- W empik go
Psychologia – pedagogika – etyka. Seria 1: Przyczynki do usiłowań naszego odrodzenia narodowego - ebook
Psychologia – pedagogika – etyka. Seria 1: Przyczynki do usiłowań naszego odrodzenia narodowego - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 606 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Książka niniejsza jest zbiorem prac różnoczasowych, połączonych jedną myślą przewodnią:
"od psychologii, przez pedagogikę, do etyki!"
Od psychologii, nie książkowej lecz życiowej – do etyki, nie oderwanej, lecz praktycznej.
Można ją więc uważać za dzieło pedagogiczne, w najszerszem znaczeniu tego wyrazu; nie ma w niej bowiem ani jednego rozdziału, któryby nie miał na celu wydoskonalenia lub przynajmniej oświetlenia tej czy owej strony wychowania lub nauczania.
Można ją uważać za rodzaj przewodnika dla samouków, bo nie ma w niej ani jednej karty, nie łączącej się z tem lubowem zadaniem ewolucyi indywidualnej, kształcenia się i poprawy jednostek.
Ale przedewszystkiem, można i trzeba uważać ją za program narodowy pojęty zasadniczo, a nie, jak to zwykle bywało, formalistycznie program reformy i wzmocnienia naszego moralnego stanu posiadania – bo nie ma w niej ani jednej myśli, któraby nie była natchniona chęcią przyjścia w pomoc naszemu odrodzeniu narodowemu.
Tak, w mojej własnej ocenie, przedstawia się to dzieło, będące wyrazem półwiekowej pracy dotychczas nieuwydatnionej z powodu rozproszenia artykułów, i braku, niemożliwych przedtem a niezbędnych dopełnień.
Dziś, gdy te dopełnienia mogłem szeroko uskutecznić a całość należycie uporządkować przypuszczam, że czytelnik przypisze moim zamiarom – jeżeli nie sposobowi ich spełnienia – przynajmniej część tej doniosłości, jaką,. ja im przypisuję.
Doniosłości teoretycznej.
Nie łudzę się, żeby te rady moje osiągnęły skutek, szybki; Przebiegając książkę uważnie, w tym porządku w jakim jest ułożona, czytelnik zrozumie dlaczego na to nie liczę, a jednak możliwie spieszyłem się z wydaniem dzieła.
Rozdzielam je także na serye, podobnie jak "Psychologię i Medycynę" a nadto zmniejszam nieco format, celem większej poręczności tomów i ułatwienia rozprzedaży.
Wydaję zaś "Psychologię, Pedagogikę i Etykę", przed trzecim tomem "Psychologii i Medycyny", jako ze względu na okoliczności pilniejszą i ważniejszą dla celów ogólnych.
Serya 2-ga, jeśli nie zajdą niezwykłe przeszkody, ukaże się jeszcze w r. b. Obejmie ona d… c… zagadnień wychowawczych, oraz kwestye dotyczące reformy nauczania i wogóle naszych stosunków kulturalnych.
Gdyby choć setna część ulepszeń proponowanych, choćby w pewnej jedynie mierze, lecz w najbliższym okresie naszego samodzielnego bytu, weszła w życie – byłbym sowicie wynagrodzony za trudy podjęte.
Wychowawcom, nadsyłającym mi swoje uwagi krytyczne, zgóry wyrażam wdzięczność za pomoc w dalszych ulepszeniach dzieła. Ci zaś których ja krytykuję, niech raczą zrozumieć, że tu i owdzie użyta forma docinkowa jest tylko wyrazem temperamentu pisarskiego i wielkiej miłości przedmiotu, nie zaś wynikiem jakichkolwiek uprzedzeń osobistych.
Niechaj i moi krytycy trzymają się tej samej zasady, wypowiadając swoje uwagi bez ogródek – oczyści to duszną atmosferę naszego pedagogicznego zastoju i ogólnikowych a mało pożytecznych dyskusyj.
Chciałbym jeszcze dać kilka wyjaśnień, dotyczących nowego znaku pisarskiego.
Uczułem jego potrzebę w tych wypadkach, w których: bądź to treściwość, bądź jasność, wymagały przestanków pośrednich między przecinkiem a średnikiem a także tam, gdzie, jak w zdaniach dodatkowych, nawias lub kreska pozioma, byłyby zbyt stanowczem odgraniczeniem zdania wtrąconego.
W obu tych wypadkach używam kreski ukośnej:.
Miała ona być krótszą; mianowicie takiej tylko długości jak wysokość małych liter, i wtedy wyglądałaby zgrabniej, nie rażąc nieprzywykłego do tej nowości oka; zanim jednak sama jej zasada znajdzie jakiekolwiek uznanie zresztą wątpliwe, ponieważ u nas i o treściwość i o jasność szczególne starania są rzadkie poprzestałem na takiej kresce ukośnej, jakiej używają Linotypy czyli maszyny drukarskie do pisania ułamków.
Sposób jej użycia wyjaśnią następujące przykłady:
1° Kreska pochyła, jako znak przestankowy, pośredni miedzy przecinkiem a średnikiem.
Gdy się wylicza różne przedmioty w jednym, gładko idącym ciągu, wtedy wystarcza przecinek. Np.
"Do związku mocarstw centralnych należą: Niemcy, Austro-Węgry, Turcya i Bulgarya".
Gdy zamiast pojedynczych wyrazów wylicza się w jednym ciągu całe zdania, trzeba niekiedy, dla uniknienia zamieszania, użyć obok przecinków także i średników albo nawet kresek poziomych, zastępujących zwykle zdania domyślne. Np.
"Rosya ma w tej wojnie przewagę materyału ludzkiego; Niemcy – organizacyi i wodzów; Anglia – kapitału i, przynajmniej co do liczby wielkich statków, swej floty etc."
Nareszcie tam gdzie się zjawia potrzeba jeszcze subtelniejszych różnic przestankowania a mianowicie przestanku nieco większego niż przecinek a nieco mniejszego niż średnik stosuję kreskę pochyłą. Np.
"Rosya, Francya, Belgia i Anglia wystąpiły do walki odrazu Włochy i Rumunia przyłączyły się następnie…" Gdyby przeciwieństwo było jeszcze większe, użyłbym kreski poziomie). Np.
"Rosya, Francya, Belgia i Anglia wystąpiły do walki odrazu Włochy i Rumunia później – Ameryka dopiero grozi…" I tak samo w stosunkach pojęciowych. Np.
"Najbardziej abstrakcyjnemi formami myślenia są: myślenie matematyczne, 1° liczbami, jak w arytmetyce, 2° znakami ogólniejszymi, jak w algebrze i wogóle w matematyce wyższej oraz myślenie filozoficzne, posiłkujące się wyrazami".
Gdybyśmy po wyrazach: "matematyce wyższej" użyli średnika, przedział byłby za wielki – byłby za mały, gdybyśmy użyli przecinka. Ten ostatni mieszałby przestanki b… krótkie (po wyrazach: "liczbami" i "ogólniejszymi") z dłuższym, jak po wyrazie "wyższej", a średnik byłby znów przestankiem zbyt stanowczym przed łącznikiem "oraz".
Są to niewątpliwie subtelności. Kto ich nie odczuwa, ten nowego znaku używać nie będzie; ale ponieważ są tacy, którzy odczuwają jeszcze większe subtelności – niechże mają choć jeden znak dodatkowy do dyspozycyi.
2° Jako złagodzona forma nawiasu.
W tym wypadku podobnie jak przy nawiasie muszą być użyte dwie kreski, obejmujące dany wyraz lub zdanie. Np. gdybym napisał: "Zanim ta nowość znajdzie jakiekolwiek uznanie (byłoby ono prawdopodobnem, gdyby u nas więcej dbano o jasność i treściwość), poprzestaję na.., i t… d."
to w tym razie, zdanie: "byłoby ono prawdopodobnem… i t… d., jako zupełnie wtrącone, jako mogące być wyrzuconem bez naruszenia myśli głównej / właściwiej jest umieścić w nawiasie. Skoro jednakże wyrażę je mniej stanowczo, a za to w większym związku ze zdaniem głównem, np.:
"Zanim ta nowość znajdzie jakiekolwiek uznanie/ zresztą wątpliwe, ponieważ u nas szczególne starania o ścisłość są rzadkie / poprzestaję… i t… d."
to w tym wypadku właściwsze będą kreski pochyłe, obejmujące dane zdanie lecz nie odcinające go zupełnie / przyczem te kreski będą właśnie złagodzoną formą nawiasu.
Podobnież w zdaniu, które wyjmuję z leżącej przedemną Historyi Powstania Kościuszkowskiego K. Bartoszewicza:
"Te cele akcyi wojennej przedstawił Thugut prezesowi Rady Wojennej (Korzon z Zeissberga)…"
nawias jest właściwszy, jako klamra całkowicie odcinająca od tekstu powołanie się na świadectwo Korzona z jednoczesnem / a również obcem tekstowi / objaśnieniem, że Korzon, tę swoją informacye zaczerpnął z Zeissberga.
Tymczasem w ustępie wyjętym z sąsiedniej stronnicy:
"Kiliński pojechał do obozu Kościuszki z propozycyą, aby "wyłapać próżniaków". Kościuszko się zgodził i w ciągu jednej nocy / jeśli Kiliński, jak zwykle, nie przesadza / "wybrano" 6000 próżniaków. (Kościuszko polecił Kilińskiemu, aby z pomiędzy nich werbował regiment. W ten… sposób sformował się regiment XX, którego pułkownikiem został Kiliński; składał się on z 20 oficerów danych przez Kościuszkę i z 716 gemejnów)."
zdanie: "jeśli Kiliński, jak zwykle nie przesadza" umieściłem nie w stanowczych klamrach nawiasu, lecz między liniami pochyłemi, a natomiast cały dalszy ustęp, jako obejmujący dopełnienia i wyjaśnienia osobne a ze sobą związane, objąłem jednym wspólnym nawiasem.
Na zakończenie, przytoczę jeszcze jeden zawilszy ustęp z III części "Dziadów" Mickiewicza/ najprzód znakowany tak, jak mnie się wydaje jaśniej i ściślej, a następnie tak, jak zwykle bywa znakowany, mojem zdaniem niedbale a miejscami wprost błędnie:
W znakowaniu poprawnem:
Człowieku! Gdybyś wiedział jaka twoja władza,
Kiedy myśl w twojej głowie, jako iskra w chmurze
Zabłyśnie niewidzialna/ obłoki zgromadza
I tworzy deszcz rodzajny/ lub gromy i burze!
Gdybyś wiedział, że ledwie jedną myśl rozniecisz,
Już czekają w milczeniu, jak gromu żywioły,
Tak czekają twej myśli: szatan i anioły:
Czy ty w piekło uderzysz – czy w niebo zaświecisz?…
A ty, jak obłok górny, ale błędny, pałasz,
I sam nie wiesz gdzie lecisz, sam nie wiesz co zdziałasz…
Ludzie! Każdy z was mógłby, samotny, więziony,
Myślą i wiarą zwalać i podźwigać trony!
W znakowaniu "Skarbca Polskiego" (Warszawa, 1915):
Człowieku! gdybyś wiedział, jaka twoja władza!
Kiedy myśl w twojej głowie, jako iskra w chmurze.
Zabłyśnie niewidzialna, obłoki zgromadza,
I tworzy deszcz rodzAjny, lub gromy i burze;
Gdybyś wiedział, że ledwie jedną myśl rozniecisz,
Już czekają w milczeniu, jak gromu żywioły,
Tak czekają twej myśli szatan i anioły:
Czy ty w piekło uderzysz, czy w niebo zaświecisz;
A ty jak obłok górny, ale błędny, pałasz
I sam nie wiesz, gdzie lecisz, sam nie wiesz co zdziałasz.
Ludzie! Każdy z was mógłby, samotny, więziony,
Myślą i wiarą zwalać i podźwigać trony.
Czyż w tak treściwej formie, jak pełen głębokich myśli wiersz Mickiewicza, nie zyskuje się na jasności i sile przez subtelniejsze znakowanie?
Nie chodzi mi w tej chwili o taką lub inną interpretacyę myśli autora – co do tego mogą być spory – lecz o samą zasadę: dokładniejszego znakowania / w któremu nas celował Asnyk, a tak wielu dzisiejszych autorów odznacza się szczególnem niedbalstwem. Wyobrażają oni sobie, że każdy będzie tak czytał ich wiersze jak oni je czytają w myśli; a tymczasem może wyjść tak, jak w owej anegdocie o carze i jego przypisku na wyroku zesłania. Car napisał:
Prastit' nielzia sasiat' w Sybir zapomniał tylko postawić przecinek / i wskutek tego nie było wiadomo czy należało czytać:
Prastit', nielzia sasłat' w Sybir czy też:
Prastit' nielzia – sasłat' w Sybir.
Chodzi mi przedewszystkiem o rozbudzenie zamiłowania do większej ścisłości w formie, w jej zgodzie z treścią; a czy do tego posłuży między innemi znak przezemnie proponowany – to iuż kwestya drugorzędna; dla mnie jest on użyteczny i dlatego go używam. Używam, ale nie narzucam; staram się jedynie – przy jego pomocy – narzucić czytelnikowi ochotę do większej staranności w wyrażaniu swoich myśli na piśmie.
W końcu winienem dodać, że ów znak nie jest całkiem nowym. Używano go w w. XVI zamiast przecinka. Tak np. w tytule "Figlików" Mik. Reja można czytać:
"Figliki / albo rozlicznych ludzi przypadki dworskie / które sobie po zatrudnionych myślach / dla krotofile / wolny będąc / czytać możesz".
Dzisiaj też używają go jeszcze w tem samem znaczeniu, t, j… zamiast przecinka, w wielu maszynach do pisania. Sądziłem więc, że skoro posiadamy dwa znaki dla jednego przestanku, rozsądniej i korzystniej będzie nadać każdemu z nich nieco odmienne znaczenie.
Warszawa w Marcu 1917 r.(1879)
Każdy człowiek wykształcony słyszał coś o zastosowaniu matematyki do nauk przyrodniczych, o zostosowaniach nauk przyrodniczych do przemysłu lub rolnictwa –
–- (1) Druk, w "Ateneum" w zeszycie kwietniowym z r. 1879.
ale czy może, i do czego może być zastosowaną psychologia?…
Powątpiewanie takie ma swoją podstawę i to podstawę historyczną.
Od chwili powstania pierwszych pojęć filozoficznych aż do upadku filozofii Heglowskiej w naszych czasach, rozprawiano o duszy i pisano traktaty, a przecież nikt nie pytał o praktyczne zastosowania psychologii; co więcej, myśl taką uważanoby za niegodną przedmiotu.
Zajmować się psychologią, znaczyło rozmyślać nad tem, czy dusza jest materyalną, powstałą z elementów ognia lub powietrza, czy niemateryalną, a więc nieprzestrzenną; czy prostą, czy złożoną, podzielną lub niepodzielną; znaczyło rozmyślać nad tem, gdzie jest jej siedlisko: czy w piersi, czy w głowie, czy w całem ciele; czy istniała przed utworzeniem się organizmu, czy też wraz z nim powstała, czy wreszcie razem z nim zginie, albo też żyć będzie wiecznie? Dodawszy do tych pytań jeszcze kilka innych, zwłaszcza dotyczących stosunku duszy do Boga; a więc: o ile duchowość nasza odbija pierwowzór ducha boskiego, o ile obciąża ją klątwa pierworodna, o ile w działaniach swych może być niezależną od woli Istoty Najwyższej i t… p… będziemy mieli przybliżone pojęcie o tem, czem była psychologia dawna, przez ciąg swego historycznego rozwoju.
Były to niewątpliwie usiłowania szlachetne, ćwiczenia myśli podnoszące ją nad poziom doczesnych potrzeb i wymagań, ale właśnie dlatego obracające się w mglistej lub nawet niedostępnej sferze tajemnic, z rzeczywistością codziennego życia nie wiele mających wspólnego.
Wziąwszy do ręki którykolwiek z metafizycznych podręczników psychologii, nawet z bieżącego jeszcze wieku, dowiesz się o tem czem jest substancyą duszy, dowiesz się o "czystym rozumie", o absolucie, o stosunku jaźni naszej do jaźni bezwzględnej, o monadach duchowych, o jakichś prawach apodyktycznych; ale nic z tego wszystkiego co twoje własne życie duchowe, co duchowe życie twoich bliźnich stanowi, nic z rzeczywistej tkanki wrażeń, myśli, uczuć, pragnień i nadziei; a zamiast rozbioru praw rządzących naszemi myślami i czynami, naszą pracą umysłową, rozwojem nałogów, walką namiętności i charakterów, znajdziesz analizę jakiegoś człowieka idealnego, oderwanego od warunków życiowych, jakąś duszę wolną, żyjącą bez ciała w abstrakcyach krótko mówiąc, jakiegoś filozofa wymarzonego, który ma być typem ludzkości a jest tylko wytworem tradycyi, życzeń i rozważań samego autora psychologii.
Jeżeli taki podręcznik nauki o zjawiskach duchowych porównasz z wykładem jakiejkolwiek nauki o zjawiskach materyalnych, a więc fizyki, chemii lub fizyologii, znajdziesz różnicę olbrzymią. Tu prawie wszystkie prawdy są wspólne dla wszystkich badaczy; tam co głowa to rozum. Tu fakty, opisy, doświadczenia, prawa, popierające wywody rozumowe; tam same wywody bez faktów. Tu na każdym prawie kroku czujesz możność sprawdzenia wniosków; tam nie czuć nawet możności dostępu do wygłaszanych tajemnic. Wszystko wisi w powietrzu, w eterze, gdzieś niesłychanie daleko od ziemi.
Czy taka psychologia mogła dać wyniki praktyczne? Zapewne że nie. I nie dziwi nas wcale, że jeden z myślicieli, którego o stronność w tym względzie posądzać niepodobna, że ś… p. Józef Kremer wyznał pod koniec życia rozglądając się w dziejowym rozwoju psychologii, iż żadna z teoryj metafizycznych nie zdołała rozwiązać najważniejszych zagadnień tej nauki, ani wytłómaczyć najzwyklejszych, najoczywistszych zjawisk duszy! A cóż dopiero mówić o zastosowaniach prawd teoretycznych do innych nauk, do sztuk, do życia!
Jeżeli prawdziwem jest zdanie Fryd. Max. Müllera, że umiejętności o tyle tylko rozwijają się i rosną, o ile wydają pożytek praktyczny, chociażby pośrednio to sądząc po zeszłowiekowych badaniach psychologicznych, należałoby zwątpić o przyszłości tej nauki,
A przecież nauka o duszy powinnaby dostarczać wskazówek praktycznych dla nauki o kształceniu duszy, dla pedagogiki; dla nauki o leczeniu duszy, dla psychiatryi; dla nauki o karaniu duszy, a więc dla prawa karnego i t… d… i t… d.
Wszystkiego tego nie znajdujemy, lub znajdujemy w niesłychanie drobnym tylko stopniu, studyując dawniejsze traktaty filozoficzne o duszy.
A jeśli się zapytamy, dlaczego tak było, to odpowiedź da się streścić w kilku punktach:
1) Dawna psychologia miała zbyt oderwane, zbyt idealne pojęcie człowieka.
2) Zajmowała się przeważnie kwestyami, na zawsze albo przynajmniej w danej epoce dla umysłu ludzkiego niedostępnemi.
3) Układała swe poglądy odrazu w system skończony, nie pozostawiając pola do dyskusyi.
4) Gardziła metodą indukcyjną, opierając się głównie na dedukcyi, wskutek czego przeważał w niej charakter indywidualny – i
5) Niespostrzegała ścisłego związku, jaki wiązał tę naukę z innemi naukami niefilozoficznemi, od fizyologii począwszy.
Krótko mówiąc, nie mogła dać wyników praktycznych, ponieważ nie była nauką spostrzegawczą, lecz rozumową, ponieważ była, jak chciał jeszcze Kremer, "gałązką filozofii".
W starożytności było to całkiem na swojem miejscu. Wówczas "filozof" oznaczał mędrca do wszystkiego: był on i matematykiem i alchemikiem i lekarzem i astrologiem; wówczas wszystko było filozofią, bo wszystko było "miłością mądrości". Wkrótce jednak wydzieliła się z niej ma – tematyka, później medycyna, znacznie później fizyka. Jeszcze Newton wykład fizyki tytułował: Principia Philosophiae, i rzeczywiście prawie do końca XVIII-go wieku uważano tę naukę za część filozofii. Rozrost nauk doświadczalnych w wieku XIX-tym odebrał filozofii fizykę, ale pozostawił jej jeszcze psychologię. Wprawdzie już Wolf, uczeń Leibniza w XVIII-tym wieku, uczuwszy pewną odrębność treści psychologii od innych "gałęzi" filozofii, rozdzielił ją na psychologię empiryczną i racyonalną, która to ostatnia nie dotyczyła już zjawisk, lecz ich wewnętrznej istoty; ale dla niego obie te nauki stanowiły jeszcze część filozofii, na równi z fizyką i teologią.
Dla nas zaś psychologia (empiryczna, a więc właściwa psychologia) nie jest i nie może być nauką filozoficzną. Psychologia opiera się na spostrzeżeniach; filozofia na pojęciach ogólnych, które z tamtych powstają. Filozof nie jest obserwatorem, lecz myślicielem. Obserwator, a więc badacz faktów, fizyk, fizyolog, psycholog, dostarcza mu tylko materyałów, które on obrabia rozumowo, nie potrzebując ich dochodzić doświadczalnie; w przeciwnym bowiem razie, t… j… bez takiego podziału pracy, uprawianie ogólnych teoryj, dochodzenie praw ogólnych, a więc uprawianie filozofii, byłoby przy dzisiejszym rozroście wiedzy poprostu niemożebnem.
Z drugiej strony, gdyby fizyk lub psycholog zamiast obserwować i zbierać fakty, chciał odrazu zgłębiać istotę rzeczy i wysnuwać ogólne na świat poglądy to nigdyby nauki nie posunął naprzód, obciążając ją tylko wielką ilością dowolnych hipotez. Ponieważ zaś, jak mówi Jan Śniadecki, lepszą jest rozsądna niewiadomość niż fałszywa nauka, lepiej więc kwestye istoty pozostawić na boku a zająć się obserwacyą tych objawów psychicznych codziennych, które znamy, albo raczej które możemy dobrze poznać, dobrze opisać i dobrze rozklasyfikować. Wtedy dopiero, kiedy nagromadzimy taką ilość faktów, spostrzeżeń
i doświadczeń, jaką posiada dzisiejsza fizyka lub chemia i gdy tak jak one nauczymy się oceniać wzajemny tych faktów związek i stosunek wtedy dopiero będzie mogła być mowa o owej racyonalnej psychologii Wolfa, która jednak nie będzie już właściwą psychologią, lecz filozofią psychologii, podobnie jak dzisiejsza ogólna teorya sił nie jest już fizyką, lecz jej filozofią.
Myśli powyższe, cd dziesięciu lat przezemnie wyznawane, stały się w ostatnich czasach wyrazem opinii wielu postępowych pracowników, i z przyjemnością stwierdzić mogę, że, dzięki przykładowi angielskich psychologów, jesteśmy już w pełnym rozwoju że gmach psychologii doświadczalnej rośnie wspaniale w naszych oczach, na gruzach metafizycznych pomników.
Psychologia zaczyna mieć swoich specyalistów. Literatura jej bieżąca stanowi niemal połowę całej literatury filozoficznej, a co najważniejsza: ukazuje się coraz mniej zamkniętych systemów, w których psychologia stanowi tylko jedno do całości dopasowane kółko, a natomiast mnożą się studya pejedyncze, monografie, jako drobne, ale dobrze wypalone cegiełki do przyszłej wielkiej budowy. Mervoyer pisze dzieło o kojarzeniu się wyobrażeń, Jolyo instynkcie, Riboto dziedziczności, Sieczen o w o odruchach, Murphy o przyzwyczajeniu, Dumont o wrażliwości, Bouillier o uczuciach przyjemnych i przykrych, Spencer o śmiechu, Mauryo śnie i marzeniach, Strumpf o pochodzeniu jednego tylko pojęcia przestrzeni i t… d… i t… d. Jednem słowem, powstaje literatura studyów, podobna do tej jaką dawno już posiadają nauki przyrodnicze.
Co więcej, specyaliści innych działów wiedzy, widząc szybki rozrost psychologii doświadczalnej, zaczynają odczuwać potrzebę uzupełnienia swych badań w tym kierunku, i oto Zöllner, astronom, pisze o złudzeniach zmysłowych i o bezwiednem wnioskowaniu; Tyndall, fizyk, o sile myśli w stosunku do sił fizycznych; Darwin, zoolog i botanik, o wyrazie uczuć; Steinthal, filolog, o stosunku psychologii do filologii i historyi; Fechner staje się z fizyka psychofizykiem, a Wundtz fizyologa psychologiem.
Takie odrodzenie badań duchowych nie mogło pozostać bez następstw. Psychologia stała się nauką samoistną, o własnym zakresie i własnej metodzie, a taka nauka musi mieć zastosowania.
1. ZASTOSOWANIA PSYCHOLOGII DO NAUK FILOZOFICZNYCH.
Ponieważ wyłączyliśmy psychologię z dziedziny nauk filozoficznych, zastanówmy się najprzód nad jej stosunkiem do tych ostatnich.
Jeżeli narzędziami wiedzy wogóle są spostrzeganie i rozumowanie, to narzędziem filozofii jest przedewszystkiem rozumowanie. Rozumowanie jest czynnością duchową, wszelkie czynności duchowe są przedmiotem psychologii, a więc psychologia musi być podstawą filozofii. Innym naukom wolno nie badać bliżej tego umysłowego narzędzia, opierając się jedynie na naturalnej, machinalnej jego znajomości; lecz filozofii, która jest samowiedzą wiedzy, takie zaniedbanie nie przystoi byłoby nawet zaprzeczeniem jej zadania. Ponieważ zaś z działów filozofii zadanie to specyalnie przypada Logice i Metodologii, te więc nauki z konieczności muszą się bezpośrednio oprzeć na psychologii – i oto pierwsze jej zastosowanie.
Ażeby wiedzieć jak należy rozumować, trzeba najprzód wiedzieć jak wogóle rozumujemy. Tylko krytyka różnorodnych sposobów rozumowania może doprowadzić do odróżnienia prawidłowych od nieprawidłowych, ścisłych od nieścisłych. Logika wprawdzie ma swoją sferę dedukcyjną która ją zbliża do matematyki, i pozwala na tworzenie formuł bez oglądania się na jakąkolwiekbądź inną naukę; ale sam punkt wyjścia, sama podstawa logjki, musi być psychologiczną. Zwykle też wykład jej poprzedzamy wstępem jeżeli nie całej psychologii myślenia, to przynajmniej teoryą pochodzenia pojęć i sądów; długi czas jednakże mimo tej teoretycznej ostrożności zapominano o niej w praktyce, t… j… w samem zastosowaniu teoryi pochodzenia pojęć do wykładu logiki, I wskutek tego logika była albo zbyt formalną, była tylko suchym szkieletem myśli żywej; albo też w formalną wmawiano, że jest treściową, zamieniając gwałtem tezy szematyczne o stosunkach bytu, na tezy substancyonalne o samym bycie; wmawiano w nas, że szkielet jest zupełnie wiernem odbiciem całego ciała.
Taką była logika heglowska, mająca niby stanowić postęp od logiki Kanta . Dla czego zaś nie był to postęp rzeczywisty? Dla tej prostej przyczyny, że czując potrzebę, a nawet konieczność, zbliżenia form myśli do bytu, dokonano tego zbliżenia drogą nienaturalną, niepsychologiczną. I trzeba było dopiero reformy Milla i Baina, żeby suchy szkielet logiki pokrył się żywem ciałem treści umiejętnej, żeby z mechanizmu martwego, stał się organizmem żywym. W jaki sposób? Przez proste, ale zupełne, śmiałe zastosowanie psychologicznej teoryi pochodzenia pojąć i sądów, przez dodanie rusztowaniom logicznym fundamentu treściowego ze wszystkich innych działów wiedzy. Wtedy dopiero logika zaczęła być praktyczne, i tylko taka mogła być treściową nie przestając być formalną; mogła mówić coś o bycie, nie mówiąc jednak za wiele; mogła mówić o formach, nie mówiąc za mało.
Zrozumiawszy, że umiejętna wartość pojęć powinna być mierzona nie tylko ich stosunkami szematycznymi, ale także ich pochodzeniem z wrażeń i wartością tych wrażeń; wiedząc, że obok sądów dojrzałych: ze szczegółów o ogóle lub z ogółu o szczegółach, istnieją nic warte logicznie a jednak najpospolitsze u większości ludzi, u dzieci, u dzikich i u zwierząt sądy ze szczegółu o szczególe, a nawet z jednego szczegółu o ogóle, jako podścielisko na którem tamte dojrzewają; zrozumiawszy wreszcie, że teorya syllogizmu jest tylko szczególnym przypadkiem teoryi skojarzeń, a mianowicie skojarzeń na zasadzie przyczynowości; będziemy mieli dopiero właściwe pojęcie o tem, jaką przysługę umiejętną oddaje psychologia logice, jak dalece rozjaśnia jej własną samowiedzę i jak zastosowaniem swoich prawd pozwala jej samej znaleźć zastosowanie do wszystkich innych nauk.
Teorya logiki jest w takim stosunku do myślenia praktycznego, jak teorya muzyki do gry na różnych instrumentach. Grać można i bez teoryi, ale właściwą umiejętność, umiejętność świadomą siebie, daje tylko teorya; teorya zaś muzyki musi się oprzeć na fizycznej teoryi dźwięków, podobnie jak logika na psychologicznej teoryi myślenia.
Jakże wielu błędów uniknęłaby filozofia w swym rozwoju, gdyby, poświęcając tak wiele sił oderwanej logice, pamiętała o jej związku z psychologią! Uporczywa walka "realistów" z "nominalistami" przez przeciąg kilku wieków byłaby niepotrzebną, gdyby uznano wcześniej ten tak prosty axiomat psychologiczny Stoików, że wyobrażenia z wrażeń tylko powstawać mogą. Pamiętając o tem niepodobnaby było sprzeczać się o to: czy "universalia" istnieją ante rem, czy in re, czy tylko post rem. Podobnież reforma Kanta, dotycząca względności naszej wiedzy i niemożności poznania rzeczy samej w sobie, byłaby zbyteczną we dwadzieścia z górą wieków po Cyrenaikach, którzy toż samo głosili. Nie przyjęto zaś tej teoryi dla tego tylko, że jej podstawa psychologiczna nie była ustaloną, albo raczej, że potrzeby tego ustalenia wcale nie odczuwano.
Ale i dzisiaj, czyż my już dostatecznie zrozumieliśmy konieczność pamiętania o tem, jakiemi się posługujemy narzędziami i co za ich pomocą zdziałać możemy? Wszak i dziś czytamy różne próbki rozwiązywania zagadnień, dla których rozwiązania potrzebowalibyśmy mieć całkiem inną organizacyę umysłową, o wiele wyższą od dzisiejszej. Nie jestże to prosta strata czasu, gdy nawet taki Wundt szeroko zastanawia się nad tem, czy czas jest skończony, czy nieskończony? Albo nie jestże to zapomnieniem o najprostszych zasadach psychologii, gdy np. Kremer powiada nam, że panteizm jako system upada wobec szlachetnych uczuć natury ludzkiej?… Jakim sposobem uczucia, choćby najszlachetniejsze, mogą decydować o prawdziwości systemu? Cóżby powiedział Kremer-estetyk, gdybyśmy chcieli oceniać piękność legendy według tego czy wszystko w niej zgadza się z rozumem? A przecież nie byłoby to bardziej niestosownem niż ocenianie teoryi filozoficznej miarą upodobań uczuciowych! Tylko zaś psychologia, pouczająca o zakresie każdej władzy, może nas uchronić od używania niewłaściwych narzędzi, lub przeceniania wartości tych, jakiemi nas dotychczasowy rozwój ludzkości obdarzył.
Równie płodnym w praktyczne wskazówki okaże się stosunek psychologii do estetyki. Jest co bardzo wielostronny. Najprzód bowiem, nie inna nauka, tylko psychologia może nam wskazać właściwe zadanie sztuki; to bowiem do czego sztuka zmierza jest ostatecznie wrażeniem i wzruszeniem ducha, a więc wchodzi w zakres psychologii. Wykazując o ile sztuka może rozbudzać czynności duchowe i przez nie oddziaływać na charakter czynów, psychologia wskazuje obszerne, ale zarazem stanowcze granice, w obrębie których sztuka poruszać się może i poza które przechodzić nie powinna – jeżeli dba o spełnienie swych celów. Pochodzenie uczuć i wyobrażeń z wrażeń objaśnia nam dla czego sztuka, przewyższając naturę, korzysta zarazem ze wszystkich atrybutów tej ostatniej, w stopniu mniej lub więcej rozległym. Pod względem, tła mniej żywa od natury, ale potężniejsza od niej ześrodkowaniem postrzeleń i celowym ich układem, działa ona silnie lecz działa wtedy tylko, gdy to ześrodkowanie i ta celowość nie odbiegają zbytecznie od układów, jakie umysł nasz przywykł spotykać w naturze.
Wskazawszy zaś granice działania, psychologia wskazuje zarazem możność wpływu. Opiera się ona na związku rozbudzonych uczuć z czynami. Chociażby uczucia podniosłe, przez sztukę wytworzone, nie mogły wprost przejść w czyny te jednak przez to samo, że istnieją, popierają i podnoszą siłę innych uczuć szlachetnych, drogą naturalną powstałych, a tem samem uszlachetniają. Powiadają wprawdzie niektórzy niby pozytywni estetycy, że całem zadaniem sztuki jest przyjemność; ale nie należy zapominać, że takie określenie, jakkolwiek psychologiczne, nie jest estetycznem; a psychologia chociaż musi być podstawą estetyki nie jest r. ią samą. Psycholog sprowadza wrażenia estetyczne do kategoryj przyjemnych, ale z tej kategoryi estetyk odcina tylko to, co mu się godzi nazwać estetycznem, I to właśnie jest jednym z powodów, dla których psychologię musimy uważać za naukę odrębną od filozofi: od logiki, estetyki i etyki. Tamta uczy tylko o tem co jest i jak jest – ta: jak być powinno. Psychologia nie może wskazywać szczegółowego celu estetyce, ale wskazuje jej, o ile ten cel osiągnąć się daje. Ona nie dba o to, czy celem sztuki jest prosta przyjemność, czy też tylko pewne jej rodzaje; ale uczy, że w każdym razie ta przyjemność jest podwójna, zmysłową i umysłową, i ostrzega, że jeśli sztuka pamiętając o celu, zapomni o środkach, jeśli np. zechce moralizować i gwałtem wpływać wprost na czyny, nie przez pośrednictwo uczuć i fantazyi to zrobi fiasco, bo straci siłę właściwą naturze, właściwą wrażeniom bezpośrednim, doświadczeniem życiowym, a nie zyska siły właściwej sztuce, właściwej wrażeniom symbolicznym i obrazom fantazyi.
Niechże ktoś zechce np. napisać powieść, w której pojęcia będą miały przewagę nad wyobrażeniami, poglądy nad obrazami a przekona się, że wpływu żadnego nie wy – wrze i tylko znuży czytelnika. Estetyka oparta na psychologii objaśni go, że powieść, jako będąca odbiciem życia, musi mieć barwę tego ostatniego, a ta wcale nie jest abstrakcyjną.
Przeciwnie, napisany w ten sposób utwór filozoficzny, obrazowo, z całym przyborem porównań i przenośni, może być wprawdzie popularnym, ale nie będzie ścisłym i jasnym w całości; bo pojęcia ogólne rzadko dają się uplastycznić bez narażenia na szwank ich zakresu: szata barw i kształtów jest dla nich najczęściej za szczupłą lub za obszerną.
Tak więc wszystko musi mieć swą sferę i swą miarę, a tę sferę i miarę wskazuje właśnie psychologia.
Podobnież, jeśli weźmiemy już nie samą formę sztuki, ale szczegółowe kreacye artysty, w dramacie naprzykład to i tu krytyka sztuki musi być co najmniej podwójną: estetyczną i psychologiczną. Estetyk zajmie się wartością typów, pięknem sytuacyi i tendencyą; psycholog zaś – prawdą charakterów, mechanizmem uczuć i przyczynowością zdarzeń.
Jedno bez drugiego będzie dopiero połową krytyki. Cóżby to był za dramat, w którym determinizm uczuć i woli nie byłby święcie szanowany; w którym list przez nikogo nieprzewidziany i niczem nieusprawiedliwiony decydowałby o losie bohaterów; w którymby charaktery osób co akt się zmieniały; w którymby kochającym kazano się naraz nienawidzieć, bez żadnej psychologicznej racyi?
Ale z drugiej strony wszystko to, co mógłby pochwalić psycholog, niekoniecznie jeszcze stanowiłoby o estetycznej wartości dramatu; charaktery mogą być prawdziwe, uczucia logicznie skombinowane, czyny deterministycznie przeprowadzone, a jednak nie będzie to jeszcze sztuka, jeśli w typach nie ma uzmysłowienia wartości estetycznej lub moralnej, jeśli w sytuacyach nie ma artyzmu a w czynach wzniesienia się nad tło pospolite, czy to w kio – runku dodatnim czy ujemnym. Nie przeceniamy doniosłości zastosowań psychologii w tym względzie, ale chcemy uwydatnić ich wartość.