Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Proste zasady stylu polskiego, rozmaitemi postrzeżeniami względem języka, dla użytku jasno, zwięźle, poprawnie, gładko i szczerze po polsku pisać chcących, praktycznie w przykładach okazane - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Proste zasady stylu polskiego, rozmaitemi postrzeżeniami względem języka, dla użytku jasno, zwięźle, poprawnie, gładko i szczerze po polsku pisać chcących, praktycznie w przykładach okazane - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 387 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZED­MO­WA.

Moż­na pi­sać po­praw­nie, a przy­tem

źle i nud­nie, to jest ciem­no, nie­po­rząd­nie

i nie­smacz­nie.

Jan Snia­dec­ki.

Odło­żyw­szy na stro­nę gram­ma­ty­kę ję­zy­ka pol­skie­go zwy­czaj­ną, z któ­rej po­zna­li­śmy for­my przy­pad­ko­wa­nia, cza­so­wa­nia i co­kol­wiek prze­pi­sów skład­ni, jak­by­to już było do­sta­tecz­nem do bie­gło­ści w ję­zy­ku, przy­stę­pu­je­my za­raz do wyż­szej li­te­ra­tu­ry. Chce­my od razu być mów­ca­mi lub po­eta­mi, nie po­mnąc na to, że od błę­dów gram­ma­tycz­nych, aż do wier­szo­pi­stwa i kra­so­mów­stwa bar­dzo jesz­cze dłu­ga po­zo­sta­je dro­ga.

Ale ta wada sta­ła się u nas zbyt po­wszech­ną; w szko­łach na­wet pu­blicz­nych, uczeń wy­szedł­szy z klas­sy trze­ciej, nie do­sta­je już do rąk żad­nej książ­ki dla na­uki ję­zy­ka pol­skie­go, prócz wy­bo­ru po­ezyi, w któ­rym wier­sze i wier­sze i bez koń­ca wier­sze znaj­du­je; nie trze­ba wszak­że na to do­wo­dów, że na wier­szach nikt się ani ję­zy­ka, ani sty­lu do­bre­go nie na­uczy, je­że­li wprzód w jed­nym i dru­gim nie był do­sta­tecz­nie ugrun­to­wa­ny; do­świad­cze­nie na­wet wska­zu­je, że dzie­ci, któ­re się na wier­szach czy­tać uczy­ły, rzad­ko kie­dy do­brze czy­tać umie­ją. – Ję­zyk po­etów, je­st­to ję­zyk osob­ny, od mowy po­spo­li­tej bar­dzo róż­ny: czy­ta­jąc po­etów, uczy­my się ję­zy­ka po­etom tyl­ko wła­ści­we­go, mowy na­mięt­no­ści; ale mowy zwy­czaj­nej, ję­zy­ka dla wszyst­kich zro­zu­mia­łe­go nie na­uczy­my się nig­dy.

Je­że­li zna­ko­mi­ci po­eci rzad­ko kie­dy mie­wa­ją styl do­bry w mo­wie nie­wią­za­nej, ła­two im to prze­ba­czyć moż­na; praw­dzi­wy po­eta nie je­st­to zwy­czaj­ny czło­wiek, a ta­kie­mu wol­no jest i w mo­wie co­dzien­nej być nie­zwy­czaj­nym. Nikt się nie gnie­wa na mniej pro­zę słod­kie­go po­ety Kar­piń­skie­go, ale tej sa­mej pro­zy nikt­by po­dob­no żad­ne­mu in­ne­mu pi­sa­rzo­wi nie prze­ba­czył. A kto nie mo­gąc być po­etą, za­ra­zi się sty­lem po­etów, wprzód nim się na­uczył do­brze mowy zwy­czaj­nej, ten przez całe ży­cie po­rząd­nie pi­sać nie bę­dzie. Zresz­tą, kto na­wet praw­dzi­we ma zdol­no­ści do wyż­szej li­te­ra­tu­ry, jak­że po nim wy­ma­gać po­stę­pów, je­że­li wprzód nie po­znał do­sta­tecz­nie ję­zy­ka? jak­że chcieć, aby pi­sał kra­so­mow­nie, je­że­li wprzód nie na­uczył się pi­sać do­brze?– Z tej­to po­dob­no przy­czy­ny czy­ta­my nie raz pi­sma, w któ­rych, od­rzu­ciw­szy wy­ra­zy szum­ne i nie­mi na­strzę­pio­ne okre­sy, ma­ło­co praw­dzi­we­go ję­zy­ka zna­leźć moż­na.

To było dla mnie po­wo­dem, ze uwa­gi, któ­re mi nie raz w szko­łach czy­nić wy­pa­da­ło, ile moż­na ra­zem ze­bra­ne, zda­nia­mi roz­ma­itych au­to­rów po­par­te, dru­kiem ogło­sić po­sta­no­wi­łem; aby tym, któ­rzy prze­szedł­szy prze­pi­sy zwy­czaj­nej gram­ma­ty­ki, zda­le – ka jesz­cze od wy­mo­wy i po­ezyi, w ję­zy­ku szcze­rze pol­skim i do­brem jego uży­wa­niu ćwi­czyć się pra­gną, po­dać nie­ja­ko uła­twia­ją­ce spo­so­by.

Pierw­szy od­dział tej książ­ki za­wie­ra to tyl­ko, co się ty­czy do­bre­go, czy­ste­go, szcze­re­go, ja­sne­go i gład­kie­go ję­zy­ka w ogól­no­ści. W dru­gim od­dzie­le po­da­ne są spo­so­by, jak pi­sać opo­wia­da­nia, roz­mo­wy, li­sty. Do­da­tek za­wie­ra wy­ja­śnie­nia nie­któ­rych wy­ra­zów bli­sko­znacz­nych (sy­no­ni­mów). Na­ko­niec Noty słu­żyć będą tym, co nad ję­zy­kiem wię­cej za­sta­na­wiać się lu­bią. – Przy­jąw­szy zaś do pi­sow­ni mo­jej róż­ni­cę po­mię­dzy gło­ska­mi i , j, y, umiesz­czam na sa­mym po­cząt­ku po­wo­dów wy­ja­śnie­nie.

Uwa­gi w przy­pi­sku o ob­my­śle­niu po­je­dyn­czych zna­ków, na gło­ski po­je­dyń­czo wy­ma­wia­ne, nie­chaj nie gor­szą ni­ko­go; je­st­to myśl, któ­rej ni­ko­mu nie na­rzu­cam.

GŁÓW­NA TREŚĆ PI­SMA .

Do mło­dzie­ży… XV.

Ob­ja­śnie­nie przy­ję­tej pi­sow­ni… XVII.

Wstęp. O ję­zy­ku pol­skim. 1.

Za­sa­dy sty­lu. Wy­obra­że­nia ogól­ne… 7 .

Od­dział pierw­szy. Pra­wi­dła po­wszech­ne.

I. O zwię­zło­ści pi­sma… 8.

A. Zwią­zek my­śli… 9.

B. Zwią­zek wy­ra­zów. 13.

II. O po­praw­no­ści pi­sma… 19 .

III. O czy­sto­ści ję­zy­ka… 26.

A. Czy­stość w wy­ra­zach… 26.

B. Czy­stość w mo­wie ca­łej… 50.

O źle prze­ło­żo­nych przy­sło­wiach… 59.

IV. O ja­sno­ści pi­sma… 62.

A. Ciem­ność pi­sma… 63.

B. Nie­zro­zu­mia­łość… 72.

C. Nie wła­ści­we uży­cie wy­ra­zów. 73.

D. Dwu­znacz­ność mowy… 80.

V. O zu­peł­no­ści pi­sma… 83.

VI. O krót­ko­ści pi­sma… 85.

VII. O pięk­no­ści pi­sma… 87.

A. Na­tu­ral­ność… 88.

B. Gład­kość i do­bre brzmie­nie… 90.

C. Ozdob­ność mowy….96.

D. Ży­wość mowy… 100.

E. Ob­fi­tość ję­zy­ka… 100.

VIII O sto­sow­no­ści sty­lu… 104.

A. Styl po­spo­li­ty… 105.

B. Styl śred­ni… 106.

C. Styl wy­so­ki… 111.

Ro­dza­je sty­lów.

A. Styl prze­ci­na­ny… 115.

B. Styl pe­ry­odycz­ny….117.

Bu­do­wa okre­sów. 117.

IX. O za­chó­wa­niu zna­ków pi­sar­skich… 121.

Od­dział wtó­ry. Pra­wi­dła szcze­gól­ne.

I. Prze­ro­bić wier­sze na pro­zę… 127,

II. Zro­bić opis hi­sto­rycz­ny… 100.

III. Prze­ro­bić po­wieść na roz­mo­wę… 136.

IV. Roz­mo­wę prze­ro­bić na opo­wie­dze­nie… 142.

V. Opi­sy żywe, ob­ra­zy… 147.

VI. Li­sty… 150.

A. Prze­pi­sy ogól­ne… 151.

B. Prze­pi­sy szcze­gól­ne i wzo­ry… 156.

List od­po­wia­da­ją­cy… 156.

–-pro­szą­cy… 157.

List z po­dzię­ko­wa­niem… 158.

do­no­szą­cy… 160.

z po­win­szo­wa­niem… 161.

na nowy rok… 162.

po­cie­sza­ją­cy… 163.

po­le­ca­ją­cy kogo… 165.

udzie­la­ją­cy rady… 166.

z wy­mów­ka­mi… 167.

z uspra­wie­dli­wie­niem się… 168.

ku­piec­ki… 169.

Bi­le­ty….. 170.

Wzo­ry toku li­sto­we­go w po­wszech­no­ści… 171.

C. Ze­wnętrz­nie li­stów urzą­dze­nie… 173.

VII.. Proś­by, su­pli­ki i me­mo­ry­ały. 177.

Za­mknię­cie na­uki o sty­lu… 179.

Wy­ja­śnie­nie nie­któ­rych sy­no­ni­mów. 181.

Noty z roz­pra­wa­mi.

Nota 1. do stro­ny 8. O prze­pi­sach po­wszech­nych i szcze­gól­nych… 202.

Nota 2, do stro­ny 27. Na co uwa­żać na­le­ży przy wy­rzu­ca­niu z ję­zy­ka wy­ra­zów ob­cych, i któ­re z nich zo­sta­wić wy­pa­da….202.

Nota 3. do stro­ny 41 . O wy­ra­zach prze­sta­rza­łych, jak je uwa­żać, i czy­li wszyst­kie od­rzu­cać na­le­ży… 210.

Nota 4 . do stro­ny 55. O róż­no­ści przy­czyn wpły­wu niem­czy­zny i fran­cuz­czy­zny na ję­zyk pol­ski… 213.

Nota 5. do stro­ny 100. O ob­fi­to­ści i ubó­stwie ję­zy­ka pol­skie­go, w po­rów­na­niu z in­ne­mi ży­ją­ce­mi ję­zy­ka­mi… 214.

Nota 6. do stro­ny 127. O prze­ra­bia­niu wier­szy na pro­zę… 219.

Nota 7. do stro­ny 145 . O pro­zie Kra­sic­kie­go, z ja­kich wzglę­dów pi­sa­rza tego mło­dzie­ży ra­dzić wy­pa­da… 220.

Nota 8. do stro­ny 177. O pi­smach urzę­dow­nych… 222.

Uzu­peł­nie­nie szcze­gó­łów w dru­ku opusz­czo­nych….223.

Spro­sto­wa­nie….224.DO MŁO­DZIE­ŻY.

Choć­by słu­cha­cze i czy­tel­ni­cy mo­gli przez

do­mysł wła­sny, błęd­ną zro­zu­mieć mowę;

mów­cy jed­nak i pi­sa­rze la­da­ja­cy, nie są wol­ni

od winy; po­nie­waż ta­mu­ją szyb­kie po­ję­cie,

albo dają po­chop do ciem­ne­go i obo­jęt­ne­go ro­zu­mie­nia.

Kwin­ty­lian

tłó­ma­cze­nia Kop­czyń­skie­go.

Mło­dzie­ży, któ­ra ję­zyk swój tro­skli­wie ko­cha­jąc, w czy­sto­ści i du­chu jemu wła­ści­wym za­cho­wać go pra­gnie, i ku udo­sko­na­le­niu jego pra­co­wać usi­łu­je, po­świę­cam ni­niej­szy zbiór uwag mo­ich.

Obym zwró­cić zdo­łał uwa­gę i tych na­wet, któ­rzy nie zna­jąc war­to­ści ję­zy­ka, czuć nie umie­ją, jak świę­ta jest rzecz jego pie­lę­gno­wa­nie.OB­JA­ŚNIE­NIE PRZY­JĘ­TEJ PI­SOW­NI.

Po­nie­waż w książ­ce na­uko­wej, nie ubie­ga­nie się za no­wo­ścią, ale wy­ja­śnie­nie tego, co za do­bre uzna­no, całą rzecz sta­no­wi; po­win­no­ścią jest moją, wy­ka­zać po­wo­dy przy­ję­tej prze­zem­nie pi­sow­ni, któ­ra u wie­lu jesz­cze, nie za do­brą, ale za no­wo­mod­ną ucho­dzi; ja­koż w isto­cie nie je­den tak pi­sze, nie z prze­ko­na­nia, ale że to wi­dział u in­nych. Ro­zu­miem tu wpro­wa­dze­nie pi­sow­ni Fe­liń­skie­go, a mia­no­wi­cie dłu­gie­go j, czy­li tak na­zwa­ne­go jot, wszę­dzie tam, gdzie uży­wa­ne do­tąd i albo y nie jest sa­mo­gło­ską.

Nie masz naj­mniej­szej Wąt­pli­wo­ści, ż e gło­ska i w do­tych­cza­so­wej pi­sow­ni na­szej nie mia­ła sta­łe­go prze­zna­cze­nia: raz była sa­mo­gło­ską, na któ­rej za­tem opie­rał się głos mowy, jak w wy ra­zach ił, in – ni, ni – by; dru­gi raz była spół­gło­ską, jak w ies tem, iu­tro, po­ia­dę, bo się tu głos nie­ma i, ale na sa­mo­gło­skach na­stę­pu­ją­cych e, u, a, opie­ra, i nie mówi się i-es­tem, iu­tro, poi-adę; trze­ci raz i zna­czy­ło tyl­ko mięk­cze­nie po­prze­dza­ją­cej spół­gło­ski, jak w nie, ko­nia, cie­bie it.p. Tym­cza­sem znak ten, nie bę­dąc tu ani sa­mo­gło­ską, jak w koni, ani spół­gło­ską, jak w moja; * na żad­ną pod tym wzglę­dem nie-

* Na­stę­pu­ją­ca uwa­gi wy­ja­śni do­sta­tecz­nie róż­ni­cę po­mię­dzy sa­mo­gło­ską a spół­gło­ska. Sa­mo­gło­skę w wy­ma­wia­niu cią­gnąć moż­na, do­pó­ki tchu sta­nie; spół­gło­ska od­bi­ja się tyl­ko i nik­nie: w igła moż­na cią – za­słu­gu­je uwa­gę; ale dla cze­go toż samo i bywa raz sa­mo­gło­ską, dru­gi raz spół­gło­ską, nad tem za­sta­no­wić się wy­pa­da.

Rzu­co­ne prze­zem­nie my­śli w wątp l i w ościach o pi­sow­ni pol­skiej *, do­wo­dzą, żem już daw­niej przy­jął z prze­ko­na­niem jed­nę część pi­sow­ni Fe­liń­skie­go: póź­niej przy­ją­łem dru­gą; i oto są po­wo­dy na­wró­ce­nia mo­je­go. – Fe­liń­ski czuł to za­pew­ne do­sta­tecz­nie, że dy­fton­gów ay, ey, iy, oy, uy , yy, nie masz w ję­zy­ku na­szym; od­rzu­cił je prze­to, ale nie dość był szczę­śli­wym w ob­ra­niu do­wo­dów na prze­ko­ny­wa­ją­ce tego oka­za­nie, bo zwa­la­jąc dy­fton­gi, przy­ta­czał tyl­ko:

"że na­uka o nich na złej za­sa­dzie, bo na nie­traf­nem uży­wa­niu gło­sek i, j, y, jest opar­ta: że w sło­wie daj po­nie­waż j nie jest sa­mo­gło­ską, więc aj nie jest dy­fton­giem: że łą­cze­nie dwóch yy jest nie­przy­zwo­ito­ścią it.p."

Ta­ko­we uwa­gi, któ­re z ła­two­ścią i z rów­na, mocą od­wró­cić moż­na było, n… p.:

"że uży­wa­nie spół­gło­ski j na koń­cu wy­ra­zu daj na złej za­sa­dzie, bo na zwa­le­niu dy­fton­gów nie­upo­wo­do­wa­nem jest opar­te: że gło­ska i w sło­wie daj dla tego tyl­ko na­zy­wa się spół- – gnąć i, w ten moż­na cia­gnąć e, w dar moż­na cią­gnąć a; ale w nie nie moż­na cią­gnąć i, aby nie było nie: w daj, jad moż­na cią­gnąć a, ale nie moż­na cią­gnąć i; któ­re się tyl­ko od­bi­ja; in­a­czej mu­sia­ło­by się wy­ma­wiać dai, i-ad. Tak więc w tych dwóch wy­ra­zach, czy na­pi­sze­my dai, iad, cz y day, iad, czy tez daj, jad, jak­kol­wiek na­pi­sa­ne i nie jest sa­mo­gło­ską.

* W dzien­ni­ku Mrów­ka Po­znań­ska No. V. na mie­siąc Maj 1822 na stro­nie 110, gło­ską, iż na jej miej­sce j a nie y po­ło­żo­no: że jed­nak ai, aj czy ay, sko­ro to nie czy­ni róż­ni­cy w wy­mó­wie­niu, rów­nie może być dy­fton­giem: że łą­cze­nie dwóch yy nie więk­szą jest nie­przy­zwo­ito­ścią, jak łą­cze­nie dwóch ii, któ­re Fe­liń­ski przy­pusz­cza; bo tu idzie o wy­mó­wie­nie, w czem nie oko ale ucho sta­no­wi it.p." nie mo­gły mię na­wró­cić. Tak więc nie za na­mo­wą Fe­liń­skie­go idąc, ale wła­sne­go szu­ka­jąc prze­ko­na­nia, wo­la­łem pi­sać i tam, gdzie jest sa­mo­gło­ską, j, gdzie po­trze­ba spół­gło­ski, dy­fton­gi zaś jak były do­tąd za­cho­wu­jąc.

Póź­niej jed­nak, gdym się z in­nych po­wo­dów za­sta­na­wiał nad ję­zy­kiem na­szym, ude­rzy­ła mię w od­mia­nie i na­gi­na­niu wy­ra­zów ta wiel­ka nie­przy­zwo­itość, iż po­czy­tu­jąc ay, ey i t, p… za dy­fton­gi, przy­pusz­cza­my to, cze­go­by w żad­nym po­dob­no z ję­zy­ków now­szych i sta­ro­żyt­nych zna­leźć nie moż­na, to jest, aże­by sa­mo­gło­ska na spół­gło­skę i wza­jem­nie za­mie­niać się mo­gła, Wie­my to, że sa­mo­gło­ska za­mie­nia się na inną sa­mo­gło­skę, n.p. bia­ły, biel­szy, a na e, sia­dłem, sie­dli, a na e, bio­rę, bie­rzesz, o na e: spół­gło­ska tak­że za­mie­nia się na inną spół­gło­skę, stół, sto­le, ł na l, Bóg, Boże, g na ż , noga, no­dze, g na dz it.p. Wszyst­ko to ma swo­je za­sa­dy; ale, aże­by w któ­rym­kol­wiek z ję­zy­ków sa­mo­gło­ska na spół­gło­skę za­mie­niać się mia­ła, jak to z przy­pusz­cze­nia dy­fton­gów ay, e y i t… d… wy­ni­ka, o tem prze­ko­nać się nie mo­głem, i na­tu­ral­nie wie­rzyć prze­sta­łem, że ay, ey i t… p… są dy­fton­ga­mi. Dy­fton­giem na­zy­wa­ją dwie gło­ski, któ­re się na je­den raz wy­ma­wia­ją, ale tak, że je ucho obie Wy­raź­nie sły­szy. * Dy­fton­gi zo­sta­ją za­wsze nie­tknię­te, i w na­gi­na­niu wy­ra­zów żad­nej nie pod­le­ga­ją od­mia­nie; ta­kie­mi są au­tor, au­to­ro­wi, eu­ro­pa, eu­ro­pej­ski, miau­czeć, miau­cze­nie it.p. Wszę­dzie tu au, eu, zo­sta­je bez od­mia­ny. Nie tak w mnie­ma­nych dy­fton­gach ay, ey i t… d. Móy w od­mia­nie ma mo-iego, mo­ie­mu, Wuy, wu-ia, wu-iem; bóy, bo-io­wać i t… p. Je­że­li więc przy­pusz­cza­my, że ay, oy, uy, są dy­fton­gi, w któ­rych za­tem koń­co­we i jak­kol­wiek ono jest na­pi­sa­ne i, j czy y, jest sa­mo­gło­ską; toć przy­pusz­cza­my i to, że w na­gi­na­niu wy­ra­zów sa­mo­gło­ska za­mie­nia się na spół­gło­skę; bo kie­dy od móy wy­pro­wa­dza­my mo-iego, czy to na­pi­sze­my mo­je­go, za­wsze tu i przed e bez wzglę­du na po­stać zna­czy spół­gło­skę, i jako spół­gło­ska wy­ma­wia się; ta­kie więc przy­pusz­cze­nie sprze­ci­wia­ło­by się po­wszech­ne­mu du­cho­wi ję­zy­ków.

Te i tym po­dob­ne gdym so­bie czy­nił uwa­gi, wy­szła z dru­ku gram­ma­ty­ka za­cne­go ko­le­gi Jó­ze­fa Mucz­kow­skie­go, ** któ­ra w od­dzie­le o pi­sa­niu gło­sek i , j, y, rzecz tę na kar­cie 205 do­sta­tecz­nie i do­kład­nie wy­ja­śnia. Oprócz in­nych, grun­tow­nych uwag, z na­tu­ry na­sze­go ję- -

* Nie­słusz­nie w gram­ma­ty­kach na­zy­wa­ją dy­fton­ga­mi ła­ciń­skie np. oe w co­slum; bo je­że­li się wy­ma­wia ce­lum, czy to e bę­dzie grub­sze, czy też cień­sze, sko­ro nic wię­cej prócz jed­ne­go e nie sły­chać, je­st­to za­wsze jed­na tyl­ko gło­ska, dwo­ma zna­ka­mi na­pi­sa­na, ale nie dy­ftong. Dla cze­go zaś tak się pi­sze? To inne jest za­py­ta­nie; a być też może, iż tego wy­ma­wiać nie umie­my.

** Gram­ma­ty­ka ję­zy­ka pol­skie­go, ze­bra­na przez Jó­ze­fa Mucz­kow­skie­go. W Po­zna­niu na­kła­dem wy­daw­cy w księ­gar­ni. J. A. Mun­ka 1825. w 8ce str. 229

zyka Wzię­tych, wy­wo­dzi tu au­tor z ję­zy­ków sta­ro­żyt­nych, że sa­mo­gło­ska i lub y opie­ra się tyl­ko na po­prze­dza­ją­cej sa­mo­gło­sce, a w roz­dzie­le­niu osob­ną sta­no­wi zgło­skę, ale nig­dy nie spły­wa na sa­mo­gło­skę na­stę­pu­ją­cą. Że zaś u nas W tak na­zwa­nych dy­fton­gach, gło­ska i (y) W tym sa­mym wy­ra­zie, raz na po­prze­dza­ją­cej, dru­gi raz na na­stę­pu­ją­cej sa­mo­gło­sce opie­ra się, boy, boie, czy to na­pi­sze­my bój, boje; prze­to w ję­zy­ku na­szym nie masz dy­fton­gów, któ­re­by się z gło­ski i, jak­kol­wiek ona dla oka na­pi­sa­na bę­dzie, skła­da­ły.

Nie­któ­rzy twier­dzę, ż e w wy­ra­zach seym, ro­zeym i może w kil­ku jesz­cze po­dob­nych, ko­niecz­nie są dy­fton­gi; ale gdy seym, ro­zeym, ni­czem się w wy­ma­wia­niu nie róż­ni od sejm, ro­zejm; prze­to też w skła­dzie tych zgło­sek, nic wię­cej upa­try­wać nie na­le­ży, prócz tego, ż e na jed­nej po­prze­dza­ją­cej sa­mo­gło­sce, wię­cej gło­sek się opie­ra, po­dob­nie jak w wy­ra­zach bóbr, cierńt chróst, garść it.p., co oczy­wi­ście prze­ciw­ne jest na­tu­rze dy­fton­gów, na któ­rych, nie wiem, czy­li w in­nych ję­zy­kach opie­ra się kie­dy jaka spół­gło­ska; n… p. au­tor, au­ro­ra, Au­gust, Au­strya, Eu­frat, Eu­ro­pa, Kay-sar , Teu-cer it.p… wszę­dzie tu spół­gło­ski spły­wa­ją na na­stę­pu­ją­cą zgło­skę. – Ale gdy­by na­wet w seym, ro­zeym it.d… dały się uspra­wie­dli­wić dy­fton­gi, go­dziż się dla kil­ku wy­ra­zów na­rzu­cać nie­słusz­ne pra­wo ca­łe­mu ję­zy­ko­wi? Bę­dzie­li z dy­fton­gów, a ra­czej z ich na­zwisk jaka dla ję­zy­ka ko­rzyść?

Temi uwa­ga­mi wie­dzio­ny, nie dla no­wo­ści, ale z prze­ko­na­nia przy­ją­łem i krót­kie, gdzie to zna­czy sa­mo­gło­skę cien­ką: igła, inni, nic; – y gdzie zna­czy sa­mo­gło­skę gru­bą: dymy, bywa; – j gdzie zna­czy spół­gło­skę: jad, wje­chać, mój it.p.

Na­ko­niec i jako znak zmięk­cza­nia po­prze­dza­ją­cej spół­gło­ski, nie po­win­no tu spra­wiać wąt­pli­wo­ści, stoi bo­wiem za­wsze po­mię­dzy spół­gło­ską i sa­mo­gło­ską: cie­bie, nie, ka­nia it.p.*

Że róż­ni­ca i sa­mo­gło­ski od j spół­gło­ski nie jest no­wym wy­my­słem, do­wo­dzą tego dru­kar­nie; w książ­kach bo­wiem tak now­szych jako i daw­niej­szych, w abe­ca­dle gło­sek po­cząt­ko­wych, czy­li wiel­kich i jest dwo­ja­kie, jed­no I a dru­gie J . Pierw­sze­go uży­wa­ją wszę­dzie, gdzie i zna­czy sa­mo­gło­skę: Inny, Igła, Imie, Ile, Iż, Iskra; dru­gie kła­dą, gdzie i zna­czy spół­gło­skę: Ja­kób, Je­den, Je­leń, Je­chać, Ju­tro it.d. Dla cze­góż sta­rzy za­cho­wa­li w czcion­kach tę róż­ni­cę? – Znać, że czu­li jej po­trze­bę. Tak więc nie przy­pusz­cze­nie jej te­raz by­ło­by tyl­ko upo­rem, bo je­że­li ją za­cho­wu­je­my w jed­nem miej­scu: Idę, Izba, Jadę, Ju­tro, cze­muż nie chce­my za­cho­wać jej w dru­giem: idę, izba, jadę, ju­tro, ale wbrew prze­ko­na­niu pi­sze­my iadę, iu­tro, rów­nie jak idę, izba.

Z tem wszyst­kiem gor­li­wość moja dla j dłu­gie­go, nie roz­cią­ga się tak da­le­ko, abym w jego po­sta­ci miał upodo­ba­nie, i wszę­dzie je chciał wi­dzieć, na­wet bez po­trze­by; nie wiem na­wet czy do­brze pi­szą: Hisz­pan­ja, Wir­gin­ja, Ho­ra­cjusz, kie­dy prze­cię tak nie wy­ma­wia­ją; w tych bo­wiem wy­ra­zach koń­co­we ia, we­dle pra­wi­deł -

* Do­brze­by może w ta­kim ra­zie pi­sać i bez krop­ki np. cie­bie, nie, ka­nia,

swo­je­go ję­zy­ka, sta­no­wi dwie zgło­ski, z któ­rych i jest krót­ka. W na­szym ję­zy­ku nie masz ani jed­ne­go zda­rze­nia, w któ­rem­by­śmy po­dob­ne mie­li, wy­ma­wia­nie, prze­to tez i dla tych wy­ra­zów po­dług pi­sow­ni ję­zy­ka na­sze­go, pra­wi­deł sta­no­wić, nie mo­że­my. Sko­ro więc nie wy­ma­wia­my: Hisz­pan – ja, ani Hisz­pa­ni-ja, a za­tem ani jed­ne­go, ani dru­gie­go pi­sać nie wy­pa­da; bo nie wy­mo­wa do pi­sow­ni, ale pi­sow­nia do wy­mo­wy stó­so­wać? się po­win­na. Pisz­my za­tem obce jak obce, a swo­jo jak swo­je wy­ra­zy; pisz­my Hisz­pa­nia, Ko­mis­sya*, nie Hisz­pan­ja, Ko­mi­sja; pisz­my w swo­ich: wuj, wuja, je­chać, a nie wuy, wuia, ie­chać; bo nie wy­ma­wia­my wu y, wu i a, i echać, ale wuj, wuja, je­chać; a tym spo­so­bem zbli­ży­my się do pra­wi­dła: Jak się mówi tak się pi­sze.**

Wie­le­by jesz­cze o pi­sow­ni na­szej mó­wić moż­na; ale gdy tu za­mia­rem było moim uspra­wie­dli­wić tyl­ko przy­ję­cie j dłu­gie­go; prze­to nie roz­wo­dząc się nad resz­tą, tę jesz­cze po­zwo­lę so­bie uczy­nić uwa­gę, że czę­sto­kroć kry­ty­cy ję­zy­ka tem grze­szą, iż zna­ki na pa­pie­rze za jed­no bio­rą z gło­ska­mi wy­ma­wia­ne­mi; i tak w wy­ra­zie rze­czy li­czą sześć gło­sek czy­li li­ter, kie­dy ucho czte­ry tyl­ko poj­mu­je, bo rz rów­nie jak cz ra­zem się wy­ma­wia: prze­ciw­nie w Wy­ra­zie Xe­rxes li­czą gło­sek sześć, lubo ich ośm do ucha do­cho­dzi, x -

* Dla tym więk­szej do­kład­no­ści moż­na­by w ta­kich ob­cych wy­ra­zach kłaśdź dwie krop­ki nad i, albo y, Wir­gi­nia, Kom­mis­sya, Wir­gi­liusz, a to bę­dzie zna­kiem ob­czy­zny, i ostrze­że­niem, ii i albo y samo osob­ną, krót­ka zgło­skę sta­no­wi.

** Mo­że­by me było od rze­czy, gdy­by­śmy na tej sa­mej za­sa­dzie zgod­nie z wy­mo­wą pi­sa­li: po-jić nie poić, swo­jich, nie sw o-ich, kra-ji­na­nie kra-i-na it.p.

bo­wiem wy­ma­wia się jak ks. Cze­muż nie mamy pi­sać jak się wy­ma­wia? Nie pi­sze­my już phi­lo­so­pha, ale fi­lo­zo­fa, bo phi i fi rów­nie jak pha i fa z upeł­nie jed­na­ko­wo wy­ma­wia­my. Pisz­myż więc nie xiąż­ka, ale książ­ka; nie Xe­rxes, ale Kserk­ses; nie exem­plarz, ale eg­zem­plarz; bo tak wy­ma­wia­my.* W wy­ra­zach zaś skła­da­nych, gdzie sto­sow­nie do pi­sow­ni, wy­ma­wia­nie jest wąt­pli­we, do­brze­by iśdź za wzo­rem tych, któ­rzy przy­ję­li zna­czek -, aby nie czy­tać po­do­rać za pod orać, pod­ziem­ny za pod ziem­ny. Wy­pa­da­ło­by za­tem pi­sać: zo­rza, zo­rać, obo­ra, obo­rać, po­dziel­ny, pod­ziem­ny, obo­stron­ny, ob­ostrzo­ny , obrać, ob­ro­bić, obro­nić, ob – ro­dzić, obu­dzić, ob­umrzeć, odąć, od­osob­nić, odu­rzać, od­umrzeć, bie­rze, mar­z­nie, mie­rzyć, mier­zić it.p.

Im bli­żej pi­sow­nia na­sza do wy­mo­wy zbli­żać się bę­dzie, tym prę­dzej na­bie­rze więk­szej pew­no­ści; sprzecz­ki nik­nąć będą, a ję­zyk sam, w oczach uczą­ce­go się na­wet cu­dzo­ziem­ca, prze­sta­nie oka­zy­wać tyle trud­no­ści, któ­re go te­raz od­strę­cza­ja, i może w cza­sie czy­stem su­mie­niem wy­rzec bę­dzie­my mo­gli; iż w zu­peł­no­ści za­cho­wu­je­my pra­wo: Jak się mówi, tak się pi­sze.

–-

* Gdy­by­śmy z cza­sem przy­szli do tego, aby gło­ski po­je­dyń­czo wy­ma­wia­ne, po­je­dyń­cze­mi też pi­sać i wy­bi­jać zna­ka­mi: ch, cz, dz, di, di, rz, sz, chu­chać, cze­mu, ka­dzę, jeż­dżę, kadź, rze­pa, szum, nie je­den obcy prę­dzej­by się na­uczył ję­zy­ka pol­skie­go, a przez to li­te­ra­tu­ra na­sza sta­ła­by się po­wszech­niej­szą. Dziś nie je­den cu­dzo­zie­miec za rze­pa, urzęd­nik, czy­ta: r-żepa, rze­pa, r-cepa, ur-żęd­nik, ur-cęd­nik, nie prze­to, że to jest zbyt trud­ne do wy­mó­wie­nia, ale że r i z za dwie gło­ski po­czy­tu­je. – Mo­że­by u nas x za­stą­pi­ło ch, s prze­kre­ślo­ne sz, c prze­kre­ślo­ne cz it.p… a mo­że­by się i co in­ne­go ob­my­śleć dało.WSTĘP.

O JĘ­ZY­KU, POL­SKIM.

I.

Ję­zyk pol­ski, brat­ni cze­skie­go, ru­skie­go, char­wac­kie­go, serw­skie­go:, buł­gar­skie­go i,t.d… jest ga­łę­zi sło­wiańsz­czy­zny, któ­rej praw­dzi­we­go szcze­pu, w ję­zy­ku cer­kiew­nym, do­tąd, po więk­szej czę­ści w pier­wiast­ko­wej czy­sto­ści za­cho­wa­nym, szu­kać na­le­ży.

II.

Ja­kie były zmia­ny ję­zy­ka pol­skie­go od sa­mych jego po­cząt­ków, ja­kie prze­cho­dził ko­le­je; szpe­ra­nie w tem, dla nie­do­stat­ku do­wo­dów, jest bar­dzo trud­ne i pra­wie nie­po­dob­ne. Z tem Wszyst­kiem do­my­ślać się trze­ba, ze za cza­sów Mie­czy­sła­wa I., a na­wet i daw­niej, mó­wio­no po pol­sku; bo lubo po wpro­wa­dze­niu re­li­gii chrze­ści­jań­skiej, ję­zyk ła­ciń­ski jako urzę­do­wy i uczo­ny po­wszech­nie był uwa­ża­ny; wsze­la­ko przy­pu­ścić nie moż­na, aże­by w po­sie­dze­niach przy­najm­niej do­mo­wych, ję­zy­kiem pol­skim, jako oj­czy­stym nie roz­ma­wia­no.

III.

Co się ty­czy dal­szej pol­skie­go ję­zy­ka upra­wy, zda­je się, że tę, win­ni je­ste­śmy ła­ciń­skie­mu; Szcząt­ki bo­wiem śla­dów oka­zu­ją, że pol­sczy­zna po­stę­po­wa­ła w mia­rę do­sko­na­le­nia się ła­ci­ny, któ­rej w po­cząt­kach zna­jo­mość była bar­dzo nie­do­kład­na.

IV.

Tym­cza­sem związ­ki Po­la­ków z Krzy­ża­ka­mi, han­del z są­siedz­kie­mi na­ro­da­mi Nie­miec­kie­mi, czę­ste z jed­ny­mi i dru­gie­mi woj­ny; a na­de­wszyst­ko za­kła­da­nie miast pol­skich, na wzór nie­miec­kich, i za­lud­nia­nie ich rze­mieśl­ni­ka­mi te­goż na­ro­du, były przy­czy­ną, że się Po­la­cy po­cząt­ko­wo mnó­stwem słów nie­miec­kich zbo­ga­ci­li, mia­no­wi­cie w tem wszyst­kiem, co się urzą­dzeń miej­skich, rze­miosł i han­dlu do­ty­czy. Ztąd: rada, radz­ca, bur­mistrz, za­ję­ły miej­sce daw­nych: wie­cu, so­wiet­ni­ka, po­sad­ni­ka; a kunszt, sztu­ka, ma­larz; śló­sarz, gar­barz, huf­nal, bret­nal i mnó­stwo t.p… rze­mieśl­ni­czych wy­ra­zów prze­szło do na­szej mowy.

V.

Póź­niej­sze jed­nak sto­sun­ki re­li­gij­ne Po­la­ków z Wło­cha­mi; po­dró­że i wszyst­kie książ­ki na­uko­we; ję­zy­kiem ła­ciń­skim pi­sa­ne, za­czę­ły ko­rzyst­nie wpły­wać na ję­zyk i li­te­ra­tu­rę pol­ską: ja­koż W wie­ku szes­na­stym wska­zu­je hi­sto­rya ję­zy­ka ol­brzy­mi i pra­wie nie do po­ję­cia szyb­ki jego po­stęp i wy­do­sko­na­le­nie. Naj­wyż­szy sto­pień czy­sto­ści ję­zy­ka, ja­sność i pro­sto­ta, za­pał do nauk i grun­tow­ne w nich za­sma­ko­wa­nie; to były zna­mio­na wie­ku owe­go, któ­ry po­tom­ność słusz­nie zło­tym wie­kiem li­te­ra­tu­ry pol­skiej na­zwa­ła; w owym bo­wiem cza­sie Po­la­cy w na­ukach nie­tyl­ko ob­cym na­ro­dom wy­rów­ny­wa­li, ale je po­nie­kąd i prze­wyż­sza­li.

VI.

Ale w krót­ce na­sta­ło ze­psu­cie sma­ku; a chęć po­pi­sy­wa­nia się szum­no­ścią, mie­sza­nie ła­ci­ny do pism pol­skich, prze­sa­dzo­ne po­chwa­ły, upodo­ba­nie w spo­rach uczo­nych i pi­smach po­le­micz­nych it.p… uro­je­nia cza­so­we, ska­zi­ły czy­stość, ję­zy­ka pol­skie­go; duch na­uko­wy upa­dać za­czął tak da­le­ce, że na­ucze­nie się lada ja­kie; ła­ci­ny, sta­no­wi­ło całe pu­blicz­ne wy­cho­wa­nie.

VII.

Do­pie­ro uczo­ny Sta­ni­sław Ko­nar­ski za pa­no­wa­nia Sta­ni­sła­wa Au­gu­sta ży­ją­cy, gor­li­wo­ścią, przy­kła­dem i peł­ne­mi grun­tow­nych zdań pi­sma­mi swo­je­mi, od­ży­wił na­uki, i stał się Wskrze­si­cie­lem sma­ku do­bre­go. Od tej chwi­li ję­zyk pol­ski w górę po­stę­pu­jąc, zbli­ża się co­raz wię­cej ku swo­je­mu udo­sko­na­le­niu.

VIII.

Zwa­żyw­szy prze­to po­czą­tek, zmia­ny, wzrost, upa­dek i wskrze­sze­nie ję­zy­ka i li­te­ra­tu­ry pol – skiey; po­dzie­lić mod­na jej hi­sto­ryą na epo­ki na­stę­pu­ją­ce:

1. Wiek ciem­no­ty, od wpro­wa­dze­nia chrze­ści­jań­stwa pod Mie­czy­sła­wem I., to jest od r. 964 do Ka­zi­mie­rza Wiel­kie­go do r. 1333. Wten­czas pi­sa­no nie wie­le po ła­ci­nie i ciem­no.

2. Ju­trzen­ka oświe­ce­nia Pol­ski, od Ka­zi­mie­rza W. od r. 1333 do Zyg­mun­ta I. do r. 1506. W tym okre­sie, przez po­za­kła­da­ne po kra­ju szko­ły, a mia­no­wi­cie przez aka­de­mią Kra­kow­ską, za­czę­ły na­uki wzra­stać i li­te­ra­tu­ra po­stę­po­wać.

3. Wiek zło­ty li­te­ra­tu­ry pol­skiej, czy­li zło­ty wiek Zyg­mun­tow­ski, od Zyg­mun­ta I. od r. 1506 do otwo­rze­nia szkół Je­zu­ic­kich w Kra­ko­wie r. 1522. Z tego okre­su naj­więk­szą mamy licz­bę pi­sa­rzów, a ję­zyk do­cho­dził do naj­wyż­sze­go stop­nia czy­sto­ści.

4. Wiek za­gła­dy do­bre­go sma­ku, od prze­wa­gi Je­zu­itów, od r. 1622 do Sta­ni­sła­wa Ko­nar­skie­go do r. 1760. W tym wie­ku byli jesz­cze zna­ko­mi­ci pi­sa­rze, z wie­ku prze­szłe­go po­zo­sta­li; ale z ich śmier­cią wy­gasł i smak do­bry. Pi­sa­no jesz­cze tu i owdzie, ale ze­psu­ty smak i na­pu­szo­ny ję­zyk co­raz bar­dziej prze­ma­gał.

5. Wiek wskrze­sze­nia nauk i do­bre­go sma­ku, od Sta­ni­sła­wa Ko­nar­skie­go, od r. 1760. aż do na­szych cza­sów. W tej epo­ce mie­li­śmy mnó­stwo pi­szą­cych, a po­mię­dzy tymi i naj­zna­ko­mit­szych tak w wier­szu, jako i w pro­zie au­to­rów.*

–-

* Chcą­cy mieć ob­szer­niej­sze wia­do­mo­ści o po­cząt­kach ję­zy­ka i po­stę­pie li­te­ra­tu­ry, znaj­dzie je w pi­smach Sta­ni­sła­wa Po­toc­kie­go: Po­chwa­ły, mowy i na­pra­wy Tom. II. tu­dzież w Bent­kow­skie­go Hi­sto­ryi li­te­ra­tu­ry, po­dług któ­rych po­wyż­sza krót­ka wia­do­mość uło­żo­na.ZA­SA­DY STY­LU.

OGÓL­NE WY­OBRA­ŻE­NIA.

Rzecz i jej układ; czy­li przed­miot i for­ma.

§. 1. Aże­by co na­pi­sać, po­trze­ba mieć przed­miot ja­kiś; to jest po­trze­ba wie­dzieć, co pi­sać chce­my; po­tem roz­wa­żyć ja­kim spo­so­bem, w ja­kiej for­mie rzecz na­szę na­pi­sać mamy: rów­nie jak każ­dy pra­cow­nik po­trze­bu­je ma­te­ryi, z któ­rej dzie­ło swo­je spo­rzą­dza, a po­tem spo­so­bów, ja­kie­mi je z tej ma­te­ryi zro­bić ma, aby po­trze­bie i za­mia­ro­wi jego od­po­wie­dzia­ło.

§. 2. Roz­ma­itość przed­mio­tu sta­no­wi roz­ma­itość for­my; bo nie wszyst­ko po­dług jed­ne­go spo­so­bu urzą­dzo­ne być może. Gdy jed­nak każ­de osob­ne pi­smo, oprócz wła­ści­wej so­bie for­my, oprócz za­cho­wa­nia przy­mio­tów, któ­re mu wy­łącz­nie słu­żą, rów­no do­bre, rów­no po­praw­ne, rów­no przy­zwo­ite być po­win­no; wy­ni­ka ztąd po­dział pra­wi­deł pi­sa­nia: na po­wszech­ne, to jest ta­kie, któ­re we wszyst­kich pi­smach za­cho­wa­ne być mają, i na szcze­gól­ne, do któ­rych każ­de osob­ne pi­smo sto­so­wać się po­win­no.*

–-

* Patrz na koń­cu Notę i.OD­DZIAŁ PIERW­SZY.

PRA­WI­DŁA PO­WSZECH­NE.

§. 3. Przez po­wszech­ne pra­wi­dła sty­lu ro­zu­mie­my te, któ­re w każ­dem pi­smie (§. 2;) bez wzglę­du na jego ro­dzaj, przed­miot i wła­ści­wy układ za­cho­wa­ne być po­win­ny. A gdy pi­szą­ce­go za­mia­rem jest uczyć, ba­wić, albo po­ru­szać; prze­to sta­rać się po­wi­nien o nada­nie pra­com swo­im tych wła­sno­ści, bez któ­rych żad­ne pi­smo zro­zu­mia­ne, ani przy­jem­nie czy­ta­ne być nie może,

§. 4 Niech więc każ­de pi­smo na­sze bę­dzie a) w my­śli i wy­ra­zach zwię­złe, b) po­praw­ne, c) w ję­zy­ku czy­ste, d ) ja­sne i zro­zu­mia­łe, e) zu­peł­ne bez ga­da­tli­wo­ści, f) krót­kie bez ze­psu­cia rze­czy, g) w toku i brzmie­niu swo­jem pięk­ne i peł­ne sma­ku; nie­chaj prócz tego h ) styl jego bę­dzie sto­sow­ny, i na­ko­niec i) zna­ki pi­sar­skie niech wszę­dzie będą przy­zwo­icie za­cho­wa­ne,

I. O ZWIĘ­ZŁO­ŚCI PI­SMA.

§. 5. Pi­smo na­zy­wa się zwię­złe, kie­dy rzecz nie jest bez po­rząd­ku roz­rzu­co­na; kie­dy się nie mówi to o tem, to zno­wu o czem in­nem; ale kie­dy my­śli i wy­ra­zy, po­dług przy­ro­dzo­ne­go, mie­wy­mu­szo­ne­go po­rząd­ku po so­bie na­stę­pu­ją.

zwią­zek pi­sma bę­dzie dwo­ja­ki: zwią­zek rny­śli, czy­li we­wnętrz­ny i zwią­zek wy­ra­zów, czy­li ze­wnętrz­ny.

A. Zwią­zek my­śli.

§. 6. Zwią­zek my­śli otrzy­mu­je się przez to, kie­dy na­przód roz­wa­żyw­szy co na­pi­sać mamy, my­śli swo­je tak upo­rząd­ku­je­my, że po­dob­ne, do sie­bie na­le­żą­ce i ta­kie, z któ­rych jed­na dru­gą wy­ja­śnia i wspie­ra, obok sie­bie zo­sta­ną; tu­dzież kie­dy czę­ści pi­sma do­brze będą po­wią­za­ne.

Na­stę­pu­ją­cy wy­imek z li­stu nie­po­rząd­nie na­pi­sa­ne­go, rzecz wy­ja­śni.

"Dzi­wi mię nie­roz­trop­ność tego mło­dzień­ca, któ­ry w tak za­cnym domu i praw­dzi­wie ro­dzi­ciel­skim zo­stał umiesz­czo­ny; i nie wiem, jak moż­na nie uzna­wać do­wo­dów praw­dzi­wej czu­ło­ści oj­cow­skiej w tem, że go po­wie­rzo­no sta­ra­niom czło­wie­ka, któ­ry przez przy­jaźń swo­ję, dla nas, czę­sto nam ro­dzi­ców przy­po­mi­na. Wszak­że mu tu na ni­czem nie zby­wa, wy­jąw­szy to tyl­ko, że go tra­pi nie­obec­ność ro­dzi­ców. Na­uczy­ciel nasz , z taką sło­dy­czą udzie­la nam swo­ich nauk, że nie moż­na z nich nie ko­rzy­stać. Je­że­li za­tem wie­my, ze to na na­sze do­bro wyj­dzie; po­win­ni­śmy się przy­zwy­cza­jać do ży­cia w od­da­le­niu od ro­dzi­ców, po­cie­sza­jąc się ła­god­no­ścią Na­uczy­cie­la, któ­ry nam ich za­stę­pu­je it.d." –

W tym li­ście my­śli są roz­rzu­co­ne: mówi tu na­przód o umiesz­cze­niu mło­dzień­ca w domu praw­dzi­wie ro­dzi­ciel­skim; po­tem o czu­ło­ści oj­cow­skiej, z któ­rą sta­ra­nie swo­je­go na­uczy­cie­la po­rów­ny­wa; da­lej prze­cho­dzi do tę­sk­no­ty po ro­dzi­cach; zno­wu po­wra­ca do ła­god­ne­go po­stę­po­wa­nia na­uczy­cie­la swo­je­go; koń­czy radą, aby się przy­zwy­cza­jać do ży­cia w od­da­le­niu od ro­dzi­ców, z któ­re­mi zno­wu na­uczy­cie­la swo­je­go po­rów­ny­wa. – – Może ten sam list wy­dał­by się le­piej w ten spo­sób, n.p.:

"Dzi­wi mię nie­roz­trop­ność tego mło­dzień­ca, i nie wiem jak może nie uzna­wać do­wo­dów praw­dzi­wej czu­ło­ści oj­cow­skiej w tem, że go po­wie­rzo­no, sta­ra­niom czło­wie­ka, któ­ry przez swo­ję przy­jaźń dla nas, nie tyl­ko nam ro­dzi­ców przy­po­mi­na, ale na­wet nauk swo­ich z taką sło­dy­czą, udzie­la, że nie­po­dob­ną jest rze­czą, nie ko­rzy­stać z nich. Zresz­tą na ni­czem nam tu nie zby­wa; a gdy spo­sób nasz ży­cia dla do­bra jest na­sze­go; po­win­ni­śmy się do nie­go przy­zwy­cza­jać it.d."

§. 7. Inny przy­kład złe­go związ­ku.

"Sko­ro tyl­ko umiał mó­wić, uczo­no go czy­tać, pi­sać i co­kol­wiek ra­cho­wać; i w tem też cała jego za­mknę­ła się umie­jęt­ność; bo go do szkół nie od­da­no. Mło­de lata prze­pę­dził na róż­nych usłu­gach w domu opie­ku­na swo­je­go; a że miał do­syć dow­ci­pu i ro­zum otwar­ty, a przy­tem był wier­ny i rze­tel-

ny; prze­to opie­kun jego wy­jed­nał mu po­sa­dę, na któ­rej po­bie­ra­jąc dość znacz­ną pła­cę, za obo­wiąz­ki do­brze wy­peł­nia­ne, mógł so­bie żyć swo­bod­nie; i lubo nie miał żad­nych szkol­nych nauk, bo wów­czas mnie­ma­no, że szko­ły wyż­szym tyl­ko sta­nom przy­sta­ją; jed­na­kie obo­wiąz­kom swo­im umiał za­wsze za­do­sy­ću­czy­nić."

Nie­po­trzeb­na mie­sza­ni­na my­śli; na­przód mówi o ma­łych na­ukach, z po­wo­du, że ów ktoś nie był w szko­łach; po­tem o ro­zu­mie i wier­no­ści, co mu zjed­na­ło za­ufa­nie, iż mu po­wie­rzo­no obo­wiąz­ki, któ­re do­brze peł­nił i do­brze za to był wy­na­gra­dza­ny; da­lej wra­ca zno­wu do szkół; na­ko­niec jesz­cze raz mówi o do­brze peł­nio­nych obo­wiąz­kach.

Mo­że­by tę wia­do­mość tak upo­rząd­ko­wać wy­pa­da­ło.

"Sko­ro tyl­ko umiał mó­wić, uczo­no go czy­tać, pi­sać i ra­cho­wać; ob­szer­niej­szych zaś wia­do­mo­ści nie mógł na­brać; bo go do szkół nie od­da­no; w ów­czas bo­wiem po­wszech­ne było mnie­ma­nie, że szko­ły wyż­szym tyl­ko sta­nom przy­sto­ją. Tak więc prze­pę­dziw­szy mło­dość swo­ję, na róż­nych usłu­gach w domu opie­ku­na, za jego sta­ra­niem, dla swo­je­go ro­zu­mu na­tu­ral­ne­go i dow­ci­pu, wier­no­ści i rze­tel­no­ści, otrzy­mał sto­sow­ną po­sa­dę, na któ­rej czy­niąc za­do­syć obo­wiąz­kom swo­im, z pła­cy dość znacz­nej, mógł swo­bod­ne pro­wa­dzić ży­cie."

Uwa­ga.

§. 8. Po­wyż­sza ko­niecz­ność za­cho­wa­nia obok sie­bie, my­śli do sie­bie na­le­żą­cych, by­ła­by uchy­bie­niem na­ten­czas, kie­dy w opi­sa­niu za­cho­dzi po­trze­ba wy­mie­nie­nia rze­czy w po­rząd­ku, jak po so­bie na­stę­po­wa­ły.

Za­da­ją od ko­goś, aby udo­wod­nił swój po­byt wczo­raj­szy od go­dzi­ny 8mej do 12tej z rana, tak aby o każ­dym kro­ku jego, w każ­dej go­dzi­nie z pew­no­ścią wie­dzieć moż­na. Jak nie do rze­czy udał­by spra­wę, uni­ka­jąc roz­rzu­ce­nia my­śli do sie­bie na­le­żą­cych; n.p.: Wy­szedł­szy o 8ej z domu, by­łem dwa razy w ko­ście­le; i z przy­ja­cie­lem daw­no… już nie­wi­dzia­nym zjadł­szy śnia­da­nie, resz­tę cza­su aż do 12ej stra­wi­łem na oglą­da­niu oso­bli­wo­ści tu­tej­szych. Tu my­śli nie są wpraw­dzie po­wi­kła­ne; ale też pi­smo nie od­po­wia­da ce­lo­wi: chcie­li­śmy wie­dzieć po­rzą­dek stra­wio­ne­go cza­su od 8ej do 12ej. Mo­że­by le­piej tak wy­pa­dło: O go­dzi­nie 8ej b yłem w ko­ście­le u Ber­nar­dy­nów, gdziem za­stał mo­je­go przy­ja­cie­la daw­no już nie­wi­dzia­ne­go. Za­tem po mszy o go­dzi­nie wpół do 9tej wziął mię do sie­bie na śnia­da­nie; lecz że jesz­cze, nie było go­to­we, wy­szli­śmy o 9ej dla zwie­dze­nia cie­ka­wo­ści tu­tej­szych; a utru­dze­ni bie­ga­niem, po­wró­ci­li­śmy o 10ej na śnia­da­nie, któ­re trwa­ło do wpół do 11ej; po­tem koń­czy­li­śmy na­sze zwie­dza­nie miejsc znacz­niej­szych, i z k ościo­ła far­ne­go o go­dzi­nie 12ej ro­ze­szli­śmy się szczę­śli­wie.

Lubo to pi­smo jest roz­wle­klej­sze, i po­wta­rza się w niem mowa o ko­ście­le i o śnia­da­niu; że jed­nak tego ko­niecz­ność wy­ma­ga­ła; po­wta­rza­nie jest ra­czej po­trze­bę, nie uchy­bie­niem. Ale też pa­mię­tać na­le­ży, iż tyl­ko w ta­kiem zda­rze­niu, wol­ność ta pi­szą­ce­mu jest zo­sta­wio­na.

B. Zwią­zek wy­ra­zów..

§. 9.., Zwią­zek wy­ra­zów, czy­li zwią­zek ze­wnętrz­ny, otrzy­mu­je się przez do­bre i sto­sow­ne uży­cie spój­ni­ków, któ­re za­tem do­kład­nie znać i zna­cze­nie ich na­le­ży­cie ro­zu­mieć po­trze­ba, tym bar­dziej, ze od tego związ­ku czę­sto­kroć praw­dzi­we lub myl­ne po­zna­nie my­śli we­wnętrz­nej za­wi­sło.

§. 10. Oprócz tego, co w gram­ma­ty­ce o spój­ni­kach mó­wio­no, przejdź­my jesz­cze w przy­kła­dach nie­któ­re, a mia­no­wi­cie… te, co w tem miej­scu na szcze­gól­niej­szy uwa­gę za­słu­gu­ją.

a. Spój­ni­ki łą­czą­ce.

§. 11. Spój­ni­ki łą­czą­ce i, i i, tak­że, tu­dzież, też, oraz, oraz i, tak jak, na­wet, na­wet i, już-już, nie tyl­ko – ale, i, toto.

Ja i mój brat; (za­miast i bie­rze się cza­sem a: bidą tam pa­no­wie a ślach­ta; za­miast: pa­no­wie i ślach­ta); i ty i mój brat; ty wy­cho­dzisz, ja tak­że wyj­dę i albo: Ja też nie, zo­sta­nę; pi­sał o go­spo­dar­stwie, tu­dzież u han­dlu; dzię­ku­je mu za do­bro­dziej­stwo, oraz go pro­si o dal­sze wzglę­dy; kła­niaj

się ojcu, oraz i bra­tu; tak je­den jak dru­gi; nie przy­jął na­wet mu nie dał po­ży­wie­nia; po­świę­ca wszyst­ko, na­wet i ży­cie swo­je; chwy­ta oręż już w pra­wą już w lewa; nie­tyl­ko ty, ale i ja tam będę; to sia­da to wsta­je,

b. Spój­ni­ki roz­łą­cza­ją­ce.

§. 12. Spój­ni­ki roz­łą­cza­ją­ce: a, ale, zaś, ni, ani" nini, ani-albo, albo, lub, albo albo, lub-lub, czy-czy, czy­li-czy­li.

Ty się śmie­jesz, a ja pła­czę; (spój­ni­ka a nie trze­ba tu brać za jed­no z owem a, któ­re­śmy za­miast i mie­dzy przy­kła­da­mi spój­ni­ków łą­czą­cych wi­dzie­li). Za­dasz ode­mnie pie­nię­dzy, ale ja nie mam na to roz­ka­zu; ty lu­bisz wier­sze, ja zaś wolę pro­zę. Uwa­żać tu na­le­ży, iż ale zda­nie za­czy­na, a z aś prze­kła­da się: Nie bę­dziesz jadł ni pił; nie ma chle­ba , ani pie­nię­dzy; po­wie­dział ni to, ni owo; ani ty, ani on nie pój­dzie­cie; bądź spo­koj­ny, albo odejdź; daj mi pa­pie­ru, lub na pa­pier; albo mi po­daj spo­so­by, albo nie wy­ma­gaj tyle po mnie; lub ty, lub twój brat od­po­wia­dać mu­si­cie; czy kto pra­cu­je gło­wą czy rę­ka­mi, za­wsze może na chleb za­ro­bić; czy­li zo­sta­nę w domu, czy­li w y jadę, roz­ka­zy moję będą wy­peł­nio­ne.

Uwa­ga.

§. 13. Bar­dzo myl­nie bio­rą nie­któ­rzy za jed­no spój­ni­ki albo, lub, czy i czy­li; cho­ciaż one, jak się to za­raź oka­że… zu­peł­nie inny sto­su­nek wy­ra­ża­ją. Albo, lub, są, ja­ke­śmy wi­dzie­li, spój­ni­ki roz­łą­cza­ją­ce, rów­nie jak czy­li – czy­li, czy-czy; ale po­je­dyń­czo wzię­te czy jest spój­nik py­ta­ją­cy: czy już od­cho­dzisz? – po­je­dyń­cze zaś czy­li, co zna­czy to jest, rzecz tyl­ko wy­ja­śnia; kłaśdź się prze­to może po­mię­dzy wy­ra­za­mi i zda­nia­mi bli­sko­znacz­ne­mi.* Za­tem do­brze się mówi: jest W domu albo w ogro­dzie; po­szedł, nie mem, do domu czy do ogro­du; bo dom i ogród nie jest to samo: po­łóż na sto­le albo na, pie­cu; obie­raj ży­cie lub śmierć, ro­skosz albo nę­dzę; ten przy­pa­dek uczy­ni go szczę­śli­wym, albo go za­bi­je; pój­dę lub zo­sta­nę. Do­brze tak­że bę­dzie: jest to wy­kład rze­czy ca­łej, czy­li wy­ja­śnie­nie wszyst­kich jej sto­sun­ków; – zło­ży­li na nie­go sąd, czy­li ze­bra­li to­wa­rzy­stwo, któ­re spra­wy jego oce­niać bę­dzie; – Za­cho­waj w miesz­ku czy­li w wo­recz­ku; – ta rzecz kosz­tu­je ta­lar , czy­li zł. 6; – mam cu­kru pół cent­na­ra, czy­li fun­tów 50; błąd ser­ca czy­li obłą­ka­nie umy­słu; bo tu wszę­dzie w miej­sce czy­li, bez ze­psu­cia sen­su to jest po­ło­żyć moż­na: jest to wy­kład rze­czy, to jest jej wy­ja­śnie­nie; błąd ser­ca, ta jest obłą­ka­nie umy­słu it.d. Ale by­ło­by źle: ten

–-

* Czy­li i czy po­je­dyń­czo wzię­te, w ten czas tyl­ko są spój­ni­ka­mi roz­łą­cza­ją­ce­mi, kie­dy się dru­gie­go czy­li albo czy do­my­ślać trze­ba: nie wiem co go boli, gło­wa czy ręka; za­miast; czy gło­wa, czy ręka.

Urok pro­wa­dzi go do szczę­ścia czy­li do śmier­ci; do ro­sko­szy czy­li do nę­dzy; po­staw to na sto­le czy­li na pie­cu; je­stem w sie­ni czy­li w po­ko­ju; za­mie­niw­szy bo­wiem czy­li na to jest, mó­wi­li­by­śmy: po­staw to na sto­le., to jest na pie­cu; je­stem w sie­ni, to jest w po­ko­ju; co by­ło­by od rze­czy. Do­brze tak­że po­wiem: ten czło­wiek w unie­sie­niach swo­ich żad­ne­go środ­ka za­cho­wać nie umie, za­wsze się śmie­je albo pła­cze; a źle­bym mó­wił: śmie­je się czy­li pła­cze; bo nic mogę mó­wić: śmie­je się to jest pła­cze. Ztąd wi­dać, ż e albo i czy­li z a jed­no: bra­ne być nie mogą.

c. Spój­ni­ki prze­ciw­stron­ne.

§.. 14 Spój­ni­ki prze­ciw­stron­ne, to jest ta­kie, któ­re spa­ja­ją my­śli so­bie prze­ciw­ne: Wpraw­dzie, choć; cho­ciaż, lubo, acz, acz­kol­wiek, jak­kol­wiek; i od­po­wia­da­ją­ce im: jed­nak, ato­li, prze­cię, wsze­la­ko it.p. Róż­ne wpraw­dzie są zda­nia w tej mie­rze; ja wsze­la­ko mnie­mam, że ty się przy swo­jem utrzy­masz; – lubo nie ma pie­nię­dzy, jed­nak mu się za­chcie­wa po­dró­ży jak­kol­wiek usil­ne były jego proś­by i na­le­ga­nia; wsze­la­ko nic nie uzy­skał; – choć ma już do­syć, prze­cie jesz­cze zbie­ra; – acz­kol­wiek mało ma siły, ato­li się dźwi­ga.

§. 15. Po­czy­na­ją­cy pi­sać czę­sto uchy­bia­ją w uży­wa­niu spój­ni­ków so­bie od­po­wia­da­ją­cych: Lubo nie wie­le ma pie­nię­dzy, prze­to daje jał­mu-

żny. To jest, jak gdy­by kto po­wie­dział: iż dla tego je, że nie głod­ny, albo dla tego w pie­cu pali, że mu na­zbyt go­rą­co. Rów­nie od rze­czy by­ło­by mó­wić: Po­nie­waż nie ma zdro­wia; jed­na­ko­woż nie uda­je się do le­ka­rza. Zmień­my po­nie­waż na lubo, a bę­dzie do­brze: Lubo nie ma zdro­wia; jed­na­ko­woż nie­uda­je się do le­ka­rza: te­raz zo­sta­wu­jąc po­nie­waż na miej­scu, zmień­my jed­na­ko­woż na prze­to, jako pierw­sze­mu od­po­wia­da­ją­ce; wy­pad­nie za­tem: Po­nie­waż nie­ma zdro­wia; prze­to nie uda­je się do le­ka­rza. Otóż nie­ro­zum w mo­wie i pi­śmie; chcąc zaś za­cho­wać i po­nie­waż i prze­to, a resz­tę tak od­mie­nić, aby w mo­wie był ro­zum jaki, mu­si­my wzięć myśl inną, któ­ra pierw­szej prze­ciw­na bę­dzie: może wy­pad­nie: Po­nie­waż jest w czer­stwem zdro­wiu ; prze­to nie uda­je się do le­ka­rza; albo: po­nie­waż nie ma zdro­wia; prze­to idzie do le­ka­rza.

§. 16. Uważ­myż iesz­cze przy­kład w ca­łym okre­sie mowy: "Lubo wszel­kie we­wnętrz­ne za­spo­ko­je­nie spra­wia nam rów­nie naj­znacz­niej­szą część szczę­śli­wo­ści ludz­kiej, i ze przez hi­sto­ryą za­spo­ka­ja­my cie­ka­wość na­szę; a za­tem ona spra­wu­je nam to ukon­ten­to­wa­nie, i ślu­zy wiel­ce do uszczę­śli­wie­nia na­sze­go. Mimo nie­do­sta­tecz­ne­go wy­ra­że­nia my­śli, pi­smo to by­ło­by jed­nak lep­sze, gdy­by in­nych sto­sow­nych uży­to spój­ni­ków; n.p. Po­nie­waż we­wnętrz­ne za­spo­ko­je­nie, znacz­ną część szczę­śli­wo­ści na­szej sta­no­wi, a cie­ką-

Wość na­szę za­spo­ka­ja­my przez hi­sto­ryą; przetp ona spra­wu­jąc nam to ukon­ten­to­wa­nie, słu­ży wiel­ce do uszczę­śli­wia­nia na­sze­go.

Uwa­ga.

§. 17 Spój­ni­ki nie zmie­nia­ją zna­cze­nia, cho­ciaż się okres prze­wró­ci; to tyl­ko uwa­żać na­le­ży, iż w ta­kim ra­zie czę­sto spój­nik, któ­ry wprzód był od­po­wia­da­ją­cym, te­raz w pierw­szej czę­ści okre­su za­mil­czą się. Cho­ciaż ma do­syć, prze­cież jesz­cze zbie­ra; albo: zbie­ra jesz­cze, cho­ciaż ma do­syć. – Lubo nie ma pie­nię­dzy, jed­nak szum­no żyje; albo: szum­no żyje, lubo nie ma pie­nię­dzy,

d. Spój­ni­ki przy­czy­ny.

§. 18. Spój­ni­ki przy­czy­ny, czy­li twier­dzą­ce, łą­czą dwa zda­nia, z któ­rych jed­no za­wie­ra przy­czy­nę lub do­wód tego, co w dru­giem po­wie­dzia­no: bo, bo­wiem, al­bo­wiem po­nie­waż, gdyż, ze, żeby, aby, izby.

Nie wyj­dę z domu, bo je­stem cho­ry; – nie dam jał­muż­ny i gdy i ja sam ubo­gi je­stem; – po­tom cię… za­wo­łał, abyś albo: aże­byś mi zdał spra­wę z two­ich czyn­no­ści; – nie wda­waj się z tym czło­wie­kiem, jest bo­wiem złych oby­cza­jów; – trze­ba go dziś od­wie­dzieć, albo wiem waż­ne rze­czy ma nam ob­ja­wić; – nie wy­cho­dzi abyś się nie za­zię­bił.

Uwa­ga.

§. 19. I tu moż­na prze­wra­cać okre­sy, za­mie­nia­jąc czę­ści ich, czy­li zda­nia, tak, że pierw­sze sta­je się dru­giem, a dru­gie pierw­szem. Ale w tym ra­zie trze­ba zro­zu­mieć do­kład­nie któ­re spój­ni­ki są tu do­myśl­ne i cza­sem kłaśdź je wy­raź­nie. Uwa­żać tak­że trze­ba, że spój­ni­ki: bo, bo­wiem; al­bo­wiem, Ze, spły­wa­ją w jed­no po­nie­waż , któ­re samo, po­dług zwy­cza­ju mowy na­szej, okres za­czy­nać może, i ma od­po­wia­da­ją­ce so­bie: prze­to , więc, dla tego; gdy tym­cza­sem jego spół­zna­cze­nie: bo, bo­wiem i t. d: w od­po­wia­da­ją­cej tyl­ko po­ło­wie okre­su zwy­czaj­nie stać mogą.

Nie Wyj­dę, bom cho­ry; albo: po­nie­waż je­stem cho­ry, prze­to nie wyj­dę; – opu­ścić go trze­ba, tyle ci bo­wiem do­ku­cza; albo: po­nie­waż ci tyk do­ku­cza, więc go trze­ba opu­ścić; – gnie­wa się na cie­bie, żeś mu nie dał pie­nię­dzy; a lbo: ż eś mu nie dał pie­nię­dzy, prze­to się gnie­wa na cie­bie; albo: ztąd te gnie­wy it.p

II. O PO­PRAW­NO­ŚCI PI­SMA:

§. 20. Aże­by pi­smo po­praw­nem na­zwać moż­na, po­trze­ba za­cho­wać wszyst­kie pra­wi­dła gram­ma­tycz­ne. Zda­rza się czę­sto, iż pi­szą­cy; po­peł­nia błę­dy prze­ciw skład­ni, przez któ­re myśl nie bar­dzo się nad­we­rę­ża, a prze­to uchy­bie­nia ta­kie mniej ude­rza­ią czy­ta­ją­ce­go; z tem
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: