Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Psychologia – pedagogika – etyka. Seria 1: Przyczynki do usiłowań naszego odrodzenia narodowego - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Psychologia – pedagogika – etyka. Seria 1: Przyczynki do usiłowań naszego odrodzenia narodowego - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 606 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZED­MO­WA.

Książ­ka ni­niej­sza jest zbio­rem prac róż­no­cza­so­wych, po­łą­czo­nych jed­ną my­ślą prze­wod­nią:

"od psy­cho­lo­gii, przez pe­da­go­gi­kę, do ety­ki!"

Od psy­cho­lo­gii, nie książ­ko­wej lecz ży­cio­wej – do ety­ki, nie ode­rwa­nej, lecz prak­tycz­nej.

Moż­na ją więc uwa­żać za dzie­ło pe­da­go­gicz­ne, w naj­szer­szem zna­cze­niu tego wy­ra­zu; nie ma w niej bo­wiem ani jed­ne­go roz­dzia­łu, któ­ry­by nie miał na celu wy­do­sko­na­le­nia lub przy­najm­niej oświe­tle­nia tej czy owej stro­ny wy­cho­wa­nia lub na­ucza­nia.

Moż­na ją uwa­żać za ro­dzaj prze­wod­ni­ka dla sa­mo­uków, bo nie ma w niej ani jed­nej kar­ty, nie łą­czą­cej się z tem lu­bo­wem za­da­niem ewo­lu­cyi in­dy­wi­du­al­nej, kształ­ce­nia się i po­pra­wy jed­no­stek.

Ale przedew­szyst­kiem, moż­na i trze­ba uwa­żać ją za pro­gram na­ro­do­wy po­ję­ty za­sad­ni­czo, a nie, jak to zwy­kle by­wa­ło, for­ma­li­stycz­nie pro­gram re­for­my i wzmoc­nie­nia na­sze­go mo­ral­ne­go sta­nu po­sia­da­nia – bo nie ma w niej ani jed­nej my­śli, któ­ra­by nie była na­tchnio­na chę­cią przyj­ścia w po­moc na­sze­mu od­ro­dze­niu na­ro­do­we­mu.

Tak, w mo­jej wła­snej oce­nie, przed­sta­wia się to dzie­ło, bę­dą­ce wy­ra­zem pół­wie­ko­wej pra­cy do­tych­czas nie­uwy­dat­nio­nej z po­wo­du roz­pro­sze­nia ar­ty­ku­łów, i bra­ku, nie­moż­li­wych przed­tem a nie­zbęd­nych do­peł­nień.

Dziś, gdy te do­peł­nie­nia mo­głem sze­ro­ko usku­tecz­nić a ca­łość na­le­ży­cie upo­rząd­ko­wać przy­pusz­czam, że czy­tel­nik przy­pi­sze moim za­mia­rom – je­że­li nie spo­so­bo­wi ich speł­nie­nia – przy­najm­niej część tej do­nio­sło­ści, jaką,. ja im przy­pi­su­ję.

Do­nio­sło­ści teo­re­tycz­nej.

Nie łu­dzę się, żeby te rady moje osią­gnę­ły sku­tek, szyb­ki; Prze­bie­ga­jąc książ­kę uważ­nie, w tym po­rząd­ku w ja­kim jest uło­żo­na, czy­tel­nik zro­zu­mie dla­cze­go na to nie li­czę, a jed­nak moż­li­wie spie­szy­łem się z wy­da­niem dzie­ła.

Roz­dzie­lam je tak­że na se­rye, po­dob­nie jak "Psy­cho­lo­gię i Me­dy­cy­nę" a nad­to zmniej­szam nie­co for­mat, ce­lem więk­szej po­ręcz­no­ści to­mów i uła­twie­nia roz­prze­da­ży.

Wy­da­ję zaś "Psy­cho­lo­gię, Pe­da­go­gi­kę i Ety­kę", przed trze­cim to­mem "Psy­cho­lo­gii i Me­dy­cy­ny", jako ze wzglę­du na oko­licz­no­ści pil­niej­szą i waż­niej­szą dla ce­lów ogól­nych.

Se­rya 2-ga, je­śli nie zaj­dą nie­zwy­kłe prze­szko­dy, uka­że się jesz­cze w r. b. Obej­mie ona d… c… za­gad­nień wy­cho­waw­czych, oraz kwe­stye do­ty­czą­ce re­for­my na­ucza­nia i wo­gó­le na­szych sto­sun­ków kul­tu­ral­nych.

Gdy­by choć set­na część ulep­szeń pro­po­no­wa­nych, choć­by w pew­nej je­dy­nie mie­rze, lecz w naj­bliż­szym okre­sie na­sze­go sa­mo­dziel­ne­go bytu, we­szła w ży­cie – był­bym so­wi­cie wy­na­gro­dzo­ny za tru­dy pod­ję­te.

Wy­cho­waw­com, nad­sy­ła­ją­cym mi swo­je uwa­gi kry­tycz­ne, zgó­ry wy­ra­żam wdzięcz­ność za po­moc w dal­szych ulep­sze­niach dzie­ła. Ci zaś któ­rych ja kry­ty­ku­ję, niech ra­czą zro­zu­mieć, że tu i owdzie uży­ta for­ma do­cin­ko­wa jest tyl­ko wy­ra­zem tem­pe­ra­men­tu pi­sar­skie­go i wiel­kiej mi­ło­ści przed­mio­tu, nie zaś wy­ni­kiem ja­kich­kol­wiek uprze­dzeń oso­bi­stych.

Nie­chaj i moi kry­ty­cy trzy­ma­ją się tej sa­mej za­sa­dy, wy­po­wia­da­jąc swo­je uwa­gi bez ogró­dek – oczy­ści to dusz­ną at­mos­fe­rę na­sze­go pe­da­go­gicz­ne­go za­sto­ju i ogól­ni­ko­wych a mało po­ży­tecz­nych dys­ku­syj.

Chciał­bym jesz­cze dać kil­ka wy­ja­śnień, do­ty­czą­cych no­we­go zna­ku pi­sar­skie­go.

Uczu­łem jego po­trze­bę w tych wy­pad­kach, w któ­rych: bądź to tre­ści­wość, bądź ja­sność, wy­ma­ga­ły prze­stan­ków po­śred­nich mię­dzy prze­cin­kiem a śred­ni­kiem a tak­że tam, gdzie, jak w zda­niach do­dat­ko­wych, na­wias lub kre­ska po­zio­ma, by­ły­by zbyt sta­now­czem od­gra­ni­cze­niem zda­nia wtrą­co­ne­go.

W obu tych wy­pad­kach uży­wam kre­ski uko­śnej:.

Mia­ła ona być krót­szą; mia­no­wi­cie ta­kiej tyl­ko dłu­go­ści jak wy­so­kość ma­łych li­ter, i wte­dy wy­glą­da­ła­by zgrab­niej, nie ra­żąc nie­przy­wy­kłe­go do tej no­wo­ści oka; za­nim jed­nak sama jej za­sa­da znaj­dzie ja­kie­kol­wiek uzna­nie zresz­tą wąt­pli­we, po­nie­waż u nas i o tre­ści­wość i o ja­sność szcze­gól­ne sta­ra­nia są rzad­kie po­prze­sta­łem na ta­kiej kre­sce uko­śnej, ja­kiej uży­wa­ją Li­no­ty­py czy­li ma­szy­ny dru­kar­skie do pi­sa­nia ułam­ków.

Spo­sób jej uży­cia wy­ja­śnią na­stę­pu­ją­ce przy­kła­dy:

1° Kre­ska po­chy­ła, jako znak prze­stan­ko­wy, po­śred­ni mie­dzy prze­cin­kiem a śred­ni­kiem.

Gdy się wy­li­cza róż­ne przed­mio­ty w jed­nym, gład­ko idą­cym cią­gu, wte­dy wy­star­cza prze­ci­nek. Np.

"Do związ­ku mo­carstw cen­tral­nych na­le­żą: Niem­cy, Au­stro-Wę­gry, Tur­cya i Bul­ga­rya".

Gdy za­miast po­je­dyn­czych wy­ra­zów wy­li­cza się w jed­nym cią­gu całe zda­nia, trze­ba nie­kie­dy, dla unik­nie­nia za­mie­sza­nia, użyć obok prze­cin­ków tak­że i śred­ni­ków albo na­wet kre­sek po­zio­mych, za­stę­pu­ją­cych zwy­kle zda­nia do­myśl­ne. Np.

"Ro­sya ma w tej woj­nie prze­wa­gę ma­te­ry­ału ludz­kie­go; Niem­cy – or­ga­ni­za­cyi i wo­dzów; An­glia – ka­pi­ta­łu i, przy­najm­niej co do licz­by wiel­kich stat­ków, swej flo­ty etc."

Na­resz­cie tam gdzie się zja­wia po­trze­ba jesz­cze sub­tel­niej­szych róż­nic prze­stan­ko­wa­nia a mia­no­wi­cie prze­stan­ku nie­co więk­sze­go niż prze­ci­nek a nie­co mniej­sze­go niż śred­nik sto­su­ję kre­skę po­chy­łą. Np.

"Ro­sya, Fran­cya, Bel­gia i An­glia wy­stą­pi­ły do wal­ki od­ra­zu Wło­chy i Ru­mu­nia przy­łą­czy­ły się na­stęp­nie…" Gdy­by prze­ci­wień­stwo było jesz­cze więk­sze, użył­bym kre­ski po­zio­mie). Np.

"Ro­sya, Fran­cya, Bel­gia i An­glia wy­stą­pi­ły do wal­ki od­ra­zu Wło­chy i Ru­mu­nia póź­niej – Ame­ry­ka do­pie­ro gro­zi…" I tak samo w sto­sun­kach po­ję­cio­wych. Np.

"Naj­bar­dziej abs­trak­cyj­ne­mi for­ma­mi my­śle­nia są: my­śle­nie ma­te­ma­tycz­ne, 1° licz­ba­mi, jak w aryt­me­ty­ce, 2° zna­ka­mi ogól­niej­szy­mi, jak w al­ge­brze i wo­gó­le w ma­te­ma­ty­ce wyż­szej oraz my­śle­nie fi­lo­zo­ficz­ne, po­sił­ku­ją­ce się wy­ra­za­mi".

Gdy­by­śmy po wy­ra­zach: "ma­te­ma­ty­ce wyż­szej" uży­li śred­ni­ka, prze­dział był­by za wiel­ki – był­by za mały, gdy­by­śmy uży­li prze­cin­ka. Ten ostat­ni mie­szał­by prze­stan­ki b… krót­kie (po wy­ra­zach: "licz­ba­mi" i "ogól­niej­szy­mi") z dłuż­szym, jak po wy­ra­zie "wyż­szej", a śred­nik był­by znów prze­stan­kiem zbyt sta­now­czym przed łącz­ni­kiem "oraz".

Są to nie­wąt­pli­wie sub­tel­no­ści. Kto ich nie od­czu­wa, ten no­we­go zna­ku uży­wać nie bę­dzie; ale po­nie­waż są tacy, któ­rzy od­czu­wa­ją jesz­cze więk­sze sub­tel­no­ści – nie­chże mają choć je­den znak do­dat­ko­wy do dys­po­zy­cyi.

2° Jako zła­go­dzo­na for­ma na­wia­su.

W tym wy­pad­ku po­dob­nie jak przy na­wia­sie mu­szą być uży­te dwie kre­ski, obej­mu­ją­ce dany wy­raz lub zda­nie. Np. gdy­bym na­pi­sał: "Za­nim ta no­wość znaj­dzie ja­kie­kol­wiek uzna­nie (by­ło­by ono praw­do­po­dob­nem, gdy­by u nas wię­cej dba­no o ja­sność i tre­ści­wość), po­prze­sta­ję na.., i t… d."

to w tym ra­zie, zda­nie: "by­ło­by ono praw­do­po­dob­nem… i t… d., jako zu­peł­nie wtrą­co­ne, jako mo­gą­ce być wy­rzu­co­nem bez na­ru­sze­nia my­śli głów­nej / wła­ści­wiej jest umie­ścić w na­wia­sie. Sko­ro jed­nak­że wy­ra­żę je mniej sta­now­czo, a za to w więk­szym związ­ku ze zda­niem głów­nem, np.:

"Za­nim ta no­wość znaj­dzie ja­kie­kol­wiek uzna­nie/ zresz­tą wąt­pli­we, po­nie­waż u nas szcze­gól­ne sta­ra­nia o ści­słość są rzad­kie / po­prze­sta­ję… i t… d."

to w tym wy­pad­ku wła­ściw­sze będą kre­ski po­chy­łe, obej­mu­ją­ce dane zda­nie lecz nie od­ci­na­ją­ce go zu­peł­nie / przy­czem te kre­ski będą wła­śnie zła­go­dzo­ną for­mą na­wia­su.

Po­dob­nież w zda­niu, któ­re wyj­mu­ję z le­żą­cej przedem­ną Hi­sto­ryi Po­wsta­nia Ko­ściusz­kow­skie­go K. Bar­to­sze­wi­cza:

"Te cele ak­cyi wo­jen­nej przed­sta­wił Thu­gut pre­ze­so­wi Rady Wo­jen­nej (Ko­rzon z Ze­iss­ber­ga)…"

na­wias jest wła­ściw­szy, jako klam­ra cał­ko­wi­cie od­ci­na­ją­ca od tek­stu po­wo­ła­nie się na świa­dec­two Ko­rzo­na z jed­no­cze­snem / a rów­nież ob­cem tek­sto­wi / ob­ja­śnie­niem, że Ko­rzon, tę swo­ją in­for­ma­cye za­czerp­nął z Ze­iss­ber­ga.

Tym­cza­sem w ustę­pie wy­ję­tym z są­sied­niej stron­ni­cy:

"Ki­liń­ski po­je­chał do obo­zu Ko­ściusz­ki z pro­po­zy­cyą, aby "wy­ła­pać próż­nia­ków". Ko­ściusz­ko się zgo­dził i w cią­gu jed­nej nocy / je­śli Ki­liń­ski, jak zwy­kle, nie prze­sa­dza / "wy­bra­no" 6000 próż­nia­ków. (Ko­ściusz­ko po­le­cił Ki­liń­skie­mu, aby z po­mię­dzy nich wer­bo­wał re­gi­ment. W ten… spo­sób sfor­mo­wał się re­gi­ment XX, któ­re­go puł­kow­ni­kiem zo­stał Ki­liń­ski; skła­dał się on z 20 ofi­ce­rów da­nych przez Ko­ściusz­kę i z 716 ge­mej­nów)."

zda­nie: "je­śli Ki­liń­ski, jak zwy­kle nie prze­sa­dza" umie­ści­łem nie w sta­now­czych klam­rach na­wia­su, lecz mię­dzy li­nia­mi po­chy­łe­mi, a na­to­miast cały dal­szy ustęp, jako obej­mu­ją­cy do­peł­nie­nia i wy­ja­śnie­nia osob­ne a ze sobą zwią­za­ne, ob­ją­łem jed­nym wspól­nym na­wia­sem.

Na za­koń­cze­nie, przy­to­czę jesz­cze je­den za­wil­szy ustęp z III czę­ści "Dzia­dów" Mic­kie­wi­cza/ naj­przód zna­ko­wa­ny tak, jak mnie się wy­da­je ja­śniej i ści­ślej, a na­stęp­nie tak, jak zwy­kle bywa zna­ko­wa­ny, mo­jem zda­niem nie­dba­le a miej­sca­mi wprost błęd­nie:

W zna­ko­wa­niu po­praw­nem:

Czło­wie­ku! Gdy­byś wie­dział jaka two­ja wła­dza,

Kie­dy myśl w two­jej gło­wie, jako iskra w chmu­rze

Za­bły­śnie nie­wi­dzial­na/ ob­ło­ki zgro­ma­dza

I two­rzy deszcz ro­dzaj­ny/ lub gro­my i bu­rze!

Gdy­byś wie­dział, że le­d­wie jed­ną myśl roz­nie­cisz,

Już cze­ka­ją w mil­cze­niu, jak gro­mu ży­wio­ły,

Tak cze­ka­ją twej my­śli: sza­tan i anio­ły:

Czy ty w pie­kło ude­rzysz – czy w nie­bo za­świe­cisz?…

A ty, jak ob­łok gór­ny, ale błęd­ny, pa­łasz,

I sam nie wiesz gdzie le­cisz, sam nie wiesz co zdzia­łasz…

Lu­dzie! Każ­dy z was mógł­by, sa­mot­ny, wię­zio­ny,

My­ślą i wia­rą zwa­lać i po­dźwi­gać tro­ny!

W zna­ko­wa­niu "Skarb­ca Pol­skie­go" (War­sza­wa, 1915):

Czło­wie­ku! gdy­byś wie­dział, jaka two­ja wła­dza!

Kie­dy myśl w two­jej gło­wie, jako iskra w chmu­rze.

Za­bły­śnie nie­wi­dzial­na, ob­ło­ki zgro­ma­dza,

I two­rzy deszcz ro­dzAj­ny, lub gro­my i bu­rze;

Gdy­byś wie­dział, że le­d­wie jed­ną myśl roz­nie­cisz,

Już cze­ka­ją w mil­cze­niu, jak gro­mu ży­wio­ły,

Tak cze­ka­ją twej my­śli sza­tan i anio­ły:

Czy ty w pie­kło ude­rzysz, czy w nie­bo za­świe­cisz;

A ty jak ob­łok gór­ny, ale błęd­ny, pa­łasz

I sam nie wiesz, gdzie le­cisz, sam nie wiesz co zdzia­łasz.

Lu­dzie! Każ­dy z was mógł­by, sa­mot­ny, wię­zio­ny,

My­ślą i wia­rą zwa­lać i po­dźwi­gać tro­ny.

Czyż w tak tre­ści­wej for­mie, jak pe­łen głę­bo­kich my­śli wiersz Mic­kie­wi­cza, nie zy­sku­je się na ja­sno­ści i sile przez sub­tel­niej­sze zna­ko­wa­nie?

Nie cho­dzi mi w tej chwi­li o taką lub inną in­ter­pre­ta­cyę my­śli au­to­ra – co do tego mogą być spo­ry – lecz o samą za­sa­dę: do­kład­niej­sze­go zna­ko­wa­nia / w któ­re­mu nas ce­lo­wał Asnyk, a tak wie­lu dzi­siej­szych au­to­rów od­zna­cza się szcze­gól­nem nie­dbal­stwem. Wy­obra­ża­ją oni so­bie, że każ­dy bę­dzie tak czy­tał ich wier­sze jak oni je czy­ta­ją w my­śli; a tym­cza­sem może wyjść tak, jak w owej aneg­do­cie o ca­rze i jego przy­pi­sku na wy­ro­ku ze­sła­nia. Car na­pi­sał:

Pra­stit' nie­lzia sa­siat' w Sy­bir za­po­mniał tyl­ko po­sta­wić prze­ci­nek / i wsku­tek tego nie było wia­do­mo czy na­le­ża­ło czy­tać:

Pra­stit', nie­lzia sa­słat' w Sy­bir czy też:

Pra­stit' nie­lzia – sa­słat' w Sy­bir.

Cho­dzi mi przedew­szyst­kiem o roz­bu­dze­nie za­mi­ło­wa­nia do więk­szej ści­sło­ści w for­mie, w jej zgo­dzie z tre­ścią; a czy do tego po­słu­ży mię­dzy in­ne­mi znak prze­zem­nie pro­po­no­wa­ny – to iuż kwe­stya dru­go­rzęd­na; dla mnie jest on uży­tecz­ny i dla­te­go go uży­wam. Uży­wam, ale nie na­rzu­cam; sta­ram się je­dy­nie – przy jego po­mo­cy – na­rzu­cić czy­tel­ni­ko­wi ocho­tę do więk­szej sta­ran­no­ści w wy­ra­ża­niu swo­ich my­śli na pi­śmie.

W koń­cu wi­nie­nem do­dać, że ów znak nie jest cał­kiem no­wym. Uży­wa­no go w w. XVI za­miast prze­cin­ka. Tak np. w ty­tu­le "Fi­gli­ków" Mik. Reja moż­na czy­tać:

"Fi­gli­ki / albo roz­licz­nych lu­dzi przy­pad­ki dwor­skie / któ­re so­bie po za­trud­nio­nych my­ślach / dla kro­to­fi­le / wol­ny bę­dąc / czy­tać mo­żesz".

Dzi­siaj też uży­wa­ją go jesz­cze w tem sa­mem zna­cze­niu, t, j… za­miast prze­cin­ka, w wie­lu ma­szy­nach do pi­sa­nia. Są­dzi­łem więc, że sko­ro po­sia­da­my dwa zna­ki dla jed­ne­go prze­stan­ku, roz­sąd­niej i ko­rzyst­niej bę­dzie nadać każ­de­mu z nich nie­co od­mien­ne zna­cze­nie.

War­sza­wa w Mar­cu 1917 r.(1879)

Każ­dy czło­wiek wy­kształ­co­ny sły­szał coś o za­sto­so­wa­niu ma­te­ma­ty­ki do nauk przy­rod­ni­czych, o zo­sto­so­wa­niach nauk przy­rod­ni­czych do prze­my­słu lub rol­nic­twa –

–- (1) Druk, w "Ate­neum" w ze­szy­cie kwiet­nio­wym z r. 1879.

ale czy może, i do cze­go może być za­sto­so­wa­ną psy­cho­lo­gia?…

Po­wąt­pie­wa­nie ta­kie ma swo­ją pod­sta­wę i to pod­sta­wę hi­sto­rycz­ną.

Od chwi­li po­wsta­nia pierw­szych po­jęć fi­lo­zo­ficz­nych aż do upad­ku fi­lo­zo­fii He­glow­skiej w na­szych cza­sach, roz­pra­wia­no o du­szy i pi­sa­no trak­ta­ty, a prze­cież nikt nie py­tał o prak­tycz­ne za­sto­so­wa­nia psy­cho­lo­gii; co wię­cej, myśl taką uwa­ża­no­by za nie­god­ną przed­mio­tu.

Zaj­mo­wać się psy­cho­lo­gią, zna­czy­ło roz­my­ślać nad tem, czy du­sza jest ma­te­ry­al­ną, po­wsta­łą z ele­men­tów ognia lub po­wie­trza, czy nie­ma­te­ry­al­ną, a więc nie­prze­strzen­ną; czy pro­stą, czy zło­żo­ną, po­dziel­ną lub nie­po­dziel­ną; zna­czy­ło roz­my­ślać nad tem, gdzie jest jej sie­dli­sko: czy w pier­si, czy w gło­wie, czy w ca­łem cie­le; czy ist­nia­ła przed utwo­rze­niem się or­ga­ni­zmu, czy też wraz z nim po­wsta­ła, czy wresz­cie ra­zem z nim zgi­nie, albo też żyć bę­dzie wiecz­nie? Do­daw­szy do tych py­tań jesz­cze kil­ka in­nych, zwłasz­cza do­ty­czą­cych sto­sun­ku du­szy do Boga; a więc: o ile du­cho­wość na­sza od­bi­ja pier­wo­wzór du­cha bo­skie­go, o ile ob­cią­ża ją klą­twa pier­wo­rod­na, o ile w dzia­ła­niach swych może być nie­za­leż­ną od woli Isto­ty Naj­wyż­szej i t… p… bę­dzie­my mie­li przy­bli­żo­ne po­ję­cie o tem, czem była psy­cho­lo­gia daw­na, przez ciąg swe­go hi­sto­rycz­ne­go roz­wo­ju.

Były to nie­wąt­pli­wie usi­ło­wa­nia szla­chet­ne, ćwi­cze­nia my­śli pod­no­szą­ce ją nad po­ziom do­cze­snych po­trzeb i wy­ma­gań, ale wła­śnie dla­te­go ob­ra­ca­ją­ce się w mgli­stej lub na­wet nie­do­stęp­nej sfe­rze ta­jem­nic, z rze­czy­wi­sto­ścią co­dzien­ne­go ży­cia nie wie­le ma­ją­cych wspól­ne­go.

Wziąw­szy do ręki któ­ry­kol­wiek z me­ta­fi­zycz­nych pod­ręcz­ni­ków psy­cho­lo­gii, na­wet z bie­żą­ce­go jesz­cze wie­ku, do­wiesz się o tem czem jest sub­stan­cyą du­szy, do­wiesz się o "czy­stym ro­zu­mie", o ab­so­lu­cie, o sto­sun­ku jaź­ni na­szej do jaź­ni bez­względ­nej, o mo­na­dach du­cho­wych, o ja­kichś pra­wach apo­dyk­tycz­nych; ale nic z tego wszyst­kie­go co two­je wła­sne ży­cie du­cho­we, co du­cho­we ży­cie two­ich bliź­nich sta­no­wi, nic z rze­czy­wi­stej tkan­ki wra­żeń, my­śli, uczuć, pra­gnień i na­dziei; a za­miast roz­bio­ru praw rzą­dzą­cych na­sze­mi my­śla­mi i czy­na­mi, na­szą pra­cą umy­sło­wą, roz­wo­jem na­ło­gów, wal­ką na­mięt­no­ści i cha­rak­te­rów, znaj­dziesz ana­li­zę ja­kie­goś czło­wie­ka ide­al­ne­go, ode­rwa­ne­go od wa­run­ków ży­cio­wych, ja­kąś du­szę wol­ną, ży­ją­cą bez cia­ła w abs­trak­cy­ach krót­ko mó­wiąc, ja­kie­goś fi­lo­zo­fa wy­ma­rzo­ne­go, któ­ry ma być ty­pem ludz­ko­ści a jest tyl­ko wy­two­rem tra­dy­cyi, ży­czeń i roz­wa­żań sa­me­go au­to­ra psy­cho­lo­gii.

Je­że­li taki pod­ręcz­nik na­uki o zja­wi­skach du­cho­wych po­rów­nasz z wy­kła­dem ja­kiej­kol­wiek na­uki o zja­wi­skach ma­te­ry­al­nych, a więc fi­zy­ki, che­mii lub fi­zy­olo­gii, znaj­dziesz róż­ni­cę ol­brzy­mią. Tu pra­wie wszyst­kie praw­dy są wspól­ne dla wszyst­kich ba­da­czy; tam co gło­wa to ro­zum. Tu fak­ty, opi­sy, do­świad­cze­nia, pra­wa, po­pie­ra­ją­ce wy­wo­dy ro­zu­mo­we; tam same wy­wo­dy bez fak­tów. Tu na każ­dym pra­wie kro­ku czu­jesz moż­ność spraw­dze­nia wnio­sków; tam nie czuć na­wet moż­no­ści do­stę­pu do wy­gła­sza­nych ta­jem­nic. Wszyst­ko wisi w po­wie­trzu, w ete­rze, gdzieś nie­sły­cha­nie da­le­ko od zie­mi.

Czy taka psy­cho­lo­gia mo­gła dać wy­ni­ki prak­tycz­ne? Za­pew­ne że nie. I nie dzi­wi nas wca­le, że je­den z my­śli­cie­li, któ­re­go o stron­ność w tym wzglę­dzie po­są­dzać nie­po­dob­na, że ś… p. Jó­zef Kre­mer wy­znał pod ko­niec ży­cia roz­glą­da­jąc się w dzie­jo­wym roz­wo­ju psy­cho­lo­gii, iż żad­na z teo­ryj me­ta­fi­zycz­nych nie zdo­ła­ła roz­wią­zać naj­waż­niej­szych za­gad­nień tej na­uki, ani wy­tłó­ma­czyć naj­zwy­klej­szych, naj­oczy­wist­szych zja­wisk du­szy! A cóż do­pie­ro mó­wić o za­sto­so­wa­niach prawd teo­re­tycz­nych do in­nych nauk, do sztuk, do ży­cia!

Je­że­li praw­dzi­wem jest zda­nie Fryd. Max. Mül­le­ra, że umie­jęt­no­ści o tyle tyl­ko roz­wi­ja­ją się i ro­sną, o ile wy­da­ją po­ży­tek prak­tycz­ny, cho­ciaż­by po­śred­nio to są­dząc po ze­szło­wie­ko­wych ba­da­niach psy­cho­lo­gicz­nych, na­le­ża­ło­by zwąt­pić o przy­szło­ści tej na­uki,

A prze­cież na­uka o du­szy po­win­na­by do­star­czać wska­zó­wek prak­tycz­nych dla na­uki o kształ­ce­niu du­szy, dla pe­da­go­gi­ki; dla na­uki o le­cze­niu du­szy, dla psy­chia­tryi; dla na­uki o ka­ra­niu du­szy, a więc dla pra­wa kar­ne­go i t… d… i t… d.

Wszyst­kie­go tego nie znaj­du­je­my, lub znaj­du­je­my w nie­sły­cha­nie drob­nym tyl­ko stop­niu, stu­dy­ując daw­niej­sze trak­ta­ty fi­lo­zo­ficz­ne o du­szy.

A je­śli się za­py­ta­my, dla­cze­go tak było, to od­po­wiedź da się stre­ścić w kil­ku punk­tach:

1) Daw­na psy­cho­lo­gia mia­ła zbyt ode­rwa­ne, zbyt ide­al­ne po­ję­cie czło­wie­ka.

2) Zaj­mo­wa­ła się prze­waż­nie kwe­sty­ami, na za­wsze albo przy­najm­niej w da­nej epo­ce dla umy­słu ludz­kie­go nie­do­stęp­ne­mi.

3) Ukła­da­ła swe po­glą­dy od­ra­zu w sys­tem skoń­czo­ny, nie po­zo­sta­wia­jąc pola do dys­ku­syi.

4) Gar­dzi­ła me­to­dą in­duk­cyj­ną, opie­ra­jąc się głów­nie na de­duk­cyi, wsku­tek cze­go prze­wa­żał w niej cha­rak­ter in­dy­wi­du­al­ny – i

5) Nie­spo­strze­ga­ła ści­słe­go związ­ku, jaki wią­zał tę na­ukę z in­ne­mi na­uka­mi nie­fi­lo­zo­ficz­ne­mi, od fi­zy­olo­gii po­cząw­szy.

Krót­ko mó­wiąc, nie mo­gła dać wy­ni­ków prak­tycz­nych, po­nie­waż nie była na­uką spo­strze­gaw­czą, lecz ro­zu­mo­wą, po­nie­waż była, jak chciał jesz­cze Kre­mer, "ga­łąz­ką fi­lo­zo­fii".

W sta­ro­żyt­no­ści było to cał­kiem na swo­jem miej­scu. Wów­czas "fi­lo­zof" ozna­czał mę­dr­ca do wszyst­kie­go: był on i ma­te­ma­ty­kiem i al­che­mi­kiem i le­ka­rzem i astro­lo­giem; wów­czas wszyst­ko było fi­lo­zo­fią, bo wszyst­ko było "mi­ło­ścią mą­dro­ści". Wkrót­ce jed­nak wy­dzie­li­ła się z niej ma – te­ma­ty­ka, póź­niej me­dy­cy­na, znacz­nie póź­niej fi­zy­ka. Jesz­cze New­ton wy­kład fi­zy­ki ty­tu­ło­wał: Prin­ci­pia Phi­lo­so­phiae, i rze­czy­wi­ście pra­wie do koń­ca XVIII-go wie­ku uwa­ża­no tę na­ukę za część fi­lo­zo­fii. Roz­rost nauk do­świad­czal­nych w wie­ku XIX-tym ode­brał fi­lo­zo­fii fi­zy­kę, ale po­zo­sta­wił jej jesz­cze psy­cho­lo­gię. Wpraw­dzie już Wolf, uczeń Le­ib­ni­za w XVIII-tym wie­ku, uczuw­szy pew­ną od­ręb­ność tre­ści psy­cho­lo­gii od in­nych "ga­łę­zi" fi­lo­zo­fii, roz­dzie­lił ją na psy­cho­lo­gię em­pi­rycz­ną i ra­cy­onal­ną, któ­ra to ostat­nia nie do­ty­czy­ła już zja­wisk, lecz ich we­wnętrz­nej isto­ty; ale dla nie­go obie te na­uki sta­no­wi­ły jesz­cze część fi­lo­zo­fii, na rów­ni z fi­zy­ką i teo­lo­gią.

Dla nas zaś psy­cho­lo­gia (em­pi­rycz­na, a więc wła­ści­wa psy­cho­lo­gia) nie jest i nie może być na­uką fi­lo­zo­ficz­ną. Psy­cho­lo­gia opie­ra się na spo­strze­że­niach; fi­lo­zo­fia na po­ję­ciach ogól­nych, któ­re z tam­tych po­wsta­ją. Fi­lo­zof nie jest ob­ser­wa­to­rem, lecz my­śli­cie­lem. Ob­ser­wa­tor, a więc ba­dacz fak­tów, fi­zyk, fi­zy­olog, psy­cho­log, do­star­cza mu tyl­ko ma­te­ry­ałów, któ­re on ob­ra­bia ro­zu­mo­wo, nie po­trze­bu­jąc ich do­cho­dzić do­świad­czal­nie; w prze­ciw­nym bo­wiem ra­zie, t… j… bez ta­kie­go po­dzia­łu pra­cy, upra­wia­nie ogól­nych teo­ryj, do­cho­dze­nie praw ogól­nych, a więc upra­wia­nie fi­lo­zo­fii, by­ło­by przy dzi­siej­szym roz­ro­ście wie­dzy po­pro­stu nie­mo­żeb­nem.

Z dru­giej stro­ny, gdy­by fi­zyk lub psy­cho­log za­miast ob­ser­wo­wać i zbie­rać fak­ty, chciał od­ra­zu zgłę­biać isto­tę rze­czy i wy­snu­wać ogól­ne na świat po­glą­dy to nig­dy­by na­uki nie po­su­nął na­przód, ob­cią­ża­jąc ją tyl­ko wiel­ką ilo­ścią do­wol­nych hi­po­tez. Po­nie­waż zaś, jak mówi Jan Śnia­dec­ki, lep­szą jest roz­sąd­na nie­wia­do­mość niż fał­szy­wa na­uka, le­piej więc kwe­stye isto­ty po­zo­sta­wić na boku a za­jąć się ob­ser­wa­cyą tych ob­ja­wów psy­chicz­nych co­dzien­nych, któ­re zna­my, albo ra­czej któ­re mo­że­my do­brze po­znać, do­brze opi­sać i do­brze roz­kla­sy­fi­ko­wać. Wte­dy do­pie­ro, kie­dy na­gro­ma­dzi­my taką ilość fak­tów, spo­strze­żeń

i do­świad­czeń, jaką po­sia­da dzi­siej­sza fi­zy­ka lub che­mia i gdy tak jak one na­uczy­my się oce­niać wza­jem­ny tych fak­tów zwią­zek i sto­su­nek wte­dy do­pie­ro bę­dzie mo­gła być mowa o owej ra­cy­onal­nej psy­cho­lo­gii Wol­fa, któ­ra jed­nak nie bę­dzie już wła­ści­wą psy­cho­lo­gią, lecz fi­lo­zo­fią psy­cho­lo­gii, po­dob­nie jak dzi­siej­sza ogól­na teo­rya sił nie jest już fi­zy­ką, lecz jej fi­lo­zo­fią.

My­śli po­wyż­sze, cd dzie­się­ciu lat prze­zem­nie wy­zna­wa­ne, sta­ły się w ostat­nich cza­sach wy­ra­zem opi­nii wie­lu po­stę­po­wych pra­cow­ni­ków, i z przy­jem­no­ścią stwier­dzić mogę, że, dzię­ki przy­kła­do­wi an­giel­skich psy­cho­lo­gów, je­ste­śmy już w peł­nym roz­wo­ju że gmach psy­cho­lo­gii do­świad­czal­nej ro­śnie wspa­nia­le w na­szych oczach, na gru­zach me­ta­fi­zycz­nych po­mni­ków.

Psy­cho­lo­gia za­czy­na mieć swo­ich spe­cy­ali­stów. Li­te­ra­tu­ra jej bie­żą­ca sta­no­wi nie­mal po­ło­wę ca­łej li­te­ra­tu­ry fi­lo­zo­ficz­nej, a co naj­waż­niej­sza: uka­zu­je się co­raz mniej za­mknię­tych sys­te­mów, w któ­rych psy­cho­lo­gia sta­no­wi tyl­ko jed­no do ca­ło­ści do­pa­so­wa­ne kół­ko, a na­to­miast mno­żą się stu­dya pe­je­dyn­cze, mo­no­gra­fie, jako drob­ne, ale do­brze wy­pa­lo­ne ce­gieł­ki do przy­szłej wiel­kiej bu­do­wy. Me­rvoy­er pi­sze dzie­ło o ko­ja­rze­niu się wy­obra­żeń, Jo­lyo in­stynk­cie, Ri­bo­to dzie­dzicz­no­ści, Sie­czen o w o od­ru­chach, Mur­phy o przy­zwy­cza­je­niu, Du­mont o wraż­li­wo­ści, Bo­uil­lier o uczu­ciach przy­jem­nych i przy­krych, Spen­cer o śmie­chu, Mau­ryo śnie i ma­rze­niach, Strumpf o po­cho­dze­niu jed­ne­go tyl­ko po­ję­cia prze­strze­ni i t… d… i t… d. Jed­nem sło­wem, po­wsta­je li­te­ra­tu­ra stu­dy­ów, po­dob­na do tej jaką daw­no już po­sia­da­ją na­uki przy­rod­ni­cze.

Co wię­cej, spe­cy­ali­ści in­nych dzia­łów wie­dzy, wi­dząc szyb­ki roz­rost psy­cho­lo­gii do­świad­czal­nej, za­czy­na­ją od­czu­wać po­trze­bę uzu­peł­nie­nia swych ba­dań w tym kie­run­ku, i oto Zöl­l­ner, astro­nom, pi­sze o złu­dze­niach zmy­sło­wych i o bez­wied­nem wnio­sko­wa­niu; Tyn­dall, fi­zyk, o sile my­śli w sto­sun­ku do sił fi­zycz­nych; Dar­win, zoo­log i bo­ta­nik, o wy­ra­zie uczuć; Ste­in­thal, fi­lo­log, o sto­sun­ku psy­cho­lo­gii do fi­lo­lo­gii i hi­sto­ryi; Fech­ner sta­je się z fi­zy­ka psy­cho­fi­zy­kiem, a Wundtz fi­zy­olo­ga psy­cho­lo­giem.

Ta­kie od­ro­dze­nie ba­dań du­cho­wych nie mo­gło po­zo­stać bez na­stępstw. Psy­cho­lo­gia sta­ła się na­uką sa­mo­ist­ną, o wła­snym za­kre­sie i wła­snej me­to­dzie, a taka na­uka musi mieć za­sto­so­wa­nia.

1. ZA­STO­SO­WA­NIA PSY­CHO­LO­GII DO NAUK FI­LO­ZO­FICZ­NYCH.

Po­nie­waż wy­łą­czy­li­śmy psy­cho­lo­gię z dzie­dzi­ny nauk fi­lo­zo­ficz­nych, za­sta­nów­my się naj­przód nad jej sto­sun­kiem do tych ostat­nich.

Je­że­li na­rzę­dzia­mi wie­dzy wo­gó­le są spo­strze­ga­nie i ro­zu­mo­wa­nie, to na­rzę­dziem fi­lo­zo­fii jest przedew­szyst­kiem ro­zu­mo­wa­nie. Ro­zu­mo­wa­nie jest czyn­no­ścią du­cho­wą, wszel­kie czyn­no­ści du­cho­we są przed­mio­tem psy­cho­lo­gii, a więc psy­cho­lo­gia musi być pod­sta­wą fi­lo­zo­fii. In­nym na­ukom wol­no nie ba­dać bli­żej tego umy­sło­we­go na­rzę­dzia, opie­ra­jąc się je­dy­nie na na­tu­ral­nej, ma­chi­nal­nej jego zna­jo­mo­ści; lecz fi­lo­zo­fii, któ­ra jest sa­mo­wie­dzą wie­dzy, ta­kie za­nie­dba­nie nie przy­stoi by­ło­by na­wet za­prze­cze­niem jej za­da­nia. Po­nie­waż zaś z dzia­łów fi­lo­zo­fii za­da­nie to spe­cy­al­nie przy­pa­da Lo­gi­ce i Me­to­do­lo­gii, te więc na­uki z ko­niecz­no­ści mu­szą się bez­po­śred­nio oprzeć na psy­cho­lo­gii – i oto pierw­sze jej za­sto­so­wa­nie.

Aże­by wie­dzieć jak na­le­ży ro­zu­mo­wać, trze­ba naj­przód wie­dzieć jak wo­gó­le ro­zu­mu­je­my. Tyl­ko kry­ty­ka róż­no­rod­nych spo­so­bów ro­zu­mo­wa­nia może do­pro­wa­dzić do od­róż­nie­nia pra­wi­dło­wych od nie­pra­wi­dło­wych, ści­słych od nie­ści­słych. Lo­gi­ka wpraw­dzie ma swo­ją sfe­rę de­duk­cyj­ną któ­ra ją zbli­ża do ma­te­ma­ty­ki, i po­zwa­la na two­rze­nie for­muł bez oglą­da­nia się na ja­ką­kol­wiek­bądź inną na­ukę; ale sam punkt wyj­ścia, sama pod­sta­wa lo­gj­ki, musi być psy­cho­lo­gicz­ną. Zwy­kle też wy­kład jej po­prze­dza­my wstę­pem je­że­li nie ca­łej psy­cho­lo­gii my­śle­nia, to przy­najm­niej teo­ryą po­cho­dze­nia po­jęć i są­dów; dłu­gi czas jed­nak­że mimo tej teo­re­tycz­nej ostroż­no­ści za­po­mi­na­no o niej w prak­ty­ce, t… j… w sa­mem za­sto­so­wa­niu teo­ryi po­cho­dze­nia po­jęć do wy­kła­du lo­gi­ki, I wsku­tek tego lo­gi­ka była albo zbyt for­mal­ną, była tyl­ko su­chym szkie­le­tem my­śli ży­wej; albo też w for­mal­ną wma­wia­no, że jest tre­ścio­wą, za­mie­nia­jąc gwał­tem tezy sze­ma­tycz­ne o sto­sun­kach bytu, na tezy sub­stan­cy­onal­ne o sa­mym by­cie; wma­wia­no w nas, że szkie­let jest zu­peł­nie wier­nem od­bi­ciem ca­łe­go cia­ła.

Taką była lo­gi­ka he­glow­ska, ma­ją­ca niby sta­no­wić po­stęp od lo­gi­ki Kan­ta . Dla cze­go zaś nie był to po­stęp rze­czy­wi­sty? Dla tej pro­stej przy­czy­ny, że czu­jąc po­trze­bę, a na­wet ko­niecz­ność, zbli­że­nia form my­śli do bytu, do­ko­na­no tego zbli­że­nia dro­gą nie­na­tu­ral­ną, nie­psy­cho­lo­gicz­ną. I trze­ba było do­pie­ro re­for­my Mil­la i Ba­ina, żeby su­chy szkie­let lo­gi­ki po­krył się ży­wem cia­łem tre­ści umie­jęt­nej, żeby z me­cha­ni­zmu mar­twe­go, stał się or­ga­ni­zmem ży­wym. W jaki spo­sób? Przez pro­ste, ale zu­peł­ne, śmia­łe za­sto­so­wa­nie psy­cho­lo­gicz­nej teo­ryi po­cho­dze­nia po­jąć i są­dów, przez do­da­nie rusz­to­wa­niom lo­gicz­nym fun­da­men­tu tre­ścio­we­go ze wszyst­kich in­nych dzia­łów wie­dzy. Wte­dy do­pie­ro lo­gi­ka za­czę­ła być prak­tycz­ne, i tyl­ko taka mo­gła być tre­ścio­wą nie prze­sta­jąc być for­mal­ną; mo­gła mó­wić coś o by­cie, nie mó­wiąc jed­nak za wie­le; mo­gła mó­wić o for­mach, nie mó­wiąc za mało.

Zro­zu­miaw­szy, że umie­jęt­na war­tość po­jęć po­win­na być mie­rzo­na nie tyl­ko ich sto­sun­ka­mi sze­ma­tycz­ny­mi, ale tak­że ich po­cho­dze­niem z wra­żeń i war­to­ścią tych wra­żeń; wie­dząc, że obok są­dów doj­rza­łych: ze szcze­gó­łów o ogó­le lub z ogó­łu o szcze­gó­łach, ist­nie­ją nic war­te lo­gicz­nie a jed­nak naj­po­spo­lit­sze u więk­szo­ści lu­dzi, u dzie­ci, u dzi­kich i u zwie­rząt sądy ze szcze­gó­łu o szcze­gó­le, a na­wet z jed­ne­go szcze­gó­łu o ogó­le, jako pod­ście­li­sko na któ­rem tam­te doj­rze­wa­ją; zro­zu­miaw­szy wresz­cie, że teo­rya syl­lo­gi­zmu jest tyl­ko szcze­gól­nym przy­pad­kiem teo­ryi sko­ja­rzeń, a mia­no­wi­cie sko­ja­rzeń na za­sa­dzie przy­czy­no­wo­ści; bę­dzie­my mie­li do­pie­ro wła­ści­we po­ję­cie o tem, jaką przy­słu­gę umie­jęt­ną od­da­je psy­cho­lo­gia lo­gi­ce, jak da­le­ce roz­ja­śnia jej wła­sną sa­mo­wie­dzę i jak za­sto­so­wa­niem swo­ich prawd po­zwa­la jej sa­mej zna­leźć za­sto­so­wa­nie do wszyst­kich in­nych nauk.

Teo­rya lo­gi­ki jest w ta­kim sto­sun­ku do my­śle­nia prak­tycz­ne­go, jak teo­rya mu­zy­ki do gry na róż­nych in­stru­men­tach. Grać moż­na i bez teo­ryi, ale wła­ści­wą umie­jęt­ność, umie­jęt­ność świa­do­mą sie­bie, daje tyl­ko teo­rya; teo­rya zaś mu­zy­ki musi się oprzeć na fi­zycz­nej teo­ryi dźwię­ków, po­dob­nie jak lo­gi­ka na psy­cho­lo­gicz­nej teo­ryi my­śle­nia.

Jak­że wie­lu błę­dów unik­nę­ła­by fi­lo­zo­fia w swym roz­wo­ju, gdy­by, po­świę­ca­jąc tak wie­le sił ode­rwa­nej lo­gi­ce, pa­mię­ta­ła o jej związ­ku z psy­cho­lo­gią! Upo­rczy­wa wal­ka "re­ali­stów" z "no­mi­na­li­sta­mi" przez prze­ciąg kil­ku wie­ków by­ła­by nie­po­trzeb­ną, gdy­by uzna­no wcze­śniej ten tak pro­sty axio­mat psy­cho­lo­gicz­ny Sto­ików, że wy­obra­że­nia z wra­żeń tyl­ko po­wsta­wać mogą. Pa­mię­ta­jąc o tem nie­po­dob­na­by było sprze­czać się o to: czy "uni­ver­sa­lia" ist­nie­ją ante rem, czy in re, czy tyl­ko post rem. Po­dob­nież re­for­ma Kan­ta, do­ty­czą­ca względ­no­ści na­szej wie­dzy i nie­moż­no­ści po­zna­nia rze­czy sa­mej w so­bie, by­ła­by zby­tecz­ną we dwa­dzie­ścia z górą wie­ków po Cy­re­na­ikach, któ­rzy toż samo gło­si­li. Nie przy­ję­to zaś tej teo­ryi dla tego tyl­ko, że jej pod­sta­wa psy­cho­lo­gicz­na nie była usta­lo­ną, albo ra­czej, że po­trze­by tego usta­le­nia wca­le nie od­czu­wa­no.

Ale i dzi­siaj, czyż my już do­sta­tecz­nie zro­zu­mie­li­śmy ko­niecz­ność pa­mię­ta­nia o tem, ja­kie­mi się po­słu­gu­je­my na­rzę­dzia­mi i co za ich po­mo­cą zdzia­łać mo­że­my? Wszak i dziś czy­ta­my róż­ne prób­ki roz­wią­zy­wa­nia za­gad­nień, dla któ­rych roz­wią­za­nia po­trze­bo­wa­li­by­śmy mieć cał­kiem inną or­ga­ni­za­cyę umy­sło­wą, o wie­le wyż­szą od dzi­siej­szej. Nie je­st­że to pro­sta stra­ta cza­su, gdy na­wet taki Wundt sze­ro­ko za­sta­na­wia się nad tem, czy czas jest skoń­czo­ny, czy nie­skoń­czo­ny? Albo nie je­st­że to za­po­mnie­niem o naj­prost­szych za­sa­dach psy­cho­lo­gii, gdy np. Kre­mer po­wia­da nam, że pan­te­izm jako sys­tem upa­da wo­bec szla­chet­nych uczuć na­tu­ry ludz­kiej?… Ja­kim spo­so­bem uczu­cia, choć­by naj­szla­chet­niej­sze, mogą de­cy­do­wać o praw­dzi­wo­ści sys­te­mu? Cóż­by po­wie­dział Kre­mer-es­te­tyk, gdy­by­śmy chcie­li oce­niać pięk­ność le­gen­dy we­dług tego czy wszyst­ko w niej zga­dza się z ro­zu­mem? A prze­cież nie by­ło­by to bar­dziej nie­sto­sow­nem niż oce­nia­nie teo­ryi fi­lo­zo­ficz­nej mia­rą upodo­bań uczu­cio­wych! Tyl­ko zaś psy­cho­lo­gia, po­ucza­ją­ca o za­kre­sie każ­dej wła­dzy, może nas uchro­nić od uży­wa­nia nie­wła­ści­wych na­rzę­dzi, lub prze­ce­nia­nia war­to­ści tych, ja­kie­mi nas do­tych­cza­so­wy roz­wój ludz­ko­ści ob­da­rzył.

Rów­nie płod­nym w prak­tycz­ne wska­zów­ki oka­że się sto­su­nek psy­cho­lo­gii do es­te­ty­ki. Jest co bar­dzo wie­lo­stron­ny. Naj­przód bo­wiem, nie inna na­uka, tyl­ko psy­cho­lo­gia może nam wska­zać wła­ści­we za­da­nie sztu­ki; to bo­wiem do cze­go sztu­ka zmie­rza jest osta­tecz­nie wra­że­niem i wzru­sze­niem du­cha, a więc wcho­dzi w za­kres psy­cho­lo­gii. Wy­ka­zu­jąc o ile sztu­ka może roz­bu­dzać czyn­no­ści du­cho­we i przez nie od­dzia­ły­wać na cha­rak­ter czy­nów, psy­cho­lo­gia wska­zu­je ob­szer­ne, ale za­ra­zem sta­now­cze gra­ni­ce, w ob­rę­bie któ­rych sztu­ka po­ru­szać się może i poza któ­re prze­cho­dzić nie po­win­na – je­że­li dba o speł­nie­nie swych ce­lów. Po­cho­dze­nie uczuć i wy­obra­żeń z wra­żeń ob­ja­śnia nam dla cze­go sztu­ka, prze­wyż­sza­jąc na­tu­rę, ko­rzy­sta za­ra­zem ze wszyst­kich atry­bu­tów tej ostat­niej, w stop­niu mniej lub wię­cej roz­le­głym. Pod wzglę­dem, tła mniej żywa od na­tu­ry, ale po­tęż­niej­sza od niej ze­środ­ko­wa­niem po­strze­leń i ce­lo­wym ich ukła­dem, dzia­ła ona sil­nie lecz dzia­ła wte­dy tyl­ko, gdy to ze­środ­ko­wa­nie i ta ce­lo­wość nie od­bie­ga­ją zby­tecz­nie od ukła­dów, ja­kie umysł nasz przy­wykł spo­ty­kać w na­tu­rze.

Wska­zaw­szy zaś gra­ni­ce dzia­ła­nia, psy­cho­lo­gia wska­zu­je za­ra­zem moż­ność wpły­wu. Opie­ra się ona na związ­ku roz­bu­dzo­nych uczuć z czy­na­mi. Cho­ciaż­by uczu­cia pod­nio­słe, przez sztu­kę wy­two­rzo­ne, nie mo­gły wprost przejść w czy­ny te jed­nak przez to samo, że ist­nie­ją, po­pie­ra­ją i pod­no­szą siłę in­nych uczuć szla­chet­nych, dro­gą na­tu­ral­ną po­wsta­łych, a tem sa­mem uszla­chet­nia­ją. Po­wia­da­ją wpraw­dzie nie­któ­rzy niby po­zy­tyw­ni es­te­ty­cy, że ca­łem za­da­niem sztu­ki jest przy­jem­ność; ale nie na­le­ży za­po­mi­nać, że ta­kie okre­śle­nie, jak­kol­wiek psy­cho­lo­gicz­ne, nie jest es­te­tycz­nem; a psy­cho­lo­gia cho­ciaż musi być pod­sta­wą es­te­ty­ki nie jest r. ią samą. Psy­cho­log spro­wa­dza wra­że­nia es­te­tycz­ne do ka­te­go­ryj przy­jem­nych, ale z tej ka­te­go­ryi es­te­tyk od­ci­na tyl­ko to, co mu się go­dzi na­zwać es­te­tycz­nem, I to wła­śnie jest jed­nym z po­wo­dów, dla któ­rych psy­cho­lo­gię mu­si­my uwa­żać za na­ukę od­ręb­ną od fi­lo­zo­fi: od lo­gi­ki, es­te­ty­ki i ety­ki. Tam­ta uczy tyl­ko o tem co jest i jak jest – ta: jak być po­win­no. Psy­cho­lo­gia nie może wska­zy­wać szcze­gó­ło­we­go celu es­te­ty­ce, ale wska­zu­je jej, o ile ten cel osią­gnąć się daje. Ona nie dba o to, czy ce­lem sztu­ki jest pro­sta przy­jem­ność, czy też tyl­ko pew­ne jej ro­dza­je; ale uczy, że w każ­dym ra­zie ta przy­jem­ność jest po­dwój­na, zmy­sło­wą i umy­sło­wą, i ostrze­ga, że je­śli sztu­ka pa­mię­ta­jąc o celu, za­po­mni o środ­kach, je­śli np. ze­chce mo­ra­li­zo­wać i gwał­tem wpły­wać wprost na czy­ny, nie przez po­śred­nic­two uczuć i fan­ta­zyi to zro­bi fia­sco, bo stra­ci siłę wła­ści­wą na­tu­rze, wła­ści­wą wra­że­niom bez­po­śred­nim, do­świad­cze­niem ży­cio­wym, a nie zy­ska siły wła­ści­wej sztu­ce, wła­ści­wej wra­że­niom sym­bo­licz­nym i ob­ra­zom fan­ta­zyi.

Nie­chże ktoś ze­chce np. na­pi­sać po­wieść, w któ­rej po­ję­cia będą mia­ły prze­wa­gę nad wy­obra­że­nia­mi, po­glą­dy nad ob­ra­za­mi a prze­ko­na się, że wpły­wu żad­ne­go nie wy – wrze i tyl­ko znu­ży czy­tel­ni­ka. Es­te­ty­ka opar­ta na psy­cho­lo­gii ob­ja­śni go, że po­wieść, jako bę­dą­ca od­bi­ciem ży­cia, musi mieć bar­wę tego ostat­nie­go, a ta wca­le nie jest abs­trak­cyj­ną.

Prze­ciw­nie, na­pi­sa­ny w ten spo­sób utwór fi­lo­zo­ficz­ny, ob­ra­zo­wo, z ca­łym przy­bo­rem po­rów­nań i prze­no­śni, może być wpraw­dzie po­pu­lar­nym, ale nie bę­dzie ści­słym i ja­snym w ca­ło­ści; bo po­ję­cia ogól­ne rzad­ko dają się upla­stycz­nić bez na­ra­że­nia na szwank ich za­kre­su: sza­ta barw i kształ­tów jest dla nich naj­czę­ściej za szczu­płą lub za ob­szer­ną.

Tak więc wszyst­ko musi mieć swą sfe­rę i swą mia­rę, a tę sfe­rę i mia­rę wska­zu­je wła­śnie psy­cho­lo­gia.

Po­dob­nież, je­śli weź­mie­my już nie samą for­mę sztu­ki, ale szcze­gó­ło­we kre­acye ar­ty­sty, w dra­ma­cie na­przy­kład to i tu kry­ty­ka sztu­ki musi być co naj­mniej po­dwój­ną: es­te­tycz­ną i psy­cho­lo­gicz­ną. Es­te­tyk zaj­mie się war­to­ścią ty­pów, pięk­nem sy­tu­acyi i ten­den­cyą; psy­cho­log zaś – praw­dą cha­rak­te­rów, me­cha­ni­zmem uczuć i przy­czy­no­wo­ścią zda­rzeń.

Jed­no bez dru­gie­go bę­dzie do­pie­ro po­ło­wą kry­ty­ki. Cóż­by to był za dra­mat, w któ­rym de­ter­mi­nizm uczuć i woli nie był­by świę­cie sza­no­wa­ny; w któ­rym list przez ni­ko­go nie­prze­wi­dzia­ny i ni­czem nie­uspra­wie­dli­wio­ny de­cy­do­wał­by o lo­sie bo­ha­te­rów; w któ­rym­by cha­rak­te­ry osób co akt się zmie­nia­ły; w któ­rym­by ko­cha­ją­cym ka­za­no się na­raz nie­na­wi­dzieć, bez żad­nej psy­cho­lo­gicz­nej ra­cyi?

Ale z dru­giej stro­ny wszyst­ko to, co mógł­by po­chwa­lić psy­cho­log, nie­ko­niecz­nie jesz­cze sta­no­wi­ło­by o es­te­tycz­nej war­to­ści dra­ma­tu; cha­rak­te­ry mogą być praw­dzi­we, uczu­cia lo­gicz­nie skom­bi­no­wa­ne, czy­ny de­ter­mi­ni­stycz­nie prze­pro­wa­dzo­ne, a jed­nak nie bę­dzie to jesz­cze sztu­ka, je­śli w ty­pach nie ma uzmy­sło­wie­nia war­to­ści es­te­tycz­nej lub mo­ral­nej, je­śli w sy­tu­acy­ach nie ma ar­ty­zmu a w czy­nach wznie­sie­nia się nad tło po­spo­li­te, czy to w kio – run­ku do­dat­nim czy ujem­nym. Nie prze­ce­nia­my do­nio­sło­ści za­sto­so­wań psy­cho­lo­gii w tym wzglę­dzie, ale chce­my uwy­dat­nić ich war­tość.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: