- W empik go
Przymus rodzenia - ebook
Przymus rodzenia - ebook
Skromna objętościowo broszura o tytule "Przymus rodzenia", którą Jan Hempel wydał pod pseudonimem w 1931 roku, należy do najbardziej nieoczywistych diagnoz polityki pronatalistycznej. Przedstawiona w niej analiza związków między oficjalną nauką Kościoła i gospodarką kapitalistyczną pokazuje, że faworyzowanie monogamicznych, heteroseksualnych małżeństw służy przede wszystkim obronie własności prywatnej, zaś karanie aborcji oraz mocno wspierana przez Kościół i ustrój kapitalistyczny wielodzietność nie mają na celu nic innego jak pozyskiwanie nowych rąk do pracy i odciąganie kobiet od aktywności społeczno-politycznej.
Kategoria: | Politologia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-955763-5-5 |
Rozmiar pliku: | 927 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nie od dziś burżuazja jest wielce zaniepokojona stopniowym wyludnianiem się czołowych krajów kapitalistycznych. Już przed paru dziesiątkami lat zwrócono na to uwagę najpierw we Francji, kiedy statystycy z przerażeniem poczęli stwierdzać, że liczba urodzeń przypadających na każde tysiąc mieszkańców zmniejsza się z roku na rok. Wkrótce potem to samo stwierdzono w Anglii.
Przed wojną burżuazja niemiecka wyrażała się z pogardą o wyludniającej się Francji i przechwalała się płodnością niemiecką. Uczeni i moraliści dowodzili przy tym, że Niemcy zawdzięczają tę płodność niewzruszonym cnotom rodziny mieszczańskiej, czyli chrześcijańskiej, tak zwanym dobrym obyczajom i wielkiej bojaźni bożej. Lata powojenne dowiodły aż nadto wymownie, że owe wielkie cnoty narodowe niemieckie nic tu nie pomagają. Naturalny przyrost ludności w Niemczech dzisiejszych spadł tak znacznie, że pod tym względem Niemcy już prześcignęły przedwojenną Francję.
Oto niektóre liczby ilustrujące ten proces zmniejszania się przyrostu naturalnego.
W Niemczech na jedno małżeństwo przypada urodzonych dzieci:
-------------------- ------ ------ ------ ------
1901 1926 1927 1928
w całym państwie 4,4 2,5 2,17 2,02
w Berlinie 2,5 1,23 1,05 0,94
-------------------- ------ ------ ------ ------
Jak widzimy, liczby te zmniejszają się z roku na rok. W tej chwili Niemcy posiadają jeszcze pewien niewielki przyrost ludności, lada rok jednak zacznie się już wyludnianie.
We Włoszech liczby absolutne są wprawdzie wyższe niż w Niemczech, ale spadek urodzeń w ciągu lat ostatnich jest nie mniej wyraźny. Na jedno małżeństwo przypadało urodzonych dzieci: w r. 1910 – 4,3; w r. 1925 – 3,8; w r. 1926 – 3,7; w r. 1927 – 3,6; w r. 1928 – 3,7; w r. 1929 – 3,2.
Mamy więc we Włoszech mniej urodzeń niż przed wojną, a przy tym liczba tych urodzeń zmniejsza się z roku na rok – choć z pewnymi nieznacznymi wahaniami. Wskutek zaś szczególnie złych warunków higienicznych, w których żyje pracująca ludność włoska, zarówno po wsiach, jak po miastach, śmiertelność dzieci jest tam znacznie większa niż w Niemczech i we Francji. Wobec tego liczba 3,2 urodzeń na jedno małżeństwo jest zupełnie niewystarczająca do zapewnienia Włochom dostatecznego przyrostu naturalnego. Czyli że Włochy faszystowskie skazane są na stopniowe wyludnianie – podobnie jak inne kraje kapitalistyczne.
Nie zaradzą temu ani propagandowe uroczystości, na których sam Mussolini osobiście rozdaje młodym parom małżeńskim (oczywiście tylko niektórym i z rzadka) wyprawki dla spodziewanych niemowląt, ani wściekła pisanina gazeciarska, zachęcająca do płodzenia dzieci i wychwalająca rozkosze licznego potomstwa, ani „podniosłe” kazania kościelne, ani wydany przez Mussoliniego ostry zakaz sprzedaży jakich bądź środków ochronnych, ani straszliwe kary na lekarzy i akuszerki, oskarżonych o spowodowanie sztucznego poronienia, ani podatek na małżeństwa bezdzietne i starych kawalerów, ani – zresztą bardzo skąpe i dawane tylko nielicznym – premie pieniężne za posiadanie wielu dzieci itd., itd.
Nie lepiej jest w Anglii, gdzie przeciętna liczba urodzeń na jedno małżeństwo wynosi 2,06.
Nie lepiej w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej, gdzie wprawdzie nie ma jeszcze zmniejszania się liczby ludności, ale gdzie statystyka zapowiada już zbliżanie się tego zjawiska.
Jeśli porównamy liczby urodzeń na każdy tysiąc mieszkańców w różnych krajach europejskich, otrzymamy dla roku 1929 cyfry następujące:
---------- ----- ----------------- ------
Austria 3,1 Węgry 10,1
Francja 3,7 Włochy 10,4
Belgia 5,5 Polska 15,3
Niemcy 6,7 ZSRR (Europa) 26,2
---------- ----- ----------------- ------
Widzimy z tego, że Polska nie dorównuje jeszcze czołowym krajom kapitalistycznym i wykazuje względnie wysoką liczbę urodzeń. Jeśli jednak przyjrzymy się statystyce polskiej z lat ostatnich, będziemy musieli stwierdzić, że i w Polsce zwalnia się tempo przyrostu naturalnego.
Przyrost naturalny w Polsce na tysiąc mieszkańców wynosił:
W roku 1923 – 18,5; w r. 1924 – 16,8; w r. 1925 – 18,8; w r. 1926 – 15,5; w r. 1927 – 14,5; w r. 1928 – 15,9; w r. 1929 – 15,3.
Na razie naturalny przyrost ludności jest jeszcze w Polsce dość duży i wynosi z górą czterysta tysięcy rocznie, jak widzimy jednak z tabliczki powyższej, zmniejsza się, choć powoli, ale wyraźnie. To znaczy, że Polska nie uniknie losu innych krajów kapitalistycznych – jak np. Niemiec lub Włoch, które tak niedawno jeszcze chlubiły się swą płodnością, a dzisiaj rozpaczają z powodu wyludniania się.
2. Jakie są przyczyny tego wyludniania się krajów kapitalistycznych
Gdy pytanie to postawić działaczom kapitalistycznym i Kościołowi, odpowiadają zgodnym chórem, że przyczyn szukać należy w zaniedbaniu starych dobrych obyczajów i w upadku religijności. Zakazują więc sprzedaży środków zapobiegawczych przeciwko zapłodnieniu i skazują na więzienie akuszerki, oskarżone o spędzanie płodu, pisują książki i artykuły, zachwalające liczne rodziny, rzucają z ambon gromy na małżeństwa ograniczające się do jednego lub dwojga dzieci i wydają encykliki – jak encyklika papieża Piusa XI _O małżeństwie chrześcijańskim_.
Wszystko to jednak nic a nic nie pomaga i – jak widzieliśmy – kraje kapitalistyczne wyludniają się. Przyczyny bynajmniej nie są tajemnicą, ale o nich ani Kościół, ani sfery decydujące mówić nie chcą.
Te liczby, które podaliśmy w rozdziale poprzednim, dowodzą niezbicie, że świat kapitalistyczny przeżywa prawdziwy strajk porodowy. Ludzie wyraźnie powstrzymują się od płodzenia dzieci. Zaczęło się to we Francji jeszcze przed wojną i z coraz większą szybkością rozszerza się na wszystkie kraje kapitalistyczne. Powstrzymują się od rodzenia wszystkie klasy – zarówno burżuazja i drobnomieszczaństwo miejskie, jak proletariat, nawet chłopstwo.
Różne jednak w różnych klasach działają przyczyny.
Kapitaliści nie chcą mieć dużo legalnego potomstwa, aby nie rozdrabniać dziedzictwa, nie dzielić fabryk i majątków ziemskich. Częściowo także dlatego, że zwyrodniałe kobiety burżuazyjne, zajęte zabawami i rozpustą, nie chcą męczyć się rodzeniem i wychowywaniem dzieci.
Z podobnych powodów co burżuazja, unika licznego potomstwa bogate chłopstwo, czyli kułactwo, a również inteligencja burżuazyjna i drobni przedsiębiorcy miejscy. Bronią się oni w ten sposób od rozdrabniania majątków, względnie – chcą mieć mało dzieci po to, aby móc im dać wyższe wykształcenie, czyli zapewnić udział w zyskach burżuazji przez zdobycie patentów uniwersyteckich czy politechnicznych.
Burżuazja, ograniczając liczbę swych urodzeń, przeciwdziała w ten sposób niekorzystnemu dla niej powiększaniu liczby ludzi uprzywilejowanych, a drobnomieszczaństwo i inteligencja burżuazyjna chcą ułatwić sobie wciśnięcie się w szeregi burżuazji, względnie zdobyć dla swych dzieci dostęp do wysoko opłacanych posad.
Z zupełnie innych powodów wyrzeka się licznego potomstwa proletariat i pracujące chłopstwo. Niejedna matka i niejeden ojciec robotnik lub chłop chciałby być otoczony zdrowymi i wesołymi dziećmi, ale stają temu na przeszkodzie kapitalistyczne stosunki społeczne.
Głodowe zarobki albo i całkowity brak pracy zmusza olbrzymią masę robotniczą i chłopską do stałego niedojadania lub wprost do głodowania. Straszliwy brak mieszkań, konieczność gnieżdżenia się po kilka rodzin w jednej izbie doprowadzają do tego, że każde nowo narodzone dziecko to plaga zarówno dla rodziców, jak i dla całego otoczenia. Wieść, że żona zaszła w ciążę – to nie powód do radości, jakby naprawdę być powinno, lecz nieszczęście, bo mające przyjść na świat dziecko to jeszcze jedne usta przy i tak pustym stole.
Cóż więc dziwnego, że w takich warunkach masy pracujące muszą zadawać gwałt najistotniejszym i najgłębszym instynktom ludzkim i wyrzekają się potomstwa, nie cofając się przed żadnymi sposobami, byleby tylko uchronić się od przychodzenia na świat coraz to nowych, z góry na nędzę i poniewierkę skazanych dzieci.
Jedyną radą rzeczywistą byłoby zapewnienie wszystkim ludziom możności wyżywienia, odziania i wychowania wszystkich dzieci. Ale sfery decydujące doszły do innego wniosku i postanowiły zmusić masy pracujące do rozmnażania się choćby wbrew ich woli. W tym celu postanowiono przeciwdziałać uświadomieniu mas w sprawach rodzenia dzieci, przeszkadzać rozpowszechnianiu środków ochronnych, a jednocześnie skazywać na więzienie tych wszystkich, którzy przyczyniają się do spędzania płodu. Karana jest akuszerka, każdy, kto by jej pomagał, a również sama niedoszła matka.
Formalnie, kary przez kodeks przewidziane, odnoszą się do wszystkich kobiet, bez względu na ich przynależność klasową, w rzeczywistości jednak spadają one tylko na kobiety z masy pracującej, ponieważ panie ze sfer zamożnych mają dość pieniędzy, aby korzystać z usług wykwalifikowanych lekarzy specjalistów. Pamiętać trzeba, że o ile sztuczne poronienie, dokonane rękami niewprawnymi, pociąga za sobą ciężką chorobę, a niekiedy i śmierć operowanej kobiety, ta sama operacja wykonana przez dobrego lekarza nie stanowi żadnego niebezpieczeństwa dla zdrowia kobiety. Przy tym zarówno lekarzowi, jak jego pacjentce w rzeczywistości nie grozi żadna kara – jak za wyrwanie zęba lub przecięcie wrzodu.
Widzimy więc, że pomimo pozorów powszechności, kary spadają tylko na robotnice i chłopki, które nadto skazane są na choroby z powodu konieczności uciekania się do niewykwalifikowanych fuszerek.
I jakiż jest rezultat srogich kar?
Na zmniejszanie się liczby sztucznych poronień bynajmniej to nie wpływa, bo kobiety zagrożone przyjściem na świat niepożądanego dziecka nie cofają się przed żadnymi niebezpieczeństwami. W Niemczech obowiązuje bardzo surowy artykuł 218 niemieckiego kodeksu karnego, a mimo to ilość sztucznych poronień obliczają tam na z górą milion rocznie. Niemieckie masy robotnicze rozwinęły w czasach ostatnich bardzo szeroką akcję społeczną za całkowitym zniesieniem tego artykułu kodeksu karnego.
Ostatecznie otrzymujemy taki obraz: czołowym krajom kapitalistycznym grozi wyludnienie spowodowane bynajmniej nie upadkiem starych obyczajów średniowiecznych oraz religijności, lecz zabójczymi następstwami samej gospodarki kapitalistycznej. Sfery decydujące jednak nie chcą i nie mogą tego przyznać, i tylko sypią srogimi karami. Od takiej polityki liczba urodzeń się nie zwiększa, ale za to coraz gorsze cierpienia spadają na całą ludność pracującą.
Kościół katolicki, który od długiego szeregu wieków spełniał zadanie pomocnika politycznego warstw uprzywilejowanych i tym razem ruszył im na pomoc.
31 grudnia 1930 papież Pius XI ogłosił encyklikę, czyli okólnik do wszystkich wiernych, _O małżeństwie chrześcijańskim_. W encyklice tej papież potępia rozwody, rzuca gromy na tych, co stosują środki zapobiegawcze przeciwko zapłodnieniu, występuje jako zdecydowany przeciwnik równouprawnienia kobiet i nakazuje kobiecie, aby posłuszna była mężowi i nie zajmowała się niczym oprócz kuchni i dzieci. Nakazy swoje i twierdzenia papież uzasadnia powołaniami się na Biblię, na ojców Kościoła i na orzeczenia papieży, swoich poprzednich, szczególnie zaś na encyklikę papieża Leona XIII, również odnoszącą się do małżeństwa.
3. Co mówi papież, a co nauka o „ustanowieniu” małżeństwa?
Encyklika rozpoczyna się krótkim wykładem kościelnego poglądu na małżeństwo:
„Małżeństwo – czytamy w encyklice – nie zostało ani ustanowione, ani odrodzone przez ludzi, lecz przez Boga. Nie przez ludzi, lecz przez Boga, twórcę samego stworzenia, i tego stworzenia odnowiciela, Chrystusa Pana, prawami zostało obwarowane, wzmocnione i wyniesione; prawa te nie mogą więc podlegać żadnym zapatrywaniom ludzkim ani umowie wzajemnej małżonków” (str. 5)¹.
„Wierność małżeńska wymaga przede wszystkim wyłącznej jedności stadła małżeńskiego, jaką sam Stwórca ustanowił w małżeństwie prarodziców naszych. Wedle woli jego, małżeństwo nie istniało inaczej, jak pomiędzy jednym mężem i jedną niewiastą” (str. 14).
Jak widzimy, według Kościoła najdawniejszą, najpierwotniejszą formą stosunków płciowych między ludźmi było jednożeństwo, pożycie jednego mężczyzny z jedną kobietą, czyli tzw. w nauce monogamia.
Jest w tym tyle samo prawdy, co w opowieści o utworzeniu mężczyzny „z mułu ziemi”, a kobiety z żebra męskiego. W przeciwieństwie do tych poglądów kościelnych nauka rozróżnia następujące kolejne formy małżeństwa w społeczeństwie ludzkim:
1. Najstarszą i najpierwotniejszą formą stosunków płciowych jest bezładne obcowanie płciowe wewnątrz hordy pierwotnej wszystkich mężczyzn ze wszystkimi kobietami, przy czym bracia mogą mieć stosunki z siostrami, rodzice z dziećmi itd.
2. Jako stopień dalszy znajdujemy rodzinę opartą na pokrewieństwie. Małżeństwa grupowe formują się tutaj wewnątrz każdego pokolenia. Wszyscy dziadkowie i babki są między sobą mężami i żonami, dzieci ich – drugie pokolenie, a więc ojcowie i matki, tworzą drugą grupę, dzieci tych – trzecie pokolenie, tworzą trzecią grupę wspólnych małżonków itd. Tak więc w tej formie rodziny tylko rodzice i dzieci, dziadkowie i wnuki są wyłączeni od obcowania małżeńskiego.
3. Rodzina punalua (wyraz hawajski) tylko tym różni się od formy poprzedniej, że wyłączone są stosunki pomiędzy siostrami i braćmi. Mamy tu również małżeństwo grupowe, to znaczy rodzinę stanowi grupa mężów wraz z grupą żon, niebędących ich siostrami. Wewnątrz grupy wszyscy mężowie mogą obcować ze wszystkimi żonami.
4. Rodzina parzysta – na tym stopniu rozwoju mężczyzna żyje z jedną kobietą, w ten jednak sposób, że wielożeństwo i czasowa niewierność dozwolone są mężowi, od kobiet zaś wymagana jest wierność bezwzględna i wiarołomstwo bywa karane okrutnie. Jednakże węzły małżeńskie mogą być łatwo rozwiązane, a dzieci – jak przy wszystkich poprzednich formach rodziny – należą wyłącznie do matki.
5. Rodzina monogamiczna, czyli pożycie jednego mężczyzny z jedną kobietą i określanie pochodzenia wyłącznie w linii męskiej. Rodzina monogamiczna znamionuje ostateczne zwycięstwo mężczyzny nad kobietą, bezwzględne podporządkowanie kobiety mężczyźnie, niewolę kobiety.
Widzimy z tego, że monogamia była nie na początku – jak głosi Kościół – lecz na końcu drabiny rozwojowej. Pojawienie się rodziny monogamicznej poprzedziły setki tysięcy lat innych form pożycia małżeńskiego między ludźmi.
Engels – wraz z Marksem założyciel socjalizmu naukowego – tak streszcza dotychczasowe, przez liczne tysiąclecia ciągnące się dzieje rodziny:
„Mamy trzy główne formy małżeństwa, które odpowiadają w zupełności trzem głównym okresom rozwoju ludzkości. Dzikości odpowiada małżeństwo grupowe, barbarzyństwu – małżeństwo parzyste, a cywilizacji monogamia, dopełniana przez wiarołomstwo i prostytucję. Pomiędzy małżeństwem parzystym a monogamią wkrada się na wyższym stopniu barbarzyństwa posiadanie niewolnic oraz wielożeństwo”².
Bynajmniej nie wynika z tego jednak, aby monogamia, czyli formalne – a zwykle nie faktyczne – pożycie jednego mężczyzny z jedną kobietą, była już ostateczną i na wieki wieków niezmienną formą pożycia małżeńskiego. Przeciwnie – w nowym wyzwolonym porządku społecznym na miejsce starej, a dzisiaj burżuazyjnej monogamii, przyjdą inne, do nowych warunków przystosowane formy pożycia małżeńskiego.
4. Istota jednożeństwa, czyli monogamii
Kościół naucza, że monogamia była formą małżeństwa ustanowioną przez Boga, a burżuazyjni filozofowie idealistyczni głoszą, że jest to forma najwyższa i ostateczna, ponieważ rozwinęła się na podstawie wielkiej miłości dwojga ludzi.
W tej miłości, którą burżuazyjni pisarze idealistyczni piszą oczywiście przez duże M, jest tyle samo prawdy, co w biblijnych dziejach Adama i Ewy.
Nie nakaz boski i nie opiewana przez poetów Miłość zadecydowały o utrwaleniu się jednożeństwa, lecz stosunki produkcyjne i związana z nimi własność prywatna. Engels tak o tym pisze:
„Rodzina monogamiczna powstaje z rodziny parzystej na pograniczu średniego i wyższego stopnia barbarzyństwa. Ostateczne jej zwycięstwo stanowi oznakę rozpoczęcia się cywilizacji. Zasadza się ona na panowaniu mężczyzny, bezpośrednim jej celem jest rodzenie dzieci, których ojcostwo musi być pewne, ponieważ dzieci te objąć mają dziedzictwo majątku ojcowskiego… Prawo niewierności małżeńskiej jest tu obyczajowo przyznane mężczyźnie; w miarę rozwoju społecznego korzysta on z tego prawa coraz bardziej; gdyby zaś to samo robić chciała żona, zostałaby ukarana bardzo surowo” (str. 71-72).
Jak widzimy, podług Engelsa rodzina monogamiczna powstaje i utrwala się przede wszystkim w celu zapewnienia dziedziczenia. Warsztat pracy, rzemieślniczy lub rolny, a także kapitalistyczne przedsiębiorstwo, handlowe lub przemysłowe, musi mieć zapewnioną ciągłość rozwoju poprzez wiele pokoleń, musi przechodzić z ojca na syna. To dziedziczenie warsztatu pracy lub przedsiębiorstwa to główna podstawa, na której rozwinęło się małżeństwo monogamiczne.
Że tak jest rzeczywiście, czyli że sprawy ekonomiczne decydują o małżeństwie monogamicznym, to widzimy aż do dnia dzisiejszego w rodzinach burżuazyjnych, obszarniczych i wielkochłopskich, czyli w tych, które właśnie zainteresowane są w utrzymaniu tej formy małżeństwa. W rodzinach tych zawarcie małżeństwa zależy nie tyle od skłonności dwojga młodych ku sobie, ile przede wszystkim od względów majątkowych. Ożenek musi odbyć się „w swojej sferze” – to znaczy – burżuazja nie pozwala swoim dzieciom żenić się z nieposiadającymi majątku robotnikami; głównym zaś celem ożenku jest powiększenie majątku i zapewnienie mu legalnych spadkobierców.
Jak już mówiliśmy, monogamia nigdy i nigdzie nie jest przestrzegana ściśle. Towarzyszy jej zawsze prostytucja i wiarołomstwo żon. Panom z burżuazji nie wystarcza niewolenie żon i córek robotniczych i chłopskich, lecz znajdują szczególną przyjemność w uwodzeniu żon jedni drugim. Jeśli dodamy do tego masowe korzystanie z prostytucji przez młodzież, która – szczególnie w sferach inteligenckich i burżuazyjnych – żeni się zwykle dopiero między 25 a 30 rokiem życia, gdy dojrzałość płciowa przychodzi około roku 18, a także życie płciowe panien, rozpoczynane na dość długo przed oficjalnym wyjściem za mąż, będziemy musieli stwierdzić, że burżuazyjne jednożeństwo, niby będące podstawą moralności społecznej, jest w rzeczywistości tylko pokrywką prawną. W życiu praktycznym zamienia się ono na obcowanie bardzo wielu mężczyzn z bardzo wieloma kobietami.
Społeczeństwo burżuazyjne jednak nie ma nic przeciwko takiemu stanowi rzeczy i udaje, że tego nie widzi. Idzie mu bowiem w rzeczywistości głównie o zachowanie strony prawnej, jedynie o to, aby każdy właściciel majątku mógł pozostawić po sobie legalnych spadkobierców.
Tak samo patrzy na te rzeczy Kościół. Gdy mężczyzna korzysta z usług prostytutek, gdy zadaje się z cudzymi żonami, lub gdy żona oddaje się innym mężczyznom, ksiądz na spowiedzi nie odmówi im rozgrzeszenia, byleby szanowali przy tym wszystkim przepisy przyzwoitości burżuazyjnej, to znaczy byle robili to wszystko poza zasłoną tajemnicy. Wyklnie jednak, gdyby wbrew zakazom kościelnym jawnie rozwiedli się i weszli w nowe związki małżeńskie. Kościołowi bowiem, tak samo jak prawodawcy burżuazyjnemu, zależy nie na rzeczywistej nienaruszalności tzw. wierności małżeńskiej, lecz na obronie własności prywatnej, która musi mieć zapewnionych legalnych spadkobierców.