Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Przerwane milczenie - ebook

Data wydania:
1 września 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(3w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
29,90

Przerwane milczenie - ebook

Dopiero po 10 latach od tragicznych zamachów na World Trade Center w Nowym Jorku pojawił się w Strefie Zero po raz pierwszy. Po 20 latach zdecydował się przerwać milczenie. Jan Szumański kierował pracami porządkującymi niebezpieczne zgliszcza i z bliska widział przerażające sceny, które już na zawsze wryły się w jego pamięć.

Książka Kamila Tureckiego to pełna zwrotów podróż przez barwne życie Jana i jego najbliższych, którzy tuż przed stanem wojennym zatrwożeni opuścili Polskę, by spełnić amerykański sen. Nowy Jork pokazał im jednak swoje mroczne oblicze. Najpierw straszna bieda zaglądała w oczy, później pojawił się paraliżujący strach przed bezlitosnymi gangami. Kiedy wydawało się, że najgorsze już za nimi, nadszedł 11 września 2001 roku.

Autor rozmawia też z Polakami, którzy przeżyli atak na WTC i krewnymi ofiar. Koszmar tamtego słonecznego wtorku do dziś odciska na nich bolesne piętno, a apokaliptyczne obrazy wciąż mają przed oczami. Tak, jakby to było wczoraj...

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8250-092-9
Rozmiar pliku: 7,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP

Nowo­jor­ska inspi­ra­cja

To było w paź­dzier­niku 2019 roku. Nowy Jork przy­wi­tał mnie powie­wem chłod­nego powie­trza, zło­tymi gdzie­nie­gdzie liśćmi oraz bez­chmur­nym, kry­sta­licz­nie czy­stym nie­bem, dokład­nie takim jak 11 wrze­śnia osiem­na­ście lat wcze­śniej. Tylko kra­jo­braz jawił się zgoła ina­czej. Nie było już dwóch dum­nie pną­cych się nie­mal do nieba wież. Wtedy, w miej­scu, w któ­rym stały, zoba­czy­łem dwa wyło­żone ciem­nymi pły­tami otwory. Po ich ścia­nach woda spły­wała do jesz­cze mniej­szych dziur. Wyda­wało się, że paro­wała, nik­nąc w ciem­no­ściach bez żad­nej nadziei na odwró­ce­nie swego losu. Dokład­nie tak, jak losów kilku tysięcy osób, któ­rych ciał po zama­chach na wieże World Trade Cen­ter ni­gdy nie odna­le­ziono. One też nie miały żad­nych szans na prze­ży­cie, gdy waliły się bliź­nia­cze wieże. One też nie miały wyboru. Na pozio­mie zero wypi­sano kilka tysięcy nazwisk tych, któ­rych ofi­cjal­nie uznano za ofiary ata­ków. Obok usta­wiono skromne kwiaty sym­bo­li­zu­jące pamięć o dziadku, mężu, ojcu, bra­cie, babci, żonie, matce, sio­strze, part­ne­rze i part­nerce. Rzu­cały się jed­nak w oczy bla­skiem czer­wieni ską­pa­nej w jesien­nym słońcu, któ­rego pro­mie­nie prze­dzie­rały się ocho­czo mię­dzy drze­wami. Obok stali rodzice z nasto­let­nim chłop­cem, który nie miał prawa pamię­tać tam­tych wyda­rzeń. Przy­szedł tu i stał nie­mal nie­ru­chomo, patrząc w zadu­mie. Ojciec objął go ramie­niem. On pamię­tał, co tu się wyda­rzyło. Nikt o nic nie pytał. Wszy­scy wie­dzieli. Razem stali w ciszy.

To wła­śnie wtedy, widząc dzie­siątki zmie­rza­ją­cych w stronę daw­nych wież, milk­ną­cych z każ­dym kolej­nym kro­kiem ludzi, pomy­śla­łem sobie, że choć o zama­chach na World Trade Cen­ter w Nowym Jorku napi­sano i powie­dziano już wszystko, to nie ma jed­nak opo­wie­ści o tam­tych tra­gicz­nych wyda­rze­niach widzia­nych oczami ame­ry­kań­skiej Polo­nii i Pola­ków prze­by­wa­ją­cych w USA tym­cza­sowo.

Gdy prze­kro­czy­łem progi 9/11 Memo­rial Museum (Natio­nal Sep­tem­ber 11 Memo­rial & Museum), czyli muzeum pamięci o tym, co wyda­rzyło się w Nowym Jorku, Waszyng­to­nie i Shank­sville w Pen­syl­wa­nii, wró­ciły obrazy sprzed lat. Byłem wów­czas kil­ku­na­sto­let­nim chło­pa­kiem. Kiedy o godzi­nie ósmej czter­dzie­ści sześć pierw­szy samo­lot ude­rzył w wieżę pół­nocną, w Pol­sce zegar poka­zy­wał czter­na­stą czter­dzie­ści sześć. Był wto­rek. Koń­cówka ostat­niej lek­cji. Wszy­scy z utę­sk­nie­niem, zmę­czeni, odli­czali czas do dzwonka. Inter­net w Pol­sce wtedy racz­ko­wał, a o mediach spo­łecz­no­ścio­wych i smart­fo­nach nikt jesz­cze nie myślał. O wyda­rze­niach z Nowego Jorku dowie­dzie­li­śmy się od nauczy­cieli, a ci od dyrek­cji. Włą­czy­li­śmy stare szkolne tele­wi­zory. Rela­cję prze­ry­wały usterki tech­niczne, ale już pierw­sze obrazki z Nowego Jorku prze­ra­żały. Wtedy jesz­cze nikt nie wie­dział, co się stało. Nie­szczę­śliwy wypa­dek awio­netki − taka infor­ma­cja poja­wiała się naj­czę­ściej. W dro­dze do domu usły­sza­łem o dru­gim samo­lo­cie, który tym razem ude­rzył w wieżę połu­dniową. Wtedy zro­zu­mia­łem, że to nie może być przy­pa­dek. Następ­nego dnia zapla­no­wany był spraw­dzian z mate­ma­tyki, ale nikt nie myślał o szkole. W domu przez cały wie­czór słu­cha­li­śmy i oglą­da­li­śmy rela­cje z USA. U kole­gów i kole­ża­nek z klasy było podob­nie. Nikt nie był przy­go­to­wany. Kla­sówka została prze­ło­żona, ale powo­dów do zado­wo­le­nia za wiele nie było. Dzie­li­li­śmy się swo­imi wra­że­niami, tym, co prze­czy­ta­li­śmy, zoba­czy­li­śmy, usły­sze­li­śmy. Szu­ka­li­śmy odpo­wie­dzi na naj­bar­dziej nur­tu­jące nas pyta­nie: „Czy to wojna?”. Bali­śmy się, i nie ma w tym ani krzty prze­sady. Poko­le­nie dziad­ków żyło z traumą II wojny świa­to­wej, rodzice mie­rzyli się z komu­ni­zmem, więc może tak zaczyna się wojna mojej gene­ra­cji? Ale czy to nasza wojna? Z kim? Kto jest naszym wro­giem? Pytań było wiele. Odpo­wie­dzi brak.

Ame­ry­kań­skie muzeum nie tylko opo­wiada histo­rię tego, co wyda­rzyło się 11 wrze­śnia 2001 roku w USA. Ow­szem, możemy tu zoba­czyć wiele pamią­tek zwią­za­nych z ata­kiem na World Trade Cen­ter w Nowym Jorku, na Pen­ta­gon w Waszyng­to­nie oraz z roz­bi­ciem porwa­nego przez ter­ro­ry­stów samo­lotu w Shank­sville w Pen­syl­wa­nii. Przede wszyst­kim to jed­nak uczcze­nie pamięci wszyst­kich ofiar tam­tego tra­gicz­nego dnia. Na spe­cjal­nie przy­go­to­wa­nych inte­rak­tyw­nych ekra­nach można bowiem prze­czy­tać infor­ma­cje o każ­dej z nie­mal trzech tysięcy ofiar ata­ków ter­ro­ry­stycz­nych, do któ­rych przy­znała się orga­ni­za­cja Al-Kaida.

Wśród tych, któ­rzy zgi­nęli, byli rów­nież Polacy − zarówno ci miesz­ka­jący w USA od wielu lat, jak i ci, któ­rzy przy­je­chali do Nowego Jorku na chwilę. Kilka tygo­dni przed śmier­cią Maria Jaku­biak omal nie zgi­nęła w spa­da­ją­cej bez żad­nej kon­troli win­dzie w wieży pół­noc­nej WTC. Nor­bert Szur­kow­ski, syn słyn­nego kola­rza szo­so­wego Ryszarda Szur­kow­skiego, miał tego dnia skoń­czyć pracę w wieży jesz­cze przed otwar­ciem biur. Nie zdą­żył. Dla Łuka­sza Milew­skiego praca w restau­ra­cji na sto pierw­szym pię­trze wieży pół­noc­nej WTC sta­no­wiła tylko waka­cyjną przy­godę, pozwa­la­jącą przy oka­zji zaro­bić. Pla­no­wał wró­cić do Pol­ski, dokoń­czyć stu­dia w Bia­łym­stoku. Jan Macie­jew­ski pra­co­wał w naj­bar­dziej docho­do­wej restau­ra­cji w Nowym Jorku kilka pię­ter wyżej, czyli nad strefą ude­rze­nia samo­lotu. Na ewa­ku­ację nie miał szans. Doroty Kopiczko tego dnia miało nie być w ogóle w pracy. Samo­lot, który wbił się w wieżę, odciął jej drogę ucieczki. Podob­nie jak Annie DeBin, asy­stentce w dziale praw­nym firmy Can­tor Fit­zge­rald.

To jed­nak nie wszyst­kie pol­skie ofiary ata­ków z 11 wrze­śnia. Rzadko kiedy w mediach wspo­mina się o dwóch kolej­nych oso­bach, które wyje­chały z Pol­ski jako dzieci. Jedną z nich jest sto­larz Józef Piska­dło. W cza­sie ataku znaj­do­wał się powy­żej set­nego pię­tra jed­nej z wież. Nie miał zatem szans na pomoc. Z kolei rodzina Giny Sztejn­berg ucie­kła do Rosji przed Holo­kau­stem, by po woj­nie wró­cić do Pol­ski. Do Sta­nów Zjed­no­czo­nych wyemi­gro­wała w latach sześć­dzie­sią­tych, gdy Gina była nasto­latką. W wieży pół­noc­nej WTC pra­co­wała na dzie­więć­dzie­sią­tym szó­stym pię­trze, w stre­fie ude­rze­nia samo­lotu.

Prze­glą­da­jąc w nowo­jor­skim muzeum mul­ti­me­dialne bio­gra­fie pol­skich ofiar, tylko utwier­dzi­łem się w prze­ko­na­niu, że na dwu­dzie­stą rocz­nicę ata­ków warto je przy­bli­żyć pol­skiemu czy­tel­ni­kowi, ale także spi­sać opo­wie­ści tych, któ­rzy prze­żyli. Zapro­si­łem więc do współ­pracy Leoka­dię Gło­gow­ską ucie­ka­jącą z osiem­dzie­sią­tego dru­giego pię­tra, zaklesz­czo­nego w win­dzie Jana Dem­czura, który ura­to­wał nie tylko sie­bie, lecz także kilka innych osób, Stan­leya Tro­ja­now­skiego − bio­rą­cego udział w akcji ratun­ko­wej i Irenę, choć woli ona pozo­stać ano­ni­mowa. Ucie­kała przed kurzem i pyłem walą­cych się wież. Jej histo­ria poka­zuje, jak wielki wpływ na ludzką psy­chikę miały wyda­rze­nia z 11 wrze­śnia. Dwa lata póź­niej myślała bowiem, że histo­ria się powta­rza, a obrazy, o któ­rych chcia­łaby zapo­mnieć, wró­ciły ze zdwo­joną siłą.

W ciągu ostat­nich trzech lat opu­bli­ko­wa­łem w One­cie serię arty­ku­łów na temat olbrzy­mich odszko­do­wań, jakie mogą uzy­skać Polacy pra­cu­jący przy oczysz­cza­niu tere­nów, na któ­rych znaj­do­wał się kom­pleks World Trade Cen­ter. Ame­ry­kań­skie wła­dze fede­ralne zaprze­czały, jakoby w rejo­nie Strefy Zero powie­trze było tok­syczne i mogło mieć póź­niej wpływ na kon­dy­cję zdro­wotną prze­by­wa­ją­cych na tym tere­nie ludzi. To sta­nowi do dziś pod­stawę do ubie­ga­nia się o rekom­pen­satę finan­sową za ponie­sione straty zdro­wotne. Już po pierw­szych publi­ka­cjach zgło­siło się do mnie kil­ka­dzie­siąt osób pra­cu­jących kie­dyś na zglisz­czach wież WTC. Do tej chwili skon­tak­to­wało się ze mną ponad stu pra­cow­ni­ków twier­dzą­cych, że mają dowody na to, iż w wyma­ga­nym zakre­sie cza­so­wym (od 11 wrze­śnia 2001 do 30 maja 2002 roku) byli obecni w Stre­fie Zero. Dzięki nagło­śnie­niu sprawy w One­cie wnio­ski pięt­na­stu z nich zostały zakwa­li­fi­ko­wane do roz­pa­trze­nia przez ame­ry­kań­ski Fun­dusz Odszko­do­wań dla Ofiar Wyda­rzeń z 11 wrze­śnia (The Sep­tem­ber 11th Vic­tim Com­pen­sa­tion Fund, czyli VCF). W chwili, gdy piszę te słowa, pięć osób otrzy­mało pie­nią­dze, kolejne cztery cze­kają już tylko na prze­lew, wnio­ski sze­ściu innych − na osta­teczną wery­fi­ka­cję. Łącz­nie Polacy otrzy­mali do tej pory ponad milion dola­rów odszko­do­wa­nia (nie­mal cztery miliony zło­tych). Zaj­mu­jący się tego typu przy­pad­kami mece­nas Andrzej Kamin­ski, ame­ry­kań­ski praw­nik pol­skiego pocho­dze­nia, powie­dział mi, że sza­cuje się, iż Pola­ków, któ­rzy wciąż mogą sta­rać się o odszko­do­wa­nia, może być nawet cztery do pię­ciu tysięcy. To uświa­do­miło mi, że pol­skich histo­rii zwią­za­nych z World Trade Cen­ter jest mnó­stwo i wciąż są nie­opo­wie­dziane.

Dzięki uprzej­mo­ści mece­nasa Kamin­skiego i jego żony Bożeny Kamin­skiej, dyrek­tor Cen­trum Pol­sko-Sło­wiań­skiego (Polish Sla­vic Cen­ter), swój pomysł na książkę przed­sta­wi­łem szer­szemu gronu ame­ry­kań­skiej Polo­nii miesz­ka­ją­cej na co dzień w Nowym Jorku i oko­li­cach. Wtedy też pozna­łem bli­skich Jana Szu­mań­skiego, któ­rzy opo­wie­dzieli mi pokrótce jego histo­rię i zachę­cili mnie do kon­taktu. Jan i jego żona Wie­sława są przed­sta­wi­cie­lami pol­skiej emi­gra­cji do Sta­nów Zjed­no­czo­nych na początku lat osiem­dzie­sią­tych ubie­głego wieku, która naj­pierw tra­fiała do austriac­kich obo­zów spe­cjal­nie przy­go­to­wa­nych dla azy­lan­tów poli­tycz­nych, by liczyć na łut szczę­ścia i podróż w nie­znane z nadzieją na roz­po­czę­cie nowego, szczę­śliw­szego i bar­dziej dostat­niego życia w USA. Podob­nych histo­rii jest z pew­no­ścią znacz­nie wię­cej, ale losy Jana Szu­mań­skiego zasłu­gują na szcze­gólną uwagę, bo był on kie­row­ni­kiem załogi oczysz­cza­ją­cej znaczną czę­ści terenu z pozo­sta­ło­ści po wie­żach World Trade Cen­ter − peł­nił tę funk­cję od tra­gicz­nego wrze­śnia 2001 roku. Poka­zał mi nie­pu­bli­ko­wane dotąd zdję­cia z miej­sca, które koja­rzyło mi się ze świa­tem po apo­ka­lip­sie − poka­zu­jemy je w książce po raz pierw­szy. Z Janem pla­no­wa­łem zoba­czyć się wiele razy, jed­nak pan­de­mia koro­na­wi­rusa unie­moż­li­wiła loty do Nowego Jorku. Musie­li­śmy wyko­rzy­stać dostępną nam tech­no­lo­gię, by móc się komu­ni­ko­wać. Z każ­dym kolej­nym wir­tu­al­nym spo­tka­niem prze­ka­zy­wane przez Jana opo­wie­ści upew­niały mnie w poczu­ciu, że obok tego czło­wieka i jego rodziny nie można przejść obo­jęt­nie. Na początku ich ame­ry­kań­skiej przy­gody Nowy Jork poka­zał im swoje ciemne obli­cze, a kiedy wyda­wało się, że naj­gor­sze za nimi, nad­szedł 11 wrze­śnia 2001 roku.

Książka jest zatem podzie­lona na dwie czę­ści. Pierw­sza z nich to histo­ria Jana Szu­mań­skiego, jego rodziny, ówcze­snych przy­ja­ciół i zna­jo­mych, napi­sana na pod­sta­wie pamięt­ni­ków głów­nego boha­tera i roz­mów z nim. Druga zawiera roz­mowy z Pola­kami, któ­rzy w trak­cie ataku znaj­do­wali się w wie­żach, brali udział w akcji ratun­ko­wej lub byli w pobliżu i podob­nie jak tysiące osób ucie­kali w popło­chu, nie wie­dząc, co tak naprawdę się stało. Przed­sta­wiam też ośmioro Polek i Pola­ków, któ­rzy zgi­nęli wsku­tek zama­chów z 11 wrze­śnia − ich losy nakre­śli­łem na pod­sta­wie roz­mów z ich naj­bliż­szymi. Jed­nak nie wszy­scy chcieli wra­cać do tych wspo­mnień. Rozu­miem to i sza­nuję tę decy­zję. W tym przy­padku trudno bowiem mówić o tym, że czas leczy rany. Pod­czas spo­tkań ponow­nie je otwie­ra­li­śmy. Mimo upływu tylu lat wciąż nie chcą się zabliź­niać… Nie­raz roz­mowę trzeba było na moment prze­ry­wać, by kon­ty­nu­ować ją po chwili. Opi­su­jąc nasze rodaczki i naszych roda­ków, któ­rzy zgi­nęli, bar­dzo prze­ży­wa­łem ich histo­rie. Trudno mi było opa­no­wać żal i smu­tek. Nie zapo­mnę też widoku mojej dziew­czyny Moniki, wyraź­nie wzru­szo­nej, która jako pierw­sza recen­zentka czy­tała książkę i musiała robić sobie prze­rwy w lek­tu­rze. Celem kil­ku­mie­sięcz­nej pracy było to, aby ofiary zama­chów, a także nazna­czeni wyda­rze­niami z 11 wrze­śnia, stali się nam wszyst­kim w Pol­sce bli­scy. Głę­boko wie­rzę, że zapa­mię­tamy te nazwi­ska. Po roz­dziale poświę­co­nym odszko­do­wa­niom histo­rię zamyka pełen reflek­sji i pod­su­mo­wań list Jana do Życia.

Jan długo nie był gotowy na roz­mowę o tym, jak 11 wrze­śnia 2001 roku zmie­nił życie całej jego rodziny. Z tego miej­sca bar­dzo dzię­kuję mu za zaufa­nie, za inspi­ru­jące roz­mowy i udo­stęp­nie­nie mi wspo­mnień i doku­men­tów, zamknię­tych dotąd w szu­fla­dzie.

Dzię­kuję rodzi­nom pol­skich ofiar tra­gicz­nych wyda­rzeń sprzed dwu­dzie­stu lat. Mimo wielu trud­nych pytań i wspo­mnień zgo­dzili się przede mną otwo­rzyć i opo­wie­dzieć histo­rię swo­ich naj­bliż­szych, któ­rzy zna­leźli się w nie­od­po­wied­nim miej­scu w nie­od­po­wied­nim cza­sie.

Dzię­kuję Leoka­dii Gło­gow­skiej, Ire­nie, Janowi Dem­czu­rowi i Stan­ley­owi Tro­ja­now­skiemu za ich świa­dec­twa, boha­ter­stwo i wiarę w osta­teczne zwy­cię­stwo dobra nad złem.

Dzię­kuję Boże­nie Kamin­skiej i Andrze­jowi Kamin­skiemu za wszelką pomoc, życz­li­wość, dobre serce, a także gościn­ność pod­czas pobytu w Nowym Jorku.

Dzię­kuję Rodzi­nie za wspar­cie, dobre słowo i trzy­ma­nie kciu­ków.

Dzię­kuję mojej miło­ści Monice za pomoc, zro­zu­mie­nie, cier­pli­wość, poświę­ce­nie i wiarę w powo­dze­nie pro­jektu. Każ­dego kolej­nego dnia moty­wo­wała mnie do dal­szego dzia­ła­nia. Bez jej wspar­cia byłoby dużo trud­niej.PRO­LOG

Wokół nastała cisza. Sły­chać tylko deli­katne puka­nie w ścianę z wid­nie­jącą na niej liczbą 50. To numer pię­tra, na któ­rym zatrzy­mała się winda. W ciągu zale­d­wie kilku sekund spa­dła o co naj­mniej kil­ka­na­ście kon­dy­gna­cji. Drzwi są otwarte. Wyczu­wa­jąc rękami płytę kar­to­nowo-gip­sową oddzie­la­jącą pasa­że­rów od zbaw­czego kory­ta­rza, Jan Dem­czur spo­gląda za sie­bie.

− Chyba będę pró­bo­wał roz­bić ją gumową ścią­gaczką do okien − odzywa się, spo­glą­da­jąc na pię­ciu współ­pa­sa­że­rów. Nie ocze­kuje apro­baty. Wie, co ma robić. Dziś zaj­muje się myciem okien w budyn­kach World Trade Cen­ter, wcze­śniej pra­co­wał na budo­wach. Ściąga prze­szka­dza­jącą gumę, pozo­sta­wia­jąc sam metal. Ściana deli­kat­nie się kru­szy, ale efekt jest mizerny w zesta­wie­niu z wło­żo­nym wysił­kiem. Na czole Jana poja­wiają się kro­ple potu. Po kilku minu­tach ręce drżą coraz bar­dziej. Ścierp­nięte upusz­czają narzę­dzie − spada mię­dzy ścianę a windę. Z ner­wów łza poja­wia się w oku. „Czy tak wła­śnie ma wyglą­dać mój koniec?” − prze­myka mu przez głowę. Przed oczami poja­wiają się obrazy żony i dzieci. Duszący dym wgryza się w noz­drza. Wra­ca­jący ze śnia­da­nia współ­pa­sa­że­ro­wie mieli przy sobie zamo­czone w kawie i mleku ser­wetki, które poprzy­ty­kali do nosa. Jan zagląda z nadzieją do wia­dra. Na jego dnie leży krótki meta­lowy trzo­nek ścią­gaczki.

− Pano­wie, ostrymi koń­cami możemy pró­bo­wać prze­bi­jać ścianę. Ta ma mak­sy­mal­nie dwa i pół cen­ty­me­tra gru­bo­ści. Damy radę…

− Ucie­kać! Natych­miast ucie­kać! − grzmi kolega Leoka­dii Gło­gow­skiej z osiem­dzie­sią­tego dru­giego pię­tra. W życiu by nie podej­rze­wała, że potrafi on wydać z sie­bie taki ryk… Zawsze grzeczny, bar­dzo spo­kojny, opa­no­wany i deli­katny. Gdyby głos pod­niósł ktoś inny, pew­nie nikt nie zwró­ciłby uwagi, ale to był on. Prze­żył atak na World Trade Cen­ter w 1993 roku. Pamięta dosko­nale tamte wyda­rze­nia. Wie, co należy robić. Leoka­dia bie­gnie w stronę wyj­ścia przy ścia­nie wschod­niej. Do tego od strony pół­noc­nej kie­rują się ci z jej pię­tra, któ­rzy są naj­bli­żej. Oprócz niej sześć do ośmiu osób. Hol, przez który prze­cho­dzi się do wind, wypeł­niony jest gęstym, czar­nym dymem.

− Panie Boże, jeśli to jest moment mojej śmierci, bła­gam, daj mi tylko pokój w sercu. Przyj­mij mnie do sie­bie − mówi cicho sama do sie­bie.

Przed oczami prze­la­tują jej wyda­rze­nia z ostat­niego pół­ro­cza, szcze­gól­nie to z 15 sierp­nia. Omal wtedy nie zgi­nęła. Nie ma jed­nak wyj­ścia. Nie wie, co kryje się za dymem, ale z wiarą w oca­le­nie wska­kuje w ciem­ność. Po chwili z tuma­nów wyła­nia się prze­ciw­po­ża­rowa klatka scho­dowa. Pusta. Nikogo nie ma. Leoka­dia bar­dzo szybko poko­nuje około dwu­dzie­stu pię­ter w dół. To dzięki san­da­łom, które wło­żyła w ostat­niej chwili przed wyj­ściem do pracy, choć zasta­na­wiała się nad szpil­kami. Nikt nie wycho­dzi z biur. Chyba wszy­scy cze­kają na komu­ni­kat. Tak prze­cież uczą pod­czas szko­leń…

Tym razem Jan Szu­mań­ski nie zwraca uwagi na Man­hat­tan za oknem. W akom­pa­nia­men­cie pły­ną­cej z radia muzyki ustala w gło­wie plan dnia. Spo­kój zostaje prze­rwany przez prze­ra­żony głos bry­ga­dzi­sty.

− Wie­siek, nie rozu­miem, o czym mówisz. Nie krzycz tak, uspo­kój się, pro­szę. W czym pro­blem? − Jan pró­buje pojąć, o co cho­dzi kole­dze.

− Janek, powta­rzam. Coś ude­rzyło w wieże. Na ulice spa­dają frag­menty budynku. Nie jedź tam.

− Co ty wyga­du­jesz?

− Janek, zro­zu­mia­łeś?

− Tak − odpo­wiada, dostrze­gł­szy w tym momen­cie przez okno samo­chodu dym uno­szący się z jed­nej z wież. Wie­siek jesz­cze coś mówi, ale kotłu­jące się w gło­wie myśli zagłu­szają jego słowa. Jan patrzy na zega­rek. Jest tuż przed dzie­wiątą.

− Muszę szybko doje­chać na budowę i zoba­czyć, co się dzieje − mówi sam do sie­bie, jed­nak w tej samej chwili zdaje sobie sprawę, że nakre­ślo­nego naprędce planu nie uda się zre­ali­zo­wać. Poli­cja już blo­kuje ulice, wszę­dzie two­rzą się gigan­tyczne korki. Kiedy jest w dro­dze do głów­nego biura firmy, dzien­ni­ka­rze radiowi prze­ka­zują kosz­marną wia­do­mość − nastą­piła druga eks­plo­zja, tym razem w wieży połu­dnio­wej World Trade Cen­ter. Z naj­now­szych infor­ma­cji wynika, że ogień w pierw­szej z „bliź­nia­czych wież” to praw­do­po­dob­nie efekt błędu pilota i wypadku spor­to­wej awio­netki.

− Cóż to się dzieje? − pyta Jan wła­ści­ciela firmy, któ­rego spo­tyka w biu­rze.

− To jest nie­praw­do­po­dobne. Sam spójrz. Przed chwilą powie­dzieli, że drugi samo­lot ude­rzył, tym razem w drugą wieżę.

− Jak to: drugi samo­lot? Prze­cież mówiono o jakiejś eks­plo­zji, wcze­śniej o wypadku.

− Tak, ale zobacz to.

W tele­wi­zji wła­śnie poka­zują w zwol­nio­nym tem­pie, jak samo­lot pasa­żer­ski wbija się w wieżę połu­dniową.

− Janek, to nie może być przy­pa­dek. Ktoś nas wła­śnie zaata­ko­wał…
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: