Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Przygody brygadiera Gerarda. The Adventures of Gerard - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Przygody brygadiera Gerarda. The Adventures of Gerard - ebook

Książka w dwóch wersjach językowych: polskiej i angielskiej. A dual Polish-English language edition.

Pełna humoru powieść przygodowa nosząca tytuł „Przygody brygadiera Gerarda” po raz pierwszy została opublikowana w roku 1902. Powieść ta opowiada o przygodach żołnierza, który służył pod Napoleonem, a który lubi się przechwalać i ubarwiać swoje dokonania, tak na polu bitewnym, jak i podboje serc pięknych kobiet. Etienne Gerard, huzar armii francuskiej, jest porywczy, ekstrawagancki i niewiarygodnie pewny siebie. To właśnie próżność jest najbardziej znanym atrybutem Gerarda – jest on absolutnie przekonany, że jest najodważniejszym żołnierzem, największym szermierzem, najznamienitszym jeźdźcem i najbardziej dzielnym kochankiem we Francji. Gerard nie uważa tak bez podstaw, ponieważ przy wielu okazjach wykazuje znaczną odwagę. Ma także obsesję na punkcie honoru i chwały. Conan Doyle, czyniąc swojego bohatera próżnym Francuzem, wykpił zarówno stereotypowe angielskie spojrzenie na Francuzów, jak i – stereotypowe francuskie spojrzenie Francuzów na angielskie maniery i postawy.

 

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7950-637-8
Rozmiar pliku: 296 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Przygody brygadiera Gerarda

Jak brygadier Gerard stracił ucho

W kawiarni siedział stary brygadjer i opowiadał historyjki z czasów swej młodości.

– Widziałem tyle miast, ile mam włosów na głowie, panowie. Do wielu z nich wjechałem jako zwycięzca na czele ośmiuset mych dzielnych jeźdźców. Na czele Wielkiej Armji znajdowała się zawsze kawalerja, na czele kawalerji znajdowali się zawsze huzarzy, a na czele huzarów byłem ja!

Ale ze wszystkich miast, które odwiedziliśmy, najniekorzystniejsze i najśmieszniejsze położenie posiada Wenecja. Nie mogę sobie wyobrazić, jak założyciele tego miasta mogli sobie pomyśleć manewry jazdy! Nawet sam Murat lub Lasalle nie umieliby tutaj pomieścić ani jednego szwadronu!

Dlatego też pozostawiliśmy ciężką jazdę Kellermanna i naszych huzarów na kwaterach w Padwie. Załogą w mieście stanęła tylko piechota Sucheta. Ten generał wybrał mnie sobie na adjutanta na tę zimę, ponieważ zaimponowała mu moja przygoda z szermierzem w Medjolanie. Doskonale bestja machał, a całem szczęściem dla armji francuskiej było, że mnie przeciwstawiono jemu.

Zresztą dobrze mu się stało, gdyż jeżeli komuś nie podoba się głos jakiejś śpiewaczki, wolno mu go przecież nie słuchać; ale obrazić piękną kobietę publicznie, to chyba wstyd i hańba, za którą odpokutować należy.

Wszelkie sympatje były więc po mojej stronie, a gdy się ta historja skończyła i wdowie po nieboszczyku przyznano należną jej pensję, wybrał mnie Suchet na swego osobistego adjutanta.

Udałem się z nim do Wenecji, gdzie mnie spotkała właśnie ta szczególna przygoda, o której wam zaraz opowiem, panowie.

Chyba żaden z was nie był jeszcze w Wenecji? Nie, gdyż Francuzi podróżują rzadko po świecie. Ale w owych czasach byliśmy podróżnikami całą gębą! Podróżowaliśmy od Moskwy aż do Kairu, coprawda w większych kompanjach, niż to ludziom mogło być przyjemnem, a naszymi paszportami i biletami wizytowemi były armaty.

Mówię wam, że nastaną dla Europy znowu bardzo kiepskie czasy, gdyż Francuzi wybiorą się w podróż; opuszczają oni swoją ojczyznę bardzo niechętnie, ale skoro raz już powzięli to postanowienie, bardzo dla nich ciężkie, a będą mieli takiego przewodnika, jak nasz mały kapral, który im wskaże jedynie możliwą drogę, wtedy nikt nie będzie mógł wiedzieć, kiedy zawrócą zpowrotem do domu.

Ale te sławne czasy niestety już minęły. Wielkich ludzi już niema, a ja, ostatni z nich, muszę tutaj siedzieć przy butelce podłego wina krajowego i ograniczać się na opowiadaniu wam anegdotek z dawnych czasów, z tych czasów, gdy nami przewodził mały kapral.

Ale prawda, miałem wam opowiadać o Wenecji, panowie.

Ludzie żyją tam tak, jak wodne szczury na jakichś wydmach, czy licho wie na czem. Posiadają bardzo ładne pałace i kościoły, zwłaszcza św. Marka; największy to z nich, jaki kiedykolwiek widziałem w życiu. Największą ich dumą są jednak posągi i obrazy, słynne w całej Europie. Wielu jest żołnierzy, którzy sądzą, iż wojownik może się rozumieć tylko na walce i na plądrowaniu.

Do nich należał naprzykład stary Bouvet, który padł w walce z Prusakami w tym samym dniu, w którym ja dostałem medal cesarski. Gdy przyszło wyprowadzić go z obozu lub kantyny i rozmawiać z nim o sztuce lub wiedzy, siedział jak prawdziwy baran.

Najwyżej w moich oczach stoi ten żołnierz, który umie jak ja ocenić należycie wytwory ducha i umysłu.

Do armji wstąpiłem coprawda także za młodu, a wachmistrz był jedynym moim nauczycielem, ale szedłem przez świat z otwartemi oczyma. W ten sposób można i musi się wiele nauczyć.

Dlatego też mogłem i umiałem podziwiać w Wenecji obrazy, znałem nazwiska tych wielkich mistrzów, którzy je malowali; Michała Tycjana i Angela i innych bardzo wielu.

I Napoleon podziwiał ich utwory, a znał się na tem doskonale, co mi każdy przyznać musi, gdyż pierwszą jego czynnością po zajęciu miasta było, iż najlepsze obrazy wysłał do Paryża.

My wszyscy braliśmy co się dało i co dostać było można. Ja wziąłem tylko dwa obrazy. Jeden z nich, „Zaskoczone nimfy“, zatrzymałem dla siebie, z drugiego zaś, „Św. Barbara“, zrobiłem podarunek mej matce.

Zresztą prawdą jest, iż niektórzy z naszych ludzi pod względem posągów i obrazów nie zachowywali się przystojnie.

Wenecjanie byli bardzo do tych rzeczy przywiązani, a te cztery konie bronzowe nad głównym portykiem swej katedry kochali jak swoje rodzone dzieci.

Ja zawsze znałem się doskonale na koniach i przyglądałem się tym czterem z wielką uwagą; naprawdę, wiele one nie były warte. Były zanadto kościste dla lekkiej jazdy, a przed armaty brakowało im należytej wagi. Były to jednak jedyne konie, które się znajdowały w mieście, mieszkańcy lepszych nie widzieli. Płakali gorzko, gdy je wysyłano, a następnej nocy zwłoki dziesięciu żołnierzy francuskich pływały sobie w kanałach.

Za karę za to morderstwo wysłano jeszcze więcej obrazów, a żołnierze niszczyli posągi i strzelali do pięknie namalowanych szyb.

To doprowadziło mieszkańców do wściekłości, a nasz pobyt w mieście nie stał się bardzo przyjemnym. Wielu oficerów i żołnierzy przepadło gdzieś tej zimy, a nie można było nawet odnaleźć ich zwłok.

Ja osobiście miałem bardzo wiele do czynienia i wskutek tego nie tak znowu bardzo cierpiałem.

W każdym kraju uczyłem się najpierw jego języka. W tym celu wyszukiwałem sobie zawsze jakąś damulkę uprzejmą, któraby mnie chciała uczyć, a potem ćwiczyliśmy wspólnie praktycznie. Jest to najwięcej zajmująca metoda uczenia się, nie doszedłem jeszcze do trzydziestki, a znałem już wszystkie języki Europy.

Coprawda to to, czego się człowiek w ten sposób nie nauczy, nie posiada wielkiej wartości w życiu powszedniem. Co to za korzyść dla takiego, jak ja, który ma do czynienia z żołnierzami i chłopami, gdy im może tylko powiedzieć: „Kocham cię jedyną na świecie“! a po wojnie: „Powrócę z pewnością!“

Nie miałem nigdy w swojem życiu tak przyjemnej nauczycielki, jak w Wenecji. Na imię jej było Łucja, a nazywała się... no do djabła, prawdziwy żołnierz nie powinien nigdy pamiętać nazwisk!

Nie chcę być niedyskretnym, panowie, ale powiem wam, że należała do starej patrycjuszowskiej rodziny, a jej ojciec był dożą Wenecji.

Powiadam wam, była to wyszukana piękność – skoro ja, brygadjer małego kaprala, powiadam wam, że była, to nią musiała być! To coś znaczy, moi panowie!

Mam swój własny sąd, posiadam doskonałą pamięć, a prócz tego zmysł porównawczy, którego nikt w świecie posiadać nie może!

Ze wszystkich kobiet, które mnie kochały, nawet dwudziestu nie mogę przyznać tej zalety!

Ale powtarzam wam, moi panowie, Łucja była wyszukanie piękną! Ze względu na jej smagłą cerę mógłbym ją porównać tylko z ową Dolores z Toledo.

Gdy walczyłem pod Masséną w Portugalji, kochałem w Santarem małą brunetkę... nazwiska, jak zwykle nie pamiętam.

Była ona także skończoną pięknością, ale nie posiadała tego wdzięku i tych skończonych kształtów, co Łucja.

Była także jeszcze Agnieszka... nie wiem doprawdy, której z nich przyznać palmę pierwszeństwa... ale Łucja była z nich najwspanialszą! Może kto nie wierzy?

Podczas tej sprawy z obrazami spotkałem ją po raz pierwszy.

Ojciec jej posiadał pałac po drugiej stronie mostu Rialto nad Canale Grandę; na murach tej wspaniałej budowli znajdowały się tak przepyszne rzeźby, że Suchet wysłał cały oddział saperów, aby je zdjąć i wysłać do Paryża.

Stałem na czele tych ludzi, a gdy spostrzegłem łzy tej pięknej Łucji, nabrałem przekonania, że te rzeźby się rozkruszą, skoro im się odbierze podporę. Zaraportowałem to i saperów ściągnięto.

Wskutek tego stałem się przyjacielem rodziny, wypiłem z ojcem nie jedną buteleczkę Chianti, a dwa razy tylko z jego córeczką podczas lekcji języka.

Wielu oficerów francuskich pożeniło się tej zimy w Wenecji, i ja byłbym postąpił tak samo, gdyż kochałem Łucję z całej duszy...

Ale cóż... ja, brygadjer małego kaprala, posiadałem tylko pałasz, konia, pułk, matkę, cesarza i laskę marszałkowską w tornistrze! Huzar posiada coprawda dość miejsca w sercu dla kochanki, ale nie dla żony!

Myślałem tak wtedy, panowie, nie wiedząc także iż przyjdą na mnie samotne chwile, gdy będę tęsknił za jakąś życzliwą mi, a kochającą ręką, której będę musiał zazdrościć towarzyszom broni, znajdującym się w kole rodzinnem. Może nieprawda?

Ta miłość, którą uważałem za żart i igraszkę, ta miłość – teraz dopiero to widzę – nadaje życiu prawdziwą treść. Jest to coś najuroczystszego i najświętszego na ziemi!...

Dzięki, panowie, dzięki...

Wino jest dobre, a druga butelczyna wcaleby nie zawadziła...

A teraz opowiem wam, panowie, ile była winna miłość moja do Łucji w najstraszniejszej z moich przygód, które kiedykolwiek przebyłem w życiu. A gdzie się podział kawałek mego prawego ucha? Cóż?

Już nieraz chcieliście się dowiedzieć, gdzie on się podział, ale dziś wieczorem nareszcie się dowiecie panowie.

Suchet miał wtedy swą główną kwaterę w pałacu doży Dandolo wpobliżu placu św. Marka. Było to pod koniec zimy, a ja poszedłem do teatru Godini. Po powrocie znalazłem bilet od Łucji, a na kanale czekała na mnie gondola. Prosiła mnie, abym natychmiast do niej przybył, ponieważ znajduje się w ciężkiej potrzebie.

Dla Francuza i żołnierza odpowiedź nie mogła być trudna. Za chwilę znalazłem się w łodzi, która też natychmiast odpłynęła w jakiś ciemny kanał. Pamiętam jeszcze, iż uderzyła mnie przy wsiadaniu barczysta postać gondoljera. Był to najbarczystszy człowiek, jakiego widziałem w mem życiu. Ale ci gondoljerzy w Wenecji, to są wogóle silni ludzie, a siłaczów między nimi nie brak. Otóż ów siłacz zajął miejsce za mną i zaczął wiosłować całą siłą.

Dobry żołnierz w kraju nieprzyjacielskim powinien mieć się zawsze na baczności. Było to zawsze przykazaniem mego życia, a tylko temu zawdzięczam, iż na moje stare lata jeszcze żyję.

Ale tej nocy byłem jeszcze tak głupi i tak wesoły, jak najmłodszy z rekrutów, który obawia się tego, iż mogą uważać go za tchórza.

Pistolet w pośpiechu zostawiłem w domu. Pałasz miałem wprawdzie przy boku, ale to nie w każdym wypadku pewna broń.

Rozparłem się w mojej gondoli, marząc wśród szmeru wód i pluskotania wioseł.

Droga prowadziła przez wąską sieć kanałów, po obu stronach wznosiły się wysokie domy, nad niemi widać było tylko mały skrawek gwiazdami usłanego nieba. Tu i owdzie przy mostach lampa olejna rozsiewała swoje mdłe światło, niekiedy widać było świeczkę, palącą się przed jakimś świętym obrazem. Zresztą wszędzie było ciemno, a mogłem dostrzec tylko pianę, powstałą wskutek prucia fal przez czub gondoli.

Miejsce i czas były jakby stworzone do marzeń...

Zacząłem myśleć o przeszłości, o wszystkich wielkich czynach, w których brałem udział, o koniach, na których jeździłem, o kobietach, które kochałem i które mnie kochały. Potem myśli moje zabiegły aż do mej drogiej matuli; wystawiałem sobie tę radość, którą jej sprawię, gdy ludzie we wsi będą opowiadali o bohaterskich czynach jej syna, o jego sławie.

Myślałem także o cesarzu i o Francji, ojczyźnie tak pięknych cór i tak dzielnych synów!

Serce mi silniej zabiło na myśl, jaki przyrost w ziemi przyniesiemy tej naszej ojczyźnie... Jej wielkości chciałem poświęcić całe moje życie, panowie! Niech żyje Francja! Niech żyje cesarz!

Położyłem rękę na sercu, aby wykonać przysięgę, ale w tej chwili napadł na mnie ztyłu gondoljer.

Jeżeli powiadam, iż mnie napadł, to nie powiem, aby mnie zaatakował, ale że całym swoim ciężarem rzucił się na mnie.

Taki drab stoi ztyłu i nad kimś, gdy wiosłuje, tak, że nie można go widzieć, ani też obronić się przed takiego rodzaju napaścią. Przed chwilą siedziałem jeszcze z wysoko podniesionem czołem, a po chwili leżałem jak długi na spodzie łodzi, ten potwór leżał na mnie, tak iż straciłem już oddech. Na karku czułem jego gorący oddech.

W mgnieniu oka wyrwał mi pałasz, na głowę wpakował mi worek i przywiązał go silnie sznurem.

Leżałem więc na spodzie gondoli, schwytany, jak śpiewający ptaszek, którego chcą wsadzić do klatki. Nie mogłem krzyczeć, nie mogłem się poruszać... byłem jakimś tłumokiem.

Po chwili usłyszałem znowu szmer wody i pluskanie wiosła. Gondoljer skończył swoją robotę i jechał dalej tak spokojnie i niewzruszenie, jakby był przyzwyczajony do tego, iż co dnia jakiegoś pułkownika huzarów wiezie w worku!

Nie mogę wam, panowie, wypowiedzieć słowami, jakie odczuwałem upokorzenie i jaka mną ogarnęła wściekłość, przekonawszy się, iż leżę skrępowany jak baran, którego wiozą na rzeź! Ja, brygadjer małego kaprala, najlepszy jeździec z sześciu brygad, najlepszy szermierz Wielkiej Armji, schwytany w tak haniebny sposób przez niezbrojnego człowieka!

Mimo to leżałem spokojnie; jest bowiem chwila oporu, ale jest także chwila, w której należy szanować swoje siły. Poczułem, jak mnie ta bestja chwyciła za ramię, i wiedziałem, że wobec niego byłem tylko dzieckiem. I to dzieckiem w powijakach!

Czekałem zatem z bijącem sercem sposobności, która przecież nadarzyć mi się była powinna! Tak, panowie!

Jak długo tam leżałem, sam już nie wiem, ale wydawało mi się bardzo długo, a słyszałem tylko szmer wody i pluskanie wioseł.

Skręcaliśmy niezliczone razy, gdyż moich uszu dochodził żałosny ton gondoljerów, który wydają z siebie, chcąc swoich ostrzec o swem zbliżaniu się.

Po długiej podróży zauważyłem nareszcie, iż przybiliśmy do lądu.

Mój drab puknął trzy razy wiosłem w jakąś drewnianą ścianę, a w odpowiedzi na to usłyszałem odmykanie zasuw, otwieranie zamków, a potem skrzypnięcie zawias bramy.

– Masz go? – zapytał jakiś głos po włosku.

Potwór, który miał mnie w swojej mocy, roześmiał się głośno i nogą kopnął worek, w którym byłem zaszyty.

– Tam jest – odparł.

– Już czekają.

– Weźcie go! – rzekł mój rabuś.

Podniósł mnie, wstąpił na kilka schodów i rzucił mnie na bardzo twardą podłogę, aż mi wszystkie kości zatrzeszczały. Następnie zawarto i zamknięto bramę.

Byłem zatem więźniem w tym domu.

Po zamęcie, jaki po mojem przybyciu powstał, poznałem, że musi się dokoła mnie znajdować porządna kupa ludzi. Rozumiem daleko lepiej po włosku, niż mówić umiem, to też pojąłem doskonale, o czem mówią.

– Przecie go nie zabiłeś, Matteo?

– A cóżby to szkodziło, gdybym był tak uczynił?

– Na Boga, byłbyś musiał odpowiadać za to przed trybunałem!

– Przecież chcą go zabić, prawda?

– To prawda, ale przecież nie jest naszą rzeczą psuć komuś interes!

– Bądźcie spokojni, żyje. Umarli nie gryzą, a ja poczułem doskonale jego zębiska na.............The Adventures of Gerard

Preface

I hope that some readers may possibly be interested in these little tales of the Napoleonic soldiers to the extent of following them up to the springs from which they flow. The age was rich in military material, some of it the most human and the most picturesque that I have ever read. Setting aside historical works or the biographies of the leaders, there is a mass of evidence written by the actual fighting men themselves, which describes their feelings and their experiences, stated always from the point of view of the particular branch of the service to which they be-longed. The Cavalry were particularly happy in their writers of memoirs. Thus De Rocca, in his ˝Mémoires sur la Guerre des Francais en Espagne,˝ has given the narrative of a Hussar, while De Naylies, in his ˝Mémoires sur la Guerre d'Espagne,˝ gives the same campaigns from the point of view of the Dragoon. Then we have the ˝Souvenirs Militaires du Colonel de Gonneville,˝ which treat a series of wars, including that of Spain, as seen from under the steel-brimmed, hair-crested helmet of a Cuirassier. Pre-eminent among all these works, and among all military memoirs, are the famous reminiscences of Marbot, which can be obtained in an English form. Marbot was a Chasseur, so again we obtain the Cavalry point of view. Among other books which help one to an understanding of the Napoleonic soldier, I would specially recommend ˝Les Cahiers du Capitaine Coignet,˝ which treat the wars from the point of view of the private of the Guards, and ˝Les Mémoires du Sergeant Bourgoyne,˝ who was a non-commissioned officer in the same corps. The ˝Journal˝ of Sergeant Fricasse and the ˝Recollections˝ of de Fezenac and of de Ségur complete the materials from which I have worked in my endeavour to give a true historical and military atmosphere to an imaginary figure.

ARTHUR CONAN DOYLE.

March, 1903

How Brigadier Gerard Lost His Ear

It was the old Brigadier who was talking in the café.

I have seen a great many cities, my friends. I would not dare to tell you how many I have entered as a conqueror with eight hundred of my little fighting devils clanking and jingling behind me. The cavalry were in front of the Grande Armee, and the Hussars of Conflans were in front of the cavalry, and I was in front of the Hussars. But of all the cities which we visited Venice is the most ill-built and ridiculous. I cannot imagine how the people who laid it out thought that the cavalry could manoeuvre. It would puzzle Murat or Lassalle to bring a squadron into that square of theirs. For this reason we left Kellermann's heavy brigade and also my own Hussars at Padua on the mainland. But Suchet with the infantry held the town, and he had chosen me as his aide-de-camp for that winter, because he was pleased about the affair of the Italian fencing-master at Milan. The fellow was a good swordsman, and it was fortunate for the credit of French arms that it was I who was opposed to him. Besides, he deserved a lesson, for if one does not like a prima donna's singing one can always be silent, but it is intolerable that a public affront should be put upon a pretty woman. So the sympathy was all with me, and after the affair had blown over and the man's widow had been pensioned Suchet chose me as his own galloper, and I followed him to Venice, where I had the strange adventure which I am about to tell you.

You have not been to Venice? No, for it is seldom that the French travel. We were great travellers in those days. From Moscow to Cairo we had travelled everywhere, but we went in larger parties than were convenient to those whom we visited, and we carried our passports in our limbers. It will be a bad day for Europe when the French start travelling again, for they are slow to leave their homes, but when they have done so no one can say how far they will go if they have a guide like our little man to point out the way. But the great days are gone and the great men are dead, and here am I, the last of them, drinking wine of Suresnes and telling old tales in a café.

But it is of Venice that I would speak. The folk there live like water- rats upon a mud-bank, but the houses are very fine, and the churches, especially that of St. Mark, are as great as any I have seen. But above all they are proud of their statues and their pictures, which are the most famous in Europe. There are many soldiers who think that because one's trade is to make war one should never have a thought above fighting and plunder. There was old Bouvet, for example–the one who was killed by the Prussians on the day that I won the Emperor's medal; if you took him away from the camp and the canteen, and spoke to him of books or of art, he would sit and stare at you. But the highest soldier is a man like myself who can understand the things of the mind and the soul. It is true that I was very young when I joined the army, and that the quarter-master was my only teacher, but if you go about the world with your eyes open you cannot help learning a great deal.

Thus I was able to admire the pictures in Venice, and to know the names of the great men, Michael Titiens, and Angelus, and the others, who had painted them. No one can say that Napoleon did not admire them also, for the very first thing which he did when he captured the town was to send the best of them to Paris. We all took what we could get, and I had two pictures for my share.

One of them, called ˝Nymphs Surprised,˝ I kept for myself, and the other, ˝Saint Barbara,˝ I sent as a present for my mother.

It must be confessed, however, that some of our men behaved very badly in this matter of the statues and the pictures. The people at Venice were very much attached to them, and as to the four bronze horses which stood over the gate of their great church, they loved them as dearly as if they had been their children. I have always been a judge of a horse, and I had a good look at these ones, but I could not see that there was much to be said for them. They were too coarse-limbed for light cavalry charges and they had not the weight for the gun-teams.

However, they were the only four horses, alive or dead, in the whole town, so it was not to be expected that the people would know any better. They wept bitterly when they were sent away, and ten French soldiers were found floating in the canals that night. As a punishment for these murders a great many more of their pictures were sent away, and the soldiers took to breaking the statues and firing their muskets at the stained-glass windows.

This made the people furious, and there was very bad feeling in the town. Many officers and men disappeared during that winter, and even their bodies were never found.

For myself I had plenty to do, and I never found the time heavy on my hands. In every country it has been my custom to try to learn the language. For this reason I always look round for some lady who will be kind enough to teach it to me, and then we practise it together. This is the most interesting way of picking it up, and before I was thirty I could speak nearly every tongue in Europe; but it must be confessed that what you learn is not of much use for the ordinary purposes of life. My business, for example, has usually been with soldiers and peasants, and what advantage is it to be able to say to them that I love only them, and that I will come back when the wars are over?

Never have I had so sweet a teacher as in Venice. Lucia was her first name, and her second–but a gentleman forgets second names. I can say this with all discretion, that she was of one of the senatorial families of Venice and that her grandfather had been Doge of the town.

She was of an exquisite beauty–and when I, Etienne Gerard, use such a word as ˝exquisite,˝ my friends, it has a meaning. I have judgment, I have memories, I have the means of comparison. Of all the women who have loved me there are not twenty to whom I could apply such a term as that. But I say again that Lucia was exquisite.

Of the dark type I do not recall her equal unless it were Dolores of Toledo. There was a little brunette whom I loved at Santarem when I was soldiering under Massena in Portugal – her name has escaped me. She was of a perfect beauty, but she had not the figure nor the grace of Lucia. There was Agnes also. I could not put one before the other, but I do none an injustice when I say that Lucia was the equal of the best.

It was over this matter of pictures that I had first met her, for her father owned a palace on the farther side of the Rialto Bridge upon the Grand Canal, and it was so packed with wall-paintings that Suchet sent a party of sappers to cut some of them out and send them to Paris.

I had gone down with them, and after I had seen Lucia in tears it appeared to me that the plaster would crack if it were taken from the support of the wall. I said so, and the sappers were withdrawn. After that I was the friend of the family, and many a flask of Chianti have I cracked with the father and many a sweet lesson have I had from the daughter. Some of our French officers married in Venice that winter, and I might have done the same, for I loved her with all my heart; but Etienne Gerard has his sword, his horse, his regiment, his mother, his Emperor, and his career. A debonair Hussar has room in his life for love, but none for a wife. So I thought then, my friends, but I did not see the lonely days when I should long to clasp those vanished hands, and turn my head away when I saw old comrades with their tall children standing round their chairs. This love which I had thought was a joke and a plaything – it is only now that I understand that it is the moulder of one's life, the most solemn and sacred of all things–Thank you, my friend, thank you! It is a good wine, and a second bottle cannot hurt.

And now I will tell you how my love for Lucia was the cause of one of the most terrible of all the wonderful adventures which have ever befallen me, and how it was that I came to lose the top of my right ear. You have often asked me why it was missing. To-night for the first time I will tell you.

Suchet's head-quarters at that time was the old palace of the Doge Dandolo, which stands on the lagoon not far from the place of San Marco. It was near the end of the winter, and I had returned one night from the Theatre Goldini, when I found a note from Lucia and a gondola waiting. She prayed me to come to her at once as she was in trouble. To a Frenchman and a soldier there was but one answer to such a note. In an instant I was in the boat and the gondolier was pushing out into the dark lagoon.

I remember that as I took my seat in the boat I was struck by the man's great size. He was not tall, but he was one of the broadest men that I have ever seen in my life. But the gondoliers of Venice are a strong breed, and powerful men are common enough among them. The fellow took his place behind me and began to row.

A good soldier in an enemy's country should everywhere and at all times be on the alert. It has been one of the rules of my life, and if I have lived to wear grey hairs it is because I have observed it. And yet upon that night I was as careless as a foolish young recruit who fears lest he should be thought to be afraid. My pistols I had left behind in my hurry. My sword was at my belt, but it is not always the most convenient of weapons. I lay back in my seat in the gondola, lulled by the gentle swish of the water and the steady creaking of the oar. Our way lay through a network of narrow canals with high houses towering on either side and a thin slit of star-spangled sky above us. Here and there, on the bridges which spanned the canal, there was the dim glimmer of an oil lamp, and sometimes there came a gleam from some niche where a candle burned before the image of a saint. But save for this it was all black, and one could only see the water by the white fringe which curled round the long black nose of our boat. It was a place and a time for dreaming. I thought of my own past life, of all the great deeds in which I had been concerned, of the horses that I had handled, and of the women that I had loved. Then I thought also of my dear mother, and I fancied her joy when she heard the folk in the village talking about the fame of her son. Of the Emperor also I thought, and of France, the dear fatherland, the sunny France, mother of beautiful daughters and of gallant sons. My heart glowed within me as I thought of how we had brought her colours so many hundred leagues beyond her borders. To her greatness I would dedicate my life. I placed my hand upon my heart as I swore it, and at that instant the gondolier fell upon me from behind.

When I say that he fell upon me I do not mean merely that he attacked me, but that he really did tumble upon me with all his weight. The fellow stands behind you and above you as he rows, so that you can neither see him nor can you in any way guard against such an assault.

One moment I had sat with my mind filled with sublime resolutions, the next I was flattened out upon the bottom of the boat, the breath dashed out of my body, and this monster pinning me down. I felt the fierce pants of his hot breath upon the back of my neck. In an instant he had torn away my sword, had slipped a sack over my head, and had tied a rope firmly round the outside of it.

There I was at the bottom of the gondola as helpless as a trussed fowl. I could not shout, I could not move; I was a mere bundle. An instant later I heard once more the swishing of the water and the creaking of the oar.

This fellow had done his work and had resumed his journey as quietly and unconcernedly as if he were accustomed to clap a sack over a colonel of Hussars every day of the week.

I cannot tell you the humiliation and also the fury which filled my mind as I lay there like a helpless sheep being carried to the butcher's. I, Etienne Gerard, the champion of the six brigades of light cavalry and the first swordsman of the Grand Army, to be overpowered by a single unarmed man in such a fashion! Yet I lay quiet, for there is a time to resist and there is a time to save one's strength. I had felt the fellow's grip upon my arms, and I knew that I would be a child in his hands. I waited quietly, therefore, with a heart which burned with rage, until my opportunity should come.

How long I lay there at the bottom of the boat I can not tell; but it seemed to me to be a long time, and always there were the hiss of the waters and the steady creaking of the oar. Several times we turned corners, for I heard the long, sad cry which these gondoliers give when they wish to warn their fellows that they are coming. At last, after a considerable journey, I felt the side of the boat scrape up against a landing-place. The fellow knocked three times with his oar upon wood, and in answer to his summons I heard the rasping of bars and the turning of keys. A great door creaked back upon its hinges.

˝Have you got him?˝ asked a voice, in Italian.

My monster gave a laugh and kicked the sack in which I lay.

˝Here he is,˝ said he.

˝They are waiting.˝ He added something which I could not understand.

˝Take him, then,˝ said my captor. He raised me in his arms, ascended some steps, and I was thrown down upon a hard floor. A moment later the bars creaked and the key whined once more. I was a prisoner inside a house.

From the voices and the steps there seemed now to be several people round me. I understand Italian a great deal better than I speak it, and I could make out very well what they were saying.

˝You have not killed him, Matteo?˝

˝What matter if I have?˝

˝My faith, you will have to answer for it to the tribunal.˝

˝They will kill him, will they not?˝

˝Yes, but it is not for you or me to take it out of their hands.˝

˝Tut! I have not killed him. Dead men do not bite, and his cursed teeth met in my thumb as I pulled the sack over his head.˝

˝He lies very quiet.˝

˝Tumble him out and you will find that he is lively enough.˝

The cord which bound me was undone and the sack drawn from over my head. With my eyes closed I lay motionless upon the floor.

˝By the saints, Matteo, I tell you that you have broken his neck.˝

˝Not I. He has only fainted. The better for him if he never came out of it again.˝

I felt a hand within my tunic.

˝Matteo is right,˝ said a voice. ˝His heart beats like a hammer. Let him lie and he will soon find his senses.˝

I waited for a minute or so and then I ventured to take a stealthy peep from between my lashes. At first I could see nothing, for I had been so long in darkness and it was but a dim light in which I found myself. Soon, however, I made out that a high and vaulted ceiling covered with painted gods and goddesses was arching over my head. This was no mean den of cut-throats into which I had been carried, but it must be the hall of some Venetian palace. Then, without movement, very slowly and stealthily I had a peep at the men who surrounded me. There was the gondolier, a swart, hard-faced, murderous ruffian, and beside him were three other men, one of them a little, twisted fellow with an air of authority and several keys in his hand, the other two tall young servants in a smart livery. As I listened to their talk I saw that the small man was the steward of the house, and that the others were under his orders.

There were four of them, then, but the little steward might be left out of the reckoning. Had I a weapon I should have smiled at such odds as those. But, hand to hand, I was no match for the one even without three others to aid him. Cunning, then, not force, must be my aid. I wished to look round for some mode of escape, and in doing so I gave an almost imperceptible movement of my head. Slight as it was it did not escape my guardians.

˝Come, wake up, wake up!˝ cried the steward.

˝Get on your feet, little Frenchman,˝ growled the gondolier. ˝Get up, I say,˝ and for the second time he spurned me with his foot.

Never in the world was a command obeyed so promptly as that one. In an instant I had bounded to my feet and rushed as hard as I could to the back of the hall. They were after me as I have seen the English hounds follow a fox, but there was a long passage down which I tore.

It turned to the left and again to the left, and then I found myself back in the hall once more. They were almost within touch of me and there was no time for thought. I turned toward the staircase, but two men were coming down it. I dodged back and tried the door through which I had been brought, but it was fastened with great bars and I could not loosen them. The gondolier was on me with his knife, but I met him with a kick on the body which stretched him on his back. His dagger flew with a clatter across the marble floor. I had no time to seize it, for there were half a dozen of them now clutching at me. As I rushed through them the little steward thrust his leg before me and I fell with a crash, but I was up in an instant, and breaking from their grasp I burst through the very middle of them and made for a door at the other end of the hall. I reached it well in front of them, and I gave a shout of triumph as the handle turned freely in my hand, for I could see that it led to the outside and that all was clear for my escape. But I had forgotten this strange city in which I was. Every house is an island. As I flung open the door, ready to bound out into the street, the light of the hall shone upon the deep, still, black water which lay flush with the topmost step.

I shrank back, and in an instant my pursuers were on me.

But I am not taken so easily. Again I kicked and fought my way through..........
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: