- W empik go
Przyczynek do podróży Bougainville'a - ebook
Przyczynek do podróży Bougainville'a - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 203 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dzieło przypisane jest królowi; poprzedza je ustęp, w którym autor zdaje sprawę ze wszystkich podróży podjętych dokoła świata. P. de Bougainville jest pierwszym Francuzem, który pokusił się o tę trudną i niebezpieczną przeprawę. Młode lata strawił na studiach matematycznych, połączonych raczej z siedzącym trybem życia. Nie łatwo zrozumieć, w jaki sposób od spokoju i swobody ustronnego i poświęconego medytacji obyczaju można przejść do chęci podróżowania; chyba że ktoś zechce uważać statek jako pływający dom, na którym człowiek przebywa olbrzymie przestrzenie, unieruchomiony w bardzo szczupłym zamknięciu, przebiegając morze na desce, tak jak przestworza wszechświata na ziemi. Druga pozorna sprzeczność między usposobieniem pana de Bougainville'a a jego zamiarem, to jego zamiłowanie do uciech. Lubi kobiety, widowiska, wykwintne biesiady; żyje w wirze świata, poddając mu się z równą swobodą, co kaprysom żywiołu, na którym kołysał się tak długo. Jest miły, wesoły, prawdziwy Francuz, obciążony z jednej strony Traktatem o rachunku całkowym i różniczkowym, z drugiej Podróżą dokoła świata. Miał wszelkie potrzebne wiadomości, aby wyciągnąć korzyść ze swej długiej wędrówki; filozoficzne spojrzenie, stanowczość, odwagę, szeroki horyzont, szczerość, rzut oka, który ogarnia rzecz i skraca czas spostrzeżeń; ostrożność, cierpliwość; pragnienie widzenia, pouczenia się i stania się użytecznym; wiedzę matematyczną, mechanikę; znajomość nauk przyrodniczych, geometrii i astronomii.
Korzyść jego podróży można sprowadzić do trzech głównych punktów: lepsza znajomość naszej starej siedziby i jej mieszkańców; większe bezpieczeństwo mórz, które przebiegł z sondą w ręku, i większa ścisłość map. Marynarze i geografowie nie mogą tedy ominąć jego dzieła. Pisane jest bez przesady, zainteresowanie płynie wyłącznie z samej rzeczy, z prawdy i prostoty. Z rozmaitych cytatów starożytnych widać, że ów podróżnik miał Wergilego w głowie albo w walizce.
P. de Bougainville wyrusza z Nantes, przerzyna Ocean aż do cieśniny Magellana, wpływa na Ocean Spokojny, przewija się wśród wysp tworzących ów olbrzymi archipelag zawarty między Filipinami a Nową Holandią, ociera się o Madagaskar, Przylądek Dobrej Nadziei, zamyka koło przez Atlantyk, opływa Afrykę i przybija do lądu w Saint-Malo.
Nie byłbym nigdy uwierzył, że zwierzęta zbliżają się do człowieka bez obawy, że ptaki siadają na nim, gdy nie znają niebezpieczeństwa tej poufałości; p… de Bougainville nie pozwala wącpić o tym.
Człowiek mógł dostać się z lądu stałego na wyspę, ale w jaki sposób dostały się tam pies, jeleń, sarna, wilk, lisy?
Wzywam wszystkie morskie potęgi, aby wysyłały do zamorskich posiadłości jedynie ludzi dobroczynnych, uczciwych, ludzkich obywateli, zdolnych współczuć z niedolami podróżnika, który, nabłądziwszy się miesiące całe między niebem a ziemią, między życiem a śmiercią, skołatany przez burze, zagrożony po sto razy zagładą przez rozbicie, chorobę, brak chleba lub wody, przybywa na strzaskanym statku, wycieńczony znużeniem i nędzą, aby się rzucić do stóp potwora ze spiżu; i oto ten odmawia mu koniecznej pomocy lub daje niemiłosiernie na nią czekać! Takie okrucieństwo to zbrodnia godna surowej kary.
P. de Bougainville prześlizguje się bardzo zręcznie i bezstronnie koło wypędzenia jezuitów z Paragwaju, którego to wydarzenia był świadkiem. Nie mówi o tym wszystkiego, co wie; niemniej widocznym jest, że ci okrutni Spartanie w sutannach postępowali ze swymi indyjskimi niewolnikami tak, jak z helotami postępowano w Lakonii. Skazywali ich na wytężającą i nieustanną pracę; karmili się ich potem; nie zostawiali im żadnej własności; trzymali ich w ciemnocie i zabobonie; kazali sobie świadczyć najgłębszą cześć i kroczyli wśród tych biedaków z batem, którym ćwiczyli nie bacząc na wiek i płeć. Usunęli się chytrze spod powagi monarszej: jeszcze sto lat, a wygnanie ich byłoby niemożliwe lub też stałoby się przyczyną długiej wojny.
P. de Bougainville widział w Ziemi Ognistej Patagończyków, którymi kapitan Byron i doktór Maty narobili tyle hałasu; otóż są to poczciwi ludzie, którzy ściskają przybysza wołając chaua, silni i krzepcy, ale nie przerastający pięciu stóp i sześciu cali, ogromni jedynie swą barczystą postawą, wielkością głowy oraz grubością członków. W jaki sposób człowiek mający z natury pociąg do cudowności miałby widzieć rzeczy tak, jak są, skoro trzeba mu jakąś nadzwyczajnością usprawiedliwić trud, jaki sobie zadał, aby je oglądać? Wśród historyków podróżnicy, jak wśród literatów erudyci, muszą być uważani za najbardziej łatwowiernych i naiwnych: kłamią, przesadzają, oszukują, i to bez złej wiary.
Dzieło pana de Bougainville'a przedstawia w wielu miejscach człowieka dzikiego tak głupim, iż arcydzieła przemysłu ludzkiego nie wzruszają go, tak samo jak wielkie zjawiska przyrody; zawsze widywał te fenomeny; nie myśli o tym; nie cuduje się im; brak mu elementarnych pojęć, które by go nauczyły prawdziwie szacować dzieła sztuki. Okrucieństwo, jakie spotyka się u nich niekiedy, może mieć źródło w codziennej potrzebie obrony od dzikich zwierząt. W ustronnych okolicach, gdzie nic nie mąci spokoju i bezpieczeństwa, odznaczają się słodyczą i niewinnością. Wszelka wojna rodzi się ze wspólnych roszczeń do jednej własności; tygrys ma wspólną pretensję z człowiekiem do posiadania lasów i to jest najstarszy, pierwszy spór;
człowiek ma wspólną pretensję z drugim człowiekiem do pola, którego kraniec każdy z nich zajmuje.
Jeżeli rzucicie okiem na wyspę Lansjerów, nie możecie się wstrzymać, aby nie spytać, co mogło tam pomieścić tych ludzi? Jaka łączność wiąże ich z łańcuchem innych istot? W jaki sposób mogą się rozmnażać na wyspie posiadającej nie więcej niż milę średnicy? P. de Bougainville nie umie tego wyjaśnić. Odpowiedziałbym na ostatnie pytanie, iż mordują się albo zjadają wzajem, lub też jakieś zabobonne prawo wstrzymuje ich mnożność lub wreszcie giną pod nożem kapłana. Odpowiedziałbym jeszcze, iż z czasem pomieszczono niewątpliwie punkt honoru w tym, aby się dać zarzynać; wszystkie urządzenia społeczne i narodowe utrwalają się i wyradzają z czasem w nadnaturalne i boskie prawa; na odwrót, wszystkie prawa nadnaturalne i boskie umacniają się i uwieczniają wyradzając się w prawa społeczne i narodowe. Jest to dla szczęścia i oświaty rodzaju ludzkiego jedna z najbardziej opłakanych palingenez.
Tajemnica odsalania wody morskiej za pomocą przyrządu Poissonniera jest tedy odkryciem bardzo istotnej użyteczności. Cieszy mnie to; w ciągu doby można uzyskać beczułkę słodkiej wody.
Ach! panie de Bougainville, oddal swój okręt od brzegu niewinnych i błogosławionych Taitów; są szczęśliwi, możesz jedynie zaszkodzić ich szczęściu. Idą za zmysłem natury, a ty zatrzesz w nich ten dostojny i święty charakter. Wszystko należy do wszystkich, ty wniesiesz między nich złowrogie rozróżnienie mego a twego; żony i córki są im wspólne, a ty rozpalisz wśród nich szały miłości i zazdrości. Są wolni, a oto ty wkładasz w szklaną butelkę obłudne tytuły ich przyszłego niewolnictwa. Obejmujesz w posiadanie ich kraj, jak gdyby nie należał do nich; pomyśl, iż równie niesprawiedliwy, równie szalony jesteś wypisując na mosiężnej tablicy: „Ten kraj jest nasz”, dlatego żeś na nim postawił stopę, co gdyby Taita wylądował na naszym brzegu i postawiwszy na nim nogę wyrył na której z naszych skał lub na naszym dębie: „Ten kraj należy do mieszkańców Taiti”. Jesteś silniejszy; cóż to znaczy? Krzyczysz przeciw hobbizmowi społecznemu, a praktykujesz go w stosunku do obcego narodu. Handlujcież z nimi, kupujcie ich płody, zawieźcie im wasze, ale nie zakuwajcie ich w łańcuchy. Ten człowiek, którym rozrządzacie jak bydlęciem lub rośliną, jest dziecięciem natury jak wy. Jakie prawo macie nad nim? Zostawcie mu jego obyczaje: uczciwsze są i mądrzejsze niż wasze. Nieświadomość jego warta więcej niż cała wasza wiedza; na nic mu się nie zda wasza oświata. Nie znał plugawej choroby, wyście mu ją zanieśli; niebawem rozkosze jego będą haniebnie zatrute. Nie znał zbrodni ani rozpusty; dziewczęta poddawały się pieszczotom młodych ludzi w obecności rodziców, w kręgu niewinnych mieszkańców, przy dźwięku fletni, wśród tańców; a wy chcecie zatruć ich dusze swymi niedorzecznymi i fałszywymi poglądami, obudzić w nich świadomość występku za pomocą urojonych pojęć wstydu. Kryjcie się w ciemnościach ze skażoną towarzyszką waszych uciech, ale pozwólcie dobrym i prostym Taitom rozmnażać się bez wstydu, w obliczu nieba, w biały dzień. Ledwie zjawiliście się u nich, stali się złodziejami; ledwie stąpiliście na ich ziemię, zrumieniła się krwią; Taitę, który przyjął was wołając: Tayo, przyjaciel, przyjaciel, zabiliście. I czemuście go zabili? Dlatego, że go skusił blask europejskich błyskotek; dawał wam swoje owoce, dom, żonę, córkę, a wyście go zabili za kawałek szkiełka, który wam ściągnął. Widzę tych Taitów, jak chronią się na góry, zdjęci grozą i lękiem; gdyby nie czcigodny starzec, który was osłania, w jednej chwili wymordowaliby was wszystkich. O, czcigodny ojcze tej licznej rodziny, jak ja cię podziwiam, jak ja cię sławię! Kiedy rzucasz wzgardliwe spojrzenia na tych cudzoziemców, nie zdradzając ani dziwu, ani niepokoju, ani obawy, ani ciekawości, twoje milczenie, twarz twoja pełna zadumy i troski aż nadto osłaniają twoją myśl: wzdychasz w głębi serca nad zachodem pięknych dni swego kraju. Pociesz się: dochodzisz kresu, nie ujrzysz już klęski, którą przeczuwasz!
Przechadzacie się, ty i twoi ludzie, mości de Bougainville, po całej wyspie, wszędzie was podejmują, korzystacie ze wszystkiego, nikt wam nie stawia tamy; żadne drzwi nie są wam zamknięte, ponieważ użytek drzwi jest nieznany; zapraszają was, siadacie; roztaczają przed wami całe bogactwo kraju. Chcecie dziewcząt? Nie porywajcie ich; oto matki prowadzą je ku wam całkowicie nagie; oto chaty pełne mężczyzn i kobiet; oto jesteś posiadaczem młodej ofiary obowiązków gościnności. Zaścielają wam ziemię liśćmi i kwiatami, grajkowie nastroili instrumenty, nic nie zamąci słodyczy waszych uścisków; dziewczę odpowie im z całą swobodą; rozlega się hymn, hymn, który zagrzewa cię, abyś był mężczyzną, zachęca twą kochankę, aby była kobietą, kobietą uległą, rozkoszną i tkliwą; i oto, wyszedłszy z objęć tej kobiety zabiłeś jej przyjaciela, brata, może ojca! Wreszcie oddalacie się z Taiti, słyszycie żegnania dobrych i prostodusznych mieszkańców; obyście mogli i wy, i wasi współobywatele, i inni mieszkańcy Europy znaleźć śmierć w odmętach morskich, nim powrócicie tu znowu! Od świtu spostrzegają, iż narządzacie żagle; rzucają się na was, ściskają was, płaczą. Płaczcie, nieszczęśliwi Taici, płaczcie; ale płaczcie nad przybyciem, a nie nad odjazdem tych ambitnych, zepsutych i złych ludzi. Kiedyś, poznacie ich lepiej; kiedyś przybędą z krucyfiksem w jednej dłoni, a sztyletem w drugiej, mordować was lub zmusić, byście przyjęli ich obyczaj i wiarę; jednego dnia, znajdziecie się pod ich jarzmem, prawie równie nieszczęśliwi jak oni.
P. de Bougainville wziął z sobą na pokład młodego krajowca; za pierwszym lądem, jaki Taita ujrzał, sądził, że to ojczyzna podróżnika. Aoturu (to imię Taity) nie przestał wzdychać za swym krajem; jakoż p… de Bougainville odesłał go pokrywszy cały wydatek i uczyniwszy, co można, dla zapewnienia mu bezpieczeństwa podróży. O Aoturu, jakże rad będziesz ujrzeć ojca, matkę, braci, siostry, kochankę i ziomków! Co im opowiesz o nas?
Kawaler de Bournaud, towarzysz podróży pana de Bougainville'a, miał służącego nazwiskiem Barré. Gdy wylądowano na wyspie Taiti, krajowcy otaczają Barrégo, krzyczą, że to kobieta, i gotują się wyświadczyć jej honory należne płci. Barré była to w istocie dziewczyna rodem z Burgundii, sierota, która przebrała się za mężczyznę, skuszona chętką podróży naokoło świata. Nie była ani ładna, ani brzydka; miała dwadzieścia sześć czy siedem lat i odznaczała się przez cały czas podróży wielką odwagą i najskrupulatniejszą obyczajnością.
P. de Bougainville chwali wielce sposoby, za pomocą których Holendrzy zapewnili sobie wyłączny handel korzeniami, trzciną cukrową, goździkami i muszkatem: najpierw, zakupując liście z drzew, które to drzewa, obdzierane przez trzy lata, musiały w końcu zginąć; następnie, niszcząc dokoła wszystkie szczepy i zamykając je w ogrodzeniu dość szczupłym, aby go można było upilnować. Pierwsza próba wydarcia im tego bogactwa musi się udać; dziw jest, iż nie podjęto jej w ciągu dwóch lat.
Do opisu podróży p… de Bougainville dołączył słowniczek języka Taiti, z którego widzimy, iż alfabet tego ludu nie posiada ani a, ani c, ani d, ani f , ani g, ani q, ani x, ani y, ani z, co tłumaczy, czemu Aoturu, który był już w pewnym wieku, nie mógł zgoła nauczyć się naszej mowy, w której było zbyt wiele nowych dźwięków dla jego mało giętkich organów.
Po tym słowniku mieści się kilka uwag pana de Peirère, tłumacza królewskiego, który tym bardziej usprawiedliwia młodego Taitę.
Oto jedyna podróż, której czytanie obudziło we mnie pociąg do obcych ziem. Dotąd ostatecznym wynikiem moich rozważań było, że nigdzie człowiekowi nie jest lepiej niż u siebie.
Pomówię, z okazji podróży pana Anquetil do Indii, o duchu podróży, których nie jestem wielkim zwolennikiem, i przytoczę swoje racje. Nie rozwiodłem się nad najważniejszymi szczegółami tej podróży dokoła świata, ponieważ dotyczą prawie wyłącznie spostrzeżeń nautycznych, astronomicznych i geograficznych, równie ważnych dla poznania globu i bezpieczeństwa podróżników, jak opowieści wypełniające dzieła innych podróżników ważne są dla poznania człowieka, ale mniej od tych drugich zabawne. Aby mieć z nich korzyść, trzeba udać się do samego dzieła p. Bougainville'a, do którego odsyłam, ostrzegając wszelako, iż niewiele zeń skorzysta, kto nie jest oswojony z językiem marynarzy, dla których, zdaje się, autor szczególnie je przeznaczył. Tak wnoszę z małego jego starania o to, aby tę lekturę uczynić łatwą dla innych.Przyczynek do podróży Bougainville\'a czyli dialog pomiędzy A. i B. o niewłaściwości wiązania pojęć moralnych z pewnymi czynnościami fizycznymi, które ich nie znoszą.
At quanto meliora monet, pugnanti aque istis,
Dives opis natura suae, tu si modo recte.
Dispensare velis, ac non fugienda petendis Immiscere:
tuo vitio, rerumne labores,
Nil referre putas?
HORAT. Satir. lib. I. sat. 2, v. 73 et seq.I. Sąd o podróży Bougainville\'a
A. – To wspaniałe gwieździste sklepienie, pod którym spotkaliśmy się wczoraj i które zdawało się uręczać piękny dzień, nie dotrzymało słowa.
B. – Cóż można wiedzieć?
A. – Mgła jest tak gęsta, iż zasłania widok pobliskich drzew.
B. – To prawda; ale jeżeli ta mgła, która zajmuje niższą część atmosfery jedynie dlatego, iż jest ona dostatecznie naładowana wilgocią, opadnie na ziemię?