Przekroczyć granicę. Tom 2 - ebook
Przekroczyć granicę. Tom 2 - ebook
Po wielu niepowodzeniach Ola i Kamil zostają szczęśliwym małżeństwem. Otrzymują również prezent od losu – okazuje się, że Ola zachodzi w upragnioną przez nich ciążę. Ale szczęście jest czymś tak ulotnym jak przekwitły dmuchawiec i nie trwa długo. Czarne chmury znowu kłębią się nad związkiem i miłością tych dwojga. Czy poradzą sobie z przeciwnościami losu? Czy miłość i namiętność, które nieprzerwanie ich łączą, pomogą im przetrwać? Historia Oli i Kamila nie jest usłana różami.
Autorka zabiera nas do trudnego świata, w którym miłość, strata i walka o siebie nawzajem są na pierwszym miejscu. To pełna bólu, lecz także pokrzepiająca powieść, pokazująca siłę uczucia, o które warto walczyć. Polecam całym sercem. - Justyna Dziura, autorka Namiętne i szczere uczucie bohaterów rozbudzi w Was wiarę w miłość, ale co się stanie, gdy bohaterom zabraknie nadziei na lepsze jutro? Przekonajcie się o tym, poznając losy Aleksandry i Kamila, których połączyło coś pięknego, a zarazem kruchego. Polecam! - Marzena Miłek, autorka Druga część Przekroczyć granicę to fenomenalne zwroty akcji serwujące niezapomniane emocje. Aneta Sołopa przeszła samą siebie i po raz kolejny stworzyła świetną, dopracowaną historię pełną miłości i tajemnic. Jeśli zatem, drogi czytelniku, poszukujesz wyjątkowej książki, od której nie zdołasz się oderwać, ta jest idealna, bo gwarantuje rollercoaster już od pierwszych stron. - Wasza madziara.malfoy, Magdalena Spirydowicz
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-8290-216-7 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Budzę się w szpitalu. Domyślam się tego, patrząc w ostre światło jarzeniówek.
Próbuję sobie przypomnieć, co się stało, ale… dopada mnie chwilowa amnezja.
Rozglądam się, chcę poruszyć głową, lecz to nie jest łatwe. Jestem podłączona do kroplówki i tlenu, a moje ciało jest zdrętwiałe.
Zamykam oczy i myślę intensywnie nad tym, co było wcześniej. Nagle przypominam sobie, czemu tu jestem. To sprawia, że monitor, do którego jestem podłączona, zaczyna pikać w szalonym tempie. Domyślam się, że to moje serce.
Spoglądam w dół, ale mojego brzucha ciążowego nie ma. Nie ma brzucha i nie ma dziecka. Mój Boże, co się stało? Gdzie jest Kamil?
Czuję, że po policzkach płyną mi łzy. Przypominam sobie, jak źle się poczułam, wezwałam karetkę, a później chciałam zadzwonić do Kamila, ale… Co się stało? Gdzie on jest?
Rozglądam się za czerwonym przyciskiem, który zazwyczaj widziałam na filmach, i rzeczywiście – taki guzik znajduje się tuż nade mną, wystarczy sięgnąć palcem. Ostatkiem sił wyciągam dłoń i udaje mi się go wcisnąć. Światełko zaczyna mrugać, a po chwili w sali pojawiają się lekarze i Kamil.
– Maleńka! Chryste, nareszcie! – krzyczy, podchodząc.
Pielęgniarka go wymija, odsuwa i podchodzi do mnie. Lekarz zdejmuje mi maskę tlenową i zadaje pytania, jestem więc zmuszona odpowiedzieć. To jednak kompletnie mnie nie obchodzi. Chcę wiedzieć, co z naszym synem. Już.
Mija kilka minut. Doktor mnie bada, pielęgniarka zmienia kończącą się kroplówkę, a potem widzę, jak zatrzymuje się w drzwiach, poklepuje Kamila po ramieniu i kiwa głową. To mnie niepokoi, ale nie mogę nawet o nic zapytać, mając na twarzy tę przeklętą maskę, którą mi z powrotem założono.
Wreszcie lekarz opuszcza salę, a Kamil podchodzi do mnie i siada na krześle, chwytając moją dłoń. Przykłada ją sobie do ust i całuje każdy palec, po czym przytula do policzka. Wyciągam drugą rękę na tyle, na ile pozwala mi kroplówka, i głaszczę Kamila po włosach. Trwamy tak przez chwilę, a potem mój mąż patrzy na mnie ze łzami w oczach. I czymś, co jest bólem, którego moje ciało i dusza nie chcą doświadczać.
– Kochanie, wszystko ci powiem, ale musisz być spokojna. To… twoje życie nadal jest zagrożone.
Kiwam głową, choć łzy płyną mi strumieniami. Zniosę wszystko, byleby się wreszcie dowiedzieć, gdzie mój syn.
– Pogotowie nie dotarło na czas. Dostałaś… krwotoku i zakażenia krwi. Leżysz tu już… dwanaście dni. Nie było dobrze, dziecinko. Byłaś na granicy śmierci. Ale już jest lepiej. Gorączka połogowa mija – opowiada Kamil, ale nie to chcę słyszeć.
Kręcę więc głową, próbuję sięgnąć dłonią do maski, ale Kamil na to nie pozwala. Ściska moje dłonie, a łzy, które tłumił, wzbierają w nim na nowo.
– Kochanie… nasz synek… on jest w inkubatorze – wydusza w końcu.
Zaczynam oddychać głęboko i niemal histerycznie. Jezu, tak się bałam, że powie mi najgorsze… Umarłabym tutaj, straciłabym wolę i siłę do walki. Kiedy odrobinę się uspokajam, patrzę na Kamila, ale po jego wzroku i sposobie, w jaki mnie trzyma i gładzi po ręce, poznaję, że to nie wszystko, a za tym kryje się coś jeszcze głębszego.
– Przez krwotok… nasz synek… zaplątał się w pępowinę… i bardzo długo był niedotleniony. Zbyt niedotleniony, Ola – oznajmia Kamil, na co wybucham płaczem, a monitor szaleje.
Mój mąż siada na brzegu łóżka i stara się mnie objąć. Chcę się wtulić w to ciało, w tę miłość i przestać słuchać tego, czego moje serce nie chce wiedzieć. Boże. Tak o siebie dbałam, ciąża była książkowa, moje maleństwo było zdrowe, ja też… A teraz?
Kamil, jakby przechodziły między nami jakieś prądy, od razu wie, o czym myślę, i gwałtownie zaczyna protestować.
– Ola, to nie twoja wina. Pękło takie naczynie, to jeden przypadek na milion. Nikt nie mógł tego przewidzieć, nie da się tego wykryć ani temu zapobiec. Musisz być silna, musisz się uspokoić i wyzdrowieć – mówi.
Całuje mnie w czoło i zdejmuje mi maskę, aby pochylić się do moich ust.
Oddaję ten pocałunek rozpaczy i od razu pytam:
– Co z nim? Powiedz mi, zniosę wszystko.
– Jest… – Ociera łzę spływającą po jego policzku i z powrotem patrzy mi w oczy. – Jest bardzo źle. Lekarze jeszcze prowadzą diagnostykę, ale… dziecinko, nie wiemy, czy przeżyje kolejny dzień. Chciałem ci jakoś tego oszczędzić… tak mi przykro.
Nie hamuję się więcej. Płaczę tak intensywnie, szlocham, duszę się i histeryzuję, nie mogąc się uspokoić. Kamil musi wezwać pielęgniarkę, która natychmiast podaje mi coś na uspokojenie. Ale nie jest to środek, po którym usypiam. Jestem świadoma, a ta świadomość boli mnie jak nic na świecie.
– Dlaczego nie jesteś z nim? – pytam Kamila, który wrócił już na krzesło, ale wciąż trzyma mnie za rękę.
– Byłem całą noc. Moja mama tam jest. Zmieniamy się. Twoja rodzina też do nas przyjeżdża.
– Kamil, proszę cię… zrób coś, to nasz syn, muszę go chociaż zobaczyć – błagam, ściskając go za rękę.
– Nie wpuszczą cię tam, sama ledwo uniknęłaś śmierci. Nie można go zobaczyć zza szyby, jego stan jest zbyt ciężki. Porozmawiam z lekarzem, ale… – Urywa, a ja zachłystuję się powietrzem.
– Kamil… Boże, jak ty się czujesz? – dopytuję się, dopiero co uświadomiwszy sobie, że oboje mogliśmy umrzeć, a mój mąż straciłby swoją kochaną rodzinę.
Ukrywa twarz w dłoniach, a po chwili znowu widzę, jak po policzkach płyną mu łzy.
– Moje serce jest pęknięte, maleńka. Bałem się o was. Nadal się boję. Nie… Myślałem, że umrę. Myślałem, że… Nie chcesz wiedzieć, co myślałem. Modlę się, żebyście stąd wyszli.
I słusznie, że się modli, bo nic więcej nam nie pomoże. Jestem zdruzgotana tymi wiadomościami. Z żalu, a może też dzięki lekom, usypiam, a kiedy się budzę, jest już wieczór.