro­szył. Nie lu­bił, jak „li­nio­wi” żo­łnie­rze udo­wad­nia­li mu, że tak na­praw­dę jest ofi­ce­rem pra­cu­jącym za biur­kiem.

– Sze­dł pan do wsi w taki spo­sób, jak­by brał pan udział w za­ba­wie w cho­wa­ne­go. – Plu­to­no­wy wy­szcze­rzył zęby w iro­nicz­nym uśmie­chu. Po chwi­li jed­nak do­dał po­jed­naw­czo: – Za­wsze tak jest na nie­zna­nym te­re­nie.

– Idzie­my do wo­zów i je­dzie­my na śnia­da­nie – pod­po­rucz­nik uci­ął nie­wy­god­ny dla nie­go te­mat. – Dzi­ęki za opie­kę. Po po­łud­niu za­pra­szam na wód­kę.

Ko­man­do­si spoj­rze­li na nie­go z uzna­niem. Nie lu­bi­li zbyt­nio ofi­ce­rów ze swo­jej kom­pa­nii. Pra­wie ka­żdy da­wał im do zro­zu­mie­nia, że są co naj­wy­żej dwu­no­żnym mi­ęsem ar­mat­nim.

Szli przez pi­ęk­ny, do­rod­ny las. Ze względów bez­pie­cze­ństwa nie ko­rzy­sta­li z dro­gi, któ­ra przy­wio­dła­by ich do celu o wie­le szyb­ciej. Chryń stwier­dził, że jego to­wa­rzy­sze po­ru­sza­ją się bez­sze­lest­nie. Spraw­nie omi­ja­li su­che ga­łęzie, któ­rych na­dep­ni­ęcie skut­ko­wa­ło trza­skiem brzmi­ącym w le­sie jak wy­strzał. Spo­strze­gł, że źró­dłem ha­ła­su był wy­łącz­nie on sam. Pró­bo­wał iść jak tam­ci. Nie wy­trwał jed­nak dłu­go, może ja­kieś dwie­ście me­trów – szyb­ko się zmęczył i spo­cił po­mi­mo pa­nu­jące­go w le­sie chło­du. Pod­ofi­ce­ro­wie nie zwra­ca­li jed­nak na to uwa­gi. Za­pro­sze­nie na li­ba­cję po­trak­to­wa­li jak „pakt o nie­agre­sji”. Zresz­tą nie spie­szy­li się zbyt­nio. Wszy­scy trzej mil­cze­li. Prze­nie­śli się my­śla­mi do Pol­ski, do ro­dzin. Może spra­wił to las, taki sam jak w kra­ju, a może spo­kój pa­nu­jący do­oko­ła, da­le­ki od woj­ny.

Do ocze­ku­jące­go ich na przy­dro­żnej le­śnej po­la­nie ma­łe­go od­dzia­łu mie­li jesz­cze oko­ło trzech ki­lo­me­trów. Do­wódz­two po­trak­to­wa­ło ak­cję nie­zmier­nie po­wa­żnie. W skład pa­tro­lu wcho­dzi­ły gąsie­ni­co­wy bo­jo­wy wóz pie­cho­ty z dzia­łkiem 73 mi­li­me­try oraz opan­ce­rzo­ny sa­mo­chód roz­po­znaw­czy BRDM-2. W za­sa­dzie był to zmo­to­ry­zo­wa­ny bo­jo­wy od­dział zwia­dow­czy. Przed ak­cją za­ło­żo­no, że w ra­zie za­gro­że­nia wspar­cie po­win­no móc szyb­ko do­trzeć do wio­ski oraz mieć mo­żli­wo­ść uzy­ska­nia prze­wa­gi ognio­wo-bo­jo­wej w ewen­tu­al­nej po­tycz­ce.

Po oko­ło pó­łgo­dzi­nie drze­wa za­częły się lek­ko prze­rze­dzać. Mężczy­źni zbli­ża­li się do po­la­ny. Nie wi­dzie­li jesz­cze kon­tu­rów po­jaz­dów. Praw­do­po­dob­nie, zgod­nie z roz­ka­za­mi, były za­ma­sko­wa­ne. Nic nie prze­ry­wa­ło ci­szy. Ko­man­dos idący przo­dem na­gle się od­wró­cił i uśmie­cha­jąc się fi­lu­ter­nie, za­czął po­ka­zy­wać coś dło­ńmi – uży­wał ge­stów jak pod­czas ak­cji bo­jo­wej, kie­dy nie wol­no ko­mu­ni­ko­wać się na głos. Spe­cjal­ny kod gło­sił: „Praw­do­po­dob­nie przed nami wróg, go­to­wo­ść uży­cia bro­ni”. Żo­łnierz to­wa­rzy­szący Chry­nio­wi wy­ja­śnił, o co cho­dzi, i do­dał:

– Ko­le­ga chce za­żar­to­wać i za­sko­czyć na­szych. Idzie­my jak naj­ci­szej, zo­ba­czy­my, co ro­bią.

Pod­po­rucz­nik za­ak­cep­to­wał po­my­sł kiw­ni­ęciem gło­wy.

Metr po me­trze zbli­ża­li się do po­la­ny. Do­pie­ro gdy byli już na­praw­dę bli­sko, uda­ło im się do­strzec za­ma­sko­wa­ne po­jaz­dy. Nie za­uwa­ży­li jed­nak lu­dzi. Chryń po­my­ślał, że ofi­cer do­wo­dzący pa­tro­lem bar­dzo po­wa­żnie po­trak­to­wał za­da­nie. Żo­łnierz idący przo­dem ru­cha­mi dło­ni wy­dał roz­kaz: „Roz­dzie­lić się i spraw­dzić te­ren”. Adam zro­zu­miał to bez żad­nych wy­jaś­nień. Skie­ro­wał się w stro­nę bo­jo­we­go wozu pie­cho­ty, któ­re­go zgrab­ną, pła­ską syl­wet­kę przy­kry­wa­ła war­stwa li­ścia­stych ga­łęzi. Po­jazd stał rów­no­le­gle do kra­wędzi po­la­ny, na sty­ku z la­sem. Pod­po­rucz­nik zde­cy­do­wał się za­cza­ić z przo­du wozu i po­ob­ser­wo­wać, jak za­cho­wu­je się od­dział. Do­ta­rł do bur­ty po­jaz­du i na ko­la­nach, nie­mal przy­le­pio­ny do kół gąsie­ni­co­wych, za­czął się prze­miesz­czać na upa­trzo­ne sta­no­wi­sko. Spodo­ba­ła mu się ta za­ba­wa w In­dian. Wy­obra­ził so­bie, że to praw­dzi­wa ak­cja, po­czuł przy­pływ emo­cji. Gdy już był u przo­du wozu, po­ło­żył się na brzu­chu i pod­czo­łgał ja­kieś pół me­tra, żeby wy­sta­wić gło­wę i zlu­stro­wać wnętrze po­la­ny. Kie­dy to zro­bił, stwier­dził, że ktoś przed nim stoi. Pod­nió­sł wzrok i zdążył je­dy­nie do­strzec, jak mężczy­zna w nie­po­lskim mun­du­rze wy­mie­rza mu cios kol­bą ka­ra­bi­no­wą w gło­wę. Pod­po­rucz­nik stra­cił przy­tom­no­ść.

***

Gdy wró­ci­ła mu świa­do­mo­ść, dłu­go nie mógł do­jść do sie­bie. Nie­ostre ob­ra­zy zle­wa­ły mu się przed ocza­mi, męcząc wzrok. Ktoś coś do nie­go mó­wił, ale on ni­cze­go nie ro­zu­miał. Czuł je­dy­nie, że ma mo­krą gło­wę i tu­łów. To jego na­past­nik cu­cił go, wy­le­wa­jąc na nie­go za­pas wody zna­le­zio­ny w BRDM-ie. W ko­ńcu Chryń oprzy­tom­niał pra­wie zu­pe­łnie. Otwo­rzył oczy i stwier­dził, że leży po­środ­ku po­la­ny. Kil­ka me­trów od nie­go znaj­do­wa­li się inni Po­la­cy, któ­rzy, zbi­ci w cia­sną gro­ma­dę, sie­dzie­li na zie­mi z za­ło­żo­ny­mi „po tu­rec­ku” no­ga­mi. Wszy­scy trzy­ma­li ręce za gło­wa­mi. Byli prze­ra­że­ni, nie­opi­sa­ny strach ema­no­wał z ich oczu. Pil­no­wa­ło ich kil­ku­na­stu uzbro­jo­nych mężczyzn. Broń wy­mie­rzo­na w je­ńców uzmy­sło­wi­ła pod­po­rucz­ni­ko­wi gro­zę sy­tu­acji.

Na­past­ni­cy no­si­li woj­sko­we uni­for­my, lecz nie były one jed­na­ko­we. To ka­za­ło sądzić, że Po­la­cy zo­sta­li poj­ma­ni nie przez żo­łnie­rzy re­gu­lar­nej ar­mii, lecz przez wal­czących po serb­skiej stro­nie na­jem­ni­ków. Przez cia­ło ofi­ce­ra prze­sze­dł dreszcz. Sły­szał wie­le opo­wie­ści o ta­kich od­dzia­łach, w któ­rych wo­jo­wa­li za­wo­do­wi żo­łnie­rze z ró­żnych stron świa­ta. Byli za­pra­wie­ni w boju, oswo­je­ni z wi­do­kiem krwi. Bar­dzo często byli to ró­żne­go ro­dza­ju de­ge­ne­ra­ci: opraw­cy, sa­dy­ści oraz bez­względ­ni mi­li­ta­ry­ści. Jed­ne­go nie mo­żna było im wsza­kże od­mó­wić – sku­tecz­no­ści. Chryń zdał so­bie spra­wę, że jest w pu­łap­ce bez wy­jścia. Za­wo­do­wa na­tu­ra na­su­nęła mu py­ta­nie, czy sy­tu­acja, w któ­rej się zna­la­zł, nie jest wy­ni­kiem zdra­dy jego in­for­ma­to­ra. W du­chu wy­śmiał sam sie­bie – od­po­wie­dź na to py­ta­nie nie mia­ła te­raz żad­ne­go zna­cze­nia.

Do le­żące­go pod­po­rucz­ni­ka pod­sze­dł je­den z na­past­ni­ków. Był ro­sły i nie­ogo­lo­ny. No­sił be­żo­wy be­ret na mo­dłę bry­tyj­skich ko­man­do­sów z eli­tar­nej jed­nost­ki SAS. Przez lewe ra­mię miał nie­dba­le prze­wie­szo­ny ka­ra­bin AK-47, po­pu­lar­ne­go w tej woj­nie Ka­łasz­ni­ko­wa, któ­re­go lufa obi­ja­ła mu się o udo. Z po­sta­wy oraz wład­czych ru­chów mo­żna było wy­wnio­sko­wać, że jest sze­fem od­dzia­łu. Wa­ta­żka sta­nął w roz­kro­ku nad Chry­niem. Ich spoj­rze­nia się skrzy­żo­wa­ły. Adam nie chciał oka­zać stra­chu, to mu się jed­nak nie uda­ło – we­wnętrz­nie cały drżał. Gdy prze­ciw­nik do­strze­gł jego lęk, za­czął na nie­go krzy­czeć. Roz­ka­zy­wał, żeby wstał z zie­mi, lecz Adam nie zro­zu­miał sen­su szyb­kich serb­skich słów. Wa­ta­żka wark­nął coś do swo­ich lu­dzi. Do le­żące­go pod­po­rucz­ni­ka w mig pod­bie­gło dwóch na­jem­ni­ków. Wspól­nie, jed­nym spraw­nym szarp­ni­ęciem po­sta­wi­li go na nogi. Po­rucz­nik chciał coś po­wie­dzieć, lecz nie zdążył, bo otrzy­mał od wa­ta­żki cios pi­ęścią w splot sło­necz­ny – tak sku­tecz­ny, że za­czął się du­sić. Tych dwóch, któ­rzy go pod­nie­śli, trzy­ma­ło go te­raz, żeby po­now­nie nie upa­dł. Chryń z tru­dem od­zy­skał od­dech. Zro­zu­miał, dla­cze­go trak­tu­ją go w ten spo­sób – jako je­dy­ny był prze­cież w cy­wil­nym ubra­niu. Do­wód­ca od­dzia­łu na­jem­ni­ków bez żad­nych wstępów za­dał Chry­nio­wi py­ta­nie. Chciał wie­dzieć, co tu robi i dla­cze­go jest ubra­ny po cy­wil­ne­mu. Fakt, że za­czął mó­wić ła­ma­ną rusz­czy­zną, a ta­kże tre­ść py­ta­nia uświa­do­mi­ły Po­la­ko­wi, że jego agent zdra­dził. Chryń nie od­po­wie­dział. Wa­ta­żka po­no­wił py­ta­nie. Adam wci­ąż mil­czał. Sam nie wie­dział, czy spra­wi­ła to jego od­wa­ga, czy też pa­ra­li­żu­jący go strach. Do­wód­ca po­wie­dział coś po serb­sku do swo­ich lu­dzi. Je­den z nich przy­pro­wa­dził pol­skie­go ofi­ce­ra do­wo­dzące­go pa­tro­lem – ni­skie­go, krępe­go trzy­dzie­sto­let­nie­go ka­pi­ta­na. Wa­ta­żka bez sło­wa, w ułam­ku se­kun­dy prze­ła­do­wał swo­je­go Ka­łasz­ni­ko­wa i strze­lił ka­pi­ta­no­wi w gło­wę. Ko­ści tyl­nej części czasz­ki oraz ka­wa­łki mia­zgi mó­zgo­wej roz­pry­sły się ja­kieś dwa me­try da­lej na wy­su­szo­nej tra­wie po­la­ny. Ka­pi­tan, jak­by nic się nie sta­ło, po­wo­li osu­nął się na ko­la­na, a na­stęp­nie upa­dł na twarz. Przez mo­ment za­le­ga­ła okrop­na ci­sza. Serb po­now­nie za­dał to samo py­ta­nie. Chry­nio­wi było wszyst­ko jed­no. Strach spra­wił, że mi­ęśnie jego klat­ki pier­sio­wej nie na­pi­na­ły się, co spo­wo­do­wa­ło, że płu­ca prze­sta­ły za­sy­sać po­wie­trze. Zno­wu się du­sił. Wa­ta­żka po­now­nie prze­ła­do­wał broń i tym ra­zem wol­no skie­ro­wał ją w stro­nę pod­po­rucz­ni­ka. Chryń zsi­kał się w spodnie. Mocz po­cie­kł wnętrzem no­gaw­ki i wy­lał się na lewy but. Opraw­ca to zo­ba­czył i za­czął się śmiać. To praw­do­po­dob­nie ura­to­wa­ło ofi­ce­ro­wi ży­cie.

Kil­ka chwil pó­źniej na­jem­ni­cy za­częli roz­strze­li­wać po­zo­sta­łych Po­la­ków. Su­chy od­głos po­je­dyn­czych wy­strza­łów oraz krzyk żo­łnie­rzy bła­ga­jących o li­to­ść nio­sły się po­mi­ędzy drze­wa­mi. Chryń ze zdzi­wie­niem od­no­to­wał, że w le­sie nie ma echa.

***

Po eg­ze­ku­cji wa­ta­żka na­ra­dzał się z dwo­ma kom­pa­na­mi, praw­do­po­dob­nie swo­imi za­stęp­ca­mi. Chryń za­sta­na­wiał się, dla­cze­go go jesz­cze nie za­bi­li. Sta­rał się nie pa­trzeć na cia­ła dzie­wi­ęciu to­wa­rzy­szy, lecz wi­dok śmier­ci, tak re­al­nej, przy­ci­ągał mimo woli jego uwa­gę. Pod­po­rucz­nik stał na środ­ku po­la­ny, na­jem­ni­cy nie zwra­ca­li na nie­go uwa­gi. Chciał zmu­sić się do uciecz­ki. „Przy­naj­mniej nie pa­trzy­łbym, jak we mnie ce­lu­ją i strze­la­ją” – my­ślał. Nie­ste­ty, strach był w dal­szym ci­ągu sil­niej­szy od woli.

Nie­dłu­go po­tem do pol­skie­go ofi­ce­ra pod­sze­dł mło­dy chło­pak, je­den z tych, z któ­ry­mi na­ra­dzał się serb­ski do­wód­ca. W jed­nej ręce nió­sł ple­cak, w dru­giej ka­ra­bin. Dźgnął Chry­nia ko­ńcem lufy, po­py­cha­jąc go w kie­run­ku bo­jo­we­go wozu pie­cho­ty. Do­szli do tyłu po­jaz­du. Na­jem­nik otwo­rzył znaj­du­jące się tam dwo­je nie­wiel­kich drzwi de­san­to­wych i do­kład­nie zlu­stro­wał wnętrze. Po­tem spo­koj­nym ge­stem dło­ni ka­zał swo­je­mu je­ńco­wi usi­ąść na tra­wie. Nic nie mó­wił. Ka­ra­bin od­sta­wił da­le­ko od Po­la­ka, a z ple­ca­ka za­czął wy­ci­ągać ró­żne przed­mio­ty. Chryń stwier­dził, że są to ja­kieś kost­ki, drut, urządze­nie po­dob­ne do elek­tro­nicz­ne­go bu­dzi­ka oraz kom­bi­ner­ki i nie­wiel­ki śru­bo­kręt. Na ko­niec mło­dziak wy­jął sze­ro­ką ta­śmę sa­mo­przy­lep­ną – po­dob­ną do tych, ja­kich uży­wa się do za­kle­ja­nia du­żych pu­deł kar­to­no­wych. Na­jem­nik spo­koj­nie do­pa­so­wy­wał po­szcze­gól­ne przed­mio­ty do sie­bie. Naj­pierw złączył ze sobą za po­mo­cą ta­śmy trzy po­ka­źne kost­ki, na­stęp­nie od­mie­rzył i od­ci­ął trzy rów­nej dłu­go­ści ka­wa­łki dru­tu. Gdy za po­mo­cą kom­bi­ne­rek za­czął fa­cho­wo ści­ągać izo­la­cję z ko­ńcó­wek dru­cia­nych prze­wo­dów, Chryń był już pe­wien, że ma do czy­nie­nia z sa­pe­rem, któ­ry wła­śnie przy­go­to­wu­je ła­du­nek wy­bu­cho­wy. Po­lak przyj­rzał mu się uwa­żnie. Był to na­praw­dę mło­dy chło­pak, miał chy­ba nie wi­ęcej niż dwa­dzie­ścia, dwa­dzie­ścia je­den lat. W jego twa­rzy było coś z dziew­częcej uro­dy, coś nie­win­ne­go i urze­ka­jące­go za­ra­zem, co nie pa­so­wa­ło do jego pro­fe­sji. Miał nie­na­tu­ral­nie duże, pi­ęk­ne oczy, któ­re czy­ni­ły jego ob­li­cze nad wy­raz przy­stoj­nym. „Taki nie ma chy­ba pro­ble­mów z dziew­czy­na­mi” – stwier­dził Chryń nie­mal z za­zdro­ścią. Te roz­my­śla­nia wnet go jed­nak opu­ści­ły. Uświa­do­mił so­bie, że ła­du­nek będzie prze­zna­czo­ny dla nie­go.

Sa­per wło­żył za­pal­ni­ki wy­gląda­jące jak gru­be dłu­go­pi­sy w kost­ki ma­te­ria­łu wy­bu­cho­we­go, a po­tem za po­mo­cą dru­tów po­łączył je z elek­tro­nicz­nym de­to­na­to­rem. Na­stęp­nie, zno­wu uży­wa­jąc ta­śmy, zło­żył wszyst­ko w je­den pa­kiet. Bom­ba była go­to­wa. Po­ło­żył ją przy Ada­mie, po czym od­sze­dł, za­braw­szy jed­nak ka­ra­bin. To, że po­zo­sta­wił ła­du­nek wy­bu­cho­wy ot, tak so­bie, a Chry­nia na­wet nie skrępo­wał, było do tego stop­nia lek­ce­wa­żące, że sta­no­wi­ło nie­mal psy­chicz­ną tor­tu­rę.

Tym­cza­sem dwóch in­nych na­jem­ni­ków za­częło ści­ągać z tru­pów blu­zy mun­du­ro­we. Gdy mie­li ich już kil­ka, przy­szli z nimi do Ada­ma i rzu­ci­li je na zie­mię. Po­wró­cił ta­kże mło­dy sa­per z so­lid­ną, dłu­gą na oko­ło metr żer­dzią. Tych dwóch, co przy­nie­śli blu­zy, chwy­ci­ło Ada­ma i po­sta­wi­ło na nogi. Sa­per wzi­ął ta­śmę sa­mo­przy­lep­ną i skrępo­wał mu ręce z tyłu cia­ła. Nikt nic nie mó­wił. Na­stęp­nie zmu­si­li go do pad­ni­ęcia na ko­la­na, za któ­re – po­mi­ędzy uda i łyd­ki – wło­ży­li przy­nie­sio­ny przez przy­stoj­nia­ka kij. Za po­mo­cą ta­śmy za­częli unie­ru­cha­miać po­rucz­ni­ka tak, że po chwi­li nie mógł się sa­mo­dziel­nie prze­mie­ścić w żad­nym kie­run­ku na­wet o cen­ty­metr. Żer­dź pe­łni­ła rolę ste­la­ża, któ­ry usztyw­niał całą syl­wet­kę w po­zy­cji klęczącej. Mło­dy sa­per wzi­ął zro­bio­ną przez sie­bie bom­bę i przez chwi­lę jak­by wa­żył ją w dło­ni. Osta­tecz­na oce­na mu­sia­ła wy­pa­ść po­my­śl­nie, więc za­czął, zno­wu za po­mo­cą ta­śmy sa­mo­przy­lep­nej, mo­co­wać ła­du­nek na ple­cach Po­la­ka. Zro­bił to w taki spo­sób, że ta­śma owi­nęła tu­łów i do­dat­ko­wo skrępo­wa­ła ra­mio­na je­ńca. Wy­jąw­szy zza pasa nóż, od­ci­ął frag­ment ręka­wa jed­nej z przy­nie­sio­nych bluz, zmi­ął ma­te­riał w nie­kszta­łt­ną kulę, po czym za­kne­blo­wał nią Chry­nio­wi usta. Dla pew­no­ści za­bez­pie­czył kne­bel ta­śmą, owi­ja­jąc ją do­oko­ła gło­wy Ada­ma. Na ko­niec spraw­dził, czy po­rucz­nik może od­dy­chać przez nos.

Dwaj po­moc­ni­cy chwy­ci­li je­ńca pod ra­mio­na oraz za wy­sta­jące ko­ńców­ki żer­dzi, wnie­śli go jak wiel­ką pakę do wnętrza po­jaz­du i po­sta­wi­li na ko­la­nach, ple­ca­mi do wy­jścia, na wcze­śniej przy­go­to­wa­nym le­go­wi­sku z bluz mun­du­ro­wych. Tka­ni­na mia­ła za za­da­nie tłu­mić od­gło­sy jego ewen­tu­al­nych ru­chów, o ile ta­kie były w ogó­le mo­żli­we. Sa­per przy­go­to­wał jesz­cze dłu­gi ka­wa­łek dru­tu, ob­ro­bił ko­ńców­ki i wsze­dł do środ­ka. Spraw­nie zmost­ko­wał je­den z ob­wo­dów elek­trycz­nych w de­to­na­to­rze, do­łączył do nie­go ko­ńców­kę prze­wo­du (prze­ciw­le­głą zo­sta­wił przy drzwiach), a na­stęp­nie na­sta­wił czas de­to­na­cji. Wy­buch miał na­stąpić za sze­ść go­dzin.

Mło­dy pi­ro­tech­nik za­czął re­ali­zo­wać ostat­nią część swo­je­go dzie­ła. Chciał za­sta­wić pu­łap­kę. Prze­wi­dy­wał, że kie­dy Po­la­cy nie po­wró­cą na czas do bazy, ich do­wódz­two wy­śle eki­pę po­szu­ki­waw­czą. Je­śli ta przy­będzie przed za­pla­no­wa­nym wy­bu­chem ła­dun­ku, to na­tknie się na nie­mi­łą nie­spo­dzian­kę. Po­my­sł pu­łap­ki był w za­sa­dzie pro­sty. Ktoś, kto otwo­rzy tyl­ne drzwi wozu, na­ci­ągnie do­cze­pio­ny do nich prze­wód, prze­rwie zmost­ko­wa­nie ob­wo­du i tym sa­mym zde­to­nu­je ła­du­nek, uśmier­ca­jąc je­ńca i sie­bie sa­me­go. Po­zy­cja, w ja­kiej po­zo­sta­wi­li Chry­nia – ty­łem do drzwi – unie­mo­żli­wia­ła mu prze­miesz­cza­nie się w przód oraz od­wra­ca­nie się ca­łym cia­łem. Na­pręży­łby wte­dy drut przy­mo­co­wa­ny do drzwi, co mo­gło­by wy­zwo­lić de­to­na­cję. Pod­po­rucz­nik zo­stał zaś tak skrępo­wa­ny, że nie był rów­nież w sta­nie prze­mie­ścić się ty­łem w kie­run­ku drzwi.

Sa­per prze­ło­żył wol­ną ko­ńców­kę dłu­gie­go prze­wo­du przez we­wnętrz­ny uchwyt na pra­wym skrzy­dle drzwi, któ­re wcze­śniej za­mknął, i przy­mo­co­wał ją do po­dob­ne­go uchwy­tu na le­wym skrzy­dle, gdy to było w po­zy­cji naj­mniej­sze­go mo­żli­we­go otwar­cia, umo­żli­wia­jące­go wło­że­nie dło­ni w celu za­wi­ąza­nia pro­ste­go, acz sku­tecz­ne­go węzła. Na­stęp­nie za­czął je wol­no przy­my­kać, lecz wstrzy­mał się, by jesz­cze raz prze­ana­li­zo­wać, czy po­praw­nie za­sta­wił pu­łap­kę. W jego my­ślach po­ja­wił się na mo­ment ob­raz prze­ra­żo­nych oczu je­ńca. Nie wzbu­dził w nim jed­nak uczu­cia li­to­ści czy żalu, za to utwier­dził go w prze­ko­na­niu, że ten tchórz­li­wy Po­lak będzie pa­mi­ętać go – naj­młod­sze­go sa­pe­ra wśród na­jem­ni­ków tej woj­ny – aż do śmier­ci. „Czy­li nie­zbyt dłu­go” – po­my­ślał mło­dziak okrut­nie, po czym za­mknął skrzy­dło i ru­szył za swo­im od­dzia­łem, któ­ry kil­ka chwil wcze­śniej opu­ścił po­la­nę.

***

Oko­ło po­łud­nia do­wódz­two pol­skie­go kon­tyn­gen­tu zo­sta­ło po­in­for­mo­wa­ne przez ofi­ce­ra dy­żur­ne­go kom­pa­nii, któ­ra wy­sta­wi­ła pa­trol ubez­pie­cza­jący ak­cję Chry­nia, o bra­ku łącz­no­ści z od­dzia­łem. Nie za­sta­na­wia­jąc się dłu­go, wy­sła­no eki­pę po­szu­ki­waw­czą. Jak za pierw­szym ra­zem, w kie­run­ku osa­dy Glin­sko Vre­lo uda­ły się dwa po­jaz­dy: BRDM-2 oraz BWP. Od­dział był pi­ęt­na­sto­oso­bo­wy. Do­wo­dził nim ma­jor, do­świad­czo­ny ofi­cer wojsk po­wietrz­no-de­san­to­wych. Szef gru­py otrzy­mał od ofi­ce­ra dy­żur­ne­go za­ło­że­nia po­ran­nej ak­cji, z któ­rych wy­ni­ka­ło, że od­dział ubez­pie­cza­jący miał się za­trzy­mać na le­śnej po­la­nie oko­ło trzech ki­lo­me­trów od wio­ski. Ofi­cer bez na­my­słu pod­jął de­cy­zję o wy­ru­sze­niu w to miej­sce. Po­sta­no­wił jed­nak za­trzy­mać się ja­kieś pi­ęćset–sie­dem­set me­trów wcze­śniej i wy­słać na po­la­nę zwiad pie­szy.

Dwóch pod­ofi­ce­rów za­wo­do­wych z kom­pa­nii sa­bo­ta­żo­wo-dy­wer­syj­nej, na co dzień sta­cjo­nu­jącej w Biel­sku-Bia­łej, po­wró­ci­ło po ja­ki­chś dwu­dzie­stu pi­ęciu mi­nu­tach. Gdy żo­łnie­rze sta­nęli przed ma­jo­rem, wy­gląda­li, jak­by trzy dni nie spa­li – mie­li sza­re, stęża­łe twa­rze.

– Jest bar­dzo źle? – za­py­tał ma­jor z na­dzie­ją, że nie usły­szy tego, cze­go się do­my­ślał.

– Na po­la­nie leżą tru­py – po­wie­dział ci­cho je­den ze zwia­dow­ców. – Sto­ją też wozy. Do­oko­ła ci­sza i spo­kój – do­dał.

– Wszy­scy nie żyją?

– Nie wcho­dzi­li­śmy na po­la­nę, ale na­li­czy­li­śmy dzie­wi­ęć ciał – od­pa­rł pod­ofi­cer. – Z tym ofi­cer­kiem z wy­wia­du było ich wszyst­kich dzie­si­ęciu.

Ma­jor za­sta­na­wiał się, co ro­bić. Mu­siał za­kła­dać, że wróg jest w po­bli­żu, za­sta­wił pu­łap­kę i cze­ka. Do­my­ślał się, że spraw­ca­mi rze­zi byli na­jem­ni­cy. Re­gu­lar­na ar­mia serb­ska po kil­ku nie­uda­nych pró­bach agre­syw­ne­go po­stępo­wa­nia z żo­łnie­rza­mi i po­li­cjan­ta­mi UNPRO­FOR-u nie sto­so­wa­ła si­ło­wych roz­wi­ązań. Do­sta­li swe­go cza­su ostrą na­ucz­kę od Fran­cu­zów i od tam­tej pory nie po­dej­mo­wa­li wal­ki z od­dzia­ła­mi ONZ. Do­wód­ca zwró­cił się po­now­nie do pod­ofi­ce­rów, któ­rych po­słał na zwiad.

– Idźcie jesz­cze raz. Zba­daj­cie oko­li­cę „po kole” – roz­ka­zał.

Ozna­cza­ło to, że żo­łnie­rze okrążą po­la­nę co naj­mniej trzy razy, sys­te­ma­tycz­nie zwi­ęk­sza­jąc pro­mień „koła”. Będą szu­kać śla­dów prze­ciw­ni­ka.

Po nie­ca­łej go­dzi­nie wszyst­ko było już wia­do­mo. Spa­do­chro­nia­rze zna­le­źli śla­dy po­cho­du nie­wiel­kie­go, kil­ku­na­sto­oso­bo­we­go od­dzia­łu, któ­ry od­sze­dł la­sem na po­łud­nie. To prze­ko­na­ło ma­jo­ra, że nie ma nie­bez­pie­cze­ństwa pu­łap­ki. Dał roz­kaz od­jaz­du na po­la­nę.

Wi­dok był ma­ka­brycz­ny. Dzie­wi­ęć ciał le­ża­ło w bez­ła­dzie, jed­ne przy dru­gich. Część nie mia­ła na so­bie bluz mun­du­ro­wych. Na pod­ko­szul­kach wid­nia­ły otwo­ry po ku­lach i za­krze­pła krew. Krew wsi­ąkła ta­kże gdzie­nie­gdzie w tra­wę, two­rząc bru­nat­ne pla­my. Nie­któ­rzy z przy­by­łych na miej­sce żo­łnie­rzy do­sta­li tor­sji. Pierw­szy raz wi­dzie­li praw­dzi­we ob­li­cze woj­ny. Wszy­scy mil­cze­li. Uni­ka­li pa­trze­nia na sie­bie na­wza­jem, aby nie do­pu­ścić do wy­bu­chu emo­cji.

Ma­jor roz­ka­zał prze­szu­kać naj­bli­ższą oko­li­cę, ma­jąc na­dzie­ję na od­na­le­zie­nie jesz­cze jed­ne­go, bra­ku­jące­go cia­ła. Sam po­łączył się z do­wódz­twem, zdał mel­du­nek i po­pro­sił o przy­sła­nie pro­ku­ra­to­ra wraz z ci­ęża­rów­ką, któ­rą mó­głby za­brać cia­ła do bazy.

Dru­gi ofi­cer w pa­tro­lu po­szu­ki­waw­czym – mło­dy pod­po­rucz­nik – przy­kuc­nął obok bo­jo­we­go wozu pie­cho­ty. Przy­glądał się z za­afe­ro­wa­niem cze­muś le­żące­mu w tra­wie. Tym­cza­sem je­den z żo­łnie­rzy za­trzy­mał się przy tyl­nych drzwiach po­jaz­du.

– Pa­nie po­rucz­ni­ku, a może ten dzie­si­ąty jest w któ­ry­mś z wo­zów?

Po­ło­żył rękę na ry­glu drzwi i już za­mie­rzał je otwo­rzyć, gdy pod­po­rucz­nik ryk­nął z ca­łej siły:

– Stój!!! Nie otwie­raj!

Okrzyk ze­lek­try­zo­wał wszyst­kich, a żo­łnie­rza przy drzwiach spa­ra­li­żo­wał. Na­tych­miast przy­bie­gł ma­jor.

– Co jest, po­rucz­ni­ku Za­hor­ny, zna­le­źli­ście coś? – za­py­tał z na­pi­ęciem w gło­sie.

– Tak jest, pa­nie ma­jo­rze. Ka­wa­łek dru­tu. – Mło­dy ofi­cer pa­trzył na prze­ło­żo­ne­go z po­wa­gą.

Ten za­klął szpet­nie, co ozna­cza­ło, że Za­hor­ny pod jego do­wódz­twem ra­czej nie zro­bi ka­rie­ry.

– Ja­kie­go dru­tu?! Szu­ka­my cia­ła, po­rucz­ni­ku! Jak go nie znaj­dzie­my, to będzie ozna­czać, że żo­łnierz Woj­ska Pol­skie­go zo­stał upro­wa­dzo­ny przez ban­dę na­jem­ni­ków. A wte­dy kil­ku in­nych twar­dzie­li będzie mu­sia­ło go po­szu­kać. I niech pan się mo­dli, żeby do tej gru­py nie na­le­żał ta­kże pan! – Ma­jor wresz­cie wy­ła­do­wał swo­ją fru­stra­cję i dzi­ęki temu po­czuł się znacz­nie le­piej.

– Pa­nie ma­jo­rze, to jest na­praw­dę wa­żne. Ten drut to nie jest zwy­kły drut. – Mło­dy ofi­cer był na­dal bar­dzo po­wa­żny, a za­ci­ęta mina świad­czy­ła, że od­krył coś nie­zmier­nie istot­ne­go. – To jest drut, ja­kie­go uży­wa się do de­to­na­to­rów.

Do­wód­ca po­jął w lot.

– Nie zbli­żać się do wo­zów! – te­raz on krzyk­nął tak, że naj­bli­żej sto­jącym żo­łnie­rzom za­dźwi­ęcza­ło w uszach.

Ma­jor roz­ka­zał wy­sta­wić trzy dwu­oso­bo­we war­ty wo­kół po­la­ny, a resz­cie żo­łnie­rzy od­da­lić się dro­gą na oko­ło dwie­ście me­trów. Na miej­scu po­zo­sta­li tyl­ko on oraz Za­hor­ny. Za­częli ostro­żnie lu­stro­wać wozy w po­szu­ki­wa­niu oznak za­mi­no­wa­nia. Naj­pierw spraw­dzi­li je ogól­nie od góry do dołu, na­stęp­nie prze­strze­nie pod po­jaz­da­mi, na ko­niec zaś obej­rze­li do­kład­nie wszyst­kie luki oraz drzwi. Nie otwie­ra­li ich z oba­wy przed pu­łap­ką pi­ro­tech­nicz­ną. Ni­g­dzie nie stwier­dzi­li ła­dun­ku wy­bu­cho­we­go.

Sie­dli na tra­wie. Ma­jor wy­ci­ągnął pa­pie­ro­sy, chciał po­często­wać pod­wład­ne­go, ale ten od­mó­wił.

– I co ro­bi­my? Chy­ba trze­ba we­zwać sa­pe­rów – za­sta­na­wiał się gło­śno do­wód­ca, za­ci­ąga­jąc się szyb­ko ty­to­nio­wym dy­mem.

– Ja je­stem sa­pe­rem – po­wie­dział Za­hor­ny tak ci­cho, że ma­jor spoj­rzał na nie­go ze zdzi­wie­niem, a za­ra­zem z pew­nym za­in­te­re­so­wa­niem.

– Dla­cze­go ja nic o tym nie wiem?

– Chy­ba nie prze­czy­tał pan mo­ich akt.

– To praw­da, mam opó­źnie­nia w spra­wach ad­mi­ni­stra­cyj­nych, zresz­tą nie lu­bię kwi­tów. – Ma­jor uspra­wie­dli­wiał się bar­dziej przed sa­mym sobą niż przed pod­wład­nym.

Za­hor­ny wstał. Czuł, że swo­im wy­zna­niem zo­bo­wi­ązał się do dzia­ła­nia. Pod­sze­dł do BRDM-u i za­czął na­wo­ły­wać:

– Jest tam kto? Halo! Ha­lo­oo!

Ci­sza. Po­dob­nie jak wcze­śniej Chryń, pi­ro­tech­nik za­uwa­żył, że w le­sie nie ma echa. Ma­jor z iro­nicz­nym wy­ra­zem twa­rzy ob­ser­wo­wał po­czy­na­nia mło­de­go ofi­ce­ra. Ten jed­nak się nie zra­ził. Zbli­żył się do bo­jo­we­go wozu pie­cho­ty i po­no­wił na­wo­ły­wa­nia. Za­stu­kał w pan­cerz. Zno­wu ci­sza. Jed­nak ci­sza ta była po­zor­na. Za­hor­ny, nie na­my­śla­jąc się, wczo­łgał się pod po­jazd. Był już pe­wien. Z wnętrza wozu do­bie­gał wy­ra­źny dźwi­ęk szu­ra­nia – jak­by w środ­ku prze­ci­ąga­no coś ci­ężkie­go po podło­dze. Wy­la­zł spod BWP-a i za­czął przy­glądać się drzwiom. Uwa­żnie oglądał wszyst­kie szcze­li­ny po­mi­ędzy nimi a sta­łym pan­ce­rzem.

– Co kom­bi­nu­je­cie, po­rucz­ni­ku? – Ma­jor z wy­ra­źnym nie­po­ko­jem przy­glądał się dzia­ła­niom pod­wład­ne­go.

– Ktoś na pew­no jest w wo­zie. Usły­sza­łem szu­ra­nie. Ten ktoś nas sły­szy, ale nie może dać nam znać, że jest w środ­ku. Czy­li jest unie­ru­cho­mio­ny. A je­śli jest unie­ru­cho­mio­ny – Za­hor­ny gło­śno my­ślał – to zna­czy tyl­ko jed­no: w tym wo­zie jest pu­łap­ka.

– I co chce pan te­raz zro­bić?

– Za­sta­na­wiam się, jak ja bym zro­bił taką pu­łap­kę.

– Masz, chłop­cze, ja­kiś po­my­sł? – Głos ma­jo­ra za­brzmiał cie­pło. In­tu­icja pod­po­wie­dzia­ła mu, że pod­po­rucz­nik podąża wła­ści­wą dro­gą.

– Za­łó­żmy, że je­stem na ak­cji i mam ze sobą pod­sta­wo­we wy­po­sa­że­nie pi­ro­tech­nicz­ne. Ja­kiś ma­te­riał wy­bu­cho­wy, de­to­na­to­ry, za­pal­ni­ki, drut oraz pro­ste na­rzędzia. Nie mogę zro­bić nic skom­pli­ko­wa­ne­go, na­wet nie mam na to spe­cjal­nie cza­su. Jak pan my­śli, ma­jo­rze, kie­dy po­win­ni­śmy zgi­nąć od wy­bu­chu pu­łap­ki? – Za­hor­ny spoj­rzał py­ta­jąco na do­wód­cę.

– Mam wra­że­nie, że pan już wie, po­rucz­ni­ku.

– Do­my­ślam się. Uwa­żam, że po­win­ni­śmy zgi­nąć, otwie­ra­jąc tyl­ne drzwi. Niech pan wy­obra­zi so­bie, że ja nie za­uwa­ży­łem skraw­ków dru­tu w tra­wie.

– Co mo­gło się wy­da­rzyć? – Ma­jor jesz­cze nie sko­ja­rzył fak­tów.

– Wie­my, że na­szych lu­dzi było na ak­cji dzie­si­ęciu, a zna­le­źli­śmy tyl­ko dzie­wi­ęć ciał. Pan lo­gicz­nie za­rządził po­szu­ki­wa­nia bra­ku­jące­go cia­ła. Było tyl­ko kwe­stią cza­su, aż któ­ryś z żo­łnie­rzy po­dej­dzie do naj­bar­dziej do­stęp­nych drzwi w BWP-ie, czy­li tyl­nych, i je otwo­rzy. Je­że­li zo­stał tu za­ło­żo­ny ła­du­nek, to wszy­scy znaj­du­jący się przy drzwiach lu­dzie zgi­nęli­by.

– Czy­li trze­ba spró­bo­wać otwo­rzyć ja­kiś gór­ny właz?

– Je­stem pew­ny, że wszyst­kie inne we­jścia są za­blo­ko­wa­ne od we­wnątrz. Mu­si­my otwo­rzyć tyl­ne drzwi.

Twarz ma­jo­ra się wy­dłu­ży­ła. Za­hor­ny za­im­po­no­wał mu lo­gicz­nym my­śle­niem, ale do­wód­ca nie miał ocho­ty na po­dej­mo­wa­nie ta­kie­go ry­zy­ka. Jed­no­cze­śnie zda­wał so­bie spra­wę, że je­że­li te­raz za­pro­po­nu­je ocze­ki­wa­nie na sa­pe­rów, to stra­ci twarz.

– Nie boi się pan, po­rucz­ni­ku? – Pró­bo­wał jesz­cze wstrzy­mać ak­cję do przy­jaz­du do­świad­czo­nych pi­ro­tech­ni­ków.

– Pa­nie ma­jo­rze, ktoś za­mknął te drzwi od ze­wnątrz. Nie mógł zro­bić tego od środ­ka. A to ozna­cza, że mu­siał so­bie zo­sta­wić pew­ną lukę, aby przy­wi­ązać do drzwi wy­zwa­lacz de­to­na­cji, ja­kim jest za­pew­ne ja­kiś sznur.

Ma­jor się za­sta­na­wiał. Nie był tchó­rzem, ale za­wsze sta­rał się kie­ro­wać roz­sąd­kiem. Wie­dział jed­nak, że mu­szą spró­bo­wać otwo­rzyć te cho­ler­ne drzwi.

– Jak to zro­bi­my, po­rucz­ni­ku? – De­cy­zja zo­sta­ła pod­jęta.

– To pro­ste, pa­nie ma­jo­rze. Pan te­raz pój­dzie do na­szych chło­pa­ków, któ­rzy cze­ka­ją na dro­dze, a ja spró­bu­ję otwo­rzyć drzwi i roz­bro­ić pu­łap­kę. – Za­hor­ny uśmiech­nął się mimo woli.

– Nie po­wi­nie­nem tu pana zo­sta­wiać sa­me­go. Może być po­trzeb­na po­moc.

– Musi pan ode­jść, ma­jo­rze. Ry­zy­ko jest duże. W ra­zie nie­po­wo­dze­nia zgi­nie tyl­ko dwóch lu­dzi, a nie trzech.

– Jak to dwóch?

– Za­po­mniał pan już o tym kimś w wo­zie?

Ma­jor po­ki­wał ze zro­zu­mie­niem gło­wą i po chwi­li od­sze­dł, nie że­gna­jąc się, żeby nie za­pe­szyć.

Pod­po­rucz­nik wy­ta­rł dło­nie w no­gaw­ki spodni. „No, ład­nie – po­my­ślał – jesz­cze nie za­cząłem nic ro­bić, a już pocę się ze stra­chu”. Uchwy­cił ry­giel pra­we­go skrzy­dła drzwi i de­li­kat­nie, wol­niut­ko za­czął go prze­kręcać. Gdy mak­sy­mal­nie nim ob­ró­cił, prze­ko­nał się, że za­mkni­ęcia same w so­bie nie sta­no­wią za­gro­że­nia. Za­raz jed­nak za­ry­glo­wał skrzy­dło po­now­nie. Uświa­do­mił so­bie, że bez la­tar­ki po­przez wąsko uchy­lo­ne drzwi może we­wnątrz ni­cze­go nie zo­ba­czyć. Po­bie­gł za­tem do naj­bli­ższe­go po­jaz­du pa­tro­lu po­szu­ki­waw­cze­go, któ­ry wraz z dru­gim wo­zem stał nie­opo­dal po­la­ny. Miał szczęście – w środ­ku zna­la­zł nie­du­żą la­tar­kę.

Wró­cił szyb­ko do BWP-a i po­now­nie od­ry­glo­wał pra­we skrzy­dło. Wstrzy­mał od­dech, za­mknął oczy z prze­jęcia i na wy­czu­cie uchy­lił drzwi na sze­ro­ko­ść kciu­ka pra­wej ręki, któ­ry wsa­dził po­mi­ędzy ich kra­wędź a pan­cerz. Trzy­ma­jąc w le­wej ręce la­tar­kę, po­świe­cił w po­wsta­łą szcze­li­nę. Zaj­rzał i od razu za­uwa­żył ka­wa­łek prze­wo­du na wy­so­ko­ści swo­je­go łok­cia. Obej­rzał go, a po­tem do­tknął. Był to drut – miał taką samą izo­la­cję jak ta, któ­rej ka­wa­łecz­ki zna­la­zł w tra­wie. Nie był jesz­cze zbyt­nio na­pi­ęty. Po­świe­cił głębiej i stwier­dził, że prze­wód od­bi­ja pro­sto­pa­dle od uchwy­tu na skrzy­dle drzwi do wnętrza wozu. To upew­ni­ło go, że wy­zwa­lacz jest przy­wi­ąza­ny do le­we­go skrzy­dła. Pod­po­rucz­nik na po­wrót za­mknął i za­ry­glo­wał pra­we skrzy­dło drzwi. Usia­dł na tra­wie. Był cały mo­kry, pot był lep­ki i zim­ny. Za­hor­ny po­pa­trzył w nie­bo. Wy­da­ło mu się, że ni­g­dy nie wi­dział pi­ęk­niej­sze­go.

Od­po­czy­wał mi­nu­tę, może dwie, po czym wstał i po­ło­żył lewą rękę na ry­glu le­we­go skrzy­dła drzwi. Bar­dzo ostro­żnie za­czął go prze­kręcać w kie­run­ku po­zy­cji „otwar­te”. Gdy osi­ągnął to po­ło­że­nie, fi­zycz­ne na­pi­ęcie jego cia­ła opa­dło. Czyn­no­ść ta tak go zmęczy­ła, że zno­wu mu­siał od­po­cząć, sto­jąc opar­ty o otwie­ra­ne skrzy­dło. Po kil­ku mi­nu­tach zmo­bi­li­zo­wał się i, po­dob­nie jak wcze­śniej, uchy­lił je na sze­ro­ko­ść kciu­ka, tym ra­zem le­wej ręki. Przy­świe­ca­jąc so­bie la­tar­ką, zaj­rzał do środ­ka. Od razu za­uwa­żył przy­wi­ąza­ną do we­wnętrz­ne­go uchwy­tu drzwi ko­ńców­kę dru­tu. Tak jak prze­wi­dy­wał, prze­ciw­nik mu­siał zo­sta­wić so­bie tro­chę prze­strze­ni na wy­ko­na­nie węzła. Za­hor­ny po­sta­no­wił go roz­wi­ązać, nie wy­pusz­cza­jąc dru­tu z ręki. Węzeł, mimo że pro­sty – taki, jaki sto­su­je się do wi­ąza­nia bu­tów – był so­lid­nie za­ci­śni­ęty. Roz­su­pły­wa­nie go za­jęło pod­po­rucz­ni­ko­wi po­nad dzie­si­ęć mi­nut. Po tych bo­le­snych zma­ga­niach w krwa­wi­ących pal­cach pra­wej ręki na­resz­cie trzy­mał ko­ńców­kę dru­tu. Po­wo­li uchy­lił skrzy­dło drzwi. W środ­ku zo­ba­czył sie­dzącą, a ra­czej klęczącą nie­ru­cho­mo, ty­łem do wy­jścia po­stać. Za­hor­ny za­uwa­żył przy­mo­co­wa­ną do jej ple­ców bom­bę, do któ­rej do­cho­dził trzy­ma­ny przez nie­go drut. Skrępo­wa­ny czło­wiek był w cy­wil­nym ubra­niu, co zmy­li­ło mło­de­go sa­pe­ra.

– Czy ro­zu­mie pan po pol­sku? – za­py­tał gło­śno.

Chryń z tru­dem, w le­d­wo wi­docz­ny spo­sób ski­nął twier­dząco gło­wą.

– Je­stem ofi­ce­rem Woj­ska Pol­skie­go, za­raz po­sta­ram się pana uwol­nić. – Za­hor­ny nie wie­dział, dla­cze­go był taki ofi­cjal­ny. „Prze­cież ten fa­cet też chy­ba jest z pol­skie­go woj­ska, mimo że nosi cy­wil­ne ła­chy” – po­my­ślał.

Wsze­dł do środ­ka wozu i zbli­żył się do wi­ęźnia. Oglądał bom­bę. Ła­du­nek był nie­wąt­pli­wie wy­po­sa­żo­ny w de­to­na­tor cza­so­wy. Wy­świe­tlacz skie­ro­wa­no jed­nak w stro­nę cia­ła je­ńca, co unie­mo­żli­wia­ło od­czy­ta­nie cza­su, któ­ry po­zo­stał do wy­bu­chu. Świa­do­mo­ść tej nie­wie­dzy tro­chę wy­pro­wa­dzi­ła pod­po­rucz­ni­ka z rów­no­wa­gi. Uzmy­sło­wił so­bie, że bom­ba może prze­cież wy­buch­nąć w ka­żdej chwi­li! Po­wo­lut­ku otwo­rzył klap­kę w de­to­na­to­rze, pod któ­rą wcho­dzi­ła ko­ńców­ka prze­wo­du. Gdy zo­ba­czył, co jest w środ­ku, uśmiech­nął się sze­ro­ko. „Ten, kto przy­go­to­wy­wał pu­łap­kę, albo był bar­dzo sła­bym pi­ro­tech­ni­kiem, albo nie miał cza­su na kom­bi­no­wa­nie” – po­my­ślał. Wy­ci­ągnął scy­zo­ryk i spraw­nie zre­du­ko­wał zmost­ko­wa­nie ob­wo­du elek­tro­nicz­ne­go. Po­tem prze­ci­ął pasy ta­śmy sa­mo­przy­lep­nej i zdjął ła­du­nek z ple­ców Chry­nia. Te­raz mógł spoj­rzeć na wy­świe­tlacz – do wy­bu­chu po­zo­sta­ło osiem mi­nut. Wy­łączył de­to­na­tor i wy­rzu­cił roz­bro­jo­ną bom­bę na ze­wnątrz wozu.

Te­raz za­czął uwal­niać je­ńca. Naj­pierw wy­ci­ągnął z jego ust kne­bel, a na­stęp­nie me­to­dycz­nie roz­ci­nał wi­ęzy. Gdy oswo­bo­dził go z ta­śmy sa­mo­przy­lep­nej, wy­jął mu zza ko­lan żer­dź, któ­ra unie­ru­cha­mia­ła cia­ło. Chryń nie mógł wstać, gdyż miał ścierp­ni­ęte cia­ło i nie­do­krwio­ne nogi. Prze­wró­cił się na ple­cy. Le­żąc, pa­trzył na swo­je­go, sie­dzące­go tuż obok, wy­baw­cę. Po chwi­li za­czął gło­śno, po męsku pła­kać. Za­hor­ny nic nie mó­wił. Ro­zu­miał wszyst­ko. ■
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: