- W empik go
Przypowieść o pięknej miłości - ebook
Przypowieść o pięknej miłości - ebook
Gabrysia, dziewczyna z krakowskiego blokowiska, tuż po ukończeniu studiów wyjeżdża do podgórskiej wioski jako opiekunka kolonii. Jedno spojrzenie wystarcza, by zakochała się na zabój w miejscowym góralu. Dla niego porzuca wielkie miasto i perspektywę dochodowego biznesu. Wierzy, że miłość jest najważniejsza, sklei w całość dwa odmienne światy, a ich małżeństwo będzie doskonałym porozumieniem dusz i ciał. Rzeczywistość jednak okazuje się daleka od oczekiwanego ideału. Pojawiają się niedomówienia, sekrety, pretensje. Wkrótce wybucha pandemia koronawirusa i Gabrysia zostaje uwięziona w domu. Pełna buzujących w niej sprzecznych emocji usiłuje rozwikłać tajemnice zagrażające jej małżeństwu.
– Jak tam sesja z panią psycholog? Wracasz od niej?
Paweł zdumiony zatrzymał się na moment w miejscu i popatrzył na żonę.
– Skąd to nagłe zainteresowanie moją terapeutką? Czyżbyś była zazdrosna? – W jego głosie brzmiała nieskrywana kpina.
– Tak pytam, może powinniśmy o tym porozmawiać – odpowiedziała zdeprymowana Gabrysia. Nie przypuszczała, że aż tak były widoczne jej uczucia.
Paweł uśmiechnął się zdawkowo.
– O sesjach czy o pani psycholog?
Gabrysia miała ochotę wykrzyczeć, że tak właściwie to o ich małżeństwie. Nie zdążyła się odezwać, bo mąż dodał:
– A może, po co tam poszedłem, bo o to nigdy nie zapytałaś? Nie ma o czym, ponieważ leczenie zakończyłem po pierwszej wizycie, totalnie nieudanej. Gdybyś nie była tak zajęta tym studenciakiem, opowiedziałbym ci o wszystkim od razu.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8313-472-7 |
Rozmiar pliku: | 958 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Do pokoju nauczycielskiego wpadł nagle dyrektor i zdenerwowany obwieścił:
– Jest decyzja polskiego rządu, od poniedziałku zamykają szkoły.
Gwar komentarzy zlał się z dzwonkiem na lekcję. W ogólnym zamieszaniu Gabrysia poczuła na swoim ramieniu dłoń Marcina. Jego dotyk przenikał całe ciało, prawie parzył. Była pewna, że wszyscy zauważą czerwień, którą nagle pokryły się jej policzki. Tymczasem dyrektor kontynuował:
– Proszę pójść do klas i przekazać informację uczniom. Do końca tygodnia nauczamy normalnie. Jutro o piętnastej konferencja, wtedy przekażę dalsze wytyczne.
Mężczyzna cofnął rękę. Poczuła nagły chłód. Coś iskrzyło między nimi, potrzebowało tylko odrobiny czasu, by się zmaterializować. Pieprzony koronawirus zmieniał wszystko. Teraz przez dwa tygodnie się nie zobaczą. Ona spędzi czas z mężem i teściową, a on?
– Marcinku, ja się zupełnie nie znam na obsłudze komputerów, a co, jak przyjdzie mi lekcje zdalnie prowadzić? Będę mogła cię poprosić o pomoc? – Głos Elizy ociekał słodyczą oraz nieskrywaną nadzieją na rozwój znajomości.
Blond lalunia nie zamierzała przepuścić takiej okazji. Samotna kwarantanna nie bardzo jej odpowiadała. Wuefiście chyba też, bo wyszli razem, dyskutując zawzięcie.
Uczniowie przyjęli informację z entuzjazmem.
Gabrysia szybko sprowadziła ich na ziemię. Uczyła matematyki w tym liceum już drugi rok. Kiedy tu przyszła, miała niewielkie doświadczenie. Nauczała, zastępując etatową matematyczkę, przez dwa semestry w wiejskiej szkole. Tam też wdrożyła swój autorski program, który wzbudził ogromne zainteresowanie w środowisku związanym ze szkołą, a jej pozwolił otrzymać obecną posadę. Koledzy z grona nauczycielskiego traktowali ją z góry. Potem stali się zawistni, kiedy zauważyli, jaki ma autorytet i posłuch wśród uczniów. Kochała swoją pracę, a dodatkowe kursy z zakresu zarządzania zasobami ludzkimi i nowoczesnych form przekazu ułatwiły jej panowanie nad klasami. Jej rodzice opłacili je kiedyś, by zapewnić córce jak najlepszy start w życiu zawodowym. Tylko nie mieli na myśli posady nauczycielki w państwowej szkole, do tego na prowincji.
Wystarczyło parę słów, by w klasie zapanowała kompletna cisza. Stan nieosiągalny dla większości kadry pedagogicznej.
– Nie traktujcie tego czasu jako dodatkowych ferii. Sytuacja jest poważna. Macie zostać w domu i przestrzegać zaleceń. Tylko w ten sposób możemy przeciwstawić się temu wirusowi, bo lekarstwa na niego nie ma. Moje lekcje będę prowadzić zdalnie, w takich godzinach jak normalnie w szkole. Proszę o stuprocentową obecność – oznajmiła spokojnym głosem Gabrysia.
Szanowali ją. Inteligentna, oczytana, zorientowana w nowinkach technicznych, traktowała ich jak pełnoprawnych partnerów, a nie nastoletnich szczeniaków. Do tego sprawiała, że ta kosmicznie trudna matematyka stawała się bardziej przystępna. I jakoś tak omamiała, że starali się, by jej nie zawieść. No obciach zupełny mieć przy niej dwóję, jedynek nie uznawała. Wiedzieli, że zdalnie zgłoszą się wszyscy, bo Gabi nie odpuści.
Tymczasem w pokoju nauczycielskim wrzało. Każdy miał swoją teorię. I na temat koronawirusa, i na temat nauczania podczas pandemii. Gabrysia słuchała ich nieuważnie, wypatrując Marcina. Pod pretekstem omówienia zaistniałej sytuacji miała ochotę zaproponować mu wypicie kawy. A może coś więcej? Nie było go. Wszyscy już skończyli lekcje, więc musiał wyjść. Z blond lalą?
Wsiadła do swojego samochodu. Uwielbiała go. BMW mini cooper F56 z napędem na cztery koła. Ślubny prezent od męża, żeby nie musiała do pracy dojeżdżać busami. Udał mu się. Lepszym „podarunkiem” byłoby tylko dziecko. Kiepski seks mogła przeboleć, ale nie brak potomstwa. Dlaczego w łóżku zupełnie im się nie układało? Zaraz będzie miała dni płodne. To dlatego tak ją teraz Marcin pociągał? On, w przeciwieństwie do jej męża, widział w niej kobietę. Nie tylko w niej, bo adorował wszystkie wokół. Niezły czaruś. Zazdrosna była o to. Chciała go mieć dla siebie i poczuć go w sobie. Oparła dłonie na kierownicy, odetchnęła głęboko. Nie może w taki sposób myśleć o obcym mężczyźnie. Ma męża, jemu przysięgała wierność. Zaraz będzie w domu, zjedzą wspólnie kolację. Włączyła telefon. Zobaczyła kilkanaście nieodebranych połączeń. Nie zdążyła przejrzeć od kogo, już rozległ się dźwięk dzwonka.
– Gabrysiu, dziecko, gdzie jesteś? Zatrzymali cię, masz problemy? Wprowadzają stan wojenny! Zaraz do domu nie będziesz mogła wrócić. – Pani Maria prawie krzyczała.
Gabrysia westchnęła ciężko, sama do siebie.
Teściowa, wiejska kobieta, życzliwa. Aż za bardzo. Ta jej ciągła troska ciążyła. Podobnie jak przystojny mąż i piękna willa na Hajdukowie. Dziewczyna z blokowiska w Krakowie wyszła za mąż za górala z zapadłej wsi. Z przeprowadzką do jego domu i jego matką w bonusie. Pamiętała reakcję swojej najlepszej przyjaciółki. Magda najpierw niepokojąco długo się jej przyglądała, a potem przerażona wykrzyknęła:
– Popierdoliło cię!
Gabrysia popatrzyła na nią wielkimi, radosnymi oczami. Tylko zakochani mają tak rozszerzone źrenice. Szczęśliwa, beztroska, odparła bez zastanowienia:
– Kocham Pawła.
– Musi naćpałaś się. Coś tam uprawiają, jakieś miejscowe nieznane zioło? Czymś cię nafaszerowali? – Przyjaciółka była zła.
– Przyszła teściowa piołun hoduje. – Uśmiechnęła się Gabrysia.
Magda nie doceniła jej dowcipu.
– Totalną głupotę robisz. Myślisz, że miłość wystarczy? Jego i twoje życia to dwa odległe światy. Macie skrajnie różne poglądy w sprawach obyczajowości, religii, polityki, codziennego życia. Jak chcesz to pogodzić?
Gabrysia nie rozumiała, w czym Magda upatruje problem.
– Samo się ułoży. Będę mieć kochającego, cudownego męża, gromadkę dzieci, ciepły dom z zapachem ciasta. Wszystko to, czego od zawsze pragnęłam.
Widząc pochmurną minę przyjaciółki, dodała:
– Ta miłość to najlepsze, co mnie w życiu spotkało.
Magda ani odrobinę nie podzielała jej entuzjazmu. Jak można porzucić Kraków – z jego kinami, knajpkami, tłumem ludzi, imprezami do świtu – dla jakiejś wiochy, oddalonej o lata świetlne od cywilizacji. Zamieszkać z nudnym pracusiem i jego nadopiekuńczą matką, uczyć dzieci w wiejskiej szkole i jeszcze się z tego cieszyć?
A Gabriela była wtedy taka szczęśliwa. Jej narzeczony, wydawało się, że też. Co zrobiła nie tak, że zamiast wracać z przyjemnością do męża, szuka okazji, by zatracić się w cudzych ramionach?
Rozmyślanie Gabrysi przerwały słowa teściowej. Pani Maria narzekała, zmartwiona zaistniałą sytuacją.
– Paweł nie odbiera, do ciebie nie mogłam się dodzwonić. Do twojej szkoły też próbowałam, ale ciągle było zajęte. Co tam się u was wyprawia? Zaraz wszystko pozamykają. Trzeba szybciutko do sklepu jechać, zapasy większe zrobić. Sąsiedzi już z wielkimi torbami wrócili.
– Mamo, jaki stan wojenny?
– No, w telewizji gadają, że wprowadzili – uświadomiła ją pani Maria.
Gabrysia westchnęła. Oj ta teściowa. Włączone na okrągło TVP, pięć sąsiadek i od razu wojna. Skorygowała informację.
– Mamo, mają wprowadzić, ale stan zagrożenia epidemicznego.
– Dziecko, szkoły zamykają, sklepy pustoszeją, ludzie po domach mają siedzieć, żeby ich ta zaraza nie dosięgła. No to co to jest? – Pani Maria trzymała się swojej wersji.
– A ty czemu telefonów nie odbierałaś? Coś się stało? – dopytała z niepokojem.
– Mamo, spokojnie. To tylko zapobiegawcze działania rządu. Ja dopiero co skończyłam lekcje. Zaraz wracam do domu, więc możemy razem zrobić zakupy – zapewniła ją Gabrysia.
Dobrze, że z Marcinem kawa nie wyszła, bo byłaby długo poza zasięgiem. Dopiero by teściowa narzekała. Teraz uspokojona, od razu zmieniła nastawienie.
– To ja się, Gabrysiu, przygotuję i będę czekać przy bramie.
Zaliczyły chyba z pięć sklepów. Wszędzie był piekielny tłok i zamieszanie i pustawe półki. Ludzie wykupywali wszystko. Ładowali do koszyków, nie patrząc na ceny, nie zastanawiając się, czy dany towar jest im potrzebny. Jakby w jakimś amoku byli. Nawet jeśli robili miesięczne zapasy, po cholerę im było tyle rzeczy?
Gabrysia nie lubiła sklepów. Jej rodzice jako ajenci prowadzili dwa. Od zawsze słyszała tylko: marża, zysk, minimalizowanie strat. Dla niej przewidywali następny. Piękny, nowy, z dobrą lokalizacją, gwarancją zysków. Pochodzili z biednych rodzin, sami musieli się wszystkiego dorabiać. Finansowa stabilizacja była dla nich podstawą udanego życia. Chcieli dla córek jak najlepiej. Starsza Dagmara z łatwością wkomponowała się w ich plany. Wydawało się, że i Gabrysia spełni ich oczekiwania. Studiowała ekonomię, w wolnych chwilach pracowała u rodziców. Zaręczyła się z chłopakiem z osiedla, planowali razem prowadzić biznes. Nagle, któregoś wieczoru po powrocie z pracy oświadczyła, że oddała pierścionek narzeczonemu i zmienia kierunek studiów. Rodzice myśleli, że chłopak jakiś wielki przekręt u nich w sklepie zrobił. Pomagał Gabrysi, miał dostęp do pieniędzy i towaru. Posprawdzali dokładnie, wszystko było w porządku. Nie dowiedzieli się nigdy, co zaszło między młodymi. Żałowali, ponieważ lubili Tomka i przyzwyczaili się widzieć w nim zięcia. Łudzili się, że córka pomimo zmiany studiów na pedagogiczne zwiąże swoje życie zawodowe z handlem. Opłacili jej dodatkowe bardzo dobre, ale i drogie kursy. W rewanżu Gabrysia, wbrew ich woli, wyjechała na wieś uczyć matematyki. Zmieniać świat na lepszy, bawić się w literacką Siłaczkę.
Kiedy zajechały pod dom, załadowanym po dach samochodem, Gabrysia z ulgą zobaczyła, że światła w domu są zapalone. Mąż na szczęście wrócił już z pracy, zajmie się zakupami. Miał firmę budowlaną, najlepszą w okolicy. Z liczbą zleceń tak dużą, że musiał odmawiać. Była całym jego życiem. Miał je podzielić z Gabrielą. Jak dotąd marnie mu to wychodziło. Oglądał telewizję. Powiedziała „dobry wieczór”. Nic więcej nie zdążyła dodać, bo zjawiła się teściowa.
– Pawełku, rozpakuj auto. Musiałyśmy trochę rzeczy kupić. Co też ci ludzie wyprawiają, to zgroza. Rzucili się na towar bez żadnego umiaru, puste półki w sklepach. Po cóż oni takie zapasy robią?
Po to samo, co my, chociaż spiżarnia pełna – pomyślała Gabrysia. Nie chciała słuchać dalszego ciągu. Poczuła, jak bardzo jest zmęczona. Jutro będzie tyle spraw do załatwienia przed tą wymuszoną przerwą. Nie miała złudzeń, że potrwa to tylko dwa tygodnie. Z jej lekcjami nie będzie problemu, bo czasem, żeby przyzwyczajać uczniów do akademickich metod nauczania, część materiału realizowała zdalnie. Przypomniała sobie, że trzy osoby nie mają odpowiedniego sprzętu. Musi to jakoś załatwić. Najwyżej kupi w komisie używany i pożyczy im. Zanim szkoła ogarnie ten temat, to wieki miną, a tamci byliby wykluczeni. Jak pozostali nauczyciele będą to realizować, mało ją obchodziło. Niech dyrekcja się martwi. Ona i może czwórka nauczycieli propagowali nowoczesne metody nauczania, dokształcali się, udzielali. Pozostali preferowali tradycyjny model i święty spokój. Nie lubili Gabrysi. Młoda, bogata i do tego mądrzejsza od nich. Z ulgą patrzyli, jak się jej przytyło. Do tego nie z powodu ciąży. Chociaż tyle, bo gdy zaczynała pracę, to wyglądała jak modelka. Teraz była coraz większa i nosiła coraz luźniejsze ciuchy, o czym z satysfakcją plotkowali.
Konferencja nie była ani krótka, ani spokojna. Nagle część kadry pedagogicznej uświadomiła sobie, że jest niedouczona. Gabrysia się nie odzywała. Z goryczą przypomniała sobie, z jakim entuzjazmem, z poparciem informatyka, proponowała zakup nowoczesnego sprzętu. Nawet finansowanie na niego znalazła. Dla dyrekcji to jednak było za dużo dokumentów do wypełnienia i zbyt wiele nowości. To teraz mieli poważny problem. Nie mogła słuchać przedstawianych pomysłów. Były z poprzedniej epoki. Kto pozwolił takiej kadrze na nauczanie w tej szkole? Z tymi fantastycznymi dzieciakami? Na pewno nie ona. Połowę wyrzuciłaby z pracy od zaraz. Czasem miała takie marzenia. Że jest dyrektorem i przeprowadza zmiany. Wtedy kiedy nie myślała o dziecku. Ostatnio pragnienie macierzyństwa zdominowało jej życie.
Marcin siedział naprzeciwko. Przystojny, zadbany, niczym model z okładki dobrych żurnali. Niedbale rozwalony, w błękitnej koszuli, w kolorze jego oczu. Zapatrzyła się na niego. Przynajmniej miała jakieś doznania estetyczne na tej nudnej konferencji.
Ciekawe, jak się kocha? Z kimś jest? Niby wszystkie zarywa, ale nie plotkowali, by miał dziewczynę. Po cholerę o nim myśli. Paweł czeka w domu. Co z tego, jak nie lubi seksu. Kiedy go dotyka, sztywnieje. Szkoda, że on cały, a nie pewna część.
Złośliwa jesteś – zganiła się w myślach. Do tego pulchna. Przez chwilę chuda i milutka byłam i wielkie nic z tego wyszło – pomyślała z goryczą.
Marcin spojrzał wprost na nią, nie odwróciła wzroku. Oczarowana zanurzyła się w tym błękicie. Wszystko stało się obietnicą. Tak bardzo chciało się jej mężczyzny. Tylko czy akurat tego?
Z konferencji i powrotu do domu niewiele pamiętała. Mąż spał. Nic dziwnego, jak wstawał bardzo wcześnie rano. Czekała zdenerwowana teściowa.
– Gabrysiu, wiesz która godzina? Do tego telefon masz wyłączony!
– Mówiłam mamie, że zebranie będzie długie. Musiałam wyłączyć komórkę, potem zapomniałam. Nie ma powodów do niepokoju – odpowiedziała Gabrysia i nieuważnie uruchomiła telefon. Nie chciało się jej patrzeć na ekran. Znowu będzie cała lista nieodebranych połączeń. Zaskoczył ją dźwięk SMS-a, odruchowo otworzyła wiadomość. Była od Marcina.
„Życzę miłych snów. Będę Cię w nich szukał”.
Poczuła, że pieką ją policzki. Mieli swoje numery, jak z większością z grona pedagogicznego, ale nigdy dotąd się nie kontaktowali.
– Czemu ty w ogóle pracujesz? Do tego tak dużo. Paweł też zmęczony. Ledwo co zjadł, poszedł spać. U was ino praca i praca. A ja bym chciała wnuki pokołysać – narzekała dalej pani Maria. – Potem przyjrzała się synowej uważnie i dodała: – Dziecko, co ty takie wypieki masz? Dobrze się czujesz? Ta robota to was wykończy! Musisz dbać o siebie. Mizernaś taka, a do dzieci trzeba siłę mieć.
A do ich powstania trzeba seks uprawiać. Chyba że je teściowa w kapuście znajdzie – miała ochotę wrzasnąć Gabrysia.
Taa, mizerna. Od zawsze była ciut przy kości. Schudła, kiedy poznała Pawła. Z miłości, z tęsknoty, a przede wszystkim dlatego, że po raz pierwszy w życiu sama decydowała o zawartości lodówki, porze posiłków i rozkładzie dnia. Po ślubie to teściowa zajmowała się kuchnią i skutecznie sprowadziła ją do punktu wyjścia. Nie specjalnie, tylko z czystej, po wiejsku pojmowanej troski. Tutaj gotowało się dużo i tłusto i uważało, że zaspokojenie głodu wystarczy do szczęścia. Teraz znowu była gruba i nieatrakcyjna. Pewnie dlatego mąż nie chciał jej dotykać.
– Jedz, dziecko, to ci dobrze zrobi. Jeszcze herbatkę ziołową przygotuję, najlepsza na sen. – Pani Maria polubiła synową od pierwszego spotkania, traktowała jak córkę. Martwiła się, bo wyczuwała, że między młodymi nie wszystko się układa.
Gabrysia pomyślała, że skuteczniejszy byłby namiętny, długi stosunek. Tylko z kim, skoro jej mąż tego nie lubi? Z Marcinem?
– Dziękuję, mamo. Przepraszam, ale nie jestem głodna, mieliśmy posiłek na konferencji. – Skłamała.
Chciała zostać sama, odczytywać ciągle od nowa SMS-a. Może na niego odpisać? Ale to jak wyrażenie zgody na zdradzenie męża. Sama nie wiedziała, czy jest na to gotowa. Może jutro z Marcinem na kawę się wybiorą? Ostatni dzień przed narodową kwarantanną trzeba jakoś uczcić. Potem zostanie jej tylko siedzenie w domu. To chociaż tę ostatnią szansę wykorzysta. Nic z jej planów nie wyszło. Przystojnego wuefistę widziała przez moment w przelocie, w zatłoczonym pokoju nauczycielskim. Okazało się, że trzeba mnóstwo drobiazgów pouzgadniać, a dodatkowo parę osób z grona pedagogicznego poprosiło o pomoc. Bardzo ją to irytowało, jednak nie potrafiła odmówić. Do domu wróciła po dwudziestej pierwszej, rozkojarzona, zła i piekielnie zmęczona. Paweł spał. Teściowa na jej widok tylko pokiwała głową. Gabrysia uprzedziła ją o późnym powrocie. Ale powodem miało być miłe popołudnie z Marcinem, a nie edukowanie niedouczonych kolegów. Wzięła szybki prysznic i położyła się obok śpiącego męża. Nie mogła zasnąć. Była strasznie rozczarowana. Wyobrażała sobie ten piątek jakoś wyjątkowo. Liczyła na coś ze strony Marcina, a teraz chociaż na wieczornego SMS-a.
Weź się ogarnij, kobieto. Zapomnij o wuefiście, bo nie wiadomo, czy jeszcze się zobaczycie. Ma kontrakt tylko do końca czerwca, a na jak długo koronawirus uziemi szkoły, nikt nie wie. Romans ci się marzył? Pociągający ten Marcinek, ale czy nie wmówiłaś sobie jego zainteresowania? Może ten SMS przez pomyłkę do ciebie został wysłany? A zresztą po cholerę ci inny facet. Masz tu obok swoje szczęście – zganiła się w myślach Gabrysia.
Przytuliła się do pleców męża. Poczuła ciepło jego ciała i równy oddech. Wsunęła nogę między jego kolana, oplotła rękami. Pragnęła go, pożądała, potrzebowała jego dotyku, czułości, zainteresowania. Oraz namiętnego seksu. Spał. Po cholerę pchała się do domu, gdzie zawodzi oczekiwania teściowej, i do łóżka, w którym wieje chłodem? Prawie trzy lata temu, otumaniona wypitym piwem i zraniona postępowaniem Magdy, podjęła błyskawiczną decyzję. Potem trzymała się jej konsekwentnie, wbrew opinii przyjaciółki, rodziców i, wydawało się, na przekór całemu światu. Nie mogąc zasnąć, wróciła myślami do tamtych chwil.
***
Był piękny czerwcowy dzień. Gabrysia właśnie ustaliła termin obrony pracy magisterskiej. Osiągnęła najlepsze wyniki na roku, a ponadto opublikowała już parę artykułów. Dostała propozycję zrobienia doktoratu. Podobała jej się ta perspektywa. Miała czas na odpowiedź, jednak od razu była zdecydowana na „tak”. Wiedziała, że rodzice będą o to wściekli, bo ciągle trzymali dla niej sklep i nie wyobrażali sobie córki w innym zawodzie. Nie przyjmowali do wiadomości, że po rozstaniu się z Tomkiem młodsze dziecko kategorycznie odmówiło przejęcia biznesu. Cóż za problem mają, mogą go dać Dagmarze. Starsza siostra świetnie radziła sobie w handlu, drugi obiekt weźmie z ochotą. Gabrysia wyniesie się z domu, rodzice z czasem zaakceptują jej wybór. A ona wynajmie z Magdą mieszkanie. Samodzielnie żadnej z nich nie było na to stać, we dwie dadzą radę. W końcu życie na własny rachunek. Bez ciągłego nadzoru, opowiadania się gdzie, z kim i kiedy wróci, niezadowolenia, że nie spełnia oczekiwań. Kino, wyjścia do klubów, weekendowe wypady za miasto. Może jakiś nowy związek, bo ostatnio cienko w tym temacie bywało. Od razu zadzwoniła do Magdy i umówiły się na wieczór. Gabrysia zaplanowała, że wtedy wyjawi przyjaciółce swój genialny plan na udane życie dla nich obu. Oraz omówią wakacyjny wyjazd. To ich nagroda dla samych siebie, po obronie prac magisterskich. Hiszpania lub Włochy. Słońce, plaża, wieczorami dyskoteki, przystojni, interesujący mężczyźni. Kiedy rozmawiały ostatnim razem, Magda była zdecydowana zerwać ze swoim Kamilem. Tym lepiej, będą obie romansować. Poleciała na to spotkanie taka radosna, uskrzydlona marzeniami. Spotkały się tam, gdzie zawsze. Na ławeczce na palcu zabaw. To miejsce to był ich azyl od pierwszego roku gimnazjum. Przychodziły tu wypłakiwać niepowodzenia w szkole, przepychanki z rodzicami, nieszczęśliwe miłości. No i oczywiście smakować pierwszy alkohol. Wtedy miały pięcioosobową paczkę, z czasem zostały tylko dwie. Za dnia bawiły się tu dzieci, wieczorami one. Teraz też zaopatrzone w ulubione piwo plotkowały przez chwilę. Gabrysia odniosła wrażenie, że przyjaciółka mimo radosnego paplania jest spięta.
– Gabi, czemu ten czas tak zapierdala? Zaraz studia kończymy. Ja nie chcę być dorosła – wyjęczała Magda.
– Ja też nie! – wykrzyknęła Gabrysia.
– Weź, przyhamuj jakoś z tym przemijaniem, bo stara się czuję. Pierwsze zmarszczki znalazłam.
– Po ostatniej imprezie pomyliłaś się w lustrze ze swoją mamą? To nie jest dobrze. Powiem ci tak jak ona: „Magda, nie pij tyle” – skomentowała z kpiną w głosie Gabrysia.
Roześmiały się ubawione. Była to ulubiona rada pani Gancarz. Dobrze, że nie wiedziała, ile naprawdę jej córka wypija alkoholu.
– Mam dla nas propozycję, poczujemy się jak nastolatki. – Gabriela stwierdziła, że teraz jest najlepsza okazja, by wspomnieć o możliwości pracy na uczelni i planach na wspólne wynajęcie mieszkania.
– Jeszcze po jednym piwie? Genialną, skoczmy szybko do sklepu, zanim zamkną. Potem coś ci opowiem. – Przyjaciółka nie dała jej dokończyć.
Kiedy zaopatrzone rozsiadły się wygodnie, Magda wypaliła:
– Wynoszę się z domu. Od lipca zamieszkam z Kamilem, wynajmujemy razem mieszkanie.
Gabrysia zakrztusiła się piwem. Nie była przygotowana na taką wiadomość.
– Widzę, że cię zaskoczyłam? – Magda przerwała ciszę.
– Nie wspominałaś nigdy o takiej perspektywie – bąknęła Gabrysia.
– Bo nagle zadecydowałam. Mam dosyć narzekania matki, sprzątania po wszystkich i tego ględzenia: „Madziu to, Madziu tamto, Madziu sramto”.
– Lekarstwem będzie zamieszkanie z Kamilem? Mieliście zerwać. – Gabrysia nie potrafiła ukryć rozczarowania.
– Wiem, że nigdy go nie lubiłaś! – wykrzyknęła przyjaciółka.
– To nie tak, Magda. Nie wmawiaj mi rzeczy, które nie miały miejsca. Po prostu zdziwiona jestem – odparowała Gabrysia.
Siedziały w milczeniu. Gabrysia czuła łzy pod powiekami. Nic nie zostało z jej marzeń.
– Przepraszam, naskoczyłam na ciebie. – Magda nie rozumiała reakcji przyjaciółki. Zawsze się wspierały, przekonywały do działania. Gabi powinna pogratulować, ucieszyć się, a nie focha stroić. Zapytała wprost: – Myślisz, że źle robię? Jesteśmy z Kamilem trzy lata. On też kończy studia, czas na decyzję. Albo się rozstajemy, albo zaczynamy wspólne życie.
– Masz rację. Niech wam się dobrze mieszka. – Gabrysia z trudem wypowiedziała te słowa, starając się, by zabrzmiały szczerze.
Prawdą było, że nie przepadała za Kamilem. Nie tak wyobrażała sobie przyszłego męża ukochanej przyjaciółki. Nie musiał to być książę z bajki, ale mężczyzna na pewno powinien kochać Magdę, zabiegać o nią, rozpieszczać ją. Kamil zachowywał się, jakby robił Magdzie łaskę, że z nią jest, o żadnym wielkim uczuciu mowy nie było. Przyjaciółka wystraszyła się, bo koniec studiów, wokół pełno zaręczonych koleżanek, a ona zostanie sama? Miała przecież Gabrysię. Do tej pory o wszystkim sobie mówiły, decydowały niemalże wspólnie, a tu nagle bez uprzedzenia życiowa decyzja? To nie powinno tak wyglądać.
Magda odetchnęła. Akceptacja przyjaciółki była dla niej bardzo ważna. Pozostała jeszcze jedna kwestia. Zaczęła się tłumaczyć.
– Wiesz, z tych naszych wakacyjnych planów nic nie wyjdzie. Nie mogę teraz wyjechać. Potrzebuję pieniędzy na wynajem, no i Kamil byłby zły.
– To zrozumiałe – zgodziła się Gabrysia. Było jej już wszystko jedno.
Wtedy po raz drugi ich przyjaźń prawie się zakończyła. Gabrysia czuła się oszukana i zdradzona, a wypity alkohol dodatkowo potęgował te uczucia.
Milczały przez chwilę.
– Chciałaś mi coś powiedzieć. Co będziesz robić po obronie magistra? Bierzesz ten sklep? Dobry punkt, nie zdecydujesz się? – Zagadnęła Magda.
Gabrysia nie miała przemyślanej alternatywy. Nakręciła się na jedną opcję, nie biorąc zupełnie pod uwagę planów przyjaciółki. Mieszkając z rodzicami, nie mogła zostać na uczelni, bo nie wytrzyma presji z ich strony. Będą marudzić, że zamiast prowadzić dochodowy biznes, zapieprza za grosze. Sklepu nie znosiła, o czym Magda doskonale wiedziała, więc po cholerę jej to radzi. Nagle przypomniała sobie propozycję Agaty, koleżanki ze studiów. Szukali opiekunów na kolonię na całe wakacje, gdzieś w podgórskiej wiosce. Zamroczona wypitym piwem, upatrzyła w tym genialne rozwiązanie, które pozwoli jej uciec od oczekiwań rodziców i niewiernej przyjaciółki. Oferta powinna być jeszcze aktualna. Odpowiedziała więc z pełnym przekonaniem:
– Wyjeżdżam na dwa miesiące do pracy na kolonie, co dalej, zadecyduję po powrocie.
Magda zaczęła dopytywać o szczegóły, ale rozmowa się nie kleiła. Pożegnały się szybko.
Przez następne dni Gabrysia załatwiła wszystkie formalności dotyczące wakacyjnej pracy i jako świeżo upieczony magister wyjechała z Krakowa. Uciekała przed pretensjami rodziców, pytaniami Magdy, własnymi rozczarowaniami. Miała dwadzieścia cztery lata, wyższe wykształcenie, lekką nadwagę i zero pomysłu na swoją przyszłość. Idąc na miejsce zbiórki, łykała łzy. Tuż przed jej wyjściem matka jeszcze raz wyraziła swoje niezadowolenie.
– Gabryśka, robisz największy błąd w swoim życiu. Sklep trzeba w tym miesiącu uruchomić. Specjalnie dla ciebie opóźnialiśmy jego otwarcie. Wyjeżdżając, stracisz go!
– Według ciebie, mamo, moje życie to jedna wielka pomyłka. Nie pamiętam, byś powiedziała mi coś miłego, poza nieustanną krytyką – odpowiedziała przygaszona Gabrysia.
– To dla twojego dobra, ty jakbyś z innej rodziny pochodziła! – Pani Beata nie rozumiała postępowania córki.
– Bo nie znoszę pracy w handlu i pieniądze nie przesłaniają mi świata? – wkurzyła się Gabrysia.
– O kochana! Nie pozwalaj sobie na takie odzywki. Nie wiesz, co to bieda, wszystko miałaś pod nos podstawione! – Mama nastawiała się na potężną kłótnię.
Gabrysia miała ochotę wykrzyczeć swoje żale. Rodziców ciągle nie było w domu, a jak już byli, to i tak tylko o pracy rozmawiali. Siostra była dziesięć lat starsza, miała zawsze swoje sprawy i ignorowała Gabrysię. Ta zostawała ze swoimi problemami i dobrze zaopatrzoną lodówką. To nie dziwne, że była ciut za duża. Potrzebowała tylko wspólnie spędzonego czasu i odrobiny uwagi. Czy to było z jej strony zbyt wiele? Tylko jaki był sens kłócić się o to teraz? Odetchnęła głęboko, by się uspokoić, i wbrew przepełniającym ją emocjom powiedziała:
– Masz rację, mamo, wiem, że chcecie dla mnie jak najlepiej. Przepraszam, że nie spełniłam waszych oczekiwań, ale musisz wiedzieć, że ja nie znoszę pracy w sklepie. Odezwę się, jak dojadę na miejsce.
Uścisnęła zaskoczoną rodzicielkę i wyszła. Łzy popłynęły tuż za progiem. Lipcowy poranek był słoneczny, ale parny. Gdzieś na horyzoncie zbierały się burzowe chmury. Czarne, przytłaczające niczym ciężar matczynych pretensji. Przez moment Gabrysia miała ochotę zawrócić do domu i wpasować się w ułożone dla niej życie. Nie ma pracy, mieszkania, pieniędzy. Wakacje szybko miną i co ze sobą zrobi? Ledwo dotarła na miejsce zbiórki, zapomniała o swoich problemach. Kolonia pakowała się do autokarów. Agata ucieszyła się na jej widok i od razu przydzieliła do grupy. Gabrysia została zasypana pytaniami, prośbami, propozycjami. Nie wiedziała, jak to się stało, ale błyskawicznie wcieliła się w rolę opiekuna. Poczuła taką samą radość i podekscytowanie, jak otaczające ją roześmiane, rozgadane dzieciaki. Ponad dwie godziny podróży minęły wśród śpiewów, gry na gitarze i zachwytów nad mijanymi krajobrazami. Na miejsce dotarli tuż po burzy. Mokra, parująca ziemia zaskakiwała całym wachlarzem aromatów, jakże innym od zapachu miasta. Krople wody nie zdążyły wyschnąć, błyszczały i mieniły się w słońcu niczym wielowymiarowe cenne klejnoty. Oczarowana Gabrysia nie mogła się napatrzeć. Uświadomiła sobie, że po raz pierwszy w życiu jest na prawdziwej wsi. Dziwne, poczuła się tu jak w domu. Jakby to było jej miejsce na ziemi. Zaabsorbowana wszystkim wkoło, zapomniała zupełnie, że miała po przyjeździe na miejsce zadzwonić do matki. Właśnie wraz z podopiecznymi wychodziła na obiad, kiedy zawołała na nią Agata.
– Twój telefon dzwoni jak oszalały, weź, zobacz, o co chodzi. Dołączysz do nas na stołówce.
Gabrysia zobaczyła kilka nieodebranych połączeń, oczywiście mama. Znowu poczuła się winna. To była norma w jej kontaktach z rodzicami.
– Hej, mamo, dojechaliśmy szczęśliwie, wszystko w porządku – poinformowała rodzicielkę.
– Dzwonię i dzwonię. Co, telefony wam pozabierali? Na pewno chcesz tam zostać? Popatrzyłam sobie na mapę, to kompletne zadupie. Wytrzymasz tam dwa miesiące? Przyjadę po ciebie, jeśli chcesz? – W głosie mamy wyczuwało się prawdziwe zatroskanie.
Mówiła i mówiła. Gabrysia zapatrzyła się na widok za oknem. Przez wioskę przepływała rzeka. Teraz po burzy rwąca, wzburzona. Nad nią były pola, domy, a jeszcze wyżej las. Wzdłuż rzeki wiła się pagórkowata, kręta droga.
Ciekawe co jest za zakrętem? Dziewczyna miała nieodpartą ochotę wybiec i sprawdzić.
– Halo, halo! Gabryśka, czy ty mnie słuchasz? – dopytywała pani Beata.
– Oczywiście, mamo. Zostanę tu. Nie martw się o mnie. Sklep oddajcie Dagmarze. Muszę kończyć, bo bez obiadu zostanę. Pozdrów tatę, pa.
Gabrysia odłożyła telefon i poszła poszukać stołówki. Była w budynku szkoły, tuż obok pensjonatu. Wchodząc do niego, zobaczyła kierowniczkę tej placówki. Poznała ją zaraz po przyjeździe. Pani Halina w każde wakacje podnajmowała dobrze wyposażoną stołówkę dla kolonii. W ten sposób zarabiała dodatkowe środki na remonty i rozbudowę szkoły. Teraz rozmawiała z mężczyzną, próbując go usilnie do czegoś przekonać.
– Panie Pawle, w panu cała nadzieja. Toż to prawie tornado było. Przecieka dach tuż nad kuchnią, a właśnie kolonia się zjechała.
Widząc nadchodzącą dziewczynę, przerwała swoją wypowiedź i zwróciła się do niej:
– Pani Gabrielo, obiad czeka, stołówka jest tu na prawo.
Mężczyzna odwrócił się i nagle świat Gabrysi zatrzymał się w miejscu. Były tylko jego oczy. Ciemne, mroczne, nieodgadnione. Nie potrafiła oderwać od nich wzroku. Zapatrzyła się w nie, zatraciła. Czas przestał biec, rzeczywistość znikła, tylko puls gwałtownie przyspieszył. Nie tylko jej, bo i mężczyzna wpatrywał się w Gabrysię intensywnie. Trwali tak zauroczeni chwilą. Pani Halina uśmiechnęła się lekko. Czyżby Paweł Klimas, najlepsza partia w okolicy i zatwardziały kawaler, w końcu zainteresował się kobietą? Nie wszyscy będą zadowoleni z jego wyboru. Zwłaszcza zbliżająca się sekretarka szkoły. Nie było tajemnicą, że piękna brunetka upatrzyła sobie Pawła za męża. Jak do tej pory bezowocnie.
– Witam, pani Ilono. Pani przekona sąsiada, że znajdzie dla nas odrobinę czasu, bo inaczej kolonia zacznie przymierać głodem – zagadnęła zbliżającą się dziewczynę pani Halina.
Długonoga brunetka, ignorując zupełnie obecność Gabrysi, uśmiechnęła się do swojej kierowniczki, a potem wsunęła poufałym gestem rękę pod ramię Pawła, i nie do końca wiedząc, o co chodzi, zagruchała do niego słodko:
– Pawełku, ja bardzo proszę.
Mężczyzna jakby nie zauważył przyjścia sekretarki. Dalej, jak zaczarowany, wpatrywał się w Gabrysię. Ignorując jego milczenie, przytulając się do jego boku, Ilona zaczęła rozmawiać z panią Haliną.
Gabrysia poczuła się zbędna. Bąknęła cichutko „do widzenia” i poszła do stołówki. Czuła na plecach palące spojrzenie Pawła. Owładnęło nią dziwne, niczym nieuzasadnione uczucie bezkresnego szczęścia. Już wiedziała, że od tej pory zrobi wszystko, by to ona miała prawo wsuwać dłoń pod ramię tego mężczyzny i okazywać mu publicznie czułość.
***
Sobota w wielkiej narodowej kwarantannie zaczęła się miło. Gabrysię obudził zapach kawy. Chociaż to mieli z Pawłem wspólne – zaczynali dzień filiżanką aromatycznego napoju. Jeżeli tak pięknie pachnie, to znak, że mąż nie wyszedł jeszcze do pracy. Zeszła szybko na dół.
Mężczyzna uśmiechnął się na jej widok.
– Dzień dobry. Co taka zaspana, dużo problemów? Ciężko będzie z nauczaniem w tej nowej rzeczywistości? – zapytał serdecznie.
Zaczęli rozmawiać, a teściowa zachwycona, że ma ich oboje i do tego w dobrych nastrojach, rozsiadła się przy nich rozanielona. Rzadko zdarzały się takie chwile. Paweł albo był w pracy, albo załatwiał sprawy telefonicznie. Firmie poświęcał zdecydowanie więcej czasu niż żonie. Teraz, rozmawiając z nim, Gabrysia znowu była pod wrażeniem. Po raz kolejny uświadomiła sobie, jak szerokim zasobem wiedzy dysponuje jej mąż. Niełatwo było zarządzać dużą firmą budowlaną. Mądry, przystojny, a do tego jej. Poczuła ciepłą falę w dole brzucha. Kochała go, pragnęła, tak bardzo chciała mieć z nim całą gromadkę dzieci.
Kiedy po śniadaniu weszła na górę, kończył golenie. Stanęła za nim z tyłu, przytuliła się całym ciałem. Była jednym wielkim pożądaniem. Jego ust, dłoni, czułych szeptów, pocałunków. Jego członka w sobie. Pachniał wodą po goleniu. Męskim, podniecającym zapachem. Pieszczotliwie dotykała jego torsu, zjechała w dół brzucha, wsunęła dłoń poniżej linii slipek.
– Zostaw! – zareagował ostro Paweł.
To było jak policzek.
Przez moment zastygła. Kurwa! Był jej mężem, a nie raczył z nią seksu uprawiać! No sporadycznie to robił, nie pamiętała, kiedy ostatnio. Chciała tu i teraz. Miała do tego prawo. Do jego uczuć, czułości, ciała. Przysiągł jej to, biorąc ją za żonę. A on kolejny raz ją odtrącał. Czy to z nią, czy z nim było coś bardzo nie halo?
Zraniona odwróciła się i wybiegła. Do zasmuconej teściowej krzyknęła, że jedzie do Krakowa. Płacząc, wyjechała z posesji. Pojedzie do Magdy, upiją się, wyżali się, odreaguje swoje frustracje. Inaczej nie wytrzyma psychicznie tego pieprzonego lockdownu. Czasu tylko z ciągle martwiącą się teściową i nieczułym mężem. Wybrała numer przyjaciółki.
– Cześć, Gabi. Fajnie, że dzwonisz, bo muszę ci się pochwalić, że Jacek przyjeżdża. Ależ jestem podekscytowana, że w końcu się zobaczymy. – Głos Magdy przepełniony był radością.
Informatyk, jej ostatnia fascynacja, znajomy z portalu randkowego, mieszkał w Lublinie. Do tej pory spotykali się tylko wirtualnie, widać dziś miał nastąpić przełom.
W tle słychać było muzykę. Magda, kiedy była szczęśliwa, lubiła tańczyć. Sądząc po odgłosach, to teraz prawie unosiła się nad ziemią. Gabrysia zapewniła ją, że cieszy się razem z nią, życzy udanej randki i się rozłączyła. Cóż za pech! Trzy miesiące Magda przekonywała swego amanta do przyjazdu, a on wybiera się akurat dziś, kiedy ona tak bardzo potrzebuje przyjaciółki. Mogła jeszcze pojechać do rodziców. Pewnie i tak są w sklepie. A zresztą co im powie? Że uciekła z domu, bo mąż jej cieleśnie nie pożąda? Łzy obeschły, teraz była wściekła. Jak małżonek nie jest zainteresowany, to znajdzie się inny chętny. Wybrała numer Marcina. Nie odbierał. Rozłączyła się i rozczarowana miała ochotę znowu się rozpłakać. Zadźwięczał telefon, nie patrząc na wyświetlacz, nacisnęła przycisk.
– Cześć, Gabi. Miło, że dzwonisz. Sorki, nie zdążyłem odebrać. – Usłyszała głos Marcina.
Niepewna, zmęczona targającymi nią uczuciami, wydukała:
– Możemy się spotkać?
Milczał, wyczuła wahanie. Cóż za idiotka z niej. Wyobraziła sobie, że on jest nią zainteresowany i tylko szuka okazji, by móc ją zobaczyć.
– Miałem inne plany, ale z tobą, Gabi, zawsze. To o której? – zapytał Marcin.
Zaczęła się plątać, coś mu niejasno tłumaczyć. Przerwał to zdecydowanie. Podał jej nazwę hotelu, powiedział, że tam na nią czeka, i się rozłączył. Włączyła nawigację, pogłośniła radio.
Przez moment się zawahała. Wiedziała, że powinna zawrócić do domu. Tylko po co? By spędzić czas z teściową, udając usilnie, że wszystko w porządku? Czekać na męża, który wróci z pracy zmęczony, milczący i położy się na skraju łóżka? W bezpiecznej odległości, żeby czasem przez przypadek jej nie dotknąć.
Że też Magda musi zawsze mieć rację! – pomyślała Gabrysia, przypominając sobie słowa przyjaciółki.
_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_NAKŁADEM WYDAWNICTWA NOVAE RES UKAZAŁA SIĘ RÓWNIEŻ:
_Życie może być piękne,_
_jeśli polubisz siebie_
Kiedy Ula wychodzi za mąż za Waldka, jest przekonana, że od tej pory w jej życiu nastanie nieustające szczęście. Nieprzytomnie zakochana, stara się nie dostrzegać wad swojego wybranka, ale wkrótce udawanie, że wszystko jest w porządku i że właśnie tak wyobrażała sobie swoje małżeństwo, staje się źródłem frustracji. Na szczęście ma obok siebie doświadczone życiowo kobiety, które wyciągają do niej pomocną dłoń. Ula zaczyna rozumieć, że codzienność nie kończy się na obowiązkach żony i matki, a wielka miłość nie musi oznaczać niewoli. Los szykuje dla niej kilka niespodzianek… Jak odmienią one życie dziewczyny?