- promocja
Przerwane milczenie - ebook
Przerwane milczenie - ebook
Od lat spędzają wspólnie urlop w idyllicznej angielskiej posiadłości Stanbury: jej właścicielka Patricia wraz z mężem Leonem i dwiema córkami, psycholog Tim z cierpiącą na depresję żoną Evelin, naukowiec Aleksander z córką Ricardą i niedawno poślubioną, dużo młodszą od siebie żoną, Jessicą. Trzech mężczyzn łączy od czasów szkolnych bliska przyjaźń. Nowa z tym towarzystwie Jessica szybko zauważa, że beztroski nastrój jest jedynie złudzeniem i że wszyscy urlopowicze jakoś dziwnie się zachowują, zupełnie jakby mieli coś do ukrycia. Niepokojącej atmosfery nie poprawia pojawienie się tajemniczego Phillipa Bowena, przekonanego o swoim pokrewieństwie z Patricią i zgłaszającego pretensje do Stanbury. Im bardziej Jessica analizuje fakty, tym gorzej czuje się w samotnym domu. Jej złowrogie przeczucia potwierdzają się, gdy pewnego dnia wraca z samotnego spaceru po okolicy i zastaje w domu makabryczny widok.Charlotte Link to mistrzyni zagadkowej intrygi. Przerwane milczenie to kolejny, mroczny kryminał, od którego nie sposób się oderwać.
Kategoria: | Horror i thriller |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7508-777-2 |
Rozmiar pliku: | 1 000 B |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_Ogromna, wszechogarniająca cisza, jakby świat nagle wstrzymał oddech._
_„Prawdopodobnie – pomyślała Jessica – wszyscy wyszli. Pewnie na zakupy”._
_Chociaż to byłoby akurat dziwne, gdyż rano nikt nie wspomniał o tym ani słowem, a tego rodzaju wyprawy zazwyczaj wcześniej omawiano. Zawsze zresztą wszystko ze sobą omawiali. Oprócz spraw, które mogłyby zachwiać podstawami ich przyjaźni. Ale przecież nie zaliczało się do nich wyjście na zakupy._
_Cisza ta oznaczała jednak coś głębszego._
_Jessica zastanawiała się, co jest inaczej, ale nie mogła sobie tego uzmysłowić. Może również wskutek ogromnego zmęczenia. Wydarzenia ostatnich dni, nękające ją raz po raz mdłości spowodowane ciążą, niesamowite ciepło. Nie pamiętała, żeby kiedykolwiek w kwietniu utrzymywała się bez przerwy taka ładna pogoda. Już pewien czas temu zanosiło się na lekkie ochłodzenie, ale przytłaczająca duszność, niestety, wróciła._
_Jessica zawędrowała dalej, niż zamierzała, obeszła prawie całą posiadłość, lasek na zachodzie i wzgórza na południu. I dopiero teraz spostrzegła, że bardzo się spociła – ma spoconą twarz, włosy zlepione na karku, i że dostała zadyszki. Barney, jej szczeniak, podskakiwał przed nią jak gumowa piłeczka i był tak dziarski, jakby tego dnia nie biegał jeszcze ani pięciu minut. Na ogół ona też nie narzekała na kondycję, ale tej nocy dręczyły ją złe sny, a w minionych tygodniach często wymiotowała. Teraz, pod koniec trzeciego miesiąca, wydawało się, że jest już lepiej, nadal jednak czuła się bardzo osłabiona._
_Była po prostu zbyt ciepło ubrana. Kurtkę przewiązała wokół bioder już wcześniej, jeszcze kiedy ciężko stąpała po wysoko położonych łąkach. Kilka razy przyłapała się na tym, że ostrożnie ogląda się za siebie. Podczas długich samotnych spacerów wielokrotnie go spotykała. Jakby na nią czekał, jakby był pewien, że przyjdzie. Wyczuł w niej sojuszniczkę i może nawet aż tak bardzo się nie mylił. Co oczywiście oznaczało, że naruszała najwyższy nakaz grupy, ale od kilku dni i tak zadawała sobie pytanie, czy ta grupa nadal jest dla niej ważna, albo lepiej: czy ona jeszcze chce do niej należeć._
_Minęła wysoką bramę z kutego żelaza, prowadzącą do posiadłości. Często była otwarta, teraz również stała otworem. Ponieważ mur, który otaczał majątek, skruszał na wielu odcinkach albo w ogóle się rozpadł, zbytnia akuratność i tak nie miała tutaj sensu._
_Rozejrzała się z nadzieją – skoro wszyscy gdzieś wyjechali, to może ktoś właśnie wraca i podwiezie ją od bramy podjazdowej do domu. Droga wiła się tu prawie na przestrzeni kilometra, ciągle lekko się wznosząc. Jeszcze rok temu po obu jej stronach rosło wiele cienistych drzew, ale niektóre zachorowały i trzeba je było wyciąć. To sprawiło, że podjazd stracił wiele ze swojego uroku: pniaki wyglądały bardzo smutno, a gąszcz za nimi, wprowadzający zawsze romantyczny nastrój, sprawiał naraz wrażenie straszliwego zaniedbania._
_„Bardzo to wszystko tutaj podupada” – pomyślała Jessica._
_Jak okiem sięgnąć, nie było nikogo, przystanęła więc jeszcze raz na chwilę, aby głęboko zaczerpnąć tchu, po czym zaczęła pokonywać ostatni etap trasy. Bawełniany sweter, który miała na sobie, lepił się do pleców, czuła też, że rozgrzane stopy w trampkach mocno napuchły. Myśl o prysznicu i o szklance lodowatego soku pomarańczowego nabrała naraz obsesyjnego charakteru._
_Później zaś, przez resztę dnia, będzie trzymała nogi w górze i nie ruszy się z szezlonga._
_Chociaż spacer był piękny, naprawdę piękny. Wiosną w Anglii aż serce rośnie. Jessica powiodła wzrokiem za niewielkimi, poszarpanymi obłoczkami sunącymi po jasnobłękitnym niebie i wchłonęła w nozdrza łagodny wiatr, kryjący w sobie wiele obietnic, niosący zapach kwiatów. Głaskała owieczki, które swobodnie biegały po torfowiskach i ufnie się do niej zbliżały. W dolinach i na stokach kwitły żonkile, zalewając świetliście żółtym kolorem całą tę skąpo porośniętą okolicę. Ptaki śpiewały, świergotały radośnie, ćwierkały we wszystkich tonacjach..._
_Ptaki!_
_Przystanęła. Nagle zrozumiała, skąd wzięła się nad Stanbury ta nierzeczywista cisza._
_Ptaki zamilkły. Co do jednego._
_Nie pamiętała, żeby kiedykolwiek doświadczyła tak absolutnej ciszy._
_Pot na jej skórze w jednej chwili wychłódł, poczuła zimne dreszcze i uniosła ramiona. Co sprawiło, że takiego pięknego, słonecznego dnia ptaki nagle zamilkły? Coś musiało zakłócić ich spokój, tak gwałtownie i długotrwale, że zapodziała się gdzieś radość, którą potrafiły wyśpiewać. Może to kot – zbójecki, żądny krwi kot pochwycił jednego z nich i zabił, a śmiertelne krzyki ptaka utonęły w tej ciążącej, zapierającej dech ciszy?_
_Chociaż nadal czuła się wyczerpana, zaczęła iść szybciej. Poczuła pierwsze ukłucie w boku. Chętnie biegłaby tak szybko jak Barney, ale nie miała siły. Jeszcze kilka miesięcy i będzie niekształtnie opuchnięta, poza tym prawdopodobnie zacznie chodzić, kołysząc się niczym kaczka. Czy jednak później znów schudnie i zacznie wyglądać jak dawniej? Na ostatnich metrach dzielących ją od domu myśl ta, chociaż bezsensowna, nie chciała jej wyjść z głowy, choć Jessica właściwie wiedziała, że kwestia figury w tym momencie w ogóle nie ma dla niej znaczenia. Było raczej tak, że to ona sama wysuwała ją jakby na pierwszy plan, aby nie musieć myśleć o czymś innym. O tym, dlaczego marznie, chociaż jest jej gorąco, dlaczego swędzi ją skóra głowy i dlaczego odnosi dziwne wrażenie, że tak bardzo musi się śpieszyć._
_Także o tym, dlaczego ten jasny wiosenny dzień nagle nie jest już taki jasny._
_Dostrzegła szczyt domu, część pięknej fasady budynku zbudowanego w angielskim stylu późnogotyckim, refleksy promieni słonecznych kładły się na szybach z ołowiowego szkła. Z nawyku przeliczyła okna na poddaszu. Robiła to zawsze, idąc pod górę – czwarte od lewej strony było oknem ich małżeńskiej sypialni – i udało się jej dostrzec niewyraźny zarys bukietu żonkili, które zerwała jeszcze wczoraj wieczorem i wstawiła do wazonu._
_Przystanęła, a jej twarz opromienił uśmiech._
_Widok kwiatów przywrócił jej spokój ducha._
_Wtedy na środku brukowanego dziedzińca spostrzegła Patricię klęczącą przy drewnianym korycie. Przy korycie, z którego niegdyś piły owce czy krowy, a które ktoś przed laty znalazł na terenie Stanbury i przeniósł tutaj. Od tej pory sadzono w nim kwiaty, wiosenne, letnie, jesienne, zimą zaś wtykano do środka gałęzie jodły, wokół których wił się łańcuch lampek._
_– Hej! – powiedziała Jessica. – Czy nie masz wrażenia, że nagle bardzo się ociepliło?_
_Patricia najwyraźniej jej nie usłyszała, bo nie odpowiedziała, a jej szczupłe ciało nawet nie drgnęło, sprawiając wrażenie bardzo dziecinnego ciała, odzianego w powypychane dżinsy, koszulę w biało-niebieską kratkę i gumowe rękawice._
_Barney warknął cicho i naraz stanął jak wryty._
_Jessica podeszła kilka kroków bliżej._
_Patricia nie klęczała przy korycie, jak to wyglądało na pierwszy rzut oka, tylko była przewieszona przez jego krawędź, głową do dołu, z twarzą w świeżej wilgotnej ziemi. Jej lewa ręka opadła na bok, sprawiając wrażenie osobliwie wykręconej. Druga spoczywała obok głowy, z palcami wbitymi w ziemię, jakby tam znajdowało się jakieś oparcie albo coś, czego warto się było przytrzymać._
_Na kocich łbach wokół martwego ciała utworzyła się kałuża krwi, co kłóciło się z pierwszym, mimowolnym wrażeniem, że Patricia mogła doznać nagłego zaburzenia krążenia lub mdłości._
_Stało się coś znacznie straszliwszego. Coś, co było zbyt straszne, aby w ogóle można było pomyśleć tę myśl do końca._
_Jessica czuła, że musi sprawdzić, co zrobiono Patricii, ostrożnie odciągnęła więc ciało od koryta, co nie było trudne, gdyż Patricia nie była od niej wyższa i ważyła niewiele więcej niż nastolatka. Głowa przechyliła się na bok, jak gdyby wisiała jedynie na jedwabnej nitce. Wszystko było powalane krwią: koszula, długie włosy, koryto. Również ziemia wydawała się wilgotna i ciężka od krwi._
_Ktoś poderżnął Patricii gardło i zostawił leżącą tam, gdzie właśnie pracowała, usuwając pozostałe po Bożym Narodzeniu gałęzie jodły i napełniając koryto świeżą ziemią – tam, gdzie akurat sadziła świeże kwiaty. Udusiła się, wykrwawiła, w śmiertelnej walce wpiła palce w ziemię._
_W powietrzu czuło się krew._
_Ptaki z przerażenia przestały śpiewać._
_„Cisza tej chwili – pomyślała Jessica – już nigdy nie opuści Stanbury. Żadne głośne słowo nie będzie tu już nigdy na miejscu, nie mówiąc o śmiechu czy o radosnej wrzawie dzieci...”._
_Na myśl o tym mimo woli pogładziła się po brzuchu, zadając sobie pytanie, jaką krzywdę wyrządzi płodowi fakt, że matka przeżyła szok – a przeżyła go na pewno, szok bowiem to najmniejsze, co można przeżyć, gdy w dawnym poidle dla owiec znajduje się przyjaciółkę z poderżniętym gardłem. I czy przypadkiem nie straci dziecka._
_Dopiero później zaczęła się zastanawiać, czy sprawca zniknął, czy też może kręci się jeszcze gdzieś w pobliżu. Myśl ta sprawiła, że nogi nagle odmówiły jej posłuszeństwa. Stała jak sparaliżowana, a w tej śmiertelnej ciszy słyszała jedynie własny, przepełniony strachem, zasapany oddech.__Dostępne w wersji pełnej_
_Dostępne w wersji pełnej_
_Dostępne w wersji pełnej_
_Dostępne w wersji pełnej_
_Dostępne w wersji pełnej_
_Dostępne w wersji pełnej_
_Dostępne w wersji pełnej_
_Dostępne w wersji pełnej_
_Dostępne w wersji pełnej_
_Dostępne w wersji pełnej_
_Dostępne w wersji pełnej_
Część II
_Dostępne w wersji pełnej_
Część III
_Dostępne w wersji pełnej_
_Dostępne w wersji pełnej_
_Dostępne w wersji pełnej_
_Dostępne w wersji pełnej_
_Dostępne w wersji pełnej_
_Dostępne w wersji pełnej_
_Dostępne w wersji pełnej_