- W empik go
Przygody w poszukiwaniach i badaniu rzeczy narodowych polskich - ebook
Przygody w poszukiwaniach i badaniu rzeczy narodowych polskich - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 232 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
longarum haec meta viarum
Gdym nie dzisiejszy, nie wadzi spomnieć o daleko ubiegłej przeszłości. Skoro pisma moje w kilka woluminów gromadzę, widocznie, żem piśmienne podejmował trudy, a jak one rosły, w ciągu jakich przygód lub dogodnych okoliczności pomnożyć zdołałem, opowiedzieć mogę zostawując innym ich wartości cenienie; powiem o tym głównie, o tych jedynie, które się dziejów i rzeczy narodowych tyczą; inne na trącając, pominę.
Przyszedłem na świat 1786, 22 marca, niedołężny, chimeryk, upornie wymagający, nieutulony i nieuciszony płaksa; niańce i rodzinie wielce uciążliwy, w czwartym zaledwie roku z rąk piastunki krzepciej na nogach stanąłem.
Człowiek się sposobi przykładem, naśladowaniem, nauką; często z dzieciństwa, z przygód otrzymuje kierunek umysłu swego na całe życie, a zdolności rozwija sam, uczy się sam. Nauczyciel naukę wykładając jego własnemu pojęciu nasuwa tylko naukowy przedmiot, wytacza do rozpoznania widoki. Z tym wszystkim jednemu więcej, drugiemu mniej zdolności udziela przyrodzenie, a jeśli kto czuje w sobie wyższe od innych, nie ma się czym chlubić, bo to nie jego własne, nimi tylko obdarzony. Winą jego, jeśli je zaniedba, jeśli ich nie użyje, a żadną zasługą gdy z nimi szczęśliwie wystąpi, bo do użycia i rozwinięcia onych popęd z przyrodzenia uzyskał.
Pociąg do zatrudnienia wczesno się pojawił w moich dziecinnych zabawach, a z czasem stał się wielce użytecznym i potrzebnym, gdym postrzegł, że bez przysiedzenia fałdów i wysilenia niczego nie dokażę. Cacek nam nie dawano, nie miałem ich, a śmiano się, że majstruję, że coś koncypuję. Z tych majsterstw nie jedne wywołały żarty, drwiny, co mnie zasępiło, a nie odstręczyło; kryłem się, swojem płatał, a rozmyślał nad czymś nowym. Żeby coś wymyślić, wypadało rozważać. Postrzegłem, że ostatni dzień tygodnia zwać sobotą jest nie do rzeczy, raczej to jest po piątku szóstek. Zrazu śmiech z tego, potem napomnienia, groźby, plagi za upór, a mnie myśleć, czy to stosownie być karanym za obstawanie przy trafnym widzeniu. Rad nierad po niemałym namyśle wypadło umilknąć, w skrytości dla siebie szóstek chować, a unikając wymówienia soboty, mówiłem: pojutrze, jutro, wczora, przedwczora, byle choć tak na swoim postawić.
W kancelarii (biurze) ojca naszego był imiennik i wychowanek dziada naszego, Konstanty Szelutta. Przy schyłku bytu Polski odjeżdżając na archiwistę Uniwersytetu Wileńskiego obdarzył mnie, siostrę (Juliannę wnet 1796 zmarłą) i brata, Józefa (później zmarłego 1801), stosownie do wieku dziełami u Grlöla lub Dufoura drukowanymi. Między tymi była krótka wiadomość wszystkich nauk (encyklopedyjka mała). Podobała mi się bardzo, alem znalazł niedostateczną; zamierzyłem tedy coś lepszego wygotować. Było to roku 1796, miałem lat dziesięć. Mając pod ręką arytmetykę, gramatyki języków, Ładowskiego gramatykę geograficzną, z nich do zamierzonego dzieła wyciągi tabliczkowe przyrządzałem, po cichu, skrycie, bom się krył, aby nie żartowano z wszystkowiedza. Co bądź od owego czasu zrodził się i wzrastał pociąg do autorstwa; a poczęło się prawdzić przysłowie francuskie: czego się chcesz nauczyć, napisz o tym dzieło. Pomogło to nauce, tylko nie gramatyce języków.
Piękny zdziełczy zamysł przerwany i zawieszony został zupełnym rodziców na wieś przeniesieniem się. Ja też postrzegł, że nie dość miałem do mego dzieła materiałów, to jest, żem wielu rzeczy cale nie znał. Pobyt na wsi służył dobrze astronomii, rozpatrywaniom konstelacji, nocnego gwiazd przechyłku. Bieganie za motylami, owadami, dziecinne rozróżnianie roślin, ptactwa, przypominały zawieszony zamiar, a najwięcej zatrzymała go nauka geometrii i początków matematyki pod kierunkiem Konkowskiego.
Ostatecznie przeinaczył niedorzeczne dziecinne zamysły przeszło dwuletni na wsi u ciotki pobyt. Był tam Kluk, historie drukowane pijarskie, biblia, Rollin, Naruszewicz, kroniki polskie i inne dzieła i notaty historyczne pijarskie; o literaturze mowy dużo; brat cioteczny, Jan Cieciszowski, pisał tragedię Dymitra Samozwańca ze swobodą Szekspirowskich prawideł; odczytywano ją, rozważano jej wzrost, radzono. Byłem temu obecny, chciwiem nasłuchiwał spraw polskich onego czasu; czytałem, gryzmoliłem genealogie, chronologie, w seksterna szły szczegółowe historie na sposób Skrzetuskiego tworzone, a zawsze w celu, aby kiedyś autorem być. Wertowałem kroniki i wedle ich opisu skreśliłem w roku 1800 inwencją własną plan oblężenia Pskowa za Batorego.
Z gościny u mej ciotki przeszedłem, 1801, do konwiktu pijarskiego. Dorywczo w różnych wiadomościach posuniony, zatrzymany zostałem w klasie trzeciej z powodu niedostatku łaciny i gramatycznych językowych reguł. Nie trafiłem na wyrozumienie onych, a zdało mi się studiowanie nad nimi czasu stratą. Gdym cokolwiek z potocznego użycia i francuszczyzny, i niemczyzny rozumiał, mówiłem sobie: znajomość języków i łaciny przyjdzie z czasem przez wprawę; wykręcałem się tedy z gramatycznej matni dość szczęśliwie, aby zbyć. We wszystkich studiach mierny, ale wymierny i dostateczny. Widziałem, jak wielom szło w nauce łatwo. Wyższej ich zdolności, lepszym usposobieniom nie zazdrościłem, własnym zachodem wysilałem się powtarzając sobie: dopnę, dokażę, dojrzeję, a tymczasem gotujmy co lepszego. W piątej tedy klasie, 1803, wziąłem się do pisania historii wieku XVIII. Posiadając do tego kilka dzieł, miałem sobie cokolwiek udzielonych innych z biblioteki konwiktorskiej. W godzinach rekreacyjnych i nocami nad przedsięwzięciem dosiadując, nieraz słyszałem przechodzącego prefekta: „allez vous coucher, minuit a sonnè.
W półrocznym geografii egzaminie byłem niespodzianie zapytany od rektora Kajetana Kamińskiego o Krzyżaki w Prusiech. Na kilka zapytań z podziwieniem kolegów sprawiłem się gracko. Niebawem potem wszedł do mej klatki rektor i ukazał chronologię Blaira (Tables Chronologiques. annèe par annèe… traduites par Chantreau, Paris 1795 in 4°) oświadczając, że myśli to dzieło wydać po polsku, a że w nim nie dostaje zdarzeń i wspomnień polskich, zostawia mi go, abym takowe dla polskiego wydania przygotował. Prześlicznego druku (Boista) dzieło Blaira wydało mi się co do wydarzeń miejscami chude. W ochocie mej co tchu zbyteczniem się z polecenia uiścił, uciążając tablicę chronologiczną historii polskiej drobniejszymi z początku zdarzeniami dopóki do tej historii Naruszewicza stało. Kamiński Blaira po polsku nie wydał, być może z powodu trudności drukarskich, a pewnie chciał tylko dowiedzieć się, jak daleko z dziejami narodowymi privato studio student oswoił się.