Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

PrzyPiSy czyli krótka historia 8 długich lat - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
13 września 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

PrzyPiSy czyli krótka historia 8 długich lat - ebook

PrzyPiSy czyli krótka historia 8 długich lat to książka, którą Jerzy Baczyński, redaktor naczelny POLITYKI pisał przez ponad czterysta tygodni - równolegle do trwających nieprzerwanie od 2015 r. rządów Jarosława Kaczyńskiego i jego formacji. Teksty, składające się na PrzyPiSy, których skromny tylko wybór trafił do książki, były publikowane pierwotnie na łamach POLITYKI w formie cotygodniowych komentarzy. Cotygodnik Baczyńskiego to szczegółowy opis i interpretacja tego szczególnego eksperymentu, jakiemu przez niemal dekadę została poddana Polska pod rządami PiS-u i tzw. Zjednoczonej Prawicy. Dla samego autora te na bieżąco kreślone zapiski stały się „osobistym dziennikiem podróży przez nową rzeczywistość - Polskę-PiS w budowie”. Autor z wnikliwością doświadczonego redaktora i wieloletniego obserwatora życia publicznego kreśli obraz Polski i polskiego społeczeństwa pod rządami PiS i destruktywnego wpływu tej partii na wszystkie obszary i dziedziny życia. Przypomnijmy sobie te tygodnie i sprawy, którymi żyliśmy i które nas oburzały, żenowały, rozpalały, bulwersowały, zniesmaczały i wprawiały w zażenowanie. Głownie po to, by nie przeżywać tego po raz trzeci.

Kategoria: Felietony
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
Rozmiar pliku: 5,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Roz­dział

I

2015: KLĘ­SKA

.

W 2015 r. miały się od­być po­dwójne wy­bory: pre­zy­denc­kie w maju i par­la­men­tarne je­sie­nią. U progu se­zonu wy­bor­czego son­daże da­wały przy­tła­cza­jące zwy­cię­stwo urzę­du­ją­cemu pre­zy­den­towi Bro­ni­sła­wowi Ko­mo­row­skiemu; nie­pewny był wy­nik wy­bo­rów par­la­men­tar­nych – mię­dzy Pra­wem i Spra­wie­dli­wo­ścią a ko­ali­cją Plat­formy Oby­wa­tel­skiej i PSL utrzy­my­wała się chwiejna rów­no­waga. Trze­cia ka­den­cja PO-PSL wciąż jed­nak zda­wała się praw­do­po­dobna. Nic nie za­po­wia­dało nad­cho­dzą­cego trzę­sie­nia ziemi.

Pa­trząc na tam­ten czas z dzi­siej­szej per­spek­tywy, trzeba jed­nak wpro­wa­dzić do ka­len­da­rza ko­rektę: otóż po­li­tyczny rok 2015 za­czął się 22 wrze­śnia 2014 r. Tego dnia ze sta­no­wi­ska ustą­pił Do­nald Tusk, spra­wu­jący funk­cję pre­miera nie­prze­rwa­nie od 7 lat, naj­dłu­żej w krót­kiej hi­sto­rii pol­skiej de­mo­kra­cji. Od 1 grud­nia miał ob­jąć pre­sti­żowe sta­no­wi­sko prze­wod­ni­czą­cego Rady Eu­ro­pej­skiej, in­sty­tu­cji sku­pia­ją­cej sze­fów państw człon­kow­skich, a więc de­cy­du­ją­cej o kie­run­kach dzia­ła­nia Unii Eu­ro­pej­skiej. Tusk jako pierw­szy przed­sta­wi­ciel no­wych kra­jów UE zo­stał wska­zany na „pre­zy­denta Eu­ropy”, naj­pierw na 2,5 roku, ale z moż­li­wo­ścią po­now­nego wy­boru. Nie­wąt­pli­wie sil­nym pro­mo­to­rem kan­dy­da­tury Tu­ska była kanc­lerz Nie­miec An­gela Mer­kel, która wcze­śniej wsparła także no­mi­na­cję in­nego Po­laka, Je­rzego Buzka, na sta­no­wi­sko prze­wod­ni­czą­cego Par­la­mentu Eu­ro­pej­skiego. To miały być sym­bo­liczne ka­drowe pie­czę­cie, do­my­ka­jące pro­ces roz­sze­rze­nia Unii na wschód, czego Niemcy były orę­dow­ni­kiem i pa­tro­nem. Także gest uzna­nia dla Pol­ski, uwa­ża­nej w Bruk­seli za „pry­musa in­te­gra­cji” i nie­for­mal­nego li­dera środ­ko­wej Eu­ropy. Nie wcho­dząc w roz­wa­ża­nia na te­mat ca­łego kon­tek­stu wy­jazdu Tu­ska do Bruk­seli – on sam za­wsze bro­nił tej de­cy­zji – stało się tak, że na­gle i de­fi­ni­tyw­nie naj­waż­niej­szy pol­ski po­li­tyk zszedł z kra­jo­wej sceny.

Do­nalda Tu­ska na sta­no­wi­sku pre­miera za­stą­piła wska­zana przez niego Ewa Ko­pacz, była mi­ni­ster zdro­wia i mar­sza­łek Sejmu, osoba dzielna – czego do­wio­dła do­bro­wol­nie po­dej­mu­jąc się urzę­dowo-me­dycz­nej mi­sji na miej­scu ka­ta­strofy smo­leń­skiej – po­li­tycz­nie już do­świad­czona, a przede wszyst­kim bar­dzo lo­jalna wo­bec Tu­ska. Ta suk­ce­sja oka­zała się jed­nak kom­plet­nie nie­tra­fiona i nie cho­dzi tu o nie­do­sta­tek ener­gii czy ce­chy oso­bo­wo­ści no­wej pre­mier, ale o nie­do­pa­so­wa­nie do mo­mentu hi­sto­rycz­nego. Ewa Ko­pacz po Tu­sku ob­jęła także sta­no­wi­sko prze­wod­ni­czą­cej par­tii (for­mal­nie – „peł­nią­cej obo­wiązki”, co też jej nie po­ma­gało), nie ma­jąc ku temu ani pre­dys­po­zy­cji, ani au­to­ry­tetu wśród dzia­ła­czy. W kam­pa­nie wy­bor­cze, do któ­rych PiS przy­go­to­wy­wał się od 5 lat, PO wcho­dziła z no­wym, zdez­or­ga­ni­zo­wa­nym kie­row­nic­twem, bez po­my­słów pro­gra­mo­wych i spraw­nego sztabu – a przede wszyst­kim po znik­nię­ciu Tu­ska – nie­zdolna do obrony do­robku wła­snych 8-let­nich rzą­dów. Kam­pa­nia PiS, przed­sta­wia­jąca „Pol­skę Tu­ska” jako kraj w ru­inie, prak­tycz­nie nie na­po­ty­kała oporu. Plat­forma i jej sze­fo­stwo za­po­wia­dali mo­bi­li­za­cję i pro­mo­cyjną kontr­ofen­sywę do­piero la­tem i je­sie­nią, czyli przed wy­bo­rami do Sejmu, bo się­ga­jące 70 proc. po­par­cie dla Bro­ni­sława Ko­mo­row­skiego, nie­jako za­pew­niało bez­kosz­tową i bez­wy­sił­kową re­elek­cję.

Ka­ta­strofa w wy­bo­rach pre­zy­denc­kich 2015 r. była szo­kiem dla obozu wła­dzy i jedną z naj­więk­szych po­li­tycz­nych sen­sa­cji 25-le­cia. Także dla nas w „Po­li­tyce” i dla mnie była za­sko­cze­niem i roz­cza­ro­wa­niem, tym więk­szym, że tuż przed pierw­szą turą jaw­nie po­par­li­śmy urzę­du­ją­cego pre­zy­denta. Przy­po­mi­nam frag­ment tam­tego tek­stu i ów­cze­sną ar­gu­men­ta­cję.

„Czy­tel­ni­ków, któ­rzy za­mie­rzają w nie­dzielę gło­so­wać na Pa­nów An­drzeja Dudę, Pawła Ku­kiza, Ja­nu­sza Kor­win-Mik­kego, pa­nią Mag­da­lenę Ogó­rek czy in­nych kan­dy­da­tów na urząd pre­zy­denta, chciał­bym ostrzec, że tekst ten bę­dzie za­wie­rał su­ge­stie, na kogo gło­so­wać i dla­czego na Bro­ni­sława Ko­mo­row­skiego. Zwy­kle przed wy­bo­rami na­sza ga­zeta uni­kała kon­kret­nych wska­zań, ale te wy­bory są kom­plet­nie nie­nor­malne. Fakt, że żadna z du­żych par­tii nie wy­sta­wiła do ry­wa­li­za­cji swo­jego li­dera, ba, na­wet nie osobę z dru­giego rzędu, jest po­li­tycz­nym ku­rio­zum. Ale je­śli doj­dzie do dru­giej tury, to do­pro­wa­dzą do tego zbio­rowo wła­śnie owi kan­dy­daci kil­ku­pro­cen­towi. Sym­pa­tyczny Pa­weł Ku­kiz, który sam mówi, że nie star­tuje na­prawdę do pre­zy­den­tury, ale w spra­wie jed­no­man­da­to­wych okrę­gów wy­bor­czych, bo – jak wie­rzy wbrew wszel­kim po­li­to­lo­gicz­nym da­nym – JOW mogą od­mie­nić los kraju. Ja­nusz Kor­win-Mikke, jak za­wsze w swo­ich po­li­tycz­nych fe­lie­to­nach śmieszny i straszny. Mag­da­lena Ogó­rek, która za­wsty­dza na­wet naj­wier­niej­szy elek­to­rat SLD i która nie ujaw­nia swego po­par­cia dla tej par­tii, ale za to po­piera pewną firmę mo­dową. Adam Ja­ru­bas... Prze­pra­szam kan­dy­da­tów, ale czy na­prawdę można i warto so­bie wy­obra­żać, że któ­raś z tych osób bie­rze udział w szczy­tach NATO, jest kom­pe­tent­nym (i zrów­no­wa­żo­nym) zwierzch­ni­kiem sił zbroj­nych, spo­tyka się z Obamą czy Mer­kel, o Pu­ti­nie już na­wet nie wspo­mnę, bo tu ka­ba­re­towy mo­no­pol ma pani Ogó­rek (go­towa, jak za­de­kla­ro­wała, pierw­sza za­dzwo­nić do pre­zy­denta Ro­sji). Czym nasz umę­czony kraj za­słu­żył so­bie na ta­kie wy­bory? Ta uwaga do­ty­czy także An­drzeja Dudy, który w ewen­tu­al­nej dru­giej tu­rze mógłby za­gro­zić Ko­mo­row­skiemu”.

Zło­śli­wo­ści wo­bec An­drzeja Dudy, „czło­wieka zni­kąd”, któ­rego na po­czątku po­wszech­nie my­lono z bar­dziej zna­nym sze­fem So­li­dar­no­ści Pio­trem Dudą, było wtedy co nie­miara. Są­dzi­li­śmy, że Duda, rzu­cony w wy­bo­rach pre­zy­denc­kich na po­żar­cie, ma w przy­szło­ści (gdyby PiS wy­grał wy­bory sej­mowe) kan­dy­do­wać na szefa rządu, jako „nowe wcie­le­nie Ka­zi­mie­rza Mar­cin­kie­wi­cza”.

„Nic nie uj­mu­jąc mi­łemu, jak na PiS, dzia­ła­czowi śred­nio-młod­szego po­ko­le­nia par­tii, jest on stu­pro­cen­to­wym pro­duk­tem kam­pa­nij­nym, do­wo­dem na to, że – jak ma­wiał pe­wien guru mar­ke­tingu po­li­tycz­nego – z każ­dego można zro­bić kan­dy­data do wszyst­kiego. Je­śli z pana Dudy otrze­pać kon­fetti, po­zo­staje mało do­świad­czony, z kró­ciut­kim po­li­tycz­nym ży­cio­ry­sem, kam­pa­nijny za­stępca pre­zesa Ka­czyń­skiego. Zresztą w kam­pa­nii, obie­cu­jąc mło­dym miesz­ka­nia, eme­ry­tom wyż­sze eme­ry­tury, gór­ni­kom wę­giel, ro­dzi­nom za­siłki itd., An­drzej Duda wy­raź­nie ubiega się o urząd pre­miera. Je­dyne istot­niej­sze de­kla­ra­cje w ob­sza­rze rze­czy­wi­stych kom­pe­ten­cji pre­zy­denta to ja­kieś dzi­waczne stwier­dze­nie, że nie po­win­ni­śmy pły­nąć w głów­nym nur­cie eu­ro­pej­skim oraz że w kwe­stiach świa­to­po­glą­do­wych «ma ta­kie samo zda­nie jak bi­skupi» (co spo­wo­do­wało uza­sad­nione py­ta­nia, czy pan An­drzej kan­dy­duje rów­nież na urząd pry­masa). Po­waż­niej mó­wiąc, An­drzej Duda jest kan­dy­da­tem we­wnątrz­par­tyj­nym, który w ewen­tu­al­nej dru­giej tu­rze może do­dat­kowo ze­brać głosy po­za­pi­sow­skich śro­do­wisk roz­cza­ro­wa­nych rzą­dami PO lub w ogóle pol­ską rze­czy­wi­sto­ścią”. („Na kogo i dla­czego” nr 19/15).

I tak się stało. W pierw­szej tu­rze An­drzej Duda wy­grał z Bro­ni­sła­wem Ko­mo­row­skim mi­ni­mal­nie, jed­nym punk­tem 34,7 do 33,7, a po­nad 20 proc. sen­sa­cyj­nie zdo­był Pa­weł Ku­kiz (Kor­win-Mikke 3,2 proc., Mag­da­lena Ogó­rek 2,3 proc.). Nie po­mo­gły ner­wowe ak­cje sztabu Ko­mo­row­skiego przed drugą turą, w tym ko­kie­tu­jąca wy­bor­ców Ku­kiza za­po­wiedź roz­pi­sa­nia re­fe­ren­dum w spra­wie JOW (nie­szczę­sne, już ni­komu nie­po­trzebne re­fe­ren­dum od­było się 6 wrze­śnia, już po za­przy­się­że­niu Dudy, z fre­kwen­cją 7,8 proc.). Osta­tecz­nie wy­bory pre­zy­denc­kie 24 maja 2015 r. prze­wagą 51,5 do 48,5 wy­grał An­drzej Se­ba­stian Duda.

W „Po­li­tyce” od­by­li­śmy długą na­radę, pró­bu­jąc zro­zu­mieć, dla­czego „prze­grał pre­zy­dent cie­szący się przed kam­pa­nią ol­brzy­mim spo­łecz­nym za­ufa­niem, spra­wu­jący swój urząd w apro­bo­wany przez spo­łe­czeń­stwo spo­sób?”. Pierw­szy wnio­sek był taki, że chęć uka­ra­nia Plat­formy oka­zała się sil­niej­sza niż obawy przed ra­dy­ka­li­zmem PiS. Ale też kam­pa­nia Ko­mo­row­skiego była fa­talna, nie po­tra­fiła za­trzy­mać pę­dzą­cego spadku no­to­wań pre­zy­denta. Ma­riusz Ja­nicki i Wie­sław Wła­dyka za­uwa­żyli („Co zmie­nia Duda” nr 22/15), że to szta­bow­com Dudy udało się na­rzu­cić dy­cho­to­mię mię­dzy sta­gna­cją a zmianą, mię­dzy sytą sta­ro­ścią a ener­giczną, bun­tow­ni­czą mło­do­ścią. Do­ko­nała się też rzecz nie­by­wała: za­tar­cie związ­ków kan­dy­data z par­tią Ja­ro­sława Ka­czyń­skiego. „Fa­chowo, choć pro­sto przy­go­to­wana kam­pa­nia Dudy wy­ko­rzy­stała nad­zwy­czaj ak­tyw­nie me­dia spo­łecz­no­ściowe, in­spi­ro­wała hejty, memy, eventy na skalę ni­gdy wcze­śniej w Pol­sce nie­spo­ty­kaną. Par­tia, która za­wsze ucho­dziła w po­rów­na­niu z PO za ana­chro­niczną, po­tra­fiła być bar­dzo sprawna, no­wo­cze­sna, czujna, re­agu­jąca. Trzeba przy­znać, że Ka­czyń­ski, wy­sta­wia­jąc Dudę do wy­bo­rów, nie po raz pierw­szy po­pi­sał się in­tu­icją po­li­tyczną (we­dług Be­aty Szy­dło: ge­niu­szem) wbrew wszyst­kim pro­gno­zom, wbrew po­wszech­nym szy­der­stwom”.

Gorz­kie mie­li­śmy re­flek­sje na te­mat rzą­dzą­cych. Zszy­wam frag­menty na­szych tek­stów z maja 2015 r.: „Pre­zy­dent mu­siał za­pła­cić cenę za rządy PO, która za­częła być od­bie­rana przez mło­dych wy­bor­ców (a także wielu star­szych, któ­rzy wcze­śniej nie gło­so­wali) jako par­tia kon­for­mi­styczna, ospała, biu­ro­kra­tyczna, po­zba­wiona em­pa­tii, która cie­szy się przede wszyst­kim z suk­ce­sów III RP, a nie wi­dzi ich ceny. I to od­czu­cie – na­wet je­śli nie­spra­wie­dliwe, gdy zbi­lan­suje się suk­cesy i nie­po­wo­dze­nia – było w tej kam­pa­nii obez­wład­nia­jące i po­wszechne. Pre­ten­dent wy­ko­rzy­sty­wał bar­dzo świa­do­mie pi­sow­ską opo­wieść o szko­dli­wych rzą­dach, któ­rych sym­bo­lami stała się «praca do śmierci», ta­śmy pod­słu­chowe, fa­talna służba zdro­wia, ob­cią­że­nia VAT («na dzie­cinne ubranka»), cy­gara, «ośmior­niczki», pań­stwo jako «ka­mieni kupa». Wszystko się sku­mu­lo­wało”.

I jesz­cze jedno ważne od­kry­cie: „Duda zdo­był pol­ską pro­win­cję, przede wszyst­kim wieś i małe mia­sta. Oka­zuje się, że po­za­miej­ska Pol­ska jest w sta­nie wy­grać z me­tro­po­liami, że PiS ma do niej men­talne i emo­cjo­nalne doj­ście, a Plat­forma nie ma, i na­wet się nie bar­dzo stara. Prze­grana Ko­mo­row­skiego jest smut­nym za­pi­sem mar­nej kon­dy­cji i mo­bil­no­ści PO. Mó­wiąc wprost – za­bra­kło Do­nalda Tu­ska, który za­wsze po­tra­fił wstrzą­snąć swoją par­tią, a też do­trzeć do wy­bor­ców. Tym­cza­sem przez wiele lat trwa­nia w opo­zy­cji udało się Ka­czyń­skiemu zbu­do­wać pań­stwo w pań­stwie, któ­rego ją­drem jest PiS, ale ono ma już swoje struk­tury, kluby, sto­wa­rzy­sze­nia, ko­mi­tety, ga­zety, banki, ma swoją ide­olo­gię, książki, au­to­ry­tety. Siły an­ty­pi­sow­skie, li­be­ralne, są na tym tle co­raz słab­sze, co może po­twier­dzić się w wy­bo­rach par­la­men­tar­nych”.

Tak, nie­ocze­ki­wa­nie prze­grane wy­bory pre­zy­denc­kie za­po­wia­dały ciąg dal­szy w paź­dzier­niku. Ale zo­stały jesz­cze po­nad cztery mie­siące.

Tym­cza­sem An­drzej Duda roz­po­czy­nał urzę­do­wa­nie. Wciąż nie wie­dzie­li­śmy, kim jest nowy Pre­zy­dent Rzecz­po­spo­li­tej, jaki ma cha­rak­ter, po­glądy, ja­kimi ludźmi się oto­czy? W tek­ście po­wy­bor­czym („Po dru­giej, przed trze­cią” nr 22/15) za­uwa­ży­łem, że An­drzej Duda „spek­ta­ku­lar­nie nie zło­żył pre­ze­sowi mel­dunku z wy­ko­na­nia za­da­nia. Czy to coś zna­czy, czy to tylko ko­lejna gra w cho­wa­nego przed wy­bo­rami par­la­men­tar­nymi? Pre­zy­dent wy­gląda na mi­łego i kul­tu­ral­nego czło­wieka; bę­dzie tym lep­szym pre­zy­den­tem, im bar­dziej od­dali się od par­tyj­nego ma­tecz­nika”. Py­ta­łem: „Oszli­fuje tro­chę par­tyjny be­ton, czy sam zo­sta­nie oszli­fo­wany?”. Ogól­nie taki był wtedy kli­mat po prze­gra­nej stro­nie, że „de­mo­kra­cja prze­mó­wiła”, trzeba się po­go­dzić z wer­dyk­tem i wy­cią­gnąć wnio­ski.

Na­pi­sa­łem w re­dak­cyj­nym ko­men­ta­rzu: „Aby po­przeć kan­dy­data PiS w wy­bo­rach, mu­sie­li­by­śmy naj­pierw zjeść tony pa­pieru, na któ­rych od lat dru­ko­wa­li­śmy po­li­tyczne ana­lizy i ostrze­że­nia przed po­wro­tem do wła­dzy PiS – na­szym zda­niem for­ma­cji nie­bez­piecz­nej dla pol­skiej de­mo­kra­cji, go­spo­darki, sto­sun­ków z są­sia­dami i mię­dzy nami sa­mymi. Nie ży­czy­li­śmy panu An­drze­jowi Du­dzie zwy­cię­stwa, ale na­wet nie przy­cho­dzi nam do głowy, aby kon­te­sto­wać wy­nik wy­bo­rów, tak jak to kie­dyś ro­bili dzi­siejsi wy­grani. Gra­tu­lu­jemy pre­zy­den­towi elek­towi i bie­rzemy za do­brą mo­netę de­kla­ra­cję z wie­czoru wy­bor­czego, że nie za­mie­rza być pre­zy­den­tem tylko swo­jej par­tii”.

Wma­wia­łem rzą­dzą­cej eki­pie (przy­po­mi­nam: wciąż rzą­dziła ko­ali­cja PO-PSL) – pew­nie w try­bie „ga­dał dziad do ob­razu” – że prze­grane wy­bory da się ob­ró­cić na plus, po­trak­to­wać jako lek­cję, sy­gnał do mo­bi­li­za­cji, bo prze­cież je­śli Duda mógł wy­grać z urzę­du­ją­cym pre­zy­den­tem dzięki spraw­nej kam­pa­nii, to przed wy­bo­rami par­la­men­tar­nymi po pro­stu trzeba zro­bić to samo – sprawną kam­pa­nię. Ko­mo­row­skiemu za­bra­kło do zwy­cię­stwa ze 200–300 tys. gło­sów. Do od­wró­ce­nia, pod wa­run­kiem wszakże, że an­ty­pi­sow­ski elek­to­rat nie podda się smu­cie i zwąt­pie­niu, nie ule­gnie fa­ta­li­zmowi, że pój­dzie i za­gło­suje. Ale na co? No, na przy­kład, na „ko­ha­bi­ta­cję”. Taki mia­łem wtedy po­mysł na le­cze­nie po­wy­bor­czego kaca: Duda wy­grał, więc tym bar­dziej trzeba mu zbu­do­wać prze­ciw­wagę. W wy­da­niu na za­przy­się­że­nie An­drzeja Dudy (nr 33/15) się­gną­łem po słynny ty­tuł z „Ga­zety Wy­bor­czej” z 1989 r. „Wasz pre­zy­dent, nasz pre­mier”, do­da­jąc rok 2015. Oto skrót, ilu­stra­cja ów­cze­snych na­stro­jów i złu­dzeń.

„Za główną wadę pol­skiej kon­sty­tu­cji na ogół uznaje się dwu­po­dział wła­dzy wy­ko­naw­czej – mię­dzy szefa rządu i głowę pań­stwa. To, jak pa­mię­tamy (Lech Wa­łęsa, Lech Ka­czyń­ski), może pro­wa­dzić do gor­szą­cych spo­rów kom­pe­ten­cyj­nych. Ale je­śli mamy dą­żyć do wy­ga­sza­nia na­szej do­mo­wej wojny ple­mion, na­gle kon­sty­tu­cja ujaw­nia nie­ocze­ki­waną za­letę: po­zwala na swo­isty pakt o nie­agre­sji. Głosy wy­bor­ców roz­ło­żyły się nie­mal pół na pół mię­dzy nie-Plat­formą i nie-PiS. Wiemy już, że żadna Pol­ska dru­giej nie zdo­mi­nuje ani nie wy­rzuci z kraju. Duda jest wia­ry­godny, wręcz ubó­stwiany obec­nie w swoim obo­zie, a jed­no­cze­śnie bu­dzi cie­ka­wość, na­wet ro­dzaj sym­pa­tii i nie­śmia­łej na­dziei po dru­giej stro­nie frontu. Nie po­wi­nien więc pa­lić mo­stów. I jesz­cze jedna prze­stroga: na­wet gdyby PiS z ko­ali­cjan­tem lub sa­mo­dziel­nie, dzięki roz­cza­ro­wa­niu rzą­dami PO, zdo­był więk­szość kon­sty­tu­cyjną w par­la­men­cie, to nie ozna­cza, że w dzi­siej­szej Pol­sce, z silną i li­be­ral­nie na­sta­wioną klasą śred­nią, można bez cięż­kiego i nie­prze­wi­dy­wal­nego w skut­kach kon­fliktu wpro­wa­dzić ja­kąś ustro­jową so­cja­li­styczno-na­ro­dowo-ka­to­licką fan­ta­sma­go­rię. Ale co do ko­rekt można się do­ga­dać”.

Zwra­cam uwagę, że do­pusz­cza­li­śmy wtedy na­wet wa­riant więk­szo­ści kon­sty­tu­cyj­nej dla PiS i stąd ten apel do pre­zy­denta, aby rów­no­wa­żył, ha­mo­wał żą­dzę wła­dzy i od­wetu w swoim obo­zie. „PiS ma w Pol­sce i poza nią ogromny pro­blem re­pu­ta­cyjny, marny wi­ze­ru­nek i wia­ry­god­ność, ucho­dzi za ugru­po­wa­nie ra­dy­kalne, po­pu­li­styczne, an­ty­eu­ro­pej­skie, na­cjo­na­li­styczne. Rynki fi­nan­sowe, in­we­sty­cyjne, me­dialne, po­li­tyczne bar­dzo ta­kich part­ne­rów nie lu­bią i de­gra­dują do po­zy­cji tro­uble­ma­kera, co jest w roz­ma­itym sen­sie kosz­towne”. I na ko­niec wy­wodu jesz­cze spo­rzą­dzi­łem coś w ro­dzaju apelu ad­re­so­wa­nego w stronę wy­bor­ców nie-PiS, że „ko­ha­bi­ta­cja” jest stawką, o którą warto po­wal­czyć w nad­cho­dzą­cych, już par­la­men­tar­nych, wy­bo­rach.

„PiS w urzę­dzie Pre­zy­denta Rzecz­po­spo­li­tej do­staje, już do­stało, ten ka­wa­łek wła­dzy, na któ­rym po­winno mu naj­bar­dziej za­le­żeć. To wła­dza sym­bo­liczna, god­no­ściowa – nad dys­try­bu­cją ho­no­rów, or­de­rów, sza­cunku, nad po­li­tyką hi­sto­ryczną, po­mni­kami walki i mę­czeń­stwa, z kom­pe­ten­cjami w dzie­dzi­nie ar­mii, obrony, po­li­tyki za­gra­nicz­nej i geo­po­li­tyki, kon­ty­nu­acja mi­sji Le­cha Ka­czyń­skiego. Ale le­piej, żeby spra­wami przy­ziem­nymi zaj­mo­wała się ekipa może mniej am­bitna, bar­dziej trzy­ma­jąca się ziemi, mniej skrę­po­wana przed­wy­bor­czymi obiet­ni­cami. Czyż nie by­łoby to do­bre i pa­su­jące ja­koś obu stro­nom roz­wią­za­nie: baza dla nie-PiS, nad­bu­dowa dla nie-PO? Bę­dzie jak bę­dzie. Ale po­nie­waż pi­szę to wszystko w cha­rak­te­rze oko­licz­no­ścio­wych ży­czeń dla no­wego pre­zy­denta, więc ży­czę mu szcze­rze, aby PiS nie wy­grało wy­bo­rów par­la­men­tar­nych. Po de­ka­dzie wy­nisz­cza­ją­cego Pol­skę kon­fliktu po­li­tycz­nego po raz pierw­szy jest szansa na roz­sądny po­dział wła­dzy. Amen”. Taki się wtedy na se­rio, choć tylko przez chwilę, ry­so­wał wa­riant hi­sto­rii al­ter­na­tyw­nej.

Z ilu­zją współ­rzą­dze­nia, jako naj­lep­szego roz­wią­za­nia dla Pol­ski, pu­blicz­nie po­że­gna­łem się po wy­bo­rach par­la­men­tar­nych („Na­dzieja bez wiary” nr 44/15): „Po zde­cy­do­wa­nej wy­gra­nej PiS roz­pa­dają się także wszel­kie na­dziej zwią­zane z au­to­no­mią Dudy i młod­szego po­ko­le­nia PiS. Pre­zy­dent prze­staje mieć po­li­tyczne zna­cze­nie”.

Nie spraw­dzimy już, czy Duda byłby inny, gdyby wy­nik wy­bo­rów par­la­men­tar­nych był inny; jak funk­cjo­no­wałby pre­zy­dent, ma­jąc na­prze­ciwko nie­pi­sow­ski rząd. Być może taki eks­pe­ry­ment od­bę­dziemy po wy­bo­rach 2023 r., ale chyba nikt już nie ma złu­dzeń co do An­drzeja Dudy jako po­ten­cjal­nego „pre­zy­denta wszyst­kich Po­la­ków”, sa­mo­dziel­nego bytu po­li­tycz­nego.

Jed­nak w maju 2015 r. nic jesz­cze nie było prze­są­dzone: 8 mln wy­bor­ców Ko­mo­row­skiego nie znik­nęło, a kam­pa­nia wy­bor­cza do­piero ru­szyła. Tyle że już po paru ty­go­dniach było wi­dać, że ma ona zu­peł­nie inną tem­pe­ra­turę i inne środki wy­razu niż wszyst­kie po­przed­nie. Tak to opi­sy­wa­li­śmy w tek­ście „Pol­ska dla wku­rzo­nych” (współ­au­to­rem był Ma­riusz Ja­nicki, nr 25/15):

„Zwy­cięzcy wy­bo­rów pre­zy­denc­kich An­drzej Duda i Pa­weł Ku­kiz wy­zna­czyli nowy typ tzw. po­li­tycz­nej nar­ra­cji: ma być wzru­sza­jąco, współ­czu­jąco, ale też twardo, z unie­sie­niem, obu­rze­niem, ża­rem. Przede wszyst­kim zaś nie wolno nu­dzić szcze­gó­łami, fak­tami, wąt­pli­wo­ściami, trzeba po­ka­zać, że się jest «bli­sko lu­dzi», po­dziela ich wku­rze­nie. Po za­ska­ku­ją­cej prze­gra­nej Bro­ni­sława Ko­mo­row­skiego, w me­diach, w in­ter­ne­cie, w roz­mo­wach pry­wat­nych do do­brego tonu na­leży przy­wa­la­nie wła­dzy. Do­mi­nuje at­mos­fera po­wszech­nego gniewu, go­rączki, ra­dy­kal­nych, bez­li­to­snych, szy­der­czych ocen. Każdy jed­nost­kowy, lo­kalny, in­dy­wi­du­alny przy­pa­dek głu­poty, za­nie­dba­nia, po­myłki, nie­udol­no­ści jest pod­no­szony jako do­wód na za­nik pań­stwa, de­mo­kra­cji, wy­miaru spra­wie­dli­wo­ści, przy­kład de­ge­ne­ra­cji klasy po­li­tycz­nej, par­tii i elit. Me­dia, na­tu­ral­nie kry­tyczne wo­bec wła­dzy, czują in­te­res w przy­czer­nia­niu, skan­da­li­zo­wa­niu, a je­śli cho­dzi o tzw. me­dia pra­wi­cowe – w nie­po­ha­mo­wa­nym szczu­ciu, po­gar­dzie, słow­nej agre­sji. Za­pa­no­wała swo­ista, w ja­kiejś mie­rze ste­ro­wana moda na wku­rze­nie, przy któ­rej jest co­raz mniej miej­sca dla nie­wku­rzo­nych”.

I da­lej: „To, co wcze­śniej wy­da­wało się symp­to­mem cy­wi­li­za­cyj­nego awansu kraju – in­fra­struk­tura, drogi, cy­fry­za­cja, nowe opery i domy kul­tury, sta­diony i or­liki, od­świe­że­nie wi­ze­runku miast, in­we­sty­cje gmin – na­gle zy­skało prze­ciwny znak. Wszystko jest nie ta­kie – spar­ta­czone, roz­kra­dzione, a przy oka­zji ośmie­szone. Au­to­strady nie­do­koń­czone, sta­diony pu­ste, opery kosz­towne, wzrost PKB za mały, szkoły wyż­sze nędzne, me­dia «pol­skie, ale nie­miec­kie». Bez końca. Oka­zało się, że wie­lo­let­nia or­ga­niczna pi­sow­ska praca u pod­staw przy­nosi wresz­cie ob­fite plony. PiS udało się ma­sowo za­szcze­pić w oby­wa­te­lach swoją fir­mową ce­chę: po­czu­cie krzywdy, oszu­ka­nia, nie­spra­wie­dli­wo­ści. W tym se­zo­nie każdy może i po­wi­nien się czuć skrzyw­dzony, źle po­trak­to­wany – przez banki, urzędy, sądy, szkoły, ZUS itd. Na­wet je­śli so­bie do­tąd tego nie uświa­da­miał, na­gle do­strzega bez­na­dziej­ność pań­stwa, które rap­tem cztery mie­siące temu – je­śli wie­rzyć son­da­żom – wy­glą­dało cał­kiem nie­źle. Z prze­strzeni pu­blicz­nej i me­dial­nej znik­nęli lu­dzie za­do­wo­leni, od­no­szący suk­cesy, dumni z «faj­nego kraju», kpiący z pi­sow­skiej fru­stra­cji, mści­wo­ści, mar­ty­ro­lo­gii. Plat­forma nie ma du­żego pola ma­newru. Sama Ewa Ko­pacz też pró­buje nie ukry­wać obu­rze­nia, choćby na wła­sną par­tię”.

To ostat­nie zda­nie było alu­zją m.in. do prze­pro­wa­dzo­nej przez Ewę Ko­pacz sze­ro­kiej i ra­czej pa­nicz­nej re­kon­struk­cji rządu. Kiedy ujaw­niona zo­stała część akt afery pod­słu­cho­wej u Sowy i Przy­ja­ciół z 2014 r., pre­mier, pod na­ci­skiem opo­zy­cji, zdy­mi­sjo­no­wała aż ośmiu człon­ków rządu, a mar­sza­łek Sejmu Ra­do­sław Si­kor­ski, także wy­stę­pu­jący w ak­tach, wkrótce sam po­dał się do dy­mi­sji.

Twar­dych, spo­łecz­nych, przy­czyn co­raz bar­dziej praw­do­po­dob­nej po­rażki PO szu­ka­li­śmy w se­rii eks­perc­kich ra­por­tów „Pol­ska przed wy­bo­rem”. Ten swo­isty au­dyt pań­stwa pod­su­mo­wa­łem – do­słow­nie na kilka dni przed gło­so­wa­niem – w ar­ty­kule „Pro­gnoza ostrze­gaw­cza” (nr 43/15). Warto jesz­cze do tych ra­por­tów, choćby na mo­ment, wró­cić, bo roz­ra­chu­nek z „rzą­dami Tu­ska” ni­gdy póź­niej nie zo­stał uczci­wie prze­pro­wa­dzony.

Jaki jest stan Rzecz­po­spo­li­tej AD 2015? Naj­pierw oczy­wi­ste plusy. „Je­śli przy­ło­żyć miary po­wszech­nie sto­so­wane dla mię­dzy­na­ro­do­wych po­rów­nań, lo­ku­jemy się w końcu trze­ciej dzie­siątki naj­le­piej roz­wi­nię­tych kra­jów świata. Je­śli jed­nak po­rów­ny­wać po­stęp na tle in­nych państw, awan­su­jemy do wą­skiej grupy świa­to­wych li­de­rów. W la­tach rzą­dów PO-PSL by­li­śmy naj­szyb­ciej ro­snącą go­spo­darką w gro­nie 34 kra­jów OECD, or­ga­ni­za­cji sku­pia­ją­cej naj­bo­gat­sze kraje. W ciągu 7 lat nasz PKB wzrósł o 45 proc. Co wię­cej, za­gra­niczni ana­li­tycy są zgodni, że mamy dziś naj­le­piej zrów­no­wa­żoną go­spo­darkę Eu­ropy. Wszystko, co ma ro­snąć, ro­śnie, co ma spa­dać, spada. Nad­wyżka w han­dlu za­gra­nicz­nym jest dziś naj­wyż­sza w hi­sto­rii Pol­ski, a bez­ro­bo­cie po raz pierw­szy od dawna spa­dło do tzw. po­ziomu jed­no­cy­fro­wego. Ro­śnie dłu­gość ży­cia, zmniej­sza się po­ziom nie­rów­no­ści: śred­nie do­chody w go­spo­dar­stwach rol­ni­czych są wyż­sze niż w pra­cow­ni­czych. Na in­we­sty­cje mo­der­ni­za­cyjne do­sta­li­śmy z Unii re­kor­dowe 270 mld zł”.

Więc dru­gie py­ta­nie: co po­szło nie tak? Tu nasi au­to­rzy zgod­nie przy­wo­ły­wali (dziś już kom­plet­nie za­po­mniany) wielki kry­zys 2008 r., kiedy to wstrząs sys­temu ban­ko­wego w USA spo­wo­do­wał naj­głęb­szą od czasu dru­giej wojny glo­balną re­ce­sję. „Pol­ska dzięki od­por­no­ści sek­tora ban­ko­wego oraz ostroż­nej po­li­tyce za­dłu­ża­nia kraju po­zo­stała w Eu­ro­pie «zie­loną wy­spą», czyli unik­nęła za­pa­ści. Ale cenę za­pła­ci­li­śmy. Pol­skie firmy wo­bec za­ła­ma­nia ko­niunk­tury mu­siały szu­kać oszczęd­no­ści, więc ob­ni­żały płace i za­trud­nie­nie. Wzro­sło bez­ro­bo­cie, liczba tzw. śmie­cio­wych umów, za­mro­żone zo­stały płace w bu­dże­tówce (w kra­jach nad­bał­tyc­kich wy­na­gro­dze­nia ścięto na­wet o jedną trze­cią). Po wy­gra­nych w 2011 r. wy­bo­rach rząd po­peł­nił po­li­tyczny, a może bar­dziej emo­cjo­nalny błąd. Chcąc po­zo­stać eu­ro­pej­skim pry­mu­sem, przy­cią­ga­ją­cym in­we­sto­rów i ka­pi­tał z ca­łego świata, jesz­cze bar­dziej od­ciąć się od skom­pro­mi­to­wa­nego nie­od­po­wie­dzialną po­li­tyką eu­ro­pej­skiego po­łu­dnia (Gre­cja, Wło­chy, Hisz­pa­nia), Pol­ska wpro­wa­dziła po­li­tykę fi­nan­so­wej su­ro­wo­ści, au­ste­rity. Uchwa­lono dys­cy­pli­nu­jącą bu­dżet re­gułę wy­dat­kową; żeby ogra­ni­czyć do­płaty do ZUS, pań­stwo prze­jęło część środ­ków z OFE; utrzy­mano za­mro­że­nie płac; za­po­wie­dziano stop­niowe pod­wyż­sze­nie wieku eme­ry­tal­nego. Na po­czątku 2015 r. przy­szedł wresz­cie suk­ces: nasz de­fi­cyt bu­dże­towy spadł z 8 do wzor­co­wych 3 proc. PKB, a Unia zdjęła z Pol­ski pro­ce­durę nad­mier­nego de­fi­cytu. Rząd mógł wresz­cie po­lu­zo­wać wy­datki, ale to już nie był ten rząd.

Plat­formę do­biła pro­gra­mowa wolta pi­sow­skiej opo­zy­cji. Za­miast tra­dy­cyj­nie trzy­mać się swo­ich ob­se­sji (ubecki układ, zdrada, zbrod­nia smo­leń­ska), PiS za­po­wie­dział cał­ko­wity od­wrót od po­li­tyki po­przed­ni­ków, czyli re­zy­gna­cję z wy­rze­czeń oraz po­wszechne roz­da­wa­nie pie­nię­dzy. Za­pewne rząd PO-PSL mógł sam wcze­śniej po­lu­zo­wać po­li­tykę fi­skalną i przed wy­bo­rami prze­jąć ini­cja­tywę, ale chaos per­so­nalny zwią­zany z tzw. aferą ta­śmową i odej­ściem Tu­ska do Unii na­ru­szyły po­li­tyczną cią­głość tej ekipy. Pa­ra­dok­sal­nie, naj­więk­szy suk­ces rządu Tu­ska i mi­ni­stra fi­nan­sów Jacka Ro­stow­skiego, czyli in­te­li­gentne prze­pro­wa­dze­nie Pol­ski przez wielki świa­towy kry­zys, stał się za­rze­wiem po­rażki”.

I jesz­cze jedna uwaga, po­śred­nio na te­mat owej Plat­for­mia­nej ide­olo­gii „cie­płej wody”. „Tusk nie był re­for­ma­to­rem, na ta­kiej re­pu­ta­cji w ogóle mu nie za­le­żało, ra­czej po­zwa­lał swoim mi­ni­strom, je­śli już ko­niecz­nie chcieli, wpro­wa­dzać ja­kieś nie­zbyt ry­zy­kowne po­li­tycz­nie no­winki i udo­sko­na­le­nia. Brak ra­cjo­nal­nej, me­ry­to­rycz­nej opo­zy­cji był za­bój­czy dla for­ma­cji Tu­ska. Po pierw­sze, da­wał jej nad­mierny kom­fort („bo lep­sza marna PO niż sza­leńcy z PiS”), ale też pa­ra­li­żo­wał stra­chem. To­talna kry­tyka wszel­kich bez wy­jątku de­cy­zji rzą­dzą­cych, od­bie­ra­nie przed­sta­wi­cie­lom wła­dzy (pre­zy­den­towi, pre­mie­rowi, mar­szał­kowi) po­li­tycz­nego i mo­ral­nego prawa do spra­wo­wa­nia funk­cji nie zo­sta­wiała ani cen­ty­me­tra pola na ja­ki­kol­wiek kom­pro­mis, czyli upra­wia­nie po­li­tyki”. To samo pi­sa­łem o PiS: „Za­sada Be­aty Szy­dło «każ­demu damy, ni­komu nie od­bie­rzemy» była i jest po­li­tycz­nie obez­wład­nia­jąca, bo nie na­daje się do rze­czo­wej po­le­miki ani do ry­wa­li­za­cji. Wła­ści­wie ża­den z wiel­kich pro­ble­mów, przed ja­kimi sto­imy i o któ­rych mó­wiły na­sze ra­porty, nie zo­stał po­waż­nie po­trak­to­wany. Co naj­wy­żej – od gór­nic­twa po eme­ry­tury – otrzy­my­wa­li­śmy ja­kieś «bajki z mchu i pa­proci». Nasz or­ga­nizm pań­stwowy jest za­ra­żony po­pu­li­zmem”.

Cho­roba, którą wtedy dia­gno­zo­wa­li­śmy, oka­zała się, jak wiemy, prze­wle­kła i po­stę­pu­jąca.

Wszyst­kie son­daże po­ka­zy­wały, że de­cy­du­ją­cym cio­sem, który zdru­zgo­tał kam­pa­nię Plat­formy, była za­po­wiedź wpro­wa­dze­nia przez PiS 500-zło­to­wego za­siłku na każde dru­gie i na­stępne dziecko (po­mysł zgła­szany był przez le­wicę już wiele lat wcze­śniej) oraz obiet­nica na­tych­mia­sto­wego po wy­bo­rach cof­nię­cia re­formy eme­ry­tal­nej, która w ciągu de­kady miała stop­niowo prze­dłu­żać wiek za­koń­cze­nia pracy. W od­po­wie­dzi rząd Ewy Ko­pacz za­pro­po­no­wał wła­sny sche­mat pod­no­sze­nia płac i świad­czeń, ale zbyt skom­pli­ko­wany i spóź­niony wo­bec pro­stoty ko­mu­ni­ka­cyj­nej 500 plus. Ko­men­tarz mi­ni­stra Ro­stow­skiego, że na 500 plus „pie­nię­dzy nie ma i nie bę­dzie”, stał się po­tem jed­nym z naj­czę­ściej uży­wa­nych przez pia­row­ców PiS cy­ta­tem me­mem, do­wo­dem na „an­ty­spo­łeczną” po­stawę rządu PO-PSL. Już w kam­pa­nii pre­zy­denc­kiej An­drzej Duda pod­wa­żał i ośmie­szał oszczęd­no­ściową po­li­tykę rządu Tu­ska („Nie wierz­cie, że pie­nię­dzy nie ma”), co przed wy­bo­rami do Sejmu Be­ata Szy­dło pod­bi­jała jesz­cze ha­słem „Wy­star­czy nie kraść!”.

W koń­co­wej fa­zie kam­pa­nii 2015 r. PiS się­gnął po jesz­cze jedną broń, wtedy o nie­wia­do­mej sku­tecz­no­ści. Cho­dziło o uchodź­ców. Krótko przy­po­mnę: wio­sną tam­tego roku, wsku­tek gwał­tow­nego za­ostrze­nia się wo­jen do­mo­wych w Sy­rii i Li­bii, ru­szyły do Eu­ropy – za­równo szla­kiem lą­do­wym przez Tur­cję, Gre­cję, Bał­kany, jak i przez Mo­rze Śród­ziemne do Włoch – tłumy uchodź­ców. Po­cząt­kowo, zgod­nie z pra­wem unij­nym, pierw­sze kraje, w któ­rych po­sta­wili stopę, roz­po­częły przyj­mo­wa­nie wnio­sków azy­lo­wych. In­for­ma­cje o rze­ko­mym otwar­ciu się Eu­ropy na wo­jen­nych ucie­ki­nie­rów spo­wo­do­wały la­wi­nowy wzrost mi­gra­cji z ko­lej­nych kra­jów Bli­skiego Wschodu i z Afryki, w tym co­raz czę­ściej or­ga­ni­zo­wa­nej przez lo­kalne ma­fie. Na mo­rzu to­nęły za­tło­czone ku­try i pon­tony, za­peł­niały się obozy dla uchodź­ców, a na­stępne dzie­siątki i setki ty­sięcy lu­dzi po­dej­mo­wały próby prze­do­sta­nia się do Eu­ropy. Aby po­móc kra­jom unij­nego po­łu­dnia, kanc­lerz Nie­miec An­gela Mer­kel oświad­czyła, że Niemcy, będą przyj­mo­wać wnio­ski azy­lowe, z po­mi­nię­ciem „prawa pierw­szego kraju”. Ta de­kla­ra­cja na­tych­miast pchnęła mi­gran­tów na szlak bał­kań­ski. Do­piero uzgod­nie­nia unijno-tu­rec­kie po­zwo­liły (za pie­nią­dze) przy­ha­mo­wać tę wę­drówkę lu­dów, ale i tak w roku 2015 zło­żono w kra­jach Unii 1,2 mln wnio­sków azy­lo­wych.

Bruk­sela pod na­ci­skiem kra­jów przyj­mu­ją­cych azy­lan­tów za­pro­po­no­wała re­lo­ka­cję ok. 100 tys. osób do nie­ob­cią­żo­nych jesz­cze mi­gra­cją kra­jów Unii. Mó­wiło się o kilku ty­sią­cach, które ewen­tu­al­nie mia­łyby tra­fić do Pol­ski. Za­pewne nie sta­no­wi­łoby to pro­blemu ani w sen­sie or­ga­ni­za­cyj­nym, ani po­li­tycz­nym, bo Po­lacy byli po­ru­szeni tra­ge­dią to­ną­cych w mo­rzu, zde­spe­ro­wa­nych lu­dzi, a wcze­śniej bez pro­te­stów przy­jęli choćby kil­ka­dzie­siąt ty­sięcy ucie­ki­nie­rów wo­jen­nych z Cze­cze­nii. Ale Ja­ro­sław Ka­czyń­ski znów wy­ka­zał się in­tu­icją: PiS roz­po­czął w swo­ich me­diach kam­pa­nię stra­chu. Mó­wiono o mu­zuł­mań­skich hor­dach, 100 tys. „na­chodź­ców”, któ­rych rząd Ko­pacz chce ścią­gnąć do Pol­ski, pro­pa­ganda an­ty­rzą­dowa sta­wiała znak rów­no­ści mię­dzy mi­gran­tami i ter­ro­ry­stami. Kul­mi­na­cją tego prze­kazu było pa­miętne wy­stą­pie­nie sa­mego Ka­czyń­skiego, który na wiecu (tuż przed wy­bo­rami) ostrze­gał – uży­wa­jąc jaw­nie fa­szy­stow­skiego ję­zyka – o prze­no­szo­nych przez uchodź­ców „pa­so­ży­tach i pier­wot­nia­kach”. Za­dzia­łało.

Wy­niki wy­bo­rów 25 paź­dzier­nika 2015 r. były ka­ta­stro­falne dla do­tych­cza­so­wego obozu wła­dzy. PiS zdo­był 37,5 proc. gło­sów, PO tylko 24 proc., Ku­kiz’15 pra­wie 9 proc., No­wo­cze­sna Ry­szarda Pe­tru 7,5, PSL – 5,1. Ale naj­waż­niej­szym zda­rze­niem była klę­ska Ko­ali­cyj­nego Ko­mi­tetu Wy­bor­czego Zjed­no­czona Le­wica, zrze­sza­ją­cego SLD, Twój Ruch Ja­nu­sza Pa­li­kota i kilka po­mniej­szych or­ga­ni­za­cji. Otrzy­mane 7,5 proc. gło­sów nie wy­star­czyło do prze­kro­cze­nia 8-pro­cen­to­wego progu usta­no­wio­nego w or­dy­na­cji wy­bor­czej dla ko­ali­cji. A je­śli do­li­czyć także 3 proc. zdo­byte przez nową par­tię Ra­zem, „zmar­no­wało się”, to jest nie dało żad­nego man­datu, nie­mal 11 proc. gło­sów. Dzięki czemu PiS otrzy­mał pre­mię od sy­temu D’Hondta: 37,5 proc. za­mie­niło się na 235 miejsc po­sel­skich, czyli sa­mo­dzielną więk­szość. Wkrótce mie­li­śmy się prze­ko­nać, że par­tia Ka­czyń­skiego po­trak­tuje ten pre­zent od le­wicy jako „wy­rok de­mo­kra­cji”, da­jący PiS 100 proc. wła­dzy.

Ko­men­tarz, pod­su­mo­wu­jący na go­rąco pierw­sze od de­kady zwy­cię­stwo wy­bor­cze PiS (nikt nie przy­pusz­czał, że to po­czą­tek wie­lo­let­niej se­rii), był gorzki, ale jesz­cze nie od­bie­ra­jący na­dziei na po­kam­pa­nijne uspo­ko­je­nie po­li­tyki. Oto nieco dłuż­szy cy­tat.

„Na okładce wy­bor­czego nu­meru «Po­li­tyki» za­da­li­śmy, je­dyne istotne w tych wy­bo­rach py­ta­nie: czy chcesz, żeby Ja­ro­sław Ka­czyń­ski prze­jął peł­nię wła­dzy w Pol­sce? Tak–nie. Po­lacy od­po­wie­dzieli: tak. Skala zwy­cię­stwa PiS nie ma pre­ce­densu w na­szej 25-let­niej de­mo­kra­cji: sa­mo­dzielna więk­szość par­la­men­tarna, więk­szość w Se­na­cie, do tego wła­sny pre­zy­dent. Ja­ro­sław Ka­czyń­ski, główny au­tor tego suk­cesu, staje się fak­tycz­nym Na­czel­ni­kiem Pań­stwa, ma wszyst­kie in­stru­menty po­li­tyczne, aby na­rzu­cić pań­stwu swoją wolę. Gra­tu­lu­jemy, ale się nie cie­szymy.

W obo­zie zwy­cięz­ców, po 7 la­tach chu­dych i smęt­nych, za­pa­no­wał zro­zu­miały en­tu­zjazm, choć triumf ma swoje li­mity: więk­szość sej­mowa jest nie­znaczna, ugru­po­wa­nia nie-PiS ze­brały po­nad 60 proc. od­da­nych gło­sów, co ozna­cza, że na PiS od­dało głos le­d­wie 20 proc. ogółu wy­bor­ców (czyli 80 proc. nie od­dało). Nie cho­dzi o aryt­me­tyczne triki, któ­rymi można osła­biać wy­mowę każ­dego de­mo­kra­tycz­nego wy­boru, lecz o pewne po­wścią­gnię­cie eu­fo­rycz­nego po­czu­cia, że oto Na­ród po­wie­rzył swój los w ręce naj­god­niej­szych. PiS ma skłon­ność mi­stycz­nego trak­to­wa­nia swo­jej mi­sji, a zda­rzyło się tyle, że wolą nieco po­nad 1/3 gło­su­ją­cych par­tia otrzy­mała na 4 lata man­dat za­rzą­dza­nia pań­stwem. I bę­dzie po­no­sić pełną od­po­wie­dzial­ność, nie tyle wo­bec Boga i Hi­sto­rii, ile wo­bec wszyst­kich miesz­kań­ców «tego kraju», także tej więk­szo­ści, która PiS nie po­parła.

No­wym wła­dzom na­leży się pe­wien kre­dyt na­dziei i my go nie od­ma­wiamy, ale jest to na­dzieja bez wiary. Po­wta­rzam: nie­wiele po­tra­fimy po­wie­dzieć o tym, jak na­prawdę będą wy­glą­dały rządy PiS, bo je­śli taki plan jest, to tylko w gło­wie pre­zesa. Wiemy je­dy­nie, jak wy­glą­dało po­przed­nie (w la­tach 2005–2007) wcie­le­nie IV RP, sły­sze­li­śmy, co li­de­rzy tej par­tii za­po­wia­dali w ostat­nich la­tach i co obie­cy­wali w kam­pa­nii. Był na­wet ja­kiś pro­jekt kon­sty­tu­cji PiS, de­mon­tu­jący wszel­kie bez­piecz­niki chro­niące oby­wa­teli przed sa­mo­wolą wła­dzy – nie­za­leżne są­dow­nic­two i pro­ku­ra­turę, nie­za­leż­ność Banku Cen­tral­nego, me­diów pu­blicz­nych i pry­wat­nych, neu­tral­ność re­li­gijną pań­stwa, ochronę praw mniej­szo­ści itd., ale prze­cież Be­ata Szy­dło mó­wiła, że te­raz «trzeba się za­jąć spra­wami Po­la­ków», a nie par­tyj­nymi do­ku­men­tami. Pa­ni­ka­rze mają uro­czy­ste słowo sa­mego pre­zesa, że od­wetu ma nie być, tylko spra­wie­dliwe roz­li­cze­nia, a opo­zy­cja do­sta­nie «pa­kiet de­mo­kra­tyczny». Te­raz, po wy­bor­czym zwy­cię­stwie, do­mi­nuje nar­ra­cja, że PiS za­pewne się zmie­niło, że nie po­wtó­rzy eks­ce­sów pierw­szej IV RP, że bę­dzie re­spek­to­wać pod­sta­wowe re­guły obec­nej kon­sty­tu­cji, że nie bę­dzie tra­gi­ko­micz­nej po­wtórki z PRL. Oby. Jako lu­dzie ma­łej wiary, nad czym pew­nie trzeba ubo­le­wać, bę­dziemy się jed­nak przy­glą­dać, cze­piać, kry­ty­ko­wać, jak bę­dzie za co – po­chwa­limy. Dziś mamy mnó­stwo obaw, że to mogą być mroczne, złe, stra­cone lata”.

Po­li­tyczny rok 2015 że­gna­li­śmy w pod­łych na­stro­jach: nie­pew­no­ści, fru­stra­cji, za­sko­cze­nia i za­że­no­wa­nia. Na ko­niec po­wy­bor­czego tek­stu do­da­łem de­kla­ra­cję, która w ja­kimś sen­sie jest też po­cząt­kiem tej opo­wie­ści, roz­cią­ga­ją­cej się w co­ty­go­dnio­wych „Przy­pi­sach” mię­dzy 2016 a 2023 r.:

„Tym, któ­rzy ra­zem z nami mają po­czu­cie, że ich wi­zja Pol­ski jako kraju eu­ro­pej­skiego, otwar­tego, li­be­ral­nego, no­wo­cze­snego, so­li­dar­nego ucier­piała, że pod ad­re­sem pań­stwa, z któ­rym się utoż­sa­miamy i z któ­rego przy wszyst­kich nie­do­stat­kach je­ste­śmy dumni, pa­dło wiele słów nie­spra­wie­dli­wych, po­gar­dli­wych, głu­pich, oszu­kań­czych – chcemy po­wie­dzieć, że zo­stały prze­grane tylko wy­bory. Po­lacy do­staną, co więk­szość wy­brała, choć nie wia­domo, czy tego na pewno chcieli. Po­li­tyczną grę raz się prze­grywa, raz wy­grywa. Bę­dziemy pró­bo­wali opi­sać i zro­zu­mieć tę nową rze­czy­wi­stość po­li­tyczną. Bę­dziemy pil­no­wać przede wszyst­kim re­guł gry, żeby Pol­ska wciąż była de­mo­kra­tycz­nym pań­stwem prawa. Nie tylko Prawa i Spra­wie­dli­wo­ści”.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: