- W empik go
Psalmy. Komentarze do tekstów biblijnych. Tom 1 - ebook
Psalmy. Komentarze do tekstów biblijnych. Tom 1 - ebook
Psalmy (Tom 1) to książka zawierająca komentarze Adama Szustaka OP do Księgi Psalmów. Powstała na podstawie internetowej serii noszącej tytuł „Plaster miodu. Psalmy”, która przez kilka lat z różną częstotliwością ukazywała się na youtube’wym kanale „Langusta na palmie”, a która następnie została spisana, uporządkowana i nieco poszerzona.
Teksty w niej zawarte nie są naukowymi komentarzami do Biblii, ale raczej zapisem osobistych przemyśleń i refleksji autora, które rodziły się podczas modlitwy psalmami. W książce Psalmy (tom pierwszy) ojciec Adam dzieli się tym, jak Słowo Boże dotyka na co dzień jego życia i jak odsłania mu to, kim jest Bóg. Psalmy stanowią dla ojca świadectwo tego, że Pan Bóg już dawno wszedł we wszystkie (zarówno piękne, jak i trudne) sytuacje życia ludzkiego i rozlał tam swoją łaskę. Modlitwa psalmami, której w swoich komentarzach krok po kroku uczy autor, to więc stopniowe otwieranie duszy na Bożą obecność w nas i w naszym życiu. Książkę Psalmy (tom pierwszy) można zatem nazwać także próbą odkrycia nowych lub odświeżenia zapomnianych sposobów budowania relacji z Bogiem, poznawania Go i życia w Jego obecności na co dzień.
"Wierzę, że przez wspólne rozważanie psalmów Pan Bóg będzie w nas działał (bo przecież sam to obiecał) i swoją mocą będzie towarzyszył tym, którzy odważą się głosić Jego Słowo swoim życiem."
Adam Szustak OP
Adam Szustak OP – dominikanin i wędrowny kaznodzieja, autor wielu książek i audiobooków (Osioł w raju, Pachnidła, Akrobatyka małżeńska), dyrektor Dominikańskiego Ośrodka Kaznodziejskiego, youtuber (Langusta na palmie, dominikanie.pl). Od początku związany z Fundacją MALAK, najpierw jako jej pomysłodawca, a do dziś jako współtwórca inicjatyw ewangelizacyjnych (Weekend Pełen Łaski) oraz charytatywnych.
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-957359-5-0 |
Rozmiar pliku: | 2,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Za każdym razem, gdy przygotowywałem poszczególne komentarze do psalmów, prosiłem Ducha Bożego, by mi wskazywał, co wybrać, o czym powiedzieć i przy którym wersecie się zatrzymać. Mam zatem ogromną nadzieję, że idąc razem przez te teksty, będziemy wspólnie spotykali Pana Boga i poznawali Jego miłość. W związku z tym bardzo, ale to bardzo zachęcam cię, by lektura tej książki nie była tylko zwykłym czytaniem, ale przede wszystkim słuchaniem. Nie czytaj jej „ciurkiem”, spróbuj każdy z psalmów wziąć na osobistą modlitwę, by posłuchać, co Pan Bóg mówi tymi słowami bezpośrednio do ciebie. Chodź z tymi tekstami przy sobie, może nawet naucz się niektórych na pamięć, by z czasem stały się one twoją codzienną modlitwą, czyli twoim sposobem rozmawiania z Bogiem, a w konsekwencji pomogły w odkryciu Bożej obecności w tobie. Wierzę, że przez to wspólne rozważanie psalmów On będzie działał w nas (bo sam to obiecał), że swoją mocą będzie towarzyszył tym, którzy odważą się głosić Jego Słowo.
Z modlitwą
Adam Szustak OPKsięga Psalmów to po hebrajsku seferte tehilim. Słowo tehilim pochodzi od tego samego rdzenia, co doskonale nam znane słowo alleluja, które można przetłumaczyć jako „niech Bóg będzie pochwalony”. Dla nikogo więc nie będzie wielkim zaskoczeniem stwierdzenie, że psalmy to pieśni pochwalne na cześć Pana Boga. Nie warto jednak zatrzymywać się na tej informacji, trzeba pójść dalej, czyli zobaczyć, że skoro mnóstwo psalmów stanowi zachętę do wysławiania Boga i uwielbiania Go w różnych życiowych okolicznościach, to czymś zupełnie naturalnym jest, że w taki sposób powinniśmy je czytać. Celem psalmów i modlenia się nimi nie jest przecież nic innego jak to, byśmy z czasem stali się „psalmowi”, by nasze życie było jednym wielkim psalmem, żywym tehillah, by w nas, w naszych oczach, sercach, słowach, czynach, we wszystkim, co robimy, nieustannie objawiała się Boża chwała.
Łatwo to powiedzieć, a znacznie trudniej zrobić. Każdy człowiek, który choć trochę poznał Pana Boga, z pewnością chciałby, by jego życie tak wyglądało. Gdy jednak patrzymy na swoją codzienność, doskonale widzimy, że nie jest to takie proste. I tu z pomocą przychodzi nam greka, a dokładniej greckie słowo psalmós, od którego powstał polski wyraz „psalm”. Psalmós pochodzi od czasownika psállein, który w swoim podstawowym sensie oznacza „szarpać”, „pociągać”, w pochodnych natomiast także „rwać włosy z głowy” lub „napinać cięciwę łuku”, a w dalszych – „grać na instrumencie” czy też „śpiewać”. Dlaczego to takie ważne? Otóż każdy psalm, zanim stanie się w nas pochwałą Boga, zanim ukształtuje w nas postawę nieustannego oddawania Bogu chwały we wszystkim, jest czymś w rodzaju życiowego szarpania, pociągania i pełnego wysiłku napinania cięciwy łuku. Psalmy nie są wtłaczaniem w siebie na siłę Bożej chwały. Gdy człowiek zaczyna je rzetelnie czytać i nimi się modlić, bardzo szybko doświadcza, że oprócz uwielbienia zawierają one także mnóstwo ludzkich przeżyć: od strachu przez cierpienie, ból, stratę po doświadczenie skrajnej nędzy, ciemności czy nawet śmierci. Wśród tekstów składających się na Księgę Psalmów można znaleźć na przykład tak zwane psalmy złorzeczące, które są jękiem, często wyrażonym bardzo brutalnymi obrazami, i wołaniem do Boga z błota i epicentrum nieszczęścia – być może dlatego Kościół nie używa ich w brewiarzu, bo trochę się ich wystraszył lub nie chciał wkładać tak mocnych słów w usta delikatnych sióstr zakonnych modlących się codziennie liturgią godzin. Psalmy to zatem nie tylko pieśni pochwalne i triumfalne hymny, ale też wołania, a nawet krzyki towarzyszące najróżniejszym doświadczeniom życiowym: cierpieniu, lękom, bólowi po rozpadzie związku, ale i miłości, zachwytowi czy ogromnej radości. Księga Psalmów jest tak obfita i różnorodna, że każdy człowiek może znaleźć w niej coś, co jest mu bliskie. Co więcej, psalmy pokazują, jak w ciemności, grzechu, szczęściu, miłości, przebaczeniu, nieprzebaczeniu, radości, smutku, brudzie, czystości i pięknie – w czymkolwiek, czego doświadczamy – można wychwalać i wysławiać Boga.
W psalmach biblijnych jest jeszcze jedna bardzo pociągająca rzecz. Redaktorzy Księgi Psalmów autorstwo dużej części z nich (bodajże siedemdziesięciu trzech) przypisują Dawidowi.On jest jednym z pierwszych, którzy stali się tehillah, bo jako jeden z pierwszych zaczął wyśpiewywać Bogu chwałę swoim życiem. W tym miejscu warto zatrzymać się chwilę nad niezwykłą sceną z szesnastego rozdziału Pierwszej Księgi Samuela, która jest niejako zapowiedzią tego, co stanie się z Dawidem, a także tego, co może stać się z nami, gdy spróbujemy (jak Dawid) żyć chwałą Boga.
Rzekł Pan do Samuela: „Dokąd będziesz się smucił z powodu Saula? Uznałem go przecież za niegodnego, by panował nad Izraelem. Napełnij oliwą twój róg i idź: Posyłam cię do Jessego Betlejemity, gdyż między jego synami upatrzyłem sobie króla”. Samuel odrzekł: „Jakże pójdę? Usłyszy o tym Saul i zabije mnie”. Pan odpowiedział: „Weźmiesz ze sobą jałowicę i będziesz mówił: «Przybywam złożyć ofiarę Panu». Zaprosisz więc Jessego na ucztę ofiarną, a Ja wtedy powiem ci, co masz robić: wtedy namaścisz tego, którego ci wskażę”. Samuel uczynił tak, jak polecił mu Pan, i udał się do Betlejem. Naprzeciw niego wyszła przelękniona starszyzna miasta. zapytał: „Czy twe przybycie oznacza pokój?”. Odpowiedział: „Pokój. Przybyłem złożyć ofiarę Panu. Oczyśćcie się i chodźcie złożyć ze mną ofiarę!”. Oczyścił też Jessego i jego synów i zaprosił ich na ofiarę. Kiedy przybyli, spostrzegł Eliaba i mówił: „Z pewnością przed Panem jest jego pomazaniec”. Pan jednak rzekł do Samuela: „Nie zważaj ani na jego wygląd, ani na wysoki wzrost, gdyż nie wybrałem go, nie tak bowiem człowiek widzi
(1 Sm 16,1-13)
Bardzo lubię tę opowieść o poszukiwaniu przez Samuela króla dla Izraela, a raczej o namaszczeniu tego, którego Pan Bóg już dawno znalazł. To jest taki moment w historii narodu wybranego, gdy Bóg odrzuca panującego króla Saula z powodu jego złych uczynków i jednocześnie posyła Samuela do Betlejem, do domu Jessego, by stamtąd sprowadził nowego władcę dla Izraela. Prorok poznaje siedmiu fantastycznych synów Jessego – wysokich, dobrze zbudowanych, silnych, odważnych, a do tego pełnych cnót i różnych zdolności, po prostu chłopaków na medal. Niesamowity jest dialog, który toczy się w uchu Samuela, gdy Jesse przedstawia mu po kolei swoich wspaniałych synów. Prorok pewnie patrzy z radością na nich wszystkich, myśląc, że każdy świetnie nadawałby się na króla, a w tym samym czasie słyszy w uchu szept Ducha Świętego: „To nie ten, mimo że ogromny jak dąb i niezwykle cnotliwy, to nie tego wybrałem. Nie patrzę tak, jak patrzy człowiek. Ja widzę inaczej, widzę serce”. Pewnie, że Bogu nie chodziło o odrzucenie tego, co udane, piękne, powabne i dobre. Pan Bóg, szukając kogoś niezwykłego, odpowiedniego do przewidzianej przez siebie misji, powołał Dawida, ponieważ widział jego serce.
Osobliwy dialog między Bogiem a Samuelem toczył się w uchu proroka aż siedem razy. Za każdym razem, gdy Samuel patrzył na jednego z synów Jessego i widział kogoś cudownego, słyszał: „To nie ten”. Siedem w symbolice biblijnej oznacza nieskończoność. Gdy więc za każdym razem Samuel dostrzegał to, co wspaniałe, Bóg kazał mu patrzeć dalej, aż wreszcie na końcu świata, niemalże na krańcu wieczności znalazł lichotę. I właśnie kogoś takiego Bóg zaproponował na króla. Ojciec Dawida zdziwiony tym, że prorok chce, by wezwano również najmłodszego syna, skomentował to słowami: „Panie, ale on jest najmniejszy i pasie owce”, co oznaczało: „On jest najpodlejszy, trochę się go wstydzę, więc go schowałem na pastwisku, by tam mieszkał z owcami”.
Gdy pojawił się Dawid, okazało się, że to młodzieniec o pociągającym wyglądzie, który miał rude włosy i piękne oczy, co w języku Biblii oznacza, że wyglądał trochę jak dziewczyna, był lekko zniewieściały. Źródła podają, że Dawid w chwili namaszczenia miał około dwudziestu lat, nietrudno więc wyobrazić sobie, jakie myśli musiały kłębić się w jego głowie, gdy widział proroka rozmawiającego z jego ojcem. Był młody, niedoświadczony, zamknięty z cuchnącymi owcami. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że ma siedmiu wspaniałych braci, którzy pewnie bardziej niż on podobają się Bogu i ludziom, a tu niespodziewanie okazało się, że prorok chce widzieć właśnie jego. Może Dawid początkowo się wzbraniał, może mówił: „Nie, nie pójdę, bo tata się mnie wstydzi. Nie chce pokazywać mnie ludziom, więc chowa mnie, kiedy ktoś przychodzi”? Usłyszał jednak: „Chodź, bo to Bóg woła”. Gdy Samuel pierwszy raz zobaczył Dawida, też pewnie pomyślał, że to jakaś pomyłka, ale szybko usłyszał subtelny głos Ducha Świętego: „Właśnie tego wybrałem. Masz przed sobą króla Izraela”. Wtedy prorok wziął róg napełniony oliwą i namaścił tego chłopaka na króla nad Izraelem, pośrodku jego wspaniałych braci, tak jakby chciał wyraźnie pokazać, że Bóg pośrodku piękna i dobra, wybiera to, co najmniejsze i najlichsze.
Cały ten niesamowity tekst kończy się zdaniem: Począwszy od tego dnia Duch Pański opanował Dawida. Kiedy Duch Pański może opanować człowieka? Właśnie wtedy, gdy w swojej lichocie, marności, beznadziei, w odrzuceniu i wstydzie oraz w poczuciu, że do niczego się nie nadaje, dostrzeże nagle, że Bóg patrzy prosto na niego, że to właśnie jego szuka i powołuje do wielkich rzeczy. Dawida to Boże spojrzenie zrodziło na nowo, otworzyło wszystko, co było w nim najlepsze, dlatego to właśnie on wyśpiewał Bogu psalmy.
A może jest tak, że twoje życie przypomina losy Dawida? Może jesteś kimś schowanym z owcami, może sam gdzieś się ukrywasz, bo się siebie wstydzisz? Zapraszam cię do tego, byśmy razem przeczytali psalmy napisane przez kogoś, kto zna taki stan, kto przeżył to na własnej skórze, kto był wszędzie tam, gdzie ty byłeś, jesteś lub jeszcze trafisz, kto przeżył niezwykłą glorię i ogromny grzech, a mimo to we wszystkich tych chwilach układał ze swojego życia pieśń pochwalną na cześć Boga, czyli tehillah.
Psalmy to opowieści o tym, jak Bóg wkracza w życie człowieka, jak wydobywa go z zagłady, wyciąga ze stodoły pełnej cuchnących owiec, uwalnia od poczucia wstydu, odrzucenia i bezsensu, by zrobić z niego króla, który stanie się najjaśniejszym władcą, jakiego miał Izrael. Czasem to wchodzenie na tron będzie jak rwanie włosów z głowy, ale Duch Święty potrafi z bólu i cierpienia stworzyć płynącą nieprzerwanie pieśń uwielbienia dla Pana Boga, dlatego na koniec poprośmy Go, by towarzyszył nam w słuchaniu psalmów i modleniu się nimi.
Duchu Boży, który mieszkałeś kiedyś w uchu Samuela, bardzo Cię proszę, żebyś przez to wspólne czytanie psalmów zamieszkał w naszych uszach. Proszę, zamieszkaj w uchu mojego brata i mojej siostry, by mogli usłyszeć Twój szept, przez który popłyną do ich serc Twoje dobre słowa, słowa mówiące o tym, jak nas kochasz, jak na nas patrzysz, jak nas wybierasz do życia w obfitości i jak chcesz uczynić z nas ludzi, którzy nieustannie wyśpiewują z radością psalmy i pieśni na Twą chwałę. Duchu Święty, zamieszkaj w naszych uszach i mów do nas. Niech tak się stanie. Amen.Psalm 1 Ekskluzywna sierota
Dwie drogi życia
¹ Szczęśliwy mąż,
który nie wchodzi na spotkania z występnymi,
nie zatrzymuje się na drodze grzeszników
i nie siada w kręgu oszczerców,
² przeciwnie – w prawie Jahwe znajduje radość,
nad Jego Prawem rozmyśla dniem i nocą.
³ Jest on jak drzewo zasadzone nad kanałem,
które wydaje owoc w swoim czasie,
a liście jego nie więdną:
wszystkie jego dzieła powiodą się.
⁴ Nie tak z występnymi, nie tak:
są oni jak plewa, którą wiatr rozmiata.
⁵ Toteż występni nie wstaną na sądzie
ani grzesznicy – w zgromadzeniu sprawiedliwych,
⁶ bo Jahwe miłuje drogę sprawiedliwych,
a droga występnych ulegnie zniszczeniu.
(wersja A. Sz.)I
Dobrze jest zacząć czytanie psalmów właśnie od tego tekstu. Stanowi on doskonałą bramę otwierającą kolejne sto czterdzieści dziewięć utworów. W oryginalnej wersji językowej pierwsze jego słowo rozpoczyna się pierwszą literą alfabetu hebrajskiego, a ostatnie – ostatnią. Być może ten ciekawy zabieg stylistyczny (wymyślony pewnie przez starożytnych autorów tekstu) ma nam podpowiedzieć, że w tym krótkim psalmie ukazana jest droga, którą przejdziemy, czytając psalmy i modląc się nimi. Księga Psalmów przypomina bowiem podróż, w którą warto wyruszyć, a którą trzeba przejść nie na skróty, ale od A do Z. Tylko w ten sposób można bowiem doświadczyć tego, o czym opowiada pierwszy z psalmów.
Ten tekst w tradycji Kościoła nazywany jest często psalmem dwóch dróg – drogi sprawiedliwego i drogi grzesznika. Biblia jasno wskazuje, że pierwszą z nich powinniśmy podążać, a drugą zdecydowanie omijać, że powinniśmy szukać sprawiedliwości oraz rozkoszować się Bożym prawem, a nie bratać się ze złem. Ojcowie Kościoła, oprócz tej oczywistej wskazówki interpretacyjnej, zwracają uwagę także na jeszcze jedną, bardzo istotną rzecz. Otóż święty Augustyn w jednym ze swoich komentarzy do tego psalmu umieścił wymyślony przez siebie tytuł, który według niego powinien posiadać ten tekst, oryginalnie nieopatrzony żadnym nagłówkiem. Święty z Hippony zasugerował, że powinno się go nazywać „Psalmem o chwalebnym Jezusie Chrystusie i Jego męce na krzyżu”. Dla mnie to dość zaskakujący pomysł i gdy pierwszy raz przeczytałem komentarz Augustyna, miałem w głowie pytanie: „Dlaczego święty Augustyn sądzi, że ten psalm opowiada o męce Pana Jezusa, skoro jasno widać, że chodzi w nim o wskazówki dotyczące dobrego życia?”. Kiedy jednak wnikliwiej przeczytałem jego rozważania, zrozumiałem, że słynny biskup porównuje Jezusa do wielkiego, wspaniałego drzewa zasadzonego nad kanałem, w którym płynie woda. Święty Augustyn mówi, że tym drzewem rosnącym nad strumieniem jest krzyż i że niezwykle szczęśliwy jest mąż – Chrystus, który jest przeciwnością grzeszników. Został On zasadzony na wzgórzu Golgoty i w swoim czasie wydał niewiarygodne owoce. Co więcej, Jego liście nie więdną, a wszystkie dzieła, jakich dokonuje, są udane, czyli są doprowadzane do końca. Myślę, że o wiele ciekawiej jest czytać Psalm 1 zgodnie z interpretacją świętego Augustyna, niż tylko doszukiwać się w nim wskazówek (jakkolwiek bardzo cennych) dotyczących życia codziennego. Augustyn podpowiada nam, byśmy najpierw przyjrzeli się Jezusowi, a następnie spróbowali przyłożyć Jego życie do naszej codzienności.
Jak twierdzą niektórzy bibliści, Psalm 1 został napisany po wygnaniu babilońskim, czyli po okresie działalności proroka Jeremiasza w Izraelu. Wiele cech tego tekstu i pojawiających się w nim motywów przypomina mowy Jeremiasza, zwanego często prorokiem wygnania. Prawdopodobnie Żydzi modlący się tymi słowami mieli w głowach obraz doszczętnie spustoszonej ziemi izraelskiej, która wymagała odnowienia, by mogło rozpocząć się na niej jakiekolwiek życie. Być może przypominali sobie swój zniszczony kraj, swoich bliskich wziętych do niewoli, a także powrót na ziemie Izraela, na których trzeba było zbudować wszystko od nowa. Pustynny krajobraz tamtych terenów, które charakteryzują się niesprzyjającymi uprawie warunkami pogodowymi, z pewnością wzmacniał to odczucie. Aby cokolwiek mogło tam wyrosnąć, trzeba było wybudować kanał doprowadzający wodę. Gdy więc Żydzi próbują w tym psalmie opowiedzieć sobie, jak mają się odnowić jako naród i jako poszczególni jego członkowie, odwołują się do bliskiego im obrazu drzewa, które aby mogło rosnąć i wydawać owoce, musi być zasadzone nad strumieniem.
Chrześcijańska interpretacja tego tekstu stawia w centrum Chrystusa i wskazuje, że opisane owocujące nad strumieniem drzewo to przepiękny obraz tego, co wydarzyło się w życiu Jezusa. Zanim przyjął ciało człowieka, cała ziemia była spustoszona grzechem i zrujnowana działaniami szatana. Bóg, aby wyrwać ludzkość z „babilońskiej” niewoli złego i aby ją odnowić, najpierw posadził pośród niej drzewo – drzewo krzyża. On znalazł na pustyni miejsce, gdzie zasadził krzyż, który wydawał owoce, ponieważ był złączony korzeniami z Duchem Świętym, najlepszym i jedynym kanałem łaski. To Duch Święty sprawił, że drzewo krzyża do dziś owocuje. Chrystusa nie ma już fizycznie z nami, nie chodzi po ziemi w ludzkim ciele, jak działo się to dwa tysiące lat temu, ale owoce Jego męki, owoce drzewa zasadzonego na Golgocie, są nieustannie dla nas dostępne, ponieważ nieprzerwanie płynie strumień, w którym Duch Święty przynosi nam te łaski. Ojcowie Kościoła pokazują, że sytuacja z Psalmu 1 jest dziełem całej Trójcy – Ojciec zasadził drzewo, którym jest Chrystus, a Duch Święty je ciągle nawadnia, by stale przynosiło owoce. W ten sposób cały świat zostaje zbawiony, ponieważ skoro działającym jest sam Bóg w Trójcy Jedyny, to prawdą stają się słowa mówiące o tym, że liście tego drzewa nie więdną, owoce się nie kończą, a wszystko pomyślnie się układa.
Psalmista pokazuje nam, że jedynym sposobem na dobre, czyli szczęśliwe życie jest naśladowanie drzewa zasadzonego nad płynącą wodą. I choć pisał to przed narodzinami Chrystusa, a my czytamy to już po Jego wcieleniu, męce i zmartwychwstaniu, to oczywiste jest, że mamy być jak Jezus – robić to, co On czynił, i unikać tego, od czego On stronił.
Jakich rzeczy zatem wystrzega się Chrystus – szczęśliwy mąż, który jest jak drzewo zasadzone nad strumieniem? Unika trzech rzeczy opisanych przez psalmistę przy użyciu figury gradacji: nie wchodzi na spotkania z występnymi, nie zatrzymuje się na drodze grzeszników i nie siada w kręgu szyderców. Ojcowie Kościoła nazywają ten fragment opisem trzech etapów wchodzenia w zło. Wymienione czynności różnią się przecież poziomem zaangażowania w nie. Pierwszym z nich było wchodzenie na spotkania występnych. Ten etap to sytuacja, gdy ktoś jest zupełnie obcy złu, nie ma z nim nic wspólnego, ale zdarzyło się, że, przechodząc, zobaczył pomieszczenie, w którym siedzieli występni, zatrzymał się, otworzył drzwi i zajrzał do środka, myśląc, że znajdzie tam coś ciekawego. Tego Chrystus oczywiście nie robił. Drugi stopień – już trochę bardziej niebezpieczny – to nie tylko zainteresowanie się działaniami grzeszników, ale wejście na ich drogę. Być może ktoś, kto na niego wchodzi, na zaproszenie złych porzuca swoją dobrą drogę i zaczyna iść ścieżką występnych. Chrystus nie wchodził na drogę grzeszników. W końcu trzeci stopień wkraczania w zło to sytuacja, gdy ktoś nie tylko zagląda, co robią grzesznicy, nie tylko wchodzi na ich drogę, ale znajduje krąg szyderców i siada z nimi, czyli staje się jednym z nich, wchodzi w zło „na całego”. Jezus unikał w swoim życiu tych wszystkich stopni zła. Psalm 1, przedstawiając więc trzy sposoby rozprzestrzeniania się zła w życiu człowieka, pokazuje, że jeśli chcemy mieć udział w zbawieniu, które przyniósł nam Chrystus, powinniśmy naśladować Go i unikać takich kontaktów ze złem. Jeśli chcemy być szczęśliwi jak Jezus, musimy uważać, by nie przejść z etapu przyglądania się złu na etap chodzenia drogą grzeszników, a ostatecznie dołączenia do kręgu szyderców.
Chrystus jako owocujące drzewo nie ma nic wspólnego ze złem, z szydercami i z występnymi. Można powiedzieć, że jest bardzo „ekskluzywny”. Oczywiście nie chodzi o modne współcześnie znaczenie tego słowa, sugerujące luksus i elegancję, ale raczej o pewną osobność, inność, oddzielenie. Chrześcijanin, na wzór Pana Jezusa, powinien być bardzo ekskluzywny na dwa sposoby: powinien być odłączony od zła, czyli nie zaglądać na jego spotkania, nie wchodzić na jego drogę i nie siadać w jego kręgu, a także powinien czuć się niezwykle wyjątkowy i drogocenny. Dlaczego? O tym mówią kolejne wersy Psalmu 1, które nie dopowiadają, czego jeszcze nie robi szczęśliwy mąż, ale raczej pokazują, czym się on zajmuje.
Otóż człowiek podobny do drzewa zasadzonego nad strumieniem znajduje radość w Prawie Bożym i rozmyśla nad nim dniem oraz nocą. W języku hebrajskim wyrażenie „znajduje radość” oddane jest słowem hepes oznaczającym przyjemność lub szczególne upodobanie. Szczęśliwy człowiek to zatem ktoś, kto, patrząc na Boga i Jego dzieła, czytając i rozważając Jego słowa, odczuwa ogromną radość, wręcz rozkosz. Czy doświadczamy tego samego? Czy raczej potrzebujemy nieustannych zachęt i zaproszeń, by sięgnąć po Pismo Święte lub zacząć się modlić? Jeśli mamy naśladować Chrystusa, który był szczęśliwym mężem, musimy najpierw nauczyć się od Niego znajdowania rozkoszy w Prawie Pańskim, czyli we wszystkim, co mówi Bóg. Może przy czytaniu pierwszego ze stu pięćdziesięciu psalmów warto postanowić sobie, że spróbujemy wytrwale słuchać Bożych słów, że nie zrezygnujemy przy siedemnastym psalmie, tylko do końca będziemy szukali rozkoszy w tym, co Bóg próbuje nam o sobie opowiedzieć?
Warto zauważyć, że gdy Biblia mówi o rozmyślaniu nad Prawem Pańskim dniem i nocą, używa hebrajskiego słowa hagah, pojawiającego się w innych fragmentach Pisma Świętego w bardzo ciekawych znaczeniach. To słowo, oznaczające rozmyślanie, tłumaczy się także jako „gruchanie” gołębicy oraz „pomrukiwanie” lwa – w tych dwóch znaczeniach często używane jest przez starotestamentowych proroków. Jak rozumieć to połączenie? Otóż dla mnie gruchanie gołębicy to czynność bardzo zalotna, kojarzy mi się z Pieśnią nad Pieśniami, czyli z bardzo intymną i miłosną księgą biblijną opowiadającą o niezwykle bliskiej relacji, jaką każdy z nas może mieć z Panem Bogiem. W tym kontekście gruchanie gołębicy można nazwać takim czytaniem i rozważaniem Słowa Bożego, które jest czymś intymnym, rozkosznym, czułym, a nie twardym przestrzeganiem przykazań i zasad. Rozkoszowanie się Prawem Bożym oznaczałoby zatem nic innego, jak bycie z Bogiem w „gruchającej” relacji. W praktyce byłoby to zaś po prostu uwierzenie, że każde Jego słowo jest podszeptem miłości i dobra, że nawet „nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij” to najczulsza mowa Jego miłości. Gdy więc On zaprasza do życia słowami: Błogosławieni jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was (por. Mt 5,11), to nie są to nakazy i wyroki, ale pragnienie stworzenia „gruchającej” relacji.
Jeśli zaś chodzi o pomrukiwanie lwa, to oczywiście można je zinterpretować jako zapowiedź ataku. Gdy lew pomrukuje, to znaczy, że coś zaczyna się w nim burzyć, że jego zdenerwowanie i złość stopniowo rosną. W kontekście Psalmu 1 oznacza to gniew skierowany przeciwko naszym grzechom i złu, które nas dotyka. Czy, gdy słuchamy Słowa Bożego, gdy rozważamy Prawo Pańskie, budzi się w nas złość na nasze grzechy? Czy, gdy Bóg mówi, że mamy czegoś nie robić, rośnie w nas pragnienie walki przeciwko własnemu złu? Czy, kiedy czytamy o niezaglądaniu na spotkania występnych, niewchodzeniu na drogę grzeszników lub o niesiadaniu w gronie szyderców, mamy w sobie lwią gotowość do stoczenia boju? Czy wobec zła jesteśmy jak pomrukujący lew?
Chrystus taki był. Z jednej strony miał niezwykle intymną relację ze swoim Ojcem, „gruchał” z Nim, z drugiej zaś „pomrukiwał” jak lew, gdy chodziło o walkę ze złem. I taki obraz chrześcijanina rysuje nam początek Księgi Psalmów. Jeśli potraktujemy ten psalm jako wstęp do czytania kolejnych, dostrzeżemy w nim obietnicę mówiącą o tym, kim możemy się stać, jeśli w modlitwie psalmami będziemy szukać Chrystusa, będziemy patrzeć na drzewo zasadzone nad płynącą wodą jako na wzór bycia z Bogiem. Jezus nie wchodził na drogi zła i znalazł rozkosz w Prawie Pańskim, dlatego Jego życie nie było plewą rozmiecioną przez wiatr, ale źródłem wszelkiego dobra. Jeśli będziemy jak On, to (jak mówi Psalm 1) na sądzie powstaniemy, czyli zmartwychwstaniemy jak Chrystus! Jeśli będziemy znajdować rozkosz w Słowie Boga, powstaniemy z naszych grobów, grzechów. Jeżeli wybierzemy inną ścieżkę niż ta, która wiedzie za Jezusem – owocującym drzewem, dotrzemy donikąd.
Na koniec jeszcze tylko jedno dopowiedzenie. Psalm 1 można nazwać psalmem-sierotą, ponieważ sama Biblia uznaje, że go nie ma. W Dziejach Apostolskich, w niektórych starożytnych manuskryptach, można znaleźć taki fragment w którym święty Paweł, cytując Psalm 2, mówi o nim jako o pierwszym psalmie (por. Dz 13,33), tak jakby prawdziwy Psalm 1 w ogóle nie istniał. Oczywiście wiadomo, że dzieje się tak z różnych względów historycznych, ale dla mnie zjawisko „nieistnienia” tego psalmu w Biblii jest całkiem urocze. Można powiedzieć, że Psalm 1 to sierota, ponieważ sama Biblia-matka nie wie, że on istnieje. To jednak taka ekskluzywna sierota, której nikt nie chciał, a która kryje w sobie niesamowite rzeczy i cuda. Myślę, że każdy z nas czasem, a może nawet często, przypomina takiego wyrzutka. Jaką odpowiedź ma na to Biblia? Sieroctwo, samotność może być niezwykłym początkiem. Tak jak Psalm 1 jest bramą do poznania Boga i opowieścią o nieustannie kwitnącym drzewie – Jezusie Chrystusie, a jednocześnie – pominiętym dzieckiem Biblii, tak też każdy z nas może być podobną do niego ekskluzywną sierotą i nosić w sobie obraz drzewa owocującego nad strumieniem. Jest tylko jedno pytanie: czy wejdziemy na tę drogę? Czy przejdziemy te sto pięćdziesiąt psalmowych kroków do tego, by stać się jak Jezus, jak drzewo owocujące nad kanałem?
Drogi Jezu, pokazałeś nam w tym psalmie, jaki jesteś, za czym szedłeś, a czego unikałeś, za czym biegło Twoje serce, a które drogi omijało. Prosimy, naucz nas naśladować Ciebie. Naucz nas znajdować rozkosz w Prawie Pańskim, daj nam umiejętność „gruchania” z Bogiem i „mruczenia” jak lew wobec naszych grzechów. Spraw, prosimy, byśmy byli tacy jak Ty, byśmy byli do Ciebie podobni, ponieważ w ten sposób wejdziemy na sąd i wstaniemy – z martwych wstaniemy. Niech tak się stanie. Amen.Psalm 2 Śmiechy na śniegu
Mesjasz Królem
¹ Dlaczego narody się buntują,
czemu ludy knują daremne zamysły?
² Królowie ziemi powstają
i władcy spiskują wraz z nimi
przeciw Panu i przeciw Jego Pamazańcowi:
³ „Stargajmy Ich więzy
i odrzućmy od siebie Ich pęta!”.
⁴ Śmieje się Ten, który mieszka w niebie,
Pan się z nich naigrawa,
⁵ a wtedy mówi do nich w swoim gniewie
i w swej zapalczywości ich trwoży:
⁶ „Przecież Ja ustanowiłem sobie króla
na Syjonie, świętej górze mojej”.
⁷ Ogłoszę postanowienie Pana:
Powiedział do mnie:
„Tyś Synem moim,
Ja Ciebie dziś zrodziłem.
⁸ Żądaj ode Mnie, a dam Ci narody w dziedzictwo
i w posiadanie Twoje krańce ziemi.
⁹ Żelazną rózgą będziesz nimi rządzić
i jak naczynie garncarza ich pokruszysz”.
¹⁰ A teraz, królowie, zrozumcie,
nauczcie się, sędziowie ziemi!
¹¹ Służcie Panu z bojaźnią
¹² i Jego nogi ze drżeniem całujcie,
bo zapłonie gniewem i poginiecie w drodze,
gdyż gniew Jego prędko wybucha.
Szczęśliwi wszyscy, co w Nim szukają ucieczki.
W pierwszej lekturze tego psalmu najbardziej przyciąga uwagę obraz świata buntującego się przeciw Bogu. Narody, ludy, królowie i władcy odwracają się od Boga, knują przeciwko Niemu, spiskują, zrywają pęta, które według nich nakłada im Boże prawo, lub po prostu się od Niego odwracają. Myślę, że ten opis nie stracił na aktualności. Mimo że Dawid (lub inny autor natchniony) pisał to tysiące lat temu, na świecie niewiele się zmieniło i ludzie dalej odrzucają Boga, a Jego słowa i przykazania uznają za zniewalające ich sznury, które nie pozwalają szczęśliwie funkcjonować. W swoim życiu spotkałem wielu ludzi, którzy wszystko, co Bóg wymyślił z miłości do nich, traktowali jak kajdany. Co więcej, sam często tak myślę i oceniam Boże pomysły, rady, wskazówki jako coś przeciwnego mojemu dobru. Ilu z nas buntuje się i spiskuje w swoim sercu przeciw Panu i Jego słowom? W każdym z nas są takie narody, ludy i tacy władcy, którzy wierzgają przeciwko Bogu. Koniecznie trzeba zobaczyć, że to nie dzieje się tylko gdzieś w świecie, ale także w nas samych, że wielokrotnie największymi buntownikami wobec Boga są nasze serca.
Gdy już to dostrzeżemy, nie warto poprzestawać na samym odkryciu, trzeba pójść dalej i zobaczyć, co dzieje się w Panu Bogu, gdy widzi zbuntowany świat i naszą duszę wyrywającą się z Jego rzekomej niewoli. Psalm 2 (a w zasadzie możliwe, że pierwszy, ponieważ niektórzy uważają, że historycznie ten tekst był połączony z poprzedzającym go Psalmem 1) mówi, że Bóg się wtedy śmieje. Uwielbiam ten obraz śmiejącego się i drwiącego Boga, dosłownie bowiem Pismo Święte mówi: Śmieje się Ten, który mieszka w niebie, Pan się z nich naigrawa. I chociaż w podstawowym znaczeniu chodzi oczywiście o uśmiech, śmiech, naigrawanie, a nawet drwienie, to według mnie w tym sformułowaniu nie ma niczego negatywnego. Bóg, gdy słyszy nasze myśli i widzi nasz bunt, z pobłażaniem śmieje się, trochę się z nas nabija i nie traktuje naszych protestów poważnie.
Pozwalam sobie na taką interpretację przytoczonych słów, ponieważ udało mi się poznać śmiejącego się i przyjaźnie drwiącego ze mnie Pana Boga. Po kilku latach bycia w zakonie przyszedł moment, gdy miałem złożyć śluby wieczyste, czyli ostatecznie zdecydować, czy pozostaję w zakonie, czy rezygnuję z obranej wcześniej drogi. Pojechaliśmy wtedy z braćmi do domu rekolekcyjnego karmelitów do Czernej pod Krakowem, by tam przez tydzień przygotowywać się do tego wydarzenia. Pamiętam, że z jednym z moich braci nocami łaziliśmy po ogrodach i nieustannie dyskutowaliśmy, co robić – składać śluby, czy ich nie składać, żenić się, czy nie żenić, odchodzić z zakonu, czy zostać, ma to sens czy nie, wytrzymamy, czy nie damy rady być wierni, Bóg nas tu chce czy jednak nie itd. Po trzech, czterech dniach modlenia się, myślenia, zastanawiania się i rozważania wszystkich za i przeciw miałem absolutnie dość. Bardzo zmęczyłem się tym decydowaniem i nie miałem już zupełnie na nic siły. Poszedłem więc późnym wieczorem na adorację, po prostu usiadłem przed Najświętszym Sakramentem i bezmyślnie patrzyłem na Pana Jezusa. Nagle zobaczyłem Jego twarz (i oczywiście nie chodzi mi o żadne objawienie czy widzenie, mi się takie rzeczy w ogóle nie zdarzają, bo jestem zbyt grzeszny – było to raczej coś w rodzaju poczucia emocjonalnego czy wyobrażenia), twarz Jezusa obecnego w Najświętszym Sakramencie, który drwiąco się do mnie uśmiechał. Była to jednak najbardziej rozkoszna drwina świata. On, patrząc na te moje zmagania, wątpliwości, rozterki i widząc, jak poważnie to wszystko traktuję, uśmiechnął się, jakby mówił: „No weźże przestań. Chodź, po prostu chodź do Mnie”. Co ciekawe, kilka lat później, gdy rozmawiałem o tym momencie decyzji z bratem, z którym toczyłem te nocne dysputy podczas rekolekcji, okazało się, że on na adoracji miał dokładnie to samo doświadczenie – Bóg i na niego popatrzył wtedy drwiąco i powiedział: „No przestań, chodźże do Mnie”.
Nie bójmy się zatem naigrawającego się z nas Boga. Jego śmiech nie polega przecież na lekceważeniu naszych problemów. Pan Bóg, widząc jak śmiertelnie poważnie traktujemy różne trudne sprawy, które wcale nie są aż tak tragiczne, mówi: „Weźże przestań, zrzuć to na Mnie. Przestań uciekać, skończ urządzać dramaty i niepotrzebnie się gorączkować, tylko chodź tu do Mnie”. On nieustannie ma w sobie ten uroczy uśmiech, a nam się niestety wydaje, że na Jego twarzy najczęściej rysuje się gniew. Bóg, gdy patrzy na buntujące się i spiskujące przeciw Niemu narody, ich władców oraz wszystkie ich grzechy, to oczywiście płonie gniewem (zaraz o tym opowiem), ale jednocześnie jest w Nim ten szelmowski uśmiech, ponieważ doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że wierzgamy i wszczynamy bunty, bo nie rozumiemy. Pan Bóg się nie obraża, a kiedy dostrzega grzesznika, który z nienawiścią krzyczy do Niego, nadal się uśmiecha i robi to bez lekceważenia, ale z czułością, ponieważ wie, że ten człowiek dał się oszukać złu i grzechowi. Gdy się od Boga odwracamy, nawet gdy świadomie wybieramy bycie daleko od Niego, On nieustannie kieruje wobec nas pogodne oblicze.
Może ktoś z czytających te słowa znalazł się w takim położeniu i buntuje się przeciw Bogu, ponieważ został do tego namówiony lub oszukany przez swoje własne grzechy. To także do niego Bóg niezmiennie się uśmiecha, nie śmiechem lekceważenia, ale uśmiechem kogoś, kto bardzo kocha. Wie przecież, że gdybyśmy znali prawdę o grzechu i jednocześnie wiedzieli, jaki rzeczywiście jest Bóg, nigdy byśmy nie wybrali zła albo natychmiast zaprzestali naszego buntu.
Warto tutaj zauważyć, że tym samym słowem, którym w Psalmie 2 określa się śmiech Stwórcy, w języku hebrajskim nazywa się również taniec. W Biblii ten wyraz znajdujemy na przykład w znanym fragmencie Drugiej Księgi Samuela, który opisuje sprowadzenie Arki Pana do Miasta Dawidowego (por. 2 Sm 6,21). Król Dawid, przenosząc Arkę do Jerozolimy, tańczył wśród radosnych okrzyków i dźwięków rogów. Być może Dawid, uznawany za autora Psalmu 2, mówiąc o śmiejącym się Bogu, przypominał sobie swój taniec radości i szczęścia wokół Arki. Użył więc tego słowa, by opisać uśmiech Boga i radość, której doświadcza, gdy na nas patrzy. Najbardziej zadziwiające jest jednak to, że Bóg cieszy się i radośnie tańczy nie tylko wtedy, kiedy widzi nasze dobre uczynki. On to robi nawet wówczas, gdy się zupełnie od Niego odwracamy, kiedy Go lekceważymy, gdy nie chcemy na Niego patrzeć i z Nim przebywać.
Słowo określające Boży uśmiech, którym posługuje się psalmista, pojawia się w Biblii jeszcze w innym kontekście. W niektórych tekstach Pisma Świętego używa się go do opisania walki, w której szczególnie objawia się męstwo i odwaga walczącego. Co to oznacza? Że Bóg walczy tym śmiechem. On wie, że uśmiechając się do nas, może wygrać z naszymi słabościami, może pokonać to, co nas nęka. Jego metodą walki nie jest więc wcale tratowanie nas i drwienie z naszych pomysłów. Bóg wie, że miłością i uśmiechem może zwyciężyć z naszą obojętnością i naszym buntem. Tę myśl potwierdza także fakt, że w Psalmie 2, tuż obok wersetu mówiącego o Bożym śmiechu, pojawia się obraz gniewu Bożego zatrważającego wszystkich i ogarniającego wszystko wokół. W języku hebrajskim słowo „gniew” dokładniej oznacza „zionący ogniem nos”, czyli taki nos, z którego wydobywa się żar ognia. Bardzo podoba mi się ta myśl, ponieważ sugeruje ona, że w środku Pana Boga płonie ogień, który jest oczywiście niczym innym, jak ogniem Jego miłości. Z pewnością każdy z nas widział kiedyś takie obrazki przedstawiające Jezusa i Maryję z sercem na wierzchu. Z dzieciństwa pamiętam, że u mojej babci w sypialni nad łóżkiem wisiały właśnie takie wizerunki. Serce Jezusa na tych obrazach było otoczone koroną cierniową, a ponadto wychodziły z niego ogniste płomienie. Bóg cały jest więc ogniem miłości. Gdy się gniewa, ten ogień miłości wydobywa się z Niego, nic nie jest w stanie go w Nim zatrzymać. Gniew Boga to zatem wydobywająca się z Niego miłość. Gdy Bóg się gniewa, to po prostu kocha. Psalm 2 pokazuje nam Boga, który się śmieje, a w ten sposób walczy, a walczy dlatego, że kocha. Koniecznie trzeba więc zobaczyć śmiejącego się Boga, z którego nozdrzy wydobywa się ogień miłości.
Rodzi się jednak pytanie: z czego wynika ta pewność Boga, że mimo konieczności podejmowania walki może się cieszyć? Psalm 2 mówi o tym, że Bóg cieszy się, ponieważ ustanowił sobie króla na Syjonie, a ten król jest w dodatku Jego synem. Jak się łatwo domyślić, ten psalm to tekst mesjański opowiadający o Chrystusie, który jest właśnie tym radującym Boga wybrańcem i posłańcem. Psalm 2 określa Syna Bożego jako kogoś, kto żelazną rózgą będzie rządził narodami. Oznacza to zaś, że jego nadejście zaprowadzi porządek na świecie i przyniesie pokój. Oczywiście obraz żelaznej rózgi wcale nie wydaje nam się czymś miłym i przyjemnym, budzi raczej dość nieprzyjemne skojarzenia. W języku hebrajskim mowa w tym miejscu jednak raczej o berle lub kiju z metalu, czyli o insygniach królewskich. Chrystus, który jest synem Boga i pomazańcem na Syjonie, to zatem ktoś, kto ma władzę symbolizowaną przez berło.
Aby zrozumieć, na czym polega trzymanie w ręku żelaznego kija przez Chrystusa, przejrzałem Pismo Święte w poszukiwaniu historii, w których pojawia się podobny atrybut. W dwudziestym trzecim rozdziale Drugiej Księgi Samuela znalazłem opowieść o niejakim Benajaszu, synu Jojady, jednym z dowódców króla Dawida, który dokonał wielkich czynów kijem. Benajasz między innymi pokonał w ten sposób dwóch synów Ariela z Moabu, z kijem w ręku poszedł także walczyć z wielkiego wzrostu Egipcjaninem, choć jego przeciwnik władał ostrą dzidą. Podczas śnieżycy zszedł natomiast do cysterny i zabił w niej lwa. Gdy czytałem o tym wydarzeniu, od razu przykuło ono moją uwagę, ponieważ po pierwsze trudno było mi uwierzyć, że człowiek posiadający tylko kij pokonał w cysternie (zupełnie zamkniętej i nieprzyjaznej dla walczącego przestrzeni) lwa, a po drugie, że działo się to, gdy sypał śnieg. Przecież w tamtych szerokościach geograficznych śnieg jest czymś niezwykle rzadko spotykanym! W Biblii śnieg pojawia się czasem jako element porównania, gdy na przykład mowa o duszy oczyszczonej Bożą łaską, która staje się bielsza niż śnieg, ale zimowe opowieści są zupełną rzadkością – jeden opis bitwy toczonej w śniegu można znaleźć w Księgach Machabejskich, a drugi – we wspomnianej historii Benajasza. Zresztą pamiętam, że gdy byłem kiedyś w Jordanii i akurat spadł śnieg, ludzie nie mieli pojęcia, jak się zachować, ponieważ nie było go u nich od ponad siedemdziesięciu lat. Można wyciągnąć zatem wniosek, że w kulturze biblijnej śnieg to niemalże wydarzenie stulecia, którego wszyscy się trochę obawiają i wobec którego nie wiadomo, jak się zachować.
Jak należy w tym kontekście zinterpretować zejście Benajasza do cysterny i zabicie lwa podczas śnieżycy? Benajasz zrobił to w dniu, w którym nikt nie przyszedłby mu na ratunek. Śnieg jest symbolem czegoś, co zamyka ludziom wszelkie drogi. Ludzie boją się wyjść z domów, ponieważ nikt nie potrafi poradzić sobie ze śnieżycą. Benajasz był jednak takim wojownikiem, który nie obawiał się śnieżycy i mimo że zdarzyła się ona tylko raz w jego życiu, wyszedł z kijem na śnieg i wskoczył do cysterny. Cysterna zaś to oczywiście miejsce, gdzie przechowywano wodę. Zwykle była to dziura w ziemi wielkości kilku metrów kwadratowych, czyli miejsce zupełnie niekorzystne do walki z lwem. Niebezpieczeństwo polegało głównie na tym, że nie było żadnej możliwości ucieczki. Walczący nie był w stanie się schować lub odskoczyć daleko, ponieważ ograniczała go niewielka przestrzeń. Benajasz jednak właśnie w cysternie zabił kijem lwa.
Czemu tak ważne jest połączenie ze sobą tych dziwnych, a raczej dość niezwykłych faktów? Ponieważ są one obrazem tego, co zrobił dla nas Chrystus. Otóż, jeśli jesteśmy zamknięci w swoim życiu niczym w cysternie, jeśli znikąd nie dostrzegamy ratunku i czujemy, że za chwilę coś nas pożre, jeśli wokół hula śnieżyca paraliżująca nasze działania lub jeśli odwracamy się od Boga, spiskując i buntując się przeciwko Niemu, to właśnie teraz, gdy rozważamy wspólnie ten psalm, Bóg pokazuje nam, że jest kimś, kto chce wskoczyć do naszej cysterny, by pokonać naszego lwa. Jezus jest wojownikiem, który potrafi unicestwić w nas to, co próbuje nas zagryźć i zabić, On jest tym, który w śnieżycę wskakuje do cysterny, by zabić atakującego nas lwa. Bóg jest więc uśmiechnięty, bo ma kogoś, kto rzeczywiście potrafi porządkować narody żelazną rózgą i uratować biedaka siedzącego w śnieżycę w cysternie z lwem.
Psalm 2 kończy się wezwaniem, w którym autor natchniony, czyli król Dawid, woła, by służyć Bogu z bojaźnią i z drżeniem całować nogi Panu, który walczy z grzechem, śmiejąc się i tańcząc. Wyrażenie „całujcie z drżeniem Jego nogi”, powinno się jednak przetłumaczyć z hebrajskiego jako „całujcie Jego syna”. Psalmista zachęca więc nas do całowania z drżeniem Bożego Syna, bycia czułym wobec Niego, ponieważ On jest tak niezwykły w miłości do nas, że nie cofa się nawet przed wskoczeniem do naszych cystern z lwem w dzień śnieżycy, gdy nikt na pewno nie przyjdzie nam na pomoc. Może zatem Psalm 2 jest Bożym zaproszeniem do tego, by popatrzeć chwilę na Jezusa, na tego wojownika z kijem, z którego Ojciec tak bardzo się raduje? Zobaczmy roześmianą twarz Boga Ojca, spokojną i rozpromienioną uśmiechem, który wynika z przekonania, że Jego Syn pokona absolutnie wszystko.
Nasz kochany Ojcze, niech rozpromieni się nad nami Twoja uśmiechnięta twarz. Pozwól nam oglądać Twój uśmiech będący jednocześnie tańcem i walką oraz ogień wychodzącej z Ciebie miłości. Daj nam zobaczyć dzisiaj Twoją twarz i pokaż, że promienieje ona uśmiechem, ponieważ Twój Syn to wojownik, który nas ocala z jaskini lwa. Swoją modlitwą chcemy z drżeniem, miłością i czułością całować właśnie Jego – Króla na Syjonie, który wszystko w nas zwycięża. Prosimy, daj nam tę łaskę, byśmy potrafili to zrobić. Niech tak się stanie. Amen.Fundacja MALAK
Jesteśmy organizacją non-profit, której pomysłodawcą był ojciec Adam Szustak OP. Od 2012 roku organizujemy rekolekcje, wieczory uwielbienia, konferencje, spotkania i akcje charytatywne. Naszym patronem jest święty Jacek, a dominikański charyzmat głoszenia „wszystkim, wszędzie i na wszelkie sposoby” jest nam bardzo bliski. Od lat współpracujemy z ojcem Adamem Szustakiem OP i ojcem Tomaszem Nowakiem OP, którzy sprawują opiekę duchową nad naszymi wydarzeniami. Prowadzimy wydawnictwo i sklep, z których całkowity dochód przekazujemy na nasz główny cel – działalność dobroczynną i ewangelizacyjną.
Chcesz razem z nami
TWORZYĆ, EWANGELIZOWAĆ, INSPIROWAĆ?
Przekaż nam jednorazową darowiznę.
Wspieraj nas regularnie, dołączając do Bliskich Malaka.
Zrób zakupy w naszym sklepie internetowym www.sklepmalak.pl.
Pomódl się za nas i ludzi, którym pomagamy.
Dziękujemy za każde wsparcie!
Nasz nr konta: 13 2490 0005 0000 4530 3902 3336
Fundacja MALAK
pl. Na Stawach 1/1, 30-107 Kraków
tel. 796 002 603