- W empik go
Przygody ze św. o. Pio - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
1 marca 2018
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Przygody ze św. o. Pio - ebook
„Przygody ze św. o. Pio” to wspomnienia z pięcioletniego okresu, którego zaranie i zakończenie stanowi Adwent Świąt Bożego Narodzenia. Akcja wiedzie poprzez Wielki Post… pątniczy szlak i… zwyczajną szarą codzienność.
Kategoria: | Ezoteryka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8126-807-3 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Słowo wstępne
Opisane „Przygody ze św. o. Pio” mieszczą się w granicach Adwentu Świąt Bożego Narodzenia. Na wstępie pozwolę sobie przekroczyć dolną granicę i cofnąć nieco w czasie — sierpnia 2011 roku. Zaledwie sześć sierpniowych dni wpłynęło na dalsze koleje mego losu. 6—11 sierpnia to stały termin Diecezjalnej Pieszej Pielgrzymki na Jasną Górę. Ostatnia, trzecia z rzędu pielgrzymka, podczas której zgubiłam portfel i wszystkie dokumenty ze ślubną obrączką na czele, okazała się szczególną łaską. Nie mając nawet świadomości iż jestem tak „ogołocona”, zdjęłam z nóg sandały i około pięciu kilometrów przeszłam na boso. Czułam się ku memu zdumieniu bardzo swobodnie, nie odczuwając żadnego ciężaru — ból pleców, który mnie wcześniej przeszywał, całkowicie ustąpił. Dopiero na kolejnym postoju zorientowałam się, że części mego „bagażu” jestem pozbawiona. Wszystko bezpowrotnie przepadło i nikt z pątników nie znalazł mej zguby. Czy rzeczywiście wszystko utraciłam? Wszak byłam odziana w bardzo cenną, aczkolwiek skromną „szatę” — Zielony Szkaplerz Niepokalanego Serca Maryi (uzdrawiający). Mało tego! U stóp Jasnej Góry moja 11-letnia córka znalazła — ku pocieszeniu nas obojga — piękny srebrny krzyżyk wysadzony kryształkami różowego kwarcu. Może ktoś miał większego pecha od nas! Kapłan z uśmiechem uspakajał, że od tej chwili jest już naszą własnością. Nagle mnie oświeciło! Zdałam sobie sprawę, że kto chce podążać za Chrystusem, musi wpierw wszystko utracić. Pocieszyła mnie ta myśl, która znienacka pojawiła się w moim sercu. Chociaż wszystkie zgubione dokumenty nie trudno „odzyskać” tzn. wyrobić nowe, w moim sercu pozostała jakaś niepokojąca pustka. Jak się pozbyć tego dyskomfortu i czym go wypełnić? To pytanie nurtowało mnie dosyć długo — około ośmiu miesięcy. Los tak chciał, że 26 marca 2012 roku wybrałam się do nieco oddalonego kościoła p.w. Znalezienia Krzyża Świętego. Ten dzień był okazją do uroczystego podjęcia dzieła Duchowej Adopcji Dziecka Poczętego. Proboszcz krótko przedstawił obowiązki, które spoczywają na adoptujących zagrożone życie i zachęcił, aby oprócz dziesiątki różańca podjąć dodatkowe umartwienie np. piątkowego postu o chlebie i wodzie. Bez zastanowienia skorzystałam z tej oferty — nie było nawet czasu na dłuższe zastanawianie się. To był początek nowej przygody, którą podzieliłam się dosyć szczegółowo w książeczce pt: „W cieniu serca św. M. Kolbe” opisującej pół wieku mojego życia. „Przygody ze św. o. Pio” to opis zaledwie pięciu lat, a przygoda ma swoje źródło w Adwencie 2012 roku. Ten czas oczekiwania był przeżyty po raz pierwszy bardzo wyjątkowo — jak nigdy dotąd.
Adwent — 2012 r.
W słowie wstępnym wspomniałam o dziele duchowej adopcji zagrożonego życia, które mnie wiele nauczyło. Ciągle zadaję sobie pytanie, kto komu uratował wówczas życie? To adoptowane dziecko ratowało po części także moją duszę. Chcąc rozpoczęte dzieło jak najlepiej doprowadzić do końca, postanowiłam przeżyć Adwent 2012 roku w wyjątkowy sposób. Tylko jak? Odpowiedź znalazłam na stronie internetowej księgarni wysyłkowej SERAFIN. Wpadła mi w oko mała książeczka pt: „Adwent z Ojcem Pio”. Coś niecoś o tym Świętym wiedziałam, bo posiadałam w biblioteczce modlitewnik, który kiedyś otrzymałam od pewnego kapłana. Nie tylko posiadałam, ale też często z niego korzystałam. Uznałam, że Adwent przeżyty ze św. Stygmatykiem może być rzeczywiście wyjątkowy. Kupiłam więc ową broszurę, która zdążyła na czas dotrzeć na mój adres. Byłam zachwycona takim przeżywaniem Adwentu. Jednak z broszury to głównie ja sama czerpałam korzyści. Dla dziecka adoptowanego musiałam przygotować coś innego — Koronkę do Dzieciątka Jezus, którą powinno się odmawiać wczesnym porankiem — jeszcze przed wschodem słońca. Moje serce wypełniła nadzieja już po kilku dniach odmawiania Koronki. Niestety raz mi się przysnęło i nie odmówiłam tej modlitwy. Minął dzień, a nocą miałam sen. Przyśniło mi się bardzo dobrze odżywione maleństwo, lecz z obrażoną minką. Przekonałam się więc, że Koronka do Dzieciątka Jezus jest mu bardzo potrzebna, a może jeszcze bardziej — jego matce. Trwałam odtąd wiernie na modlitwie do Dzieciątka Jezus, kończąc ją w Wigilię. W ten wyjątkowy i oczekiwany dzień, przeczytałam również ostatnie słowa z broszury „Adwent z Ojcem Pio”. Z ręką na sercu przyznaję, że po Świętach Bożego Narodzenia poczułam się o wiele dojrzalej i mogłam postąpić jakby krok do przodu… planując kolejną duchową adopcję.Wielki Post z o. Pio — 2013 r.
Niewiele czasu dzieli Boże Narodzenie od kolejnego okresu liturgicznego — Wielkiego Postu. Wspominając przeżycia adwentowe u boku św. Kapucyna, w księgarni wysyłkowej SERAFIN zaopatrzyłam się w podobny modlitewnik, pomagający dobrze przeżyć Wielki Post. Przy okazji zamówiłam „Głos Ojca Pio” — byłam ciekawa, co kryje się w tym dwumiesięczniku. Nie dosyć tego! Katalog „Weltbild” także miał propozycję nie do odrzucenia — albumowe wydanie pt: „Droga Krzyżowa z Ojcem Pio” za jedyne 10 złotych. Wpierw na mój adres zawitała przesyłka z „Głosem Ojca Pio” wraz z dołączonym gratis — ściennym kalendarzem. W każdym pokoju wisiały już kalendarze, więc ten zawiesiłam w kuchni na boku lodówki. Przypominając sobie niedawno przeżyty Adwent oraz postanowienie, w Środę Popielcową zaadoptowałam kolejne zagrożone życie. Od 13 lutego 2013 roku syciłam się słowami św. o. Pio z zamówionej broszury i modliłam się także za poczęte dziecko i jego matkę. Było mi z tym dobrze. Niestety po kilku dniach spokój serca został zakłócony. Wczesnym rankiem zbudził mnie głośny warkot i to nie z zewnątrz, lecz rozlegający się w czterech ścianach domu. Zlękłam się bardzo i przestraszona zbiegłam po schodach na parter. Głos warczącego „traktora”, dochodził z kuchni. Od razu skojarzyłam, że coś nie tak z lodówką. Oczy moje spoczęły wpierw na kalendarzu z uśmiechniętym wizerunkiem św. o. Pio. Mnie wcale nie było w tym momencie do śmiechu! Po chwili zastanowienia, zadałam sobie pytanie — a może to św. Ojciec Pio tak warczy… może coś nie podoba Mu się w mojej lodówce? Z lektur wiedziałam się, że św. Stygmatyk bardzo się umartwiał i ostrzegał przed nadmierną troską o jutro, o to co się będzie jadło. Około południa listonosz wręczył mi przesyłkę z albumem. Pomimo porannego problemu z warczącym urządzeniem, które już od paru godzin było wyłączone z prądu, mój humor nieco się poprawił. Odpakowałam przesyłkę, lecz do albumu nie zajrzałam… odłożyłam go. Dopiero po odmówionej Koronce do Bożego Miłosierdzia, otworzyłam stronę albumu i przystąpiłam do odprawienia Męki Pańskiej z Ojcem Pio. Podczas czytania rozważań do VI stacji włos zjeżył się na mej głowie. Przeczytałam słowa Alessandrio Pronzato na temat św. Kapucyna cyt: ”(…) Jeśli chce sprowadzić na dobrą drogę kogoś pogubionego, nie używa z pewnością pieszczot, ale chwyta go bezlitośnie w szpony, warczy na niego, ośmieliłbym się powiedzieć, że chwyta go zębami za kostkę i już nie puszcza zdobyczy (…) Nie waha się wbijać paznokci w sumienie, jeśli trzeba wyrwać z niego uparte skłonności do złego (…)”. To wystarczy! Nie miałam najmniejszej wątpliwości, że Jego warczący głos odnosił się bezpośrednio do mnie. Zdałam sobie sprawę, że przyczyna rzeczywiście tkwi w lodówce. Co prawda, już od kilku lat „całkowicie” zerwałam z „cudownym” modelem żywienia i wyspowiadałam się z tego. To oderwanie było tylko pozorne! Pozostały złe przyzwyczajenia. Nadal często marnowałam żywność, uznając niektóre „odpadki” za niejadalne czy wręcz niezdrowe. I to najwidoczniej bardzo nie podobało się Świętemu, a tym samym — Panu Bogu! Warkot lodówki i jakby rozlegające się jeszcze echo w przeczytanych słowach do VI stacji, na szczęście do głębi mną wstrząsnęły. Lodówka, mimo swej krótkiej dwuletniej eksploatacji, nie nadawała się do naprawy. Trzeba było kupić nowe urządzenie, lecz nie przyłożyłam do tego swego palca. Zdałam się zupełnie na wybór dokonany przez męża. Nowy sprzęt zobaczyłam dopiero, gdy dostawca przyjechał pod nasz dom. Okazało się, że nowa lodówka, mimo tych samych rozmiarów, była wewnątrz o wiele ciaśniejsza. Tym samym trzeba było bardziej ograniczać zakupy! Pozostałe dni Wielkiego Postu ze Stygmatykiem z Pietrelciny upływały wśród wzlotów i upadków. Jego nadzwyczaj skromne słowa zamieszczone w broszurce, potrafiły pobudzić sumienie. Z drugiej strony były pokrzepieniem dla duszy… balsamem miłości. Z całego serca dziękowałam św. o. Pio, że dopomógł mi zerwać z grzesznym i obrzydliwym w oczach Bożych nawykiem marnowania Bożych darów. Szatana nie tak łatwo pokonać! Jego jad potrafi głęboko wnikać i aby się go pozbyć, trzeba zetrzeć wszelkie, nieraz bardzo tłuste plamy. Dla spokoju duszy spaliłam książkę kucharską, z której kiedyś nagminnie korzystałam „lecząc” swoje ciało. Zdaniem autora owej książki, który był także twórcą zalecanej diety, nie można było się głodzić ani pościć. To głównie dzięki swej pierwszej duchowej adopcji przekonałam się, że postem można się prawdziwie nasycić. Tego roku, w intencji adoptowanego dziecka, nie pościłam w piątki o chlebie i wodzie. Takim wyrzeczeniem wzbudzałam zbyt wiele sensacji w gronie bliskich osób. Nie obeszło się bez komentarzy, nieraz bardzo uszczypliwych. Tym razem wyrzeczeniem była rezygnacja z wszelkich słodyczy. O dziwo, gdy inni delektowali się łakociami, ja także odczułam swego rodzaju słodycz… nie na podniebieniu, lecz w sercu. Dzięki mocy głosu św. o. Pio, który usłyszałam na własne uszy znów poczułam się dojrzalej i lepiej przeżyłam Święta Zmartwychwstania Pańskiego, po których wypadało odprawić „Drogę Światła z Ojcem Pio”.
Opisane „Przygody ze św. o. Pio” mieszczą się w granicach Adwentu Świąt Bożego Narodzenia. Na wstępie pozwolę sobie przekroczyć dolną granicę i cofnąć nieco w czasie — sierpnia 2011 roku. Zaledwie sześć sierpniowych dni wpłynęło na dalsze koleje mego losu. 6—11 sierpnia to stały termin Diecezjalnej Pieszej Pielgrzymki na Jasną Górę. Ostatnia, trzecia z rzędu pielgrzymka, podczas której zgubiłam portfel i wszystkie dokumenty ze ślubną obrączką na czele, okazała się szczególną łaską. Nie mając nawet świadomości iż jestem tak „ogołocona”, zdjęłam z nóg sandały i około pięciu kilometrów przeszłam na boso. Czułam się ku memu zdumieniu bardzo swobodnie, nie odczuwając żadnego ciężaru — ból pleców, który mnie wcześniej przeszywał, całkowicie ustąpił. Dopiero na kolejnym postoju zorientowałam się, że części mego „bagażu” jestem pozbawiona. Wszystko bezpowrotnie przepadło i nikt z pątników nie znalazł mej zguby. Czy rzeczywiście wszystko utraciłam? Wszak byłam odziana w bardzo cenną, aczkolwiek skromną „szatę” — Zielony Szkaplerz Niepokalanego Serca Maryi (uzdrawiający). Mało tego! U stóp Jasnej Góry moja 11-letnia córka znalazła — ku pocieszeniu nas obojga — piękny srebrny krzyżyk wysadzony kryształkami różowego kwarcu. Może ktoś miał większego pecha od nas! Kapłan z uśmiechem uspakajał, że od tej chwili jest już naszą własnością. Nagle mnie oświeciło! Zdałam sobie sprawę, że kto chce podążać za Chrystusem, musi wpierw wszystko utracić. Pocieszyła mnie ta myśl, która znienacka pojawiła się w moim sercu. Chociaż wszystkie zgubione dokumenty nie trudno „odzyskać” tzn. wyrobić nowe, w moim sercu pozostała jakaś niepokojąca pustka. Jak się pozbyć tego dyskomfortu i czym go wypełnić? To pytanie nurtowało mnie dosyć długo — około ośmiu miesięcy. Los tak chciał, że 26 marca 2012 roku wybrałam się do nieco oddalonego kościoła p.w. Znalezienia Krzyża Świętego. Ten dzień był okazją do uroczystego podjęcia dzieła Duchowej Adopcji Dziecka Poczętego. Proboszcz krótko przedstawił obowiązki, które spoczywają na adoptujących zagrożone życie i zachęcił, aby oprócz dziesiątki różańca podjąć dodatkowe umartwienie np. piątkowego postu o chlebie i wodzie. Bez zastanowienia skorzystałam z tej oferty — nie było nawet czasu na dłuższe zastanawianie się. To był początek nowej przygody, którą podzieliłam się dosyć szczegółowo w książeczce pt: „W cieniu serca św. M. Kolbe” opisującej pół wieku mojego życia. „Przygody ze św. o. Pio” to opis zaledwie pięciu lat, a przygoda ma swoje źródło w Adwencie 2012 roku. Ten czas oczekiwania był przeżyty po raz pierwszy bardzo wyjątkowo — jak nigdy dotąd.
Adwent — 2012 r.
W słowie wstępnym wspomniałam o dziele duchowej adopcji zagrożonego życia, które mnie wiele nauczyło. Ciągle zadaję sobie pytanie, kto komu uratował wówczas życie? To adoptowane dziecko ratowało po części także moją duszę. Chcąc rozpoczęte dzieło jak najlepiej doprowadzić do końca, postanowiłam przeżyć Adwent 2012 roku w wyjątkowy sposób. Tylko jak? Odpowiedź znalazłam na stronie internetowej księgarni wysyłkowej SERAFIN. Wpadła mi w oko mała książeczka pt: „Adwent z Ojcem Pio”. Coś niecoś o tym Świętym wiedziałam, bo posiadałam w biblioteczce modlitewnik, który kiedyś otrzymałam od pewnego kapłana. Nie tylko posiadałam, ale też często z niego korzystałam. Uznałam, że Adwent przeżyty ze św. Stygmatykiem może być rzeczywiście wyjątkowy. Kupiłam więc ową broszurę, która zdążyła na czas dotrzeć na mój adres. Byłam zachwycona takim przeżywaniem Adwentu. Jednak z broszury to głównie ja sama czerpałam korzyści. Dla dziecka adoptowanego musiałam przygotować coś innego — Koronkę do Dzieciątka Jezus, którą powinno się odmawiać wczesnym porankiem — jeszcze przed wschodem słońca. Moje serce wypełniła nadzieja już po kilku dniach odmawiania Koronki. Niestety raz mi się przysnęło i nie odmówiłam tej modlitwy. Minął dzień, a nocą miałam sen. Przyśniło mi się bardzo dobrze odżywione maleństwo, lecz z obrażoną minką. Przekonałam się więc, że Koronka do Dzieciątka Jezus jest mu bardzo potrzebna, a może jeszcze bardziej — jego matce. Trwałam odtąd wiernie na modlitwie do Dzieciątka Jezus, kończąc ją w Wigilię. W ten wyjątkowy i oczekiwany dzień, przeczytałam również ostatnie słowa z broszury „Adwent z Ojcem Pio”. Z ręką na sercu przyznaję, że po Świętach Bożego Narodzenia poczułam się o wiele dojrzalej i mogłam postąpić jakby krok do przodu… planując kolejną duchową adopcję.Wielki Post z o. Pio — 2013 r.
Niewiele czasu dzieli Boże Narodzenie od kolejnego okresu liturgicznego — Wielkiego Postu. Wspominając przeżycia adwentowe u boku św. Kapucyna, w księgarni wysyłkowej SERAFIN zaopatrzyłam się w podobny modlitewnik, pomagający dobrze przeżyć Wielki Post. Przy okazji zamówiłam „Głos Ojca Pio” — byłam ciekawa, co kryje się w tym dwumiesięczniku. Nie dosyć tego! Katalog „Weltbild” także miał propozycję nie do odrzucenia — albumowe wydanie pt: „Droga Krzyżowa z Ojcem Pio” za jedyne 10 złotych. Wpierw na mój adres zawitała przesyłka z „Głosem Ojca Pio” wraz z dołączonym gratis — ściennym kalendarzem. W każdym pokoju wisiały już kalendarze, więc ten zawiesiłam w kuchni na boku lodówki. Przypominając sobie niedawno przeżyty Adwent oraz postanowienie, w Środę Popielcową zaadoptowałam kolejne zagrożone życie. Od 13 lutego 2013 roku syciłam się słowami św. o. Pio z zamówionej broszury i modliłam się także za poczęte dziecko i jego matkę. Było mi z tym dobrze. Niestety po kilku dniach spokój serca został zakłócony. Wczesnym rankiem zbudził mnie głośny warkot i to nie z zewnątrz, lecz rozlegający się w czterech ścianach domu. Zlękłam się bardzo i przestraszona zbiegłam po schodach na parter. Głos warczącego „traktora”, dochodził z kuchni. Od razu skojarzyłam, że coś nie tak z lodówką. Oczy moje spoczęły wpierw na kalendarzu z uśmiechniętym wizerunkiem św. o. Pio. Mnie wcale nie było w tym momencie do śmiechu! Po chwili zastanowienia, zadałam sobie pytanie — a może to św. Ojciec Pio tak warczy… może coś nie podoba Mu się w mojej lodówce? Z lektur wiedziałam się, że św. Stygmatyk bardzo się umartwiał i ostrzegał przed nadmierną troską o jutro, o to co się będzie jadło. Około południa listonosz wręczył mi przesyłkę z albumem. Pomimo porannego problemu z warczącym urządzeniem, które już od paru godzin było wyłączone z prądu, mój humor nieco się poprawił. Odpakowałam przesyłkę, lecz do albumu nie zajrzałam… odłożyłam go. Dopiero po odmówionej Koronce do Bożego Miłosierdzia, otworzyłam stronę albumu i przystąpiłam do odprawienia Męki Pańskiej z Ojcem Pio. Podczas czytania rozważań do VI stacji włos zjeżył się na mej głowie. Przeczytałam słowa Alessandrio Pronzato na temat św. Kapucyna cyt: ”(…) Jeśli chce sprowadzić na dobrą drogę kogoś pogubionego, nie używa z pewnością pieszczot, ale chwyta go bezlitośnie w szpony, warczy na niego, ośmieliłbym się powiedzieć, że chwyta go zębami za kostkę i już nie puszcza zdobyczy (…) Nie waha się wbijać paznokci w sumienie, jeśli trzeba wyrwać z niego uparte skłonności do złego (…)”. To wystarczy! Nie miałam najmniejszej wątpliwości, że Jego warczący głos odnosił się bezpośrednio do mnie. Zdałam sobie sprawę, że przyczyna rzeczywiście tkwi w lodówce. Co prawda, już od kilku lat „całkowicie” zerwałam z „cudownym” modelem żywienia i wyspowiadałam się z tego. To oderwanie było tylko pozorne! Pozostały złe przyzwyczajenia. Nadal często marnowałam żywność, uznając niektóre „odpadki” za niejadalne czy wręcz niezdrowe. I to najwidoczniej bardzo nie podobało się Świętemu, a tym samym — Panu Bogu! Warkot lodówki i jakby rozlegające się jeszcze echo w przeczytanych słowach do VI stacji, na szczęście do głębi mną wstrząsnęły. Lodówka, mimo swej krótkiej dwuletniej eksploatacji, nie nadawała się do naprawy. Trzeba było kupić nowe urządzenie, lecz nie przyłożyłam do tego swego palca. Zdałam się zupełnie na wybór dokonany przez męża. Nowy sprzęt zobaczyłam dopiero, gdy dostawca przyjechał pod nasz dom. Okazało się, że nowa lodówka, mimo tych samych rozmiarów, była wewnątrz o wiele ciaśniejsza. Tym samym trzeba było bardziej ograniczać zakupy! Pozostałe dni Wielkiego Postu ze Stygmatykiem z Pietrelciny upływały wśród wzlotów i upadków. Jego nadzwyczaj skromne słowa zamieszczone w broszurce, potrafiły pobudzić sumienie. Z drugiej strony były pokrzepieniem dla duszy… balsamem miłości. Z całego serca dziękowałam św. o. Pio, że dopomógł mi zerwać z grzesznym i obrzydliwym w oczach Bożych nawykiem marnowania Bożych darów. Szatana nie tak łatwo pokonać! Jego jad potrafi głęboko wnikać i aby się go pozbyć, trzeba zetrzeć wszelkie, nieraz bardzo tłuste plamy. Dla spokoju duszy spaliłam książkę kucharską, z której kiedyś nagminnie korzystałam „lecząc” swoje ciało. Zdaniem autora owej książki, który był także twórcą zalecanej diety, nie można było się głodzić ani pościć. To głównie dzięki swej pierwszej duchowej adopcji przekonałam się, że postem można się prawdziwie nasycić. Tego roku, w intencji adoptowanego dziecka, nie pościłam w piątki o chlebie i wodzie. Takim wyrzeczeniem wzbudzałam zbyt wiele sensacji w gronie bliskich osób. Nie obeszło się bez komentarzy, nieraz bardzo uszczypliwych. Tym razem wyrzeczeniem była rezygnacja z wszelkich słodyczy. O dziwo, gdy inni delektowali się łakociami, ja także odczułam swego rodzaju słodycz… nie na podniebieniu, lecz w sercu. Dzięki mocy głosu św. o. Pio, który usłyszałam na własne uszy znów poczułam się dojrzalej i lepiej przeżyłam Święta Zmartwychwstania Pańskiego, po których wypadało odprawić „Drogę Światła z Ojcem Pio”.
więcej..