Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Przygody młodego podróżnika w Tatrach: Z dziennika Kazia - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Przygody młodego podróżnika w Tatrach: Z dziennika Kazia - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 257 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Äîçâîëåíî Öåíçó­ðîþ. Âàðøàâà 8 Iþíÿ 1881 ã.

Kra­ków.

Druk Wł

L. An­czy­ca i Spół­ki.

Nie­raz czy­ta­łem o tem sze­ro­kie roz­pra­wy, że każ­da pora roku ma swo­je do­bre stro­ny, a zima i lato, wio­sna i je­sień, za­rów­no są po­trzeb­ne na tym świe­cie. Musi to być praw­da, nie my­ślę,też temu za­prze­czać; gdy­by mie jed­nak za­py­ta­nia któ­ra ze wszyst­kich pór roku wy­da­je mi się naj­mil­szą i naj­pięk­niej­szą, od­po­wie­dział­bym bez wa­ha­nia, że pora wa­ka­cyj. Może to nie­ład­nie z mo­jej stro­ny tak otwar­cie się do tego przy­zna­wać, może to tak wy­glą­da, jak gdy­bym bar­dzo lu­bił próż­no­wać: ale mam prze­cież do­wo­dy na to, że w cią­gu roku szkol­ne­go nig­dy nie próż­nu­ję, bo ani razu mię jesz­cze nie omi­nę­ła pro­mo­cya. Ja my­ślę la­wet, że ci bie­da­cy, któ­rych ten smut­ny los spo­tka, nie mu­szą wca­le przy­jem­nych wra­żeń

do­zna­wać, kie­dy się zbli­ża akt szkol­ny i kie­dy po­tem z nie­for­tun­nym wy­ro­kiem w kie­sze­ni, z no­sem spusz­czo­nym na kwin­tę, po­wra­cać mu­sza do domu, na pierw­szy ogień upo­mnień oj­cow­skich i bo­le­śniej­szych jesz­cze łez mat­ki. Ach, to okrop­nie być musi i cho­ciaż sam, dzię­ki Bogu, nig­dy w tem po­ło­że­niu nie by­łem, poj­mu­ję jed­nak, że ta­kie cięż­kie przej­ścia mogą za­truć wszyst­kie roz­ko­sze wa­ka­cyj­ne.

Za­wsze się tego lę­ka­łem okrop­nie, cho­ciaż moge so­bie od­dać tę spra­wie­dli­wość, że w in­nych oko­licz­no­ściach wca­le nie je­stem tchó­rzem. A tu jesz­cze w tym roku, jak na złość, w cza­sie sa­mych eg­za­mi­nów do­sta­łem fe­bry. Toż do­pie­ro by­łem w opa­łach! Szczę­ście, że przez cały rok nie­źle się uczy­łem i oprócz dwóch przy­pad­ko­wych tró­jek, mia­łem w cen­zu­rach same czwór­ki i piąt­ki; in­a­czej kru­cho by­ło­by z pro­mo­cyą nie­za­wod­nie. Ale co to, jak już czło­wiek ma do­brą opi­nią u pro­fe­so­rów, za­raz się znaj­dzie i fan­ta­zya lep­sza i pew­ność sie­bie, a to przy eg­za­mi­nach nie­ma­ło zna­czy. Już to, co praw­da, tak znów zu­peł­nie bez pra­cy się nie obe­szło, bo po­mi­mo dresz­czów i bólu gło­wy, o ile tyl­ko mo­głem, po­wta­rza­łem so­bie ła­ci­nę i inne waż­niej­sze przed­mio­ty, a jak tyl­ko się tej nie­zno­śnej fe­bry po­zby­łem, przy­sie­dzia­łem po­rząd­nie fał­dów. Nie­raz się i nocy nie­do o

spa­ło i gło­wa znów za­bo­la­ła od zby­tecz­ne­go ślę­cze­nia nad książ­ka­mi, ale za to eg­za­mi­na po­szły jak po ma­śle, czwór­ki i piąt­ki po­sy­pa­ły się jak z rę­ka­wa i z do­brą miną przy­nio­słem ro­dzi­com cen­zu­rę, w któ­rej by­łem już za­pi­sa­ny, jako uczeń IV-tej kla­sy.

– Dzię­ki Bogu, że się to już skoń­czy­ło szczę­śli­wie – po­wie­dzia­ła mat­ka. – Te­raz bę­dziesz mógł od­po­cząć, mój Ka­ziu, a trze­ba ci sił na­brać, bo strasz­nie po tej fe­brze zmi­zer­nia­łeś. Mój Boże, jak ten mun­du­rek wisi na to­bie, a taki był cia­sny na Wiel­ka­noc.

– To praw­da – ode­zwał się oj­ciec, przy­pa­tru­jąc mi się uważ­niej – po­bla­dło bied­ne chłop­czy­sko, wy­chu­dło, aż przy­kro pa­trzeć. Trze­ba mu jak naj­prę­dzej świe­że­go po­wie­trza i ru­chu. Do­brze przy­najm­niej, że mamy na to całe wa­ka­cye.

– O, niech ma­tecz­ka bę­dzie spo­koj­ną – za­wo­ła­łem we­so­ło – będę ja znów pysz­nie wy­glą­dał.

Ale mó­wiąc to, za­krztu­si­łem się przy­pad­kiem i za­kasz­la­łem, a trze­ba wie­dzieć, że mama okrop­nie się boi, jak któ­re z nas za­kasz­le, to też ile razy mi w gar­dle łech­ce, za­wsze się z ca­łej siły wstrzy­mu­ję, żeby jej nie mar­twić. Ta razą jed­nak nie do­pil­no­wa­łem się i cho­ciaż za­raz za­czą­łem jej prze­kła­dać, jak zwy­kle, że to nie ka­szel, tyl­ko tak so­bie coś w gar­dle, nic to nie po­mo­gło i ko­cha­na ma­tecz­ka na do­bre się za­sę­pi­ła, tak jak gdy­bym już za­cho­ro­wał.

– Wiesz co, Ka­ziu – po­wie­dział wten­czas oj­ciec – aże­by mat­kę uspo­ko­ić, pójdź ze mną do dok­to­ra X. On taki do­bry, tak tro­skli­wie i umie­jęt­nie cię le­czył, kie­dyś w dzie­ciń­stwie cho­ro­wał na nie­bez­piecz­ną go­rącz­kę. Po­pro­si­my, żeby cię obej­rzał, a je­śli za­uwa­ży po­trze­bę ja­kie­go le­cze­nia, za­sto­su­je­my się do jego rady.

Nie­bar­dzo mi to w smak po­szło, co praw­da, szcze­gól­nie wzmian­ka o le­cze­niu nie po­do­ba­ła mi się wca­le, bo co to już za wa­ka­cye, niech mi kto po­wie, z pi­guł­ka­mi, mik­stu­ra­mi, a jesz­cze broń Boże i z dy­etą? Ale z dru­giej stro­ny po­my­śla­łem so­bie: cho­rym się prze­cież nie czu­ję, naj­pew­niej więc dok­tór uspo­koi ojca, po­wie, że je­stem zdro­wiu­teń­ki i żad­nych le­ków nie po­trze­bu­ję, a mama, któ­ra mu nie­zmier­nie ufa, prze­sta­nie się oba­wiać i za­raz się roz­we­se­li. Ta myśl do­da­ła mi otu­chy i w naj­lep­szem uspo­so­bie­niu wsze­dłem z oj­cem do dok­to­ra, któ­ry przy­wi­taw­szy nas uprzej­mie i do­wie­dziaw­szy się o co idzie, za­czął mnie roz­py­ty­wać, opa­try­wać, stu­kać, pu­kać, tak jak to oni wszy­scy; ale nie­dłu­go trwał ten eg­za­min i tak­że nie­źle mi pójść mu­siał, bo dok­tór w koń­cu mach­nął ręką i roz­śmiał się tak ser­decz­nie, że oj­ciec, któ­ry wi­docz­nie uda­wał tyl­ko bar­dzo spo­koj­ne­go, spoj­rzał na mnie roz­ja­śnio­ne­mi od ra­do­ści oczy­ma i za­wo­łał:

– Nie ma więc nic złe­go – sza­now­ny dok­to­rze?

– Nic a nic – od­po­wie­dział dok­tór – chło­pak zdrów jak ryba, a że tro­chę wy­chudł i po­bladł, to w czę­ści wina fe­bry, a w czę­ści eg­za­mi­nów. Ale od cze­góż wa­ka­cye? Nic mu nie po­trze­ba, tyl­ko po­wie­trza i ru­chu. Ja­bym go za­wiózł w góry, do Za­ko­pa­ne­go; tam do­pie­ro wzmoc­nił­by się i za­har­to­wał na wy­ciecz­kach z gó­ra­la­mi. Co? miał­byś do tego ocho­tę?

– Ba! a któż­by nie miał ocho­ty do ta­kie­go le­cze­nia?

Te­raz do­pie­ro prze­ko­na­łem się, jaki to ro­zum­ny czło­wiek ten dok­tór X. Inny był­by Bóg wie ja­kie rady wy­my­ślał, a ten od razu tra­fił na do­brą. Oj­ciec był bar­dzo za­do­wo­lo­ny z ta­kie­go ob­ro­tu rze­czy, bo i sam już od daw­na miał wiel­ką ocho­tę zwie­dzie Ta­try, przy­szło mu też za­raz na myśl, że ta po­dróż przy­da się tak­że i dla zdro­wia mamy, a ja znów wy­obra­ża­łem so­bie, jak się ta wia­do­mo­ścią ucie­szy moja sio­strzycz­ka Ja­dwi­sia. Nie chcąc za­bie­rać cza­su dok­to­ro­wi, na któ­re­go cze­ka­ło jesz­cze kil­ku cho­rych, po­że­gna­li­śmy go, po­dzię­ko­waw­szy jak naj­ser­decz­niej i we­so­ło po­dą­ży­li­śmy na­po­wrót do domu.

Cóż to było ucie­chy, kie­dy­śmy po­wtó­rzy­li ma­mie, co po­wie­dział dok­tór, jak się śmiał z mo­jej cho­ro­by i wresz­cie, jaki z tego wszyst­kie­go wy­bor­ny uło­żył się po­mysł. Je­stem prze­ko­na­ny, że Ja­dwi­nia mia­ła wiel­ką ocho­tę pod­sko­czyć z ra­do­ści i kla­snąć w dło­nie ra­zem ze mną, ale się po­wstrzy­ma­ła i za­czę­ła się tyl­ko uśmie­chać sama do sie­bie, nu­cąc pół­gło­sem ja­kąś we­so­łą pio­sen­kę. Te pa­nien­ki ta­kie za­baw­ne; ko­niecz­nie chcą bar­dzo po­waż­nie wy­glą­dać, żeby broń Boże nie ucho­dzić za dzie­ci, a mo­jej ko­cha­nej sio­strzycz­ce się zda­je, że jest już zu­peł­nie do­ro­słą oso­bą, bo o całe dwa lata ode­mnie star­sza.

Dla Ja­dwi­si ta po­dróż, to grat­ka nie­la­da; ona za­wzię­cie się uczy bo­ta­ni­ki i cią­gle ja­kieś kwiat­ki i ziół­ka za­su­sza. Je ua z jej przy­ja­ció­łek, któ­ra prze­szłe­go roku jeź­dzi­ła z ro­dzi­ca­mi do Szczaw­ni­cy, przy­wio­zła ztam­tąd ja­kiś oso­bliwv kwia­tek gór­ski. Pa­mię­tam ja to do­brze, bo mia­łem z tego po­wo­du po­rząd­ną prze­pra­wę z pan­na­mi. Moja sio­stru­nia za­czę­ła się po­pi­sy­wać swo­je­mi bo­ta­nicz­ne­mi wia­do­mo­ścia­mi, opo­wia­da­ła, ja­kie to pięk­ne kwia­ty ro­sną na wy­so­kich gó­rach, wy­li­cza­ła na­wet róż­ne ła; ciń­skie na­zwy i mu­szę jej od­dać tę spra­wie­dli­wość, że wy­ma­wia­ła je wca­le nie­źle, ale jak za­py­ta­łem, do któ­rej de­kli­na­cyi na­le­ży or­chis, a do któ­rej gen­tia­na, moje pan­ny ani rusz. Praw­da, że i one mi za­raz od­pła­ci­ły pięk­nem za na­dob­ne. Ja­dwi­sia wy­nio­sła swój ziel­nik i ka­za­ła mi po­zna­wać, któ­ry to kwia­tek na­zy­wa się or­chis, a któ­ry gen­tia­na, a ja tak­że ani mru-mru, cho­ciaż obie te na­zwy umia­łem przede­kli-no­waó. Chcia­łem ja to w żart ob­ró­cić i za­czą­łem do­wo­dzić, że ta­kie tam ja­kieś ziół­ko, to prze­cież drob­nost­ka w po­rów­na­niu do gra­ma­ty­ki ła­ciń­skiej; ale moja pan­na sio­stra nie w cie­mię bita, za­raz też wy­stą­pi­ła z ta­kim ar­gu­men­tem, że ziół­ko Pan Bóg stwo­rzył, a na­zwę lu­dzie wy­my­śli­li, rów­nie jak gra­ma­ty­kę, a za­tem ziół­ko wię­cej musi zna­czyć od na­zwy, ba! na­wet wię­cej od gra­ma­ty­ki. Po­tem do­da­ła z po­waż­ną miną, jak gdy­by z książ­ki czy­ta­ła: – Czło­wiek po­wi­nien po­zna­wać ota­cza­ją­cy go świat, aże­by mógł wiel­bić Boga w dzie­łach jego.

I co tu na to od­po­wie­dzieć? to też w praw­dzi­wym by­łem kło­po­cie, cho­ciaż swo­ją dro­gą nie mo­głem uwie­rzyć, żeby ta gra­ma­ty­ka, ta ła­ci­na, nie mia­ła być tak­że po­trzeb­na, bo po­cóż­by w szko­łach nie­po­trzeb­nych rze­czy uczo­no? Szczę­ściem wszedł na to oj­ciec, a usły­szaw­szy, o co idzie, ura­to­wał mój ho­nor i nie do­pu­ścił, aże­by pa­nien­ki mnie w kąt za­pę­dzi­ły.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: