Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Przyczynek do podróży Bougainville'a - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Przyczynek do podróży Bougainville'a - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 203 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Po­dróż do­ko­ła świa­ta do­ko­na­na przez fre­ga­tę kró­lew­ską La Bo­udeu­se i sta­tek l'Eto­ile, w la­tach 1766, 1767, 1768, 1769, pod do­wódz­twem pana de Bo­uga­invil­le'a

Dzie­ło przy­pi­sa­ne jest kró­lo­wi; po­prze­dza je ustęp, w któ­rym au­tor zda­je spra­wę ze wszyst­kich po­dró­ży pod­ję­tych do­ko­ła świa­ta. P. de Bo­uga­invil­le jest pierw­szym Fran­cu­zem, któ­ry po­ku­sił się o tę trud­ną i nie­bez­piecz­ną prze­pra­wę. Mło­de lata stra­wił na stu­diach ma­te­ma­tycz­nych, po­łą­czo­nych ra­czej z sie­dzą­cym try­bem ży­cia. Nie ła­two zro­zu­mieć, w jaki spo­sób od spo­ko­ju i swo­bo­dy ustron­ne­go i po­świę­co­ne­go me­dy­ta­cji oby­cza­ju moż­na przejść do chę­ci po­dró­żo­wa­nia; chy­ba że ktoś ze­chce uwa­żać sta­tek jako pły­wa­ją­cy dom, na któ­rym czło­wiek prze­by­wa ol­brzy­mie prze­strze­nie, unie­ru­cho­mio­ny w bar­dzo szczu­płym za­mknię­ciu, prze­bie­ga­jąc mo­rze na de­sce, tak jak prze­stwo­rza wszech­świa­ta na zie­mi. Dru­ga po­zor­na sprzecz­ność mię­dzy uspo­so­bie­niem pana de Bo­uga­invil­le'a a jego za­mia­rem, to jego za­mi­ło­wa­nie do uciech. Lubi ko­bie­ty, wi­do­wi­ska, wy­kwint­ne bie­sia­dy; żyje w wi­rze świa­ta, pod­da­jąc mu się z rów­ną swo­bo­dą, co ka­pry­som ży­wio­łu, na któ­rym ko­ły­sał się tak dłu­go. Jest miły, we­so­ły, praw­dzi­wy Fran­cuz, ob­cią­żo­ny z jed­nej stro­ny Trak­ta­tem o ra­chun­ku cał­ko­wym i róż­nicz­ko­wym, z dru­giej Po­dró­żą do­ko­ła świa­ta. Miał wszel­kie po­trzeb­ne wia­do­mo­ści, aby wy­cią­gnąć ko­rzyść ze swej dłu­giej wę­drów­ki; fi­lo­zo­ficz­ne spoj­rze­nie, sta­now­czość, od­wa­gę, sze­ro­ki ho­ry­zont, szcze­rość, rzut oka, któ­ry ogar­nia rzecz i skra­ca czas spo­strze­żeń; ostroż­ność, cier­pli­wość; pra­gnie­nie wi­dze­nia, po­ucze­nia się i sta­nia się uży­tecz­nym; wie­dzę ma­te­ma­tycz­ną, me­cha­ni­kę; zna­jo­mość nauk przy­rod­ni­czych, geo­me­trii i astro­no­mii.

Ko­rzyść jego po­dró­ży moż­na spro­wa­dzić do trzech głów­nych punk­tów: lep­sza zna­jo­mość na­szej sta­rej sie­dzi­by i jej miesz­kań­ców; więk­sze bez­pie­czeń­stwo mórz, któ­re prze­biegł z son­dą w ręku, i więk­sza ści­słość map. Ma­ry­na­rze i geo­gra­fo­wie nie mogą tedy omi­nąć jego dzie­ła. Pi­sa­ne jest bez prze­sa­dy, za­in­te­re­so­wa­nie pły­nie wy­łącz­nie z sa­mej rze­czy, z praw­dy i pro­sto­ty. Z roz­ma­itych cy­ta­tów sta­ro­żyt­nych wi­dać, że ów po­dróż­nik miał We­rgi­le­go w gło­wie albo w wa­liz­ce.

P. de Bo­uga­invil­le wy­ru­sza z Nan­tes, prze­rzy­na Oce­an aż do cie­śni­ny Ma­gel­la­na, wpły­wa na Oce­an Spo­koj­ny, prze­wi­ja się wśród wysp two­rzą­cych ów ol­brzy­mi ar­chi­pe­lag za­war­ty mię­dzy Fi­li­pi­na­mi a Nową Ho­lan­dią, ocie­ra się o Ma­da­ga­skar, Przy­lą­dek Do­brej Na­dziei, za­my­ka koło przez Atlan­tyk, opły­wa Afry­kę i przy­bi­ja do lądu w Sa­int-Malo.

Nie był­bym nig­dy uwie­rzył, że zwie­rzę­ta zbli­ża­ją się do czło­wie­ka bez oba­wy, że pta­ki sia­da­ją na nim, gdy nie zna­ją nie­bez­pie­czeń­stwa tej po­ufa­ło­ści; p… de Bo­uga­invil­le nie po­zwa­la wąc­pić o tym.

Czło­wiek mógł do­stać się z lądu sta­łe­go na wy­spę, ale w jaki spo­sób do­sta­ły się tam pies, je­leń, sar­na, wilk, lisy?

Wzy­wam wszyst­kie mor­skie po­tę­gi, aby wy­sy­ła­ły do za­mor­skich po­sia­dło­ści je­dy­nie lu­dzi do­bro­czyn­nych, uczci­wych, ludz­kich oby­wa­te­li, zdol­nych współ­czuć z nie­do­la­mi po­dróż­ni­ka, któ­ry, na­błą­dziw­szy się mie­sią­ce całe mię­dzy nie­bem a zie­mią, mię­dzy ży­ciem a śmier­cią, sko­ła­ta­ny przez bu­rze, za­gro­żo­ny po sto razy za­gła­dą przez roz­bi­cie, cho­ro­bę, brak chle­ba lub wody, przy­by­wa na strza­ska­nym stat­ku, wy­cień­czo­ny znu­że­niem i nę­dzą, aby się rzu­cić do stóp po­two­ra ze spi­żu; i oto ten od­ma­wia mu ko­niecz­nej po­mo­cy lub daje nie­mi­ło­sier­nie na nią cze­kać! Ta­kie okru­cień­stwo to zbrod­nia god­na su­ro­wej kary.

P. de Bo­uga­invil­le prze­śli­zgu­je się bar­dzo zręcz­nie i bez­stron­nie koło wy­pę­dze­nia je­zu­itów z Pa­ra­gwa­ju, któ­re­go to wy­da­rze­nia był świad­kiem. Nie mówi o tym wszyst­kie­go, co wie; nie­mniej wi­docz­nym jest, że ci okrut­ni Spar­ta­nie w su­tan­nach po­stę­po­wa­li ze swy­mi in­dyj­ski­mi nie­wol­ni­ka­mi tak, jak z he­lo­ta­mi po­stę­po­wa­no w La­ko­nii. Ska­zy­wa­li ich na wy­tę­ża­ją­cą i nie­ustan­ną pra­cę; kar­mi­li się ich po­tem; nie zo­sta­wia­li im żad­nej wła­sno­ści; trzy­ma­li ich w ciem­no­cie i za­bo­bo­nie; ka­za­li so­bie świad­czyć naj­głęb­szą cześć i kro­czy­li wśród tych bie­da­ków z ba­tem, któ­rym ćwi­czy­li nie ba­cząc na wiek i płeć. Usu­nę­li się chy­trze spod po­wa­gi mo­nar­szej: jesz­cze sto lat, a wy­gna­nie ich by­ło­by nie­moż­li­we lub też sta­ło­by się przy­czy­ną dłu­giej woj­ny.

P. de Bo­uga­invil­le wi­dział w Zie­mi Ogni­stej Pa­ta­goń­czy­ków, któ­ry­mi ka­pi­tan By­ron i dok­tór Maty na­ro­bi­li tyle ha­ła­su; otóż są to po­czci­wi lu­dzie, któ­rzy ści­ska­ją przy­by­sza wo­ła­jąc chaua, sil­ni i krzep­cy, ale nie prze­ra­sta­ją­cy pię­ciu stóp i sze­ściu cali, ogrom­ni je­dy­nie swą bar­czy­stą po­sta­wą, wiel­ko­ścią gło­wy oraz gru­bo­ścią człon­ków. W jaki spo­sób czło­wiek ma­ją­cy z na­tu­ry po­ciąg do cu­dow­no­ści miał­by wi­dzieć rze­czy tak, jak są, sko­ro trze­ba mu ja­kąś nad­zwy­czaj­no­ścią uspra­wie­dli­wić trud, jaki so­bie za­dał, aby je oglą­dać? Wśród hi­sto­ry­ków po­dróż­ni­cy, jak wśród li­te­ra­tów eru­dy­ci, mu­szą być uwa­ża­ni za naj­bar­dziej ła­two­wier­nych i na­iw­nych: kła­mią, prze­sa­dza­ją, oszu­ku­ją, i to bez złej wia­ry.

Dzie­ło pana de Bo­uga­invil­le'a przed­sta­wia w wie­lu miej­scach czło­wie­ka dzi­kie­go tak głu­pim, iż ar­cy­dzie­ła prze­my­słu ludz­kie­go nie wzru­sza­ją go, tak samo jak wiel­kie zja­wi­ska przy­ro­dy; za­wsze wi­dy­wał te fe­no­me­ny; nie my­śli o tym; nie cu­du­je się im; brak mu ele­men­tar­nych po­jęć, któ­re by go na­uczy­ły praw­dzi­wie sza­co­wać dzie­ła sztu­ki. Okru­cień­stwo, ja­kie spo­ty­ka się u nich nie­kie­dy, może mieć źró­dło w co­dzien­nej po­trze­bie obro­ny od dzi­kich zwie­rząt. W ustron­nych oko­li­cach, gdzie nic nie mąci spo­ko­ju i bez­pie­czeń­stwa, od­zna­cza­ją się sło­dy­czą i nie­win­no­ścią. Wszel­ka woj­na ro­dzi się ze wspól­nych rosz­czeń do jed­nej wła­sno­ści; ty­grys ma wspól­ną pre­ten­sję z czło­wie­kiem do po­sia­da­nia la­sów i to jest naj­star­szy, pierw­szy spór;

czło­wiek ma wspól­ną pre­ten­sję z dru­gim czło­wie­kiem do pola, któ­re­go kra­niec każ­dy z nich zaj­mu­je.

Je­że­li rzu­ci­cie okiem na wy­spę Lan­sje­rów, nie mo­że­cie się wstrzy­mać, aby nie spy­tać, co mo­gło tam po­mie­ścić tych lu­dzi? Jaka łącz­ność wią­że ich z łań­cu­chem in­nych istot? W jaki spo­sób mogą się roz­mna­żać na wy­spie po­sia­da­ją­cej nie wię­cej niż milę śred­ni­cy? P. de Bo­uga­invil­le nie umie tego wy­ja­śnić. Od­po­wie­dział­bym na ostat­nie py­ta­nie, iż mor­du­ją się albo zja­da­ją wza­jem, lub też ja­kieś za­bo­bon­ne pra­wo wstrzy­mu­je ich mnoż­ność lub wresz­cie giną pod no­żem ka­pła­na. Od­po­wie­dział­bym jesz­cze, iż z cza­sem po­miesz­czo­no nie­wąt­pli­wie punkt ho­no­ru w tym, aby się dać za­rzy­nać; wszyst­kie urzą­dze­nia spo­łecz­ne i na­ro­do­we utrwa­la­ją się i wy­ra­dza­ją z cza­sem w nad­na­tu­ral­ne i bo­skie pra­wa; na od­wrót, wszyst­kie pra­wa nad­na­tu­ral­ne i bo­skie umac­nia­ją się i uwiecz­nia­ją wy­ra­dza­jąc się w pra­wa spo­łecz­ne i na­ro­do­we. Jest to dla szczę­ścia i oświa­ty ro­dza­ju ludz­kie­go jed­na z naj­bar­dziej opła­ka­nych pa­lin­ge­nez.

Ta­jem­ni­ca od­sa­la­nia wody mor­skiej za po­mo­cą przy­rzą­du Po­is­son­nie­ra jest tedy od­kry­ciem bar­dzo istot­nej uży­tecz­no­ści. Cie­szy mnie to; w cią­gu doby moż­na uzy­skać be­czuł­kę słod­kiej wody.

Ach! pa­nie de Bo­uga­invil­le, od­dal swój okręt od brze­gu nie­win­nych i bło­go­sła­wio­nych Ta­itów; są szczę­śli­wi, mo­żesz je­dy­nie za­szko­dzić ich szczę­ściu. Idą za zmy­słem na­tu­ry, a ty za­trzesz w nich ten do­stoj­ny i świę­ty cha­rak­ter. Wszyst­ko na­le­ży do wszyst­kich, ty wnie­siesz mię­dzy nich zło­wro­gie roz­róż­nie­nie mego a twe­go; żony i cór­ki są im wspól­ne, a ty roz­pa­lisz wśród nich sza­ły mi­ło­ści i za­zdro­ści. Są wol­ni, a oto ty wkła­dasz w szkla­ną bu­tel­kę ob­łud­ne ty­tu­ły ich przy­szłe­go nie­wol­nic­twa. Obej­mu­jesz w po­sia­da­nie ich kraj, jak gdy­by nie na­le­żał do nich; po­myśl, iż rów­nie nie­spra­wie­dli­wy, rów­nie sza­lo­ny je­steś wy­pi­su­jąc na mo­sięż­nej ta­bli­cy: „Ten kraj jest nasz”, dla­te­go żeś na nim po­sta­wił sto­pę, co gdy­by Ta­ita wy­lą­do­wał na na­szym brze­gu i po­sta­wiw­szy na nim nogę wy­rył na któ­rej z na­szych skał lub na na­szym dę­bie: „Ten kraj na­le­ży do miesz­kań­ców Ta­iti”. Je­steś sil­niej­szy; cóż to zna­czy? Krzy­czysz prze­ciw hob­bi­zmo­wi spo­łecz­ne­mu, a prak­ty­ku­jesz go w sto­sun­ku do ob­ce­go na­ro­du. Han­dluj­cież z nimi, ku­puj­cie ich pło­dy, za­wieź­cie im wa­sze, ale nie za­ku­waj­cie ich w łań­cu­chy. Ten czło­wiek, któ­rym roz­rzą­dza­cie jak by­dlę­ciem lub ro­śli­ną, jest dzie­cię­ciem na­tu­ry jak wy. Ja­kie pra­wo ma­cie nad nim? Zo­staw­cie mu jego oby­cza­je: uczciw­sze są i mą­drzej­sze niż wa­sze. Nie­świa­do­mość jego war­ta wię­cej niż cała wa­sza wie­dza; na nic mu się nie zda wa­sza oświa­ta. Nie znał plu­ga­wej cho­ro­by, wy­ście mu ją za­nie­śli; nie­ba­wem roz­ko­sze jego będą ha­nieb­nie za­tru­te. Nie znał zbrod­ni ani roz­pu­sty; dziew­czę­ta pod­da­wa­ły się piesz­czo­tom mło­dych lu­dzi w obec­no­ści ro­dzi­ców, w krę­gu nie­win­nych miesz­kań­ców, przy dźwię­ku flet­ni, wśród tań­ców; a wy chce­cie za­truć ich du­sze swy­mi nie­do­rzecz­ny­mi i fał­szy­wy­mi po­glą­da­mi, obu­dzić w nich świa­do­mość wy­stęp­ku za po­mo­cą uro­jo­nych po­jęć wsty­du. Kryj­cie się w ciem­no­ściach ze ska­żo­ną to­wa­rzysz­ką wa­szych uciech, ale po­zwól­cie do­brym i pro­stym Ta­itom roz­mna­żać się bez wsty­du, w ob­li­czu nie­ba, w bia­ły dzień. Le­d­wie zja­wi­li­ście się u nich, sta­li się zło­dzie­ja­mi; le­d­wie stą­pi­li­ście na ich zie­mię, zru­mie­ni­ła się krwią; Ta­itę, któ­ry przy­jął was wo­ła­jąc: Tayo, przy­ja­ciel, przy­ja­ciel, za­bi­li­ście. I cze­mu­ście go za­bi­li? Dla­te­go, że go sku­sił blask eu­ro­pej­skich bły­sko­tek; da­wał wam swo­je owo­ce, dom, żonę, cór­kę, a wy­ście go za­bi­li za ka­wa­łek szkieł­ka, któ­ry wam ścią­gnął. Wi­dzę tych Ta­itów, jak chro­nią się na góry, zdję­ci gro­zą i lę­kiem; gdy­by nie czci­god­ny sta­rzec, któ­ry was osła­nia, w jed­nej chwi­li wy­mor­do­wa­li­by was wszyst­kich. O, czci­god­ny oj­cze tej licz­nej ro­dzi­ny, jak ja cię po­dzi­wiam, jak ja cię sła­wię! Kie­dy rzu­casz wzgar­dli­we spoj­rze­nia na tych cu­dzo­ziem­ców, nie zdra­dza­jąc ani dzi­wu, ani nie­po­ko­ju, ani oba­wy, ani cie­ka­wo­ści, two­je mil­cze­nie, twarz two­ja peł­na za­du­my i tro­ski aż nad­to osła­nia­ją two­ją myśl: wzdy­chasz w głę­bi ser­ca nad za­cho­dem pięk­nych dni swe­go kra­ju. Po­ciesz się: do­cho­dzisz kre­su, nie uj­rzysz już klę­ski, któ­rą prze­czu­wasz!

Prze­cha­dza­cie się, ty i twoi lu­dzie, mo­ści de Bo­uga­invil­le, po ca­łej wy­spie, wszę­dzie was po­dej­mu­ją, ko­rzy­sta­cie ze wszyst­kie­go, nikt wam nie sta­wia tamy; żad­ne drzwi nie są wam za­mknię­te, po­nie­waż uży­tek drzwi jest nie­zna­ny; za­pra­sza­ją was, sia­da­cie; roz­ta­cza­ją przed wami całe bo­gac­two kra­ju. Chce­cie dziew­cząt? Nie po­ry­waj­cie ich; oto mat­ki pro­wa­dzą je ku wam cał­ko­wi­cie na­gie; oto cha­ty peł­ne męż­czyzn i ko­biet; oto je­steś po­sia­da­czem mło­dej ofia­ry obo­wiąz­ków go­ścin­no­ści. Za­ście­la­ją wam zie­mię li­ść­mi i kwia­ta­mi, graj­ko­wie na­stro­ili in­stru­men­ty, nic nie za­mą­ci sło­dy­czy wa­szych uści­sków; dziew­czę od­po­wie im z całą swo­bo­dą; roz­le­ga się hymn, hymn, któ­ry za­grze­wa cię, abyś był męż­czy­zną, za­chę­ca twą ko­chan­kę, aby była ko­bie­tą, ko­bie­tą ule­głą, roz­kosz­ną i tkli­wą; i oto, wy­szedł­szy z ob­jęć tej ko­bie­ty za­bi­łeś jej przy­ja­cie­la, bra­ta, może ojca! Wresz­cie od­da­la­cie się z Ta­iti, sły­szy­cie że­gna­nia do­brych i pro­sto­dusz­nych miesz­kań­ców; oby­ście mo­gli i wy, i wasi współ­o­by­wa­te­le, i inni miesz­kań­cy Eu­ro­py zna­leźć śmierć w od­mę­tach mor­skich, nim po­wró­ci­cie tu zno­wu! Od świ­tu spo­strze­ga­ją, iż na­rzą­dza­cie ża­gle; rzu­ca­ją się na was, ści­ska­ją was, pła­czą. Płacz­cie, nie­szczę­śli­wi Ta­ici, płacz­cie; ale płacz­cie nad przy­by­ciem, a nie nad od­jaz­dem tych am­bit­nych, ze­psu­tych i złych lu­dzi. Kie­dyś, po­zna­cie ich le­piej; kie­dyś przy­bę­dą z kru­cy­fik­sem w jed­nej dło­ni, a szty­le­tem w dru­giej, mor­do­wać was lub zmu­sić, by­ście przy­ję­li ich oby­czaj i wia­rę; jed­ne­go dnia, znaj­dzie­cie się pod ich jarz­mem, pra­wie rów­nie nie­szczę­śli­wi jak oni.

P. de Bo­uga­invil­le wziął z sobą na po­kład mło­de­go kra­jow­ca; za pierw­szym lą­dem, jaki Ta­ita uj­rzał, są­dził, że to oj­czy­zna po­dróż­ni­ka. Aotu­ru (to imię Ta­ity) nie prze­stał wzdy­chać za swym kra­jem; ja­koż p… de Bo­uga­invil­le ode­słał go po­kryw­szy cały wy­da­tek i uczy­niw­szy, co moż­na, dla za­pew­nie­nia mu bez­pie­czeń­stwa po­dró­ży. O Aotu­ru, jak­że rad bę­dziesz uj­rzeć ojca, mat­kę, bra­ci, sio­stry, ko­chan­kę i ziom­ków! Co im opo­wiesz o nas?

Ka­wa­ler de Bo­ur­naud, to­wa­rzysz po­dró­ży pana de Bo­uga­invil­le'a, miał słu­żą­ce­go na­zwi­skiem Bar­ré. Gdy wy­lą­do­wa­no na wy­spie Ta­iti, kra­jow­cy ota­cza­ją Bar­régo, krzy­czą, że to ko­bie­ta, i go­tu­ją się wy­świad­czyć jej ho­no­ry na­leż­ne płci. Bar­ré była to w isto­cie dziew­czy­na ro­dem z Bur­gun­dii, sie­ro­ta, któ­ra prze­bra­ła się za męż­czy­znę, sku­szo­na chęt­ką po­dró­ży na­oko­ło świa­ta. Nie była ani ład­na, ani brzyd­ka; mia­ła dwa­dzie­ścia sześć czy sie­dem lat i od­zna­cza­ła się przez cały czas po­dró­ży wiel­ką od­wa­gą i naj­skru­pu­lat­niej­szą oby­czaj­no­ścią.

P. de Bo­uga­invil­le chwa­li wiel­ce spo­so­by, za po­mo­cą któ­rych Ho­len­drzy za­pew­ni­li so­bie wy­łącz­ny han­del ko­rze­nia­mi, trzci­ną cu­kro­wą, goź­dzi­ka­mi i musz­ka­tem: naj­pierw, za­ku­pu­jąc li­ście z drzew, któ­re to drze­wa, ob­dzie­ra­ne przez trzy lata, mu­sia­ły w koń­cu zgi­nąć; na­stęp­nie, nisz­cząc do­ko­ła wszyst­kie szcze­py i za­my­ka­jąc je w ogro­dze­niu dość szczu­płym, aby go moż­na było upil­no­wać. Pierw­sza pró­ba wy­dar­cia im tego bo­gac­twa musi się udać; dziw jest, iż nie pod­ję­to jej w cią­gu dwóch lat.

Do opi­su po­dró­ży p… de Bo­uga­invil­le do­łą­czył słow­ni­czek ję­zy­ka Ta­iti, z któ­re­go wi­dzi­my, iż al­fa­bet tego ludu nie po­sia­da ani a, ani c, ani d, ani f , ani g, ani q, ani x, ani y, ani z, co tłu­ma­czy, cze­mu Aotu­ru, któ­ry był już w pew­nym wie­ku, nie mógł zgo­ła na­uczyć się na­szej mowy, w któ­rej było zbyt wie­le no­wych dźwię­ków dla jego mało gięt­kich or­ga­nów.

Po tym słow­ni­ku mie­ści się kil­ka uwag pana de Pe­irère, tłu­ma­cza kró­lew­skie­go, któ­ry tym bar­dziej uspra­wie­dli­wia mło­de­go Ta­itę.

Oto je­dy­na po­dróż, któ­rej czy­ta­nie obu­dzi­ło we mnie po­ciąg do ob­cych ziem. Do­tąd osta­tecz­nym wy­ni­kiem mo­ich roz­wa­żań było, że nig­dzie czło­wie­ko­wi nie jest le­piej niż u sie­bie.

Po­mó­wię, z oka­zji po­dró­ży pana Anqu­etil do In­dii, o du­chu po­dró­ży, któ­rych nie je­stem wiel­kim zwo­len­ni­kiem, i przy­to­czę swo­je ra­cje. Nie roz­wio­dłem się nad naj­waż­niej­szy­mi szcze­gó­ła­mi tej po­dró­ży do­ko­ła świa­ta, po­nie­waż do­ty­czą pra­wie wy­łącz­nie spo­strze­żeń na­utycz­nych, astro­no­micz­nych i geo­gra­ficz­nych, rów­nie waż­nych dla po­zna­nia glo­bu i bez­pie­czeń­stwa po­dróż­ni­ków, jak opo­wie­ści wy­peł­nia­ją­ce dzie­ła in­nych po­dróż­ni­ków waż­ne są dla po­zna­nia czło­wie­ka, ale mniej od tych dru­gich za­baw­ne. Aby mieć z nich ko­rzyść, trze­ba udać się do sa­me­go dzie­ła p. Bo­uga­invil­le'a, do któ­re­go od­sy­łam, ostrze­ga­jąc wsze­la­ko, iż nie­wie­le zeń sko­rzy­sta, kto nie jest oswo­jo­ny z ję­zy­kiem ma­ry­na­rzy, dla któ­rych, zda­je się, au­tor szcze­gól­nie je prze­zna­czył. Tak wno­szę z ma­łe­go jego sta­ra­nia o to, aby tę lek­tu­rę uczy­nić ła­twą dla in­nych.Przy­czy­nek do po­dró­ży Bo­uga­invil­le\'a czy­li dia­log po­mię­dzy A. i B. o nie­wła­ści­wo­ści wią­za­nia po­jęć mo­ral­nych z pew­ny­mi czyn­no­ścia­mi fi­zycz­ny­mi, któ­re ich nie zno­szą.

At qu­an­to me­lio­ra mo­net, pu­gnan­ti aque istis,

Di­ves opis na­tu­ra suae, tu si modo rec­te.

Di­spen­sa­re ve­lis, ac non fu­gien­da pe­ten­dis Im­mi­sce­re:

tuo vi­tio, re­rum­ne la­bo­res,

Nil re­fer­re pu­tas?

HO­RAT. Sa­tir. lib. I. sat. 2, v. 73 et seq.I. Sąd o po­dró­ży Bo­uga­invil­le\'a

A. – To wspa­nia­łe gwieź­dzi­ste skle­pie­nie, pod któ­rym spo­tka­li­śmy się wczo­raj i któ­re zda­wa­ło się urę­czać pięk­ny dzień, nie do­trzy­ma­ło sło­wa.

B. – Cóż moż­na wie­dzieć?

A. – Mgła jest tak gę­sta, iż za­sła­nia wi­dok po­bli­skich drzew.

B. – To praw­da; ale je­że­li ta mgła, któ­ra zaj­mu­je niż­szą część at­mos­fe­ry je­dy­nie dla­te­go, iż jest ona do­sta­tecz­nie na­ła­do­wa­na wil­go­cią, opad­nie na zie­mię?
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: