- W empik go
Przeciw diabłom i infamisom. Przypadki starościca Wolskiego - ebook
Przeciw diabłom i infamisom. Przypadki starościca Wolskiego - ebook
Najpierw potyka się z infamisem. Potem z okrutnym Diabłem Stadnickim ma sprawę. Uśmierza zabijaków, łowi opryszków, karze morderców, zmaga się z bezprawiem, nadużyciami, występuje przeciw krzywdzie. Zwycięża i ponosi klęski, pada na duchu, nieraz przywiedziony jest do rozpaczy. Czasem odgrywa rolę pierwszorzędną, czasem pojawia się tylko na chwilę, by potem znowu ukryć się w cieniu. Oto mój bohater: Piotr Wolski, starościc…
Józef Hen
Czy XVII-wieczna Rzeczpospolita była sprawiedliwa? Czy szlachta na swoich włościach mogła czynić, co jej się podoba? Jak działało prawo za Zygmunta III Wazy, kto bronił słabszych?
Piękne, pełne wyobraźni opowiadania awanturnicze – wzięte z prawdziwych historii spisanych w ówczesnych aktach sądowych – o jurydycznym starościcu Wolskim, które oprócz jego przygód i zmagania się ze złem dają nam całkiem poważny ogląd życia społecznego i prawnego wieku XVII.
Kategoria: | Sensacja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7779-720-4 |
Rozmiar pliku: | 916 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Opowieści te wynikły z pewnej lektury. Mowa o książce Władysława Łozińskiego _Prawem i lewem_. Jest to dzieło szczególne: z akt sądowych wysnuty, ze swadą i talentem sporządzony opis spraw kryminalnych jednego województwa, czasem obszerny, drobiazgowy, soczysty, czasem tylko kilkuzdaniowy, lakoniczny, suchy. Nie znaczy to, by dzieło Łozińskiego stanowiło zawsze moją lekturę do poduszki. Lata całe mój egzemplarz _Prawem i lewem_ stał na półce nietknięty. Bałem się trochę tej książki. Wiedziałem bowiem, co zawiera. I że to, co zawiera, musi zawładnąć wyobraźnią pisarską. Wszystkie te procesy, najazdy, zajazdy, zabójstwa, porwania – czymże są w końcu, jak nie skomplikowanymi losami ludzkimi? Samym życiem! Bez literackich upiększeń, bez wyważenia cieni i blasków, bez stylizacji językowej (chociaż podane przepysznym, czasem komicznym, językiem szlachetczyzny). Otóż każdy z nas, piszących, ma swoje własne plany „produkcyjne” i nie bardzo lubi, kiedy jakiś pomysł go najdzie niczym nieproszony gość, wystraszy wszystkie inne, wcześniejsze zamysły, zawładnie nim niejako wbrew woli. Postanowiłem być „twardy”: nie ulegnę przemocy. Książka Łozińskiego musiała czekać na półce na swój dzień. Jednego byłem pewny: że kiedy ten dzień nastąpi, to wszystkie te dramatyczne postacie, wszystkie te ich poplątane losy ożyją w mojej wyobraźni. Historia zawsze mnie fascynowała. A ludzkie perypetie zawsze mnie ciekawiły.
Kiedy już zająłem się tą epoką, nie mogło się skończyć, rzecz prosta, na samym Łozińskim. Lista lektur bardzo się wydłużyła, weszły w nią nie tylko dzieła naukowe, dokumenty historii, ale i pomniki literackie, i te powszechnie znane, jak pamiętniki Paska, i te mniej popularne, jak poezja polskiego baroku. Nade wszystko jednak nie ustawała praca wyobraźni. Powoływała ona do życia wciąż nowe postacie, odnajdowała nowe konflikty. Pojawił się Piotr Wolski, bliski chyba krewny takich historycznych starostów jak Marcin Krasicki czy Piotr Ożga z Ossy. Pojawili się mistrzowie lutnictwa, uciekinierzy z niewoli tatarskiej, dumni i dzielni burmistrzowie, juryści szlachetni i juryści przedajni, studenci, ekonomowie, słudzy wierni i zdradliwi. Wystarczyła do pobudzenia wyobraźni jakaś wzmianka, jakieś nazwisko, czasem przepis prawny, mocno egzotyką trącący. Tak, że chwilami wydawało mi się, iż bardziej tkwię w owym życiu siedemnastowiecznym niż wśród moich współczesnych.
Zdaję sobie sprawę, że pokazując życie od strony zmagań z Diabłami i infamisami, nie oddaje się go całkiem sprawiedliwie. Jeśli wspominam o tym, to nie dlatego, iżbym bał się takiego zarzutu. Opowieści niniejsze pokazują przecież, jak przemocy przeciwstawia się życie szlachetne i prawe. Zło jest potężne, bezwzględne, ale siły dobra nie ulegają mu, walczą heroicznie i na ogół zwycięsko.
W październiku 1971 r.
Józef Hen