Przed nami przyszłość - ebook
Przed nami przyszłość - ebook
Molly wpadła pod motocykl na ulicy w Rzymie. Gdy budzi się w szpitalu, nic nie pamięta. Przychodzi do niej niezwykle przystojny mężczyzna, Pietro Agosti, znany włoski milioner, i mówi, że jest jej mężem. Molly dowiaduje się od niego, że jest Australijką, że przyjechała do Włoch jako opiekunka do dzieci i wtedy się poznali. Wracają razem do pięknego domu. Pietro jest bardzo opiekuńczy, jednak Molly nie może się pozbyć wrażenia, że coś między nimi jest nie tak…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-5513-4 |
Rozmiar pliku: | 632 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Obudziła się z poczuciem dezorientacji.
Mrugając, przypatrywała się słabo oświetlonemu pokojowi. Krzesło dla odwiedzających, szafka nocna i małe okno… Teraz wiedziała, gdzie jest. W Rzymie. W szpitalu, do którego została przywieziona po tym, jak przewrócono ją na ulicy.
A jednak nie czuła się spokojniej. Poczucie dezorientacji nie zmalało. Jak mogłoby być inaczej, skoro wszystko było dla niej białą plamą?
Jej imię.
Jej narodowość.
To, co robiła w Rzymie.
Nie przypominała sobie niczego.
Impulsywnie sięgnęła do szafki nocnej, przesunęła palcami po małej szczotce do włosów i waniliowej pomadce – jedynych rzeczach, które posiadała. Jej ubrania były tak podarte i zakrwawione, że nie dało się ich nosić, brakowało torebki i portfela.
Wiedziała o sobie jedynie parę rzeczy.
Nie była Włoszką. Mówiła po angielsku.
Miała około dwudziestu lat. Twarz o jasnej cerze i regularnych rysach. Szaroniebieskie oczy i płowe włosy.
I była w ciąży.
Na myśl o tym, że jest w ciąży, bezimienna i sama, znów ogarnął ją lęk.
Zamknęła oczy, próbując wyrównać oddech. Amnezja minie. Tak mówili lekarze, a ona kurczowo uchwyciła się tych zapewnień. Alternatywa była zbyt okropna, by się nad nią zastanawiać. Poczuje się lepiej w dzień, gdy po oddziale będzie się kręcić personel medyczny. Nawet nieustanny korowód badań będzie miłą odmianą od leżenia tutaj w zupełnej samotności i…
Uświadomiła sobie, że ktoś ją obserwuje.
Powoli zwróciła głowę w stronę drzwi.
Zamrugała raz, potem znów. Czy utrata pamięci to za mało? Czy zaczęła mieć też halucynacje?
W progu stał mężczyzna, który z pewnością tu nie pasował. Wysoki, z szerokimi ramionami i na tyle smukły, by nosić ciemny garnitur z elegancką doskonałością – wyglądał jak z reklamy markowej odzieży. Jego kwadratowa szczęka, cień zarostu i wysokie kości policzkowe były bardzo męskie i oszałamiająco atrakcyjne.
Stanowił uosobienie stereotypu przystojnego wysokiego bruneta, południowca o oliwkowej skórze.
A gdy wszedł do pokoju, odkryła, że nie był po prostu „śliczną buźką”. Emanująca od niego pierwotna twardość przyprawiła ją o gęsią skórkę. Należał do tego gatunku mężczyzn, u których designerski zarost jest seksowny, a nie oklepany. Jego nos sugerował raczej siłę niż łagodność, a oczy świadczyły o przenikliwości i inteligencji.
Serce waliło jej mocno, gdy stanął przy jej łóżku. Bez uśmiechu, bez banałów na temat czasu będącego najlepszym lekarstwem. I bez stetoskopu.
– Kim pan jest? – Starała się brzmieć spokojnie.
Zagłębił w niej spojrzenie swoich niezwykłych oczu. Były brązowe, nakrapiane złotem i rozświetlane wewnętrznym ogniem. Spoglądał na nią w milczeniu, wprawiając ją w dyskomfort.
– Pytałam…
– Nie pamiętasz mnie? – Jego głos, aksamitny i stalowy zarazem, kojarzył się z miodem i whisky.
Spróbowała usiąść, a potem się skrzywiła, bo ten ruch wywołał potężny ból głowy.
– W porządku? Mam kogoś zawołać?
A więc nie był lekarzem.
– Czy my się znamy? – Pochyliła się w jego stronę, milcząco błagając, by to potwierdził.
Ktoś gdzieś miał klucz do jej tożsamości.
– Ja…
W drzwiach nastąpiło jakieś poruszenie i wszedł jeden z lekarzy. W podekscytowaniu zalał mężczyznę stojącego obok łóżka potokiem słów po włosku. Nieznajomy odpowiedział, a niepokój malujący się na jego twarzy zdawał się uwydatniać jego kości policzkowe. Rozmawiali i rozmawiali, doktor potoczyście, nieznajomy zwięźle.
Jakby jej tu nie było!
– Czy ktoś mógłby mi wytłumaczyć, kim jest ten mężczyzna i co tu robi?
Doktor odwrócił się do niej momentalnie. A wtedy zarejestrowała, że ten wysoki nieznajomy ani na moment nie spuścił jej z oczu. Nawet w czasie rozmowy z lekarzem.
– Przepraszam – zreflektował się doktor. – Powinniśmy byli rozmawiać po angielsku. – A potem uśmiechnął się z entuzjazmem. – Ale mamy dla pani cudowne wieści.
Przeniosła wzrok na mężczyznę stojącego w ciszy przy jej boku.
– Pan mnie zna?
– Tak. Nazywasz się Molly. Jesteś Australijką.
Molly. Australijka. To wyjaśnia, dlaczego mówiła po angielsku, a nie po włosku.
Molly? Zmarszczyła brwi. Nie czuła się jak Molly.
A może?
Zdrętwiała, uświadamiając sobie, że nawet własne imię jest jej obce. Zakładała, że uzyskanie jakichkolwiek informacji na swój temat wywoła lawinę wspomnień, ale poznanie własnego imienia nie sprawiło cudu. Wciąż pogrążona była w porażającej mglistej nicości.
– Może to brzmi dziwnie, gdy słyszysz je znów po raz pierwszy, ale przyzwyczaisz się.
Wpatrywała się w wysokiego nieznajomego, wdzięczna za jego uspokajający ton. Skąd wiedział, że ogarnia ją panika?
– Czy pan też jest doktorem?
Potrząsnął głową, a lekarz wymamrotał coś pod nosem.
– Ale się znamy?
Skinął poważnie głową. Dlaczego nie wydawał się szczęśliwy, że pomaga jej odkryć własną tożsamość?
– I? – Zgrzytnęła zębami. Czy musiała błagać o każde ździebełko informacji?
– Przyjechałaś do Włoch jako au pair, by pracować u włosko-australijskiej pary.
– Au pair? – Wypróbowała tę myśl, powtarzając ją na głos. Ale znów nie brzmiała ani trochę znajomo.
– Niania. Opiekunka do dzieci.
Skinęła niecierpliwie głową. Wiedziała, kim jest au pair. Ale właściwie: skąd to wiedziała, skoro jej własne imię brzmiało dla niej tak nieznajomo?
– Jest pan tego pewien? Nie myli mnie pan z kimś innym?
Czy w jego oczach dostrzegała współczucie?
– Zupełnie pewien. Jesteś nauczycielką, ale trafiła ci się okazja przyjazdu do Włoch.
– Nauczycielką…
– Kochasz dzieci. – Coś w jego głosie, coś ostrego i twardego przykuło jej uwagę.
A jednak po raz pierwszy przyjęła jego słowa bez zastrzeżeń. To prawda, kochała dzieci. Mogła wyobrazić sobie siebie jako nauczycielkę. Po raz pierwszy podczas tej dziwnej rozmowy jego słowa wywołały w niej jakiś oddźwięk.
Kiedy w tych niezwykłych okolicznościach dowiedziała się, że jest w ciąży, oniemiała. Przerażała ją myśl o wydaniu na świat dziecka bez wiedzy o tym, kim jest ona sama i kto jest ojcem. Jednak nawet ten strach nie mógł zupełnie przekreślić jej zadziwienia tajemnicą nowego życia, które nosiła w sobie. Może gdy wróci jej pamięć, będzie tym podekscytowana.
– Jak mam na nazwisko? – Gdy tylko je pozna, odnajdzie swoją przeszłość, zlokalizuje rodzinę i przyjaciół i na nowo poskłada swoje życie.
Wysoki mężczyzna spojrzał na doktora, który skinął głową.
– Agosti. Nazywasz się Molly Agosti.
Zmarszczyła brwi.
– Agosti? – Znów czekała, by jej podświadomość rozpoznała nieznajomo brzmiące nazwisko. Nic. Nawet najsłabszego poruszenia. – Naprawdę? To włoskie nazwisko. A ja jestem Australijką… – Jej karnacja też nie była typowa dla kogoś włoskiego pochodzenia.
– Naprawdę.
Póki co będzie musiała uwierzyć mu na słowo.
– A pan jest…?
Nieznajomy stężał, a przynajmniej coś się w nim zmieniło. Przepływ fluidów między nimi nie był tak wyczuwalny. Zamrugała. Przepływ fluidów? Czy należała do tych osób, które wierzą w aury i niewidoczne moce? A może tylko ten mężczyzna tak ją nastrajał?
– Nazywam się Pietro Agosti.
Spojrzała na niepokojąco silne dłonie spoczywające na ramie jej łóżka i na to wysokie, eleganckie ciało.
– Agosti. Ale to to samo nazwisko…
Kiwnął głową.
– Tak. – A potem kąciki jego ust uniosły się w uśmiechu, który odebrał jej dech, choć uśmiechał się wyłącznie ustami, a nie oczami. To brązowe spojrzenie pozostawało uważne, badawcze.
Głęboko w jej podświadomości zadźwięczał alarm.
– To dlatego, że jestem twoim mężem.