- W empik go
Przed ślubem - ebook
Przed ślubem - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 219 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Âàðøàâà, 25 Iþëÿ (6 Àâãóńòà) 1875 ã.
OSOBY.
Teodor Drecki.
August Nowowiejski.
Baltazar Uszyński.
Antoni Uszyński.
Klapkiewicz.
Muszkat.
Jan Lokaj.
Łucka.
Helena.
Antosia.
Służba, Goście.
(Rzecz dzieje się w Warszawie)
AKT I
(Scena przedstawia pokój bogato umeblowany w mieszkaniu Dreckiego).
SCENA i…
Drecki, August siedzą przy śniadaniu Jan posługuje.
Drecki.
Powiedz mi ile masz lat?
August.
Według metryki 42. W głowie mam 15, w sercu 18,
a w krzyżu i w nogach to zależy od pogody – czasami 30,
a czasami 5o.
Drecki.
Ja z tego wszystkiego wiesz jaki wyprowadzam
wniosek?
August.
Wyprowadzaj jaki chcesz. Te jarząbki smakują mi;
jedząc je moge] nawet przykrych rzeczy słuchać.
Drecki.
Otóż mój Auguście, z twoją pozycyą, bytem nieza-
leżnym i będąc na świecie bez obowiązków, słowo Ci daję
jabym się ożenił.
August.
Chateau Margaux masz wyborne.
Drecki.
Bo uważ no proszę, jaką ty sobie gotujesz przyszłość.
Stracisz zdrowie, humor, i będziesz kwękał sam w domu
na Jaśce lokaja, lub co gorzej gospodyni.
August.
Liebfrauenmilch już mi tak nie smakuje; ale czer-
wone doskonałe.
Drecki.
Nic mi nie odpowiadasz?
August.
I owszem, odpowiadam że masz Chateau Margaux
doskonałe.
Drecki.
Mój kochany, jabym cię prosił żebyś raz pomówił ze
mną na seryo!
August.
Czy ty uważasz że może być coś poważniejszego jak
dobre wino?
Drecki.
Niecierpliwisz mnie!
August.
No poczekaj! skończyłem już śniadanie; daj mi cy-
garo, tylko o ile możności z tych odleżałych; a teraz
przystąpmy do przedmiotu z innego stanowiska. Przede – wszystkiem pozwól że ja z kolei przystąpię do indagacyi.
Jaka mama, babka, wujenka, ciotka, siostra, bratowa, lub
opiekunka, chce za twojem pośrednictwem rzucić na moje
barki zbyteczny dla siebie ciężar?
Drecki.
Auguście, jak cię kocham mylisz się.
August.
Dajże pokój, czy ty myślisz że to pierwszy wypadek
w tym rodzaju? Zobowiązałeś się zaproponować mi ja-
kąś pannę, aby ci to łatwiej poszło zaprosiłeś mnie na
śniadanie. Śniadanie było bardzo przyzwoite, i oddaję ci
za to wszelką sprawiedliwość. Ja zrobiłem swoje, jadłem
z apetytem; pozostaje gorzka pigułka to jest małżeństwo
do połknięcia. Twoje jarząbki już zaczynam trawić, dodaj
i małżeństwo – jedno przy drugiem strawię łatwiej.
Drecki.
Jesteś egoista i epikurejczyk, masz racyą że się nie
żenisz!
August.
Ze mam racyą to ja wiem o tem od dawna; a czym
egoista? no to czas zapewne pokaże. Dla czego zaś nie
żenię się, to zaraz ci na to odpowiem. Oto Pan Bóg nie
stworzył mnie na męża.
Drecki.
A na cóż cię u licha stworzył?…
August.
Na to trudno by mi było odpowiedzieć… że jednak
nie na kochanka i na męża to z pewnością!
Drecki.
Ależ dla czego?
August.
Czyś ty mi się kiedy przypatrzył, ale tak dobrze z blizka?
Drecki.
Dajmy na to, coż ztąd?
August.
Oto że jeden bardzo rozsądny nieboszczyk Molier, ra-
dzi ludziom z podobną mojej fizyonomią, wstrzymywać się
od małżeństwa, bo im to na złe wyjść może!
Drecki.
Ja, nic tak dziwnego w twojej fizjognomii nie widzę.
Wyglądasz jak inni ludzie.
August.
Dziękuję ci kochany przyjacielu, jesteś bardzo na
mnie łaskawy; ale pozwolisz że będę odmiennego zdania.
Jestem sromotnie brzydki.
Drecki.
Przesadzasz.
August.
Niestety, nie mój drogi. Znam siebie jak zły szeląg,
i wiem ilem wart fizycznie i moralnie. Otoż jeżeli moralnie
wart jestem nie wiele, to fizycznie pod względem urody,
jestem ilością nieskończenie wielką, ale ze znakiem mniej.
Drecki.
Przesadzasz mój drogi.
August.
Zdaje się pod tym względem na sąd… chociażby two-
jej kucharki.
Drecki.
No, a jeżeli ja jestem upoważniony najformalniej ci oświadczyć żeś się podobał.
August.
Moje wsie i kapitały! wierzę.
Drecki.
Ależ niej ty sam, zapewniam cię!
August.
Czekaj, ja ci zaraz dam odpowiedź. Chodź no tu Ja-
nie. Powiedz mi jak ja się ci podobam?
Jan.
Jakto… proszę pana?…
August.
Odpowiadaj bez wykrętów.
Jan.
Kiedy ja niewiem co mam powiedzieć….
August.
Gdybyś był kobietą gamoniu chciałbyś mnie zamę-
ża, no, co?
Jan (śmiejąc się).
Ha! ha!
August.
Nic śmiej się, tylko gadaj, chciałbyś czy nie?
Jan.
Jużci, czemu nie!…
August.
Jesteś bałwan!
Jan.
A coż to panu brak? ma pan pieniądze, jest pan
panem.
August.
No, zaczynasz się poprawiać. Ale tak na urodę chciał-
byś mnie….
Jan.
Musiałbym się namyśleć….
August.
Janie odzyskałeś mój szacunek; ruszaj precz niedołę-
go! Cóż, jak uważasz kochany przyjacielu, co sądzisz o tej
próbie? Jeżeli chcesz moge ci dać kilka podobnych, choć
przyznam ci się że mi to nie przyjdzie z wielką przyjemno-
ścią. A teraz bądż łaskaw powiedzieć mi nazwisko inte-
ressantki?
DORECKI.
Na cóż się to zdało, kiedy jesteś z góry złe uprze-
dzony.
August.
No zawsze wiedzieć nie zawadzi. Bo jednak uwa-
żasz…. (do Jana który wszedł i stanął przed Dreckim). Cze-
go chcesz znowu?
Jan.
E! to do mojego pana jakiś jegomość.
Drecki.
Kto taki, jak się nazywa?
Jan.
On nie powiedział jak się nazywa, tylko powiadane
mu pan bardzo rad będzie.
Drecki.
A no kiedy mam mu być rad, to proś (Jan wychodzi).
Zostań Auguście, dokończemy naszej rozmowy.
August (n… s.J
Uparty jest! musi w tem coś być!…
SCENA
Ciż i Uszyński.
Uszyński (do Dreckiego).
Nareszcie cię znalazłem. Dalibóg on… on sam! nic
się nie zmienił. Niech cię uściskam…. jeszcze raz. Ale
cóż ty nie poznajesz mnie?
Drecki.
Daruj pan…. lecz pamięć moja….
Uszyński.
Baltazar Uszyński, twój kolega panie, z gimnazyum
w Lublinie i z uniwersytetu w Moskwie. Twój Baltek ja-
kieście mnie dawniej nazywali.
Drecki.
Baltazar!… jak się masz kochany przyjacielu!… Da-
ruj, to już lat tyle, żem cię niepoznać
Uszyński.
Ba! rzecz naturalna, zapomniałeś o mnie. W Warsza-
wie masz dużo znajomych…. nic dziwnego. Ale teraz kie-
dyś mnie już poznał, uściskajmy się na nowo!
Drecki.
Z przyjemnością! (n… s.J Trochę za czuły, nie lubię
tych tendressów.
Uszyński.
Ale powiedzże mi co się z tobą dzieje? Wiem z gazet
że jesteś dygnitarzem…, radzcą…. dyrektorem wydziału,
to mnie bardzo ucieszyło. No ale o twojem życiu chciał-
bym się coś dowiedzieć, (spostrzega Augusta). A prze-
praszam nie spostrzegłem!…
Drecki.
Pozwól Auguście że cię zapoznam: August Nowo-
wiejski obywatel. Pan Uszyński mój kolega szkolny.
Uszyński.
I uniwersytecki…. kandydat filozofii, i professor trzy
klassowej szkoły rządowrej w Mławie. Bardzo mi miło po-
znać pana dobrodzieja.
August.
I mnie wzajemnie.
Drecki (krzywiąc się n… s.)
Professor szkoły trzy klassowej w Mławie!
Uszyński.
Ale wiesz co, że ta Warszawa, to sobie wcale duże
miasto się zrobiło. Ciężko wyszukać kogo, nawet dygnita-
rza. Obszedłem z dziesięciu Dreckich, mam tu nawet
kartki co wciąłem z bióra adressowego. Wszystkich mi
wskazali prócz ciebie. Wczoraj i dziś całe rano biegamy
z Antonim!
Drecki.
Co to jest z Antonim?
Uszyński.
Z moim synem! – przyjdzie tu niedługo, tegi chło-
pak – no ale o tem potem. Panowie tu widzę jedliście
śniadanie, a ja jeszcze na czczo!
Drecki.
Tu restauracya blizko!
Uszyński.
A toż na co? ja sobie z temi szczątkami poradzę. Och
wyborne rzeczy widzę. Prawdziwie pańskie jadło.
Drecki (n… s.J
Jest sobie bez ceremonii.
August (n… s.)
Zaczyna mnie bawić ten poczciwiec!
Uszyński.
Nie wymagam żebyście jedli ze mną…. no, ale co
usiąść to możecie. Ja moge jeść i rozmawiać razem. Pro-
szę o tu….
Drecki (n… s. siadając).
Jest jak u siebie.
August (siadając).
Służę panu dobrodziejowi.
Uszyński (jedząc).
Otóż muszę ci powiedzieć kochany przyjacielu, że ży-
cie w Mławie szczególniej z początku nie było bardzo we-
sołe,– zwyczajnie życie na prowincyi. W karty grać nie
umiałem, do rozpuszczania plotek nie miałem wprawy, po-
zy cya moja nie nazbyt świetna nie czyniła mnie przyje-
mnym dla panien na wydaniu. Jednem słowem byłem
nieużytecznym członkiem towarzystwa Mławskiego. Od-
bijałem się za to jak mogłem na Horacym i Virgilim. Zro-
biłem nawet waryant na:
ille ego qui quondam gracili modulatus avena;
zmieniając na:
ille ego qui quondam Moscoviae et Petri in urbe.
Nawiasem mówiąc miałem wątpliwość jak przetłu-
maczyć Petersburg, miasto to bowiem nie było znane
w starożytności.
August.
Słuszna uwaga.
Uszyński.
Naturalnie. Bo uważa pan dobrodziej, Rzymianie
w swojej dumie, jeden Rzym tylko nazywali Urbs; inne zaś
miasta zwały się civitas, lub oppidum. Jak tu zatem wy-
brnąć?
August.
Sęk nie lada.
Uszyński.
Pomyślawszy jednak, że Petersburg jest stolicą, że
Rzymianie już nie istnieją więc nie mogą reklamować, na-
zwałem je Petri-Urbs, zamiast civitas Petri.
August.
Bardzo słusznie. Szczególniej to pominięcie rekla-
macyi nie istniejących Rzymian, dowodzi wielkiej przezor-
ności w panu dobrodzieju.
Drecki (do Augusta n… s.)
Jesteś w swoim żywiole satyro chodząca, ale ja….
August (do Dreckiego).
Wciągnij to do rachunku utrapień. Wiesz że święty
Tomasz z Akwinu….
Uszyński (podsłyszawszy).
Tomasz z Akwinu wielki filozof panie…. wielki filo-
zof! Kant śrniedniowieczny. No ale wracam do rzeczy.
Wstyd mi się przyznać, a jednak po pewnym przeciągu
czasu Horacy i Wirgili te pochodnie ludzkości przestały
mi wystarczać. Daremno przyłączyli się do nich Owi-
dyusz, Plaut, Juvenalis, a nawet sam boski Plato. Czułem
gwałtowny i nieprzezwyciężony pociąg do towarzystwa
ludzi; appetitus societatis!
August.
Hugona Grotiusa.
Uszyński.
Aha! Hugona Grotiusa. (nachylając się do Dreckiego).
To erudyt jest! (głośno do Augusta). Pan dobrodziej fi-
lolog?
August.
Nie panie,– ja jestem pasożyt.
Uszyński.
Za moich czasów nie było takiego fakultetu.
August.
To świeżo sformowany. Ale przerwaliśmy w miej-
scu najbardziej zajmującem.
Uszyński.
Otoż w tych czasach właśnie kiedy uczuwalem pierw-
sze symptomata mojej choroby, przełożona szkoły panien,
a raczej pensyi wyższej żeńskiej, ugodziła się ze mną o lek-
cye w swoim zakładzie. Byłto wysoki dowód zaufania
z jej strony, gdyż przy moim młodym wieku….
Drecki (n… s.)